Zbieraj miał deckhanda a deckhand miał blog. Nigdy bym się nie spodziewał, że muzyk tak fajnie potrafi pisać.
Przy okazji bardzo-poważnych-ratujących-życie-i-wolność wątków w dziale "Ratownictwo..." zamieszczam blogowy opis resuscytacji. Metoda Fagota przemawia do mnie zdecydowanie bardziej niż te wszystkie ADH, DCA, KRO, RKO i ABC.
<odtąd> Pracujemy po 11 godzin dziennie, w zasadzie nic się nie dzieje ciekawego oprócz dużej ilości rdzy i kilkunastu wtopionych opiłków metalu w mojej prawej stopie i przeciwnej stronie łokcia (znaczy tam, gdzie szpitalna piguła wysysa krew). Wczoraj zakończyliśmy spawanie nowej stali- górna część zbiornika wody na dziobie. Trwało to mniej więcej jakieś 3 dni z małymi przerwami na naprawę spawarki, zakup nowej i omdlenia Johna.
Tak omdlenia lub jak kto woli - zjazdy, osłabnięcia, spadek adrenaliny, cukru lub innych minerałów w ludzkim organizmie. Mianowicie dziwna sytuacja mnie spotkała wczorajszego przedpołudnia, kiedy to John siedząc w nie do końca zaspawanym zbiorniku wody, uderzył się od tak w łokieć, zwykłe pyknięcie z przewagą dużego natężenia w dłoni.
Myślę, że większość z nas rozumie jak nie przyjemny jest takowy uraz, kiedy to jedną dłonią moglibyśmy zasilić w prąd miasteczko ot nawet pięćdziesięciotysięczne, ale prąd płynący przez dłoń Johna pewnie jedno z niewielkich państw.
Wyczołgał się z dziury blady na twarzy mamrocząc coś w niezrozumiałym przeze mnie języku, pomyślałem udar. Ja pierdole. Leży koleś na deskach, mamrocząc cosik pod nosem jakby język połknął, siny jak skała na Azorach.
Długo nie myśląc podniosłem mu nogi do góry i napchałem czekolady do gęby - to musi wystarczyć na tę chwilę. Po około minucie zaczął dochodzić do siebie, złapał kolor na facjacie i otworzył oczy. Po dłuższej chwili zaczął wymawiać słowa już normalnie i wszystko wróciło do normy.
W tym samym czasie zawołałem Tomka, odrywając go od z narkotycznego snu, który natomiast był spowodowany różnego rodzaju farbami rozpuszczalnikowymi, których Tomasz używał w tym czasie, malując elementy mocowań przewodów w maszynowni.
Co się okazało… Nie wiedząc o tym, że John się pierdolnął klasycznie w łokieć, prawdopodobnie ból był tak silny, że spadł mu poziom adrenaliny, co za tym idzie zaczął tracić przytomność. Pamiętam u siebie takie przypadki, kiedy to upadając skręcałem staw skokowy, chyba czterokrotnie o ile mnie pamięć nie myli.
Przypominam sobie ten stan, kiedy z bólu chciało się rzygać. I słowa które się same cisnęły na usta… kur….mać i ja pierd…. i jeszcze kilka innych. Pamiętam, że przy takim urazie straszliwie chciało mi się pić, butelkę 1,5 litowej wody jednym gulgulem wlewałem w swoje gardło.
No i tak… po godzinnej przerwie wszystko wróciło do normy. John odzyskał świadomość, Tomasz powrócił do odurzania się zapachem farb a ja… cóż, ja przypomniałem sobie, że w kolejny czwartkowy wieczór nie obejrzę kolejnego odcinka Hausa… <dotąd>
_________________ Pozdrawiam, Marek Grzywa
|