Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyną?
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=20717
Strona 1 z 2

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 13 gru 2014, o 23:00 ]
Tytuł:  Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyną?

Pewnie każdy przyzna, że warto jest mieć mechanika na pokładzie jachtu.
Ja w rejsie listopadowym miałem i baaardzo się z tego cieszę, ale po kolei.
Po zaokrętowaniu się na jacht w Chania, na Krecie (chociaż, czy można zaokrętować się na jacht, może lepiej by brzmiało po „zajachtowaniu”) zabraliśmy się za przygotowywanie łódki do wyjścia w morze.
Przed nami spora trasa, ponad 400 mil morskich, a i pogoda nie najlepsza, więc musimy być przygotowani na najgorsze. Żagle – OK., reszta też.
Nasz mechanik pokładowy, Rafał pyta:
- mogę zajrzeć do silnika? –
Widząc błysk w jego oczach, nie mogę mu odmówić.
Poza tym akurat przedział silnikowy, to miejsce gdzie można się pobrudzić, a ja wczoraj zrobiłem właśnie manicure (żart, hahaha).
Ponieważ zgubiłem gdzieś poczucie humoru, bezpieczniej będzie, jeśli będę zaznaczał miejsca, gdzie wg. mnie żartuję – OK.?
Rafał, po otwarciu komory silnikowej, długo przyglądał się silnikowi, coś tam dotknął, coś pogładził i odrzekł:
-Piotrek, przy wtryskiwaczach widać ślady oleju napędowego –
- no to co?, w czym problem, przecież ten silnik jest napędzany dieslem – odpowiadam (żart)
- ale tam nie powinno być śladu oleju napędowego, a jeśli jest, to znaczy ze coś cieknie – słyszę w odpowiedzi
- dobra, pokaż mi to – udaję zainteresowanego
- gdzie?, to jest ten wyciek, przecież tu nic nie widać – mówię, przyglądając się silnikowi
- no przecież zobacz, tu masz ślad diesla, a tak nie powinno być, tu wszystko powinno być idealnie suche – słyszę w odpowiedzi
- oj Rafał, Rafał, przecież to jest silnik jachtowy, a nie samochodowy, przyjrzymy mu się po paru minutach pracy i wtedy zobaczymy co dalej, OK.? -
- ale takiego silnika nie powinniśmy nawet uruchamiać – nie daje za wygraną Rafał
Dla świętego spokoju wycieram szmatką korpus silnika i uruchamiam na 10 minut silnik.
Po 10 minutach gaszę silnik, otwieram pokrywę silnika i najpierw sam sprawdzam, czy coś tam nie cieknie.
Jest sucho, więc wołam Rafała.
- zobacz, widzisz jest OK – stwierdzam
- i tak mi się to nie podoba – upiera się nasz pokładowy mechanik, ale chwilo daje za wygraną.
Uwaga, nie zaznaczałem nigdzie, że to żart, bo to nie był żart – tak dla wyjaśnienia.
Ponieważ zamierzamy pływać również nocą, więc sprawdzam też lampy pozycyjne. W tzw. międzyczasie zrobiło się już ciemno, więc zapalam lampy i wychodzę na pokład.
Na maszcie wszystko w porządku, na rufie też, ale na dziobie pali się tylko czerwona. Sprawdzam lampy i co widzę, moją opaskę z lipcowego rejsu.
Pamiętacie moje opowiadanie „180 minut z życia skippera”?, nie?,
to przeczytajcie.
Pukam w lampę, a nuż zacznie działać?
Wracam do kabiny i obwieszczam, że muszę naprawić lampę.
Nasz mechanik pokładowy, Rafał łapie za naszą skrzynkę narzędziową, tak,
tę z której tak naśmiewała się nasza dzielna Ania (dla zainteresowanych relacja: „Gdzie diabeł.., czyli jak dzielna Ania manetkę naprawiała”),
pyta szybko – mogę? - i nie czekając na odpowiedź rusza na dziób.
Wraca bardzo szybko ,więc pytam
- i co?, nie da się naprawić? –
- nie, już jest gotowe, nie kontaktowało na stykach – odpowiada
Gdzie Ty byłeś, jak ja zmarnowałem 3 godziny na naprawę (raczej zepsucie – uwaga żart) tej lampy w lipcu?
Opis rejsu pominę, gdyż nie o pływaniu chcę tu pisać, a o naszym mechaniku i jego romansie z mechaniką Floggera.
Tu mała uwaga, „mechanika Floggera” to nie dziewczyna, to po prostu wszelkie urządzenia mechanicznie na tym jachcie.
A ponieważ Rafał kocha te wszelkie urządzenia, więc ośmieliłem się określić tę miłość, mianem romansu
(pomocy !! - tu mam dylemat, bo sam nie wiem czy to żart, czy nie).
7 lub 8 dnia rejsu, nastał ten dzień, gdy romans naszego mechanika pokładowego do mechaniki został poddany ciężkiej próbie.
Ona, tzn. ta mechanika wymyśliła sobie, że sprawdzi czy Rafał ja kocha, żeby musiał wybrać pomiędzy żoną, chorobą morską a właśnie nią.
Jak myślicie, kto wygrał?
Powiem tylko tyle, walka była zażarta.
Początkowo, bezkonkurencyjna była choroba morska, nic się nie liczyło, tylko ona. Żona poszła w odstawkę, mechanika – też.
Chociaż mechanika walczyła na całego. Najpierw padł rozrusznik i smród palonej instalacji spowodował, że nasz ukochany mechanik wynurzył się na chwilę z czeluści swojej kabiny.
Ale niestety wynurzył się tylko na chwilę, a przebiegła choroba zmusiła go do powrotu na łono kabiny. Przebiegła mechanika podjęła druga próbę. Za pomocą dupska Andrzeja ułamała swoją manetkę, czym doprowadziła nas do całkowitej utraty możliwości sterowania silnikiem, ale…
Nie przewidziała jednego, że na pokładzie znajdowała się nasza bohaterka – Ania, która pokonała ją swoja kobiecą przebiegłością.
Tę walkę można porównać do walki dwóch kobiet walczących o mężczyznę. Co prawda nie było wyrywanych włosów i innych zapamiętanych z filmów przyrodniczych scen, ale faktem jest, że zwyciężyła dzielna Ania.
Na małą chwilę, Rafał znów wynurzył się z czeluści z kabiny, spojrzał na manetkę, westchnął, puścił pawia i wrócił do kabiny.
Mechanika została pokonana całkowicie, poległa, kaput.
Na chwilę mieliśmy z nią spokój, więc mogliśmy zająć się bezpiecznym doprowadzeniem jachtu do portu. Jak to dobrze, że to nie ja wpadłem w oko mechanice, miałbym przechlapane, a tak, mogłem zając się piciem herbaty i żeglowaniem.
Ale jeśli myślicie, że mechanika odpuściła, to bardzo się mylicie.
Po zacumowaniu w porcie Poros na Kefalonii, po wypiciu herbaty po prostu padłem ze zmęczenia.
Natomiast Rafał zajął się naprawą rozrusznika, czyli porzucił chorobę morską i żonę na rzecz swojej nowej miłości. Nie wiem co robili, bo spałem, ale gdy wstałem (żart i rym w jednym) rozrusznik był wymontowany, rozebrany i spoczywał dostojnie, w całej swojej okazałości na stoliku w kokpicie, zajmując najważniejsze miejsce. Dotychczas, najczęściej stała tam butelka z winem.
Jak widać mechanika znów była „number one”.
Ponieważ nasz pokładowy mechanik czekał tylko na mnie, więc gdy tylko wstałem ruszyliśmy na poszukiwania elektromechanika (to pewnie jakiś Grecki kuzyn naszej mechaniki Floggerowej – uwaga żart).
Elektromechanik - cwaniak chciał nam sprzedać nowy rozrusznik za 350 euro, ale nasz bohater Rafał nie dał się zrobić w konia.
Nie będę opisywał walki stoczonej przez nas z elektromechanikiem, ale w ostatecznym rozrachunku udało się naprawić nasz rozrusznik za 150 euro. Oczywiście, gdyby udało nam się kupić szczotki (nie nie, nie takie do zamiatania – uwaga żart), naprawa kosztowałaby 20 euro. Jednak różnica pomiędzy 350 a 150 też to też nie w kij dmuchał, więc byliśmy z siebie dumni.
Po naprawie rozrusznika rozpoczęły się poszukiwania manetki, ale jestem już trochę zmęczony, więc pozwólcie, że to opisze może innym razem.

Autor:  tadekK [ 14 gru 2014, o 01:43 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Z przyjemnością się czyta Twoje teksty.
Pozdrawiam! :D

Autor:  Sajmon [ 14 gru 2014, o 06:05 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

tadekK napisał(a):
Z przyjemnością się czyta Twoje tekst
Pozdrawiam! :D

to fakt...
No i zrozumiałem 3/4 zaznaczonych żartòw :mrgreen:

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 08:44 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

tadekK napisał(a):
Z przyjemnością się czyta Twoje teksty.
Pozdrawiam! :D

dzięki Tadeusz
Sajmon napisał(a):
No i zrozumiałem 3/4 zaznaczonych żartòw :mrgreen:

a którego nie zrozumiałeś? :cool:
może jakieś wyjaśnienia :roll:

Autor:  Ania [ 14 gru 2014, o 13:03 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Grek Zorba napisał(a):
Tę walkę można porównać do walki dwóch kobiet walczących o mężczyznę. Co prawda nie było wyrywanych włosów i innych zapamiętanych z filmów przyrodniczych scen, ale faktem jest, że zwyciężyła dzielna Ania.

O męczyznę? ja o życie walczyłam! porywisty wiatr, deszcz padający w poprzek, pioruny i te fale wielkie jak dooomy (rosnące w dodatku z dnia na dzień - na potrzeby opowieści :))
I do tego paznokieć złamałam... to było najgorsze! popsuł mi się humor na jakieś 15 minut... pilniczka nie wzięłam ani lakieru...

Grek Zorba napisał(a):
Nie będę opisywał walki stoczonej przez nas z elektromechanikiem, ale w ostatecznym rozrachunku udało się naprawić nasz rozrusznik za 150 euro. Oczywiście, gdyby udało nam się kupić szczotki (nie nie, nie takie do zamiatania – uwaga żart), naprawa kosztowałaby 20 euro. Jednak różnica pomiędzy 350 a 150 też to też nie w kij dmuchał, więc byliśmy z siebie dumni.


Co tu kryć po czasie czuję, że ten grecki mechanik był dość ekskluzywny... Ale mając w pamięci to, że dwa podejścia musieliśmy zrobić aby namówić go do pracy.. Użyć wszystkich możliwych wdzięków (to akurat przychodziło nam z łatwością), powołać się na sakramentalne prawa ekonomii (good business for you and good for me ;)-choć temu prawu to niestety chyba też cenę naprawy zawdzięczamy ;)), a nawet przyznać, że wiemy, iż jest lepszym mechanikiem niż Rafał (kłamstwo-nie ma lepszego-ale cel uświęca środki ;)) to duma jednak pozostaje ;)

Tym bardziej, że naprawiony rozrusznik mieliśmy po trzech godzinach, a nowego byśmy nie mieli tak szybko... a czas już naglił.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 13:10 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Ania napisał(a):
I do tego paznokieć złamałam... to było najgorsze! popsuł mi się humor na jakieś 15 minut... pilniczka nie wzięłam ani lakieru...

chciałem Ci pożyczyć swój lakier, to Ci kolor nie odpowiadał
a pilniczek, że niby brzydki, zardzewiały

Autor:  sailhorse [ 14 gru 2014, o 14:12 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Twoje memuaria wzbogacone o komentarze Ani to najlepsza reklama Twoich rejsów.
Namówiłeś mnie!
Gdzie się mam stawić? I na jak długo?

Ja wprawdzie chrapię, nie gotuję i palę (wyłącznie na zawietrznej), ale - bądź dobrej myśli - w sprawie mego honorarium z pewnością dogadamy się (żart).

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 14:59 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

sailhorse napisał(a):
Gdzie się mam stawić? I na jak długo?

Ja wprawdzie chrapię, nie gotuję i palę

zaraz, zaraz, nie tak szybko
widzę jeden problem, nie piszesz nic o piciu,
a to dyskwalifikuje Cię w przedbiegach (żart) :D

Autor:  sailhorse [ 14 gru 2014, o 15:32 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Ha! Picie jest zdecydowanie moją wielką zaletą! Piję dla towarzystwa, ale nigdy się nie upijam. Mam taki ortodoksyjny organizm, który - jeśli wlać weń za dużo, to natychmiast zwróci nadmiar.
Nauczyłem się dostrzegać pierwsze objawy "za dużo" i odstawiam, nim zacznę marnować (nie żart).

W kwestii życia towarzyskiego Grecji mam pewną wprawę, zdobytą, gdy mieszkałem na Krecie. Potrafię jadać kolacje do piątej, a rano jestem jedynym w całej wsi, zdolnym do prowadzenia pojazdów.

Poza tym opanowałem do perfekcji zwroty:
Ja mas!
oraz Ja mena parakalo krasi aspro, ksiro.(ewentualnie Krasi aspro, ksiro parakalo ) jak, również Ton logarariasmo parakalo, oraz Poli oreo, kala efharisto!.

Ta leme Sailhorse

P.S. I co? Łyso Ci?

P.S. 2
Przyznaję, nie wiem jak zapytać po grecku "czy masz liczne zobowiązania emocjonalne, które stanęłyby na drodze ku naszemu szczęściu", oraz "Czy twój brat trenuje jakieś sporty walki?", ale to drobiazgi, które na pewno zdążę nadrobić w akacji.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 15:39 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

sailhorse napisał(a):
I co? Łyso Ci?

poszło mi w pięty :roll:

P.S.

Co powiesz na 2 tygodnie, przełom września i października start i meta Rodos
najprawdopodobniej w 3 jachty
i żeby była pełnia szczęścia razem z Anią ?

P.S. 2
1. έχετε μια σειρά από συναισθηματική δέσμευση που βρισκόταν στο δρόμο προς την ευτυχία μας
2. Μήπως ο αδελφός σας δεν έχουν καμία εκπαίδευση στις πολεμικές τέχνες

Autor:  sailhorse [ 14 gru 2014, o 16:21 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Brzmi dobrze. Tylko, zebym to ja wiedział z takim wyprzedzeniem...
I ustalmy jedno - Krasi przede wszystkim aspro i wyłacznie ksiro. Greckie krasi kokino są zwykle takie sobie, a żadnego gliko do ust nie wezmę (łatwo zapamiętać, bo brzmi jak glikol, od wypicia którego dostaje się podobno mega sraczki). W odróżnieniu od retsiny, której nazwa nie zachęca, ale zupełnie niesłusznie.



P.S.
Natomiast w kwestii Twoich znakomitych tłumaczeń mam wątpliwość natury fleksyjnej: jest, bowiem βρισκόταν a czy nie powinno być: βρίσκεται ? (żart)

P.S. 2
Pozostaje jeszcze do omówienia kwestia ρακί - Czy masz sprawdzonych, przydomowych wytwórców? Bo w kwestii domowych ρακί mój ortodoksyjny zazwyczaj organizm ujawnia nadspodziewanie dużą tolerancję.

Autor:  Zielony Tygrys [ 14 gru 2014, o 17:40 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

sailhorse napisał(a):
w sprawie mego honorarium z pewnością dogadamy się

O i zastępstwo za mnie się znalazło.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 17:54 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

sailhorse napisał(a):
Brzmi dobrze. Tylko, zebym to ja wiedział z takim wyprzedzeniem...

spoko, mamy czas
a co do krasi, to jestem tego samego zdania - tylko aspro, ew. levko :lol:
co do raki, to widać że mieszkałeś na Krecie
w pozostałych rejonach Grecji używa się raczej nazwy tsipoura
z krasi gliko, pozwolę się nie zgodzić
słodkie muscaty z Samos, jako aperitif są OK.
a retsina?, cóż, jestem jej fanem.
żart pozostawiam bez komentarza :D
Zielony Tygrys napisał(a):
O i zastępstwo za mnie się znalazło.

ale się migasz
obawiasz się czegoś?

Autor:  sailhorse [ 14 gru 2014, o 18:09 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

To ja teraz wrzucę granat w tę, no τουαλέτα, ale muszę zapytać - jaka jest wyższość pływania po Grecji (Ελλάδα Obrazek) nad pływaniem po Chorwacji (Hrvatska Obrazek)?

Autor:  Wojciech [ 14 gru 2014, o 18:41 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Z zasobów forum ...
viewtopic.php?f=28&t=9041&hilit=grecja+chorwacja
viewtopic.php?f=28&t=9935&hilit=grecja+chorwacja

Autor:  Pasat [ 14 gru 2014, o 21:17 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Ahoj!

sailhorse napisał(a):
To ja teraz wrzucę granat w tę, no τουαλέτα, ale muszę zapytać - jaka jest wyższość pływania po Grecji (Ελλάδα


Se Pan grabisz, żeby nie rzec- stąpasz po cienkim lodzie :-P :rotfl: :mrgreen:
----------------------------------------------------------------------------------------------
Piotr, to chyba jakiś SIZ forumowy chyba będzie?

pozdrawiam
Lech

Autor:  Zielony Tygrys [ 14 gru 2014, o 21:24 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Pasat napisał(a):
Ahoj!

sailhorse napisał(a):
To ja teraz wrzucę granat w tę, no τουαλέτα, ale muszę zapytać - jaka jest wyższość pływania po Grecji (Ελλάδα


Se Pan grabisz, żeby nie rzec- stąpasz po cienkim lodzie :-P :rotfl: :mrgreen:

A to w ogóle jest jakaś różnica? :roll:
Grek Zorba napisał(a):
ale się migasz
obawiasz się czegoś?

Po prostu pozostaję na swoim terenie grasowania.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 21:32 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Pasat napisał(a):
Piotr, to chyba jakiś SIZ forumowy chyba będzie?

dobra myśl, dzięki
Pasat napisał(a):
Se Pan grabisz, żeby nie rzec- stąpasz po cienkim lodzie :-P :rotfl: :mrgreen:

mnie po prostu zatkało :roll:
Zielony Tygrys napisał(a):
A to w ogóle jest jakaś różnica? :roll:

brak mi słów :roll:

Autor:  Pasat [ 14 gru 2014, o 21:47 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Ahoj!

No nie, żeby inteligetny Tygrys pytał o takie elementarne rzeczy :oops: ? Normalnie idzie zwątpić :cry:
:D

pozdrawiam
Lech

Autor:  bury_kocur [ 14 gru 2014, o 21:50 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

sailhorse napisał(a):
jaka jest wyższość pływania po Grecji nad pływaniem po Chorwacji

No...
Jest ogromna...
W Chorwacji zdzierają z Ciebie na każdym kroku i aż dziw, że za oddychanie jeszcze płacić nie każą...
W Grecji masz sporo portów za frico ale tez nie licz specjalnie na jakąś infrastrukturę w tych portach.
Poza tym jak człek jest fanem zwiedzania to w Grecji można sobie pooglądać trochę architektonicznego złomu i bloków skalnych przez niektórych zwanego ZABYTKAMI.
W Chorwacji natomiast na bank tłok masz w portach i wszędzie gdzie da się zacumować.
Jest natomiast pewien mianownik wspólny - w lecie możesz sie ugotować i tu i tu ...
No chyba, że masz na udce klimatyzator :rotfl:
Pzdr
Kocur

Autor:  Zielony Tygrys [ 14 gru 2014, o 21:58 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Zażartowałam
Pasat też zażartował.
A tak po prawdzie, nie wiem, nie znam nie byłam. Tzn w Chorwacji raz i to wszystko.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 22:04 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Zielony Tygrys napisał(a):
Zażartowałam
Pasat też zażartował.
A tak po prawdzie, nie wiem, nie znam nie byłam. Tzn w Chorwacji raz i to wszystko.

więc musisz do Grecji :cool:

* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *

Grek Zorba napisał(a):
mnie po prostu zatkało :roll:
:

nie na to co napisał Pasat
tylko na to co napisał sailhorse

Autor:  sailhorse [ 14 gru 2014, o 22:57 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Zaintrygowales mnie tym rejsem jesuennym. Jak rozumiem to flota?
A jaka wstepnie planowana trasa?
Zwroc uwage, ze heroicznie ciagne Twoja reklame (zart)

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 14 gru 2014, o 23:10 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

W terminie 19-09-2015 do 03-10-2015 Rodos/Rodos.
Na razie umawiamy się w 3 jachty, ale kto to wie, może będzie więcej
Rodos - Kos - Patmos - Amrgos - Astipalaia - Rodos ( w skrócie)
a za relkamę b. dziękuję

Autor:  mkonst [ 15 gru 2014, o 21:37 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Grek Zorba napisał(a):
W terminie 19-09-2015 do 03-10-2014

To są jachty czy wehikuły czasu?

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 16 gru 2014, o 09:49 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Dzięki Wojtek
mkonst napisał(a):
To są jachty czy wehikuły czasu?

a to nie wiedziałeś, że jacht to wehikuł czasu?
zobacz jacy wszyscy żeglarze są młodzi
nawet Ci starsi wiekiem to młodzieniaszki :D

Autor:  Zielony Tygrys [ 16 gru 2014, o 14:36 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Mam swoją teorię na ten temat
Człowiek starzeje się do czterdziestki, potem albo dziadzieje albo młodnieje. Ostatecznie jeden i drugi skończy tak samo- pampersy i butelka, ale ten pierwszy będzie miał co wspominać.

Autor:  Piotr Kasperaszek [ 16 gru 2014, o 15:12 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

a mogę samą butelkę, bez pampersa? :D

Załączniki:
zdjecie 7 - Mataxa.jpg
zdjecie 7 - Mataxa.jpg [ 280.35 KiB | Przeglądane 6423 razy ]

Autor:  Zielony Tygrys [ 16 gru 2014, o 16:50 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Na razie.

Autor:  sailhorse [ 16 gru 2014, o 17:26 ]
Tytuł:  Re: Rozrusznik, czyli historia romansu….. człowieka z maszyn

Zielony Tygrys napisał(a):
Mam swoją teorię na ten temat
Człowiek starzeje się do czterdziestki, potem albo dziadzieje albo młodnieje.


O przepraszam. Ja się dopiero cały czas starzeję.
To są kwestie indywidualne, osobnicze, a nie tak, żeby zaraz cezury tworzyć. Myślę, że z czasem proces starzenie przesunie się minimum do sześćdziesiątego, sześćdziesiątego piatego roku życia. Tym bardziej, ze dzisiaj młodzież od rodziców wyprowadza się zwykle około czterdziestki*.


*/Co za moich czasów - charakterystycznego dla schyłkowej komuny powszechnego niedoboru mieszkań - było zupełnie nie do pomyślenia.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/