Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 21 lip 2025, o 00:00




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 78 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 6 lut 2013, o 23:42 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Zimowa żegluga.
Ranne przywracanie do życia;
otwieramy oko - najpierw jedno, które powoli rozgląda się dookoła. Zanim
otworzymy drugie, szybko zamykamy to pierwsze bo najwyraźniej daje nam
błędne wrażenie wzrokowe, że znajdujemy się w jakimś zimnym, zatłoczonym i
kołyszącym się pomieszczeniu, a nie bynajmniej u siebie w łóżku gdzie, z
całą pewnością, powinniśmy się znajdować. Ponieważ jednak nieogolony klient w
czapce, na koi niżej, uporczywie nie chce zejść nam z wizji, dochodzimy do
wniosku, że coś w tym jest i, że trzeba tą rzeczywistość bliżej obadać. Tak
więc najpierw poprawiamy czapkę, która we śnie, widać niespokojnym, zsunęła
się nam ździebko na lewe ucho (bezmyślnie odsłaniając prawe - ale jakiż
myśli można się spodziewać po czapce - zwłaszcza o wpół do ósmej rano?) i
szybkim, zdecydowanym ruchem wyskakujemy ze śpiwora, usiłując w locie
zasunąć do końca zamek kurtki, któryśmy przed położeniem się ciut, ciut
rozsunęli. Szarpiąc się z zamkiem lądujemy na podłodze jednocześnie waląc
prawym uchem w pilers, co skutecznie przywraca małżowinie krążenie częściowo
niwelując nocną bezmyślność nakrycia głowy. Teraz następuje chwila
krytyczna, bowiem siła grawitacji kieruje nas na owo nieogolone indywiduum.
Zmusza nas to do działań energicznych, czyli szybkiego wyprostowania się z
jednoczesnym silnym odchyleniem do tyłu. Tym sposobem zaplątujemy się głową
w rozwieszone na sznurku w poprzek kabiny czyjeś mokre kalesony. Daje to
pierwsze pożądane efekty w postaci strużek potu ściekajacych po plecach,
ciśnienie skacze i krew uderza do głowy. Chwilowo czerpiąc z tego energię
udajemy się w kierunku zejściówki, by obadać kondycję psychofizyczną
wachtowych, którzy to czuwali by... itd.
Tego przy mapie omijamy; przypadek
beznadziejny, ręce pokłute cyrklem a wykreślana przezeń linia kursu bardziej
przypomina wykres EKG niźli cokolwiek innego. Zdecydowanym ruchem odsuwamy
zejściówkę. Za pierwszym razem się nie udaje, zatem powtarzamy manewr
przykładając się nieco mocniej i, ze zgrzytem pękającego lodu, klapa
ustępuje. Ooooo... oddychamy pelna piersia. Ocieramy załzawione oczy, poczym
chwilowo cofamy sie z powrotem. Teraz intensywnie zastanawiamy się, w której
kieszeni, której z trzech kurtek schowaliśmy papierosy. Ponieważ nawigator,
kłapiąc zębami, przeszkadza nam się skoncentrowac - zręcznym ruchem wsuwamy
mu w szczęki ołówek. Nie likwiduje to całkowicie efektow dźwiękowych,
niemniej wycisza na tyle, że odnajdujemy papierosy w kieszeni koszuli.
Odszukanie zapalniczki jest już na tyle banalne, że po przekopaniu na swym
żywym ciele siedmiu warstw ubrania bierzemy zapałki z kambuza, ciesząc się w
duchu jaktośmy wpoili załodze dobre obyczaje porządkowe. Zapalamy papierosa,
czując jak poprzez płuca ciepełko rozprzestrzenia się po wszystkich
członkach. Tłumiąc kaszel pomiędzy jednym a drugim sztachem udajemy się na
pokład. Ostrożnie, bo wszystko tam, łącznie z oczami skamieniałego sternika,
szkli się i połyskuje. Odłamujemy mu lód na wąsach i w powstałą szparę
delikatnie wkładamy zapalonego papierosa - przy szczękościsku może być
pomocne delikatne pogilgotanie pod brodą, musimy jednak pamiętać, że
sternik, po czterech godzinach na mrozie ma ciut inną od naszej skalę
wrażliwości na bodźce stymulujące i w związku z tym postępować należy zdecydowanie.
Na ogół, po jakiejś chwili, sternik zaskakuje.
Bardziej to podobne do Wietieroka niż do Yamahy; kilka kaszlnięć, przez
moment na jednym garze, ale - jeśli nie ustajemy w wysiłkach przywracajac
zagubiony chwilowo zapłon - pojedyncze kłapanie przechodzi w równy warkot.
Teraz mówimy: Czesc Jurek! (np.) i walimy klienta otwartą dłonią po plecach.
Dobrotliwie polecamy w czeluść zejściówki by zgaszono niepotrzebne już
oświetlenie kompasu, przeciągamy się i patrząc w kierunku gdzie, według
naszej najlepszej wiedzy, powinno byc słońce, mówimy sobie, że zaczął się
nowy dzien zimowej żeglugi.

Hel, X.1999r.

Jarek Czyszek

To opowieść w realiach ubiegłowiecznych, dzisiaj jest zupełnie inaczej, trudno, na przykład, pokłuć sobie ręce cyrklem nawigacyjnym, którego się nie używa.
Prócz tego, my, oczywiście, nie będziemy zeglować zimą a tylko na wiosnę...
jarek@arktyka.com
662 633 422


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 00:39 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Tak z czystej ciekawości, że zapytam sie tylko administracji co się stało z pięcioma tysiacami wejść na ten wątek i na ile w takim razie te liczniki, także wejść na zdjęcia, są wiarygodne.
Bo, że nie są, widać na przykładzie.

Jarek Czyszek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 00:56 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17563
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2354
Otrzymał podziękowań: 3696
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
ZyciePoZyciu napisał(a):
Tak z czystej ciekawości, że zapytam sie tylko administracji co się stało z pięcioma tysiacami wejść na ten wątek
Większość wejść kończy się wyjściem - może wyszli?

ZyciePoZyciu napisał(a):
na ile w takim razie te liczniki, także wejść na zdjęcia, są wiarygodne.
Są niewiarygodne okropnie.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 09:32 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Maar napisał(a):
Większość wejść kończy się wyjściem - może wyszli?


Dziękuję bardzo za rzetelną odpowiedź, takiej, mniej więcej, właśnie się spodziewałem.

Jarek Czyszek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 11:52 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Zaczęliśmy od lampy okrętowej z soczewką Fresnela typowo, jak to u wszystkich lamp
okrętowych. Miałem taką lampę wsród rozmaitych szpejów pozostałych po ojcu. Piękny okaz,
dookólna lampa awaryjna, naftowa jeszcze, która swoją służbę morską musiała zaczynać chyba tuż po wojnie. Daty produkcji nie ma zaznaczonej, jedynie rysikiem wydrapany na soczewce atest PRSu, coś jakoś z początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W sam raz soczewka nadająca się na główne światło niewielkiej latarni.
Sprowadziłem ją do Hornsundu, było z tym trochę kłopotu, bo to morzem z Helu ponad trzy tysiące kilometrów a i południowy Szpicbergen nawiedzany przez regularne statki tylko z rzadka i okazjonalnie.
Silna wiara w powodzenie przedsięwzięcia nie była moim atutem kiedy przy padającym śniegu i umiarkowanej zadymce, za pomocą kilofa i niewielkiej siekiery, nad samym brzegiem fiordu dziurawiłem pierwszą z szeregu starych beczek, w których kiedyś transportowano na stację polarną olej napędowy. Pozostałe resztki musiały wywietrzeć zanim by można było pomyśleć o jakimkolwiek spawaniu i łączeniu kilku w większą całość. Postanowiliśmy bowiem z Kaziem, że nasza wieża będzie miała konstrukcję samonośną, segmentową, usztywnioną od środka wręgami, od zewnątrz opasaną szeregiem obręczy.
Najpierw wieczory spędzone nad kształtem i konstrukcją laterny, potem długie godziny w
warsztacie elektrowni, gdzie Kazimierz spawał i ciął, przymierzał i projektował kolejne formy, z
tych lub innych materiałów.
Materiały. Materiały trzeba było wykopywać spod śniegu, tymczasem bowiem, wraz z
błyskawicznie ubywającym światłem dnia, nad archpelag Svalbardzki nadciągnęła zima. Wydarcie ze śniegu rury, czy sprowadzenie nad brzeg fiordu traktora by zabrać do warsztatu elementy przyszłej latarni za każdym razem wymagały rzadko gdzie indziej spotykanych zabiegów. Ot chociażby gdy z każdym krokiem zapadaliśmy się w śnieg po kolana, a nierzadko i więcej.
Elektroniczny układ sterowania światłem, ha, rósł z czasem, od zrazu prostego do
wyrafinowanych sytuacji awaryjnych i alarmowych. Teraz i Tomek spędzał długie wieczory w swym laboratorium nad obwodami i płytkami drukowanymi. Pierwszą przymiarką był elektroniczny pająk polutowanych ze sobą podzespołów, który miarowym rytmem trzystuwatowej żarówki rozświetlał ciasne pomieszczenie i nasze twarze nadzieją na końcowy efekt.
Historia budowy nie pozbawiona jest wzlotów i upadków. Wszystko trzeba było wykonywać pod dachem, bo na zewnątrz srożyły się mrozy i zamiecie, na przemian z odwilżami zamieniającymi okolicę bazy polarnej w jedną wielką ślizgawkę. Niektóre koncepcje okazywały się dobre, inne gorsze. Nie ustrzegliśmy się błędów i omyłek. Jednak pod wprawną ręką i okiem Kazia budowa posuwała się do przodu. Pierwsze próbne zapalenie światła zgromadziło w elektrowni niemal całą obsadę stacji. Radość była wielka i ogólna.
Potem nastąpiła katastrofa kiedy się okazało, że gotowa już prawie laterna, wraz z
zamocowaniem lampy i całym pierwszym segmentem latarni nie pasuje gabarytami do całej reszty. Mierząc wszystko po wielokroć, tego jednego nie zmierzyliśmy. Sprawdziło się morskie porzekadło, że jeżeli czegoś nie wiesz, to weź to sprawdź, a jeżeli jesteś czegoś pewien, to sprawdź to dwa razy. W sumie tydzień opóźnienia, ale gotowa już laterna precyzyjnie dopasowana do nowego segmentu, połączonego w całość z pozostałymi.
Wieża zajęła niemal całą powierzchnię warsztatu, a ciężar całości, wraz z koniecznością
obracania przy montażu i malowaniu wymógł złożenie w tym celu specjalnej suwnicy. W żaden sposób nie można powiedzieć by nasze dzieło było konstrukcją amatorską czy wykonaną prymitywnymi środkami. Gdzież tam. Po prawie dwu miesiącach lśniąca białym i zielonym lakierem rura przyszłej latarni była gotowa do zamontowania.
Pozostała jeszcze budowa fundamentu. Ze względu na wieczną zmarzlinę, warunki zasilania w energię elektryczną i lokalizację bazowej przystani, postanowiliśmy latarnię dowiązać do
fundamentu i narożnika stojącego na brzegu hangaru. Montujemy fundament z kątowników. Kazimierz spawa, a my z Tomkiem usiłujemy go osłonić od wiatru.
Czemu to robiliśmy w czasie sztormu? Z braku po prostu innej pogody. A dlaczego w ciemności? Bo światła słonecznego tutaj o tej porze roku po prostu nie ma. Jeszcze do połowy listopada południowy horyzont rozświetla daleka poświata, czasem, przy lepszej pogodzie dająca rozproszoną odrobinę światła. Tyle tylko co trochę.
Czasem świeci Księżyc, czasem zielona zorza polarna frenetyczną zasłoną zaciągnie niebo dając tam w górze przepyszne widowisko bezgłośnych fajerwerków ale światła bardzo niewiele.
W zasadzie wszystko gotowe, ale liczne pilne i niezbędne zajęcia w stacji uniemożliwiają
montaż do którego niezbędne są siły niemal całej załogi.
Elementy plastyczne i oznakowanie wieży. Decydujemy się na trwałe litery z blachy, które
Kazimierz bardzo zgrabnie wycina gumówką.
Zatem gotowe.
Ostrożnie wynosimy wieżę z warsztatu. Oczywiście ślizgam się na lodzie i konstrukcja spada lekko uszkadzając blaszany dach laterny. Podwieszamy ciężar pod wysięg koparki i powolutku, powolutku, tyle tylko by nie spaść z hukiem wraz z wieżą i traktorem z oblodzonej na szklankę moreny, zjeżdżamy na dół. Tutaj jeszcze ostatnie przymiarki, Kazimierz prostuje umiejętnie dach. Razem zakładamy lampę. Aby podnieść wieżę do pionu należy bardzo delikatnie manewrować wysięgnikiem traktora i samym traktorem. Jest trudno bo tylko krok od stromizny brzegu gdzie kilka metrów niżej fala tarmosi lodowe growlersy. Kazik zamknięty w kabinie traktora delikatnie unosi latarnię do góry. Wspólnym wysiłkiem umieszczamy spód wieży w przeznaczonym nań gnieździe.
Następuje krytyczny moment dźwignięcia i wieża stoi, hop, w pozycji mniej więcej pionowej.
Pogoda, z początkiem operacji bardzo przychylna, zaczyna się psuć. Wiatr wieje coraz silniejszy, osiągając w porywach już dziesięć metrów na sekundę. Montujemy wieżę prowizorycznie pasami do przygotowanego wcześniej rusztowania. Ponieważ montaż sterowania światłem przewidziany dopiero na jutro to równie prowizorycznie podłączamy kabel zasilający do gniazdka.
I wtedy się zapala.
Po raz pierwszy.

Jarek Czyszek
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 12:52 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Jak ze snu, półmaligny właściwie.
Piotr zaparł się w morze, po kolana w wodzie o teperaturze coś półtora stopnia, bo ponton z
Oceanii osiadł na kamieniach i mimo wysiłków silnika nie chciał się rozstać z brzegiem. Plaża
nie plaża właściwie tylko kamienne zalewisko znikające pod wodą przy przypływie, zapełnione
ludźmi i traktorem URSUS, który dymiąc z komina parska sobie radośnie nieprzepalonym dieslem. W krąg muzyka - żegnamy się znów i w krag pod ręce weźmy się bo to ostatni już raz.
Na ołowianej wodzie fiordu jak z kartonu wycięta sylwetka Ocenii i zaraz obok biało czerwona Nord Sysell'a statku gubernatora w objeździe po prowincji, bez gubernatora co prawda, ale za to z głównym policjantem dwumetrowego wzrostu.
Traktor zazgrzytał biegami i uniósł do góry łyżkę pełną ludzi. Jedziemy, z wysokości dwu
metrów oglądam jak sprytnie omijamy wejście do Banachówki, gdzie sześćdziesięcioletni Władek zastygł z ekstazą na twarzy siedząc na podeście i oparty plecami o ścianę, by się nie
przewrócić. I ta muzyka z magnetofonu. Jest zmierzch, bo słońce w swojej wiecznej wędrówce dookoła nieboskłonu schowało się właśnie za górę i udaje, że zachodzi. Jedziemy. Jurek opiekuńczo bierze Władka pod ramiona i idą dwa metry w dole gdy nasz wehikuł kołysząc się na wybojach statecznie podąża pod górkę w kierunku bazy. Hiszpan kurczowo trzyma mnie za szyję - jedziemy, pod pewną ręką Janka, któremu, nie daj Boże by się ładunek pomylił z wożonym na co dzień cementem...
A wszystko zaczęło się bezbarwnie, bo w szybkim kursem na Gnolla, po brzegu, wśród mgły i po morzu bez kolorów. Gnoll, jak Gnoll, jak zwykle majestatyczny i przerażający tym swoim kominem i ptasim wrzaskiem. Ornitolodzy nie dawali znaku życia i kurs był dla sprawdzenia łączności, której nie ma. To znaczy, ja mam, nawet z ich radia, a oni nie mają, nie wiedzieć dlaczego, może nie potrafią posługiwac się radiem? Chociaż zapewniają, że potrafią. Dojdź do ładu z ambitnymi naukowcami w zaraniu najlepszych swych lat. No więc bezbarwnie, bo herbaty nawet nie mieli i z powrotem do bazy gdzie czeka grill na lądzie - dla Oceanii i innych krewnych i znajomych, oraz zaproszenie na statek. Grill rozwija się planowo, zaproszenie również. Punktualnie przed siedemnastą podpływa motorówka i jedziemy. Mryk, mryk policjant przepływa po kamulach, ale ma mocną motorówkę, to jej nie szkodzi - z powrotem będzie już podchodził ostrożnie, na wolnych obrotach i szerokim łukiem. Statek norweski jak statek, w salonie, para królewska na fotografii i klepkowy pokład na wysoki połysk. Prowadzą do messy na obiadek. Krem pieczarekowy na pierwsze, potem norweski stół dla drugiego dania, atmosfera prosta i niewymuszona. Jest miło, chociaż lody pękają dopiero w salonie przy kawie i koniaku. Zwłaszcza przy koniaku. Brzdęka gitara, Krzysio
daje polskie szanty, główny policeman norweskie pieśni i tak razem, ramię przy ramieniu, do wtóru muzyki pogrążamy się w morzu przedniego koniaku z bursztynowej butelki.
Na brzegu zabawa na całego. Norweski marynarz, na wszelki wypadek troskliwie zakłada każdemu nadmuchiwany pas ratunkowy i w kierunku na grilla. Chociaż tym razem, dla ominięcia kamieni, szrokim łukiem.
Tańce przed bazą, maszty flagowe ustrojone od topu po ziemię flagami tańczących nacji, słońce powoli wysuwa się zza góry i kładzie blask na niedospane twarze ostatnich bawiantów w niewielkim pomieszczeniu mesy.
Jest piąta rano i psy zaczynają szczekać

Jarek Czyszek

Koniec mili Państwo,
Eltanin w drodze na Szpicbergen ma komplet załogi.
Natomiast, w skutek zmiany planów, zastanawiam sie nad organizacją turystycznego rejsiku Longer - Longer poprzez inne, ciekawe fiordy Zachodniego Szpicbergenu. Ciśnina Forlandsund, fiordy Królewski, Magdaleny i Smerenburg - to już osiemdziesiąty stopień szrokości geograficznej północnej. Termin 4-14 czerwiec 2013.
Gdyby ktos reflektowal to bardzo prosze pisać na adres:
jarek@arktyka.com
Mozna również odwiedzić stronę Eltanina
http://arktyka.com/
gdzie wkrótce dalszy ciąg opisów rozmaitych polarnych, i nie tylko, przygód.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 lut 2013, o 19:13 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Można też zajrzeć tutaj"
http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2148&page=0
w wolnej chwili oczywiście.

Jarek Czyszek
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 11:33 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Docierają do mnie informacje, w które nie bez podstaw jestem skłonny uwierzyć, o akcji dezinformacyjnej na temat jachtu Eltanin, jego kondycji technicznej i zdolności do żeglugi w warunkach polarnych.
Tego typu informacje, pochodzace od osób niekompetentnych, złośliwych czy, nie daj Boże od imaginowanej konkurencji w oczywisty sposób wpływają na decyzje osób, które byłyby skołonne temu jachtowi powierzyć swój urlop, niie mówiąc juz o zdrowiu i życiu.
Jest to przykre.
Nie z powodów finansowych bo przygoda zeglarska na Eltaninie jest zupełnie pobocznym
zakresem jego głownej działalności, lecz przykre jest, ze wykorzystuje sie dobrą wiarę, pieniądze i entuzjazm osób postronnych, w żaden sposób nie zaangażownych w domniemany konflikt pomiędzy mną a rączkami, które pracowicie najpierw wymazywały tutaj liczbę osób odwiedzających wątek i zamieszczone w nim fotografie, zanim nie wpadły na pomysł by sprawę załatwić definitywnie i programowo.
Zatem - jacht ELTANIN posiada ważne świadectwo klasy i kartę bezpieczeństwa dla żeglugi oceanicznej, posiada wyposażenie pokładowe i ratunkowe daleko wykraczające poza rozporządzenie ministra z dnia 28 lutego 2012 w sprawie wyposażenia jachtów w srodki ratunkowe. Posiada sprawna toaletę, szczelne rury wydechowe, sprawny silnik główny i agregat pomocniczy, akumulatory, kuchenkę do gotowania, radar, Aisa, koce i podusie do spania, ubrania ratunkowe dla całej załogi, tratwę solas pack A, Epirb itd itp.
http://arktyka.com/opis
(radar ARPA, JRC najnowszego typu)
Jacht jest pod moim wyłącznym zarządem i NIKT, prócz mnie i kilku osób zaangażowanych teraz w przygotowanie łódki do sezonu, nie ma najmniejszego pojęcia o jego stanie i aktualnej kondycji technicznej.
Wszystkie opowieści na ten temat są albo opowieściami wynikającymi z podkoloryzowanej wiedzy sprzed lat, w najlepszym przypadku, w żaden sposób nie majacej przełozenia na stan obecny, albo wyssanymi z palca opowieściami mającymi na celu by mi zaszkodzić.
Per saldo, szkodzą tym opowiadaczom, co nie jest ostatecznie może wcale takie złe do końca, szkodzą jednak również osobom postronnym, które w dobrej wierze opierają się na tych, w najlepszym przypadku, dyletanckich opiniach.
Tyle, szkoda mi czasu na jałowe przepychanki, mając zatem o opowiadaczach, pracowicie obcinających cyferki, wyrobioną opinię nie apeluję nawet by mieli na tyle cywilnej odwagi (mogą sprawdzić w słowniku co to takiego) by wystapili otwarcie, skoro maja na ten temat coś do powiedzenia, natomiast gdyby ktokolwiek inny chciał sie na temat jachtu Eltanin jego kondycji i zamiarów, czegokolwiek dowiedzieć zapraszam na mail'a
jarek@arktyka.com
Wybieram się również, z początkiem marca, na targi warszawskie, bardzo chętnie spotkam się ze wszystkimi zainteresowanymi osobami.

J.Czyszek
PS Ten mail do przeczytania również na pl.rec.zeglarstwo


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 14:27 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 cze 2010, o 19:37
Posty: 13873
Lokalizacja: Port Rybnik
Podziękował : 1632
Otrzymał podziękowań: 2382
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
ZyciePoZyciu napisał(a):
Zbiorniki paliwowe tego jachtu mieszczą dwa tysiące litrów oleju napędowego.

Zapewne olej napędowy ma specjalne właściwości do żeglugi w zimne rejony.
Jarek opisz jak wygląda linia paliwowa na s/y ELTANIN.

_________________
Wojciech1968 Port Rybnik
W życiu piękne są tylko chwile...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 17:20 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
Wojciech1968 napisał(a):
Zapewne olej napędowy ma specjalne właściwości do żeglugi w zimne rejony.

Myślisz że to potrzebne?

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 18:01 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Wojciech1968 napisał(a):
jak wygląda linia paliwowa na s/y ELTANIN.

Opowiem ci anegdotę, która teraz i mnie wydaje sie śmieszna, ale kiedy zostałem jej ofiarą, po raz pierwszy, to wcale mi nie było do śmiechu.
No może jednak trochę, bo normalnie przecież nigdy bym sie o tym nie dowiedział, ponieważ jednak w tamtej żegludze niewiele było rzeczy normalnych, zatem się dowiedziałem.
Na Generale Zaruskim były dwa tanki paliwowe, po dwa tysiące litrów każdy, prócz tego pięćdziesięcio litrowy zbiornik rozchodowy, do którego przepompowywało sie paliwo z lewego tanku za pomocą ręcznej pompy skrzydełkowej. Poziom paliwa był kontrolowany przy pomocy szkła paliwowskazowego, na zbiorniku rozchodowym. Drugie takie szkło znajdowało sie na lewym tanku i było dostępne bezpośrednio z szafki w kabinie nawigacyjnej. Oba tanki paliwowe mieściły sie odpowiednio po obu burtach wzdłuż zagłębienia kokpitu, czyli kabiny nawigacyjnej. Wlew był jeden, na lewym tanku, a oba zbiorniki połączone odpowiednim zaworem. Tankowanie odbywało sie najczęściej w Nynashamn, gdzie paliwo było najtańsze, tańsze nawet od tego na Bornholmie. Problem w tym tylko, że dystrybutor stał na brzegu, my cumowaliśmy do pirsu a wlew mieścił się prawie na samej rufie. Trzeba było statek dociągnąć dziobem do brzegu tak by bukszpryt całkowicie zawisł nad szutrową ścieżką, która tam prowadziła z przystani promowej do mariny, na skróty przez bazę paliwową. Dobrze, ze nie było tam nabrzeża tylko stroma skarpa wprost na dno, tak, że watersztag o nic sie nie opierał. Gumowego węża starczało dokładnie do wlewu, tak by móc wsadzić pistolet.
W czasie tankowania zawór pomiędzy tankami musiał być oczywiście otwarty, po to by oba napełniły się jednocześnie do tego samego poziomu. Potem zawór sie zamykało a szkło paliwowskazowe pokazywało poziom oczywiście tylko w lewym tanku...
Zazwyczaj wynajmowaliśmy statek razem z paliwem, tak, że poziom paliwa organizatora rejsu nie interesował, czasem jednak ten paliwowskaz służył do wskazania jakie nikłe mamy zapasy paliwa, wtedy kiedy wiatru brakowało przez tydzień przykładowo a organizator rejsu chciał jeszcze by jechać na motorze ze Sztokholmu do Helsinek, na przykład, nie bardzo się przejmując tym, że z Kłajpedy do Rygi a Rygi do Sztokholmu nic tylko na katarynie.
Zanim zostałem na Zaruskim kapitanem, raz jeden byłem tam organizatorem rejsu.
Warszawska Nike, z kolei, miała baniaki coś na siedemset litrów, tyle tylko, że za mojej na niej kadencji kilkuletniej, trzy czy cztery baniaki w żaden sposób nie były połączone a paliwo do silnika pobierane tylko z jednego. Na dłuzsze rejsy etapowe brało sie ropę, na przykład w Nekso, do wszystkich baniaków, bo każdy miał swój osobny wlew na pokładzie ale potem by przelać zapas do zbiornika rozchodowego trzeba było odkręcać dekiel rewizyjny i ropę przelewać wiaderkiem z jednego do drugiego zbiornika. Bardzo fajna robótka, pachnąca, tylko papierosów nie wolno było przy niej palić, chociaż podobno ropa w płynie to mało palna, jakby, jest...
Piszę o tym, bo linie paliwowe na jachtach i stateczkach (o Oceanii wiem niewiele bo tam tankowanie było domeną załogi maszynowej. Tyle tylko, że w Gdańsku z cysterny samochodowej a w Longyearbyen z bunkierki swobodnie sobie dryfującej pośrodku Adwentfiordu braliśmy te 54 tony oleju napędowego - teraz, po remoncie, bunkry Oceanii są większe) mają swoje tajemnice niekoniecznie sposobne do opisania.
Na Eltaninie, logicznie rzecz biorąc, są trzy zbiorniki paliwowe (literalnie pięć), rozchodowy, ze szkłem paliwowskazowym, pod kokpitem, integralny zbiornik na prawej burcie obok kokpitu i trzy, zaś logicznie jeden, zbiorniki integralne w płetwie balastowej. Paliwo do silnika głównego i agregatu pobierane jest ze zbiornika rozchodowego, który mozna napełnić albo bezpośrednio z wlewu w kokpicie, albo, poprzez system filtrów, ze zbiornika prawoburtowego.
Paliwo w płetwie balastowej jest paliwem magazynowym, za pomoca pompy elektrycznej, lub (obocznie) pompy ręcznej może być przemieszczone do dowolnego zbiornika. W ogóle, paliwo można dowolnie przemieszczac pomiędzy zbiornikami, grawitacyjnie bądź za pomocą pompy. Zbiorniki odpowiednimi zaworami mozna odwodnić, napełnić ropą zęzę, wylać ją do morza, lub przelać na inny jacht czy motorówkę.
Generalnie Eltanin jest eksploatowany w temperaturach dodatnich, niskich dosyć, ale za to stałych w przedziale +2 - +12 stopni celsjusza. Wewnątrz jachtu jest ciepło nie ma jakiś wielkich konieczności by stosować specjalne, niskotemperaturowe dodatki do paliwa. Teraz zbiorniki sa puste, prócz niewieliej ilości paliwa w zbiorniku rozchodowym uszlachetnionego w sposób tutejszy i niezawodny.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek

PS tak się zastanawiam czemu ma służyć to kasowanie wejść na wątek czy zdjęcia. Mnie to nie przeszkadza, chociaż denerwuje, natomiast IMHO pokazuje stosunek administratorów portalu do osób, które te posty czytają lub oglądają zdjęcia.
Jednym ruchem są kasowane do niebytu, potraktowane jak noga i sprowadzone do zera, według kasownka oczywiście.
Zero według kasownika?



Za ten post autor ZyciePoZyciu otrzymał podziękowanie od: Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 18:28 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 cze 2010, o 19:37
Posty: 13873
Lokalizacja: Port Rybnik
Podziękował : 1632
Otrzymał podziękowań: 2382
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
Colonel napisał(a):
Wojciech1968 napisał(a):
Zapewne olej napędowy ma specjalne właściwości do żeglugi w zimne rejony.

Myślisz że to potrzebne?

Pozwól Andrzeju aby Jarek ocenił, czy warto napisać o czymś co może być interesujące.

Jarek dziękuję.

_________________
Wojciech1968 Port Rybnik
W życiu piękne są tylko chwile...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 11 lut 2013, o 20:56 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
Wojciech1968 napisał(a):
Pozwól Andrzeju aby Jarek ocenił, czy warto napisać o czymś co może być interesujące.

No i napisał oczywista oczywistość:
ZyciePoZyciu napisał(a):
Generalnie Eltanin jest eksploatowany w temperaturach dodatnich, niskich dosyć, ale za to stałych w przedziale +2 - +12 stopni celsjusza. Wewnątrz jachtu jest ciepło nie ma jakiś wielkich konieczności by stosować specjalne, niskotemperaturowe dodatki do paliwa.

Amen

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 15 lut 2013, o 14:19 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Zaczynamy się szwędać po morzu bez większego planu. Wejscie do Longyearbyen przewidziane na piątego lipca przesunięte do dziesiętego. Trzy tygodnie w morzu od Tromsoe, w którym staliśmy tylko kilka godzin, zatem miesiąc wśród beznadziejnie pustych płaszczyzn burego oceanu i burych, niskich chmur pokrywajacych niebo.
Trochę ptaków, im dalej na północ tym przybywa gatunków, delfiny uciesznie skaczące w lodowatej wodzie, czasem wieloryb.
W tym roku podobnie jak w zeszłym, jeden z egzemplarzy przepłynał od niechcenia pod dziobem statku. Dziesięć miesięcy temu rzuciłem się do steru i manetek aby uniknąć zderzenia, teraz tylko skamieniałem widząc wielkie, szare cielsko pchajace się nam w burtę. Powtarzam sobie tylko, że skoro ten zeszłoroczny zanurkował to ten tutaj zrobi pewnie tak samo.
Odetchnęłem wraz z nim, dopiero kiedy wynurzył się po przeciwległej burcie wyrzucajac w powietrze efektowną fonatannę wydmuchu.
Wieloryby i inne ssaki morskie też powszednieją, widok ciepłokrwistego stworzenia, który na początku rejsu wypłaszał z dołu nawet najbardziej schorowanych morsko pasażerów, teraz interesuje tylko wachtowych na mostku a i to nie zawsze, bo M. już przecież wszystko widział wcześniej w internecie i co tam nowego może teraz zobaczyć?
Na przykład stadko delfinów, które pędzi wzdłuż prawej burty dając o sobie znać tylko zawirowaniem powierzchni wody przecinanej ostrą płetwą grzbietową. Za chwilę wystawiają czarne dzióbki i eskadrą wypryskują w górę, dwa po paraboli nurkuja dalej normalnie gładko wchodząc w wodę, za to trzy, tuż obok inne zakreślają w powietrzu pół salta i walą się grzbietem w wodę wśród tłumu rozbryzgów ogonem naprzód, jak gdyby.
Kiedy popatrzeć na mapę wielkiego oceanu i wyobraźnią wznieść sie w górę by okiem fulmara spojrzeć na nasz statek, to gubi się on w stalowo sinym bezkresie. Inne statki porozrzucane o sto i więcej mil dalej, malutka opływowa plamka z trzema patykami masztów, morze poznaczone pianą i my tam w dole wykołysani za wszystkie kołyski, w drodze od jednego punktu pomiarowego do drugiego.
Nic sie nie dzieje, tylko fala bryzgami szarpie dziobem a w mesie talerze spadają z brzękiem ze stołów. Dzień za dniem i noc po nocy.
Chociaż nocy tutaj teraz nie ma wcale.

J.Czyszek
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 22 lut 2013, o 11:37 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Gdzieś tam indziej na forum toczy się luźna wymiana informacji o szansach na odzyskanie z powrotem na pokład kogoś kto wypadł za burtę.
Szanse są marne, a zawołanie by liczyć na siebie; ponadczasowe.


Późnowrześniowe popołudnie, miękkie i słoneczne, ciepłe jeszcze ciepłem niedawno
minionego lata zamieniło się w noc. Jak to już o tej porze roku, po
jesiennemu kontrastowo ostrą w oziębłym po zachodzie słońca powietrzu.
Mieliśmy po szesnaście lat, "Nefryta" do dyspozycji i dobre dwie godziny
halsowania do Helu, czyli do domu.
Szliśmy gdzieś tam od Jastarni z wiatrem za cypel bo jazda była fajna, aż do
miejsca gdzie rozsądek podpowiedział by sie odłożyć na wiatr bo niedziela
właśnie sie skończyła a trzeba było na rano dojechać autobusem do szkoły
czyli, jak dla nas trzech na tym malutkim pokładzie, do Gdańska i Gdyni.
Pierwszy hals poszedł w Zatokę.
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych Trójmiasto nie było jeszcze tak
iluminowane jak obecnie. Blask świateł miasta obserwowany z niskiego pokładu
niknął za horyzontem. W lewo od dziobu wzszedł wielki księżyc a pochylona
tężejacym wiatrem łódka wtuliła się w smugę księżycowego na wodzie blasku.
Lekki trzepot wybranych na blachę żagli, bryzg wody od nawietrznej na chwile
zapalony księżycem. Rozpryśnięty w przodzie genuii, która już dolnym likiem
zaczęła łapać morze.
I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, bez żadnego hałasu prócz zwykłych
odgłosów morza, tego trzepotu zagli na wyciągniętym tylnym liku, uderzeń fali
w plastikowy dziób, kropel wody strząsanych z dziobowego żagla, czasem
krótkiego drżenia strunowego olinowania, nic ponad to, przez
smugę księżycowego blasku przemknęła czarniejsza od nocy sylwetka. Z prawa na
lewo, od Gdyni w kierunku morza. Najeżona lufami, z cieniem trójnożnego
masztu przed zgrabnym kominem. Potem za chwilę, kiedy zniknęła pierwsza,
druga, trzecia i czwarta.
Szły bez świateł w szyku torowym w jakimś sobie tylko znanym celu.
Ponieważ wszyscy wychowalismy sie w Helu i ten kawałek Zatoki był naszym
kawałkiem Zatoki to wiedzieliśmy świetnie i bez słów, że te czarne sylwetki,
które już zdążyły rozpłynąć się w mroku nocy to polskie trałowce radzieckiego
projektu 254. Trzeba wiedzieć, ze trałowiec projektu 254 był okrętem o
najładniejszej chyba w naszej marynarce sylwetce. Wzniesiona i długa
dziobówka zwieńczona półwieżą armaty przeciwlotniczej 37 mm, nad tym
poczwórnie sprzężone NKM, wysoki i odkryty pomost bojowy, rasowy maszt,
krótki i szeroki komin za nim kolejna półwieża i niski pokład
rufowy ze spienionym w kilwaterze morzem. W nocy i z profilu, bez punktów
odniesienia pozwalających wymierzyć ich rzeczywisty rozmiar wygladały na małe
niszczyciele.
Pochodzenie tej sylwetki jest wprost z paktu Ribentrop Mołotow, z czasów
kiedy w jedną strone płynęły surowce i materiały w drugą zaś technologie.
Przez chwilę mieliśmy przed soba zgrabne oręty o sylwetkach niemieckiej
prowieniencji. Zamurowało nas bo ten obrazek jakby żywcem był przeniesiony z
nie tak odległej wówczas historii, był obrazkiem, który przez lata
prześladował komandora De Waldena, dowódcę, we wrześniu '39 kontrtorpedowca
WICHER. Kawałek na północny wschód od tej naszej pozycji ujrzał dokładnie to
samo, niemieckie sylwetki okrętów, w szyku torowym i z wygaszonymi swiatłami
poruszajace się w blasku księżycowego swiatła. Wszystkie elementy celów były
wypracowane, wystarczyło dać sygnał. Stefan De Walden sygnału nie dał, był
bowiem przekonany, że osłania inne polskie okręty, a strzały zdekonspirowały
by operację minowania, o której nie wiedział, że była odwołana. Był za to, po
wojnie, niesłusznie prześladowany.
Z trudem przełknąłem ślinę, bo wszystkie te historie raptem stanęły mi
przed oczami i, nie wiedzieć czemu, w gardle.
- Do zwrotu przez sztag!
Rozwiało się w miedzyczasie do piątki. Łódka kołysała się coraz gwałtowniej
na rozświetlonej księżycem krótkiej, ale stromej fali. Morze przybrało ten
charakterystyczny nocny wygląd. Biała piana łamiacej sie fali wpadała w ten
sam odcień co bladoczarne, bo oświetlone banią Księżyca niebo. Doliny
pozostawały ciemne, czasem tylko eksplodowały bielą wody spływajacej z
naszego małego pokładu dziobowego.
Genua to już było za dużo. Trzasnelismy zwrot. Zamieszanie w kokpicie, liny
sie plączą, zawietrzny szot, zanim zostanie owiniety na kabestanie, trzepocze
sie gwałtownie, wali o pokład i o wanty. Sternik zapiera sie o długi rumpel,
walczy przez chwile z tym martwym, a jednak żywym kawałkiem drewna.
Zagłówek materaca z koi, w ciagu dnia wyniesiony na kokpitową ławkę, wraz ze
zmrokiem zapomniany i pozostawiony, teraz przypadkiem kopnięty łukiem
wylatuje za burtę. Nie mielismy nawet relingów. Przez chwile zapalił sie tym
Ksieżycem na szczycie fali, zanurkował w ciemna doline, mignął jeszcze przez
moment na kolejnym grzbiecie i na zawsze rozpłynął się w morzu.
Gdyby to był któryś z nas dwaj pozostali widzieliby go przez mniej niż
dziesięć sekund. Nawietrzny szot foka, zanim został wybrany, zawinął się na
postawionym przy wancie bosaku.
Zanim go odplątaliśmy minął dobry kwadrans.

Pozdrowienia - J.Czyszek
jarek@arktyka.com
rejsy polarne



Za ten post autor ZyciePoZyciu otrzymał podziękowanie od: Colonel
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 lut 2013, o 22:01 

Dołączył(a): 7 lut 2013, o 18:08
Posty: 507
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 13
Uprawnienia żeglarskie: Funka 1965
Jarku ,nie sadze zeby chlopaki na Forum specjalnie kasowali wejscia .Ale znam takie uczucie bezsilonosci .

Kiedys w Flocie Gdynia byla sekcja zapasnicza .Cwiczylo w niej ok. 30 chlopakow ,takich tam malych ,( oficjalnie od 12 lat ),ale zdolni 11 latkowie tez tam cwiczyli . Trenowali nas Jan Majewicz i Franciszek Zorn .Wspaniali ludzie .Zapascicy Floty odnosili sukcesy miedzynarodowe . W 1964 -1965 w nas ,szczawiczkow wstapila nadzieja ,bo mistrzowie odchodza do rezerwy .Jak mistrzowie odeszli do rezerwy ,to ze stolycy przyszedl rozkaz rozwiazania sekcji . I przez glupote ,jakiegos czlowieczka z MON -znaleslismy sie z dnia na dzien na bocznym torze . Co dowodztwo MW moglo? Moglo sobie pogadac ,tak jak trenerzy, juniorzy i my dzieciaczki ?

AJKC


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 14:44 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
AJKC napisał(a):
Jarku ,nie sadze zeby chlopaki na Forum specjalnie kasowali wejscia .Ale znam takie uczucie bezsilonosci

Nie mam uczucia bezsilności :-?
Nie wiem czy same chłopaki, czy dziewczynki też, w każdym razie niewidzialne jakieś rączki fałszują uporczywie wszystkie statystyki (wejść, odsłon fotografii), które dotyczą moich tutaj tekstów i zamieszczonych przeze mnie obrazków.
Nie walczę z tym, bo to tak jakby gadać ze słupem, ze dwa razy próbowałem i ściana miała by chyba lepszy koncept na odpowiedź.
Taka gmina.

W każdym razie jest tak, ONI mają swoje forum, JA mam swój jacht i polarną, wielowymiarową, przygodę przed sobą.
Można się przyłaczyć.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 15:43 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17563
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2354
Otrzymał podziękowań: 3696
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
ZyciePoZyciu napisał(a):
Taka gmina.
I taka kolej rzeczy.
Pierwszy zacząłeś kasować swoje zdjęcia (robiąc burdel w opisach i w indeksach).

ZyciePoZyciu napisał(a):
W każdym razie jest tak, ONI mają swoje forum, JA mam swój jacht
... i darmowe miejsce na forum, na reklamę swojego rejsu (ale o tym kol. Czyszek nie wspomni - bryzga jadem wybiórczo).


ps. ONI brzmi tak samo dumnie jak SCHIZOFRENIA.


Załączniki:
Komentarz: Taka gmina i taka gra - niestety wymazałem nicki mistrzów! :-) Nie dowiesz się kto wygrał.
gra.jpg
gra.jpg [ 55.72 KiB | Przeglądane 2091 razy ]

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 15:43 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Czarna noc listopadowa. Prognozy pogody dziewięć do dziesięciu z zachodu. Wiatr szarpie statkiem na kotwicy i miesza kłęby tytoniowego dymu z zacinającym deszczem, który pomieszany ze śniegiem wiruje zaraz za nikłą zasłoną daszku w razacym świetle pokładowych reflektorów. Ujście Wisły w Świbnie, przed dziobem zamazane światła portowe Gdańska. Bardziej domyślne odbita na niskim niebie łuną sodówek nizli widziane poprzeztą wirującą i zimną zasłonę deszczu. Stoimy do rana, godziny wolno płyną, na mostku urozmaicane herbatą z cytryną i gorzkim smakiem kolejnych papierosóow, po wachcie czytaną w koi książka, nudnym jak flaki z olejem dziennikiem ambasadora amerykańskiego w pierwszych latach hitlerowskich Niemiec. Starymi tygodnikami w mdłym świetle kojówki, bo nowe już przeczytane i puszczone w obieg statkowy. Rzadkie posiłki, bez śniadań, które przesypiam po nocnej wachcie budząc się dopiero na obiad; coraz bardziej stołówkowy i coraz bardziej mdły mimo różnorodności potraw. Kolacje takie same codziennie, mimo, że wczoraj były kanapki a dzisiaj sałatka kartoflana wypełniona majonezem i gotowanymi warzywami. Nocy coraz wiecej. Kiedy o czwartej czekam na zmianę odliczająąc kolejne pięciominotówki morze pogrąża się w szarosci zmierzchu, który zjada wszystkie kolory i wypłaszcza poznaczone krótką, zatokową falką morze. W kabinie upał, który z rejonów letnich w pobliżu podłogi unosi sie tropikalnym oddechem pod niski sufit, gdzie teraz moja koja, czytelnia i miejsce nocnego spoczynku. Najważniejsza chwila dnia przychodzi o piątej nad ranem, kiedy wykąpany pod prysznicem, powiesiwszy przedtem uprane skarpetki na sznurku zaczepionym z jednej strony o biblioteczkę a z drugiej o szafkę z pasami ratunkowymi, po cichu, delikatnie by nie zbudzić śpiącego niżej Tadzia, wsuwam się pod obleczony świeżą pościelą koc i ukołysany powolnym rytmem statku zasypiam szczęśliwie i beztrosko.
Nie zapominam o blindzie iluminatora by światło dnia nie zbudziło mnie nad ranem zbyt wcześnie. Mimo, że bulaj zalewany falami a listopadowe świty nie grzeszą jasnością to mając głowę wprost w iluminatorze budzę się oślepiony blaskiem. Inaczej kiedy nie zapomne zamknąć stakowej pokrywy. Budzę sie wtedy leniwie około wpół do jedenastej. Światełko wcieka do pustej kabiny tylko poprzez szparkę niedomkniętej blindy. Przewracam sie na plecy i dalej daje sie nieść sennym marzeniom na granicy jawy i tego co jeszcze przed chwilą, nie do końca uświadomione, ale przyjemne. Czuję się sam ale nie samotny, tak jak przez resztę dnia mimo obecności wokół ludzi, kolegów dnia codziennego, świątku i piatku w morzu podczas niekończącego się cyklu badań w kóko tego samego.
Na mostek przychodzi Marek, w pomarańczowym kombinezonie, długimi nieuczesanymi włosami, z tonsurką na czubku głowy i zmierzwiona brodą na pucułowatych policzkach. I gada i gada i gada...
Czasami trzeba wyminąć statek na tej pustej i tak niepodobnej do lata wodzie. W zasadzie cały czas stoimy na kotwicy a nieliczne przeloty przypadają właśnie na godziny od dwunastej do czwartej, czyli na moją wachtę. stawiamy z Piotrkiem żagle, by je zaraz zrzucić bo oburzony rybak przez VTS krzyczy UKFką, że jedziemy prosto na sieci, które właśnie postawił. Zmieniamy kurs, zrzucamy żagle, bo teraz zupełnie by nie pracowały i tuz przy niskim brzegu półwyspu suniemy po widmowej mili pomiarowej - bo wszystkie boje na zimę pozdejmowane, by zakotwiczyć zaraz za pławą "J", której także nie ma, zaraz obok burej we wczesnym zmierzchu Jastarni. I potem jeszcze bliżej brzegu, dwieście metrów od izobaty jednometrowej gdzie kiedyś Kostek posadził Oceanie na piachu. Punkt pomiarowy własnie dlatego, że tutaj twardy piasek, a kawałek głębiej w Zatokę już miękkie namuły. Wieje okropnie i odkąd nowy chief nakleił na drzwiach mostka uszczelniające drzwi taśmy gumowe, to wystwione na wiatr drzwi wyją przeraźliwie głosem pomiędzy syreną alarmową, a marcowym miauczeniem kotów kiedy statek pochyla się na niskiej ale spienionej wodzie. Niebo niskie i fala niewielka bo słaby tutaj rozpęd i wiadać wprost różnice pomiędzy Zatoką a otwartym morzem. Niebo buro białe, woda burobiała, giną kolory i zatracaja sie niewielkie kreseczki rybackich tyczek. Kotwiczymy nie odstawiając silnika, tuż koło takiej tyczki od których wolna tylko ta wyimaginowana teraz linia bojek mili pomiarowej - tak by autochtoni sami mogli do Jastarni po ciemku dopłynąć. Wlecze nas na kotwicy, ciągniemy wszystko do góry i znowu, po brzegu, tylko na radar i mape elektroniczną na nastepny punkt na środku Zatoki w kierunku na Gdynię. Jest już ciemno i znowu drzwi wyja przeraźliwie i znowu kotwicę ciągnie podczqas gdy ja leżę sobie w koii czytając Politykę z połowy sierpnia, gdzie najazd rosyjski na Gruzję najswieższym wydarzeniem a złotówka stoi mocno i rusza właśnie na podbój rynków finansowych świata.
Przestwiamy się pod Gdynię gdzie z nosem tuż przy odbudowywanym falochronie, w świetle oświetlajacym niewykończoną fasadę tych dwu portowych wieżowców leżymy sobie spokojnie aż do dwunastej w południe dnia nastepnego, gdy znowu z Piotrkiem wyciągamy kotwice i przemykajac się wsród niskich chmur i białego morza, omijając po drodze porty i nieliczne statki, zahaczajac niemal o Hel, kotwiczymy w pierwszym zmierzchu w ujściu Wisły. Przyklepanym teraz deszczem i wirującymi płatkami sniegu w ostrym świetle pokładowych lamp niczym zapowiedź zimy, która zaraz po jesieni. Właściwie już tym wczesnym zmierzchem, późnym braskiem i zapomnieniem bliskich tutaj na morzu.
Gdzie bliskie jest tylko niskie niebo i spieniona woda za burtą.

Zatoka Gdańska, listopad 2008.

Jarek Czyszek

* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

Maar napisał(a):
i darmowe miejsce na forum, na reklamę swojego rejsu

Nie wiedziałem, że jest płatne, proszę zatem o wystawienie rachunku.

Bez pozdrowień
Jarek Czyszek



Za ten post autor ZyciePoZyciu otrzymał podziękowanie od: Colonel
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 17:48 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 15 cze 2009, o 04:47
Posty: 13170
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 3101
Otrzymał podziękowań: 2698
Uprawnienia żeglarskie: młodszy marynarz śródlądowy
ZyciePoZyciu napisał(a):
Nie wiedziałem, że jest płatne, proszę zatem o wystawienie rachunku.
Ceną jest kulturalne zachowanie na forum.
Stać Cię?

_________________
Pozdrawiam
Wojtek
https://www.wojtekzientara.pl/
m/y „Wymówka”, POL000KA6
SPG5479, MMSI 261003664


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 18:25 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
Proszę przestańcie.
Jarek pisze fajne teksty. "Ubogacają" one forum. Że wychodzi z tego reklama? A tak. Jest czysto żeglarska. Jeśli to zakazane to zakażmy mu, ale i innym.
Jarek przestań wymyślać kasowanie liczników! To jakiś absurd. I po co te uszczypliwości.
A Marek i Wojtek w ślad za tym przestańcie.

PS. A podziękowanie klikne bo mi sie podoba. I tekst i klikanie.

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2013, o 22:48 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Stara Zientara napisał(a):
Ceną jest kulturalne zachowanie na forum.
Stać Cię?

W nawiązaniu do tej schizofrenii; rzeczywiście funkcjonujemy w różnych światach, niekoniecznie równoległych.
Colonel napisał(a):
To jakiś absurd.

Też uważam, że absurd.
Porównaj liczniki pod zdjęciami na poprzedniej stronie, zobacz ilu jest zwolenników oglądania Zetora, tabelki (nieznanego przeznaczenia) Maara a ilu moich landszaftów.
Wątek, w dziale OGŁOSZENIA, powinien mieć, gdyby nie były wykasowane, około ośmiu tysięcy wejść.
Po odwaleniu belki ze swojego oka dalej widzę niewyraźnie.

Pozdrowienia - Jarek Czyszek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 lut 2013, o 08:51 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 gru 2012, o 11:42
Posty: 416
Podziękował : 107
Otrzymał podziękowań: 55
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
ZyciePoZyciu napisał(a):
Porównaj liczniki pod zdjęciami na poprzedniej stronie,


Z ciekawości zapytam: w jakim celu zależy Ci na tych licznikach?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 lut 2013, o 12:56 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
Po co to?

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 lut 2013, o 23:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
cantos napisał(a):
Z ciekawości zapytam: w jakim celu zależy Ci na tych licznikach?

Źle postawione pytanie.
Dobre byłoby; w jakim celu są kasowane?
Sam jestem ciekaw.


Ale najbardziej mi się podobało kiedy nasz pięćdziesięciotonowy, dwudziesto pięciometrowy jacht wieziony na specjalnym podwoziu przez środek słynnego włoskiego kurortu utkwił był na zbyt ciasnym zakręcie. Akcja się rozgrywała wieczorem by ruchu tamować jak najmniej, z przodu niebieskie policyjne światła, w środku pomarańczowe ciągnika i naczepy, z tyłu jeszcze jedno niebieskie i na samym końcu my z agentem w jego Lexusie.
Ekipa pojechała ciężarówką do stoczni po sztaplarkę, którą będą rozbierać kwietniki na samym zakręcie, trochę zamieszania, trochę rejwachu, trochę widzów bo mimo, że taka sytuacja tutaj zwyczajna to jednak jest na co popatrzeć. Siedem metrów nad ziemią pozostawiona na flagsztoku olbrzymia bandera zamiata po oknach trzeciego pietra. Lucca zaciąga się papierosem, patrzy w górę przez panoramiczną szybę swojego auta;
- Polscy kapitaliści wybrali się na przejażdżkę po mieście.
Sztaplarka zawarczała i z rumorem przestawiła pierwszy kwietnik.


J.Czyszek
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 7 mar 2013, o 12:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Noc polarna
Toczy się dzień za dniem. Bardzo szybko przelatują króciutkie godziny
półmroku, podsypane śniegiem i podszyte wiatrem.
Trudno wyjść na zewnątrz.
Drzwi przysypane śniegiem ułożonym wiatrem w fantastyczne pryzmy
półtorametrowej wysokości. Krajobraz od lata się zmienił. Niby te same góry,
niby ten sam lód w zatoce. Teraz jednak góry są przysypane śniegiem i
milczące. Ani jednego ptaka. Biało ubarwione lisy zniknęły wśrór bezmiaru
otaczającej białości. Kiedy pada śnieg trudno odróżnić gdzie się kończy
grunt, gdzie zaczyna powietrze. Jeżeli świeci lampa to widać strumień
wirujących cząstek. Poza kręgiem światła wpadasz po pas w biały puch.
Jeszcze tylko fiord nie jest biały. Jest brudnoniebieski. Bury właściwie.
Hans, który całe lato wyróżniał się niebieskością świeżo spadłego lodu u
skraju i pobrużdżonej płaszczyzny gdzieś tam dalej, teraz zniknął i jest po
prostu tylko jeszcze jedną białą górą w pobliżu.
Czasem na fiord nasuną się światła statku. Dość regularnie, co dwa tygodnie, wpływają zgodnie w jego gardziel, daleko, ąz pod Gnolla dwa statki. Jeden rybacki, drugi bunkierka.
Na spokojniejszych wodach podają paliwo. Być może rybę w drugą stronę.
Przeklęty to zawód takie rybaczenie. Radio milczy całymi tygodniami. Tylko
to tankowanie, kilka światełek w czerni.
Mam taki zegar, na świecących diodach. Wygrzebałem gdzieś w szafie
laboratorium. Stoi na biurku i oświetla pokój zieloną poświata.
Na zewnątrz wyją psy. Wyją jak wilki. Wysoki skowyt, przechodzi w serię urywanych szzeknięć, coraz niżej i niżej by zaraz wzbić się w niebo wysokim c, i tak w kółko od nowa i znowu.
Zielony odblask kładzie się na półce z książkami,
cyferki układają się w osiem, zero zero. Zapalam lampę, ubieram szybko.
Zostawiam łóżko nie pościelone i idę pustym korytarzem do mesy. Lekka
konstrukcja baraku odbija każdy krok. Kazde kaszlnięcie. Pięty uderzają
pierwsze - łup łup, łup. Drzwi, zastawiony skromnie stół. Pusto. Nikogo nie
ma. Czarny kwadrat okna, czasem z parą gorejących ślepi puszczonego luzem
psa.
Człowiek adaptuje się do mrozu. Teraz już wystarcza jeden sweter i kurtka.
Tylko uszy marzną, i stopy. Trzy pary skarpetek. Prawa stopa marznie szybciej
niż lewa. Na uszy czapka, na nos szalik. Bardzo dobry wynalazek,
drobniutki śnieg nie wpada za kołnierz i jest ciepło. Chyba, że trzeba
spojrzeć pod wiatr. Wtedy zapiera dech, na chwilę, na ta chwilę nim nie
odwrócę głowy by cokolwiek móc widzieć, by móc odetchnąć nieskalanym
powietrzem oceanu, wody, powietrza i śniegu.
Budujemy z Kaziem - światło.
Latarnia ma być lepsza, większa i jaśniejsza od
tej na King Georgu, która się śni Kaziowi po nocach i nie daje spokoju.
Zatem piłujemy, spawamy, klepiemy nową latarnię, już niedługo zabłyśnie, na
razie zabiera mi wszystkie popołudnia. W zasadzie nie zgadzamy się z Kaziem
co do niczego. Nie mamy wspólnych poglądów, tylko ta latarnia, leżąca teraz
bezwładną rurą pospawanych beczek na całej podłodze elektrowni.
Małymi łykami popijamy herbatę i omawiamy kolejne ruchy; tutaj heftnąć, tam
wyklepać, teraz przesunąć. Za oknem ciemno i hula wiatr. Agregaty
prądotwórcze hucza w sąsiednim pomieszczeniu. Pijemy herbatę patrząc na
nasze dzieło leżące na podłodze, przed drzwiami waruje Brzydal. Czasem wiatr
przestaje wiać i wtedy Księżyc majakiem oświetla Arie a nad Fuglem zapali
się zorza. Z drzwi maszynowni widać poblask światła z okien bazy, gdzie
pustka smęci się po korytarzach.

Jarek Czyszek
Horsund 2006

jarek@arktyka.com
zawsze można popłynąć, zawsze mozna zobaczyć.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 7 mar 2013, o 13:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
A ruszają tanie loty WizzAir z Gdańska do Kristiansand! Podobno od 48 zł.

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 7 mar 2013, o 20:36 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 sie 2009, o 01:45
Posty: 9992
Podziękował : 2979
Otrzymał podziękowań: 3355
Uprawnienia żeglarskie: różne....
Colonel napisał(a):
A ruszają tanie loty WizzAir z Gdańska do Kristiansand!

Ale to jest w Skagerraku zaledwie...

_________________
Jaromir Rowiński aka pierdupierdu
Jeżeli masz ochotę komentować takie poglądy, których co prawda nigdy nie wyraziłem, ale które kompletnie bez sensu i z sobie tylko znanej przyczyny usiłujesz mi przypisać - droga wolna. Śmiesznych nigdy dość...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 mar 2013, o 10:52 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 lip 2012, o 15:15
Posty: 491
Podziękował : 22
Otrzymał podziękowań: 137
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
[/i]Dzisiaj mgła straszliwa, smutno, niskie chmury, ponuro.
[...]
Popłyneliśmy we dwie łodzie za Hansa, z płetwonurkami zbierającymi osady denne dla biologów. Odejście od brzegu przez pak lodowy, który trzeba rąbać kilofem. Zrzuciłem swoją łódź aluminiową po lodzie, jak sanki, bez większych kłopotów, natomiast druga ekipa z pontonem potrzebowała troszkę więcej wody i wolnego przejścia.
Fiord przy brzegu niemal spokojny, urósł martwicą pośrodku do fal dwu-trzy metrowej wielkości. Długich, nie łamiących się, lecz toczących swe cielska akurat poprzecznie do wyznaczonego kursu. Chwilami, długimi, gubiłem sąsiadujący ponton z oczu pomiędzy górami wody. Znikał ponton, głowy siedzących nań ludzi, potem jeszcze, na końcu, rama taka nad kadłubem, i zostawało tylko samo bure morze.
Atlantyk ma kolor niebieski, bez żadnych odcieni zielonego. Taka inna woda niż w domu.
Potem zza grzbietu wyłaniał się czarny ponton z pomarańczowymi postaciami ubranych w pomarańczowe kombinezony ludzi. Pnie się bokiem po wale, wspina wyżej i wyżej, by na grzbiecie odpaść i pójść wielesetmetrowym śligiem górą ponad wodnymi rozpadlinami.
Do następnego grzbietu, gdzie rufa idzie do góry a dziób utrzymuje się na powierzchni wielkim wysiłkiem wszystki zgromadzonych tam sił wyporu...

Jarek Czyszek
jarek@arktyka.com
Można popłynąć, można zobaczyć.
Longer - Longer dziesięć dni, czerwiec 2013.
Można zapytać, można zatelefonować
662 633 422
można napisać maila
jarek@arktyka.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 mar 2013, o 18:50 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
pierdupierdu napisał(a):
Ale to jest w Skagerraku zaledwie.

Może byc pierwsza wymiana załóg

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 78 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 48 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL