Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 20 lip 2025, o 00:32




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 42 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2
Autor Wiadomość
PostNapisane: 28 sie 2012, o 17:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 22:07
Posty: 3015
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 451
Uprawnienia żeglarskie: Jachtowy Sternik Mazurski
Kefas napisał(a):
od Olgierda z pokładu Rzeszowiaka

Olgierd był też na poprzednim etapie, to już jego piąty tydzień na Rzeszowiaku :D

_________________
Olek Kwaśniewski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 wrz 2012, o 18:01 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 22:07
Posty: 3015
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 451
Uprawnienia żeglarskie: Jachtowy Sternik Mazurski
Olgierd wraca wieczorem do Warszawy, muszę od niego odebrać Iridium i jadę na lotnisko. Może ktoś jeszcze chętny? :)

_________________
Olek Kwaśniewski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 wrz 2012, o 19:55 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 6 kwi 2011, o 08:07
Posty: 580
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 93
Otrzymał podziękowań: 67
Uprawnienia żeglarskie: kj
Olek napisał(a):
Olgierd wraca wieczorem do Warszawy, muszę od niego odebrać Iridium i jadę na lotnisko. Może ktoś jeszcze chętny? :)
Dzisiaj? Gdybym tylko wcześniej to przeczytał! Byśmy mu zrobili powitanie z fanfarami, mediami, chlebem i solą! :-)

_________________
Piotr "Kefas" Gryko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 wrz 2012, o 20:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 22:07
Posty: 3015
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 451
Uprawnienia żeglarskie: Jachtowy Sternik Mazurski
Kefas napisał(a):
Byśmy mu zrobili powitanie z fanfarami, mediami, chlebem i solą!

Oj, nie zdziw się to już nie tan sam Olgierd z którym pracowałeś. :lol: Rzucił by paroma arktycznymi przekleństwami i zapytał gdzie cytrynówka. :lol:

Ostatecznie jutro jadę po telefon.

_________________
Olek Kwaśniewski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 wrz 2012, o 13:43 

Dołączył(a): 9 gru 2010, o 09:09
Posty: 180
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 205
Uprawnienia żeglarskie: posiadam
Olek napisał(a):
to już nie tan sam Olgierd z którym pracowałeś


Morze czyni z chłopców mężczyzn....
Jak on, pieron, bez mojego pozwoleństwa i bez wiedzy oficera (spał na wachcie ???!!!) pływał w sztormie na samym bezanie i do tego jeszcze potem dostawił genuę? Dobrze, że się w porę wygrzebałem z tego bardaka pod pokładem, bo już skubany wisiał pod fokbramreją i jakieś szmaty dodatkowe próbował rozwieszać! Uff, zdążyłem... :D

_________________
Bogdan


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 wrz 2012, o 20:47 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 22:07
Posty: 3015
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 451
Uprawnienia żeglarskie: Jachtowy Sternik Mazurski
Kefas napisał(a):
[...] SMS od Olgierda [...] Wiatr 32-36kts, prędkość na samym bezanie – ok. 7 węzłów

Bogdan Bednarz napisał(a):
pływał w sztormie na samym bezanie

Już wcześniej zwróciłem uwagę na to co pisał Olgierd, ale byliście w rejsie i nie chciałem pod Waszą nieobecność poruszać być może drażliwego tematu ;) Możesz opowiedzieć coś o zaletach z takiej żeglugi? :D

_________________
Olek Kwaśniewski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 wrz 2012, o 22:46 

Dołączył(a): 9 gru 2010, o 09:09
Posty: 180
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 205
Uprawnienia żeglarskie: posiadam
Olek napisał(a):
Możesz opowiedzieć coś o zaletach z takiej żeglugi? :D


Widzisz Olek, musisz o to spytać Olgierda.Pewnie coś na ten temat wie. Jak również dlaczego płynąc jedenaście węzłów męczył od portu do portu po kilka dni. :D Do wczoraj byłem przekonany, że był w mojej załodze, po ujawnieniu prywatnego przecież sms-a widzę, że żeglował po swoim prywatnym oceanie :-(
Tak więc poniższą relację należy potraktować jako moją osobistą,może ktoś napisze inną.
Z racji prowadzenia rejsu uzurpuję sobie jednak prawo do zamieszczenia jej na stronie wyprawy :-P .O co Cię niniejszym proszę. Fotki i refleksje islandzkie dokleimy w miarę postępów prac.

A oto i pierwsza część :


ETAP 8 –
Grenlandia i Islandia , koło podbiegunowe …od góry

Za oknami małego Bombardiera gęste chmury, nie widać skrzydeł. A lot ma trwać 4 godziny. Za to z międzylądowaniem w Kulusuk! Bilety przeleżały od stycznia, ale ten fakt ustaliłem dopiero dzień przed wyjazdem drogą dedukcji, kiedy sprawdziłem dokładniej dlaczego pokonanie dystansu 750 kilometrów zajmuje samolotom Air Iceland tyle czasu. A więc pierwszy bonus w tej wyprawie , tylko to cholerne zachmurzenie!

Ostre słońce wdarło się nagle do kabiny kiedy samolot zaczął obniżać swój lot zbliżając się do lotniska. Wokół błękit nieba , w dole lazurowa woda wpadająca do wnętrza postrzępionych brunatnych brzegów , dalej nagie szczyty z resztkami śniegu w kotlinach, kilka kolorowych domków jak z bajki, ciemniejsza nitka szutrowej drogi - Grenlandia,…GRENLANDIA!!!

Wypadamy z samolotu sycąc się majestatycznym widokiem – góry z rzadka okraszone zielonymi porostami pną się wysoko wprost spod ubitego pasa ziemi szumnie nazywanego startowym, w dole zakole fiordu z resztkami kry odbijającej się od tafli wody. Powietrze przejrzyste, ale nadzwyczaj rześkie , słońce przebija się przez nie dając cudowne połączenie chłodu i ciepła. Kilka baraków udających budynki portu lotniczego dopełnia krajobraz. Mężczyźni obsługujący traktor dowożący walizki i cysternę z paliwem ciemni na twarzy , niscy, skośnoocy – to Eskimosi , sorki – Inuici.

Wartość bonusa doceniliśmy w pełni po kolejnym starcie – lecieliśmy wzdłuż linii brzegowej mając po lewej surowe, puste , jednolicie brązowo-szare, niedostępne góry przykryte czapkami śniegu z przełęczami wypełnionymi spływającymi lodowcami , po prawej zaś błękit wody , po którym porozsiewano białe pastylki gór lodowych różnej wielkości . Po raz pierwszy akceptuję amerykański sposób poznawania świata spoza szyb – tylko stąd można ocenić ogrom, bezmiar i potęgę tej tajemniczej wyspy. Wiem już też, że nie będzie nam dane poznać jej naprawdę, że dotkniemy ją tylko delikatnie - tyle, na ile sama pozwoli.

Pozwoliła na więcej niż mogłem oczekiwać. Po wejściu na pokład Rzeszowiaka rozpoczęła się PRZYGODA – żeglowanie wzdłuż pionowych ścian największego na świecie fiordu, pomiędzy górami lodowymi wielkości wieżowców , w gęstej krze syczącej jak tabletka Calcium rozpuszczana w szklance z wodą. Zapuściliśmy się pod czoło lodowca wypluwającego odłamy twardego jak stal lodu. Słyszeliśmy odgłosy jakby wystrzałów armatnich dochodzących z jego głębi – tak pękały jego warstwy, które kiedyś uwolnią się w postaci pływających gór. Z duszą na ramieniu podpłynęliśmy do jednej z nich , nie za dużej na wszelki wypadek , za to pięknej i niewiarygodnie niebieskiej ,aby odłupać jakiś kawałeczek. Czując podniosłość chwili delektowaliśmy się przywiezioną specjalnie na tą okazję whisky z kawałkami lodu, który drzemał w lodowcu może i z tysiąc lat. Z jeszcze większym respektem ustawiliśmy się na tle białego kolosa i z bączka wykonaliśmy kilka fotek. Rzeszowiak zasłużył sobie na to wyróżnienie – potężna wyspa łagodnie potraktowała nasz wspaniały jacht.

Później jeszcze lądowanie na brzegu i penetrowanie opuszczonej osady przywołało z pamięci dziecięce marzenia o odkrywaniu nieznanych cywilizacji. Na koniec szybka żegluga pod pełnymi żaglami i parada przed Ittoqqortoormiit , zakotwiczenie na dużej krze przed osadą i wzięcie tego skrawka l(ą)odu pod polską jurysdykcję. Żadna lokalna władza nie wyraziła ubolewania z powodu aneksji, miejscowe dzieciaki stadami pchały się nam na bączek, aby zwiedzić polski jacht i nową polską ziemię. Rankiem dnia następnego z żalem stwierdziliśmy, że nasza enklawa znacznie się skurczyła i musieliśmy ją oddać prawowitemu właścicielowi – oceanowi.

Ze wzruszeniem opuszczaliśmy ten cudowny zakątek dziękując losowi, że dał nam tak wiele nic właściwie nie biorąc w zamian. Szkoda tylko, że nie spotkaliśmy prawdziwych Eskimosów mieszkających w igloo, polujących na foki i niedźwiedzie. Ci jednak żyją już tylko we wspomnieniach z książek czytanych w dzieciństwie…

Było nam dane dotknąć Nieznanego i Tajemniczego Lądu, który zafascynował nas swą potęgą i surowością. Wydaje mi się, że odchodząc w morze w kierunku Islandii zobaczyłem w tęczy rozpostartej na niebie zaproszenie na kolejny raz. Pod wieczór, kiedy brzegi zaczęły się zacierać, weszliśmy w mgłę tak gęstą, że widoczność spadła do 30 metrów, a para skraplająca się na bomach ciurkiem spływała na nasze karki. Trzymała całą noc, a wiatr tężał gnając nas w kierunku kolejnej przygody. Game is over!


Żegnaj Grenlandio i …do zobaczenia???

_________________
Bogdan



Za ten post autor Bogdan Bednarz otrzymał podziękowania - 4: Maar, Milena, Olek, Zuzanna
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 wrz 2012, o 23:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 kwi 2010, o 22:07
Posty: 3015
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 451
Uprawnienia żeglarskie: Jachtowy Sternik Mazurski
Bogdan Bednarz napisał(a):
Z racji prowadzenia rejsu uzurpuję sobie jednak prawo do zamieszczenia jej na stronie wyprawy :-P .O co Cię niniejszym proszę.

Mówisz i masz :D
Bogdan Bednarz napisał(a):
A oto i pierwsza część:
[...]

Ładnie, górnolotnie ;) i poetycko ;) , ale ładnie!

_________________
Olek Kwaśniewski


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 3 wrz 2012, o 13:22 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 6 lip 2009, o 10:59
Posty: 3196
Lokalizacja: Gliwice
Podziękował : 461
Otrzymał podziękowań: 482
Uprawnienia żeglarskie: kapitan jachtowy
Może kogoś zainteresuje super oferta lotu na Islandię;
http://www.mlecznepodroze.pl/2012/09/03 ... -wrzesniu/

_________________
“We are all travellers on the earth. We come...we see...we go...”


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 4 wrz 2012, o 00:50 

Dołączył(a): 9 gru 2010, o 09:09
Posty: 180
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 205
Uprawnienia żeglarskie: posiadam
A to druga część relacji. Olek, proszę o doklejenie do strony wyprawy, zdjęcia dodam później.


W wysokich szerokościach przejrzystość powietrza jest niebywała. Brzegi Grenlandii niknęły w mroku raczej niż w oddali, w miarę jak posuwaliśmy się do przodu ; początkowo na silniku, później na pełnych żaglach, wreszcie na bezanie i zarefowanych grocie i genui. Po wpłynięciu we mgłę jacht sunął cicho jak duch – było coś niesamowitego w tym szybkim marszu po omacku, fala jakby za mała w stosunku do wiatru, wiatr za duży jak na dotychczasowe mgielne doświadczenia. Żadnych sygnałów, bo i dla kogo – któż tu jeszcze mógłby się zapuścić ? Ale wachta wytrzeszcza oczy do bólu – we mgle czai się kilka lodowych kolosów, które omiata radarowe oko uruchamiane z rzadka dla oszczędności prądu. Gorzej z pojedynczymi krami, których ono nie zauważy. Więc na zmianę , trzęsąc się z zimna i ścierając skraplającą się wszędzie mgłę , prowadzą Rzeszowiaka kolejne oczy i ręce. Gdyby wyłączyć ekran, po którym cierpliwie przesuwa się mała łódeczka , miałoby się pewność, że podążamy w nieznaną czeluść, z której nie ma powrotu. Ileż odwagi musieli mieć w sobie ci , którzy pierwsi odkrywali te wody żeglując w drobnych łupinach , zdani na łaskę żywiołów i wiarę we własne męstwo?

My posuwaliśmy żwawo , idealnie według wyznaczonego kursu – wprost na Grimsey, małą wysepkę stanowiącą północny przedsionek Islandii. Mgła była tak zwarta, że wysokie, klifowe brzegi ujrzeliśmy w momencie, kiedy zrzucaliśmy żagle przed wejściem do portu widocznego jedynie na ekranie plotera. Prawie zupełnie uszedł naszej uwadze fakt, że przecięliśmy koło podbiegunowe. No bo tak od północy,to chyba się nie liczy...? Tak rozpoczynał się drugi etap przygody .

Islandię obdarzyła natura niewiarygodnymi wprost cudami. Wypożyczonym w Dalvik busem zjeździliśmy spory kawał jej północnej części odkrywając co rusz coś nowego : wielkie pola żużlu przepięknie porośnięte kolorowymi roślinami , rozległe pofałdowane połacie na których swobodnie wypasają się owce same troszczące się o swój los, jeziora z krystaliczną wodą o brzegach ozdobionych figurami rzeźbionymi przez wulkaniczną lawę , rwące rzeki o czarnym, węglowym dnie, albo też wykładane tysiącami okrągławych głazów, grzmiące wodospady toczące tony skotłowanej wody, kratery wulkanów , geotermalne źródła buchające parą jak lokomotywy – ileż można zobaczyć w ciągu jednego dnia ? Wreszcie kąpiel pod gwiaździstym niebem w jeziorze z bąblami gorącej wody. Temperatura powietrza trochę powyżej zera, woda gorąca tak, że trudno przepłynąć przez wirujące lejki. Wracamy nad ranem , ale spać idziemy dopiero wtedy, gdy już nikt już nie może zjeść więcej dorsza smażonego na patelni przez kambuzową wachtę.

Wypływając z portu lekko tylko zbaczamy z kursu , by wejść na obszar, gdzie powinny być wieloryby. Trochę nie wierzymy w możliwość takiego spotkania , ale po godzinie zauważamy pierwsze grzbiety. Gonimy je tak, jak pewnie gonili je wielorybnicy – nie uciekają za bardzo, więc mamy je tuż przy burcie, oglądamy, robimy zdjęcia. Powoli odwracamy na zachód. Przed nami jeszcze kilka portów , w nocy delektujemy się zorzą polarną, która znika, by za chwilę pojawić się w innej postaci. Z Patreksfjordur zwijamy się szybko, bo prognozy zapowiadają wiatr powyżej 30 węzłów. Do 40 brakuje niewiele, w niezbyt ostrym bejdewindzie mkniemy dobrze ponad 7 węzłów, chwilami jeszcze szybciej. Fala wysoka i długa, nieraz jakiś dziad podniesie jacht do góry i majtnie bryzgami do kokpitu , woda wali przez kluzy – ale jazda! Żal redukować żagle, ale w główki portu jakoś trzeba trafić.
Od Olafsvik wiatr trzyma aż do Reykjaviku, wykorzystaliśmy tę prognozę po mistrzowsku, wchodzimy na ostatnich podmuchach, a dzień budzi się słoneczny i cichy.

Zaliczamy jeszcze gejzery i dołki z bulgotającym błockiem, blue lagoon zostawiamy na dobicie przed wylotem. Podsumowujemy rejs – los był nadzwyczaj łaskawy , „odhaczyliśmy” właściwie wszystko, no nie widzieliśmy jedynie polarnego niedźwiedzia. Łażę po wielkim sklepie by wybrać jakiś drobiazg mający przed żoną usprawiedliwić kolejne tygodnie poza domem. I nagle – jest ! Stoję przed białą bestią z otwartą paszczą i ostrymi pazurami ; pstryk - i ostatnie ogniwo grenlandzko-islandzkiej układanki zamyka łańcuch wrażeń. Wrażeń, których się nie da zapomnieć, do których będziemy długo wracać we wspomnieniach.
To już naprawdę koniec , wracamy do domu.

Łzy same ciekną mi z oczu gdy po oddaniu cum kolejnej załodze patrzę za wychodzącym w morze Rzeszowiakiem, jak niknie za falochronem portu. Płyń szczęśliwie!

_________________
Bogdan



Za ten post autor Bogdan Bednarz otrzymał podziękowania - 3: Jaromir, Węzełek, Zuzanna
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 5 wrz 2012, o 17:08 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17563
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2354
Otrzymał podziękowań: 3696
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Posty dotyczące wypadku wydzieliłem do wątku: "Wypadek Rzeszowiaka" w dziale "Ratownictwo, zdrowie, wypadki".

viewtopic.php?f=18&t=12933

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa



Za ten post autor Maar otrzymał podziękowanie od: Jaromir
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 13 lis 2012, o 01:11 

Dołączył(a): 9 gru 2010, o 09:09
Posty: 180
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 205
Uprawnienia żeglarskie: posiadam
EPILOG – czyli Misja Specjalna


Rzeszowiaka przetransportowano z Torshaven do Arhus na Jutlandii wielkim kontenerowcem. Tutaj przedstawiciel ubezpieczyciela ocenił stan jachtu , a ekipa techniczna przybyła z Rzeszowa przygotowała jacht do drogi. Marian Wilusz i Rysiek Prawdziuk to ludzie , na których można liczyć zawsze – nie zawiedli i tym razem. Postawili grotmaszt , uruchomili tyle elektroniki ile było możliwe, zabezpieczyli luźne elementy połamanego bezanmasztu .
Droga do portu macierzystego nie taka znowu długa – około 400 mil , ale to koniec października, czasu na decyzję mało , pogoda niepewna , termin wyciągania jachtu bliski – jak skompletować załogę ?
- Święty, trzeba jechać po Rzeszowiaka. - - To jedziemy. A ilu masz ludzi ? - Dwóch! Ty i ja… Reszty dialogu zacytować się nie da , nie ma takich słów w polskim języku. Ale konkluzja jasna – szukamy .
- Wojtek, chciałeś jesienią na Bałtyk – czas nadszedł. - Rozkaz to rozkaz, wuj to wuj! Kiedy? - Jutro !!!??? - No nie, potrzebuję tydzień, żeby wszystko poukładać - robota ,wynajęty domek na weekend, no i jak to powiedzieć żonie? - To ty układaj , a ja spróbuję jakoś to poprzesuwać .
Czas mijał nieubłaganie, telefony grzały się od nadmiaru połączeń, a Janusz coraz bardziej oswajał się z myślą, że popłyniemy tylko we dwóch. Wreszcie zdeterminowany zadzwonił do Eli, żony Wojtka. Chyba ona sama nie wie do dziś jakich użył argumentów, ale ostatecznie zgoda została wydana. Dwa dni przed wyjazdem rzutem na taśmę dołączyło jeszcze dwóch – na decyzję Piotrek potrzebował pół dnia , a Artur dwóch godzin.
W tym miejscu wypada podziękować firmie przewozowej Sindbad z Opola, która przy wsparciu turoperatora z Nowego Sącza - firmy Artus Bis, zaoferowała nam bezpłatny przejazd z Rzeszowa do Arhus. Może będzie okazja się odwdzięczyć gdy Rzeszowiak znów wypłynie w kolejny rejs?
Z Arhus wyszliśmy wieczorem, prawie z marszu, chcąc ukraść czasowi jak najwięcej. Silnik rechota równiutko, mijamy światła i statki , przecinamy jakieś wojskowe strefy, na razie nikt nie strzela. Na flagsztoku leniwie powiewa bandera pożyczona od Wojtka, właściciela solińskiej Pasji – forumowego Noka. Naszą ktoś podprowadził licząc zapewne ( i słusznie ) że z czasem będzie coraz więcej warta.
Pierwszy postój w Helsingorze – wreszcie można się wyspać, potem idziemy na zamek Kronborg szukać Hamleta. Nie ma go nigdzie , zamiast niego, a jakże , dwie Polki spacerujące alejkami. Jedyne miejsce , gdzie jak na razie, nie słyszałem polskiej mowy to wschodnia Grenlandia , ale pewnie byliśmy tam zbyt krótko…
Potem znowu nocna żegluga przez Sund - roi się od świateł, ale statków na szczęście mało i mgły też nie ma – jedziemy jak na wczasach. Kilka godzin cumujemy w Królewskim Jachtklubie w Kopenhadze – ktoś tam poszedł poszczypać w ogon Syrenkę , robimy klar i dociągamy krawaty – prognozy wieszczą sporo wiatru. Na wieczór dopływamy do kanału Folsterbo – Kuliński pisze że otwarty 24na dobę , a tu szlaban, w krótkofalówce nikt nie odpowiada, buda zamknięta na cztery spusty. Odrobina szczęścia należy się i nam – okazuje się, że o tej porze roku otwierają tylko dwa razy dziennie, rano o ósmej i drugi raz wieczorem,akurat za pół godziny. Czekamy cierpliwie, jemy chleb z solą…
Nagła zmiana świateł, most idzie w górę , można płynąć. Przekręcam starter , silnik odpala… no nie ,nic takiego się nie dzieje !!!!– przekręcam starter, cisza, cisza… dlaczego w takim momencie???!!!
Z przeciwnej strony tylko jeden statek, za chwilę most pójdzie w dół i mamy 25 mil w plecy, niech to piorun trafi! No i trafił. Już po drugiej stronie Wojtek odtwarza przebieg zdarzenia : „Siedzę w kokpicie , ciemno wkoło , światła się zmieniają , szlaban w dół , most w górę – piknie. Piotrek już ostatnią cumę trzyma na biegowo , a tu ciągle cisza. Nagle z mrocznego wnętrza jachtu sypie się wielgachny snop iskier. Po czym silnik zaczyna swoje równiutkie drym, drym, drym” … Po to właśnie w takich rejsach muszą być Święte i Artury , żeby w trzy sekundy „na krótko” potrafili odpalić silnik.…płyniemy.
Teraz się zaczyna . Statków dosłownie roje – są wszędzie i płyną we wszystkich kierunkach . W drodze na Bornholm trzeba przeciąć kilka torów podejściowych do portów szwedzkich, potem trzy TSSy. Rozgrywka jak w szachach – tego puszczamy, temu na ogon, tamtemu ustępujemy , a ten no proszę - ten sam ustępuje nam drogi. No czyż nie piękna ta nocna nawigacja? Tylko dlaczego tamten ogromny skubaniec ma czerwone, białe, czerwone i w którą stronę płynie? I dlaczego to jest prosto na nas???
Mgła siada powoli, ale tory mamy już za sobą. Jasno będzie dopiero o ósmej, do Ronne wchodzimy z pierwszym brzaskiem.
Z Borholmu ostatnia prosta do Polski , startujemy nim pierwsze podmuchy załopocą naszą banderą. Potem zachodni wiatr tężeje z minuty na minutę – od połowy drogi co najmniej szóstka, w porywach więcej. Mierzę to na oko, wiatromierz nieczynny. Log zresztą też , a i sonda takoż. Z prądu tylko pozycyjne… Lecimy na zrefowanej genui, fale rosną w mgnieniu oka. Teraz trzeba naprawdę uważnie sterować – wyostrzenie kieruje dziób jachtu w stronę brzegu, zbyt bliskie trzymanie się osi wiatru grozi zwrotem przez rufę i podarciem strzelającego z hukiem żagla. Rozewie omijamy na cztero-pięciometrowej fali , wzdłuż Półwyspu Helskiego już spokojniej, ale idziemy jak przeciąg. Za zakrętem na dole prawie stajemy w miejscu – wiatr odkręcił i teraz razem z falą trzymają nas skutecznie w szachu. Znowu czarna ciemność, zaczyna padać, wiatr świszczy i wyje. Z trudem dopychamy na silniku w główki portu. Cumujemy w basenie jachtowym ( żadnego jachtu, nikogo) , bosman przestawia nas dwa razy. Tu wam pourywa cumy, stańcie w rybackim , za tym trawlerem. Stoimy. Atmosfera się rozluźnia, piwo smakuje, choć zimno jak na Grenlandii. Webasto rzuciło palenie chyba jeszcze gdzieś koło Jan Mayen i trwa w abstynencji niewzruszenie. Artur telefonuje do kogoś, słyszę jak mówi : „Deszcz pada poziomo”. Pewnie ściemnia jakiejś panience . Wyglądam na zewnątrz – do kokpitu nie wpada ani kropla, wszystko rzeczywiście przelatuje w bok – o cholera , trochę daje. W knajpie właścicielka uprzejmie informuje – dziesięć w skali Beauforta , ma trzymać do niedzieli. W niedzielę to my mamy bilety na autobus, a w sobotę umówiony termin na wyciąganie – ano trzeba będzie jeszcze powalczyć, ale póki co – jachting portowy.
Wiatr coraz głośniejszy, deszcz coraz gęstszy, zimno coraz przenikliwsze, za to barmanka coraz ładniejsza. Prysznic z ciepłą wodą – łorety!
Trzyma już pół soboty i nie widać żeby chciało odpuszczać. Idę pod Zawiszę, który przypłynął z Gdyni i zamiaruje tutaj zostać do końca trzydniowego rejsu do Kalmaru, aby zapytać o wskazania przyrządów. Wachtowy ( mocno wierzę , ze nie był to ciułacz zaliczający godziny do patentu kapitana ) idzie sprawdzić i po powrocie informuje, że wieje ….17! Grzecznie dziękuję, a po cichu kombinuję w jakich to może być jednostkach – nie pasuje mi żadna, no chyba żeby w bofortach?! – ostatecznie jednostka stażowo - szkoleniowa , musi niedouczony jestem! Dylemat rozwiązał bosman : sp…ny jest, skala mu się na 17 kończy!
Przed zmrokiem wchodzi jeszcze jakaś plastikowa czarterówka z Gdyni z uszkodzonym sterem, ledwie dali radę i to z wiatrem ! O czternastej zgodnie z planem odpalamy, wszystko gotowe do wyjścia, ktoś jeszcze idzie wyrzucić śmieci. Wychodzę na falochron popatrzeć na Zatokę – no, kurcze blade, nie jest dobrze, wiatr i fala prosto z południa, akurat tam gdzie Górki. Jeśli będzie trzymać to jakoś zmęczymy te ostatnie 15 mil i w nocy, a jak odpuści to po cholerę ryzykować ? Wracam na pokład , gaszę silnik ; - wychodzimy o 4 nad ranem !
Para schodzi natychmiast.
- No i super, pooglądamy tego uboota na Zawiszy!
- Zmienność decyzji jest oznaką ciągłości dowodzenia – konkluduje Wojtek i wszystkim robi się weselej. Portowe życie ma swoje uroki.
Wychodzimy punktualnie o czwartej. Ciemno i zimno, ale wiatr zelżał, a fala szybko się wygładza. Idziemy na pełnych żaglach, w połowie drogi zdechło całkiem - już tylko silnik. Ech morze, kto Cię pozna? Respekt, respekt, respekt.

O dziewiątej dźwig wielkości krążownika unosi Rzeszowiaka jak piórko i ustawia na brzegu do zimowego odpoczynku. Z wiosną znów wyruszysz na morze, nasz Wspaniały Jachcie. Dokąd pogna Cię wiatr , do jakich portów zawiniesz, w jakiej wodzie wyrzeźbisz kryształowy kilwater , Twardzielu ?


Bogdan Bednarz


Załączniki:
1.jpg
1.jpg [ 66.64 KiB | Przeglądane 2549 razy ]

_________________
Bogdan

Za ten post autor Bogdan Bednarz otrzymał podziękowania - 14: Były user, Colonel, Cypis, Krzys, Maar, Milena, Netart, Olek, Stara Zientara, tuptipl, Walen, Wojciech, Węzełek, Zbieraj
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 42 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 6 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL