Nie wiem co jest kontrowersyjnego w art. 9 Ramowej Dyrektywy Wodnej. Dyrektywa nie narzuca na żadne państwo obowiązku wprowadzania jakichś opłat, pozostawiając to uznaniu samego państwa. Retoryka o "narzucaniu przez Unię" jest wygodnym dla każdego rządu sposobem na pozyskanie kolejnych wpływów do budżetu kosztem skołowanego podatnika.
Celem dyrektywy jest poprawa jakości wód pod względem ekologicznym i chemicznym jeśli ich stan odbiega od pożądanego, oraz utrzymanie jakości tam gdzie jest zadowalająca. Stąd generalne zalecenie-propozycja "zanieczyszczający płaci".
A nie "każdy korzystający z wody płaci". Jednocześnie z zapisów jednoznacznie wynika, że nawet największego truciciela wód państwo może potraktować ulgowo, jeśli zechce, na przykład ze względu na interes społeczny czy gospodarczy.
Oczywiście wszystko można interpretować rozszerzająco, ale obowiązku takiego dyrektywa nie nakłada.

_________________
Pozdrawiam
Alterus

Czyżbym zabrzmiał był aby polemicznie?

Daj politykom okazję i pretekst, już ta one na kasę rzucą się jako i zawdy. Byle okazja była. I pretekst.

To co to tam, powiadasz, było 'celem uchwalenia dyrektywy'? Ochrona wód?

Bo ja wiem..? Ale wypowiadałem się na temat, znaczy: w sprawie.
Nie wykluczam szlachetnych intencji.
Dyrektywa wygląda na typowy twór biurokracji udowadniającej, że potrzebna i za darmo kasy nie bierze. Wszelkie przepisy sformułowane miękko lub zaopatrzone w furtki dające dowolność interpretacji. Jedyną twardą cechą jest narzucenie dodatkowych biurokratycznych wymogów - rozbudowanie monitorowania i sprawozdawczości, to jest wymagane bezwzględnie. Bizantynizm w pełnej krasie.

_________________
Pozdrawiam
Alterus