Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=12844
Strona 1 z 1

Autor:  Zbieraj [ 27 sie 2012, o 23:19 ]
Tytuł:  Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Jak powszechnie wiadomo - w portach statki rdzewieją (dawniej gniły) a marynarze schodzą na psy!

W miłym porcie La Coruña stałem kilka dni w oczekiwaniu na start do Tolszipów. Statek rdzewiał sam, ale brakowało mi spełnienia drugiej części zasady.

Podjąłem więc wysiłki w tym kierunku. Samotne schodzenie na psy jest dość skuteczne, ale ja jestem bydlę towarzyskie, a załoga uczestniczyła była właśnie w jakimś crew party.

Na szczęście przylazła panna Kasieńka (określenie panna w stosunku do mężatki i matki pięciorga drobiazgu jest pewnym - nie ukrywajmy - eufemizmem), redaktorka z telewizorka, która w towarzystwie operatorka podróżowała na "Darku” (znaczy – „Młodzieży").

- Kaśka! - zapodałem bezceremonialnie. - Postanowiłem zejść na psy. Przyłączysz siem?

- COOOO???? - Zapytało zdumione dziewczę. - Na drugim końcu Europy? O dziesiątej wieczorem? W taki upał? Zejść na psy? Z Tobą? Ależ bardzo chętnie!

Udaliśmy się więc w stronę wyjścia z portu. Pierwsza psiarnia (no, znaczy, miejsce, gdzie się schodzi na psy) była sto metrów od bramy portowej, ale miała dwie wady. W środku Klimaanlage była kaputt, a na zewnątrz stoliki stały przy bardzo ruchliwej jezdni, więc trzeba by schodzić na psy w milczeniu, bo pogadać się nie dało. Tymczasem Kaśka jest gaduła, a ja - no, sami wiecie. Trawestując Pawliaka z Samych Swoich mógłbym rzec, że o mnie wszystko można powiedzieć, ale nie to, że ja milczek jestem.

Schodzić na psy w milczeniu??? Wykluczone!!!

Weszliśmy więc w wąskie uliczki starego miasta. A tu??? Rozkosz dla oczu. Psiarnie jedna za drugą. Jednak pobieżny rzut oka na sytuację uświadomił nam, że chyba cała ludność tutejszej Galicji postanowiła tego dnia zejść na psy, bo o wolnym stoliku nie było mowy!

Na trzeciej, a może na czwartej uliczce znaleźliśmy wolny stolik na chodniku należącym do psiarni. Pokazałem barmano-kelnerowi dwa palce. W Polsce Ludowej oznaczało to, że zasłużony pracownik państwowego tartaku zamawia cztery piwa. Tubylec jednak zrozumiał mój gest właściwie. Po chwili przyniósł dwie szklanki środka na spsienie, ale dodał, że schodzenie na psy bez zakąski nazywa się po hiszpańsku alcoholismo, czy jakoś tak, a on jest generalnie temu przeciwny, więc gratis dorzuca dwie minibagietki z plastrami szynki. No tej, wiecie, co wisi pod sufitem miesiącami i za cholerę nie chce ani zgnić, ani spleśnieć, mniam, mniam.

Kiedy pokonaliśmy pierwszy stopień spsienia, powtórzyłem dwupalcowy gest. Tym razem barmano-kelner przyniósł dodatkowo (też gratis – jak podkreślił) dwie małe kokilki z kawałkami ośmiornicy w pysznym sosiku.

Przy trzecim stopniu spsienia – dostaliśmy większe kokilki z tuńczykiem, też w pysznym sosiku.

Im bardziej schodziliśmy na psy, tym gratisowe zakąski stawały się większe i większe. Kiedy doszło do tego, że następny stopień spsienia połączony mógł być tylko ze schabowym z kapustą, postanowiliśmy zastopować to obżarstwo. Panna Kasieńka wygłosiła jakąś tyradę, że ona nie chce, żeby to, co ma tuż poniżej pleców, przypominało szafę dębową gdańską, a karmienie mnie jest czynnością pozbawioną jakiegokolwiek sensu. Już paru kucharzy na mój widok powzięło ambitne zadanie, że starego utuczą, a po miesiącu chcieli popełnić seppuku.

Uiściłem, co trza (o rany, jak tanio!) i wyszliśmy. Idziemy sobie spokojnie w kierunku następnej psiarni, aż tu nagle na chodniku zaatakowała nas lodziarnia. Panna Kasieńka zapewne postanowiła siem zrewanżować.

- Zbieraj, chcesz loda? – zapytała rzeczowo.
- W sensie – zrobić, czy zafundować? – usiłowałem doprecyzować pytanie.
- Świnia! – powiedziała panna Kasieńka. Nie wykluczam, że to było – nie bez racji - o mnie.

Nie czekając na moją ostateczną decyzję, panna Kasieńka ustawiła się w kolejce. Ja stanąłem grzecznie z boku, aż tu nagle słyszę zza pleców:

- O, pani redaktor, pan kapitan, witamy, witamy, zapraszamy…

Odwracam się i co widzę? Sąsiedni stolik należy już nie do lodziarni, tylko do sąsiedniej psiarni, a tam siedzi czwórka kucharzy z „Daru Młodzieży”, którzy też właśnie tego wieczoru postanowili zejść na psy.

Nie było wyjścia. Przyłączyliśmy się z panną Kasieńką do „Darowych” mistrzów patelni i dalej schodziliśmy na psy, teraz już w szóstkę.

Kiedy po jakimś czasie wszyscy uznaliśmy, że już dostatecznie zeszliśmy na psy, postanowiliśmy wrócić w domowe, pływające pielesze.

Po wyjściu z psiarni okazało się, że psiarnia jest na skrzyżowaniu uliczek, więc zaczęła się dyskusja – w którą z czterech stron świata ruszyć. Jedna uliczka szła pod górę, druga w dół, a dwie pozostałe – poziomo.

Kucharze przekonywali nas (większością głosów), że należy iść pod górę, bo to jest ambitne, ale wyjaśniłem im, że skoro ja się im nie wtrącam, jak należy przygotowywać wołowinę w sosie prowansalskim, to niech oni mi się nie wtrącają do nawigacji.

- Panowie! – powiedziałem. - Podstawowym kanonem nawigacji terestrycznej (od łacińskiego terra – ziemia) czyli tej, którą stosuje się na ziemi, a zwłaszcza w porcie jest zasada, że port znajduje się na ogół w najniższej części miasta, więc szukanie portu idąc pod górkę jest czynnością może i ambitną, ale pozbawioną większego sensu, no i męczącą.

Dali się przekonać. Panna Kasieńka nie brała udziału w dyskusji. Poszliśmy uliczką wiodącą w dół i po pokonaniu dwóch zakrętów naszym oczom ukazały się dwa porty, no znaczy – port.

Potem jeszcze była krótka dyskusja, jak odpowiedzieć na pytanie panny Kasieńki, który z tych dwóch „Darów Młodzieży”, które ona widzi, jest „Darem” właściwym.

Pod burtą „Daru” pożegnałem zacną kompanię wychodząc z założenia, że czterech silnych (choć nieco osłabionych psieniem) chłopów wtarga jakoś pannę Kasieńkę po trapie.

A ja udałem się na „Karolka” i – jak każdy porządny, rasowy pies, zwaliłem się na swoje legowisko.

Tradycji stało się zadość!

Autor:  Natasza [ 27 sie 2012, o 23:57 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Chciałam feministycznie i frazeologicznie oprotestować psienie w odniesieniu do kobiety.
O ile przystoi mężczyźnie psiejącemu w towarzystwie kobiety być psem (np. na baby)
to zastosowanie frazeologizmu wobec kobiety, wymusza skojarzenie z niezbyt korzystnym wizerunkowo przypuszczeniem, że efektem spsienia żeńskiego jest suka.

Powyższa wypowiedź jest zakamuflowaną postacią zazdrości - że psienia zazdroszczę, psia mać, w obu wersjach płciowych.

Autor:  gagaa_ [ 28 sie 2012, o 00:12 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

i niech im HAU kupamięci

Autor:  veneto [ 28 sie 2012, o 00:44 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Wspaniałe i pięknie napisane opowiadanie. Byłoby tu gdzie kliknąć, to bym kliknął, ale nie widzę sposobu. W każdym razie dziękuję, bo z przyjemnością przeczytałem.
Żeby tak na prawdę zejść w porcie na psy trzeba całą, wielce zgrabnie opisaną przez Zbieraja operację, powtórzyć przynajmniej 60 razy. Trudna to sztuka, szczególnie jak się jest towarzyskim, bo młodzież niestety już nie z tej gliny i towarzystwo szybko się po drodze wykrusza. Natomiast starszych trudno do współpracy namówić, bo jak nie wątroba już przepita, to esperal wszyty, albo emerytury na zrzutkę nie starcza.
Jest więc możliwa realizacja słów zawartych w tym przysłowiu, ale wymaga to samozaparcia, silnej woli i znacznej kwoty, którą musimy na ten cel przeznaczyć.

Autor:  Narjess [ 28 sie 2012, o 02:10 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Natasza napisał(a):
Chciałam feministycznie i frazeologicznie oprotestować psienie w odniesieniu do kobiety.
O ile przystoi mężczyźnie psiejącemu w towarzystwie kobiety być psem (np. na baby)
to zastosowanie frazeologizmu wobec kobiety, wymusza skojarzenie z niezbyt korzystnym wizerunkowo przypuszczeniem, że efektem spsienia żeńskiego jest suka.

Powyższa wypowiedź jest zakamuflowaną postacią zazdrości - że psienia zazdroszczę, psia mać, w obu wersjach płciowych.

Stanowczo protestuję. Proces psienia jest jeden, suczenie to insza inszość i co inszego semantycznie oznacza. Psieć lubię czasem sobie, suczeć żeby być podłą.. też umim, chociaż rzadko używam. I to dwa kompletnie różne stany. Już ty Nataszo nie bądź taką zajadłą antyfeministką, bo cię kiedyś w dystyngowanym męskim towarzystwie, drzwi obrotowe spotkają ;))

Autor:  Magister [ 28 sie 2012, o 05:52 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Dawno się tak nie uśmiałem :) Jak zwykle Janusz napisałeś fantastyczną opowiastke:)

Autor:  Colonel [ 28 sie 2012, o 06:43 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

veneto napisał(a):
Byłoby tu gdzie kliknąć, to bym kliknął, ale nie widzę sposobu.

Ja tam widziałem i kliknałem

Autor:  tuptipl [ 28 sie 2012, o 07:01 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

:lol: :lol: :lol:
...pieskie zycie? pieknym moze byc :D :D :D

Autor:  veneto [ 28 sie 2012, o 12:46 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Colonel napisał(a):
veneto napisał(a):
Byłoby tu gdzie kliknąć, to bym kliknął, ale nie widzę sposobu.

Ja tam widziałem i kliknałem


Zostałem poinformowany gdzie klikać i też kliknąłem.

Autor:  Stara Zientara [ 28 sie 2012, o 13:43 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Jest już w "książce":
http://wojtekzientara.pl/zbieraj.html#psy

Autor:  panna Kasieńka [ 5 wrz 2012, o 18:56 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

No cóż, skoro już stałam się osobą publiczną tegoż forum (bo to co w telewizorku to nie ważne), i moje schodzenie na psy w towarzystwie uroczego Sir kpt. Zbieraja, który jak powszechnie wiadomo najlepiej w swoim życiu umie gawędzić, postanowiłam się ujawnić, zupełnie po dobroci, bez przymusu, lodów i schodzenia na psy (tym razem). W opowieści filuteryjnie, prawie precyzyjnie, bardzo zgrabnie i ładnie mój kompan psienia opisał wspólne schodzenie na psy. I oficjalnie protestuję przeciw wszelkim insynuacją o ewentualnym i rzekomym "zsuczeniu" w domyśle. I parafrazując Myśliwskiego z "Kamienia na kamieniu": Kaśka suka, ale nie dla wszystkich. Tym samym schodzić na psy mogę tylko w odpowiednich warunkach, zarówno geagraficznych oraz klimatycznych jak i tylko w doborowym towarzystwie. A wtedy i psienie,,, i bagietki... i ośmiornica... i tuńczyk, a na deser oczywiście lody!!!

Pozdawiam cię Zbierajku - po mistrzowsku to opisałeś!!! Czekam na więcej!!!

Autor:  Zbieraj [ 5 wrz 2012, o 22:53 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

panna Kasieńka napisał(a):
Czekam na więcej!!!
Nie ma lekko, Panno Kasieńko! Moja wena tfurcza jest w pogotowiu, ale musisz jej dać impuls. To kiedy znowu schodzimy na psy????

Autor:  Janna [ 6 wrz 2012, o 07:47 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Zbieraj napisał(a):
panna Kasieńka napisał(a):
Czekam na więcej!!!
Nie ma lekko, Panno Kasieńko! Moja wena tfurcza jest w pogotowiu, ale musisz jej dać impuls. To kiedy znowu schodzimy na psy????

Panno Kasieńko! Poświęć się dla dobra społeczeństwa! Prosimy! :lol:

Autor:  Były_User 934585 [ 6 wrz 2012, o 11:28 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Może dla zachęty niecierpliwi podrzucą łyk abo dwa jakiegoś odpchlacza?

Autor:  Marian.Kowalski [ 17 lis 2012, o 14:25 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Taki sobie odgrzewany kotlet mi się trafił...

Pytanie: Dlaczego Zbieraj nie dał PAC'A Pannie Kasieńce? I za co? (Pewnie ją lubi!)

Autor:  Zbieraj [ 18 lis 2012, o 16:43 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

Marian.Kowalski napisał(a):
Dlaczego Zbieraj nie dał PAC'A Pannie Kasieńce?
Bo traktowałem to jako literówkę. Ale skoro chcesz - mówisz i masz:
panna Kasieńka napisał(a):
protestuję przeciw wszelkim insynuacją
PAC! :lol:
Marian.Kowalski napisał(a):
(Pewnie ją lubi!)
Myślisz, że proponowałbym wspólne zejście na psy komuś, kogo nie lubię? :D

A tak zupełnie przy okazji: Dostajesz PAC-a za PAC'A :lol: :lol: :lol:

Autor:  Marian.Kowalski [ 18 lis 2012, o 17:45 ]
Tytuł:  Re: Z pamiętnika żeglarza tradycjonalisty

A to była prowokacjA. ;)

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/