Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=5&t=15055
Strona 1 z 2

Autor:  Marsala [ 19 kwi 2013, o 18:10 ]
Tytuł:  Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Poproszono mnie, żebym spytała:
"czy możliwe jest, żeby w średniowieczu pływały barki bez podwodzia?"
Tyle wynika z tłumaczenia książki, jakkolwiek ja nie bardzo rozumiem przekaz. Ktoś ma pomysł?

Autor:  M@rek [ 19 kwi 2013, o 18:16 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Mam pomysl :) prosze podac tytul ksiazki, autora i odpowiedni cytat w oryginale.

Autor:  Mir [ 19 kwi 2013, o 18:36 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Przykład.
20 m długości, 3 m szerokości i płaskie dno.
Przy zanurzeniu 10 cm i pow. 60 m2 wychodzi 6 t wyporności.
Metrowa burta, drewno 3 cm grubości... około 3 t masy własnej.
Plus zabudowa, takielunek...
W pewnym uproszczeniu, można było tak napisać.

Autor:  Moniia [ 19 kwi 2013, o 18:46 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marsala napisał(a):
Poproszono mnie, żebym spytała:
"czy możliwe jest, żeby w średniowieczu pływały barki bez podwodzia?"
Tyle wynika z tłumaczenia książki, jakkolwiek ja nie bardzo rozumiem przekaz. Ktoś ma pomysł?


Podaj tekst zrodlowy, chętnie pomogę..

Autor:  robhosailor [ 19 kwi 2013, o 18:49 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marsala napisał(a):
Tyle wynika z tłumaczenia książki, jakkolwiek ja nie bardzo rozumiem przekaz. Ktoś ma pomysł?
M@rek napisał(a):
Mam pomysl :) prosze podac tytul ksiazki, autora i odpowiedni cytat w oryginale.
mjs napisał(a):
Przy zanurzeniu 10 cm

Być może, ale potrzebny jest oryginał dla porównania, bo może być skucha.

Po polsku nikt nie powie "barka bez podwodzia", powie natomiast np. "barka płaskodenna" z bocznymi mieczami - takie pływają po Tamizie i dziś i pochodzą z bardzo dawnych czasów, bo po Wiśle też pływały płaskodenne statki i łodzie:

Obrazek

Autor:  Ryś [ 19 kwi 2013, o 19:09 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marsala napisał(a):
"czy możliwe jest, żeby w średniowieczu pływały barki bez podwodzia?"
Ktoś ma pomysł?
Pływały. ;) http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Tro ... 36401.html
Jak wyżej - dziś powie się płaskodenne, bez kila, czy coś w tym stylu.
Gdyby szło o znaczenia: Podwodzie (część podwodna kadłuba) – inaczej kadłub żywy, to jest głębiej zanurzona partia, która nie wynurzy się po rozładowaniu statku.

Autor:  robhosailor [ 19 kwi 2013, o 19:16 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

RyśM napisał(a):
Jak wyżej - dziś powie się płaskodenne, bez kila, czy coś w tym stylu.

A nawet bez stępki - mówię o tej konstrukcyjnej:

Obrazek

Autor:  M@rek [ 19 kwi 2013, o 19:23 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Ale dalej nie wiemy o co konkretnie chodzi :) Uwazam ze jesli ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.
W 1980 r bylem na statku rybackim, ktory zostal aresztowany w trakcie polowow licencyjnych na wodach kanadyjskich poniewaz
przepisy polowowe zostaly przetlumaczone przez tlumaczy ktorzy o sprzecie polowowym nie mieli zielonego pojecia.

Autor:  robhosailor [ 19 kwi 2013, o 20:09 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

RyśM napisał(a):
Gdyby szło o znaczenia: Podwodzie (część podwodna kadłuba) – inaczej kadłub żywy, to jest głębiej zanurzona partia, która nie wynurzy się po rozładowaniu statku.
Wytłuszczenie moje.

No właśnie. Nie ma takiego statku, który nie ma jakiejś części zawsze zanurzonej, dopóki nie jest wyciągnięty na ląd, czy w suchym doku... Tłumaczenie podane przez Marsalę jest więc do kitu (jak z "google translator", ale on nie zna takich mądrych słów, jak "podwodzie") i tylko wyczuwamy o co autorowi może chodzić.

Przyjęliśmy, że chodzi o barkę "płaskodenną", co niby zgadza się z istotą budowy barek rzecznych i u nas i nad Tamizą, tylko że "płaskodenny" to po ichniemu "flat bottomed" (przynajmniej w USA) ...

A co, jeżeli autorowi chodzi o jakąś konkretną część, której ta średniowieczna barka nie ma i jest to dla tłumaczenia książki istotne???

Autor:  Ryś [ 19 kwi 2013, o 22:00 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

:mrgreen: A jeszcze co jak autorowi idzie o Bark - czyli Barque
(on, znaczy ten, rodzaj męski; nie wnikając bez jakich to części od spodu... :roll: )

Autor:  robhosailor [ 20 kwi 2013, o 09:10 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

M@rek napisał(a):
ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.
W 1980 r bylem na statku rybackim, ktory zostal aresztowany w trakcie polowow licencyjnych na wodach kanadyjskich poniewaz
przepisy polowowe zostaly przetlumaczone przez tlumaczy ktorzy o sprzecie polowowym nie mieli zielonego pojecia.
RyśM napisał(a):
:mrgreen: A jeszcze co jak autorowi idzie o Bark - czyli Barque

Jest nadzieja, że książka jest o lepieniu garnków (a tłumacz się na lepieniu zna) i tylko na jednej stronie autor książki pisze o jakichś "barkach bez podwodzia", które przywożą glinę i spławia się nimi ulepione garnki do morza. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Autor:  Sąsiad [ 20 kwi 2013, o 10:56 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

M@rek napisał(a):
Uwazam ze jesli ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.

Ale zauważ, że w tym konkretnym przykładzie nie wiadomo, jaka książka jest tłumaczona. Może to być powieść historyczna, romans, kryminał, albo to wszystko na raz. I kompletnie nie musi dotyczyć wodniactwa w jakiejkolwiek formie.

Autor:  Makenzen [ 21 kwi 2013, o 00:00 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

M@rek napisał(a):
Uwazam ze jesli ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.


Akurat to jest dość częsta sytuacja w świecie tłumaczy. I o ile tłumaczenie jest robione z bądź na popularny język obcy, a dziedzina też nie jest jakaś odjechana w kosmos, to byłabym skłonna się z Tobą zgodzić.
Sama zajmuję się tłumaczeniami, ale "mój" język nie należy do czołówki popularnych języków. Parę lat temu tłumaczyłam na czeski - bo tym języku się specjalizuję - stronę internetową firmy produkującej dodatki do pasz dla gołębi sportowych. Weź tu znajdź tłumacza czeskiego, który się zna na tej dziedzinie - mission niemalże impossible.

Autor:  Gienek [ 21 kwi 2013, o 00:50 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Makenzen napisał(a):
M@rek napisał(a):
Uwazam ze jesli ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.


Akurat to jest dość częsta sytuacja w świecie tłumaczy. I o ile tłumaczenie jest robione z bądź na popularny język obcy, a dziedzina też nie jest jakaś odjechana w kosmos, to byłabym skłonna się z Tobą zgodzić.
Sama zajmuję się tłumaczeniami, ale "mój" język nie należy do czołówki popularnych języków. Parę lat temu tłumaczyłam na czeski - bo tym języku się specjalizuję - stronę internetową firmy produkującej dodatki do pasz dla gołębi sportowych. Weź tu znajdź tłumacza czeskiego, który się zna na tej dziedzinie - mission niemalże impossible.

Muszę przyznać, że wysłanie ekipy łowiącej na podstawie tłumaczenia jest przejawem geniuszu wysyłającego i wysłanego. Z niekłamanym smutkiem muszę zaliczyć M@rka do geniuszy...
Pozdrawiam.

Autor:  Marian Strzelecki [ 21 kwi 2013, o 03:37 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Młody jesteś; Gienek
Życia nie znasz.
a socjalizmu tym bardziej. :lol:
MJS

Autor:  Colonel [ 21 kwi 2013, o 08:07 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Założycielka wątku rzuciła kośc i znikła...

Autor:  M@rek [ 21 kwi 2013, o 08:41 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Gienek napisał(a):
Makenzen napisał(a):
M@rek napisał(a):
Uwazam ze jesli ktos bierze sie za tlumaczenie nie majac pojecia o dziedzinie z ktorej tekst tlumaczy to po prostu skandal.


Akurat to jest dość częsta sytuacja w świecie tłumaczy. I o ile tłumaczenie jest robione z bądź na popularny język obcy, a dziedzina też nie jest jakaś odjechana w kosmos, to byłabym skłonna się z Tobą zgodzić.
Sama zajmuję się tłumaczeniami, ale "mój" język nie należy do czołówki popularnych języków. Parę lat temu tłumaczyłam na czeski - bo tym języku się specjalizuję - stronę internetową firmy produkującej dodatki do pasz dla gołębi sportowych. Weź tu znajdź tłumacza czeskiego, który się zna na tej dziedzinie - mission niemalże impossible.

Muszę przyznać, że wysłanie ekipy łowiącej na podstawie tłumaczenia jest przejawem geniuszu wysyłającego i wysłanego. Z niekłamanym smutkiem muszę zaliczyć M@rka do geniuszy...
Pozdrawiam.


Widze problemy rybolowstwa sa Ci obce jak tlumaczy przysieglych z Warszawy zatrudnionych do tlumaczenia w/w przepisow przez wlasciwe ministerstwo. Zreszta specjalnie sie nie dziwie :)
Niekoniecznie od razu w takich wypadkach trzeba szukac tlumacza.
Czesto wysterczy poszukac kogos, kto zna sie na temacie i ma podstawowa znajomosc jezyka. Fachowcy zawsze sie dogadaja :)

Autor:  M@rek [ 21 kwi 2013, o 08:50 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Taka mala dygresja, tobylo na lowisku o ktorym spiewa Porebski
"Dziewczyny z Saint Johns" mielismy na burcie kanadyjskiego obserwatora ktory odpowiadal za przestrzeganie tych przepisow.
Poniewaz nasze tlumaczenie sie roznilo od oryginalu a nasz sprzet byl przygotowany zgodnie z tlumaczeniem sprawa skonczyla sie w sadzie w Halifaxie. Stracilismy jedynie 20 tys USD i 2 tygodnie polowow. Sad w St. Johns dla statku Dalmoru byl mniej wyrozumialy i armator zaplacil 200 tys. przepadl tez ladunek i sprzet polowowy. Moge tylko przypuszczac ze gdy my staralismy sie wytlumaczyc oni szli w zaparte.

Autor:  Gienek [ 21 kwi 2013, o 14:28 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marian Strzelecki napisał(a):
Młody jesteś; Gienek
Życia nie znasz.
a socjalizmu tym bardziej. :lol:
MJS

Spodobało mi się. Wciąż tak się czuję.

M@rek, przepraszam, ale użyłeś słowa skandal. Utrzymywanie się z tłumaczenia
nie jest wcale takie łatwe. Trudno, żeby tłumacz znał się na wszystkim,
i do tego lepiej niż profesjonaliści w jakiejś dziedzinie.
Zdarzają się sytuacje bardzo nieprzyjemne. Najłatwiej zwalić winę na tłumacza.
PS.
Nie zmyślam, moja żona jest tłumaczem przysięgłym z j. angielskiego i niemieckiego.

Pozdrawiam.

Autor:  M@rek [ 21 kwi 2013, o 15:15 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Widzisz, to kto zawinil w moim przykladzie ? Na pewno nie my na statku ani u nas w firmie bo dostalismy przepisy przetlumaczone.
Jesli tlumacz nie zna sie na tlumaczonym tekscie to powinien tlumaczenie skonsultowac z fachowcem.
Prosty przyklad ze sprzetu polowowego; rozpornica, slangowo deska tralowa to w jezyku angielskim(rybackim) door.

Autor:  Gienek [ 21 kwi 2013, o 15:34 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

M@rek napisał(a):
Jesli tlumacz nie zna sie na tlumaczonym tekscie to powinien tlumaczenie skonsultowac z fachowcem.
Prosty przyklad ze sprzetu polowowego; rozpornica, slangowo deska tralowa to w jezyku angielskim(rybackim) door.

I podczas czytania tłumaczenia nie zdziwiła Was obecność drzwi zamiast czegoś na kształt rozpornicy, czy deski trałowej? Kto ma tłumaczowi podpowiedzieć, że nie chodzi o drzwi?
Sam ma zgadnąć, co powinien konsultować z fachowcem? Nie wasza wina, ponieważ dostaliście przepisy przetłumaczone, tekstu źródłowego nie mieliście.
Ale nic Was nie tknęło, że coś nie pasuje...Tłumacz winien, a nie ten, kto zlecił tłumaczenie...
W praktyce przy bardziej skomplikowanych tekstach, tłumacz wcześniej dostaje niezbędne słownictwo (ten slang fachowy), albo poprawia po uwagach zleceniodawcy. Fachowiec ingeruje i jest dobrze. Ale musi się ten fachowiec ujawnić...
Pozdrawiam.

Autor:  M@rek [ 21 kwi 2013, o 16:18 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Przyklad nie dotyczyl tlumaczenia tych przepisow. Nie wiem czy tu kogokolwiek to zainteresuje i bedzie wiedzial o co chodz jesli napisze ze problem byl z "plywajacym oczkiem" :)
Ja to doskonale pamietam bo z powodu tego ze moja komunikatywna choc bardzo kulawa angielszczyzna byla najlepsza z calej zalogi uczestniczylem w calym procesie. Znamienny byl fakt ze przedstawiciel polskiego rybolowstwa z taksowkarzem dogadywal sie za posrednictwem nieletniego syna :)

Autor:  Gienek [ 21 kwi 2013, o 16:46 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Teraz jest o tyle łatwiej, że można sobie coś wyguglać.
"pływające oczko" nie jest specjalnie niebezpieczne do wyszukiwania.
Ale tak na szybko nie udało mi się zgadnąć/odszukać , co tam mogło być w tekście źródłowym.
Czasami trafiają się hasła, że strach wchodzić na strony:)
Pozdrawiam.

Autor:  Marsala [ 26 kwi 2013, o 22:24 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Przepraszam, zdawało mi się, że jak na sporej większości forów dostanę powiadomienie na maila, że ktoś odpowiedział w wątku. Ze spokojem czekałam i... się nie doczekałam. Dlatego z opóźnieniem.

Co do tłumaczeń. Nie miejcie mi za złe, ale zrobił się mały off-top, dlatego chciałabym zasugerować zakończenie dywagacji na temat winy tłumaczy.
Ta książka, z której cytat pochodzi, o ile wiem nie mówi o łódkach. Zorientuję się jednak i podam autora i tytuł :)

Dziękuję za pomoc. Przekażę dotychczasowe wypowiedzi osobie tłumaczącej. Jak będę znać więcej szczegółów, dopiszę :)

Autor:  M@rek [ 27 kwi 2013, o 06:59 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Profesjonalizm w tlumaczeniach jes niezwykle wazny bo zly przeklad potrafi polozyc najlepsza literature a jaj offtop pokazal, doprowadzic do duzych klopotow.
Nie dziwie sie ze odpowiedzi nie dostalas. Zeby ja otrzymac nalezy
zapytac tak zeby mozna bylo odpowiedziec :)

Autor:  Zbieraj [ 27 kwi 2013, o 07:36 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Opowiadała mi swego czasu pewna pani, która wyszła za mąż za Włocha, swoją przygodę językową. Mąż pracował w dyrekcji Fiata, a było to w czasach polsko-włoskich "rozmów licencyjnych". Przyjechała kiedyś delegacja FSO na jakieś uszczegółowienie tematu silnika do 125p. Pech chciał, że w ostatniej chwili zachorował tłumacz.

Mąż poprosił więc żonę, aby awaryjnie podjęła się tłumaczenia. "No przecież dasz sobie radę".

Wszystko było dobrze, dopóki Włosi nie zaczęli mówić o szczegółach silnika. Gdy ona zaczęła podawać wymiary drzewa w silniku - zapadła konsternacja. Po wyjaśnieniu i pokazaniu na rysunku technicznym o co chodzi, okazała się, że włoskie albero to w języku potocznym znaczy drzewo, ale w języku technicznym to jest wał korbowy.

A skąd ona, biedna, miała o tym wiedzieć? :D

Nie na darmo, widać, Włosi mają takie piękne powiedzenie: traduttore - traditore, to znaczy tłumacz - zdrajca. :D

Autor:  Marian Strzelecki [ 27 kwi 2013, o 18:51 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marsala napisał(a):
Przepraszam, zdawało mi się, że jak na sporej większości forów dostanę powiadomienie na maila, że ktoś odpowiedział w wątku.

I być może raz dostałaś odpowiedz z notatką:
że jak nie zajrzysz na forum to nie dostaniesz następnej .
... i być może ( ten raz) poszła do spamu.

Autor:  robhosailor [ 27 kwi 2013, o 18:55 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marian Strzelecki napisał(a):
Marsala napisał(a):
Przepraszam, zdawało mi się, że jak na sporej większości forów dostanę powiadomienie na maila, że ktoś odpowiedział w wątku.

I być może raz dostałaś odpowiedz z notatką:
że jak nie zajrzysz na forum to nie dostaniesz następnej .
... i być może ( ten raz) poszła do spamu.
A może, po prostu, nie włączyłaś sobie opcji "powiadom mnie..."???

Autor:  Marsala [ 19 maja 2013, o 00:12 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Wracając do książki:
Książka ma tytuł "Il mercante di libri maledetti", napisał ją Marcello Simoni.

Cytat:
"Nie mieli płynąć tą samą barką, którą Willalme przeprawił się do Pomposy, tylko dłuższą i bardziej pojemną. Rufa była wyposażona w [i tu pojawia się drugi problem: autor pisze "namiot", ale namiot na barce jakoś nie bardzo pasuje] namiot, który mógł pomieścić sześć osób. Zakrzywiony kadłub, pozbawiony podwodzia, składał się z desek, spojonych skórzanymi rzemieniami, żywicą i dziegciem."

W oryginale:
"La barca non era la stessa che avevva traghettato Willalme fino a Pomposa, ma piu lunga e capiente. A poppa era dotata di una tenda in grado di ospitare sei persone. Lo scafo ricurvo, privo di carena, era formato da assi tenute insieme da lacci di pelle, resina e catrame."


Rzadko ostatnio odwiedzam internet, stąd te koszmarne opóźnienia.

Autor:  robhosailor [ 19 maja 2013, o 00:32 ]
Tytuł:  Re: Żeglarstwo w tłumaczeniu książek.

Marsala napisał(a):
"Nie mieli płynąć tą samą barką, którą Willalme przeprawił się do Pomposy, tylko dłuższą i bardziej pojemną. Rufa była wyposażona w [i tu pojawia się drugi problem: autor pisze "namiot", ale namiot na barce jakoś nie bardzo pasuje] namiot, który mógł pomieścić sześć osób. Zakrzywiony kadłub, pozbawiony podwodzia, składał się z desek, spojonych skórzanymi rzemieniami, żywicą i dziegciem."


Nie znam języka źródłowego, a to chyba włoski jest, ale ... się wypowiem. :mrgreen:

"Namiot", to wcale nie musi być całkiem źle, bo na barkach średniowiecznych, mogły być i były sytuowane nie całkiem stałe pomieszczenia dla załogi, więc nawet niekoniecznie namiot, a nawet "szałas", czy "szopa" też mogły być. Tak jak to dzisiaj wygląda np. w Azji ... Zapytam dziś internetowo (odpowiedź najwcześniej jutro/pojutrze) specjalistę, flisaka, Andrzeja Stańskiego, jak to się może nazywać po naszemu, to pomieszczenie dla załogi na dawnej szkucie, łyżwie, czy innej barce wiślanej sprzed lat.

A owo "podwodzie" przetłumaczył bym jako "kil" lub "stępka", czyli IMHO chodzi o brak kilu, brak stępki pod zakrzywionym dnem kadłuba.

***
Aha! Jeszcze: nie "składał się", tylko "był zbudowany".

EDIT2:
Według mnie ten cytat mógłby brzmieć:
"Nie mieli płynąć tą samą barką, którą Willalme przeprawił się do Pomposy, tylko dłuższą i bardziej pojemną. Rufa była wyposażona w namiot, który mógł pomieścić sześć osób. Zakrzywiony kadłub, pozbawiony stępki, zbudowany był z desek, spojonych skórzanymi rzemieniami, żywicą i dziegciem."

Czy po polsku nie lepiej brzmiałoby "Na rufie mieścił się namiot"???

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/