Hania napisał(a):
A jak się pływa na Oceanie ?
Na początek kambuz czyli to co zwykle pod moją pieczą jest. Zacznę od tego , że pozostawienie kambuza w minimalistycznej zabudowie było moim wyraźnym życzeniem, które Andrzej spełnił nawet całkiem chętnie. Ja natomiast miałam tyle wizji zabudowy, że postanowiłam najpierw potestować , a potem decydować. I to była bardzo słuszna decyzja. Pierwsze co wyleci to drzwiczki klepkowe ( z takimi kupiliśmy jacht) - jakaś porażka. Listwy się paczą , brud na nich osiada i trudno to posprzątać. Ma być gładko.
Zaś zamiast szafek górnych przede wszystkim półki z otworkami - by kołkami blokować tyle miejsca ile potrzebuję. Oczywiście sztormlistwa też ma być. Nie koryto takie - bo trudno je sprzątać. A ja mam manię prześladowczą i w kambuzie ma być czyściutko i poukładane. Na Oceanie mam 2 palniki gazowe , każdy 5 kW. Takie gastronomiczne. Praktycznie zupełnie to wystarcza do przygotowania posiłków. Jest jeszcze kuchnia indukcyjna ale nigdy nie było potrzeby jej użycia. Z garami też dobrze trafiłam, kupiłam też z linii gastronomicznej , z grubym dnem. Dobrze trzymają ciepło. Niby mam w domu podobne ale różnica jest wyraźna. Więc warto się pokusić. Ponieważ bezustannie załoga domagała się pojenia (% to sami sobie fundowali) to trzeba było przygotowywać na raz większe ilości. Bardzo fajnie sprawdzają się miski do ciasta. Są w kształcie niskiego, szerokiego dzbanka czyli mają dzióbek. Do tego są zamykane wieczkiem. Stoją stabilnie i to ich główna zaleta. Dla nocnych wacht idealne są duże, klasyczne termosy. Trzymają ciepło 12 godzin. Te stalowe to jakieś byle jakie.
Na jachcie mam 2 zamrażarki w magazynie i lodówko-zamrażarkę w kambuzie. I to jest cudowne. Można zabrać całą masę produktów świeżych i tylko je odpowiednio wcześniej wyjmować. Zwykle jedna z zamrażarek jest upchana chlebem. Tu muszę pochwalić jedną z szczecińskich piekarni. Tak się z nimi umawiam, że pieką mi chleb o przedłużonej przydatności na nocnej zmianie. Rano jeszcze ciepły odbieram. Kilogramowe bochenki, pokrojone. Ten sam chleb można kupić normalnie w markecie tyle, że niekoniecznie będzie taki świeży. Współpraca z kurami w temacie jajek świeżych także opanowana. Kto korzystał z mego kontaktu - wie jaka różnica między sklepowymi a tymi co ja załatwiam.
Dzięki możliwości posiadania produktów jak w domu - nie ma opcji chińskich zupek podczas rejsu. Gotujemy (czytaj jak ja na pokładzie to gotuję) normalne 3 daniowe posiłki.
A co się nie sprawdza ? Naczynia. Luminarex w zasadzie jest ok. Ale już kubki to nie bardzo. Na blaszanki załoga przejść nie chce. Plastiki dostępne w handlu to jakieś takie byle jakie. Zamiast talerzy głębokich przechodzę na miseczki. Aktualnie wybrzydzam jakie mają być. Te co przypadają do serca całkiem się nie nadają na wodę. Te co się ew. nadają to jakieś brzydactwa. A ja chcę i smacznie i ładnie i estetycznie.
W ostatnim rejsie było 8 chłopa i ja. 2 chłopa nie pełniło wacht regularnych tylko doraźno-całodobowo. Reszta to 3 wachty. Zaca kapitana po zamustrowaniu nas w Amsterdamie , mnie nie przydzielił żadnej funkcji. Miałam być żoną kapitana na urlopie. Ja na urlopie , nie kapitan. W tych urlopowych grzecznościach dałam się utrzymać do jakiejś 1100 (zamustrowaliśmy o 0800). Po czym polazłam do kambuza, pogoniłam towarzystwo i tak już zostało do końca rejsu. Ja gotowałam, tzw. wachta kambuzowa zmywała i przenosiła co tam trzeba było. Bardzo chłopaki się starali być pomocni pytając często co pomóc ale dość szybko się naumieli , że najlepiej nie przeszkadzać. Chwalona byłam za posiłki na tyle często , że powinnam popaść z zarozumialstwo kompletne. Będąc jednak kobietą praktyczną wiem , że to była taktyka. Chwaląc chcieli mnie zmotywować do dalszego panoszenia się przy garach i oni już nie musieli
Pewne opory Panowie okazali jak się pokazywałam na pokładzie przy manewrach, ale jakoś tak ustąpili w końcu i przestali mi odbijacze wyrywać.
Reasumując wrażenia z rejsu widziane od strony kambuza - chłopaki mi z ręki jedli

Załącznik:
kambuz.jpg [ 92.9 KiB | Przeglądane 5154 razy ]