Właśnie wróciłem z rodzinką z nart.
W poprzednich latach mieszkaliśmy w hotelu i jeździliśmy na stok samochodem. Ale w tym roku chciałem spróbować czegoś nowego i wynająłem kampera. Nie była to zbyt przemyślana decyzja - raczej impuls (pod wpływem), ale jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B i pojechaliśmy.
I wiecie co? To był nasz najlepszy wyjazd na narty! Najbardziej podobało się mojej żonie która jest snowboardowym świrem. Ja to mogę jeździć po jednej trasie przez tydzień i mi to nie przeszkadza. Ale dla niej możliwość zjeżdżania codziennie po różnych trasach była wielką atrakcją. Po zwiedzeniu wszystkich tras w jednym ośrodku narciarskim przenosiliśmy się do następnego - i tak przez dwa tygodnie odwiedziliśmy ich pięć.
Kamper był ogrzewany gazem (Truma) - temperatura w środku około 20 stopni - regulowana - więc jak komuś jest za gorąco/zimno to zmienia. Ja lubię tropiki, żona preferuje zimny wychów. Na szczęście osiągnęliśmy kompromis. Kompromis polegał na tym, że gałką od ogrzewania kręcił ten kto był bliżej i kto był mniej śpiący:) Martwiłem się co będzie z mokrymi rzeczami, ale nad Trumą, a pod łóżkiem była skrzynia do której pakowaliśmy wszystkie mokre rzeczy - rano były suche. Wszyscy traktowali kampera jak łódkę i wiele razy myliliśmy się "Dostaniesz deser na łódce", "kiedy wrócimy na łódkę", "weźmiemy z łódki". Życie na takim kamperze bardzo przypomina życie na jachcie. Ciasnota i niewygoda - to co wszyscy tak bardzo lubimy;) Osprzęt jest ten sam - Dometic, Thetford, Truma. Jest prysznic i WC chemiczne. Takiej dużej lodówki to nigdy na jachcie nie widziałem, a do bagażnika można nawet skuter zapakować.
Bardzo popularne wśród włoskich kamperowców są weekendy narciarskie - przyjeżdżają pod wyciąg w piątek wieczorem, jeżdżą i wyjeżdżają w niedzielę wieczorem. Jak w piątek rano byliśmy jedynym kamperem na parkingu, to w sobotę rano było ich dziesięć. Raz zdarzyła nam się taka sytuacja, że kolega z włoskiego kampera obok naszego zobaczył, że zaplątał się polski kamper na parkingu to przyszedł i wręczył nam wino. Coś tam mówił po włosku - zrozumiałem tylko "kamper" i "wino", ale ja słabo po włosku, on słabo po polsku. Innym razem miałem problem z automatem do płatności w miejscu gdzie robiłem serwis kampera (wylewanie ścieków, WC i uzupełnianie wody - koszt 50 centów). Automat nie drukował kwitów które otwierały bramę. Włoski kolega z innego kampera od razu się zainteresował, że walczę z maszyną, zadzwonił do serwisu, pogadał i sprawa została załatwiona. Jak na kei.
Plusy takiego wyjazdu: * nie musisz jechać w nocy - jak jesteś zmęczony, to parkujesz, zakładasz piżamkę i idziesz spać * mieszkasz blisko wyciągu * możesz być pierwszy na stoku * możesz szybko zmienić rejon jak jest kiepski, albo ci się znudzi * nie płacisz za nocleg * kiedy wyjeżdżasz nie znosisz rzeczy do samochodu - one już tam są:) * czasem dają ci wino * jesteś trochę na jachcie:)
Minusy: * butla z gazem przeważnie kończy się w nocy (prawo Murphy'ego), budzi cię chłód i musisz wyjść z kampera i zmieniać butlę (albo zamarzasz i umierasz) * chemiczne WC zawsze zapełnia się znienacka * manewrowanie bywa kłopotliwe, samochód jest mniejszy niż Bawaria 33, ale siedzisz z przodu i nie widzisz tyłu, a tam za tylną osią wisi jeszcze 2m * 2 do chemicznego roznosi się po całym kamperze długim echem * nawigacja będzie chciała przepchnąć 2,3 m szerokości kampera przez 2,5 m szerokości tunel (munt la schera) - dla mnie 10 cm zapasu z każdej strony to za mało
_________________ -- Hubert
|