Wojciech napisał(a):
W komentarzach sprzedający podaje, że Ramblery miały stoczniowo laminowane dna.
Czy to prawda czy fałsz?
Fałsz. Miałem pod opieką i pływałem Ramblerem w latach 70-80. Żadnego laminowania nie było. Sam laminowałem pokład bo był sklejkowy, słabo zabezpieczony, gnił.
A z dnem był problem bo gniła stępka wokół skrzynki mieczowej, bardzo kiepsko zabezpieczone stoczniowo przejście.
Jako konstrukcja łódka była bardzo dzielna i bardzo szybka (oczywiście częściowo za moją sprawą, oprofilowałem czoło i spływ balastu, wypełniłem gniazda śrub mocujących balast, całe dno polerowałem. Płetwy, mieczowa i sterowa lekkie, z duralu, polerowane, profilowane natarcia i spływy. Niejednokrotnie Maki 707 były regacone, o mniejszych łódkach nie mówiąc, te były bez szans.
Sporą wadą był brak odpływu z kokpitu i brak jakiejkolwiek zabudowy. Kojki i podnoszone do spania podłogi, w kabinie i kokpicie, bakisty w kokpicie, robiłem sam.
W sumie - konstrukcja bardzo dobra, wykonanie stoczniowe pod psem.
Jeszcze co do patentu do stawiania masztu - kładłem i stawiałem maszt „z ręki”, bez problemu. Maszt był drewniany, stoczniowy.
* ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ *
Odnośnie Ramblerów - w kilka lat stały się unikatami na Mazurach. Zasługa stoczniowego partactwa. Unikaty oglądane wiele lat później przetrwały dzięki niesamowitym pasjonatom, którzy potrafili zrobić z nich cacuszka i które nie tylko ja do dziś podziwiam.
Co do produkcji, kupowałem słomkową Omegę w Ostrudzie. Specjalnie tam pojechałem, żeby coś sensownego wybrać. Z całego placu - chyba ze dwadzieścia albo i więcej - wybrałem jedną (!) z najmniejszymi widocznymi wadami. Najczęściej wypaczona skrzynka mieczowa i wylot miecza, niestaranne wykończenie pokładów i poszycia. Wyborów nie było, konkurencji też.