No i stało się! Pierwsze
regaty forum żegluj.net zostały ogłoszone. Mocno przyczynił się do tego forumowy Kuracent (prawdopodobnie potomek Algorytmu i Suwmiarki, ochrzczony przez Niewiernego Tomasza i Dociekliwość

) rzucając w tłum, że Sailforum już dawno miało, a nasz portal gorszy. Kilka osób ujęło się honorem i zaczęły się przygotowania do tej jakże prestiżowej imprezy, która miała zintegrować, zjednoczyć, a jednocześnie podnieść rangę naszego forum. W fazie przygotowań ów sławetny się wycofał, bojąc się ze jako czołowa postać zajmie niezbyt zaszczytne miejsce, co umniejszy jego zasługi; pobłogosławił szacowne gremium organizatorskie, życząc pomyślnych wiatrów, a sam zajął się sprawami ważkimi.
Po wielu trudach udało się ukonstytuować termin, ogólny zarys i formułę owego doniosłego wydarzenia. Nadeszła wielkopomna sobota; a więc płyniemy. Udało się zebrać siedem jachtów.
Dwa Lasery - na jednym była niezrównoważona przedstawicielka moderacji, szkolona z pływania na laserze przez sympatycznego wichrzyciela forumowego i wracająca po latach do żagli koleżanka. Na drugim przedstawicielka funkcji bosmańskich znanego szkunera sztakslowego(Va Marie, jak podpowiada mi Yigael), zwanego Zawiszą, wraz z kolegą regatowcem laserowym.
Kolejna łódka to Sunhorse, gdzie płynęła grupa dostojnych fotoreporterów, robiących fotorelację z regat, niestety w nieco mniejszym gronie, niż obiecywali.
Dzielna drewniana Canoe, czyli kajak z dwoma masztami, autorstwa dzielnego artysty-forumowicza (czasem trollującego spamera - co nie umniejsza jego zasług).
Następna to seledynowa na deku Sportina, z przedstawicielem miasta scyzoryków, podejrzewanym o nieświecki stan, wraz z jego kościelnym, który okazał się kobietą; i skromnym, choć dużym przedstawicielem najwyższego stopnia żeglarskiego.
Była też łódka admiralicji forum - Antila. Płynął na niej nasz drogi Administrator, z Żabą która posiada
piękne oczy, słynna reporterka znanego radia (może będzie o nas audycja

), i forumowym szkutnikiem, autorem tejże łódki.
Siódma łódź to Mors, z właścicielem, który posiadał jedyny leżak, o który toczono boje; lekarzem jakże potrzebnym na każdej imprezie, oraz specjalistką od słabego słyszenia; i nowicjuszką żeglarską (podobno spodobało się!).
Była też 470 spoza listy zapisów, ale dokładnie nic o niej nie wiadomo, bo po dojechaniu na linię mety zniknęła po angielsku. Sportina nieco spóźniła się na start, co wywołało lekkie zdenerwowanie administracji, która pragnęła jak najszybciej poznać wyniki regat i udać się na spokojną wyspę stacjonowania poregatowego.
Wystartowaliśmy. Wiało słabo, dwójeczka, czasem zanikająca, a czasem przechodząca w "prawie" trójeczkę. Kolejność lądowania na linii mety była następująca:
Sunhorse
Antila
470 (pominięta z racji nie bycia na uroczystości dekoracji - skorzystała załoga morsa, zajmując miejsce na podium)
Mors
Laser bosmanowy
Canoe
Sportina
Laser moderacji, który zagubił się w poszukiwaniu linii mety.
Po zakończonym wyścigu, całe gremium (prócz wymienionej 470) udało się w górę rzeki Bug, aby świętować "cudowne ocalenie". Po drodze było kilka problemów - zerwany kontrafał steru, problemy z holowaniem, splątanie w żyłki wędkarzy, z bezpośrednimi groźbami uszkodzenia ciała.
Wreszcie wszyscy cali i zdrowi, zawitali na sławetną wyspę, obok Kani Polskiej, gdzie miało się dokonać tradycyjne spotkanie połączone z integracją.
Dekoracja obyła się bez przeszkód, zostały zrobione pamiątkowe zdjęcia z nagrodami przyznanymi za regatowy znój i rozpoczęłą się część nieco mniej oficjalna.
Dojechała kolejna część forumowiczów, kolejny Administrator z dwiema żonami - swoją i jednego z Regatowców. Rozkwitło miasteczko namiotowe - co niektórzy potrzebowali odpocząć od bezustannego kołysania jachtu.
W trakcie imprezy, niektórzy nieco słabiej się poczuli (zapewne przez całodzienne przebywanie na słońcu). Część zgromadziła się przy laptopie, gdzie została ustanowiona strefa kibica (dumnie łopotały dwie flagi - państwowa i 5 stadion). Niestety nasi przegrali, i to prawdopodobnie spowodowało załamanie jednego z uczestników, który tak nieszczęśliwie pośliznął się na jachcie, że spadając uszkodził sobie znacznie powiekę i łuk brwiowy. Zamieszek nie zaobserwowano, poza próbą(na szczęście nieudaną) podpalenia Moderatorki przez jednego z Administratorów. W zgodzie i coraz większej ogólnej radości uczestnicy spożywali mięsiwa, kiełbasy i inne frykasy. Były nawet skoki przez ognisko, o które tak dbał jeden z uczestników (3metry wysokości i 2 metry szerokości było mu mało), że aż dorobił się stygmatów wypalonych na dłoni. Plotki które chodzą, są prawdziwe - ognisko było podsycane teakiem i mahoniem ( w dużych ilościach) - w końcu impreza była wysokiej klasy, i koszty się nie liczyły. Jeden z uczestników tak się zapalił do regatowania, że niepomny nadchodzącej północy, rozwinął sobie foka, z prawdopodobnym zamiarem odpłynięcia - na szczęście rozsądek podszepnął mu, że lepszym wyjściem będzie udanie się na zasłużony wypoczynek. Dalszy ciąg imprezy został nieszczęśliwie przerwany przez siąpiący deszcz. Moderatorka udała się na spoczynek, więc nie zarejestrowała końca dyskusji dwóch uczestników, którzy kłócili się któremu z nich koję będzie owa moderować tej nocy.
Rano wszyscy wstali w dorych humorach; spokojny poranek zmąciło jedynie pojawienie się w bezpośredniej bliskości dużego stada rudych krów, które niektórzy uważali za efekt niewyspania (coś w rodzaju białych myszek, lub innej fatamorgany), ale ponieważ widzieli je wszyscy, przeszli nad tym do porządku dziennego. Krowy okazały się nieszkodliwe (po odgonieniu jej od canoe, którą uznały za ciekawy okaz toalety), a dwa byki wzbudziły dziki zachwyt u pań. Nie wiadomo dlaczego.

Po śniadaniu ciągnącym się do południa, wszyscy udali się w dół rzeki w celu odstawienia łódek do portów; i dalszego kontemplowania imprezy w domach. Mamy nadzieję na rozrośnięcie się przyszłych imprez, że będą równie huczne i udane, ale w jeszcze większym gronie. Zapraszamy na przyszłe edycje!!
