Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Zdarzenia dziwne i nietypowe na jachcie
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=3&t=2431
Strona 1 z 4

Autor:  Cape [ 3 gru 2008, o 21:40 ]
Tytuł:  Zdarzenia dziwne i nietypowe na jachcie

Zapraszam do prawdziwych opowieści o zdarzeniach nietypowych. Opiszę taką sytuację, rejs we wrzesniu 2001, w założeniach Split- Korfu-Split. Po 24 godzinnych przepychynkach z kapitanatem w Splicie (kwestionowano prawo jachtu pod banderą Szwecji do opuszczenia wód Chorwackich) ruszamy w morze. Wieje Jugo, a Jugo wieje dłu...go. Czasami z miesiąc. Z tą prognozą o Korfu trzeba zapomnieć. Na kursie maksymalnym na południe - Vieste. Nastepnęgo dnia mocno przetrzepani przez niespodziewny Neverin wchodzimy do Vieste (Gargano-Włochy). Problem w tym, że Vieste nie jest entry port. Udajemy Greka, nikt się nami nie interesuje. Następnego dnia prognoza z Navteksu, 35 do 50 Kn, stoimy. Jest 11 września 2001 !!! O 1500 telefon z Polski, coś się dzieje w Nowym Jorku. Idę na zaprzyjaźniony jacht holenderski, mają TV i CNN. 12 września wychodzimy z Vieste, na kursie Czarnogóra. Nadal nikt się nami nie inetresuje. Po południu na środku Adriatyku z prawej burty pojawia się korweta Italy Navy. VHF milczy, startuje helikopter i zatacza na niskiej wysokości szereg kółek nad jachtem. Wyraźnie widać faceta w szelkach z ciężkim karabinem maszynowym wycelowanym w nas. Przyjaźnie machamy rękoma i filmujemy. Helikopter ląduje na okręcie, i ten przez ca 3 h towarzyszy nam z prawej burty z naszą mikro predkoscią 3 w, bo tyle wiało. Nastepnego dnia wchodzimy do Zelenika -entry port ( koło Kotoru ) w Czarnogórze. O ciekawym powitaniu napiszę, jak mój post wywoła zainteresowanie.

[ Komentarz dodany przez: suleq: Nie 07 Gru, 2008 16:15 ]
byk!

Autor:  chiquito83 [ 3 gru 2008, o 22:54 ]
Tytuł: 

poprosze dalsza czesc opowiesci :)

Autor:  Konrad.Śwd [ 4 gru 2008, o 07:11 ]
Tytuł: 

trochę jak w jakimś filmie ;)

Autor:  Cape [ 4 gru 2008, o 17:20 ]
Tytuł: 

chiquito83 napisał(a):
poprosze dalsza czesc opowiesci :)

Płyneliśmy do Czarnogóry w niezbyt ciekawych nastrojach. Zaczęło się od Splitu, gdzie kapitananat zakwestionował możliwośc płyniecia tego jachtu za granicę ( był to czarter z Kiriacoulis, jacht pod banderą Szwecji). Zakwestionowano również mój patent sternka jachtowego, bo jacht mial 100 m kw (Gib Sea 411). Aczkolwiek po interwencji przedstawiciela Kiriacoulisa nasz puszczono, ale nie byłem pewny, czy papiery są ok. To byl powód "udawania greka" we Włoszech, ale w Jugoslawii tak się nie da. No i ten atak na Nowy Jork. Wpływając do fiordu Hercenowi 13 września nie wiedzieliśmy, czy przypadkiem nie wybuchła wojna. Dodatkowo holendrzy w Vieste oszczegali nas o wyjatkowo upierdliwej procedurze w Jugosławii. Pesymiści spodziewali się aresztu jachtu i tak w takich nastrojach z flagą Jugosławii i flaga Q pod salingiem podchodzimy do Zelenika w fiordzie. To malutki port, jesteśmy sami, ala zanim zacumowalismy pojawił się biały samochód z napisem Police.
Wysiada policjant i młodziutka (moze ze 20 lat) policjantka z ....dużym misiem na ręku. Ten miś z mundurem wygladał groteskowo. Niezwykle uprzejmie zapytano, w czym mogą nam pomóc, woda ?, paliwo ?. Nasza odpowiedź, chcemy popływać po wodach Czarnogóry kilka dni. Dziewczę jest mocno zakłopotane, w końcu mówi w zasadzie musicie zapłacić 100 DM "za światła" i możecie tu być 1 miesiąc. Chyba nawet nie sprawdzono paszportów. Chętnie zapłacilismy 100 DM otrzymując stosowne papiery i popłyneliśmy do Kotoru. Poprzedni stres i ta policjantka z misiem !!!!

Autor:  chiquito83 [ 4 gru 2008, o 18:29 ]
Tytuł: 

leee, spodziewalem sie czegos innego, jakas seria ostrzegawcza po burcie czy cos ;)

wziales chociaz numer od tej policjantki? :DD

Autor:  Cape [ 4 gru 2008, o 19:12 ]
Tytuł: 

chiquito83 napisał(a):
leee, spodziewalem sie czegos innego, jakas seria ostrzegawcza po burcie czy cos ;)

wziales chociaz numer od tej policjantki? :DD

Z żoną byłem, niestety, a policjantka smakowita była.

Autor:  AsiaJohn [ 4 gru 2008, o 21:26 ]
Tytuł: 

cape napisał(a):
Z żoną byłem, niestety, a policjantka smakowita była.


Ojj byłabym zazdrosna na miejscu Twojej żonki :P

Autor:  Cape [ 4 gru 2008, o 21:39 ]
Tytuł: 

AsiaJohn napisał(a):
cape napisał(a):
Z żoną byłem, niestety, a policjantka smakowita była.


Ojj byłabym zazdrosna na miejscu Twojej żonki :P

I pewnie jest, bo ciągle ze mną pływa. A co do Zelenika, odpłynęliśmy zaraz po odprawie, może to błąd życia ???

[ Dodano: Pią 05 Gru, 2008 22:12 ]
Szanowni żeglarze, czy na prawdę nikt nie potrafi opisać zdażenia na jachcie nietypowego, dziwnegu lub śmiesznego ??? Zapraszam.

Autor:  dailes [ 11 gru 2008, o 18:56 ]
Tytuł: 

Nono.. Gratuluje bardzo fajna historia :) Szkoda. że nie tam nie było..Spokojnie bym z tą Policjantką pogadał :)

Autor:  Cape [ 11 gru 2008, o 19:07 ]
Tytuł: 

dailes napisał(a):
Nono.. Gratuluje bardzo fajna historia :) Szkoda. że nie tam nie było..Spokojnie bym z tą Policjantką pogadał :)

No tak, wszyscy o policjantce, "za mundurem chłopcy sznurem"., a temat jest o ciekawych przygodach na morzu, a nie na....chyba, że pływaliscie z pieknymi policjantkami.

Autor:  dailes [ 11 gru 2008, o 19:13 ]
Tytuł: 

No wiesz, niby masz racje, że o przygodach na morzu... Ale po długim rejsie taka laseczka to nie lada wyzwanie, żeby sie powstrzymać :)

Autor:  Cape [ 11 gru 2008, o 19:25 ]
Tytuł: 

Jakim długim, raptem ze 30 godzin, długo, to ja płynąłem rok temu. Bez lądu ponad 16 dni.

Autor:  AsiaJohn [ 11 gru 2008, o 22:12 ]
Tytuł: 

A to może ja pociągnę ten wątek <tak na zachętę dla innych:DD> Może to o czym napisze nie jest to zbyt dziwne ,aczkolwiek nie słyszałam podobnej historii.
Kiedyś u mnie na Zatoce były regaty dla ludzi niepełnosprawnych< i umysłowo i fizycznie> młodzi ludzie w tym ja mieliśmy być sternikami i tak też się stało...Przy keji było dużo łódek i moja nauczycielka w-fu chciała szybko przeciągnąć swoją na plażę ale z powodu tłoku zdecydowała sama dopłynąć na pagajach!! Wiatr był odpychający więc jak łatwo się domyśleć zaczęło ja znosić< w stronę Helu :P> Zobaczyłam,że coś jest nie tak,kobietka biegała od żagli do steru nie dawała rady sama,<muszę tez zaznaczyć,że dość tyle wiało - 4-5B> więc podpłynęłam do niej wraz z moją załogą < 3 mężczyzn,jeden z zespołem Downa,jeden pan panicznie bojący się jakiegokolwiek przechyłu i jeden,który mnie jako tako słuchał> i zapytałam jak mogę pomóc,no to wymyśliłyśmy,że wezmę ją na hol :] Musiało to śmiesznie wygladać - ja na żaglach i ona sama też z łopoczącym fokiem :DD Ale koniec końcem udało mi się bezpiecznie odstawić z powrotem do pomostu i jeszcze do tego wziąć udział w tych regatach :) W ramach wdzięczności dostałam od mojej nauczycielki brelok z pięknym jachtem - kobieta stwierdziła,że uratowałam jej życie :P

Autor:  Cape [ 11 gru 2008, o 23:03 ]
Tytuł: 

To Ty SAR byłaś. Ratowanie życia i zdrowia gratis, ale za sprzęt tym breloczkiem to się wykpiła. Mam nadzieję, że jakąś piątkę dorzuciła.

Autor:  AsiaJohn [ 12 gru 2008, o 09:40 ]
Tytuł: 

No w pewnym sensie można tak powiedzieć :P Kto wie może kiedyś będę tam pracowała :P cape,nauczycielka jest bardzo w porządku i zawsze do końca liceum miałam 6 z w-fu :DD < w dużym stopniu przez to zdarzenie :P >

Autor:  tadeusz posmyk [ 12 gru 2008, o 15:56 ]
Tytuł:  i dziwno i straszno ...

było to w nocy z 10 na 11 stycznia 2007 roku.jacht który kupiłem( pełnomorski kilowy jacht z niemiec) jest do remontu- poważnego remontu. Wiem że był zatopiony i wyłowiony, ale nie znam szczegułów tych operacji.Podobno ktoś w nim zginął.
Remont trwa już 2 lata. W ubiegłym roku siedzieliśmy z kolegami w jachcie omawiając przy piwku kolejne etapy roboty przy łódce.Padł temat domysłów na temat tego co mogło się mojej łódce przydażyć kiedyś tam. wieczorem normalnie położyłem się spać.Była piękna spokojna noc. W środku nocy obudził mnie straszny huk, Na dworze szalała potęzna burza z huraganem i ulewą, Jako że jacht stoi na dworze pod plandeką natychmiast ubrałem się i pobiegłem ratować jacht przed zalaniem deszczem. Ten huk to była szalejąca na wietrze ogromna plandeka zerwana z jachtu. Walczyłem z nią ponad godzinę. Wróciłem do domy przemoczony do suczej nitki.Pogoda uspokoiła soię dosłownie jak na zawołanie. Wiem - jestem przekonany, że tej nocy odwiedził mnie były , nieżyjacy właściciel jachtu. Przyszedł aby zobaczyć co dzieje się z jego łódką. Jestem pewien że odszedł zadowolony ,że jego łódź wraca do życia. Ja teraz tymbardziej cieszę się ze swojego jachtu.
Wieżyć- nie wieżyć ale mój piękny jacht powoli obrasta legendą. Np i dobrze.
Ahuj żeglarze.

Autor:  Cape [ 12 gru 2008, o 17:16 ]
Tytuł: 

No jednak coś się na tych jachtach dzieje, nawet na lądzie

Autor:  AsiaJohn [ 12 gru 2008, o 20:23 ]
Tytuł: 

Dawny własciciel zobaczył,że jacht trafił w dobre ręce i pewnie się uspokoił i ucieszył :)
Pomyślnych wiatrów na tym już wyremontowanym jachcie życzę :D

Autor:  Clipper [ 12 gru 2008, o 23:48 ]
Tytuł: 

Tadeuszu - ciekawa historia, z dreszczykiem :) a jak jachcik się ma ? :)

Autor:  dailes [ 13 gru 2008, o 00:17 ]
Tytuł: 

Tadeusz fajna historyjka, gratz za pomysł i za samo wykonanie. Ładnie przejrzyście opisane :) I jeszcze raz gratuluje...

Autor:  tadeusz posmyk [ 13 gru 2008, o 08:46 ]
Tytuł: 

dzięki za "recenzje", a jak sie ma jachcik???-ano w budowie- zostało dokończenie wybudowy wnętrza, szpachlowanie i malowanie pokładu, montaż osprzętu,ocynkowanie i montaż 140 kilogramowego miecza,- jakieś 1,5 roku w moich warunkach, no a potem najbardziej stresujący moment wodowanie. trochę to znam bo w 2000 roku budowałem i wodowałem jacht 6m Chrzaszczyk. pływałem nim 7 lat na zalewie Sulejowskim i Poraju. obecny jacht ma 8m. i waży 4 razy tyle co poprzedni. vbędzie dobrze -wiem to. wrzucę zdięcia przy okazji( muszę je zmniejszyć bo wchodzą tylo małe rozmiary)pozdrawiam wszystkich.

Autor:  Clipper [ 13 gru 2008, o 22:52 ]
Tytuł: 

to fajnie że jachcik odzyskuje swoja świetnośc :) duzo pracy przed Tobą, ale spokojnie :) życzę powodzenia w budowie i wodowaniu :) czekamy na fotki :)

Autor:  tadeusz posmyk [ 23 gru 2008, o 14:42 ]
Tytuł:  Re: i dziwno i straszno ...

tadeusz posmyk napisał(a):
było to w nocy z 10 na 11 stycznia 2007 roku.jacht który kupiłem( pełnomorski kilowy jacht z niemiec) jest do remontu- poważnego remontu. Wiem że był zatopiony i wyłowiony, ale nie znam szczegułów tych operacji.Podobno ktoś w nim zginął.
Remont trwa już 2 lata. W ubiegłym roku siedzieliśmy z kolegami w jachcie omawiając przy piwku kolejne etapy roboty przy łódce.Padł temat domysłów na temat tego co mogło się mojej łódce przydażyć kiedyś tam. wieczorem normalnie położyłem się spać.Była piękna spokojna noc. W środku nocy obudził mnie straszny huk, Na dworze szalała potęzna burza z huraganem i ulewą, Jako że jacht stoi na dworze pod plandeką natychmiast ubrałem się i pobiegłem ratować jacht przed zalaniem deszczem. Ten huk to była szalejąca na wietrze ogromna plandeka zerwana z jachtu. Walczyłem z nią ponad godzinę. Wróciłem do domy przemoczony do suczej nitki.Pogoda uspokoiła soię dosłownie jak na zawołanie. Wiem - jestem przekonany, że tej nocy odwiedził mnie były , nieżyjacy właściciel jachtu. Przyszedł aby zobaczyć co dzieje się z jego łódką. Jestem pewien że odszedł zadowolony ,że jego łódź wraca do życia. Ja teraz tymbardziej cieszę się ze swojego jachtu.
Wierzyć- nie wierzyć ale mój piękny jacht powoli obrasta legendą. Np i dobrze.
:cenzura: żeglarze.


Załączniki:
FotoSketcher - DSCN1026.JPG.jpg
FotoSketcher - DSCN1026.JPG.jpg [ 31.45 KiB | Przeglądane 7118 razy ]
FotoSketcher - DSCN4949.JPG.jpg
FotoSketcher - DSCN4949.JPG.jpg [ 69.15 KiB | Przeglądane 7117 razy ]
FotoSketcher - DSCN1026.JPG.jpg
FotoSketcher - DSCN1026.JPG.jpg [ 48.69 KiB | Przeglądane 7117 razy ]

Autor:  Maar [ 12 lut 2009, o 22:49 ]
Tytuł: 

Na początku tego wątku Cape opisał swoje adriatyckie wspomnienia z 11 września 2001.

W tym samym czasie byłem na Bałtyku, detalicznie to na Pogorii, w SW sztormie u wejścia do Kieler Bucht, w drodze do Kielu. Pogoria w 2001 roku miała jeszcze starą maszynę i nie radziła sobie z falą i przeciwnym silnym wiatrem. SOG mieliśmy w granicach 1-2 kn. ale do Kielu musieliśmy wejść, bo tam czekała nowa maszyna - mieliśmy ją zabrać.

W drugiej dobie wiatr troszkę zelżał, chmury się rozwiały a na pięknym błękitnym niebie pojawiły się myśliwce z czarnymi krzyżami na skrzydłach. Samoloty z podwieszonymi bombami/rakietami przelatywały tuż nad topami. Huk był straszny a na burcie dało się odczuć ciepły oddech ich silników.
Pierwszy nalot skomentowaliśmy: "pewnie jakieś ćwiczenia NATO". Drugi lekko zaniepokoił najsłabsze osobniki. Trzeci i kilka kolejnych wzbudziły trwogę także u Admirała (Kołodziejczyk powoził) i Pogoria zawołała Kilonię. Informacja na UKFce była lakoniczna - "dokonano napadu na USA".
Nikt nie wiedział o co chodzi. Co to znaczy, kto i w jaki sposób tego napadu dokonał? Gdy podeszliśmy trochę bliżej brzegu rozdzwoniły się komórki - mamusie dzwoniły do pociech: WOJNA ŚWIATOWA! :-)
Napięcie wśród załogi w trakcie ostatnich godzin przed wejściem do portu w którym można było się czegoś konkretnego dowiedzieć można przyrównać chyba... sam nie wiem do czego. Siódemki w Lotto?
Rejs jak rejs, nic szczególnego, ale emocje związane z nalotem Luftwaffe (czy jak toto się teraz zwie? Lufthansa?) utkwiły mi w pamięci chyba do końca życia.
:-)

Autor:  wlodwoz_old [ 13 lut 2009, o 00:17 ]
Tytuł: 

Luftwaffe czy Lufthansa? Szybko się wyjaśniło w kontekście przygód pewnego, byłego, polityka! Napadła na niego Lufthansa! Teraz rozumiem Twoje wątpliwości :grin:

[ Dodano: Pią 13 Lut, 2009 00:23 ]
A tak na marginesie. Ten dzień zapamiętałem wędrując ulicami Węgorzewa w kierunku Keji. Śp. Zbyszek na moje pytanie co się dzieje (w witrynach sklepów RTV widziałem to ale myślałem, że to jakiś film) powiedział abym wszedł na pięterko. Zobaczyłem to co wszyscy.

Autor:  Maar [ 13 lut 2009, o 01:34 ]
Tytuł: 

To jak już tak wojennie to w zeszłym roku, w październiku na południowym Atlantyku miałem tak:

Jakaś druga-trzecia w nocy, bezchmurny nów, zmrok rozjaśniają jedynie gwiazdy. Morze stosunkowo gładkie, idziemy połówką - choć zimnawo to i tak sielanka. Ja steruję, Ruda (moja żona) robi za hostessę.
Oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności, podświetlenie przyrządów mam ustawione na minimum. Próbuje przypalić papierosa. Jeden, drugi, trzeci błysk zapalniczki delikatnie rozświetla kokpit jednak wiatr nie pozwala zrealizować się nałogowo. Proszę Rudą, żeby pod osłoną szprycbudy przypaliła mi fajkę.
Ruda ściąga rękawiczki, przechyla się pod szprycbudę i w momencie gdy powinien pojawić się maleńki, żółciutki błysk zapalniczki... ocean, deck, kokpit, żagle, wszystko pojawia się nagle oświetlone niezwykle silnym zielonym błyskiem.
Idiotyczne pytanie - Co zrobiłaś?! :-) Rudej głos uwiązł w gardle i nie mogła mi od razu odpowiedzieć. Po kilku chwilach wyrzuciła z siebie:
- Meteoryt gigant! Za Twoimi plecami! Powoli spadał i wybuchł!

Wierzyć mi się nie chciało.
A może to komuś skończyły się czerwone i zieloną odpalił? Obserwowaliśmy widnokrąg w poszukiwaniu kogoś lub czegoś a Ruda cały czas mnie przekonywała, że widziała meteoryt, jego eksplozję i na pewno nie była to raca.

Minęło kilka minut, wypaliłem fajeczkę, pogadaliśmy, emocje opadły a do kokpitu powróciła wachtowa nuda, aż nagle widzę w wodzie prostopadłą do naszego kursu smugę, identyczną do tych pokazywanych w filmach wojennych o atakach torpedowych.

Torpeda zbliżała się bardzo szybko, nic nie mogłem zrobić, zresztą nawet nie zdążyłem pomyśleć co powinienem uczynić. Dziobem się do niej ustawić?!
Torpeda na szczęście przeszła kilka metrów pod kilem.
Tym razem mi głos uwiązł w gardle. Potrzebowałem dobrych kilka chwil żeby się odezwać. Rozmowa była tak samo głupia jak nasza sytuacja:
- Ruda, chyba ktoś strzela do nas torpedami?
- Co piłeś?
- Naprawdę! Zobacz! Następna!

Kolejna torpeda z zawrotną prędkością zbliżała się do naszej burty. Ruda, która zwykle kawy i pacierza nie odmawia zaczęła klepać zdrowaśki z szybkością 256kbps. Modły zadziałały i kolejny pocisk przeszedł pod jachtem.
Nagle w tym samym namiarze zaczęły pojawiać się kolejne smugi. Jedna, dwie, trzy, dziesięć, dwadzieścia! Atak salwą nigdy nie chybi. Wiedzieliśmy, że zginiemy i pewnie byśmy zginęli, gdyby nie to, że najpierw jedna a za nią kolejne torpedy zmieniły kurs na równoległy do naszego i zaczęły wyskakiwać z wody.

Nienawidzę orek! :-) A jeszcze bardziej nienawidzę bioluminescencji. Szybko płynąca orka tak bardzo pobudzała "świecący plankton", że gdyby to sfilmować, to nagroda akademii filmowej murowana :-)

Autor:  Cape [ 13 lut 2009, o 11:04 ]
Tytuł: 

Fajnie, że wątek ruszył. Pora na Grecję. Był to mój trzeci rejs na Egejskim, pierwszy port Aigina. Rano panienka w nieskazitelnie białym mundurze chodziła od jachtu do jachtu wydając krótkie polecenie. Skiper z dokumentami proszony jest do Kapitanatu. Coś takiego spotkało mnie po raz pierwszy. Grecja ma elementy trzeciego świata, włożyłem wiec długie spodnie, koszulę z długim rękawem i buty, które zakrywają palce, żeby nie uchylić godności Urzędu. W Kapitanacie był już tłumek i po odczekaniu rozpoczęła się Procedura. Trochę bałem się o swój patent sternika, bo jacht miał sporo więcej, niż dozwolone 40 m żagla, tym bardziej, że w Splicie mi to kiedyś zakwestionowano. Na wszelki wypadek miałem na pokładzie zapasowego skipera z niemieckim prawem jazdy. Procedura trwała ze 20 minut, kolejne panienki w nieskazitelnie białych mundurach, mogących występować w reklamie viziru, przeglądały dokumenty, kserowały i stawiały Bardzo Ważne Pieczątki. Na końcu siwy Bardzo Ważny Grek dokonał zamaszystego podpisu i skierował mnie do kasy. Dokonałem opłaty w szokującej wysokości 1,59 euro !!! Później kilkakrotnie dokonywaliśmy takich opłat, zawsze groszowych, ale procedura zawsze wyglądała tak samo. Fajne doświadczenie.
Pozdrowienia
Krzysztof Chałupczak

Autor:  wlodwoz_old [ 13 lut 2009, o 14:24 ]
Tytuł: 

Cieszę się z ożywienia w martwym (krajowym) sezonie żeglarskim. Czyta się to znakomicie. Zachęcam innych mających coś równie fajnego do opowiedzenia! :piwko:

Autor:  Maar [ 13 lut 2009, o 15:36 ]
Tytuł: 

wlodwoz napisał(a):
Cieszę się z ożywienia


Tiaa, każdy zielono-nickny tak na początku mówi, a później jak się dysputa rozkręci to przypomnienia, BAN, reperkusje. Nie ma nawet jak złapać się fotela i krzyknąć "ratunku, biją mnie Niemcy!"

Wolę nie ryzykować, bo później się okaże, że wejście na miel nie jest zdarzeniem dziwnym i nietypowym na jachcie (bo w sumie nie jest) i mam bana gotowego, albo coś. :-)

Autor:  Cape [ 13 lut 2009, o 17:23 ]
Tytuł: 

Wal śmiało, w razie czego będziemy Cię bronić przed zielonymi.

Strona 1 z 4 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/