Pierwszego września minął dokładnie rok, kiedy zachorowałem na żeglowanie. Dokładnie rok temu w Gdyni na zlocie żaglowców na jednym z największych dotknąłem koła sterowego i jak to powiedział znajomy marynarz zaraziło mnie na dobre. Po skończonym kursie żeglarskim,po regatach formowych, po tygodniu pływania na Solinie i po około 200 godzinach pływania omegą po kieleckiej Cedzynie wyczarterowałem w Szczecinie pierwszą balastową łódkę (tą samą zresztą, którą nasz forumowy kolega Elektryczny w 2010 roku popłynął na Bornholm). A wszystko przez filmiki, jakie Elektryczny nakręcił płynąc i umieszczając na You Tubie.
Albin Viggen balastowy 7.10 m długi 1,1 zanurzony i podobno nad wyraz dzielny. Coś oczywiście za coś, ja przy moich 184 cm troszkę się nie mieściłem w części dziobowej ,ale nie o to w tej łódce przecież chodzi. Teraz może o załodze . Miało nas płynąc czworo , potem troje ,potem dwoje , potem znowu czworo , a jak już było trzy dni do wyjazdu to okazało się że płyniemy sami ,czyli ja i moja połówka Stasio (Kościelny). Stasio żeglarstwem zaszczepił się ode mnie , kilka razy z nudów pojechał ze mną na kurs i po trzecim razie już był pełnoprawnym kursantem . Dwaj żeglarze , którzy nie widzieli fali większej niż 20cm popłynęło na największy akwen śródlądowy w Polsce z zamiarem wypłynięcia przy sprzyjających okolicznościach w morze.
Wyjeżdżamy w sobotę, bo do Szczecina mamy 620 km. Łódkę przejmujemy po nocy przespanej w samochodzie w niedzielę rano. Oglądamy dokładnie czy nie przecieka , czy żagle nie podarte, czy elektryka działa , sprawdzamy rolera foka czy się nie klinuje , uczymy się refować grota bo takiego patentu jeszcze nie mieliśmy okazji używać(korbą się go na bom nawijało. Super patent bo trwało to kilkanaście sekund i po refowaniu. A wielkość grota praktycznie regulowana od pierwszego pełzacza ). Sprawdziliśmy czy ster działa bez zarzutu , czy wszystkie fały i szoty nie poprzecierane itd. O 14.00 wychodzimy z mariny Pogoń na jezioro Dąbie Małe. Szukamy farwateru bo wszędzie sieci rybackie i kiepsko by było w nie wpłynąć . Wiaterek ze 2 st z zachodu , słoneczko świeci ,łódka płynie luz blues normalnie miodzio . Około 18-tej dopływamy do betonowca (wrak na końcu jeziora Dąbie Wielkie, ponoć największe jezioro zaraz po Śniardwach ). Wiatr się skończył , odpalamy chińskiego czterosuwa i drogą którą pływają barki (Stara Zientara kazała tamtędy ) zasuwamy w kierunku Trzebieży . Nie chcąc nadwyrężać chińskiego „dwigatiela” płyniemy na pół gazie około 3 kn . Trochę dnia nam brakło i do portu wchodzimy w zupełnych ciemnościach , ale za to nauczyliśmy się wypatrywać światełek , nabieżników i najgorszego koszmaru czyli sieci. W porcie rybackim pustki ,opłata chyba ze 12 złotych tylko nie ma prysznica. Damy radę ja oczywiście mam Dzień Dziecka he he ..
Poniedziałek
Wychodzimy z Trzebieży rano . Wieje NW 2 do 3 st B . Kierujemy się na środkową bramę torową - cel : Świnoujście . Łódka pływa super . Naprawdę . Pływa naprawdę ostro do wiatru i wydaje się bardzo stabilna. Płyniemy pełnym bejdewindem czasami nawet osiągamy 4 kn Na środku zalewu znowu ktoś wyłaczył wiatr. Około 18 tej wchodzimy w kanał Piastowski . Ktoś kiedyś pisał że tu zawsze wieje w dziób , tak było i tym razem . Odpalamy terkota i zwijamy żagle. Krasibór ………uwaga na promy !!!! Trochę się przestraszyliśmy , bo akurat w jednym miejscu zebrało nas się : prom ,barka , jakiś kuter i my. Ale najważniejsze luz pełny luz i się nie spieszyć . Poczekaliśmy trochę wszyscy popłynęli w swoja stronę a na końcu my .Użyliśmy tu prawidła pt. Największy ma pierszeństwo. Do Świnoujścia wpływamy już po zmroku . Dobrze że tu wszystko oświetlone . Kierujemy się do portu północnego , czyli prawie na samym końcu portu po lewej stronie. Światełko miga na zielono wszystko gra. Znowu straszą nas promy . Jest 21 30 meldujemy się u bosmana . Tutaj drożej 30 zeta i prysznic po piątaku . Sprawdzamy pogode na wtorek . Jest super ,żadnych ostrzeżeń nie ma ….Czyli co? Jutro w morze!!!
Wtorek
Wstajemy o ósmej rano.Szybka toaleta,śniadanko biegiem na miasto po zakupy i w drogę. Płyniemy po lewej stronie toru wodnego poza bojami. Żeby nie nadziać się na jakiś wchodzący duży statek wywołuje Świnoujście trafic na 12 kanale.Trochę po piracku bo uprawnień SRC brak . Miły pan informuje, że droga wolna i można płynąć. Zbieraj mówił, że przy czerwonej główce może być pogłębiarka i że za tą czerwoną główką budują jakiś port gazowy cy cuś…..żeby uważać. Uważamy . Morze przywitało nas naprawdę miło i spokojnie . Wyszliśmy sobie z główek Świnoujścia o 12 30 .Jesteśmy na Bałtyku . Wiatr trójeczka z południowego zachodu , więc półwiaterkiem w stronę Rugii popłynęliśmy sobie przed siebie . Super uczucie . Pierwsze słone pływanie ….Dokąd? ………Przed siebie…..Tak przez cztery godziny. Odpłynęliśmy od Świnoujścia około 20 mil. O 17 tej w tył zwrot i wracamy. Wraz z zachodzącym słońcem wchodzimy w główki. Osiem godzin w morzu,fala max 50 cm Choroby morskiej nie stwierdzono. Podekscytowani pierwszym morskim pływaniem przy kolacji planujemy kolejny dzień. Zapada decyzja,że jutro rano do Dziwnowa. Morzem oczywiście.
Środa
Pobudka. Śniadanie. Prysznic. Czytam prognozę …………..Co?! WIATR, z NW 6..7 B??? W porcie nie czuć żeby aż tak dmuchało. A co tam płyniemy. Najwyżej zawrócimy ……..Jak będzie coś nie tak? No i było dość nie tak. W główkach wyjściowych fala już nie miała 50 cm tylko ponad metr. Po którejś z kolei większej fali z przyczepnym silnikiem wyskakującym z wody tracąc całkowicie sterowność i będąc odwracanym przez wiatr , wracamy z powrotem . Teraz już wiem, co powinienem był zrobić, ale o tym za chwilę. Zmieniamy plany i do Dziwnowa płyniemy od strony zalewu. Cały kanał Piastowski wieje w plecy , na zalewie wiatr może ze 3. A na morzu cholera 7 !!! Ale nic to ważne, że w ogóle wieje cokolwiek. Stasiu głośno się żali, że co to za pływanie,że dupa to a nie wiatr. Ja studiuje mapy, bo do Wolina prowadzi wąskie przejście pomiędzy mieliznami.Szukam bojki W4. Jest to pierwsza boja, potem maja być czerwone i zielone po bokach przez mielizny,potem W3. Od W3 czerwona i zielona do W2 potem W1 i już Wolin. Kierując się na wiatraki na brzegu w końcu odnajduję boję W4. Przekop ma szerokość około 50-70m i około 2 km długości,czyli walsko i dość długo. Jednak z zachodnim wiatrem wiejącym w plecky nie ma żadnego problemu . Po jakimś czasie przy W2 nie wiadomo skąd ,jak nie dmuchnie! . Dobrze, że talie grota miałem w ręce. Grot przestał pracować jednak zaknagowany fok (właściwie wielka bo aż po sam kokpit genua) przekręciła nas w drugą stronę . Kilka sekund i fok zrolowany. Fajne te rolery bo nie trzeba łazić na dziob . Grota zrzucamy . Silnik odpalamy i do Wolina doplywamy . Troszkę przestraszeni. W Wolinie szukamy miejsca , ale wszystko wygląda na zajęte . Dobijamy do ładnego nabrzeża miejskiego. Trochę dziwnie tak stać w środku miasta.Po chwili jednak podchodzi do nas dwóch panów i proponują nam miejsce przy przystani Ligi Morskiej . Na magiczne słowo „Ciepła woda i prysznic „ od razu się zgadzamy na ową propozycję. Wieczorne rozmowy oczywiście o łódkowych sprawach i morskich opowieściach przerywają coraz to silniejsze podmuchy wiatru. - Gdzie jutro płyniecie? - Do Dziwnowa byśmy chcieli. Odpowiadam. Chcemy potem wrócić morzem do Świnoujścia. Dodaję. - Tutaj most po sezonie otwierają dwa razy o 9 rano i 19 wieczorem. A w Dziwnowie most zwodzony też jest rzadziej otwierany , bo się jakiś remont rozpoczął. Do tego prognoza nie sprzyja na płynięcie jutro morzem na zachód – dowiadujemy się od miejscowych żeglarzy Po przekalkulowaniu czasu ,drogi i otwieraniu mostów okazuje się, że aby wypłynąć z Wolina przez Dziwnów w morze trzeba stracić cały dzień i ewentualnie drugi gdyby trzeba było wracać tą samą drogą. Cholera co tu robić? Perspektywa bujania się dwa dni na silniku trochę napawa optymizmem. - A może popłyńcie jutro z nami na regaty Oldtimerów do Trzebieży? Wpisowe po 100 złotych. Dają koszulki i żarcie . Ma być sporo żaglówek z Polski i Niemiec . - A dokąd się płynie? Pytam. - Z Trzebieży do Uckermunde i na drugi dzień z powrotem. Zakończenie w Szczecinie wieczorem . - W sumie to pasuje nam jak nie wiem co .....odpowiadam. Musimy łódkę oddać w niedzielą w Szczecinie właśnie. Płyniemy jutro z wami .
Czwartek Poranny świszczący wiatr nie napawa optymizmem mnie świeżego żeglarza. Podpytuję starych żeglarskich wyjadaczy o wiatr , o to czy się będą refować od razu przed wypłynięciem , a przede wszystkim o to wąskie przejście przez mielizny. Dowiaduję się że to miejsce ma złą sławę i nie jeden już jacht strażacy musieli wyciągać wysztrandowany na mieliznę. Podobno wielu żeglarzy przeklina to właśnie miejsce. Myślę sobie,przelecimy to złe miejsce na silniku, potem postawimy zrefowanego grota rozwiniemy kawałek foka , odpadniemy na Trzebież i popłyniemy sobie pełnym bajdewindem. Nauczony poprzednią porażką opuszczam jak najniżej silnik . Patent na opuszczanie tego silnika na takiej dziwnej szynie nijak nie zabezpieczonej nie napawa pewnością co do jego nie wyskakiwania z wody. Godzina trzynasta wypływamy. Początkowo wszystko gra lecz w miarę wypływania na otwartą wodę wzrasta wiatr i fala. Dochodzimy po godzinie do słynnego przesmyku. Takiego wiatru jeszcze nigdy nie miałem w swojej żeglarskiej praktyce..........i fali również. Nasi płyną na silnikach i wspomagają się żaglami ,a niektórzy nawet próbują swych sił halsując się pod wiatr na pełnych żaglach kładąc łódki tak że bomy grotów maczają się w wodzie. Patrzę na nawigację ,na prędkość a tam 1 mila na godzinę . Wygląda na to że będę te dwa kilometry płynął godzinę? Przestaję płynąć prosto na wiatr. Zaczynam płynąć można powiedzieć halsami na silniku . Prędkość wzrasta a co za tym idzie i sterowność 2,5 kn jest zdecydowanie lepiej. Po po około czterdziestu minutach dochodzimy do końca przekopu . Myślę jest dobrze. Myliłem się . W miejscu gdzie kończy się przekop i głebokość wzrasta prawie trzykrotnie spotykam falę około 1,5 m . Najpierw podnosi nas do góry . Wchodzę na tą falę jak najostrzej, aby zaraz na grzbiecie odpaść (tak piszą w mądrych książkach) ,ale odpaść się nie da, bo długość fali ma może z 5 metrów, więc w drugą taką falę wbijamy się centralnie dziobem. Woda przelewa się po pokładzie. Może to tylko przypadek nałożenia się kilku fal na siebie myślę,powstaje wtedy taki większy dziad jak to mówią. Za chwilę powtórka z rozrywki. Za moment znowu to samo. Stasio trzyma się kurczowo sztorm relingów i coś szepcze pod nosem. Modli się. Nie jest dobrze. Sterowności brak. Kotłujemy się w tym miejscu. Silnik, co raz to nabiera wysokich obrotów wychodząc z wody. Podmuch wiatru odwraca jacht i spycha nas na mieliznę. Decyzja: ODWRÓT. Wracamy. Uspokajamy się trochę, bo płynąc z wiatrem jest o wiele spokojniej. Rozwijamy nawet połówkę foka i włączamy luz na silniku, ale go nie gasząc. Dobrze wieje, bo na samym małym przednim żagielku rozwijamy ponad 4 kn. Cumujemy z powrotem w Wolinie. Dzwonimy do kolegów informując że nie daliśmy rady i wróciliśmy by się o nas nie martwili. Wypłyniemy jutro z samego rana bo regaty zaczynają się około jedenastej . Taki był plan „B” .Przeglądam prognozy pogody jutro ma wiać na zalewie co najmniej 6B do tego deszcz . Chyba zostaniemy w tym Wolinie do wiosny.
Piątek W skrócie . Wieje 6 do 7 B w porywach do 8 tak piszą koledzy rano z Trzebieży. Pada deszcz , zimno . Pozostaje zwiedzanie Wolina . Zakupy . Sprawdzanie prognoz na sobotę .....ma być lepiej. Musimy wypłynąć w sobotę rano. W niedzielę rano zdajemy łódkę a musimy jeszcze do domu nakręcić 620 kilometrów bo w poniedziałek do pracy. Tomek (kolega żeglarz co nas na te regaty namawiał ) pisze ,aby wszystkie cięższe graty przenieść do bakist na rufę , postawić sobie grota już przed przesmykiem i się nim wspomagać. Fajnie się takie rzeczy pisze jak się takie rzeczy już kiedyś robiło. Wieczorem słychać ,że wiatr delikatnie odpuszcza. Jest nadzieja!
Sobota
Pobudka o 6 rano . W internecie piszą że koło południa może znowu silniej dmuchać trzeba się spieszyć. Siódma rano wypływamy . Koło W1 jak zwykle bardziej dmucha , podobno robi się tu taka dysza .Zresztą nie na darmo postawili tu tyle wiatrków do robienia prądu. Dochodzimy do W3. Zaczyna się powtórna walka z wiatrem i z falą. W połowie przekopu silnik gaśnie !!! Krew mnie zalała klnę ile mogę na chińskie wynalazki!!! Zdenerwowanie powstrzymuje strach . Krzyczę do Stasia: - TRZYMAJ STER! STAWIAM GROTA !!!!!!!!! Luzuje talię grota. Wiem że mam mało czasu i że zaraz wiatr przekręci niesterowny jacht . Udaje się . Zrefowny grot zaczyna pracować. Przejmuję ster . Wybieram talię grota i delikatnie odpadam. Ku mojemu zdziwieniu zamiast nas kłaść na wodę jacht zaczyna płynąć do przodu. Mało miejsca na halsowanie . Robię zwrot . Przy zwrocie tracę wysokość którą zyskałem . Powtórka. To samo. Myślę za mała powierzchnia grota. Stasiu za ster ja do korby , Dwa obroty fał w rękę , luz na tali i do góry. Jest lepiej . Po zwrocie zaczynamy szybciej nabierać prędkości. Rozpedzam się do 3 kn i zwrot . Po pół godzinnym halsowaniu jesteśmy w połowie przekopu. Decyduje się rozwinąć trochę foka ...zacieśniona cyrkulacja tego mi tu brakuje przecież uczyłem się na kursie. Stasiu łapie za szoty ja przy sterze . Do zwrotu ! Prawy luz ........lewy wybierz . Wspinamy się . Coraz lepiej zgrywamy swoje poczynania. Coraz lepiej nam to wszystko wychodzi. Dopływamy do słynnej W4 , tam witają nas znajome wysokie i krótkie fale ,ale teraz mogą nas pocałować w nos . Przebijamy się przez nie bez problemu Albin już się falom nie kłania. Wypływamy na zalew tam wita nas trochę silniejszy wiatr . Fala około metra ale dłuższa . Idziemy ostro na bramę torową koło Trzebieży. Zaczęło się prawdziwe pływanie. Pięć i pół knota i ostro przed siebie . Na horyzoncie widać mnóstwo żagli. Drugi etap regat z Uckermunde do Trzebieży cieszymy się, że spotkamy naszych kolegów z Wolina.W Trzebieży jesteśmy około południa, pięć godzin minęło nie wiadomo, kiedy. W porcie zaglądam do silnika przyczyna prozaiczna spadł przewód ze świecy. Myślę sobie, że bardzo dobrze, że spadł, bo inaczej może nigdy nie dane by nam było nauczyć się pływać w takich warunkach. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz z kolei żal, że tego nie zrobiliśmy w czwartek. Powrót do Szczecina upływa w sielankowym baksztgowym nawijaniu kilometrów, robieniu herbat jedzeniu czekolady i robieniu zdjęć. Przez Dąbie Wielkie mamy już ostry wiatr osiągamy miejscami nawet 6 kn. Zegna nas piekny zachód słońca. Robi się ciemno a tu jeszcze Dąbie Małe i wszędzie sieci . Opalamy silniki, ale żeby nie było za pięknie u kolegów z jachtu Pustułka pada zaburtowa Yamaha i się holujemy.........I wpływamy w takie chaszcze ze prędkość spada praktycznie do zera. Bosak w rękę kładę się na pokładzie i szukam pod łódką czy czegoś nie ciągniemy. Wyciągam z płetwy balastowej i ze steru całe girlandy jakiejś tutejszej roślinności. Zaczynamy płynąć. Około 21 szej cumujemy burtami do siebie i po cichu idziemy na zakończenie regat. A tu szwedzki stół i jadła tyle, co na weselu. Nikt nie pyta się skąd, ważne że z jakiejś łódki SUPER!!!!!!!!! Najedzeni , trochę zmęczeni żegnamy się z nowymi przyjaciółmi i na silniczku udajemy się do mariny Pogoń kilka meterków obok. Niedziela Oddajemy łódkę odbieramy kaucję (niczego nie udało nam się popsuć , a nawet trochę naprawiliśmy elektryki ) Przepakowanko i w południe wyruszamy do domku .
Podsumowanie
W sumie przeżyliśmy naprawdę super przygodę, było naprawdę wszystko, na czym polega żeglarstwo. Były radości smutki, strachy i modlitwy, Było przełamywania własnych słabości. Była walka z żywiołem. Niech ta przygoda będzie dla zaczynających swoją przygodę i czytających to opowiadanie i zachętą i jednocześnie ostrzeżeniem. Dodam tylko nie wstydziliśmy się mieć na sobie ani kamizelek ani pasów. A teraz podziękowania Wszystkim przyjaciołom z forum za to, że przez cały rok pomagali nam nauczyć się tego i owego. Elektrycznemu za inspirację, Starej Zientarze za wskazówki, Zbierajowi za podniesienie na duchu i opis Świnoujścia ,Markowi z Kiwi za komplet map, Narcyzie , Skipbulbie, Maarowi i wszystkim pozostałym których nie wymieniłem. No i oczywiście wszystkim kolegom żeglarzom z Wolina : Tomkowi , Edziowi, Ksaweremu Tadeuszowi i Kubie . Wielkie dzięki
* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *
Załączniki: |

Przekop.JPG [ 58.14 KiB | Przeglądane 8820 razy ]
|
_________________ "Bałtyk nocą skłania do przemyśleń.Ciemno i tylko woda dookoła.Czasem jakieś światełko w oddali, które szybko znika.Szum wiatru w olinowaniu i bulgot wody od dzioba jachtu." cytat z drugiego tomu " Przygód na Morzu"
Ostatnio edytowano 11 wrz 2012, o 13:47 przez Micubiszi, łącznie edytowano 3 razy
Za ten post autor Micubiszi otrzymał podziękowania - 25: artur_k, cinas, Colonel, elektryczny, Gienek, Gąsia, Helix, Helmsman, Janna, JoEve, Maar, maciek.k, Maro M, Michal, Milena, oliverwood, Piotr Kasperaszek, pough, Roman K, SebEire, stokrotek, tuptipl, Węzełek, Zuzanna, żaba |
|
|