Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=11644 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | JoEve [ 30 kwi 2012, o 12:03 ] |
Tytuł: | Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Chciałam się podzielić wrażeniami z trwającego obecnie, mojego pierwszego w życiu rejsu morskiego. Moja koleżanka powiedziała na początku ciąży, tuż po kilku dniach mdłości - a miało być tak pięknie. Też mogę tak powiedzieć o swoim drugim dniu rejsu, ale po kolei. Pierwszy dzień rejsu. Wyszliśmy z Górek Zachodnich "Burym Kocurem" na Hel w sobotę. Załoga w składzie: kapitan - Bury Kocur, reszta załogi Marzena, Parkad i ja. Pogoda piękna, wiadomo zimno, jak to na morzu, ale że jeszcze byliśmy na zatoce całkiem znośnie. Szliśmy sobie 3 godziny ostrym bajdewindem na grocie i genule, 40-45 stopni do wiatru, z prędkością ok. 5-6 węzłów. Wiatr na początku był N przechodzący na NE i E. Bardzo fajna żegluga. Po tym jak zobaczyliśmy trzy żaglówki stwierdziliśmy, że jest tłok ![]() Po wyjściu z Górek podziwiałam stocznie, akurat przeprowadzali platformę wiertniczą - mogłam posłuchać dyskusji na radiu apropos jej wysokości, wyłączania ![]() W pewnym momencie przekraczaliśmy tor podejściowy do Gdańska. Popatrzyłam w lewo, a tam coś dużego i szybko płynie w naszym kierunku. Kontenerowiec - moim zdaniem wielki, reszta załogi stwierdziła, że na ich oko nieduży, ale myślę że to kwestia doświadczeń na morzu - szedł w naszym kierunku i wyglądał jakby wyciągał do nas ręce - trochę przerażające. Potem, jak mogliśmy go zobaczyć od strony burty wyglądał pięknie. Akurat oświetliło go słońce i błyszczał różnymi kolorami. Fajny był moment gdy usłyszeliśmy wymeldowywującego się z portu Zawiszę Czarnego z odzywającym się na radiu Starym Zientarą, z którym natychmiast nawiązaliśmy kontakt, w celu , oczywiście , wymiany uprzejmości ![]() Przez całą drogę słuchaliśmy ulubionego kanału portowego (kolejne w zależności od portów). Na początku żeglugi pewność, że nawet jak będziemy szli ostro na wiatr na żaglach to nie damy rady trzymać się wytyczonej ruty i pod koniec będzie trzeba mykać na grot-dieslu żeby dojść do wejścia do portu, ale po tym jak się wiatr odkręcił i przyspieszył mogliśmy wyostrzyć, wróciliśmy na rutę i do samego podejścia na Hel szliśmy na żaglach. Marina Helska - można powiedzieć na jej temat dużo, a na pewno to, że pachnie rybą ![]() Co więcej brak im tam chyba sprzątaczki, bo tzw. "cebula", czy też "jajo burmistrza", aż krzyczy WEŹ MOPA - POUKŁADAJ TEN BAŁAGAN, a pod prysznic należałoby wchodzić w gumakach, tyle tam wody. No ale cóż. Bosman był sympatyczny, dostęp do wody i prądu bezproblemowy, raczej spokój - dopiero rano przypłynęła "taksówka" i wytoczył się tłum. Zasadniczo pobyt był sympatyczny. Udało nam się zwiedzić Gedanię, która zrobiła na mnie wrażenie - aczkolwiek bardzo zdziwiło mnie, że mimo, iż od początku jej istniało webasto i klimatyzacja, podobno nigdy nie działały. Podobała mi się też kanciapa mechanika - taki mały pokoiczek z narzędziami itp., a też maszynownia, która mniejsza już chyba być nie mogła, poza tym wszystko w niej jest poustawiane jedno na drugim.W międzyczasie dołączył do nas "LionFish", którego załoga za uratowanie burt (trzeba było zmusić odbijacze, żeby wróciły na miejsce w y-bomie) poczęstowała nas przepyszną, suwalską wiśniówką i uraczyła sympatycznym towarzystwem na swoim jachcie. Z samego rana uraczyłam się na śniadanie przepysznym jogurtem z owocami, co miało znaczenie później. Dzień drugi. Z Helu wyszliśmy chyba po 12 i obraliśmy kurs na Bornholm. Na początku nie było mowy o żegludze. Wiatr - wmordewind- no więc jazda na grotdieslu. Ale nie ma co narzekać, było fajnie. Bardzo podobała mi się huśtawka, tym bardziej, że fala nie była bardzo zła. Obserwowaliśmy ludki na plaży, nawet jakiś piesio się trafił, ale wiadomo, o tej porze roku nie było ich dużo. W pewnej udało nam się postawić oba żagle, żegluga nabrała rumieńców, ale ponieważ Parkad zepsuł deskę klozetową, Bury Kocur zanurkował w dół, a w celu efektywnych poszukiwań śrubki w kingstonie trzeba było zrobić zwrot przez sztag. No i udało mi się zrobić swój pierwszy w życiu zwrot przez sztag na morzu i to z kołem sterowym, które na początku przyprawiało mnie o zawrót głowy, ale w końcu się dogadaliśmy. No i te naprawy w kibelku to był początek kłopotów. Idziemy robić grilla - mamy rybkę - przerwa |
Autor: | Zuzanna [ 3 maja 2012, o 12:44 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
kurde, mijaliście nas na szosie, na rowerach. Wracaliśmy z Hammer Havn. Krzyczałam, ale już Was nie było ![]() |
Autor: | Juras [ 5 maja 2012, o 05:17 ] | ||
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 | ||
Pozdr. z Morza Burego Kocura. od Jurasa
|
Autor: | bury_kocur [ 5 maja 2012, o 05:42 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Juras napisał(a): Pozdr. (...) od Jurasa Dzięki - my powoli dochodzimy do Rozewia. Prognozy pogody Witowa do chrzanu. Miało wiać 3 - 6 z SW i W a wieje 1 - 2 z SE. Od kilku godzin tniemy na grotdieslu 5 kn. Żagle postawiliśmy pro forma - bo Bałtyk jak ten stół od samego Bornholmu. Reszta naszych fotek tutaj: http://www.facebook.com/#!/media/set/?s ... 435&type=1 bo na forum wiecej niż 5 szt nie wchodzi. Pzdr z morza Kocur |
Autor: | Juras [ 5 maja 2012, o 08:58 ] | ||
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 | ||
Żagle postawiliśmy pro forma - bo Bałtyk jak ten stół od samego Bornholmu. Widać mimo wszystko zadowolenie Juras
|
Autor: | JoEve [ 6 maja 2012, o 19:35 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Zuzanna napisał(a): kurde, mijaliście nas na szosie, na rowerach. Wracaliśmy z Hammer Havn. Krzyczałam, ale już Was nie było ![]() Jak mi Kocur to powtórzył, to myślałam, że widzieliście nas jak jechaliście w tamtą stronę, bo zauważyliśmy kątem oka ekipę z białą flagą ![]() Ale rzeczywiście był niezły najazd naszych na Bornholm ![]() *~*~*~*~*~*~*~*~*~* Cd. Droga z Helu byłą bardzo spokojna i fajna. Szliśmy początkowo na silniku dość ostro na wiatr, potem wciągnęliśmy żagle i kurs na Bornholm. Początkowe bujanie, które mi się niezmiernie podobało, zamieniło się w kłopotliwe chybotanie. Oddałam ster Marzence i zajęłam miejsce na lewej, zawietrznej burcie. Co tu dużo mówić, poszedł paw. Byłam niesamowicie zaskoczona, bo nigdy nie sądziłam, że będą takie problemy. Wspomniany wyżej jogurcik z owocami miał paskudnie kwaśny smak, poza tym owoce nie wychodzą dobrze, nie polecam na rejs. Potem dołączył do mnie Arek, a gdy ja poczułam się lepiej na burtę rzucił się kapitan. Bury Kocur był nieziemsko zdziwiony, bo nigdy nie zdążyło mu się być dotkniętym tą chorobą, co więcej wszyscy powtarzali, że ma uszkodzony błędnik. A tu proszę – pawik i to pierwszy raz. Nawet Marzenka, która dzielnie się trzymała w końcu się zmogła. Chyba pozazdrościli mi i Arkowi naszych problemów, a już na pewno ich zmobilizowaliśmy;) Co tu dużo mówić? Napiłam się herbatki, tylko dlatego, że mnie zmusili - trzeba pić i jeść –dzięki temu z powrotem picie leciało sprawniej. Problemem była konieczność skorzystania z toalety pod pokładem, gdzie rzucało mną strasznie. Niestety wcześniej nie zdążyłam nic zjeść, ani wypić, więc żołądek po wyjściu z powrotem na pokład prawie wywrócił mi się na zewnątrz. Najśmieszniejsza scena – kapitan pyta „Asiu zupki?” a ja bleee za burtę, hi hi, to już scena przysłowiowa. Po zjedzeniu owej zupki – pomidorowa z ryżem, też nie polecam, ryż źle wychodzi- poszłam od pokład się położyć … no i wiadomo. Leżenie pod pokładem, bez ruchu, z nakrytą głową i oczyma, pod kocykami – chociaż miałam szalone dreszcze – dało pożądany efekt. Samopoczucie się poprawiło. No, ale ile tak można? Zdecydowałam się ubrać cieplutko, w najcieplejsze dostępne rzeczy i wyjść na zewnątrz. Samo poszukiwanie odzieży było ciekawe. Wstać –odpocząć – wejść do koi po kurtkę – odpocząć- odnaleźć kurtkę; wyrzucić na zewnątrz, wyjść na pokład, włożyć spodnie, kurtkę, kamizelkę i wszystko przerywane odpoczynkiem, bo bez tego znowu problem gotowy. Do wyjścia zmotywowała mnie informacja, że wchodzimy do Łeby, bo cała załoga była już zmęczona tym „pawiowaniem”. No, więc wyszłam, dostałam herbatkę z sokiem malinowym i okazało się, że sok malinowy wychodzi najlepiej;) To był koszmar. Myślałam, że umrę. Jak można tak bardzo cierpieć? „Uciekałam przed kołysaniem gdzie się dało, a okazało się, że najlepiej nigdzie nie uciekać, tylko leżeć w ciepłej koi bez ruchu. Wieczorem było najzupełniej w porządku. Połowa załogi poległa – poszli spać, a sterowałam ja. Chyba nie dam rady opisać piękna wschodzącego księżyca, który świeci na złoto na morzu. Odblaski wydają się żyć własnym, cudownym życiem. Potem oświetlone przez niego morze i blask gwiazd. Cisza spokój i radość. Istnieje tylko morze. Cisza w umyśle, nikt nic nie chce, tylko woda i wiatr wzywają do dalszego żeglowania. Szum morza.... Cała choroba mi przeszła. W pewnym momencie pojawiła się moja pierwsza latarnia widziana od strony morza po ciemku. Niesamowity widok, gdy światło, o prawie namacalnych granicach przesuwa się po morzu. W końcu doszliśmy na podejście do Łeby. Po upewnieniu się w bosmanacie, że nie ma przeszkód od na torze podejściowym nasz kapitan i za nami Elektryczny w LionFish-u powoli wchodzą do portu kierując się na nabieżniki Był to niezły wyczyn, bo siłą fali rzucała nami nieźle, a wejście do szerokich nie należy Rano okazało się, że bratnią załogę też zmogło. Mieli szczerą nadzieję, że następnego dnia nie będzie powtórki Dzień trzeci Marina w Łebie to zupełnie inna bajka. Sympatycznie, schludnie, czysto. Zdecydowanie bardziej się nam spodobała niż ta na Helu. Wstaliśmy sobie spokojnie, zrobiliśmy zakupy, kapitan rozpalił wspomnianego grilla i jedliśmy jedną z najpyszniejszych rybek. Rano nie mięliśmy większej weny na wychodzenie, tym bardziej, że nawet w kanale wiało tak, że fala wyskakiwała i pokazywała nam swoje oblicze:) No, ale w końcu pogoda się troszkę uspokoiła i wyszliśmy spokojnie z Łeby ok.16 godz., po wcześniejszym zatankowaniu ropy i oddaliliśmy się z portu, a za nami "LionFish". Na początku żegluga na dość ostrym wietrze, bez trudności wszelakich, wzdłuż polskiego wybrzeża. I tu chcę odradzić jedzenie marchewki tym, którzy mają problemy w trakcie żeglugi. Mogło się to znowu skończyć fatalnie, lekkie, delikatne w smaku i trawieniu rzeczy zdecydowanie lepiej się nadają. Na szczęście po spokojnym odsiedzeniu swego na pokładzie wszystko doszło do siebie. Przejęłam ster o 20.00 i prowadziłam łódkę do 23.00. Znowu nieziemski zachód słońca i cudowne pojawienie się księżyca na lustrze wody, (bo tak na prawdę był z nami cały dzień). Spokojna, relaksująca żegluga w ciemności. Na prawdę czas zleciał tak szybko, że w ogóle tego nie zauważyłam. Nawet jak Parkad wyszedł mnie zmienić siedziałam jeszcze trochę, tym bardziej, ze zauważyliśmy światła mijającego nas statku i byłam ciekawa, co to – chyba kontenerowiec, który szedł w tym samym kierunku. Z rozsądku zeszłam w końcu pod pokład pospać. 3 dzień O 3.00 pobudka i znowu za ster, wachta Arek i Marzenka poszli spać. Na początku fatalnie. Wszystko, czego się nauczyłam poszło w diabły. Łódka chodziła jak jej się podobało, ster nie słuchał, ploter oślepiał, byłam zmęczona, niewyspana i było mi zimno. Jedyne, co mnie pocieszało to nadchodzący wschód i radość z jego oglądania. W pewnym momencie widzę stałe, białe światło. Mówię to kapitanowi, ale że było jeszcze daleko, więc tylko je obserwowaliśmy. Nagle patrzę, a tu trzy światła – białe na górze i czerwone z zielonym na dole. No nic, idziemy z czymś na kolizję. Poza tym ktoś z tego statku zaczął mi świecić szperaczem po oczach. Odeszłam trochę od kursu na pełniejszy, Kocur skontaktował się – z jak się okazało trałującym trawlerem i minęliśmy się bezproblemowo. Po 1,5 godz. oddalam ster Buremu Kocurowi, który był ze mną na wachcie. Posiedziałam na pokładzie obserwując wschodzące słońce (od fioletowej łuny na chmurach, przez delikatną żółć nieba i nagły radosny rozbłysk czerwonego światła na niebie – cudo!) i śpiewające mewy. Zasnęłam i pospałam dwie godzinki na pokładzie, po czym znowu usiadłam za sterem i sterowałam dopóki nie doszliśmy na Christiansen. Ta wyspa to niesamowite, cudowne miejsce. Stare koszary i jednocześnie więzienie, zachowany klimat tamtego okresu, malutkie domki, uliczki. Zaszliśmy na pocztę wysłać kartki do domu, do muzeum zobaczyć kawałek ich historii (szkoda, ze wszystko było po duńsku, a nic po angielsku, mimo, że z każdym idzie się w tym języku porozumieć) Zachwycający krajobraz, fauna i flora. Gdzie się nie obróciliśmy tam kwiaty i mewy:), a przy łódce mnóstwo kaczek i kaczuszek. W trawach gdzieniegdzie kaczki wysiadujące jajka, w wodzie kaczory chroniące młode, a w powietrzu niestety mewy, gotowe porwać i zjeść kaczuszkę. Architektura bardzo fajna, cudowny i klimatyczny, co może zabrzmieć dziwnie, cmentarz; spokój i cisza, mnóstwo roślinności, nikt nigdzie się nie śpieszy ( z resztą mało tam ludzi – ok 100 osób tam mieszka) – wrażenie tak fantastyczne, że postanawiam, iż mogłabym tam zamieszkać. Po tym jak moja załoga poszła po południu spać wybrała się jeszcze raz na spacer dookoła Christianso i mniejszej Fredrikso. Trudno jest opowiedzieć jak bardzo podobała mi się ta wysepka, trzeba to koniecznie samemu zobaczyć, polecam. Ciekawostka: na wyspę nie wolno wwozić żadnych zwierząt. Mieszkają tam w dużej ilości kaczki, które składają i wysiadują jajka w każdym dostępnym miejscu, nawet w ogródkach i przy ścieżkach spacerowych. http://www.google.com/search?client=ubu ... 4QS1wMCDDg *~*~*~*~*~*~*~*~*~* cdn. ![]() |
Autor: | bury_kocur [ 6 maja 2012, o 21:03 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): Bury Kocur był nieziemsko zdziwiony, bo nigdy nie zdążyło mu się być dotkniętym tą chorobą, co więcej wszyscy powtarzali, że ma uszkodzony błędnik. A tu proszę – pawik i to pierwszy raz. A co tam ... W tych warunkach to i świętego by ruszyło... ![]() Arek wyszedł z kibelka zrobiwszy co trzeba i mówi mi, że śrubka z desku wpadła do kibla i została zassana. No to zmognięty perspektywą rozkładania całego WC rzuciłem się do odnajdywania tej śrubki w czeluściach kibla i leżąc głową w muszli odszukiwałem jej. Śrubkę po wykonaniu zwrotu przez sztag znalazlem ale co sie nawąchałem świeżych zapachów kibla to moje. Aż mi sie zrobiło cieplo i mokro. Ubieram się, wyłażę na pokład i co widzę? Cała moja dzielna załoga rzyga aż miło... No qrcze, w tych warunkach to jak mówię - musiałbym być świętym z aureolą, żeby sobie nie rzygnąć ![]() ![]() ![]() Po raz PIERWSZY od 35 lat pływania... ![]() ARECZKU - DZIĘKI CI WIELKIE !!! Wiem dzieki temu, że chyba mam jednak ten błędnik... ![]() Pzdr Kocur |
Autor: | JoEve [ 6 maja 2012, o 21:33 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
W porcie Christianso spotkaliśmy "Warszawską Nikę", "Zjawę IV", "Wojewodę Koszalińskiego" 4 dzień Rano wyruszyliśmy spokojnie w stronę Bornholmu i Gudhjem. Morze było tak spokojne, że nawet zrezygnowaliśmy z żeglugi na rzecz diesla. Ale dzięki temu robiliśmy zdjęcia na spokojnym morzu płynąc burta w burtę z "LionFishem". Słoneczko tak świeciło, że mimo niskiej temperatury pozdejmowaliśmy najcieplejsze ciuchy. Weszliśmy do Gudhejm bardzo ciekawym wejściem. Ciekawym, bo wąskim, ze skałami tuż przy obu burtach ![]() ![]() W każdym bądź razie zwiedziliśmy to przeurocze miasteczko, znaleźliśmy wypożyczalnię rowerów i postanowiliśmy następnego dnia wyruszyć na wycieczkę. Gudhejm to bardzo spokojne miasteczko, jak pisałam urocze, czyściutkie, ciche, nawet samochody – czego nie mógł zrozumieć Are k- jeżdżą nigdzie się nie spiesząc. Wszędzie można natknąć się na sklepy ze szkłem – ręcznie robionymi naczyniami i figurkami, niestety dość drogimi, miska potrafiła kosztować ok. 250 zł. Po południu poszliśmy do knajpy na bufet szwedzki – zawartość ryby i krewetki. Kapitan i Marzena zajadali się robalami, a ja z Arkiem rybkami w różnej postaci. Ciekawie wyglądały sroki czekające na resztki z talerzy ![]() Pan w knajpce przy porcie na tyle był pomysłowy, że nauczył się mówić dzień dobry i dobry wieczór Państwu, co serwował nam za każdym razem gdy go mijaliśmy ![]() ![]() ![]() Wieczorem usłyszeliśmy na radiu Zgrzyba i udało się Kocurowi namówić go na przepłynięcie do nas, więc rano mięliśmy możliwość poplotkować z nim twarzą w twarz. O tym, że integrowaliśmy się z załogą LionFisza pisać nie będę, bo to oczywiste ![]() Rankiem 5 dnia wyruszyliśmy na rowery. Kocur stwierdził, że jacht wymaga stróża, a poza tym jest za dużo górek i dolinek jak dla niego, więc pojechaliśmy w trójkę do Hammershus. Górek i dolinek rzeczywiście było sporo i w niektórych momentach stwierdzałam, że zasłużyłam na odpoczynek i pchałam rower pod górkę - ale jak to mówił pewien kapitan - żeglarstwo ma być przyjemne ![]() http://pl.wikipedia.org/wiki/Hammershus W obie strony zrobiliśmy ok 40 km., a w międzyczasie wyprzedziliśmy pana na wózku elektrycznym, który wcześniej z resztą wyprzedził nas pod górkę ![]() W Danii ciekawy jest sposób recyklingu plastikowych butelek. Zużyte butelki po wodzie można "spantować" i dostaje się za to bon na zwrot kaucji, albo oddaje kaucję na rzecz WWF. Dotyczy to jednak tylko ich lokalnych produktów, gdyż te specjalne butelki wykorzystuje się wielokrotnie. ps. Na ulicach nie było prawie nikogo i byliśmy w lekkim szoku jak ze szkoły wysypały się dzieci - istny tłum ![]() cdn. |
Autor: | JoEve [ 7 maja 2012, o 08:23 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
6 dzień rejsu Dość szybko i sprawnie wypłynęliśmy z mariny po wcześniejszym zatankowaniu wody. Morze cały czas bardzo spokojne, więc musieliśmy popracować dieslem, ale później nie było już takich problemów i gnaliśmy z zawrotną prędkością ok 5kn na żaglach;) Droga do domu daleka, ale zdecydowanie nie była nudna. Pierwszą ciekawą rzeczą był prześliczny, malutki ptaszek z cieniutkim dzióbkiem i żółtawym podgardlem, który postanowił popływać z nami przez chwilę. Przysiadłą to na wantach, to na relingach, na szotach, a w pewnej chwili zmęczony wiatrem usiadł sobie przy mojej nodze w kokpicie na chwilę odpoczynku - byłam zachwycona! Urocze zwierzątko powyjadało nam wszystkie muchy, które kręciły się przy nas od czasu wypłynięcia, więc tym bardziej zapałaliśmy do niego sympatią. Niestety w końcu zniknął - poleciał w stronę lądu. Z relatywnie ciekawych rzeczy, które nam się zdarzyły była mgła. Widzieliśmy w prawdzie zamglenia na horyzoncie, ale raczej spodziewaliśmy się zapowiadanego deszczu, a tu okazało się, że przyszło takie zamglenie, które ograniczyło widoczność najpierw na ok 300 m w największym zagęszczeniu, a w drugiej turze mgła wdzierała się już na pokład. Nie powiem. Trochę się bałam - w końcu jakbyśmy zobaczyli większą jednostkę, to raczej tuż przed zderzeniem. Załoga twierdziła, ze to nie jest jeszcze gęsta mgła, ale ja taką widziałam pierwszy raz w życiu i dla mnie była najgęstsza na świecie. Kocur trzeźwo pomyślał i wymyślił rzecz bardzo genialną w swojej prostocie. Jakie radio polskie słychać prawie na całym Bałtyku ? oczywiście Witowo radio:) Kapitan wywołał Witowo, podał naszą lokalizacje i kurs i poprosił żeby pani sprawdziła czy nie mamy nikogo na kursie kolizyjnym. Pani oświadczyła że radaru nie posiada i żebyśmy się łączyli ze Słupsk traffic. Ha, Witowo się wywołało (ale tylko na 16, na innych kanałach nas nie słyszeli), ale Słupsk nie! Na szczęście Pani chyba usłyszała, ze nie dajemy rady i sama zdobyła potrzebne nam informacje, które nam przekazała. Ukłon w stronę tej Pani ogromny! Tym bardziej, że rzeczywiście mięliśmy jakąś dużą jednostkę na kolizji. Pewnie i tak zobaczyliby nas na radarze (gdyby go czujnie obserwowali) ale tak, mięliśmy możliwość aktywnego uniknięcia zderzenia. A przeszli obok nas i tak blisko, bo mimo, że ich nie widzieliśmy we mgle, to słyszeliśmy dobrze ich maszyny. Późniejsza żegluga była raczej spokojna. Nasłuchiwaliśmy silników, identyfikowaliśmy nieliczne światła jednostek i latarń. Wahta była podzielona podobnie, jak na wcześniejszym nocnym przelocie. Do północy ja z Kocurem, potem do czwartej Arek z Marzeną i potem znowu zmiana. Wcześniej było do 23, 23-3.00, 3.00 do rana, ale lepsza dla mnie była ta druga opcja. W nocy Kocur udzielał jeszcze konsultacji radiowej LionFish-owi, który miał spore problemy z silnikiem. Zaczęło się rozjaśniać, mgła się przerzedziła, zaczęliśmy dostrzegać polski brzeg. W pierwszych planach był pomysł zawinięcia do jakiegoś poru przed dotarciem do Górek, ale mając w perspektywie marinę Hel, a także deszczowe prognozy na niedzielę vs bezpośredni powrót, wybraliśmy to drugie. Małym problemem było spore falowanie, z którym dzielnie przez dwie godziny walczył Arek, ale wszystko poszło jak z płatka. Po drodze nawiązaliśmy jeszcze kontakt z "Politechniką", na której płyną nasz znajomy, dzięki czemu z reszta mieliśmy w niedzielę możliwość wejścia na chwilę na jej pokład, a w drodze do jej przystani zobaczyliśmy s/y Rzeszowiak, którym też będziemy żeglować. Żeglugę zakończyliśmy do godziny 18,00. Na spokojnie uczciliśmy szczęśliwy powrót tradycyjnie kieliszkiem rumu, potem obiadkiem i ... no wiadomo ![]() Apropos obiadków i innych kuchennych prac. Podzieliliśmy wahty w bardzo, uważam,wygody sposób. Dziewczyny przygotowywały jedzenie, chłopaki zmywali. Mi pasowało - nie lubię zmywać ![]() Cóż mogę jeszcze powiedzieć. Chyba tylko jeszcze raz podziękować serdecznie Buremu Kocurowi, że nas przygarnął do siebie i pozwolił doświadczyć morza na własnej skórze. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Wszystko układało się tak pomyślnie, jakby ktoś nad nami czuwał. Wczuliśmy się w łódkę i fale, mamy wprawkę do dalszej żeglugi. Jeśli mogłabym dodać jakieś uwagi podsumowujące: 1. daje tu malizną ![]() 2. s/y Bury Kocur podnosi innym jednostkom wysoko poprzeczkę po względem jakości wyposażenia i w ogóle jakości i zadbania:) 3. na nocne przeloty dobrze mieć czasami książki mówione na mp3 (o czym wspominała też Joanna Pajkowska na swoim wystąpieniu) 4. na chorobę morską do jedzenia delikatne rzeczy - łatwe w trawieniu, bo brzuszek się sprzeciwia 5. koniecznie trzeba na początek rejsu złożyć daninę Neptunowi - zapewnia to łaskawe wiatry ![]() 6. muszę sobie kupić ciepłe buty, bo mimo, że mój fladen się sprawdził super -było w nim na prawdę ciepło- to w stopy marzłam 7. dobra załoga to prawie cały sukces, moja była najlepsza ![]() Dziękuję za uwagę i cierpliwość dla mojej grafomanii ![]() |
Autor: | Oks [ 7 maja 2012, o 12:30 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Słyszałem jak Bury Kocur dzielnie radził na radiu, w drodze na Hel, gdy koledzy mieli problemy z silnikiem. Nawet o trzeciej w nocy! |
Autor: | bury_kocur [ 7 maja 2012, o 13:15 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): muszę sobie kupić ciepłe buty, bo mimo, że mój fladen się sprawdził super -było w nim na prawdę ciepło- to w stopy marzłam Może to: http://allegro.pl/converse-andover-buty ... 81302.html Pzdr Kocur *~*~*~*~*~*~*~*~*~* JoEve napisał(a): Chyba tylko jeszcze raz podziękować serdecznie Buremu Kocurowi, że nas przygarnął do siebie i pozwolił doświadczyć morza na własnej skórze Nie za ma co - cieszę sie, że się podobało. W Swojej wyliczance zapomniałaś o: 1. Ciepłych i wodoodpornych rękawiczkach 2. Ciepłej, zimowej czapce - najlepiej z kewlarową wewnętrzną wyściułką. 3. Ciepłej - termicznej - bieliźnie - góra i dół. Kalosze dla niezorientowanych źle sprawdzają sie jako ciepłe obuwie na zimny Bałtyk nawet z grubymi skarpetami. Pzdr Kocur |
Autor: | JoEve [ 7 maja 2012, o 14:44 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
OJ TAK 1. rękawiczki miałam wełniane - wodoodporne na pewno były by lepsze 2. sama czapka nie zawsze starczała - nakładałam pod spód jeszcze bawełniany "komin" 3. termiczna bielizna jest the best - żałowałam nawet czasami, że nie mam drugiej pary 4. Kalosze, nawet z ilością skarpet na zasadzie założę tyle, ile się zmieści nie są dobrym rozwiązaniem w taką pogodę, chociaż i tak są lepsze niż trampki czy nawet obuwie żeglarskie Ps. apropos kuchni - genialnie się sprawdziło mięsko w słoikach zakupione w biedronce i wykorzystywane na obiad oraz gotowe zupki w woreczkach, które w nocy po prostu były niezastąpione. *~*~*~*~*~*~*~*~*~* bury_kocur napisał(a): Nie jest to bardzo zła myśl, tylko zniechęca troszkę ich nieprzemakalność. |
Autor: | Cape [ 7 maja 2012, o 14:49 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): Kalosze, nawet z ilością skarpet na zasadzie założę tyle, ile się zmieści Na Bałtyku stosuję odzież narciarską, rękawice, czapki, kurtki i....buty po nartach. |
Autor: | bury_kocur [ 7 maja 2012, o 14:51 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): gotowe zupki w woreczkach, które w nocy po prostu były niezastąpione. Asiu - zupki ? ![]() ![]() ![]() Pzdr Kocur |
Autor: | JoEve [ 7 maja 2012, o 14:53 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Cape napisał(a): buty po nartach. O. Niegłupim pomysłem są te buty po nartach. Musze o tym pomyśleć. *~*~*~*~*~*~*~*~*~* bury_kocur napisał(a): Asiu - zupki ? ![]() ![]() ![]() Pzdr Kocur Ha ha ha ![]() ![]() |
Autor: | stokrotek [ 7 maja 2012, o 15:11 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): Cape napisał(a): buty po nartach. O. Niegłupim pomysłem są te buty po nartach. Musze o tym pomyśleć. Ale to chyba biegowych nartach. W tych twardych zjazdowych skorupach trudno mi sobie wyobrazić funkcjonowanie na jachcie. ![]() bury_kocur napisał(a): JoEve napisał(a): gotowe zupki w woreczkach, które w nocy po prostu były niezastąpione. Asiu - zupki ? Dobre są kisielki. W obie strony smakują tak samo. ![]() Pozdrawiam, Darek |
Autor: | JoEve [ 7 maja 2012, o 15:18 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
stokrotek napisał(a): Dobre są kisielki. W obie strony smakują tak samo. ![]() stokrotek napisał(a): Tak, jak jest problem z choroba morską, a jak już nie ma, a chcesz szybko coś przekąsić to lepsza i bardziej sycąca jest zupka. ale to z mojego doświadczenia. stokrotek napisał(a): Ale to chyba biegowych nartach. W tych twardych zjazdowych skorupach trudno mi sobie wyobrazić funkcjonowanie na jachcie. ![]() No raczej ![]() |
Autor: | blitz [ 8 maja 2012, o 07:41 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Widziałem na zdjęciu wędkę, coś połowiliście z jachtu? |
Autor: | Cape [ 8 maja 2012, o 07:48 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
stokrotek napisał(a): W tych twardych zjazdowych skorupach trudno mi sobie wyobrazić funkcjonowanie na jachcie Chodzi o buty po nartach. ![]() A te są cieplutkie, mięciutkie i leciutkie. Dodatkowo kosztują poniżej 100 zł. |
Autor: | stokrotek [ 8 maja 2012, o 08:20 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Cape napisał(a): Chodzi o buty po nartach. ![]() A te są cieplutkie, mięciutkie i leciutkie. Dodatkowo kosztują poniżej 100 zł. E tam. Ja po nartach to klapki zakładam. ![]() Pozdrawiam, Darek |
Autor: | bury_kocur [ 8 maja 2012, o 08:24 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
blitz napisał(a): coś połowiliście z jachtu? Jeżeli chodzi o mnie to był taki zamiar bo jak tam pływam to zawsze cos wyciągnę - a to belonę a to dorsza a to łososia. Ale niestety - żyłka okazała sie do wymiany a nie miałem drugiej więc przynajmniej u mnie kicha wyszla z połowów ![]() Pzdr Kocur |
Autor: | blitz [ 8 maja 2012, o 11:01 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
Sorka że tak odbiegam od tematu, ale czego najczęściej używasz przy łowieniu z jachtu na Bałtyku? Pilkery wleczesz za sobą czy opuszczasz jak wolniej płyniecie... Ja nigdy na Bałtyku nie łowiłem z jachtu a chętnie bym zabrał kijek ![]() |
Autor: | bury_kocur [ 8 maja 2012, o 13:22 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
blitz napisał(a): czego najczęściej używasz przy łowieniu z jachtu na Bałtyku? Pilkery wleczesz za sobą czy opuszczasz jak wolniej płyniecie... Witaj. Wożę ze sobą wędzisko do połowów dorsza. Jak mam czas i płyniemy < 2 kn to często ciągnę za sobą ze 100 m żyłki i 250 gr pilkera. Kilka razy pod brzegiem SE złapałem w ten sposob belonę i łososia. A na dorsze to, jak pewnie wiesz, zabawa wymaga połowów z dużych głębokości i na stokach (np 40/60 m) i w ten sposób wiele razy wyciagalem fajne rybki. Pzdr Kocur |
Autor: | elektryczny [ 12 lip 2012, o 13:14 ] |
Tytuł: | Re: Rejs po Bałtyku 28.04-6.05.2012 |
JoEve napisał(a): W nocy Kocur udzielał jeszcze konsultacji radiowej LionFish-owi, który miał spore problemy z silnikiem. Problemy z silnikiem okazały się problemami ze śrubą, podobno zgubiliśmy jeden z trzech jej rozkładanych skrzydełek (płatów). Włączenie napędu na śrubę powodowało niesamowite wibracje. Miało się wrażenie, że jacht się rozsypie. W Gdańsku podnieśli łódkę lekko nad wodę i z pontonu założono nową śrubę, lecz już nie rozkładaną. |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |