Na ZZ Lake, oczywiście.
"Cudowny", bo chodzi o tzw. przedłużony, czy długi weekend w okolicach Święta Wojska Polskiego, czyli rocznicy Cudu Nad Wisłą, ale dla nas nie był to w sumie weekend, tylko pierwsza połowa tygodnia, czyli: niedziela, poniedziałek, wtorek i środa - 13, 14, 15 i 16 sierpnia 2017.
Na szczęście dopisała pogoda! Po tegorocznych doświadczeniach z ulewami i nawałnicami, które i nas nie omijały, trafiliśmy na piękną, słoneczną i głównie wietrzną aurę.
W niedzielę przygotowaliśmy naszego GIS-a "Uitwaaien" do podniesienia bandery i również (trochę) do postawienia forumowej banderki.
Wiatr 3-4 w skali Beauforta z kierunków Zachodnich. Po zwodowaniu asekuracyjnie zarefowałem, na pierwszej refbancie.
Nie żałowałem swojej decyzji, bowiem siła wiatru pozwalała łódce na rozwijanie zadowalających prędkości, a nam kontemplowanie i kilkakrotne objechanie "Patelni".
Podobnie, chociaż wyraźnie silniej, wiało
w poniedziałek, pierwszy ref pozostał więc aktualny. Jazda zdecydowanie szybsza, ale nadal spokojnie i bezpiecznie, nawet dla pasażera na gapę:
A tak wyglądaliśmy po powrocie do naszej przystani przy Restauracji "Helios" w Zegrzu:
We wtorek 15 sierpnia w Dniu Wojska Polskiego, wiatr zrobił nam niespodziankę. Wiał równie silnie, albo chwilami i silniej, ale ze Wschodu i Południowego Wschodu, czyli prosto w zęby, co stawiało pod znakiem zapytania możliwość sprawnego odejścia od brzegu.
Opracowałem plan odejścia: Otaklowanie, następnie przeprowadzę na cumie łódkę na sam skraj "główki wejściowej" po prawej stronie w widoku od brzegu, bo dopiero tam jest głęboko na tyle, że można opuścić miecz i ster. Następnie zamierzałem ręcznie wypchnąć łódkę na wodę w kierunku lewo na wiatr i ... teoretycznie powinna złapać bajdewind prawego halsu i mieliśmy szansę odejść. Praktyka okazała się jednak inna: zdjąłem cumę i wypchnąłem łódkę, do przodu, ale wiatr nieznacznie skręcił w lewo i ... zobaczyłem tylko jak zamiast iść do przodu łódka zaczyna się cofać, chwilę później żagiel złapał wiatr z właściwej strony, ale łódka miała zbyt małą prędkość do przodu, więc zamiast wychodzić skośnie między "główkami" zaczęła nabierać prędkości w kierunku nieodległej, a przeciwległej "główki" przystani. W ostatniej chwili, Kasi, która siedziała za sterem, udało się odpaść bardziej, ominąć główkę i zawrócić do brzegu. Zdążyłem podnieść miecz, ale Kasia nie podniosła płetwy steru. Za chwilę miękko wylądowaliśmy fordewindem na brzegu. Ster uniósł się, ale straciliśmy ekspander utrzymujący płetwę steru - mam zapas. Nie było ani braw, ani śmiechów. Chyba nikt naszej rozpaczliwej akcji nie zauważył. Szkoda, jako pokłosie mógłby powstać filmik instruktażowy pt.
"Jak nie wychodzić z ciasnej i płytkiej przystani przy dociskającym wietrze".
Chwilę potem zamierzałem powtórzyć manewr wyjścia, eliminując błędy, ale Kasia stanowczo zaoponowała - podobno byłem biały na ryju i obawiała się o moje zdrowie. Odpuściłem. Pozostało nam plażowanie i oglądanie defilady lotnictwa z okazji Święta Wojska Polskiego.
We środę wiatr zmienił troszkę kierunek na SEbS. Wiało podobnie mocno, jednak widać było, że uda nam się wyjść, bo nie jest całkiem w zęby.
Plan był nieco inny. Po otaklowaniu przeholujemy łódkę w prawo, odwrócimy dziobem do wyjścia, opuścimy częściowo ster i wyjdziemy na pagaju i żaglu. W momencie wyjścia na głębszą wodę, czyli tuż przed minięciem "główek" Kasia opuści miecz, a ja ster i jazda. Tym razem wyszliśmy bez bólu i w bezpiecznej odległości od obydwu "portowych główek", czyli bujających się na wodzie metalowych konstrukcji. Wiała zdecydowana trójka i w pospiesznym tempie pojechaliśmy w kierunku Białobrzegów. Tuż za połową drogi, wbrew odebranej prognozie wiatr zaczął słabnąć. Były dłuższe chwile, kiedy siadał zupełnie, ale daliśmy radę bez użycia wioseł wrócić do przystani na zaplanowaną godzinę.
To był już, niestety, koniec naszego "cudownego" weekendu. Kasia dzisiaj poszła do pracy, a ja zaraz jadę do lekarza, czyli lądowa proza życia ...