Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Dowcipy z życia wzięte. https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=10&t=11179 |
Strona 3 z 4 |
Autor: | kawa62 [ 9 paź 2012, o 13:54 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Jest to podobno prawdziwa rozmowa nagrana na morskiej częstotliwości alarmowej Canal 106, na wybrzeżu Finisterra (Galicja) pomiędzy Hiszpanami a Amerykanami 16 października 1997 roku. Hiszpanie (w tle słychać trzaski): Tu mówi A-853, prosimy, zmieńcie kurs o 15 stopni na południe, by uniknąć kolizji... Płyniecie wprost na nas, odległość 25 mil morskich. Amerykanie (trzaski w tle): Sugerujemy wam zmianę kursu o 15 stopni na północ, by uniknąć kolizji. Hiszpanie: Odmowa. Powtarzamy: zmieńcie swój kurs o 15 stopni na południe, by uniknąć kolizji... Amerykanie (inny głos): Tu mówi kapitan jednostki pływającej Stanów Zjednoczonych Ameryki. Nalegamy, byście zmienili swój kurs o 15 stopni na północ, by uniknąć kolizji. Hiszpanie: Nie uważamy tego ani za słuszne, ani za możliwe do wykonania. Sugerujemy wam zmianę kursu o 15 stopni na południe, by uniknąć zderzenia z nami. Amerykanie (ton głosu świadczący o wsciekłości): Tu mówi kapitan Richard James Howard, dowodzący lotniskowcem USS Lincoln marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych; drugim co do wielkości okrętem floty amerykańskiej. Eskortują nas dwa okręty pancerne, sześć niszczycieli, pięć krążowników, cztery okręty podwodne oraz liczne jednostki wspomagające. Udajemy sie w kierunku Zatoki Perskiej w celu przeprowadzenia manewrów wojennych w obliczu możliwej ofensywy ze strony wojsk irackich. Nie sugeruje... ROZKAZUJE WAM ZMIENIĆ KURS O 15 STOPNI NA PÓŁNOC! W przeciwnym razie będziemy zmuszeni podjąć działania konieczne by zapewnić bezpieczeństwo temu okrętowi, jak również siłom koalicji. Należycie do państwa sprzymierzonego, jesteście członkiem NATO i rzeczonej koalicji. Żądam natychmiastowego posłuszeństwa i usunięcia sie z drogi! Hiszpanie: Tu mówi Juan Manuel Salas Alcántara. Jest nas dwóch. Eskortuje nas nasz pies, jest też z nami nasze jedzenie, dwa piwa i kanarek, który teraz śpi. Mamy poparcie lokalnego radia La Coruna i morskiego kanału alarmowego 106. Nie udajemy się w żadnym kierunku i mówimy do was ze stałego lądu, z latarni morskiej A-853 Finisterra, z wybrzeża Galicji. Nie mamy gównianego pojęcia, które miejsce zajmujemy w rankingu hiszpańskich latarni morskich. Możecie podjąć wszelkie słuszne działania, na jakie tylko przyjdzie wam ochota, by zapewnić bezpieczeństwo waszemu zas✸✸nemu okrętowi, który za chwile rozbije się o skały; dlatego ponownie nalegamy, sugerujemy wam, iż działaniem najlepszym, najbardziej słusznym i najbardziej godnym polecenia będzie zmiana kursu o 15 stopni na południe by uniknąć zderzenia z nami. Amerykanie: OK. Przyjąłem, dziękuję. |
Autor: | essi001 [ 9 paź 2012, o 13:58 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Autor: | Colonel [ 9 paź 2012, o 15:49 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Tyle, że poprawne tłumaczenie powinno brzmieć "komandor Richard James Howard", tak przekłada się "captain". |
Autor: | Jaromir [ 10 paź 2012, o 12:21 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Aby utrzymać się w temacie... |
Autor: | Maar [ 10 paź 2012, o 15:09 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
pierdupierdu napisał(a): Aby utrzymać się w temacie... W temacie "podobno prawdziwa rozmowa"?
|
Autor: | Cypis [ 10 paź 2012, o 15:19 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Maar napisał(a): pierdupierdu napisał(a): Aby utrzymać się w temacie... W temacie "podobno prawdziwa rozmowa"? |
Autor: | Nicram [ 11 paź 2012, o 18:49 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
http://mistrzowie.org/95644/Rewanz-za-Potop |
Autor: | Roman K [ 13 paź 2012, o 17:40 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Po dwóch dobach ciężkiej żeglugi wchodzimy późnym wieczorem do Nieuwpoort w Belgii. Lecimy do oświetlonej knajpki portowej, siadamy przy barze i pytamy się grzecznie barmana do której czynna. Do ostatniego klienta, właśnie wyszedł. No to poprosimy po dużym piwie. Przecież mówiłem że właśnie wyszedł. DOBRANOC PANOM. |
Autor: | damit [ 21 paź 2012, o 09:31 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Nie bacząc na niebezpieczeństwo "łyknięcia" bakcyla, postanowiłem zamieścić link do takiego oto curiosum: http://www.portalmorski.pl/inne-sfery/z ... -uprawnien . Ten wątek wydał mi się najbardziej odpowiedni |
Autor: | Roman K [ 11 sty 2013, o 13:17 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Dlaczego w tym wątku? Bo nasze FORUM to samo życie. Z dedykacją dla niektórych naszych kolegów i koleżanek. Jak być nielubianym. - miej zawsze rację - odpowiadaj pytaniem na pytanie - zwalaj co się da na innych - jak kogoś skrzywdzisz, to nie zapomnij go jeszcze obrazić |
Autor: | lunsive [ 11 sty 2013, o 21:18 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Mazury, część załogi po raz pierwszy na rejsie. Kumpel patrzy się na icka (zrobiony był z jakiegoś cienkiego, szarego sznurka i zawinął się trochę o wantę), patrzy się uważnie i patrzy i po chwili mówi: ej, Kamil, wanta nam się pruje! |
Autor: | Maar [ 14 sty 2013, o 11:16 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Kaśka chce wziąć od Rudej auto. K: Mamo pożycz samochód. R: Weź, tylko proszę zatankuj. K: Po co?! R: Po korek. |
Autor: | Netart [ 3 lut 2013, o 18:44 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Parę lat temu , mazurski rejs męski. Załoga tak pod 40-tke, same chłopy. Płyniemy kanałem przez Giżycko, gorąco, wszyscy porozbierani jak do opalania. Idąc powoli patrzy się na mijające się łodki, ahoj, machnięcie ręką i dalej.... Mijamy łódkę z męską załogą, tylko tak chyba 2 razy od nas młodszą...Chłopaki koło 18-tki, też porozbierani do kąpielówek, na szyjach mają girlandy "hawajskich" kwiatów, a na relingach porozwieszane damskie staniki i majtki. Mój kumpel, taki zawsze "hej do przodu" odwraca uśmiechniętą jak banan mnie gębę i mówi: "Ty, a jakby to było gdybyśmy my tak sobie udekorowali łódkę?" Ja: "Żałośnie...." |
Autor: | JasiekN [ 4 lut 2013, o 19:28 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Zbieraj napisał(a): Co najwyżej zmienimy hasło z "Zobaczyc Morze" na "Zobaczyć Cycki" No to ja może coś na podobny temat, połączony z własnymi przemyśleniami, dotyczącymi jakości szkolenia żeglarskiego. Tego śródlądowego i bardzo "baczność - spocznij". Może niektórych z Was też uczyli jak wiązać "ratowniczy" jedną ręką, groźnie opowiadając historyjkę o "wypadnięciu za burtę", konieczności obwiązania się tu i tam i szczęścliwym ocaleniu? Oczywiście mówię o wiązaniu pętli "na sobie"? Port Hel, letni ciepły poranek. Stoimy sobie przy kei Jagiellonią, podchodzi jakiś inny opal. Podejście idzie zgrabnie (fachura to robi, każdy z nas - niby niewinnie - ale jednak kolegę ocenia). Pada komenda "desant" - wyskajuje młoda i ładna panienka, zgrabnie jej to idzie, z jachtu lecą sznurki - i nagle opppppps. Bo na kei są polery, nie knagi. Panienka nie za bardzo wie, co zrobić z tym fantem. Na czole kapitana coraz groźniejszy mars, wreszcie syczącące "zwiąż ratowniczy". Panienka - jak automat - natychmiast owinęła się cumą w pasie i (równie automatycznie) zawiązała. Jedną ręką. Ale tu się pojawił kolejny problem. Jak wiadomo, talia jest - hmmm - jakby najmniejsza w obwodzie. Przynajmniej u foremnych panienek. A ta była naprawdę foremna. Próbuje tą pętelkę zdjąć z siebie "w dół" - biodra nie puszczają. Kapitan coraz bardziej wściekły, bo mu rufa zaczyna odchodzić i cały manewr trafia szlag, za chwilę walnie dziobem w beton. Zdeterminowana panienka spróbowała zatem "górą". Na wydechu - poszło. Tyle, że razem z T-shirtem, pod którym nie było innych części garderoby. |
Autor: | Seba [ 4 lut 2013, o 19:37 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
haha padłem, no ale manewr uratowany , nie masz fotek czasem ? |
Autor: | Wojciech [ 4 lut 2013, o 19:55 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Poproszono mnie o szkolenie indywidualne dla trójki złogi na jachcie Omega. Lato , roku nie pomnę. Ukrop taki leciał z nieba, aż z jojek ciekło jak młodemu panu z tiulika. Zaproponowałem dla ochłody kąpiel przy brzegu w ustronnej zatoczce. Do dziś mam w pamięci obraz jak dziewcze wchodząc do jachtu zaczepiła się górną częścią stroju kąpielowego o kabestan... domyślcie się jak wyszła z tej opresji. |
Autor: | Buba [ 25 cze 2013, o 02:03 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Mój pierwszy "poważny" kapitański rejs, czyli TTSR 2009. Wśród ośmioosobowej załogi mieliśmy jednego chłopaka z Katowic o imieniu Paweł. W trakcie przelotu słyszałem jak opowiadał że działa w ruchu autonomii Śląska czy coś takiego. Nieważne... Siedzimy w St. Petersburgu i wcinamy na jachcie śniadanie każdy zajęty swoim talerzem. Słychać tylko ciche odgłosy mlaskania. A tu nagle Paweł ni stąd ni z zowąd.. -"Bo Ślunsk to miołby dostęp do morza gdyby nie wy Polaczki!" |
Autor: | essi001 [ 24 paź 2013, o 09:25 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Zasłyszane. Wraca towarzystwo niezbyt trzeźwe na jacht i jeden drugiego ostrzega: - Uważaj, bo rozbijesz głowę o ten... no... miecz! - Nie miecz, tylko bom! - ...No ale jakby pod wodą pływał, to mógłby o miecz... |
Autor: | robhosailor [ 9 sty 2014, o 16:56 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Nie projektuję akurat reklam telewizyjnych, ale jakbym to widział i słyszał wielokrotnie podczas rozmów z moimi klientami, a efekty potem są bardzo podobne: |
Autor: | Hania [ 20 sty 2014, o 09:43 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Wczesne lata siedemdziesiąte. Mazury. Odkrywamy z bratem żeglarstwo. Rodzice nam wcisnęli letnika Niemca z jego 9 letnią córką - chyba pokładali za dużo wiary w nas ... Pływamy sobie omegą kabinową. Gość ubrany jak na ówczesne czasy wypaśnie , łącznie z gumaczkami HH , wiązanymi u góry. Zobaczyliśmy , że pogoda się drastycznie zmienia i zaraz dujnie. Nasze umięjętności były wstępne nieco więc i ocena czasowa nieco nieprecyzyjna. Zanim się przygotowaliśmy dujnęło . Brat na sterze , ja walczę z grotem i jednocześnie wyciągam na pokład dzieciaka . A tatuś namolnie wpycha go do kabiny. Brat wku .... na maksa drze się do Gościa Die Segel weg ! (żagle precz ) . Na co facet wyskoczył nam za burtę. W tych kaloszkach - kotwicach... Epilog: do dziś nie wiem jak to ogarnęliśmy ale człowieka podjęliśmy , resztę też ogarnęliśmy i cało wróciliśmy . Dla uzupełnienia: ja miałam jakieś 13 - 14 lat , a brat 17 - 18. Inne. Tak ze 2 lata wcześniej. Wstęp: oboje byliśmy dziećmi co się uczą nieźle , niegłupie , postrzegane jako grzeczne ( !!!) i takie tam. Więc rodzice odbierali pochwały za tzw. sukces wychowawczy. Akcja: ja z rodzicami na plaży. Brat podpływa zdezelowanym finem. Zaprasza mnie na rejs powrotny do klubu. Ja chętnie , bo zawsze małpowałam co brat - guru. Tak sobie odpłynęliśmy kawałek i biały szkwał walnął. Ster nam urwało , wodę ledwie nadążyłam wylewać , żagiel porwany. Zgarnęła nas jakaś motorówka i doholowała do klubu. Relacja Taty: oboje patrzą co się dzieje. Tata w miarę świadomie ocenia sytuację (bojerowiec) , mama kompletnie nie wie co i jak ale czuje, że coś raczej nie tak. Plażowicze kibicują. Jacyś tam pytają mamę to Pani dzieci ? Tak. No to Pani nie zazdrościmy. Tak dumni to w życiu nie byliśmy. Nareszcie ktoś nie zazdrościł. Jeszcze inne. Bardziej współczesne. Tak z 15 lat wstecz. Trójmiasto. Wracamy z kawiarni do samochodu zaparkowanego na jednokierunkowej , spokojnej uliczce. Towarzystwo wlecze się środkiem. Ja na przedzie. Odwróciłam się i widzę , że jedzie za nimi autko. Zapragnęłam wydać z siebie ostrzeżenie , w końcu tam lazły moje osobiste kilkuletnie dzieci. No i wydałam: uwaga , jezdnia jedzie. Rodzina stanęła w osłupieniu. Ja nerwowo patrzę jak autko się zbliża i nerwowo popędzam: no mówię , że jezdnia jedzie , złazić na chodnik ! Do dziś mi wypominają. I ostatnie z tego sezonu. Rodzinny wypad na Bornholm. Skład podstawowy tradycyjny czyli ja , mąż i brat. Plus dwie osoby całkiem zieloniutkie ale pełne chęci , w postaci cioci i wujka. Wujek "gorol". Wachta bardzo wczesno ranna. Siedzimy sobie z bratem i delektujemy się otoczeniem ( wyprzedzaliśmy o kilka godzin ten sztorm co to pomłócił jachty na regatach Poloneza) , fala spora. Bornholm już majaczy na horyzoncie. I nagle słyszę: beee , beee , beee. Ki diabeł ? Skąd barany i owieczki na środku wody ? Patrzę na brata i pytam Ty to słyszysz czy ja coś nie tak ? A on ze stoickim spokojem. A nic , to tylko wujo pawia rzuca w kibelek. |
Autor: | LukasJ [ 20 sty 2014, o 10:07 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
HWG napisał(a): biały szkwał walnął Prawdziwy biały szkwał, czy mazurski biały szkwał? |
Autor: | Hania [ 20 sty 2014, o 12:35 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
LukasJ napisał(a): Prawdziwy biały szkwał, czy mazurski biały szkwał? OJ oj , czytanie ze zrozumieniem to jest gdzie ? Toż napisałam : HWG napisał(a): Wczesne lata siedemdziesiąte. Mazury . A na marginesie , biorąc nasze ówczesne umiejętności i wiek - to białego mazurskiego szkwału nam nie potrzeba było.I na innym marginesie - po Mazurach pływałam dużo i na różnym. I wcale bym nie lekceważyła tych "mazurskich szkwałów , białych". Kilka lat temu byli tacy co zlekceważyli i mało śmiesznie się to skończyło. |
Autor: | zbigandrew [ 23 sty 2014, o 09:01 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Na jeden z licznych weekendowych rejsów bałtyckich "Tytanem" Jurek Morzycki namówił dwu inżynierów budownictwa rozpoczynających na budowie staż inspektorski. Na Roztoce Odrzańskiej wita nas świeża 4 i idąca od dziobu nieproporcjonalnie większa fala od strony Zalewu. Siedzę w kokpicie z rumplem w garści, a inżynierkowie obok mnie na nawietrznej. W pewnym momencie, spojrzawszy na nawietrzną zobaczyłem lecącą w moją stronę, rozpiętą na wietrze czerwoną płachtę jakby sztandaru... Błyskawicznie, nie puszczając rumpla, złożyłem się w pół, a czerwona płachta poszybowała za burtę po zawietrznej. Wkrótce wyjaśniło się, że inżynierkowie przed zamustrowaniem na "Tytanie" jedli na obiad czerwony barszczyk w zakładowej stołówce... |
Autor: | Hania [ 23 sty 2014, o 11:53 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
zbigandrew napisał(a): czerwona płachta poszybowała za burtę A to tak nieco w tym temacie. Jak porzuciłam Mazury i baaardzo chciałam popływać po morzu to brat i obecny mąż straszyli mnie chorobą morską wyjątkowo namolnie. Ja nieco w strachu ale co tam - skoro raz powiedziałam , że pragnę tego morza to na przekór im chcę coraz bardziej. To oni mi kolejne schody - MUSZĘ ale to bezwzględnie i na wyrywki w nocy obudzona znać światła wszystkiego co pływało , pływa i pływać może po nocy. Było tego trochę ale odpracowałam. Potem kolejne schody - węzełki , łącznie z ratowniczym na sobie - ten ostatni miałam dawno opanowany , sama nie wiem po co - więc pikuś. Ostatni schodek - będziesz musiała zająć się kambuzem , w każdą pogodę. OK. No i nastąpił ten pierwszy wymarzony rejs. Pełna entuzjazmu zapakowałam poza tradycyjną Baltoną skrzynkę pomidorów zielonkawych (coby sobie dojrzały w ciągu miesiąca) , kapustę i inne dostępne warzywa. Wykorzystywali mnie bez litości - wyszło , że mam swój kambuz , swoje wachty , kambuz braciszka , przyszłego . Za oko robiłam non toper i zeznawałam co widzę. No i czekałam na tę chorobę co miała mnie powalić , zniechęcić no i w ogóle. Nie powiem doczekałam się. Ale i zacięłam się . Pochorowałam tak ze dwa dni i potem przyszła słodka zemsta. Siedzę sobie świtem "na rumplu" zaopatrzona wcześniej o jadło różne i wcinam kabanosy baltonowskie , przegryzam zielonym pomidorkiem , listkami kapustki , zapijam mleczkiem skondensowanym . Wynurza się jeden z dręczycieli , spogląda i rzuca pawia. Po onym rzucaniu patrzy na moje menu i znowu rzuca. A ja spokojniutko , pokazując kabanoskiem dal stwierdzam , że pierwsze i drugie torowe już widzę , z prawej idzie szipa o parametrach ... (wzrok wówczas miałam więcej jak doskonały) - to niedowierzanie (że widzę) , zgroza (te moje elementy spożywane) i rezygnacja (nie da się odpędzić od żeglowania) widoczne na twarzy kochanej osoby - bezcenne. |
Autor: | Hania [ 23 sty 2014, o 12:11 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
I takie wspomnienie z innej beczki. Pływaliśmy przez sezon cały w stałym gronie: 4 chłopa i ja . Dal II . Sprawy manewrów mieliśmy tak jakoś dopracowane , że odbywały się w ciszy. Każdy wiedział co ma robić. Podchodzimy do kei celnej w HH. Z daleka słyszymy jak na zacumowanym przy kei jachcie (nie pamiętam jakim - dwu masztowy) lecą na głośne na pół portu rozkazy. Kapitan siedzi na krzesełku na deku i przez tubę wrzeszczy. Po pokładzie latają chłopy jak drągale... No to my tak specjalniej się postaraliśmy , uzgodnienia padały szeptem i w absolutnej ciszy dobijamy , klarujemy. Załatwiamy swoje sprawy i wieczorkiem szykujemy kolację. To znaczy ja władam kambuzem. Nieśmiało i tak ukradkiem załoga z tego głośnego jachtu przyłazi do nas. Chłopy takie postawne , Ślązaki , w większości górnicy. I tak po którymś kielichu się zebrali na odwagę i pytają : a kto u was kapitan ? . Panowie zgodnie pokazują na mnie - jajecznicę robiłam dla towarzystwa - oni osłupieli. No jak to , kapitan i dla złogi gotuje ? Potem grzecznie zapytałam czy załoga ma jeszcze na coś ochotę , bo ja to bardzo chętnie . Tak na herbatkę. Ależ proszę bardzo , dla kochanej załogi wszytko. Podawałam te napoje gorące - w blaszanych kubkach emaliowanych z ubytkami emalii gdzieniegdzie. Kolejne osłupienie - w takim pijecie ? No w takim , a co ? Ślązaki nie wytrzymali - bunt załogi nastąpił , poleciały obietnice różne , wśród których zapamiętała mi się "no to ja te śklonecki zara za burta wyciepio". Cudne to było. A rano nie było już Pana Kapitana na krzesełku z megafonem . Chyba też je wyciepali , bo tak jakoś radośniej chłopaki wyglądali. Pan Kapitan patrzył na nas wściekle , ale milcząco. Odchodzili przed nami - bez wrzasków. |
Autor: | Hania [ 23 sty 2014, o 12:26 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
I na dziś ostatnia wspominka. Ubiegły sezon. Wyszliśmy z Harlingen - kurs na Niemcy. Boluś zalega kompletnie nie do użytku. Biorę wachtę nocno - świtową. Lubię takie. Idziemy czas jakiś wzdłuż toru. I widzę tak bliżej tego toru coś zielonego - okrągłego na wodzie się buja. Piłka - niemożliwe , tak daleko od brzegu ? No to co - i jakoś tak cieplej mi się zrobiło - cholera a jak to człowiek ? Budzić lubego ? Ale co to da ? Dorwać się do radia i coś bredzić ? Po jakiemu - mój angielski polega na tym , że coś rozumiem ale nadawać ??? To już morsem byłoby czytelniej. W końcu podjęłam męską decyzję i postanowiłam obiekt obejrzeć przez lornetkę. Okazało się , że to zgubiony odbijacz w gustownym zielonym kubraczku. Ale co przeżyłam przez te 2 min i ile przemyśleń - to moje * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * A właściwie to wrzucę jeszcze cosik. Rejs , też na Dali II. Kapitani Geniu Ryżewski. Cudny człowiek z jedną wadą. Papierosy palił ale zapałek nie używał. Ja wyjątkowo wrażliwa jestem na papierosy , a Gieniu palił jakieś takie strasznie śmierdzące. Głowa pękała mi od nich , ale co - swoje robić trzeba. Zamieszkałam na pokładzie. Kambuz był z błaganiem Gieniu - ja Ci wszystko ugotuję ale NIE PAL CHWILĘ . Doszliśmy do Kilonii. Gieniu poleciał w miasto , strefę wolno cłową i dumny wraca zaopatrzony w sztangi papierosów. Ja chyba zbladłam , bo Gieniu uspokaja mnie : mówili , że te nie tak nie śmierdzą ... No tak jak poprzednie to nie śmierdziały, ale chętnych do zamieszkania na pokładzie przybyło. A rejs był do Amsterdamu i z powrotem .... |
Autor: | zbigandrew [ 23 sty 2014, o 15:25 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Kiedy to było z tym Gieniem? Podobno z powodu Jego chytrych zagrywek, zwłaszcza w taktyce regatowej, Gieniu zyskał onegdaj u azetesiaków ksywkę "Szałamujka" Dobrze Go wspominam, ale na stronie JKAZS żadnych wieści ostatnio o Nim nie znalazłem... |
Autor: | Hania [ 23 sty 2014, o 16:26 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
zbigandrew napisał(a): Kiedy to było z tym Gieniem? Z zamiarem bycia super precyzyjną sięgnęłam po książeczkę żeglarską i zeznaję termin: od 06.07.1984 do 06.08.1984. Trochę dawno. Wówczas byłam w maszoperii Dali II i Gieniu po długiej niebytności się pojawił . Ja wtedy dopiero od roku byłam w Szczecinie i w JK AZS więc nie bardzo na bieżąco z układami i fochami klubowymi. Kilka lat później ja strzeliłam focha wobec klubu - jakoś mi nie po drodze. Zaś to , że JK AZS zapomina o ludziach - żadna nowość. Smutkiem powiało to opowiastka z jakiegoś rejsu. Także na Dali II. Skład jak wyżej opisany czyli 4+1. Czasy kartkowe. Wchodząc w główki Świnoujścia trzeba było okazać się czujnością i refleksem , bowiem nagle rozlegało się "pierwszy" , i tak każdy wymieniał kolejny numer - tyle ile osób w załodze. To była kolejka pod prysznic. I wiadomo , że dalsze numery miały inne obowiązki zanim przyszła ich kolejka. W wyniku braku czujności padło na mnie i kolegę Grzesia , że mamy iść w miasto , zakupić pieczywo i zdobyć masło. Kartek nie mieliśmy. Jak tyko zacumowaliśmy od razu urwaliśmy się w to miasto. I tak sobie idziemy a ludzie się oglądają. To my siebie obejrzeliśmy wzajemnie i po stwierdzeniu , że w zasadzie to czyści jesteśmy - idziemy dalej , ignorując oglądających się. Dotarliśmy do sklepu samoobsługowego Społem , wrzuciliśmy do koszyczka co tam było i zbliżamy się do lady z wyłożonym masłem. Za ladą młoda pani. W trakcie tego zbliżania prowadzimy z Grzesiem negocjacje , kto ma wyprosić masło bez kartki. On , żebym ja , bo kobieta z kobietą to łatwiej i takie tam argumenty. Ja wypycham Grzesia , by dziewczynę oczarował , zbałamucił i co tam chce. Byle to masło dała. W końcu podeszliśmy oboje i coś tam bąkamy , że masełka byśmy chcieli ale kartek nie mamy - a dziewczyna , cała blada jakaś i się trzęsąca podsuwa nam to masło i mówi: bierzcie , ale nic więcej nie róbcie. My patrzymy osłupiali. To co płacić nie mamy ??? Ale na kasie grzecznie zapłaciliśmy. Wracamy i ponownie - ludzie aż odwracają się na nasz widok. I jakoś tak sami zobaczyliśmy siebie w wystawie sklepowej. Sierpień , + 20C a my , licząc od góry: zimowa , wełniana czapka , kurtka ocieplana , z rękawów dyndają ciepłe rękawice , spodnie też ciepłe - jak na narty , na nogach kalosze ... |
Autor: | Hania [ 23 sty 2014, o 17:14 ] |
Tytuł: | Re: Dowcipy z życia wzięte. |
Tak , to Dal II |
Strona 3 z 4 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |