Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

choroba morska
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=18&t=6682
Strona 1 z 9

Autor:  jstm [ 16 gru 2010, o 14:17 ]
Tytuł:  choroba morska

Zawsze mnie martwiło ,że to cholerstwo które nazywa się chorobą morska eliminuje z morza tak wielu wartościowych ludzi.
Wielu oczarowanych "Mazurami" zderza się z rzeczywistością morza i odbija się od niej jak od muru i nie chodzi tu o to ,że widoki kiepskie albo piwa brak.
Ale niedawno wpadł mi do głowy niezły pomysł :wink:
Mam go na końcu języka i chyba go nawet zdradzę ,tylko zapamiętajcie że ja byłem pierwszy.
Będę organizował rejsy adaptacyjne czyli takie gdzie wypływa się na krótkie odcinki w dobrych warunkach i niewielkiej fali stopniowo podnosząc poprzeczkę .
Co o tym sądzicie?
Czy już mam kogoś chętnego na aklimatyzację? :D

Autor:  elektryczny [ 17 gru 2010, o 00:54 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Zacznę od cytatu @justeli, która na tym forum kiedyś wypowiedziała się tak:
justella napisał(a):
"nic tak nie łączy jak wspólne żyganie"*
Pozdrawiam
Justyna
* przed pierszym wyjściem w morze, dręczyły mnie pytania, co będzie, jak Neptun zacznie się dopominać, i właśnie takie zdanie usłyszałam od bardziej "doświadczonych" żeglarzy

Piękne, prawda? :wink:
Dlaczego przytoczyłem ten cytat? Bo doszedłem do wniosku, że jak załoga rzyga a skipper nie, to tej załodze przykro się robi i właśnie wtedy czuje się osamotniona, załamana psychicznie faktem bezradności, niedyspozycyjności. :wink: Wówczas dobrze byłoby aby skipper, kapitan, kierownik jachtu, bodaj udawał, że i jego wzięło, nabierając wody w usta i udając, że oddaje Neptunowi należne. :D
Teraz na poważnie...
jstm napisał(a):
Będę organizował rejsy adaptacyjne czyli takie gdzie wypływa się na krótkie odcinki w dobrych warunkach i niewielkiej fali stopniowo podnosząc poprzeczkę .Co o tym sądzicie?

Ja osobiście uważam, że najlepszą adaptację uzyskuje się poprzez zabawę na falach morskich na "bylecym", mogą to być ponton przy plaży, kajak, deska windsurfingowa, deska surfingowa a już na pewno żaglówki typu 470, Fin czy coś na podobieństwo Lasera. Oczywiście te trzy ostatnie to już nie "byleco" :wink: Kilka dni, 2-3 spędzonych na morzu na tego typu sprzęcie wypleni prawie z każdego tę piekielną chorobę.
Pływając na tym co tu wymieniłem, na falach 1,5 -2 m wysokości trochę się walczy "o życie" i w ferworze tej walki niema miejsca na chorobę morską. Na jachcie morskim też jedną z terapii jest zajęcie chorego czymś naprawdę ważnym, choćby sterowaniem ale o ważne zajęcia na jachcie w morzu też i trudno, szczególnie jak chorych więcej. No cóż, wówczas potrzebny dobry KaOwiec :D

Autor:  Leszczyna [ 17 gru 2010, o 09:30 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Nie róbmy tragedii z rzygania :). Albo komuś przejdzie po 1-2dniach,albo będzie rzygać zawsze..tego się nie da wytrenować.
Pozdrawiam(nierzygająca...i oby tak dalej)

Autor:  kacfil [ 17 gru 2010, o 10:52 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Moim zdaniem nad rzyganiem to trzeba pracować na lądzie. Z autopsji jak byłem pierwszy raz na morzu to rzygalem nie jakoś ciężko ale... Po iluś tam latach wróciłem na słone ale przepracowałem ten czas należycie tzn piweczko i mocniejsze i teraz już nie choruje :) Najważniejszy jest trening błędnika :)

Autor:  Maar [ 17 gru 2010, o 11:16 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

kacfil napisał(a):
Najważniejszy jest trening błędnika
Z błędnikiem jest trochę podobnie jak z rogówką. Z upływem lat rogówka staje się mniej elastyczna i w błędniku też zachodzą "starcze" zmiany - nie wiem co tam się w nim konkretnie dzieje, ale "dzieciaki" częściej i bardziej chorują niż "staruszki".

Słyszy się czasami morskie opowieści o chorobie "Trzeba dużo pływać. Ja pływałem, pływałem i już po 28 latach choroba mi przeszła" :-)

Oczywiście błędnik można przyzwyczaić do bujania, ale... po zimie znów jest odzwyczajony. Natomiast rzadko się mówi/pisze o tym, że można się nauczyć tak żyć na burcie, żeby choróbsko nam nie doskwierało i do tego właśnie trzeba dużo pływać, i pływać, i pływać, i pływać...

Autor:  elektryczny [ 17 gru 2010, o 13:13 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Maar napisał(a):
nie wiem co tam się w nim konkretnie dzieje, ale "dzieciaki" częściej i bardziej chorują niż "staruszki".

Coś w tym jest, bo jak 30 lat temu pływałem w marwoju, to czasami, rzadko, ale przytrafiały mi się mdłości a przecie pływałem codziennie po kilkadziesiąt mil. Teraz po 30 latach pierwszy mój rejs w morzu, fale trafiliśmy nie małe i... nic :wink: (przecież część załogi mi się pochorowała rezygnując z dalszego rejsu). :(
Aleee 2 tygodnie wcześniej trenowałem kajakiem na falach w Kołobrzegu i w trakcie takiego pływania, niewielkie zawroty głowy odczuwałem, szczególnie jak wypłynąłem poza strefę przyboju. Na przyboju w trakcie surfowania adrenalina tak skacze do góry, że niema mowy o zawrotach i pawiowaniu :D

*****

kacfil napisał(a):
przepracowałem ten czas należycie tzn piweczko i mocniejsze i teraz już nie choruje

No ale coś za coś, nie masz morskiej tylko marskość. :D

Autor:  peppino [ 17 gru 2010, o 13:29 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Na chorobę morską zasadniczy wpływ mają "osobiste predyspozycje" lub warunki w których może ona się pojawić.Na każdego działa inaczej,nie ma schematu.Przede wszystkim ona nie zawsze się pojawia,wszystko zależy od jachtu,warunków na morzu,halsu względem wiatru i momentu wystąpienia tych warunków.Bywa,że załogant(także i piszący) miewa objawy choroby pod koniec rejsu,inny na początku a jeszcze inny w porcie lub na lądzie.Nieraz nie ma też znaczenia,że pływało się wcześniej dajmy na to miesiąc non stop np.w Chorwacji i przy niewielkim zafalowaniu.Po wyjściu na morze w trudniejszych warunkach okazuje się,że jednak objawy również występują,może lżej się je znosi,ale jednak są.
W związku z tym,wydaje mi się ,że trudno wyrobić sobie przed rejsem odporność na chorobę morska,najlepiej jest się z nią zmierzyć,zobaczyć jak wygląda i pogodzić kiedy jest ale spróbować jej się nie poddawać.Najlepszym znanym mi sposobem na nią jest ten sam środek,co na "kaca",czyli praca.Skupianie się na sterowaniu,na zajęciach związanych z prowadzeniem jachtu pomagają o niej zapomnieć lub zmniejszyć jej odczuwanie.
Nie wierzę(a i nie miałem okazji sprawdzić) w terapię opartą na piwie lub na czymś mocniejszym.Na pewno za to,picie w przeddzień rejsu wybitnie przyspiesza wystąpienie choroby morskiej.Hm..no ale jak tu przed rozpoczęciem rejsu się nie integrować..;)

Autor:  maciek.k [ 17 gru 2010, o 16:20 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Jesteśmy o włos od przełomowego wniosku, że załoga rzyga na początku rejsu ponieważ dzień wcześniej namieszała :)
A na poważnie to moje doświadcznie jest takie, że jak na początku rejsu jest lajt (słaby wiatr, albo żegluga w osłoniętych wodach) to w zasadzie nikt nie choruje bo błędnik się stopniowo przyzwyczaja.

Autor:  Maar [ 17 gru 2010, o 16:56 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

maciek.k napisał(a):
A na poważnie to moje doświadcznie jest takie, że jak na początku rejsu jest lajt (słaby wiatr, albo żegluga w osłoniętych wodach) to w zasadzie nikt nie choruje bo błędnik się stopniowo przyzwyczaja.
A moje są takie, że jak naprawdę przywieje, to pomimo że wcześniej było różnie, to większość i tak cierpi.

Drugą sprawą - na szczęście nie znaną z autopsji - jest to, że bez względu na odporność na chorobę morską i wcześniejsze przyzwyczajenie do kołysania, po wejściu do tratwy rzygają wszyscy (i dlatego pierwszą rzeczą jest zapodanie aviomarinu).

Autor:  Issa [ 17 gru 2010, o 17:22 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Maar napisał(a):
i dlatego pierwszą rzeczą jest zapodanie aviomarinu


No nareszcie... Juz myslalam ze jestem jakas inna calkiem.. :lol:
Zawsze w kolko slysze, ze swoje trzeba przecierpiec itp.. Sama mam bardzo czuly blednik ale w zyciu jeszcze na morzu nie rzygalam bo sobie pierwszy dzien, czasem poltora biore proszeczka i w ogole problemu nie ma..
I naprawde calkiem nie rozumiem, skad taka szeroka nagonka.. Ponoc nie kazdemu pomaga - to inna sprawa ale widzialam juz ludzi, ktorzy " nie bo nie, bo musi samo przejsc" i byli tak znekani, odwodnieni i 2 dni kompletnie niesprawni, ze naprawde nie rozumiem po co. Nie dosc, ze oni cierpieli to jak dujnelo i byl przelot taki doba-dwie to bylo o dwie a czasem cztery rece do pracy mniej wiec efekt taki ze reszta zalogi jeszcze po dupie dostawala... Jedno co, to kawke strzelic po proszeczku zeby sennie nie bylo i jest ok..

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?

Autor:  peppino [ 17 gru 2010, o 17:37 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Generalnie to nie nagonka tylko w sumie dyskusja na temat choroby morskiej :)
W rejsach nazwijmy je przybrzeżnymi też nie widzę przeszkód,zeby się wspomóc czymś od choroby-czy pomagają nie wiem(nie używam) raczej jednak trochę usypiają,załogant(ka) schodzi na dół do koi i pewnie w tej koi lepiej się czuje.
Tak naprawdę ,to każdemu pomaga co innego-jednemu jabłko,innemu sok jabłkowy,komuś kawa ;)
Kiedyś od szwedzkiej pary lekarzy chyba w Grecji usłyszałem,że najlepiej jest na m-c przed rejsem zacząć przyjmować codziennie dużo witaminy C.Z racji tego,że choruję jakby mniej,nie spróbowałem czy działa.
Ja generalnie staram się jeść coś lżejszego(sucharki+dżem) i popijam słodką herbatą lub kiślem ;),kawa lub gorzka herbata niestety za bardzo ssie mnie w żołądku.

Autor:  Cape [ 17 gru 2010, o 18:24 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

maciek.k napisał(a):
A na poważnie to moje doświadcznie jest takie, że jak na początku rejsu jest lajt (słaby wiatr, albo żegluga w osłoniętych wodach) to w zasadzie nikt nie choruje bo błędnik się stopniowo przyzwyczaja

Też mam takie doświadczenia, co prawda nie osobiste, bo ja mam ten błąd genetyczny, że nie choruję. Choruje natomiast i to czasami ciężko moja żona.
Maar napisał(a):
A moje są takie, że jak naprawdę przywieje, to pomimo że wcześniej było różnie, to większość i tak cierpi

To też się zgadza z moim doświadczeniem.
Issa napisał(a):
Sama mam bardzo czuly blednik ale w zyciu jeszcze na morzu nie rzygalam bo sobie pierwszy dzien, czasem poltora biore proszeczka i w ogole problemu nie ma..

A to z kolei jest dla mnie absolutną nowością. W/g moich doświadczeń (nie osobistych) aviomarin i inne środki co prawda zapobiegają szęściowo wymiotom, ale jednocześnie eliminują adaptację. Tzn pozostaje cały rejs złe samopoczucie. Ale jak komuś pomaga, proszę bardzo.

Autor:  jstm [ 17 gru 2010, o 18:41 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Opowiem wam jak to było ze mną i dlaczego ten temat.
Miałem latek z 14 i świetnie szło mi w szaleństwach regatowych na OK.
po czterech latach pływania na naszym jeziorze Sławskim i Jesieńskim uważałem , ba byłem pewny ,ze zjadłem już wszystkie rozumy żeglarza śródlądowego i czas na coś mocniejszego.
wybrałem się na 2 tyg rejs na Zawiszę - o nie nie, nie tak bez przygotowania. Przeczytałem z 5 książek wielkich żeglarzy i tak przygotowany wyruszyłem.
Były to jeszcze czasy gdy na Zawiszy należało byc wyłysionym .
a więc łysy i bojowo nastawiony dzielnie walczyłem w swojej 1 wachcie .
Gdy wyszliśmy za Hel wiało 5-6 z W .położyłem się grzecznie spac po wachcie .
Pobudka o 6 rano na mycie pokładu,czyszczenie mosiądzy i obieranie ziemniaczków wprowadziła mnie w konsternację a właściwie nie pobudka lecz widok: na zawietrznej wisiał całkiem spory wianuszek druhów i druhenek ostro rzygających ...! W moich 5 książkach nie było o tym nawet słówka, żaden wielki nawet się o tym nie zająknął.
Próbowałem więc na własną ręką rozwiązac tą zagadkę, lecz każdy z wypytywanych o to co się stało miast udzielic mi odpowiedzi ciskał na mnie ... i tu nie będę cytował tych przekleństw.
Niestety na moje nieszczęście nasz dzielny of. sprawę mi wyłuszczył " co ty z choinki się urwałeś!
o chorobie morskiej nie słyszałeś!!!"
Potem nastąpiły najcięższe 3 dni w moim życiu a ponieważ honor nie pozwalał mi się poddac dzielnie tyrałem na wachtach oczywiście unikając jedzenia i picia .W Darłowie ledwo stałem na nogach.Przy życiu trzymało mnie tylko postanowienie ,że po tym rejsie już nigdy więcej na morze,
nigdy więcej o nie!
A jednak stał się cud ,kpt Sauer widząc umierającego druszka pozwolił mu posterowac i to nie tak jak zawsze na wachtach z nosem w kompasie ,lecz od tak wzdłuż brzegu.
Morze po sztormie
Niebieskie jak niebo nad nami
Żółte plaże w oddali
I najważniejsze:
ja w lewo a On mnie słucha i płynie w lewo
ja w prawo a On w prawo czy to nie cudowne!!!

Autor:  Issa [ 17 gru 2010, o 18:49 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

peppino napisał(a):
Generalnie to nie nagonka tylko w sumie dyskusja na temat choroby morskiej :)


Nie, nie, ja nie mialam na mysli tutaj :) Mialam na mysli to, ze kiedykolwiek rozmawialam z kims "wyzszym stopniem", to za kazdym jednym razem, naprawde, slysze w odpowiedzi: nie, nie nalezy a jak pytam czemu to slysze: "bo musi przejsc naturalnie".
Cape napisał(a):
W/g moich doświadczeń (nie osobistych) aviomarin i inne środki co prawda zapobiegają szęściowo wymiotom, ale jednocześnie eliminują adaptację. Tzn pozostaje cały rejs złe samopoczucie. Ale jak komuś pomaga, proszę bardzo.


Jest to, na moim przykladzie, kompletna nieprawda.. :) Ostatnio wyprobowalam to tez na kolezance, ktora ma tak samo wrazliwy zoladek, i po tak wlasnie dniu, poltora w ogole mowy nie bylo o mlodsciach.. Kiedys postanowilam sprawdzic czy moze juz w ogole jestem twardziel i mnie nie wezmie :lol: to zrezygnowalam z tego pomyslu w ostatniej chwili :lol: jak juz zaczelam kolory zmieniac i zalal mnie lodowaty pot :lol: juz myslalam ze za pozno i ze jednak mnie nie wyprostuje ale na szczecie pomoglo :lol:

Mozna zrobic eksperyment :) Niech sie zglosi kilka osob, ktore wiedza, ze maja klopot i na najblizszym rejsie sprobuja a potem zdadza relacje :)

Autor:  Cape [ 17 gru 2010, o 19:20 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Issa napisał(a):
Mozna zrobic eksperyment Niech sie zglosi kilka osob, ktore wiedza, ze maja klopot i na najblizszym rejsie sprobuja a potem zdadza relacje

W przypadku mojej żony, która jest profesorem od choroby morskiej, te i inne eksperymenty były robione. I nic. Natomiast małe falowanie na początku daje świetną adaptację. Wypróbowane wielokrotnie.

Autor:  Issa [ 17 gru 2010, o 19:28 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Cape napisał(a):
W przypadku mojej żony, która jest profesorem od choroby morskiej, te i inne eksperymenty były robione. I nic.


No to jeden wynik mamy zdecydowanie na nie. Ale za mala proba..

Autor:  Cape [ 17 gru 2010, o 19:33 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Issa napisał(a):
Cape napisał(a):
W przypadku mojej żony, która jest profesorem od choroby morskiej, te i inne eksperymenty były robione. I nic.


No to jeden wynik mamy zdecydowanie na nie. Ale za mala proba..

Ja pływałem z ludzmi, którzy brali aviomarin, naklejali plastry itp. Ich samopoczucie było złe, byli też bardzo senni. Jak przyszło większe falowanie rzygali ostro. Odstawili piguły i plastry i się adoptowali. Ale jeśli Tobie pomaga, to super. Jest to pierwsza taka dla mnie wiarygodna informacja.

Autor:  maciek.k [ 17 gru 2010, o 19:53 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Maar napisał(a):
A moje są takie, że jak naprawdę przywieje, to pomimo że wcześniej było różnie, to większość i tak cierpi.

Drugą sprawą - na szczęście nie znaną z autopsji - jest to, że bez względu na odporność na chorobę morską i wcześniejsze przyzwyczajenie do kołysania, po wejściu do tratwy rzygają wszyscy (i dlatego pierwszą rzeczą jest zapodanie aviomarinu).


Dokładnie. W naprawdę ciężkich warunkach rzygają wszyscy :) Nie bez powodu, w książce Colesa jest cały rozdział poświęcony farmakologii.

Pozdrawiam,
Maciek

*****

Cape napisał(a):
W przypadku mojej żony, która jest profesorem od choroby morskiej, te i inne eksperymenty były robione. I nic.


Może trzeba poszukać aviomarinu z "kotwiczką" :-)
Apropos farmakologii, bardzo dobrym lekiem objawowym działającym na nudności natychmiastowo jest imbir. Także wypróbowane wielokrotnie ...

Autor:  Macieq [ 17 gru 2010, o 23:35 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

maciek.k napisał(a):
W naprawdę ciężkich warunkach rzygają wszyscy

Tutaj bym polimeryzował :) W rejsie Polonusem mieliśmy dość chybotliwe kilkadziesiąt godzin i nic się nie działo z załogą :)

Autor:  Maar [ 18 gru 2010, o 17:29 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Macieq napisał(a):
W rejsie Polonusem mieliśmy dość chybotliwe kilkadziesiąt godzin i nic się nie działo z załogą
Maciek, bez przesady - ja nie piszę o ósemce tylko o 10+ (i to na jakimś szelfie, w rejonie dyfrakcji fal czy jakimś innym Bałtyku).

Issa napisał(a):
Zawsze w kolko slysze, ze swoje trzeba przecierpiec itp.. Sama mam bardzo czuly blednik ale w zyciu jeszcze na morzu nie rzygalam bo sobie pierwszy dzien, czasem poltora biore proszeczka i w ogole problemu nie ma..
Iza, ja o aviomarinie pisałem w kontekście tratwy.
Po wejściu do niej należy otworzyć znajdujący się tam zasobnik ze "skarbami" i od razu wydać wszystkim uratowanym aviomarin czy co tam akurat jest przeciwwymiotnego.
Chodzi o to, że na tratwie jest zupełnie inny cykl bujnięć niż na łódce i błędnik musiałby się od nowa przyzwyczajać. Zapasy słodkiej wody są ograniczone a rzyganie prowadzi do odwodnienia.

Autor:  Katrine [ 18 gru 2010, o 17:43 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Maar napisał(a):
Po wejściu do niej należy otworzyć znajdujący się tam zasobnik ze "skarbami" i od razu wydać wszystkim uratowanym aviomarin czy co tam akurat jest przeciwwymiotnego.
Chodzi o to, że na tratwie jest zupełnie inny cykl bujnięć niż na łódce i błędnik musiałby się od nowa przyzwyczajać. Zapasy słodkiej wody są ograniczone a rzyganie prowadzi do odwodnienia.



Na tratwie aviomarin bierze się głownie by nie doprowadzić do odwodnienia organizmu. Na rejsie takim zwykłym uważam że to jest zbędne no chyba że ktoś naprawdę bardzo bardzo ciężko choruje ale to raczej taka osobę lepiej wysadzić niż faszerować proszkami.

W czasie rejsu wg mnie branie aviomarinu czy innych leków o takim samym mechanizmie działania mija się z celem no chyba ze ktoś chce brać non stop przez 14 dni rejsu, i być ospały....

Iza zupełnie nie rozumiem kwestii jak to się dzieje ze bierzesz pierwszego dnia i później co? nie robi ci się niedobrze? wg mojej wiedzy to powinno być tak ze jak lek przestaje działać to znowu organizm potrzebuje aklimatyzować się i znowu muli..... no ale nie wiem dałaś mi teraz do myślenia....:P

wydawało mi się ze nie da się "przeskoczyć" tego dnia wymiotowania... zawsze jak lek przestaje działać to tak być powinno no chyba ze bierzesz non stop...

BTW nigdy nie brałam proszków więc nie wiem:P

Autor:  Maar [ 18 gru 2010, o 20:13 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Katrine napisał(a):
BTW nigdy nie brałam proszków więc nie wiem:P
I to jest kluczowe w Twojej wypowiedzi na temat brania proszków ;-)

Katrine napisał(a):
wg mojej wiedzy to powinno być jak ze jak lek przestaje działać to znowu organizm potrzebuje aklimatyzować się i znowu muli
Ja kiedyś rzygałem strasznie. Różnych specyfików używałem, metodą "dobrych rad" oraz "prób i błędów" doszedłem do tego, że znalazłem Cynaryzynę.

Było zupełnie inaczej niż piszesz.
Brałem przez jakiś czas przed rejsami i... nawet nie wiem kiedy przeszło mi prawie całkowicie. Teraz czasami przy wysokim morzu zaczyna mnie mulić, puszczę pawika i problemy z kluchem w gardle ustępują.
Od jakiegoś czasu nie biorę niczego i tak po prawdziwości nie wiem co mi pomogło. Czy to starcze zmiany w uchu, czy cynnarizinium jakoś pozwoliło się przyzwyczaić czy może jeszcze coś innego - naprawdę nie wiem.

A wracając do przyzwyczajania (lub nie) błędnika do bujania.
Nie znam wszystkich patomechanizmów powodujących rzyganko, ale przecież to nie tylko przelewanie się czegoś tam w kanałach półkolistych odgrywa rolę. Przecież jeszcze dzieje się coś w różnych częściach mózgu, coś tam po drodze z nerwami.
Błędnik się może przyzwyczajać a sygnały mogą być blokowane gdzieś tam dalej - nie wiem dlaczego niby leki przeciwwymiotne, a priori, miałyby jakoś przeszkadzać w aklimatyzacji do huśtania. Są różne leki i jest (najprawdopodobniej) różne zaburzenie przyzwyczajania się do warunków morskich.

Inna sprawa to skutki uboczne.
Jeżeli ktoś po jakimś leku "ma odjazd" to zdecydowanie nie powinien go brać, a jeśli już musi wziąć (bo zaraz się zwyrzyga na śmierć) to powinien unikać robienia czegoś innego niż leżenie.
Poza tym, upośledzenie sprawności psychoruchowej może skutkować tym, że delikwent po kuracji aviomarinowej rozwali sobie głowę łażąc pod spodem albo wyleci za burtę, gdy w wyjdzie na wierzch zaczerpnąć świeżego powietrza.
O jednoosobowej wachcie i sterniku, który zasypia za sterem to nawet nie wspomnę.

Autor:  Katrine [ 18 gru 2010, o 20:35 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

a mi się wydaję że najważniejsze z tego wszystkiego jest podejście do sprawy i "nieużalanie się nad sobą"
fizjologia fizjologią ale podejście jest bardzo ważne.... zajęcie się czymś na pokładzie (np. sterem) jest moim zdaniem najlepszym lekarstwem i już:) widziałeś kiedyś wymiotującego sternika?

sory maar ale jakby mnie zaczęło mulić i jakbym jeszcze dostała od ciebie jakiś spazmolityk to coś mi się wydaje że znając mój organizm to wtedy dopiero bym zaczęła wymiotować jak nie wiem co....ale to mój organizm tak działa może innych nie:):):)

nie wiem ale ja np. zawsze jak były jakies trudniejsze warunki i szłam za ster to w życiu mi nie przyszło do głowy by wymiotować:P no bo nie ma na to czasu jak trza walczyć z żywiołem zbyt jestem wszystkim zafascynowana by ulegać jak przyziemnym problemom :P:P:P:P

choć nigdy nie zapomnę jak kiedyś na kacu umierałam! i wtedy co mi z tego aviomarinu i tak po 10 sek bym go zwróciła i tak.....:)

a i jeszcze chcialam dodac ze z moich doswiadczen bardzo ważne jest ubranie... ja wtedy na tym kacu jak byłam to byłam cała mokra od fal w krótkich spodenkach i bluzce na ramiączka i wymiotowałam jak nie wiem co....

jak sie ubrałam (znaczy sie mnie ubrano) to sie znacznie lepiej poczułam....

Autor:  Issa [ 18 gru 2010, o 21:35 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Katrine napisał(a):
Iza zupełnie nie rozumiem kwestii jak to się dzieje ze bierzesz pierwszego dnia i później co? nie robi ci się niedobrze?

No nie wiem, jak sie mam do tego co piszecie ale u mnie tak jest.. Zawsze bylo.. Tak, biore pierwszego dnia, mam zupelny spokoj chyba ze bardzo buja i bardzo dlugo siedze w srodku to b. delikatnie czuje ale bez klopotu, potem czasami po 12 godz biore 2-ga - wlasnie jak poczatek byl ostry a jak nie to do konca rejsu nie musze juz niczego brac. No poprostu jakby w ogole nigdy nie bylo takiego klopotu jak choroba morska. A zwykle duzo siedzie tez w srodku np nad mapa i w ogole luz...

Katrine napisał(a):
W czasie rejsu wg mnie branie aviomarinu czy innych leków o takim samym mechanizmie działania mija się z celem no chyba ze ktoś chce brać non stop przez 14 dni rejsu, i być ospały....

Jw.. Ale moze faktycznie to bardzo osobnicze.. Wiecie, jak sie samemu jakos ma, to sie wydaje ze wszyscy tak maja.. :wink:

Po jednym proszku nie mam duzej ospalosci ale faktycznie troche tak wiec zawsze pije mocna kawke do niego zeby kompletnie wyeliminowac..

Kurcze to wyglada, ze mam sporo szczescia, ze u mnie to dziala... :) Na np 10 dni rejsu jeden albo dwa proszki to jeszcze nie faszerowanie na szczescie :lol:

Autor:  Katrine [ 18 gru 2010, o 21:40 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Kurde Issa normalnie aż przy najbliższym rejsie spróbuje tej Twojej metody jest dla mnie nielogiczna ale jak działa to milo...:)

ale jak wezmę i będę potem wymiotować to Cie zamorduje:P

to co polecasz? jakie tabsy?

Autor:  maciek.k [ 18 gru 2010, o 21:54 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Katrine napisał(a):
widziałeś kiedyś wymiotującego sternika?


Nie widziałem, ale słyszałem o takim jednym :) Na opalu trzeba było założyć sztorcklape.

Autor:  Issa [ 18 gru 2010, o 21:58 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Katrine napisał(a):
ale jak wezmę i będę potem wymiotować to Cie zamorduje:P


Daj spokoj lepiej nie :lol: Jak masz puscic pawia to na wlasny rachunek a nie ze ja przez leb dostane potem :lol:
Katrine napisał(a):
to co polecasz? jakie tabsy?

Sluchaj, ja lykam zwykly 1 aviomarin i juz. Natomiast ja musze sprobowaac imbir ale troche sie boje, ze jak nie zadziala to bedzie ze mna krucho..

Autor:  Katrine [ 18 gru 2010, o 22:00 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

maciek.k napisał(a):
Katrine napisał(a):
widziałeś kiedyś wymiotującego sternika?


Nie widziałem, ale słyszałem o takim jednym :) Na opalu trzeba było założyć sztorcklape.



jakoś nie potrafie sobie tego wyobrazic:P ee to jak on wymiotowal ? nie na zawietrzna tylko przed siebie....? no a nawet jak przed siebie to co do tego ma sztorcklapa? tno bo jak wiatr od dziobu....nie nie widze tego :D

ej raz mi sie zdarzyło że koleś na mnie zwymiotował i nie polecam nikomu tego doswiadczenia:P czemu osoby wymiotujace dziwnym trafem zawsze sie na nawietrznej lokuja:P bosh....

grunt to logiczne myslenie...:)

*****

Issa napisał(a):
Katrine napisał(a):
ale jak wezmę i będę potem wymiotować to Cie zamorduje:P


Daj spokoj lepiej nie :lol: Jak masz puscic pawia to na wlasny rachunek a nie ze ja przez leb dostane potem :lol:
Katrine napisał(a):
to co polecasz? jakie tabsy?

Sluchaj, ja lykam zwykly 1 aviomarin i juz. Natomiast ja musze sprobowaac imbir ale troche sie boje, ze jak nie zadziala to bedzie ze mna krucho..



Izuś ale jak ja łyknę aviomarin to na stałym mi się źle robi to co tutaj mówić o wodzie:P


ale dla dobra sprawy się poświecę!

kiedyś jak będę na kacu w morze isc to spróbuje.... może będę ci dziękować a może będę cie przeklinać:P nikt tego nie wie:P

Autor:  robhosailor [ 18 gru 2010, o 22:41 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Na fejsbuku udostępniałem w swoim profilu link do filmiku zamieszczonego przez innego użytkownika fejsbuka (nie wiem, czy ten film jest na youtube, znam go tylko z feacebooka) - spory jacht dwumasztowy tańczy na fali (chowając się co chwilę w dolinie) i widać, że duuuużo łatwiej tam na nim wszystko wyrzygać niż cokolwiek przygotować do jedzenia. ;) No ja nie wiem, jak bym się tam czuł. Za sterem człowiek się spina, no i świeże powietrze go orzeźwia, ale wewnątrz, a jeszcze szukać czegoś w zęzie... :oops: :evil:

Tutaj podaję link do tego filmu na facebooku - użytkownicy facebooka mają szansę go zobaczyć:
http://www.facebook.com/home.php?#!/vid ... 3&comments

Autor:  Katrine [ 18 gru 2010, o 22:44 ]
Tytuł:  Re: choroba morska

Maasakryczne to bujanie! w takich warunkach to chyba nie ma mocnych i jeszcze w środku....

Strona 1 z 9 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/