Ostatni weekend nie zapowiadał się zbyt atrakcyjnie. Prognozy dla Mazowsza i okolic mówiły o nadchodzących ulewach, ale jak to z prognozami bywa, liczyłem na to, że omskną się o kilka godzin i zdążymy trochę popływać po ZZ. Byliśmy też wstępnie umówieni z Yigaelem na spotkanie - do uzgodnienia, czy na wodzie, czy na lądzie. Z rozmowy telefonicznej wynikło, że i oni, Yigael i Sławek Elektryczny, mają niewielkie opóźnienie.
Trochę zbyt długo zbierałem się rano, a i taklowanie zabiera zbyt dużo czasu, więc na wodzie byliśmy około 1230, kiedy już niebem nasuwały się ciężkie, deszczowe chmury. Zarefowałem dla zdrowotności i popłynęliśmy, żeby stwierdzić, że skoro ma mocno dolewać, a może i gwałtownie dmuchnie, to może warto jednak wrócić, zanim się to wydarzy.
Po drodze obserwowaliśmy rzadkie zjawisko optyczne
Po kilku halsach byliśmy z powrotem na lądzie.
Prognoza realizowała się tym razem naprawdę punktualnie. Zdążyliśmy roztaklować, wciągnąć "Uitwaaien" na miejsce i zamówić sobie obiad w "Heliosie", kiedy zaczęło kropić, a w naszej przystani pojawił się, jak diabeł z pudełka, Albatros 4.30, a na nim dwaj nasi koledzy Elektryczny i Yigael.
Chwila rozmowy na brzegu - o łódce. Łódka ciekawa, chociaż to raczej nie moja bajka, interesujący nastawny, ciężki miecz, który jednak nie pozwala na dojście do plaży. Już za chwilę Albatros ujawnił swój potencjał - szybki start z wody i za chwilę zniknął za ścianą ulewnego deszczu:
***
Lało do nocy, a potem cały następny dzień. Przed wyjazdem z Zegrza wylaliśmy jeszcze wodę z kadłuba GIS-a, ale napadało znowu ... Takie mamy lato tego roku.
