Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=23057 |
Strona 1 z 1 |
Autor: | Moroszka [ 5 paź 2015, o 22:43 ] | ||||||
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. | ||||||
Wieczorem, gdy już udało się wejść do mariny, przeprowadziliśmy krótki rekonesans: na jachcie nie działały akumulatory, fał grota, roler kliwra, zęza była pełna oleistej brei, stosowna pompa portowa była niesprawna... na koniec padła nawet lodówka. Właściwie jacht nie nadawał się do dalszej drogi. Ale przecież rejs się dopiero rozpoczął, bilety powrotne mieliśmy z Dublina... Kapitan zadzwonił do właściciela i Maciek obiecał pomoc. Pozostawało czekać. Następne dwa dni spędziliśmy na poznawaniu okolicy i siebie nawzajem. Załoga była nieliczna, ale doborowa: Biały Wieloryb - kapitan, Artur - „admirał hiszpański”, Bodzio, no i ja. Saint Malo natomiast to urocze, niegdyś pirackie miasteczko, z otoczoną murami, ciekawie położoną starówką. W czasie odpływu wzdłuż murów odsłaniają się złociste plaże, jest też basen napełniający się codziennie świeżą morską wodą. Jednym słowem, świetne miejsce na urlop, gdyby nie niepokój – co dalej? Trzeciego dnia (wtorek 21.07) przyjechał Maciek z bratem i ostro wzięli się do pracy. Udało im się ożywić prawie wszystko – z wyjątkiem lodówki, ale bez niej mogliśmy się jakoś obyć – w końcu płynęliśmy na zimne. * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * Migawki z St Malo
|
Autor: | Moroszka [ 5 paź 2015, o 22:55 ] | |||
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. | |||
Odpływ
|
Autor: | Moroszka [ 6 paź 2015, o 18:29 ] | |||||||||||
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. | |||||||||||
W środę wieczorem, gdy tylko przypływ na to pozwolił, opuściliśmy St. Malo. Żegnało nas ładnie - zachodzące słońce pięknie podświetlało mury twierdzy i okoliczne skały. Noc też była pogodna, z gwiazdami i księżycem. Żegluga do Plymouth przebiegała spokojnie, chociaż nie monotonnie – początkowo słonecznie i bezwietrznie, później rozwiało się i zachmurzyło. W piątkowe południe do mariny Mayflower wpływaliśmy już w deszczu. Przycumowaliśmy, wznieśliśmy solidny toast „za cudowne ocalenie” i... wtedy kazano nam zmienić miejsce postoju. Na szczęście obyło się bez strat ![]() * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * Żegluga wzdłuż brzegów Kornwalii zaczęła się przyjemnie: cały dzień słońce, dość ciepło, lekki wiaterek, sporo jachtów, ciekawe latarnie morskie. Przez sen nie skojarzyłam miotania mnie po koi ze zmianą warunków atmosferycznych. Dlatego też, gdy z ogromnym trudem ubrałam się na wachtę i ciągle zaspana wychyliłam się do kokpitu, przyszły mi do głowy tylko dwa słowa: O k..wa! Miałam przed sobą powtórkę z „majowego”, tylko że na horyzoncie, zamiast miłego bezkresu, błyskały światełka nieprzyjemnie skalistych brzegów. W mordę wiała nam ósemka, a kolejne halsy nie zbliżały nas do Lizard Point. Padał deszcz, a bryzgi fal co chwilę wlewały się do kokpitu. Kapitan podjął decyzję o schowaniu się do Falmouth, ale i tu droga nie była łatwa i również pod wiatr. Przy próbie zrzucenia żagli uciekł fał bezana i ponownie zaciął się roler kliwra. Fala wypchnęła też niedokładnie domknięte okno w mesie, chlustając na koje Artura i Bodzia oraz kapitański laptop. Do portu mieliśmy jeszcze parę godzin, ale dalsza żegluga przebiegała już bezproblemowo. Przedzieranie się przez dość wysokie, stalowoszare, zieleniejące na szczytach fale przypominało jazdę na biegówkach po mocno falistym terenie. Pomimo silnego wiatru wejście do zatoki spowijała mgła z której raz po raz wyłaniały się sylwetki statków – szczęśliwie jednak nie na kolizyjnym kursie. W Falmouth zastaliśmy duży tłok – widać nie tylko my chowaliśmy się przed sztormem. Nie było szans na miejsce przy kei, z trudem znaleźliśmy wolną boję. Na szczęście dla nas, w porcie świeciło słońce i wiał ciepły wiatr, mogliśmy więc od razu zabrać się za suszenie przemoczonych materacy, śpiworów i ubrań. Słońce ożywiło też zmoczonego laptopa. Na brzeg można było dostać się taksówką wodną, ale zmęczeni i zajęci suszeniem nie mieliśmy nawet ochoty na zwiedzanie miasteczka. Tylko jeden z kolegów udał się na zakupy – okazało się bowiem, ze pływy wyssały nam zawartość butelek ![]()
|
Autor: | Moroszka [ 6 paź 2015, o 19:33 ] | |||||||||
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. | |||||||||
Następnego dnia (poniedziałek 27.07) zastaliśmy nieco gorszą pogodę – już nie tak słoneczną i bardziej wietrzną. Prognozy też nie były korzystne – znów miało wiać. Byliśmy jednak wyspani i prawie całkiem wysuszeni, a czas naglił. Postanowiliśmy wypłynąć, refując wcześniej grota i przygotowując małego foka. Morze przywitało nas pochmurną, ale bezdeszczową pogodą. Wiatr stopniowo się wzmagał. W nocy znów był silny, choć nieco słabszy niż poprzednio. I wciąż w mordę... Teraz jednak byliśmy bardziej zdeterminowani i lepiej przygotowani do pojedynku z Lizardem. Noc była męcząca i zimna, ale udało nam się wreszcie minąć oba przylądki i Kornwalia została za nami. * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * Wiatr trochę zelżał. Kierowaliśmy się teraz na Irlandię, gdzie z małego portu Dunmore East odebrać mieliśmy dwóch załogantów. Do „zielonej wyspy” dotarliśmy w środę późnym popołudniem, ale i tu nie udało nam się zejść na ląd. W porcie pracowała pogłębiarka i mogliśmy się zatrzymać tylko na boi przed wejściem. Skorzystałam jednak z postoju i wzięłam prysznic na jachcie (mimo biadolenia niektórych załogantów, że zużyję cały zapas wody...) Odświeżona, mogłam już powitać „irlandzkich” znajomych kapitana. Sympatyczni chłopcy dotarli do nas portową motorówką. Przemek dołączał do nas na ostatni etap. Irek nie dostał, niestety, urlopu, ale zrobił nam uzupełniające zakupy (głównie chleb w różnych stanach skupienia) – dzięki temu toast za cudowne ocalenie wznieśliśmy Irish Whiskey.
|
Autor: | Moroszka [ 6 paź 2015, o 21:41 ] | ||||||
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. | ||||||
Wieczorem wypłynęliśmy w dalszą drogę. To już było zupełnie inne pływanie: lajtowe - ale nie nudne. Lekki wiaterek i pełnia księżyca, wypatrywanie świateł kolejnych kardynałek i latarni. Po wypłynięciu z zatoki pomykaliśmy spokojnym bajdewindem wzdłuż brzegów pogodnej (ponoć wyjątkowo) Irlandii. Teraz inne wachty – leniwe, spokojne, a Przemek okazuje się być kopalnią wiedzy o Irlandii. * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * Do Dun Loaghaire wchodzimy w piątek przed południem. Po cudownym ocaleniu pora na kąpiel – pierwszy porządny prysznic od tygodnia! ![]() Sprzątanie, potem spacer po okolicy, wizyta w pobliskim sklepie żeglarskim (gdzie za zaoszczędzone na hotelu i nieodbytych portingach eurosy kupuję sobie wreszcie porządne portki do sztormiaka), piwo w miejscowym pubie, no i pożegnalny wieczór na jachcie. Rejs, choć jego przebieg różnił się znacznie od pierwotnego planu, był jednak bardzo udany. Nie udało mi się tym razem zwiedzić Kornwalii i Walii, ale za to miałam pod dostatkiem ulubionej rozrywki, czyli „orania morza” (7 dni bez schodzenia na ląd, w tym 5 non stop w morzu). ![]() ![]() Przez cały czas trwania rejsu panowała przemiła atmosfera, co zawdzięczam sympatycznej załodze (było czasem zgrzytliwie, ale nie pozabijaliśmy się – pewnie dzięki małemu zagęszczeniu i dużemu poczuciu humoru) oraz oczywiście wspaniałemu kapitanowi, z którym mam nadzieję jeszcze nie raz spotkać się na morzu. ![]()
|
Autor: | WhiteWhale [ 8 paź 2015, o 06:31 ] |
Tytuł: | Re: Sifu z Białym Wielorybem czyli rejs początkowo lądowy. |
Też mam taka nadzieję Moroszko ![]() |
Strona 1 z 1 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |