Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 24 lip 2025, o 02:50




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 100 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 2 gru 2016, o 23:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 kwi 2009, o 16:10
Posty: 13996
Podziękował : 10551
Otrzymał podziękowań: 2485
Uprawnienia żeglarskie: Nie odebrany plastik
Nie wiem co to jest "sztymować", ale ja się nie przyznaję. ;)
Tamto (co pokazałem) to nie jest link a fotka z filmiku z YT
Link jest tu: patrz w okolicach 9,5 minuty.

_________________
"Wolność? co to takiego?" ja
"Gdy wszyscy grają to samo - szukam dyrygenta" K.Szewczyk

Wspomnij: Orwella i Huxleya.


Zapraszam na "fejsa":

"Dla tych co nie lubią szerokich ruf ;-)"
"Marian Strzelecki"
oraz
https://planyjachtow.pl/



Za ten post autor Marian Strzelecki otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 gru 2016, o 23:15 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 25 kwi 2006, o 13:57
Posty: 3996
Podziękował : 657
Otrzymał podziękowań: 613
Uprawnienia żeglarskie: szkutnik drewkarz,motorówkarz
Marian Strzelecki napisał(a):
Nie wiem co to jest "sztymować",

Zastanawiająca jest Twa niewiedza :-P

_________________
Zbyszek



Za ten post autor boSmann otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 5 gru 2016, o 10:00 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Gosia się odezwała :). I to obszernie. Wygląda na to, że się rozkręca i wpada we właściwy rytm.
J
http://samotnienabiegun.pl/news/


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 7 gru 2016, o 15:22 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
U Gosi co prawda pogoda zmienna, albo zamieć albo słońce, ale nie narzeka i chwali się liofilizowanym schabem z ziemniakami. Mniam? :)
http://samotnienabiegun.pl/news/

Zanim dotrą następne informacje, spróbuje szarpnąć trochę opowiastki antarktyczne.
Jesteśmy już w XIX wieku, po spotkaniu z d’Urville’m. Właściwie równolegle odbywa się kilka wypraw (rządy całkiem sporej ilości państw uznały w końcu, że jest o co walczyć, a zwłaszcza co „brać w posiadanie”).
Dotarło to też do Kongresu Stanów Zjednoczonych, który wysyła w 1838 r. oficera US Navy Charlesa Wlkes’a, żeby brał, brał ile wlezie. Na czele flotylli składającej się z pięciu statków (brzmi to szumnie, ale nie były to solidne jednostki, „Seagull” tonie wraz z załogą i na jego miejsce przysłany zostaje „Vincennes”, który pasuje do kompanii) Wilkes w ciągu dwóch lat opływa Ziemię ze szczególnym uwzględnieniem badania Antarktyki. Statki i załogi dostają mocno w skórę (szkorbut, czerwonka – to u załogi, statki pokiereszowane, był nawet urwany kil). Odważny, ale chorobliwie ambitny Wilkes odkrywa „nowy” kawałek Antarktydy, zwany obecnie Ziemią Wilkes’a. Nie wystarcza mu to jednak i w 1842 r. staje przed sądem wojennym. Jego właśni oficerowie oskarżają go o nadużycie władzy i fałszowanie dzienników okrętowych w celu wyprzedzenia w odkryciu Ziemi Adeli przez d’Urville’a.... . Nie pomogło to jego reputacji.

Odrobinę później, niż wspomniane wyprawy: francuska i amerykańska, rusza wyprawa brytyjska. W 1840 r. ruszają z Hobart bardzo solidne statki „Erebus” i „Terror”. Wyprawą dowodzi zasłużony w Arktyce James Ross. Statki świetnie wyposażone, w dużej mierze dzięki gubernatorowi Tasmanii Johnowi Franklinowi. Tak, to ten sam biedny Franklin (i na tych samych statkach), którego tragiczna śmierć tak mocno się przysłużyła odkrywaniu Arktyki (ale jak ma się taką żonę…). To jednak zupełnie inna historia. Dodam jedynie, że jakoś niedawno Kanadyjczycy odnaleźli „Erebusa”. Jakby nie było to smutne, to by było nawet zabawne. „Erebusa” znaleziono (po kilku latach poszukiwań, chyba 3 mln dolarów) prawie dokładnie tam gdzie mówili Innuici, że go widzieli kilkadziesiąt lat wcześniej. „Dzikusy” podważyły swoją wiarygodność podając niewygodne fakty. Brytyjscy dżentelmeni się przecież nie jedzą.

Oj daleko odbiegłem od tematu. Lecę z powrotem na dół.
Rossowi udaje się dołożyć bardzo duży kawał do zbieranej jak z puzzli mapy kontynentu Antarktydy. Wpływa w głęboką zatokę, obecnie Morze Rossa, gdzie odkrywa kilka wysp i największy na świecie lodowiec czyli Lodowiec Szelfowy Rossa.

Bardzo się już niecierpliwię, żeby dojść do pierwszego człowieka, który postawił stopę na Białym Lądzie, tym bardziej, że chyba ciut przynudzam. Ale co chwila jest: ooo, to jeszcze to..., ooo, to jeszcze to... . Juziu ogarnij się człowaku.

Ogarniam się i przyspieszam.

Wspomnę jeszcze tylko o wielorybniku Carlu Larsenie. Niechętnie, bo mamy już 1892 r. czyli wynaleziono już silnik parowy i, co gorsza, działko do wystrzeliwania harpunów (wynalazek przypisuję się Norwegowi Svenowi Foynowi), co drastycznie zmniejsza szansę wielorybów na przeżycie spotkania z człowiekiem. Zbliża się więc krwawe apogeum.
W każdym razie Larsen, który jak wiadomo miał twarde serce, ale bystre spojrzenie i pewną dłoń, na „Jazonie” przepływa, chyba jako następny po Weddellu obecną Cieśninę Antarctica i ląduję na znajdującej się na Morzu Weddella Wyspie Seymoura (postaram się odszukać kim był Seymour, bo nie pamiętam). Odkrywa tam ogromne ilości skamielin (nawiasem mówiąc odnaleziono tam dużo później szczątki wielkiego prehistorycznego pingwina, w czym znaczny udział mieli Polacy, ale o tym może kiedyś przy okazji) zarówno zwierzęcych jak i roślinnych. Wielkie liściaste skamieniałe kawały drzew. Już mam nadzieję widać, po co wspomniałem o Larsenie. Po jego powrocie do Europy wybucha sensacja, jakby ktoś wrzucił granat do uniwersytetu. Inspiruje ten granat wiele następnych wypraw stricte naukowych.

No i mamy wreszcie 1895 r. Młody naukowiec Carsten Borchgrevink, Norweg który od kilku lat plącze się po antypodach wyczekując swojej szansy udania się na od dawna wymarzoną Antarktydę. Nadarza się nadzwyczajna okazja. Wspomniany już w niezbyt korzystnym świetle Sven Foyn, właściciel norweskiej firmy połowowej, wysyła swój statek „Antarctic” do Antarktyki.
Kapitan Chistensen początkowo wyrzuca go za drzwi, wszak to nie statek pasażerski, jednak po utopieniu się w stanie nietrzeźwym jednego z marynarzy (czyli jednak są czasami pozytywne skutki picia alkoholu – przepraszam za ten grubiański żart, za długo już bazgrolę), Borchgrevink spełnia swe marzenia mustrując na „Antarctica”.
Polecenia Foyna są jasne: sprawdzić, czy na szerokościach południowych są wale grenlandzkie, bo na północy już prawie wcale (dziwne). Wieloryby się jednak pochowały i namówiony przez Borchgrevina kapitan Christensen postanawia choć zapisać się w historii lądując na kontynencie, a ściślej na Przylądku Adare na Morzu Rossa. I tu młody norweski naukowiec wywija niezłego psikusa. Nie czekając na dotarcie szalupy do brzegu i korzystając z tego, że Christensen jest zajęty sterowaniem, daje susa do wody i biegusiem dociera do kontynentu. Ta dam! Chyba miał chłop parcie na szkło. Dostępne mi źródła nie podają jaka była atmosfera na „Antarcticu” po tym zdarzeniu, ale co się Borchgreving zapisał w historii to się zapisał. Uff.

cdmnn.
J
P.s. Podobno żyjemy ponownie w epoce obrazkowej, a skoro nie mam żadnych zdjęć na podorędziu,
to chociaż dołożę pingwina farciarza :D.


j



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowanie od: waliant
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 7 gru 2016, o 22:01 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 30 lis 2013, o 01:08
Posty: 4216
Lokalizacja: Pomorze
Podziękował : 1719
Otrzymał podziękowań: 1773
Uprawnienia żeglarskie: samowodniak flisaczy
Juziu napisał(a):
Niechętnie, bo mamy już 1892 r. czyli wynaleziono już silnik parowy i, co gorsza, działko do wystrzeliwania harpunów (wynalazek przypisuje się Norwegowi Svenowi Foynowi), co drastycznie zmniejsza szansę wielorybów na przeżycie spotkania z człowiekiem

Jej!
Ale przecież o to chodziło, żeby kosztem "drastycznego" zmniejszenia szans wieloryba zwiększyć szanse człowieka na zdobycie tłuszczu i co tam jeszcze. Przy okazji wieloryb ginął szybciej, czyli krócej się męczył.
Może nawet tak krótko, jak ta świnka z której wziął się liofilizowany schaboszczak pałaszowany z apetytem przez Gosię. ;-)

_________________
Pozdrawiam
Alterus



Za ten post autor Alterus otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 10:47 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Nie tak prędko Alterusie :).
Na razie mówimy o tzw. zimnym harpunie (cold harpoon) zakazanym dopiero chyba w 1981 r. A, że zwierze ma mniejsze szanse żeby zwiać parostatkowi niż żaglowcowi to chyba fakt? ;).
Humanitaryzm dopiero przed nami, ale przyznam nie wiem kiedy dołożono wybuchową głowicę. Kołacze mi się, że upłynęło sporo lat od wynalezienia działka.
Natomiast nie odważę się wchodzić w dyskusję: czy lepiej zabijać wieloryby, świnki, czy (dołożę do puli, bo niektórzy wierzą, że ich kość ma wielka moc) nosorożce .
Skomplikowana i indywidualna sprawa. Niech każdy sobie myśli co sobie myśli :).
J


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 16:05 

Dołączył(a): 12 kwi 2013, o 18:20
Posty: 8050
Podziękował : 1877
Otrzymał podziękowań: 2419
Uprawnienia żeglarskie: -
Juziu napisał(a):
przyznam nie wiem kiedy dołożono wybuchową głowicę. Kołacze mi się, że upłynęło sporo lat od wynalezienia działka.
Wybuchowe głowice wymyślono ciut wcześniej, do ręcznego jeszcze harpunu.



Za ten post autor Ryś otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 18:40 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Ryś napisał(a):
Wybuchowe głowice wymyślono ciut wcześniej, do ręcznego jeszcze harpunu.

Wybacz Alterusie wymądrzanie się :oops:
Jeśli mógłbyś Ryś podsunąć jakąś literaturę najchętniej w ojczystym, to będę podwójnie wdzięczny :).


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 18:56 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 30 lis 2013, o 01:08
Posty: 4216
Lokalizacja: Pomorze
Podziękował : 1719
Otrzymał podziękowań: 1773
Uprawnienia żeglarskie: samowodniak flisaczy
Juziu napisał(a):
. A, że zwierzę ma mniejsze szanse żeby zwiać parostatkowi niż żaglowcowi to chyba fakt? ;).
Owszem. Tak jak faktem jest, że połów wielorybów przyczynił się do postępu technicznego, czy ogólniej - rozwoju ludzkości, dzięki czemu możemy teraz myśleć o ochronie także tego gatunku. Dla przykładu w czasach mamutów takich możliwości nie mieliśmy. :-)
Cytuj:
Natomiast nie odważę się wchodzić w dyskusję: czy lepiej zabijać wieloryby, świnki, czy (dołożę do puli, bo niektórzy wierzą, że ich kość ma wielka moc) nosorożce .
Skomplikowana i indywidualna sprawa.
Co tu skomplikowanego, Juziu?
1. Żeby żyć trzeba jeść.
2. Żeby jeść trzeba żyć.
Co więcej jest, z tego jest. ;-)

_________________
Pozdrawiam
Alterus


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 20:19 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Alterus napisał(a):
Owszem. Tak jak faktem jest, że połów wielorybów przyczynił się do postępu technicznego, czy ogólniej - rozwoju ludzkości, dzięki czemu możemy teraz myśleć o ochronie także tego gatunku. Dla przykładu w czasach mamutów takich możliwości nie mieliśmy.

Pełna zgoda. Zwłaszcza jeśli chodzi o biustonosze i gorsety, z fiszbinami gorzej ;).
Wiem, wiem, że chodzi o oświetlenie chałupek.
Jeść trzeba i nie mam problemu jak cała wioska wciąga sobie wieloryba. Zwłaszcza wioska która jest głodna, a cywilizacja co wszystko zmieniła tylko czasami podrzuci schaboszczaka :D . Problem mam ze smakoszami i biznesmenami (bo jest popyt), czyli chyba z przemysłem wielorybniczym, który już teraz wydaje się być niepotrzebnym (w kontekście głodu oczywiście).
No i teraz wyszło, że jestem lemurem :-?



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowanie od: Alterus
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 gru 2016, o 21:44 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 30 lis 2013, o 01:08
Posty: 4216
Lokalizacja: Pomorze
Podziękował : 1719
Otrzymał podziękowań: 1773
Uprawnienia żeglarskie: samowodniak flisaczy
Juziu napisał(a):
Wiem, wiem, że chodzi o oświetlenie chałupek.
Też.
Cytuj:
Wieloryb dostarczał tak wielu surowców, że wielorybnictwo stało się w dobie rewolucji przemysłowej zawodem tyleż
popłatnym, co koniecznym. Olej wielorybi był znakomitym smarem do maszyn, paliwem do lamp ulicznych, tłuszczem do
produkcji mydła , a wreszcie podstawą do produkcji kredek, plastrów, świec, maści, a nawet atramentu. Najlepszym olejem
do lamp był olej z tłuszczu kaszalota, ponieważ nie kopcił w czasie spalania, a do tego nie wydzielał nieprzyjemnej woni,
które charakteryzowała tłuszcz innych gatunków wielorybów. Długi fiszbin wielorybów biskajskich i grenlandzkich
wykorzystywano do produkcji parasoli, szczotek, łyżek do butów, gorsetów, a nawet sprężyn zegarkowych. Z zębów
kaszalota produkowano klawisze do instrumentów i guziki. Scrimshaw sprzedawano jako eleganckie pamiątki. Z kości
wytwarzano nawóz, spermacet był niezastąpiony jako znakomity olej smarowy, wykorzystywany nawet w XX wieku, m.in.
do smarowania wyrzutni torped na okrętach podwodnych. Ambra – prawdopodobnie wynik niestrawności kaszalota – była
warta tyle złota, ile sama ważyła. Największy w historii kawał ambry ważył 456 kg i uratował od bankructwa spore
towarzystwo wielorybnicze.
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Wielorybnictwo

Pogłowie wielorybów zdążyło się odbudować, niektóre gatunki już mogą być odławiane. Musimy eksploatować zasoby naszej planety, starając się robić to równomiernie i dbając o zachowanie gatunków, czyli nie dopuszczać do krytycznego zmniejszania ich puli genowej i pilnując parametrów środowiskowych.

_________________
Pozdrawiam
Alterus



Za ten post autor Alterus otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 gru 2016, o 00:30 

Dołączył(a): 12 kwi 2013, o 18:20
Posty: 8050
Podziękował : 1877
Otrzymał podziękowań: 2419
Uprawnienia żeglarskie: -
Juziu napisał(a):
literaturę najchętniej w ojczystym ... :)
Żartujesz... :-( O wielorybnictwie pełno, ale w langłydżu. http://www.whalecraft.net/Explosive.html http://www.whalecraft.net/Swivel%20Guns.html
https://books.google.pl/books?id=-miE3r ... &q&f=false
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/7572448 https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/7572449

A nawet Henryk Arctowski - do którego nieuchronnie się zbliżasz ;) - nie jest w ojczystym...
Ba, takie to czasy ;) http://www.polish.polar.pan.pl/ppr19/19 ... 15-030.pdf :-P
Atoli:
Antoni Dobrowolski "Wyprawy polarne - Historja i zdobycze naukowe" 1914, 1925. http://delibra.bg.polsl.pl/dlibra/doccontent?id=25810

Tak poniekąd w temacie: http://www.gutenberg.org/ebooks/4229
https://books.google.pl/books?id=S0Bnuv ... &q&f=false

http://www.antarctic-circle.org/timeline.pdf ;)



Za ten post autor Ryś otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 gru 2016, o 11:15 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Alterusie, w międzyczasie technologia odrobinę drgnęła ;).
Nawet jeśli chodzi o mięsko. Brzydziłbyś się genetycznie wyhodowanego zraza z cebulkiem i pieprzem?:).
Żartuje, boczusia chyba nie wychodują :rotfl:
Chociaż kto wie? Czytałem gdzieś ostatnio, że robi się żelatynę z prehistorycznego mastodonta, czyli na nóżki jak znalazł :D.

Ryś, bardzo dziękuję. Trochę się tego spodziewałem, jakoś się wgryzę, brrr...
Jest jednak jedna książka po polsku która w ramach oddźwięczenia polecę.
Francisco Coloane Chiloétańczyk, czyli bliskie okolice. W młodości pływał na wielorybnikach w Antarktyce. Przetłumaczono dwie książki: "Szlakiem wieloryba" i zbiór opowiadań "Opowieści z dalekiego południa" okołohornowych, że tak powiem.. Tę pierwszą kupiłem wczoraj ponownie. Z tego co pamiętam połowa książki to "niestety" bardzo romantyczna historia z pierścionkiem w tle. Natomiast druga część to rarytas. Codzienne i szczegółowe życie wielorybnika, zwłaszcza opis bazy wielorybniczej na antarktycznej wyspie, wydaje mi się, że na Deception, ale pamięć moja nietęga.
Było jeszcze wczoraj perę sztuk na allergo w cenie znacznie niższej niż koszt przesyłki.

Jeśli chodzi o polskie książki polarne, to pozycji sporo i mogę coś podsunąć jakby co.
J


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 gru 2016, o 15:04 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Gosia idzie cicho. Dobrze, że choć tracker daje znać, choć wyraźnie się zgooglił, przynajmniej u mnie :).
https://www.google.com/maps/d/viewer?mi ... 062496&z=5
Ryś napisał(a):
A nawet Henryk Arctowski - do którego nieuchronnie się zbliżasz

Ryś mnie trafnie zdiagnozował :).

Istotnie zbliżam się do dwóch pierwszych Polaków na Antarktydzie. Każdy z nich "dostał swoją" stację polarną. Postanowiłem jednak, że tym razem się porządnie przyłożę i trochę mi to zajmie. A dziś dla mnie dzień święty czyli piąteczek:). Wszystkiego dobrego:).
Jednak nie mogę tak na łikend niczego nie skrobnąć. Pozwolę sobie, zatem przytoczyć fajny cytat z Pana Dobrowolskiego, przywoływanego już przez Ryś'a. Bardzo mięsiste, jakby powiedzieli krytycy, miał słowo i wyraziste. Chyba będę do niego wracał.
J

(...)Krajobrazy te, będące-z wyjątkiem barwnych świtów i
zmierzchów - mozajką bieli i czerni(albowiem wobec białości lodów i
śniegów wszystko inne wydaje się czarne),krajobrazy te nie nadają się do
ramek naszej zwykłej estetyki. Nie można ich nazwać pięknemi; zbyt bowiem
odskakują od zjawisk, na których kanwie tworzy się i rozwija nasze
poczucie estetyczne. To jednak mają w sobie na pewno ,że, raz
widziane, nigdy już zapomniane być nie mogą, wżerają się w całą istotę
człowieka, na zawsze. Z tych gór, okutych w srebrne pancerze, tu i ówdzie
pęknięte, przebite, pocięte-a wtedy z pod lśniącej bieli wyskakują gdyby
rany i szramy z krwi czarnej; z tych czarnych skał, piętrzących się
pionem, z których szczytów w białych kłębach wali się w przepaść śnieg z
hukiem gromu; z tych przestworzy nieprzejrzanych białych lądów,
lśniących płaszczem spływających ku czarnej toni i tu, w odbiciu,
przedzierzgających się w jakieś marzenia srebrne , w białe migocące
baśnie; z tej ciżby kry oślepiająco białej na tle czarnych jak sadze
wód, z tych samotnych zamków i świątyń lodowych, co w zacisznych
zatokach stanęły, odpoczywając, jakby na kotwicy; z całego tego zamętu
białych blasków i czarnych kontrastów wyłania się jedno zasadnicze
wrażenie; wrażenie niesłychanego m a j e s t a t u , spowitego w jakąś
grozę milczenia. I nie masz w tym majestacie nic ludzkiego, nic blizkiego
nam, krewnego; żywioły i tylko żywioły, świat ogromnie nam obcy ,nie nasz
i nie dla nas...I nigdzie człowiek nie umie tak się skupić , tak milczeć
,bo nigdzie chyba nie staje tak głęboko, tak naprawdę sam na sam z sobą
i z wszechświatem...A w tych chwilach skupienia czuje dziwny dreszcz:
jak gdyby sam w sobie się zgubił: jak gdyby wszystko to, co dotąd o sobie
wiedział, co dotąd w sobie czuł , było czymś przypadkowym , jakimś
pyłkiem , błąkającym się w otchłaniach ogromnej reszty, w nieznanych mu
zupełnie jego własnych głębiach, które ten obcy milczący majestat natury
nagle ,na chwilę, w nim i przed nim rozwarł(...)
(fragment książki Antoniego Bolesława Dobrowolskiego "Wyprawy polarne")



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowanie od: Alterus
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 15 gru 2016, o 22:10 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Gosia dzielnie walczy z zastrugami, które nie są komfortowe jak trzeba przez nie przeciągnąć stukilowe sanki.
Załącznik:
Fot.-Małgorzata-Wojtaczka-Morskie-potwory.jpg
Fot.-Małgorzata-Wojtaczka-Morskie-potwory.jpg [ 54.04 KiB | Przeglądane 6095 razy ]


http://samotnienabiegun.pl/news/

U mnie żuchwa zrelaksowana, bo wreszcie udało mi się doskrobać ciąg dalszy.
To efekt tłumaczenia linków wielorybniczych od Ryś'a za pomocą googla, choć kontekst w jakim go używam trochę odbiega od rzeczywistego :).

Wyprawa „Belgici” („Belgiki”) 1897/1899 r.
Trudne początki niezwykłej, przełomowej w historii odkryć antarktycznych wyprawy nie zapowiadały światowego rozgłosu jaki spotkał jej uczestników po powrocie.
Od początku porucznik marynarki handlowej Adrien de Gerlache, borykał się z wieloma przeszkodami, których pokonanie zawdzięczał głównie swojemu uporowi i żelaznej konsekwencji.
Nikomu nie znany Belg trzy lata biegał po mecenasach, bankierach, kupcach i dziennikarzach prosząc o pieniądze. Uzbierał 100 tys. franków belgijskich i wtedy dopiero rząd belgijski dołożył drugie 100 tys. Zdaje się, że skredytował. Strach, co by było jakby wyprawa się nie udała. Trzecie 100 tys. uzbierano z datków. Nie była to oszałamiająca kwota. Wystarczyła ledwie na zakup statku (50 tys.), skromne wyposażenie wyprawy, opłacenie załogi, natomiast nie było mowy o jakimkolwiek uposażeniu dla oficerów i pracowników naukowych.
Skąd w ogóle taki pomysł? Już w 1891 r. 25 – letni Belg kombinował, jak tu spełnić swoje polarne marzenia. Dowiedziawszy się, że słynny już wtedy szwedzki badacz Arktyki Otto Nordenskjöld zaczął przygotowania do wyprawy antarktycznej, zaoferował mu listownie swoje usługi, łącznie z pozyskiwaniem środków, nie otrzymał jednak odpowiedzi. De Gerlache nie miał żalu do wielkiego Szweda, zwłaszcza, gdy sam zaczął organizować własną wyprawę i otrzymywał setki podobnych listów. Przyszłość pokaże, że jego wyprawa odbyła się wcześniej niż Nordenskjölda, ale o tym może w następnej kolejności.
Załącznik:
Adrien-De Gerlache-Wyprawy Polarne A.B.D.crop.jpg
Adrien-De Gerlache-Wyprawy Polarne A.B.D.crop.jpg [ 310.02 KiB | Przeglądane 6095 razy ]

Podczas swojej podróży na Grenlandię w 1895, de Gerlache wypatrzył solidny norweski statek wielorybniczy „Patrię” i postanowił go zdobyć. Szczęśliwie statek został wystawiony na sprzedaż i chociaż prawem pierwokupu posiadaczem jego został pływający na nim przez 10 lat kapitan, to upartemu de Gerlache’owi udało się przekonać go do odsprzedania. W czerwcu 1897r. dumny i szczęśliwy kapitan mógł przystąpić do wyposażania (przemianowanego na „Belgicę” i już pod belgijską banderą) wymarzonego statku. Tutaj pozwolę sobie dwa słowa o tym statku, jest to bowiem statek bardzo słynny i odegra jeszcze rolę w historii Antarktyki.

Zbudowany w 1884 r. w Soelvigu w pobliżu Drammen pod kierunkiem majstra ciesielskiego Christiana Jacobsena, 30–to metrowy trójmasztowiec, szeroki na 6,5 metra. Do tego 35–cio konny silnik parowy, wzmocniony kadłub obity blachą w części podwodnej i kształt dziobu ułatwiający „wspinanie się” na lód i jego miażdżenie. De Gerlache przyznał się potem, że ze względu na jego wielkość (a właściwie niewielkość) myślał o nazwaniu go „Coquille”, czyli chyba muszla, więc raczej dobrze, że pomysł upadł.

Pozostawał dobór załogi, a więc rzecz niezwykle ważna dla powodzenia przedsięwzięcia. Tu też dopomogło szczęście. Przypadkowo poznany na przyjęciu w Antwerpii Polak okazał się być wspaniałym „nabytkiem”. Nazywał się Henryk Arctowski.

Bardzo mocno zaangażował się Arctowski w organizację wyprawy. Wygłaszał odczyty, zbierając środki na wyprawę, posiadając już pozycję w belgijskim świecie naukowym zabiegał w środowisku o wsparcie. Pomagał również w doborze załogi, a zwłaszcza naukowców. To dzięki jego rekomendacji w ostatniej chwili dokooptowany został drugi Polak – Antoni Bolesław Dobrowolski. Co prawda nie było wakatu naukowego i Dobrowolski zamustrował w charakterze „prostego” marynarza (o ile mogą być „krzywi” marynarze), ale nasz polarnik nie miał z tym problemu (twardy był, za działania konspiracyjne więziony i zesłany na 3 lata, zwiewa na zachód po dwóch) i stopniowo zyskał szacunek zarówno marynarzy, jak i naukowców, którzy zlecali mu coraz więcej prac naukowych. Efektem choćby (oprócz pięknie napisanych ”Wypraw Polarnych”, które trochę cytuję) z entuzjazmem przyjęta „Historja naturalna lodu”.

Widać już, że załoga składała się z nietuzinkowych postaci i ciekawych osobowości wywodzących się z różnych nacji. Przeważali Belgowie i Norwegowie, dwóch Polaków, Rumun i, zamustrowany dopiero w Rio de Janeiro, Amerykanin

Zatrzymam się na chwilę przy tym ostatnim.
Nieznany wcześniej nikomu z uczestników wyprawy, lekarz Frederick Cook, zadepeszował do de Gerlache’a, powołując się na doświadczenie zdobyte podczas jednej z wypraw Roberta Peary’ego (uznawanego później (przez jakiś czas) za zdobywcę Bieguna Południowego z 1909 r.) i zaproponował swój udział. Cook był bardzo kontrowersyjną i tragiczną postacią. Bardzo chwalony przez załogę „Belgici”, znacznie przysłużył się do szczęśliwego powrotu załogi dbając o ich zdrowie i samopoczucie. Chyba wrócę jeszcze do niego, bo wydaje mi się być ciut niesprawiedliwie potraktowany przez opinię publiczną.

Przepraszam za tę dygresję, wracam na pokład „Belgici”.
Oprócz już wspomnianych, wśród załogi znajdowały się też m.in. tak znamienite osoby, jak Belg Georges Lecointe - pierwszy oficer, zastępca komendanta wyprawy, hydrograf, Rumun Emil Gustave Rakowitza – zoolog czy, być może najznamienitszy, Norweg Roald Amundsen (który jak wiadomo nie był adresatem słynnego ogłoszenia parafialnego: „We czwartek na plebani odbędzie się spotkanie dla osób o niskim poczuciu własnej wartości. Prosimy wchodzić tylnym wejściem”) - drugi oficer, późniejszy zdobywca przejścia północno-zachodniego na statku „Maud” (jak wiemy uratowanego niedawno) oraz zdobywca Bieguna Południowego. Zdecydowanie, najsłynniejszemu polarnikowi poświęcę jeszcze w przyszłości uwagę.

Wreszcie w sierpniu 1897 r. opuszczono Antwerpię (pokład odwiedził słynny Nansen co uznano za świetną wróżbę) i, pomimo przymusowego wejścia do Ostendy (źle rokującego jak mówili z kolei ci przesądni) w celu naprawy maszyny parowej, „Belgica” wpłynęła szczęśliwie do Rio de Janeiro 22 października.

Tam wszedł na pokład wspomniany wcześniej Frederick Cook, zastępując belgijskiego lekarza, który jeszcze w Antwerpii w ostatniej chwili zrezygnował z wyprawy.
W dalszej kolejności statek zawinął do Punta Arenas, gdzie zdezerterowało czterech marynarzy i odprawiono fatalnie sprawującego się kucharza, po czym udał się do składu węgla w Lapatai w Kanale Beagla ,w celu jego uzupełnienia.

W drodze nastąpiła niebezpieczna sytuacja. Oddam głos Antoniemu B. Dobrowolskiemu: (...)Tu pierwsza nas spotkała przygoda. Mapa kanału była niedokładna i okręt wpadł na rafy. Trzy ostre zęby kamienne chwyciły go tak, że skakał na nich całą dobę; fale bowiem, rozhukane, co chwila podnosiły statek i co chwila uderzały nim o rafę. Próżno maszyna czyniła śmiertelne wysiłki; próżno pomagaliśmy jej drągami; próżno staraliśmy się ulżyć okrętowi, odwożąc część węgla na brzeg. Trzeba było już myśleć o opuszczeniu okrętu, o zabieraniu manatków do szalup. Wielu z nas ogarnęła czarna rozpacz. Danco, którego w lodach czekała śmierć, ze łzami w oczach wbiegł na maszt i zatknął na nim flagę Belgji; znak śmierci okrętu.
Wybawiło nas samo morze. Po dwudziestoczterogodzinnym szamotaniu się bezsilnym, nad rankiem wtargnął do kanału niezwykle silny przypływ, podniósł okręt, maszyna, ciągle czynna, targnęła, i niespodziewanie wydobyliśmy się z uścisku rafy. Że zaś ciągłe uderzenia o trójostrze skał nie przedziurawiły statku, zawdzięczaliśmy to przypadkowi. Mianowicie, na tych zębiskach zebrała się wielka kupa traw morskich, co grając rolę poduszki, okręt od zagłady uchroniła...(...)

Po wydostaniu się na otwarte wody i w miarę spokojnym przebyciu cieśniny Drake’a, „Belgica” dotarła do Szetlandów Południowych. Dla wszystkich bez wyjątku uczestników wyprawy był to pierwszy kontakt z Antarktyką. Podziwiali majestat, ogrom i mnogość gór lodowych, z których jedna nawet „otarła” się o kadłub. Płynąc dalej wzdłuż Ziemi Grahama napotkali sztorm, podczas którego za burtę wypadł norweski marynarz August Wiencke. Pomimo bohaterskiej próby ratowania podjętej przez Lecointe’a, zginął w lodowatych wodach.
Jego śmierć mocno wstrząsnęła członkami wyprawy, lecz wkrótce ich myśli zajęło osiągnięcie celu - dotarli do wybrzeża Antarktydy, a ściślej do „Ziemi Palmera”, którą musieli przechrzcić na „Archipelag Palmera”, gdy okazało się że składa się z dziesiątków wysp i wysepek. Z przyjemnością nazywali co większe wyspy nazwami belgijskich miast jak np. Liege, Anwers – Antwerpia, czy prowincji jak Brabant. Nie zapomniano również o nieszczęsnym Wiencke, jego imieniem nazwano dużą wyspę leżącą u wylotu odkrytego szerokiego kanału zwanego teraz Cieśniną de Gerlache’a. Przez trzy tygodnie polarnicy eksplorowali odkryte tereny, fotografując (były to pierwsze zdjęcia Antarktydy, żałuję, ale nie posiadam ich i przepraszam za jakość załączonych reprodukcji), rysując zarysy wysp i zatoczek i przeprowadzając rekonesans lądowy na kilku z nich.

Z Cieśniny de Gerlache’a skierowała się „Belgica” na zachód, na Morze Bellingshausena
Kończyło się antarktyczne lato i rozsądek nakazywał odwrót na północ. Dowódca jednak, marząc o zimowaniu (nie można mu omówić odwagi, wszak było to totalne „nieznane”), za aprobatą swoich oficerów Lacointe’a i Amundsena i przy sprzeciwie naukowców (zobowiązał się nawet dostosować do ich życzeń) płynął dalej tak sprytnie manewrując, że zawsze jedyna wolna droga wśród lodów kierowała ich na południe, osiągając 2 marca szerokość geograficzną 71 stopni 31’, a więc więcej niż Cook i Bellingshausen.
W następnym dniach żegluga stawała się coraz trudniejsza, a końcu niemożliwa i de Gerlache ogłosił – siła wyższa, z którą to jak dobrze wiemy nie dyskutuje się.
Załącznik:
belgica5.jpg
belgica5.jpg [ 340.11 KiB | Przeglądane 6095 razy ]

Zaczęto się więc przygotowywać do zimowania, m.in. budując wał ze śniegu wokół statku w obawie przed utratą ciepła. Nastała noc polarna, długi okres bezczynności dla jednych i wytężonej pracy dla drugich. Mowa o marynarzach i naukowcach. Ci pierwsi poza noszeniem śniegu do roztapiania, odśnieżania i sprzątania nie mieli zbyt wielu zajęć ani rozrywek, a wycieczki na nartach i polowania skończyły się wraz z nastaniem ciemności i pogorszeniem pogody. Fatalnie to wpływało na ich samopoczucie zarówno psychiczne (zdarzały się ataki depresji i manii prześladowczej), jak i fizyczne. Zmarł porucznik Emil Danco, geofizyk i przyjaciel de Gerlacha i kolega szkolny Lecointe’a.
Prawdopodobnie z powodu wrodzonej wady serca, ale warunki w których przebywał na pewno przyczyniły się do tego. Dla jego upamiętnienia nazwano Ziemią Danco część Półwyspu Antarktycznego, leżącego naprzeciwko wysp Anwers i Brabant.

Z marazmu wyrwał załogę lekarz, wspomniany wcześniej Frederick Cook.
Mając już doświadczenie w podobnych wyprawach, przekonał dowódcę do zmuszenia marynarzy do gimnastyki i zjadania mięsa pingwinów i fok, które pomimo wielkich starań kucharza (tu trzeba z nazwiska bo to jedna z najważniejszych na takim statku osobistości) Louise’a Michotte’a (nie był zawodowcem, były perypetie z kucharzami marynarz musiał się przekwalifikować) było nieszczególnie smaczne. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że wielu z nich Cook uratował w ten sposób życie.
Inaczej rzecz się miała z naukowcami, którzy nie narzekali na brak zajęć. Prowadzili badania, począwszy od meteorologii, oceanografii, przez badanie magnetyzmu ziemskiego, po gromadzenie i opisywanie żywych organizmów.
Efekty tych badań opublikowano w 10-tomowym dziele pt.: „Ekspedition Antarctique Belge – Resultatus Voyage du s/y Belgica en 1897-1898-1899 sous le Commandant A. de Gerlache de Gomery”.
Wreszcie nadeszło lato, czyli styczeń, a lody się nie otwierały. W lutym pojawiły się wreszcie wąskie kanały, ale dalece niewystarczające do uwolnienia „Belgici”, dostrzeżono natomiast w odległości ok. sześciuset metrów szerszy kanał, w którym mógł się zmieścić statek. Przez miesiąc z pomocą dynamitu i pił do lodu mozolnie torowano drogę i przeciągano „Belgice” w stronę wolnej wody.
Załącznik:
Piłowanie lodu..jpg
Piłowanie lodu..jpg [ 348.86 KiB | Przeglądane 6095 razy ]

Była to katorżnicza praca, niejednokrotnie po pas w lodowatej wodzie, a efekt kilkudziesięciu godzin pracy w ciągu krótkiej chwili potrafił zniweczyć ruch lodu, zamykając z takim trudem uzyskane metry.
Załącznik:
Wycinanie kanału..jpg
Wycinanie kanału..jpg [ 357.37 KiB | Przeglądane 6095 razy ]

Olbrzymi wysiłek przyniósł jednak wymarzony efekt. Dokładnie rok i tydzień od uwięzienia w lodach, 13 marca 1899 r. „Belgica” wydostała się na wolny ocean. Było to pierwsze i przełomowe zimowanie w Antarktyce, a zarazem pierwsza ściśle naukowa wyprawa. Jej efekty, głównie naukowe opracowanie meteorologiczne i oceanograficzne znacznie ułatwiło planowanie następnych wypraw.
Po przejściu Cieśniny Drake’a spotkała ich ostatnia już niebezpieczna przygoda.
U zachodnich brzegów Ziemi Ognistej, nie bardzo zorientowani co do swojej pozycji, schronili się przed sztormem w słabo osłoniętej zatoczce, szczęśliwie jednak w ostatniej chwili porzucając kotwicę, oddalili się od śmiertelnie niebezpiecznych raf.
Wreszcie 28 marca „Belgica” wpływa do Punta Arenas, a że podróż do Europy zajmie jeszcze sporo czasu, przesiadają się na statek pocztowy: Racovitza, Dobrowolski i Arctowski, aby jak najszybciej pokazać światu osiągnięcia wyprawy.
Co do dzielnych uczestników rejsu „Belgici”. Różne ich czekały losy, wspomnianą wyżej trójkę naukowców czeka wspaniała kariera naukowa. Podobnie Lecointe’a: po powrocie z Antarktydy został dyrektorem naukowym w Królewskim Obserwatorium Astronomicznym w Uccle. Amundsena czekały wspaniałe odkrycia i sława, a Cooka wyprawy których konsekwencją były ułaskawienie od więzienia, bankructwo i śmierć w niesławie. Różnie się plotą ludzkie losy.
Adrien de Gerlache próbuje cztery lata później wraz z francuskim polarnikiem Charcot’em dopłynąć do Antarktyki, lecz rezygnuje w Buenos Aires. Nie wychodzi również próba organizacji wypraw turystycznych na zakupionym świeżo statku „Polaris”. Zmuszony wcześniej ze względów finansowych do sprzedaży „Belgici” Anglikowi Ernestowi Shackletonowi, nie może przewidzieć, że i statek, już jako „Endurance” i jego nowy właściciel odegrają olbrzymią rolę w historii odkryć Antarktydy.

Oj strasznie to długie wyszło, proszę o wybaczenie.
Jak wspominałem, kiepsko u mnie ze zdjęciami, ale może okażą się interesujące dwie stronice Tygodnika Ilustrowanego z 1900 r. gdzie ukazało się sprawozdanie z wyprawy, autorstwa H. Arctowskiego oraz zdjęcia, a właściwie rysunki na podstawie zdjęć, które pozwolę sobie załączyć przy okazji, bo tu widać przekroczyłem limit zdjęć.

Żeby jeszcze bardziej nie przedłużać, w ogromnym skrócie dołożę informację stosunkowo świeżą. 16 sierpnia 1997 r., równo sto lat od wyruszenia niezwykłej wyprawy, do Antwerpii wpływa „ORP Arctowski” anonsowany przez okręt hydrograficzny belgijskiej Marynarki Wojennej „Belgica”. Na pokładzie „Arctowskiego”, śmietanka naszych polarników, sympatycy naszej Stacji Polarnej z całego świata, a nawet Rumun Emmil Silvestru szef rumuńskiego Instytutu im. E. Rakovitza. Po stronie belgijskiej też nielicho, że wspomnę jedynie o Gastonie de Gerlache’u z rodziną. Miło się robi na sercu. Ja tam nie byłem, miodu i wina nie piłem. A się lały. Pół roku później naszą stację „Arctowski” rewizytują Belgowie z potomkiem sławnego Belga na czele.
No dobra, teraz już z górki :D.
J



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowania - 2: MarekSCO, Marian Strzelecki
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 gru 2016, o 22:55 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 28 lis 2011, o 08:57
Posty: 12595
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 1768
Otrzymał podziękowań: 4264
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Juziu napisał(a):
Z marazmu wyrwał załogę lekarz, wspomniany wcześniej Frederick Cook.


Hm, a to nie było we współpracy z Amundsenem? Który polował na foki jeszcze jak było można i całkiem spory zapas mięsa zgromadził koło statku?
Nie upieram się, pytam :)

_________________
Strona jachtu: http://www.zpokladu.pl



Za ten post autor waliant otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 gru 2016, o 00:30 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 sie 2009, o 01:45
Posty: 9992
Podziękował : 2979
Otrzymał podziękowań: 3355
Uprawnienia żeglarskie: różne....
Juziu napisał(a):
postaram się odszukać kim był Seymour, bo nie pamiętam

https://data.aad.gov.au/aadc/gaz/displa ... _id=131448
Island 10 mi long and 5 mi wide at its greatest breadth, lying 1 mi NE of Snow Hill Island at the S margin of Erebus and Terror Gulf The NE end of this feature was sighted by a British expedition under Ross, Jan. 6, 1843, named Cape Seymour after R. Admiral George Francis Seymour. Its insular nature was determined by Capt. C.A. Larsen in 1892-93 and the name Seymour has since been extended to the entire island.

_________________
Jaromir Rowiński aka pierdupierdu
Jeżeli masz ochotę komentować takie poglądy, których co prawda nigdy nie wyraziłem, ale które kompletnie bez sensu i z sobie tylko znanej przyczyny usiłujesz mi przypisać - droga wolna. Śmiesznych nigdy dość...



Za ten post autor Jaromir otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 gru 2016, o 01:03 

Dołączył(a): 12 kwi 2013, o 18:20
Posty: 8050
Podziękował : 1877
Otrzymał podziękowań: 2419
Uprawnienia żeglarskie: -
Polskie tłumaczenie jest w księgarniach - ale tak dla wygodnickich, i w wersji goglotłumaczącej: ;) https://www.ebooksgratuits.com/html/ger ... tique.html
Anglojęzyczniej zaś Cook: https://archive.org/details/throughfirstanta00cookrich
przy okazji obrazkowo: https://library.osu.edu/projects/freder ... llery.html
http://www.belgica-genootschap.be/compo ... p?Itemid=6
Juziu napisał(a):
Tutaj pozwolę sobie dwa słowa o tym statku, jest to bowiem statek bardzo słynny i odegra jeszcze rolę w historii Antarktyki.
:D
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek



Za ten post autor Ryś otrzymał podziękowania - 2: Juziu, Marian Strzelecki
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 gru 2016, o 10:55 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Ogromnie się opuściłem w przekazywaniu „meldunków” Gosiowych. Najmocniej przepraszam.
W dużym skrócie, Gosia ma się dobrze, dalej drałuje. Miała urodziny (pewnie hucznie obchodzone – Najlepszego Gosiu), zastrugi jakby mniejsze, za to popadało śniegu, co nie jest tam takie częste. Trzymam kciuki nieustannie.
Załącznik:
śnieżny obóz  Gosiowy juz w słońcu.jpg
śnieżny obóz Gosiowy juz w słońcu.jpg [ 29.01 KiB | Przeglądane 5971 razy ]

http://samotnienabiegun.pl/news/

waliant napisał(a):
Hm, a to nie było we współpracy z Amundsenem? Który polował na foki jeszcze jak było można i całkiem spory zapas mięsa zgromadził koło statku?

To się, sądzę, nie wyklucza. Z tego co wyczytałem to Amundsen był głównym łowczym, nie robił tego sam z resztą, ale inspiratorem był Cook.

Pozwolę sobie podgonić trochę opowiastki antarktyczne i wspomnę jedynie i wybiórczo o kilku wyprawach, które, praktycznie w tym samym okresie 1900/1904 r., eksplorują Antarktykę. Jest to m. in. efekt poprzednich wypraw oraz pokłosie Międzynarodowego Kongresu Geografów w Berlinie z 1899 r.
Wyruszyło mniej więcej w tym samym czasie 5 wypraw.
Najdłuższa 1900/1904 r. szwedzka wyprawa pod wspominanym już Otto Nordenskjöldem. O niej za chwilę dwa słowa więcej i wyjaśnię dlaczego.

Niemiecka, von Drygalskiego na statku „Gauss”, która ląduje na kontynencie w 1902 r. i dokłada spory kawałek mapy, nazywając odkryty ląd Ziemią Cesarza Wilhelma II.

Brytyjska 1901/1904 r., pod dowództwem Scotta, do którego, sądzę, wrócę. Na statku „Discovery” porządnie wmarzniętym, że aż trzeba było wysłać na pomoc statki „Terra Nova” i „Morning”. Trzeba było „ręcznie”, a bardziej za pomocą dynamitu, uwolnić statek, który jeszcze się nieźle przyda. Co, moim zdaniem, istotne. Scott zapuszcza się znacznie w głąb kontynentu (82 stopień) i udowadnia, że daje się „bezpiecznie” łazić po Antarktydzie. Innymi słowy otwiera bramę „do bieguna”, przez którą wkrótce wszyscy rzucą się hurmem. No może przesadzam, ale będzie ich trochę. Ciekawostką jest być może fakt, że wśród członków załogi znajduje się zupełny o ile się nie mylę, świeżak antarktyczny, czyli Shackleton. Uczestnik również wypadów lądowych. Wieść gminna niesie, że Panowie nie przypadają sobie do gustu (dwóch samców alfa romeo?).

Następna, szkocka (to ładne słowo), pod dowództwem Bruce’a na „Scotii” – odkryto m. in. Orkady Południowe.

No i francuska z Jean’em Charcot’em na „Français” – odkryto w 1904 r. Ziemię Loubet’a (ówczesny prezydent Francji). Do Charcot’a już raczej nie dam rady wrócić, więc może w skrócie opiszę tę ciekawą moim zdaniem i lubianą przeze mnie postać.
Tu pozwolę sobie dołożyć zdjęcie ze wspomnianej wyżej wyprawy bo takie eksplorowanie, sądzę, jest bliskie memu sercu.
Załącznik:
Eksploracja optymalna..jpg
Eksploracja optymalna..jpg [ 285.33 KiB | Przeglądane 5971 razy ]

Charcot wyraźnie czuł niedosyt i w 1908/1910 r. powraca na „Pourquoi-Pas?” („Czemu nie?”). Francuz wszystkie swoje statki tak pięknie nazywał. Nie jestem pewien, ale chyba do Antarktyki dociera na „Pourquoi-Pas? IV”. Generalnie go nosiło. Zdarzyło się, że sprzedał swój statek, po czym po kilku latach go odkupił. Żony chyba nie były ponumerowane i nosiły różne imiona. Pomysły miał różne, przykładowo zimując na Wyspie Petermanna (odkryta jak sądzę przez Dallmanna – 1873/1874 r., a Petermann to niemiecki geograf, który, o ile pamiętam, był entuzjastą wyprawy) postawił na grube łańcuchy, które miały zatrzymać góry lodowe i były zakotwione w skałach zatoczki Port-Circoncision (tu jakaś mętna historia bo to znaczy Port Obrzezania, a polska Wiki mówi, że to na cześć wielkiego francuskiego żeglarza Bouveta. Może to pomyłka z Wyspą Bouvet’a). Jeszcze dodam, że łańcuchy nie dały rady, a ich resztki ponoć cały czas tam się znajdują, a podczas wyprawy odkryta zostaje Wyspa Charcot’a. Dużo by można jeszcze o słynnym polarniku, ale dam już spokój.

Czas najwyższy wrócić do wyprawy Nordenskjölda. Dlaczego? Bo to przepiękna historia i spokojnie mogę ją nazwać „opowieścią wigilijną”, tym bardziej, że to już dziś.

Wszystkiego dobrego tak przy okazji.

Jak pisze niezawodny Dobrowolski:
(...) Historja podróży – to nieskończony, w rozmaitości swych barw nieprzebrany kalejdoskop przygód, nadspodziewanych trafów fatalnych i szczęśliwych, tragiedji wstrząsających i ocaleń cudownych. (...)”.
Co tam się działo?
Plan był z grubsza taki: eksplorować Morze Weddella, a może dotrzeć dalej na południe niż Weddell, dotrzeć do Wyspy Seymour’a (dzięki Jaromirowi wiemy, że to był admirał) i założyć tam obóz stały, z którego miały być robione wypady letnie, no i przede wszystkim prowadzić badania naukowe (przypomnę choćby o skamielinach). Prawie wszystko się pokićkało, ale po kolei.
Wyprawa była biedna jak kościelna mysz. W nienajlepszej kondycji statek wielorybniczy „Antarctic” (może Ryś coś podrzuci?), był za to as w rękawie, a właściwie w kabinie kapitańskiej czyli „Stary” Larsen, niezwykle doświadczony, no i był już tam, o czym niegdyś wspominałem.
Zaczęło się nieźle. Wolna od lodu (to rzadkość nawet dziś) Cieśnina Antarctica, właśnie wtedy odkryta, pozwala na dosyć szybkie dotarcie na Morze Weddella oraz Wyspę Poulet (nazwana tak przez Rossa nazwiskiem lorda). Dopłyniecie na Wyspę Seymoura nie udaje się jednak (zwały lodu) i rzutem na taśmę udaje się Larsenowi wysadzić Nordenskjölda na pobliskiej Wyspie Snow Hill z pięcioma towarzyszami, psami, saniami itp. „Antarctic” natomiast udaje się na Falklandy (wiem, że być może Malwiny, ale w tamtych czasach używano jednej nazwy, więc wszystkich czytających Argentyńczyków proszę o wybaczenie) i Urugwaju na remont.
U ekipy na Snow Hill zaczynają się schody, psy grenlandzkie zżerają falklandzkie, po czym dziczeją. Znaczy to, że Szwedzi muszą się poruszać pieszo. Co zresztą robią i odkryć jest sporo. Ziemia Haddingtona (nazwana chyba przez Rossa – pewnie lordem) robi się Wyspą Jamesa Rossa, odkrywa się Wyspa Vegi (czyli statku stryja naszego dzielnego Szweda) itd. Za dużo tych nazw i już głupieję.
Żeby nie przedłużać. Mija zima, „Antarctic” wraca po wyprawę i zastaje Morze Weddella „zamurowane” lodem. Po wielu wysiłkach udaje się wysadzić trójkę śmiałków w Hope Bay, bardzo trafnie nazwanej, maja próbować przejść pieszo po lodzie a statek ma w dalszym ciągu próbować przebijać się do chatki na Snow Hill. Wszystko starannie zaplanowane: jeśli do tego i do tego się uda, powrót do Zatoki Nadziei z zimownikami. Jeśli nie, to powrót do tejże zatoki do tego i do tego. Wszystko się jednak sypie. Trzech wysłanników nie dociera na miejsce i są zmuszeni do zimowania w Zatoce Nadziei. Statek wkrótce tonie zmiażdżony i rozbitkowie na szalupach lądują na Wyspie Paulet (młodej wulkanicznej wyspie, bez wygód, że tak eufemizmu użyję) gdzie zimują. Siłą rzeczy ekipa Nordenskjölda mocno już zmartwionego, ponownie zostaje na zimę.
Mamy więc trzy ekipy, które prawie nic o sobie wzajemnie nie wiedzą. Jednak prawie (umiera jeden marynarz na Paulet z powodu choroby serca) wszyscy w miarę w dobrej kondycji przeżywają zimę (pingwiny i foki). Na wiosnę wysłannicy podejmują drogę do Snow Hill i mamy pierwszy cud. Spotykają w połowie drogi będącego na wypadzie Nordenskjölda. Nie rozpoznaje on towarzyszy, tak są zmarnowani. Mogli się w tak rozległej przestrzeni minąć o włos i nie spotkać. W międzyczasie Szwecja wysyła ratunek. Żaglowcowi „Uruguay” (piękny argentyński żaglowiec, nie bardzo jest przystosowany do lodów) udaje się przedrzeć w okolice Wyspy Seymoura, gdzie znowu dziwnym trafem zauważają na lodzie dwóch Szwedów ze Snow Hill. Zapakowani na „Uruguay”, jakże by inaczej, spotykają następnym dziwnym trafem Larsena z czterema towarzyszami, którzy wyruszyli po ratunek. Po prostu bajka!
Dodam jeszcze tylko, że „Uruguay” przetrwał i można go zwiedzać w Buenos Aires.
Aż żal tak dużym skrótem okaleczać tę historię, naprawdę wyjątkową, ale spieszno mi do bieguna :).
Jak to mówią niektórzy: Wesoły Świąd ;)
J



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowania - 2: Marian Strzelecki, waliant
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 25 gru 2016, o 19:03 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
To jeszcze tylko przekażę życzenia od Gosi :).

J



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowanie od: Marian Strzelecki
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 gru 2016, o 07:21 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 28 lis 2011, o 08:57
Posty: 12595
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 1768
Otrzymał podziękowań: 4264
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Juziu napisał(a):
To się, sądzę, nie wyklucza.


Nie wyklucza, jasne.
Z tego co wiem, to Amundsen pozostawił po sobie mnóstwo pamiętników/dzienników. Nie czytałem ich. Można to jakoś zweryfikować. Tylko że w czasie tej wyprawy Amundsen był jeszcze młody, zupełnie bez osiągnięć i w sumie z niedużym doświadczeniem. Ale jako Norweg (a to był wtedy biedny naród gdzieś na peryferiach świata) foki jadał i znał ich smak i wiedział, że da się na nich przeżyć ;)
Był do tego ambitny i ruchliwy i raczej trudno mu było usiedzieć.

_________________
Strona jachtu: http://www.zpokladu.pl



Za ten post autor waliant otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 gru 2016, o 08:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 30 lis 2013, o 01:08
Posty: 4216
Lokalizacja: Pomorze
Podziękował : 1719
Otrzymał podziękowań: 1773
Uprawnienia żeglarskie: samowodniak flisaczy
waliant napisał(a):
foki jadał i znał ich smak

Z tym smakiem to bez przesady. :lol:
Z drugiej strony mógł być do przyjęcia, jeśli konkurował z gotowanym butem.

_________________
Pozdrawiam
Alterus



Za ten post autor Alterus otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 gru 2016, o 10:36 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Myślę Waliant, że masz absolutną rację. Nie sądzę żeby Amundsen dał się zagłodzić, gdy dookoła pełza tyle mięska. Bardziej miałem na myśli "czynniki oficjalne", Z tego co wiem, Adrien de Gerlache też się poddał powiedzmy "zimowej depresji". I to Cook tupnął nogą i uzyskał oficjalne pozwolenie na łowy :).
Alterus napisał(a):
Z tym smakiem to bez przesady.
.
To zależy Alterusie kto gotuje ;).
Pozwolę sobie parę stronic z książki kucharskiej, w tym przypadku brytyjskiej :D
Załącznik:
foka_menu.JPG
foka_menu.JPG [ 356.32 KiB | Przeglądane 5871 razy ]

Załącznik:
z_pingwina_jedzonko.JPG
z_pingwina_jedzonko.JPG [ 400.45 KiB | Przeglądane 5871 razy ]

Załącznik:
z_kormorana_jedzonko.JPG
z_kormorana_jedzonko.JPG [ 430.89 KiB | Przeglądane 5871 razy ]

J



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowania - 2: Alterus, Marian Strzelecki
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 gru 2016, o 13:42 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 28 lis 2011, o 08:57
Posty: 12595
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 1768
Otrzymał podziękowań: 4264
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Juziu napisał(a):
I to Cook tupnął nogą i uzyskał oficjalne pozwolenie na łowy


Ja pamiętam, że Amundsen wcześniej i nieoficjalnie polował, zanim przyszła prawdziwa zima i było można (w sensie, że były foki).
Jest to o tyle istotne, że de Gerlache poddał się zimowej depresji później, a mięso trzeba było gromadzić jak było można, czyli znacznie wcześniej.
Tak więc tutaj te wersje są ciut rozbieżne. Co może nie ma wielkiego znaczenia, ot taka akademicka dyskusja kto był pierwszy i czyje bardziej... ;)
Być może Amundsen zbytnio się chwalił w swoich pamiętnikach, a może Cook w swoich, nie wiem :)

_________________
Strona jachtu: http://www.zpokladu.pl



Za ten post autor waliant otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 gru 2016, o 10:38 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Waliant. Każdy ma jakieś wyobrażenia. Się człowiek naczyta książek za dzieciaka i tak mu w głowie powstają jakieś. Dzięki, że bronisz swoich. Mnie nie pozostaje nic innego jak spróbować udowodnić własne. Poszperam trochę :) .
J


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 gru 2016, o 11:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 28 lis 2011, o 08:57
Posty: 12595
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 1768
Otrzymał podziękowań: 4264
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Juziu napisał(a):
że bronisz swoich

Zaraz tam bronię. Bardziej pytam, bo wiem, że wyobrażenia z młodości mogą być naiwne ;)

Co przemawia za moją wersją - polować na foki można było zanim przyszła prawdziwa zima. Wtedy jeszcze raczej nie było mowy o depresji. Ani o sporach z szefostwem.
Czyli ktoś był przewidujący. Potem z tego mięsa się korzystało, jak najbardziej.
Oczywiście to tak wygląda na logikę, ale może o czymś nie wiem.
Tutaj ciekawe byłoby zdanie kogoś innego (np. Dobrowolski?) o ile ktoś w ogóle o tym pisał.

A tak naprawdę to tylko detal, drobiazg. Lepiej pisz o sprawach zasadniczych zamiast szukać kto się bardziej wykazał :)
Miło poczytać, bo człek już dużo zapomniał, a kiedyś się książki o takich historiach pochłaniało...

_________________
Strona jachtu: http://www.zpokladu.pl



Za ten post autor waliant otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 gru 2016, o 11:36 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
waliant napisał(a):
Lepiej pisz o sprawach zasadniczych zamiast szukać kto się bardziej wykazał

Masz rację. Dzięki. Faktycznie lepiej napisać, że Gosia widzi już pasmo gór Transantarktycznych które dzielą Antarktydę na wschodnią i zachodnią. Tutaj też nie dam głowy (mało casu kruca bomba żeby to wszystko weryfikować), ale wydaje mi się, że to właśnie podczas wyprawy "Begici", chyba Arctowski stwierdził, że wspomniany wyżej łańcuch górski jest przedłużeniem amerykańskich Andów. Powstał wtedy termin: Antarktandy :)
J


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 sty 2017, o 19:09 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Gosia w 2/3 drogi. Zostało ok. 400 km. Było sylwestrowo: liofilizowany schaboszczak z ziemniakami i tym razem z koperkiem. Wypas :) . Wygląda na to, że wszystko w jak najlepszym porządku: “(...)Koniec roku znajduje mnie w miejscu, o którym tak długo marzyłam. Mimo, że jestem tu od półtora miesiąca, nadal gdy o tym pomyślę i popatrzę na mapę, nie wierzę swojemu szczęściu. (...)” Są też życzenia noworoczne, do których się dołączam.
http://samotnienabiegun.pl/news/

Ja natomiast postaram się dzisiaj częściowo “rozprawić” z Ernestem Shackleton’em, który niewątpliwie wielkim polarnikiem był! Może nie wszystko poszło tak, jakby sobie życzył. Nie zdobył bieguna, choć był blisko, nie udał się trawers Antarktydy, niemniej zapisał się w historii jako wspaniały dowódca. Tutaj przytoczę znany powszechne cytat: “Dla naukowych odkryć dajcie mi Scotta, dla prędkości i sprawności dajcie mi Amundsena, ale gdy nastąpi katastrofa i stracicie wszelką nadzieję, padnijcie na kolana i módlcie się o Shackletona".
Powszechnie uważa się, że powiedział to Edmund Hillary, pierwszy zdobywca Mount Everest, oraz bieguna południowego (oczywiście nie był pierwszy, w 1958 r. – zrobił też wtedy trawers Antarktydy).

Wygląda jednak na to , że to nieprawda. Żałuje, ale nie pamiętam za Chiny skąd jest ten poniższy cytat (próbuję odszukać, ale to chwilę potrwa). Wynika z niego, że autorem cytatu był:
“Raymond Priestley (DoB 1886), Anglik, z wykształcenia geolog (Uniwersytet w Bristolu) . Zawodowo zajmujący się Antarktydą. Praktyki geologiczne odbywał pod komendą Shackletona w trakcie NIMROD EXPEDITION 1907-1909 na Antarktydę, m.in. zbierał i egzaminował próbki na Wyspie Rossa i na wulkanie Erebus. Podobno znał osobiście zarówno Scotta, Amundsena i Shackletona (z tym ostatnim odbył pierwszą podróż na Antarktydę)”.
W tym przypadku chyba temu bym uwierzył, a nie choćby książce Caroline Alexander “Endurance”.
Załącznik:
Shackleton_www.bbc.com.jpg
Shackleton_www.bbc.com.jpg [ 276.97 KiB | Przeglądane 5517 razy ]

Mamy zatem 1907 r. i kolejną po Scot’cie wyprawę brytyjską mającą na celu eksplorację Antarktydy i zdobycie bieguna. Dowodzi Shackleton, starannie dobiera ludzi. Kilku już sprawdziło się w wyprawie na “Discovery”, w tym Frank Wild, który będzie towarzyszył Shackleton'owi we wszystkich późniejszych wyprawach. Wspomnę jeszcze Douglasa Mawson'a (spróbuję do niego jeszcze wrócić, bo choć mało znany na naszej półkuli, zaliczany jest do “wielkiej czwórki” zdobywców antarktycznych, czyli jeszcze Scott'a, Amundsena i Shackleton'a).
Wysłużony (oczywiście wielorybnik) statek “Nimrod”, nienajgorsze wyposażenie oraz parę nowatorskich rozwiązań, jak kuce syberyjskie (bądź szetlandzkie, jak niektórzy piszą, nie jest to takie ważne sądzę, ale chyba można z perspektywy lat uznać, że koniki takie nie sprawdzały się). Był też szczyt techniki – sanie motorowe, a własciwie samochód, który, chyba na szczęście dosyć szybko, się zepsuł.
Załącznik:
auto_ Shackletona.jpg
auto_ Shackletona.jpg [ 180.61 KiB | Przeglądane 5517 razy ]

Lądowanie następuje na Morzu Rossa, a ściślej na Wyspie Rossa, nie udaje się bowiem założenie obozu stałego na Barierze Lodowej Rossa w Zatoce Wielorybów, wtedy tak nazwanej wobec obfitości tych ssaków.
“Nimrod”odpływa, a polarnicy, po zdobyciu wulkanu Erebus, zimuja sobie we wcale wygodnych warunkach.
Załącznik:
Chata_Shackletona.JPG
Chata_Shackletona.JPG [ 420.68 KiB | Przeglądane 5517 razy ]

Wiosną, czyli 29 października, Shackleton wraz z Wild’em, Marshall’em, Adamsem oraz czterema kucami ruszają w stronę bieguna. Odprowadzają ich czterej towarzysze. Kolejna czwórka pod kierownictwem Davisa jest już w drodze do bieguna magnetycznego. Udaje się jego pewne wyznaczenie, czyli jedno z założeń wyprawy kończy się sukcesem, wobec czego wrócę do “biegunowców”.

Oj ciężki to był marsz, padają trzy koniki, a 26 listopada wyprawa dociera do punktu, który cztery lata wcześniej osiągnęli Scott z Shackletonem.
Rozpoczyna się pokonywanie zupełnie dziewiczej przestrzeni. Mozolny marsz przez szczeliny i wspinanie się po Lodowcu Beardmore’a (sponsor wyprawy) jest wykańczający. Do szczeliny wpada ostatni konik, dopada ich też czerwonka (prawdopodobnie nie służy im mięso kucyków). Topnieją zapasy żywności. Wreszcie pokonują lodowiec, 29 grudnia, i droga robi się trochę łatwiejsza. Tylko co z tego, częste zamiecie powodowały konieczność spędzania całych dni w namiotach, a nawet wtedy jeść trzeba było.
Docierają w końcu do szerokości 88 stopni i 23 minuty. Rzut beretem od bieguna wydawałoby się, ale tu właśnie mamy okazję po raz pierwszy obserwować niesłychany hart ducha Shackleton'a i zobaczyć co dla niego jest naprawdę ważne. Mówi do towarzyszy: “Możemy osiągnąć biegun, lecz nikt z nas nie wróci do ojczyzny”. Podejmuje decyzje o odwrocie. Można się tylko domyślać, jak trudna jest to decyzja. To jakby himalaista wycofał się sto metrów przed szczytem. Jak wiemy są tacy. Ostatnimi czasy niezwykłą dbałość o towarzyszy wykazała Tamara Lunger podczas zimowego zdobywania Nanga Parbat. 70 metrów od szczytu odpuściła, a mogła być pierwszą kobietą..... itd. Szacun!. Dość dygresji Juziu.

Powrót był jeszcze bardziej koszmarny. Jak pisze Shackleton, gdyby nie wiatr plecy nie doszliby. Głodują. Ledwo, na styk, docierają do pozostawionych wcześnie obozów żywności.
Tak pisze Frank Wild: “Shackleton wsunął mi dziś biszkopt do kieszeni, tak aby dwaj pozostali towarzysze tego nie widzieli. Szefie, co to? – zapytałem – Potrzebne wam to bardziej niż mnie.
Shackleton zmusił mnie do przyjęcia jedynego biszkopta, całego swojego porannego śniadania.
Dałby mi dziś w nocy jeszcze jeden biszkopt, gdybym się na to zgodził. Nie myślę, aby ktokolwiek bądź na świecie mógł w pełni zrozumieć, ile szlachetności i przywiązania okazał mi tym swoim czynem. Tylko ja wiem o tym i, na Boga, nie zapomnę mu tego nigdy”.
Chyba już wiemy dlaczego sławny Brytyjczyk był tak uwielbiany przez swoich ludzi.
Podczas gdy zapasy żywności były przewidziane na 91 dni, starczyło jej na 126.
4 marca docierają do zimowiska po czym“Nimrod” wraca do kraju.
Załącznik:
Nimrod_www.petespolarplace.com.jpg
Nimrod_www.petespolarplace.com.jpg [ 294.89 KiB | Przeglądane 5517 razy ]

Shackleton nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w Antarktyce, ale wcześniej następuje zdobycie bieguna, względem którego historycy piszą, że Scott dał nadzieje na jego zdobycie, Shackleton natomiast – pewność, że się da. Wydaje się, że już teraz następcy będą mieli z górki... .
cdmnn.
J



Za ten post autor Juziu otrzymał podziękowania - 2: Marian Strzelecki, waliant
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 sty 2017, o 19:38 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 28 lis 2011, o 08:57
Posty: 12595
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 1768
Otrzymał podziękowań: 4264
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Juziu napisał(a):
Głodują. Ledwo, na styk, docierają do pozostawionych wcześnie obozów żywności.


No właśnie. Czy to nie Amundsen był tym pierwszym (albo drugim, po Nansenie, albo trzecim, po Peary'm ;) ), który tak potrafił przygotować wyprawę, że ludzie nie głodowali? I nie chorowali.

_________________
Strona jachtu: http://www.zpokladu.pl



Za ten post autor waliant otrzymał podziękowanie od: Juziu
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 sty 2017, o 19:54 

Dołączył(a): 28 wrz 2012, o 11:37
Posty: 312
Podziękował : 262
Otrzymał podziękowań: 166
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Pełna zgoda Waliant :) .
Droga do bieguna to majstersztyk logistyczny.
Z innej trochę beczki, kołacze mi się w kiepskiej pamięci, że każdy z nich mieszkał u Innuitów. Nansen chyba z konieczności, Peary świadomie terminował, a Amundsen podczas NWP uprawiał mieszankę.
J


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 100 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 77 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
cron
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL