Idzie o ten kawałek co un dostrzegł zalety poliuretanowego Coelanu?
Nie komentuję, skoro sam akowego używam. A w temacie mam inne ciut zdanie
Ale służę cytatą:
Gdy kupowaliśmy s/y DOCKAN mieliśmy mgliste wyobrażenie o utrzymaniu drewnianej łódki poza kilkudniową praktyką szlifowania "szkiełkiem" jakichś starych "DeZet". Nie przerażało nas niemal półwieczne zużycie s/y DOCKAN, bo szybko nabraliśmy zaufania do artystycznej solidności szkutnika który zbudował kadłub z daglezji.
Przed wodowaniem
Mahoniowe wnętrze było w niezłym stanie, aczkolwiek zagospodarowane prymitywnie i bez wygód. Smętnie zwisały plastikowe płachty mające chronić przed stróżkami wody cieknącymi przez nieszczelności pokładu. Źle wyglądała nadbudówka z przegniłymi na wylot zrębnicami. Listwy odbojowe nadawały się jedynie do natychmiastowej wymiany. Stan drewna kokpitu nie wzbudzał zaufania. Urządzony był zresztą, tak, że w miarę wygodnie mogły usiąść w nim tylko dwie osoby.
Jedyną miłą niespodzianką były piękne listwy pokładu z daglezji, jakie ukazały się po ostrożnym zdjęciu płótna przybitego setkami gwoździ. Mimo atrakcyjnej ceny zakupu s/y DOCKAN szybko okazało się, że koszty rosły, gdyż musieliśmy kupić sporo narzędzi oraz materiałów do renowacji.
Malowanie linii wodnej
Każdego roku po zakończeniu sezonu żeglarskiego oraz wyciągnięciu jachtu na ląd uszkodzenia drewna są naprawiane i zabezpieczane roztworem oleju lnianego z terpentyną balsamiczną (jedna część terpentyny z jedną częścią oleju) a także pokrywane odpowiednią ilością warstw olejnego lakieru bezbarwnego.
Do konserwacji drewna używany jest olej lniany przegotowany, jeśli jednak można poczekać na wyschnięcie dłużej niż miesiąc, używany jest olej tłoczony na zimno. Terpentyna wciąga olej głęboko w drewno i wypełnia pory, dzięki temu nie tylko konserwuje, ale i częściowo uszczelnia.
Malowanie linii wodnej
Podczas przeróbek i pracy przy konserwacji, na ogół na dotkliwym zimnie, czasem zastanawiam się, dlaczego nie chcę mieć innej łódki niż drewniana? Czy poza potrzebą romantyki jest jeszcze próżność? Bo kto zwróci na nas uwagę, gdy przypłynę do przystani plastikową łódką. Gdy płynę drewnianą łódką, to nawet na "środku morza" z kursu zbaczają, by pozdrowić kiwnięciem dłoni. A może chcą się upewnić, czy nie zabłądziłem?
Robota
Jesienią, co 5-8 lat albo rzadziej, kadłub, pokład i kokpit szlifowane są do czystego drewna oraz pokrywane olejem lnianym z terpentyną, nie częściej niż raz w tygodniu (5-6 warstw, aż do nasycenia drewna), a następnie wiosną pokrywane co najmniej 6-8 warstwami lakieru.
Po wyciągnięciu jachtu na ląd kadłub jest myty, o ile to możliwe, słodką wodą. Uszkodzenia pod linią wodną są naprawiane w miarę potrzeb, aczkolwiek stan drewna jest tak zadowalający, że nie wymaga wiele pracy. Nie jestem zadowolony z używanej dotychczas ekologicznej farby antyporostowej (LeFant SPF) i szukam lepszego specyfiku.
Co najmniej 4-6 tygodni przed wiosennym wodowaniem wszystkie nielakierowane powierzchnie drewniane, a także kadłub wraz z konstrukcją, nasączane są od wewnątrz roztworem oleju lnianego z terpentyną, a lakierowane powierzchnie są szlifowane drobnym papierem ściernym i pokrywane jedną lub dwiema warstwami lakieru. Podobnie pielęgnowane są powierzchnie masztu, bomów, salingów oraz linii wodnej.
Niewielkie objawy rdzy na balaście są lekko szlifowane i zabezpieczane dowolną farbą odrdzewiająca. Przy czym nawet niezbyt staranna, aczkolwiek systematyczna, pielęgnacja wystarczy, by utrzymać balast w dobrym stanie.
Wodowanie w 1993 roku
Renowacja
Pomyślałeś że możesz wyremontować łódkę? Masz dwie "lewe ręce"? Nie sądzisz że to łatwiejsze niż się wydaje? Gdy brakuje wolnego czasu pozbądź się telewizora. Posługiwania narzędziami można nauczyć się robiąc drobny mebel do szkutniczego warsztatu. Jak czegoś się nie wie wystarczy zapytać kogoś kto wie.
Tutaj piszę o robocie przy drewnianych łódkach i nigdy nie odmawiam pomocy gdy ktoś sensownie potrafi ułożyć kilka zdań. Aby umożliwić pomoc przyślij fotografie na których nie zapomnij pokazać szczegółów o które pytasz. Aparaty cyfrowe nie są drogie. Kamery są i w telefonach więc trudno usprawiedliwiać się brakiem możliwości.
Znajdź drewnianą łódkę i przyjrzyj się jej uważnie. Nie kupuj pierwszej która się spodoba. Oglądaj oferty. Porównuj wygląd łódek. Coś trzeba wiedzieć aby nie zagrzebać się w robocie. Gdy znajdziesz upragnioną łódkę wyczyść ją z kurzu i brudu. Miejsca na których zaczęła się rozwijać pleśń możesz oczyścić roztworem octu. Proporcje na oko, według potrzeb i możliwości wietrzenia. Nakłuj tę i tamtą deskę delikatnie nożem. Jak coś odpada wyrwij lecz ostrożnie i zastanów się czy nie można skleić. Żywice epoksydowe (nie poliestrowe) czynią cuda.
Uwolnić się od "peerelowskiej przeszłości", to między innymi uwierzyć że można zrobić cokolwiek, nawet gdy się nie jest fachowcem. Nie pojmuję paraliżu który owładnął polskimi inteligentami. Żeby zrobić cokolwiek wołają hydraulika, elektryka, szkutnika itd. Sami chcą tylko konsumować w białych koszulach z krawatami.
Wszyscy podziwiają drewniane jachty jednocześnie większość armatorów unika jak może ich posiadania. Bo ciekną i jest z nimi więcej kłopotów niż ze zbudowanymi z innych materiałów. Niewątpliwie wiele prawdy w tej opinii świadczącej o braku umiejętności armatorów, a nade wszystko o niechęci do pracy i brudzenia rąk.
W czasie poświęconym amatorskiej renowacji łódki można zarabiać pieniądze aby zapłacić fachowcom, lecz co zrobić gdy w okolicy ich nie ma. Ostrożny właściciel łódki na pewno nie zrobi szkody i dość szybko potrafi się nauczyć co i jak zrobić. Bez pytania o radę pierwszego co udaje że posiada jakąkolwiek wiedzę, a sam nie zrobił niczego czym może tego dowieść.
Gdy się ma możliwości lepiej dużo zarabiać w tym samym czasie co wynajęty "robol" będzie zasuwał na łódce. Podobno tak się bardziej opłaci. Nie będę się spierał z tymi co tak myślą, bo nie przypuszczam że się porozumiemy.
Większość polskich szkutników przekroczyła wiek emerytalny, a młodsi pracują za granicą. Spotkałem ekipę cieśli góralskich którzy remontowali spory drewniany jacht. Robili świetną robotę lecz żądali więcej pieniędzy niż szwedzcy szkutnicy, których też coraz mniej, aczkolwiek nadal uczą fachu w kilku szkołach.
Do renowacji łódki nie trzeba zezwolenia PZŻ lub innej szkodliwej organizacji, ani też żadnego "patentu". Nawet umiejętność żeglowania nie jest konieczna. Niewątpliwie łatwiej jest gdy się umie żeglować i wiadomo czemu ma służyć to co się robi. Niechlujstwo dość szybko weryfikuje życie. Większość błędów ujawni się już podczas wodowania lub po zrobieniu pierwszego zwrotu na żaglach, a także po pierwszym deszczu.
Wystarczy odrobina wiary w siebie, wyobraźni, fantazji, kreatywności oraz odpowiednie młotki, jakaś piła, hebel i kilka innych drobnych narzędzi. Wiertarka też się przyda wraz ze świderkami. Gdy posiada się drewnianą łódkę warto sprawić sobie kilka narzędzi dobrej jakości. Jak wyglądają można obejrzeć na załączonych fotografiach wykonanych podczas pracy. Poniżej opis ich funkcji:
Skrobaczka
Używam skrobaczek z ostrzami z węglików spiekanych. Drogie to lecz trudno stępić. Łatwo uszkodzić ostrze uderzając o metal. Zdarzyło mi się nie tylko wyszczerbić ale i przepołowić ostrze. Są zwolennicy cykliniarek, skrobaczek zrobionych z pilnika albo i kawałków tłuczonego szkła. Normalne stalowe ostrza szybko tępią się między innymi od gorącego powietrza podczas podgrzewania lakieru. Nie sadzę aby taką skrobaczką dało się pracować równie sprawnie jak skrobaczką z węglikami spiekanymi. Cykliniarka może być przydatna do wyrównania świeżego drewna lecz bez podgrzewania.
Opalarka 2 kW
Duża moc jest potrzebna aby unosić nagrzany lakier, a nie podpalać. Nagrzewać trzeba do takiej temperatury aby bąble puchły lecz nie dymiły lub smażyły się. Przed rozpoczęciem roboty należy sprawdzić gdzie leżą środki gaśnicze i ewentualnie zaopatrzyć się w mokre szmaty. Gazy wydzielane podczas podgrzewania farb bywają bardzo szkodliwe przeto należy pracować w masce ochronnej i dobrze wentylować miejsce pracy. Nie sądzę aby chemiczne środki zmiękczające farby były odpowiednie do stosowania na drewnianym podłożu.
Szlifierka
Używam szlifierki rotacyjnej firmy Festo zawsze podłączonej do specjalnego węża z odkurzaczem przemysłowym odsysającym pył. Być może są inne szlifierki o podobnych zaletach lecz ta sprawdziła się i uważam że warto było zapłacić 3 raz więcej niż z inną szlifierkę. Zwróciłem uwagę że zawodowcy używają najczęściej szlifierek Festo. Nigdy nie używam szlifierek taśmowych do pracy przy kadłubie. Używanie odkurzacza zmniejsza potrzebę sprzątania, nie trzeba używać niewygodnej maski przeciwpyłowej i oszczędza zużycie papieru ściernego.
Pędzel
Do lakieru bezbarwnego używam kosztownego pędzla z długim i miękkim włosem o szerokości 70 mm. Posiadam go kilkanaście lat i policzyłem że warto było dużo zapłacić, bo pędzel nadal jest w doskonałym stanie i każdego roku oszczędzam na kupowaniu nowego pędzla z którego wypada włosie.
Podczas łódkowych targów w Göteborgu wiosną 2006 roku tłumy oblegały świeżo zbudowany nieduży kuter gaflowy (8,80x3,80). Cały z drewna. Pewnie są chętni, bo inaczej nikt nie chciałby budować. Ktoś kupił jacht za 2 miliony koron. Pomyśleć że stare drewniane jachty są bardzo tanie albo kosztują tyle co transport.
Są tacy co twierdzą że drewniany jacht dłużej wytrzyma niż laminatowy. Poniekąd sporo w tym prawdy. Wnoszę z obserwacji 100 letnich łódek, które właściwie pielęgnowane prezentują się znacznie lepiej i więcej wytrzymają niż 30 letnie "wydmuszki". Czy wytrzymają 100 lat? Podobno laminat ma wytrzymać 30 tysięcy lat, lecz nikt tego nie sprawdzał.
Impregnacja olejem lnianym
Olej lniany jest bardzo skutecznym i łatwym w użyciu środkiem impregnacji drewna. Gdy nie pożałujemy wolnego czasu, a przede wszystkim oleju wraz z terpentyną i solidnie nasycimy drewno, to uzyskamy kadłub o znacznej odporności na wchłanianie wilgoci oraz uszkodzenia.
Wadą oleju lnianego jest stosunkowo długi czas wysychania. Gdy jesienią zaimpregnujemy drewno, zdąży wyschnąć do wiosny i dopiero wówczas możemy lakierować. Z tym, że na tak przygotowanej powierzchni drewna nawet po wielu latach lakier na pewno nie będzie się łuszczył ani oddzielał całymi płatami, jak po szybkim nasączeniu pokostem lub wręcz po lakierowaniu czystego drewna bez żadnej impregnacji.
Gdy po impregnacji olejem odczekamy do lakierowania tylko tydzień czy dwa, możemy mieć pewność, że podczas upałów pojawi się wiele pęcherzy tworzonych przez gazy powstałe przez wysychanie oleju pod lakierem. Gdy jednak dobrze zaplanujemy pracę i odczekamy kilka miesięcy, uzyskamy trwale zakonserwowane drewno.
Impregnacji drewna olejem lnianym nauczyłem się od szwedzkich szkutników i podczas 20-letniej własnej praktyki z kilkoma starymi drewnianymi jachtami. Nie upieram się iż skandynawskie metody konserwacji drewna są najlepsze lecz warto się zastanowić dlaczego znacznie starsze skandynawskie jachty drewniane na ogół wyglądają bardziej świeżo niż polskie. Na pewno nie są nadmiernie eksploatowane i są zazwyczaj lepiej zadbane. Jednak obserwując w Polsce prace przy kilku drewnianych jachtach nabrałem wątpliwości czy różnica nie tkwi przede wszystkim w odmiennej tradycji impregnacji drewna.
W Polsce zazwyczaj używa się pokostu którego składnikiem jest olej lniany z kilkoma środkami przyśpieszającymi wysychanie. Sprzedawany jest w różnych postaciach i na ogół nie wiadomo z czego się składa. Zaleca się nakładanie pokostu na gorąco, co stwarza ryzyko pożaru. Stosując pokost uzyskujemy gorszą impregnację, niż gdybyśmy użyli oleju lnianego wysychającego bardzo powoli i wnikającego znacznie głębiej, aż do bardzo głębokiego nasycenia drewna. Pokost wnika w drewno stosunkowo płytko, bowiem szybko wysycha i tym samym uniemożliwia nałożenie wielu warstw. Pokostu zużyjemy znacznie mniej niż oleju lnianego, lecz celem jest jak najlepsza impregnacja drewna, a nie nierozważna oszczędność środków.
W Skandynawii od stuleci używa się "surowego" oleju lnianego tłoczonego na zimno kallpressad linolja, a od kilkudziesięciu lat również takiego samego oleju lecz otrzymanego z procesu destylacji na gorąco kokt linolja. Nie używa się sykatyw stanowiących domieszki pokostu. Olej z terpentyną można mieszać w dowolnych proporcjach. Należy używać wyłącznie terpentyny balsamicznej, która powinna być produktem naturalnym, a nie petrochemicznym.
Według moich doświadczeń najlepiej mieszać mniej niż pół objętości oleju i więcej niż pół objętości terpentyny. Zmniejszanie lub zwiększanie proporcji nie ma specjalnego znaczenia poza dołożeniem sobie pracy albo obniżeniem nasycenia drewna olejem. Nadmiar oleju może znacznie przedłużyć okres wysychania i gdy wymagany jest pośpiech można zmniejszyć ilość oleju lecz nie powinien stanowić mniej niż jedna trzecia objętości roztworu.
Istnieją dwie "szkoły" zwolenników jednego lub drugiego rodzaju oleju, lecz nie wyrobiłem sobie poglądu na różnice, bowiem nie spotkałem żadnych przekonywających argumentów na korzyść wyboru jednego z rodzajów oleju. Olej "gotowany" wysycha nieco szybciej niż olej "surowy" i umożliwia uzyskanie nieco twardszej powierzchni drewna, lecz różnice nie są tak znaczne by je warto brać pod uwagę.
Gdy w drewno nasączone wcześniej roztworem wcierać czysty surowy olej uzyska się efekt podobny do matowego lakieru. Aby utrwalić efekt trzeba również wetrzeć wiele cienkich warstw nierozcieńczonego gotowanego oleju. Takiej powierzchni nie trzeba lakierować.
Kadłub od wewnątrz najlepiej mocno nasycić roztworem oleju i nie używać innych środków konserwujących. Miejsca w których wystąpiła pleśń lub zabrudzenia należy wyczyścić spirytusem denaturowanym. Później, co roku, wystarczy nakładać kolejną warstwę. Z tym, że należy to zrobić odpowiednio wcześnie przed wodowaniem (co najmniej 4-6 tygodni), bowiem gdy olej nie zdąży wyschnąć może go rozpuścić woda przenikająca przez źle zabezpieczone drewno.
Nakładanie roztworu oleju lnianego
po usunięciu starego lakieru przy pomocy skrobaczki oraz gorącego powietrza jak też wyszlifowaniu drewna do czysta (używam szlifierki z wyciągiem podłączonym do odkurzacza), sprzątam i dokładnie odkurzam, po czym bez zwłoki przystępuję do impregnacji,
mieszam olej lniany (gotowany bądź surowy) z terpentyną balsamiczną po połowie objętości; pod ręką zawsze staram się mieć co najmniej po 5 litrów każdego specyfiku - gdy spytać o radę starego szkutnika odpowie że powinno wystarczyć "wiadro albo dwa"...
używam pędzla o szerokości około 70 mm i roztwór oleju nalewam do plastikowego wiaderka o pojemności litra (opakowanie po środkach spożywczych), w którego pokrywie robię nacięcie na krzyż aby się w nim zmieścił trzonek pędzla,
pierwszą warstwę roztworu nakładam bardzo grubo dopuszczając do powstawania zacieków, ewentualnie kładę następną warstwę w miarę równo rozcierając pędzlem i równomiernie rozmazuję większe zacieki,
po kilku dniach nakładam kolejną warstwę lecz po skończonej robocie rozcieram szmatą żeby uzyskać w miarę równą powierzchnię i nie zostawić zacieków,
po tygodniu nakładam jeszcze jedną warstwę i staram się nie zostawić żadnej nierówności aby powierzchnia była równomiernie nasyconą,
w kilkunastodniowych odstępach czasu kładę więcej warstw, biorę pod uwagę temperaturę otoczenia bowiem w cieple olej jest szybciej wchłaniany i wówczas nakładam częściej, jednak na wyschnięcie czekam najmniej tydzień,
gdy zauważę że drewno już nie wchłania oleju starannie wcieram tylko tyle aby uzyskać jak najbardziej jednolitą powierzchnię,
pozostały olej zlewam do plastikowego pojemnika oraz czyszczę pędzel lub zostawiam zanurzony w oleju i zatykam nieszczelności naczynia,
czekam co najmniej 2-3 miesiące na wyschnięcie drewna impregnowanego olejem zanim rozpocznę lakierowanie.
Jeżeli nie zabezpieczymy szmaty nasyconej olejem lnianym, na pewno się sama zapali i może wywołać pożar!
Po każdym użyciu szmat rozkładam je równo aby mogły wyschnąć albo ciasno zwijam do torebki plastikowej i wyrzucam do śmieci. Zawsze liczę szmaty i sprawdzam czy nie zapomniałem sprzątnąć choć jednej używanej do wycierania oleju lnianego. Temperatura samozapłonu oleju lnianego wynosi 64°C.
Trudno przewidzieć jak roztwór oleju lnianego z terpentyną może reagować z różnymi klejami i zapewne trzeba zrobić próbę. Wiele razy nakładałem olej na drewno klejone żywicą epoksydową (West System, 105 oraz 205) która wysychała co najmniej tydzień i nie zauważyłem ujemnych skutków. Porowate wypełnienia klejem poliuretanowym mogą się osłabić lecz tam gdzie ów klej jest mocno dociśnięty nie powinno być problemów.
Roztwór oleju z terpentyną bywa również używany do konserwacji mebli lub drewna we wnętrzach skandynawskich mieszkań. Podłoga w biurze u mojej żony była impregnowana olejem wiele lat temu. Raz na miesiąc przemywa się ją wilgotną szmatą i raz na rok nakłada kolejną cienką warstwę roztworu oleju. Podłoga wygląda zawsze świeżo, nawet zimą gdy chodzą po niej w zabłoconych butach, bowiem wilgotną szmatą z odrobiną szarego mydła łatwo usunąć brud i wszelkie plamy.
Nie należy mylić oleju spożywczego z olejem technicznym. To różne oleje. Olej spożywczy ma bardzo złe właściwości impregnujące.
Źródłem zakupu mogą być na przykład hurtownie materiałów dla plastyków albo dowolny sklep dla malarzy lub żeglarzy w Szwecji.
Impregnacja dziegciem
Najstarszym specyfikiem używanym w Skandynawii do impregnacji drewna jest dziegieć tjära otrzymywany z żywicy podczas suchej destylacji drewna. Tej metody impregnacji używa się najczęściej na łódkach które łatwo wyjąć z wody, a na większych impregnuje się drewno powyżej linii wodnej, maszty i pokłady. Dziegciem grubo pokrywa się kadłuby łódek zarówno od zewnątrz jak i od wewnątrz. Aby ławki oraz omasztowanie szybciej wysychały rozcieńcza się dziegieć nieco terpentyną. Powierzchni konserwowanej dziegciem nie należy lakierować.
Wadą używania dziegciu jest możliwość pobrudzenia się bowiem w miarę szybko wysycha tylko na powierzchni i przy drewnie pozostaje miękka warstwa. Gdy podczas wysychania zaczyna pękać nakłada się następną warstwę. Zaletą stosowania dziegciu jest stosunkowo szybkie schnięcie oraz możliwość nakładania w dowolnej porze roku.
Sposób jest bardzo skuteczny czego dowodzi wiele wiekowych łódek z desek świerkowych bądź sosnowych zachowanych w bardzo dobrym stanie. Nad Bałtykiem nadal można spotkać małe łódki rybackie impregnowane dziegciem, nieco przesiąknięte zapachem "dziegiećowej wędzonki". Dziegieć używa się również do konserwacji lin konopnych lub elewacji drewnianych domów.
Uszczelnianie kadłuba
Konstrukcja kadłuba, "martwe drewno", stępka oraz balast bywają uszczelniane minią blymönja o konsystencji gęstej i tłustej pasty w kolorze ceglastym. Tlenek ołowiu posiada właściwości trujące dlatego należy pracować w masce i w rękawiczkach. Z tego samego powodu tlenek ołowiu mogą kupować jedynie zawodowi szkutnicy do konserwacji starych łodzi.
Minię przyrządza się według receptury: 2 kg tlenku ołowiu miesza się bardzo dokładnie z 1/2 litra wody po czym raz na dobę miesza ponownie. Po tygodniu uzupełnia się 1/2 litra oleju lnianego prasowanego na zimno. Mieszaninę o jednolitej konsystencji można rozcieńczać terpentyną albo olejem lnianym otrzymywanym z destylowania na gorąco. W celu przyspieszenia schnięcia można dodawać sykatyw.
Gdy tlenek ołowiu zastąpić błyszczkiem żelaza (hematyt) järnoxid powstanie wówczas ochra. Czerwona lub ugrowa farba o skutecznych właściwościach ochronnych lecz bez szkodliwych skutków. Miesza się podobnie jak minię lecz do malowania bardziej rozcieńcza.
Do wypełniania otworów po nitach lub śrubach - pod linią wodną- niektórzy szkutnicy używają kitu okiennego lecz lepiej wypełniać kołkami z tego samego gatunku drewna i kleić olejem lnianym albo jakimś lakierem. Można też użyć wodoodpornego kleju.
Większe szpary - między deskami kadłuba pod linią wodną - można zatkać sznurkiem konopnym nasyconym woskiem z dodatkiem dziegciu. Pęknięcia lub drobne uszkodzenia można wypełnić dopasowanym kawałkiem drewna i kleić żywicą epoksydową. Co najmniej tydzień po klejeniu można impregnować roztworem oleju lnianego, a po jego wyschnięciu malować farbą podkładową.
Do zatykania drobnych szczelin - w połączeniach desek kadłuba powyżej linii wodnej - można stosować naturalny wosk, którego niewielkie ilości wciska się wąską szpachelką, po czym lakieruje. Większe szpary można uszczelnić sznurkiem bawełnianym, nasycić olejem lnianym i zaszpachlować woskiem. Skuteczność takiego uszczelniania nie jest imponująca, szczególnie w kadłubach zbudowanych na zakładkę, lecz nieco pomaga.
Sposobem uszczelniania kadłuba łódek drewnianych podczas wodowania są paski samoprzylepnej taśmy papierowej naklejane na połączeniach desek. Zapobiegają wdzieraniu się wody i umożliwiają powolne pęcznienie drewna. Po kilkunastu dniach taśma odpada gdy napęczniałe drewno nie przepuszcza wody.
Szpary pomiędzy listwami pokładu należy wypełnić sznurkiem bawełnianym i solidnie impregnować olejem lnianym, po czym lakierować pokład (jeżeli gatunek drewna tego wymaga). Po nałożeniu dwóch lub trzech warstw lakieru można wciskać uszczelniacz lecz wcześniej warto zamaskować każdą szparę taśmą papierową. Po dokładnym wypełnieniu szpar należy uszczelniacz wyrównać szpachelką lub nożem.
W zależności od temperatury - po kilku godzinach lub następnego dnia - można ściągnąć maskujące taśmy, a pozostałości kleju oraz rozmazanego uszczelniacza zmyć benzyną lakową. Kilka dni po wyschnięciu uszczelniacza można szlifować pokład i ewentualnie zrobić poprawki, lecz dopiero po lakierowaniu, aby taśma maskująca mogła przyczepić się do gładkiej powierzchni.
Lakierowanie drewna
Narażone na bezpośredni kontakt z wodą powierzchnie drewna lakieruje się w celach ochronnych oraz estetycznych. Nie jest konieczne lakierowanie wewnętrznych części łódki impregnowanych olejem lnianym i nie należy lakierować kadłuba od wewnątrz. Bardzo ważne jest używanie odpowiedniego pędzla. Niestety najlepsze pędzle są bardzo drogie, lecz posiadając łódkę z drewna warto kupić najlepszy, bowiem przy właściwej opiece można go używać przez wiele lat.
Najpierw nakłada się lakier nieco rozcieńczony rozpuszczalnikiem aby wniknął głęboko i wiązał następne warstwy. Do lakierowania kolejnych warstw rozcieńcza się nieco mniej. Na opakowaniach podawane są zalecenia producenta które warto brać pod uwagę. Gdy dobrym miękkim pędzlem nałożyć 8-10 warstw, to trudno uwierzyć, iż drewno nie było napryskane jakimś magicznym specyfikiem. Po solidnie zrobionej robocie przez wiele lat można utrzymać świetny wygląd lakieru nakładając tylko kolejną warstwę wiosną przed wodowaniem.
Przed lakierowaniem drewna nasączonego olejem lnianym należy je odkurzyć i nie zaszkodzi przetrzeć szmatą z niewielką ilością terpentyny. Do normalnego lakierowanie kadłuba, pokładu i kokpitu s/y DOCKAN wystarcza nieco ponad litr olejnego lakieru. Zacieki nie powstają gdy lakierować w temperaturze 5-20°C oraz gdy nakładać bardzo cienkie warstwy. Lakier równomiernie się rozpływa jeśli nawet zostaną nieznaczne ślady od pędzla.
Poważną wadą lakierów jest konieczność szlifowania przed nałożeniem kolejnej warstwy. Skrupulatne szlifowanie każdego zakamarka nie zawsze uchroni przed łuszczeniem się lakieru. Dokładne czyszczenie zeszlifowanej powierzchni jest bardzo kłopotliwe i zajmuje więcej czasu niż lakierownie.
Zbyt gruba warstwa lakieru
Pokład polakierowany grubą warstwą lakieru Epifanes w nadmiernej wysokiej temperaturze
Pecherze Poklad
Charakterystyczne pęcherze lakieru Epifanes powstałe z powodu niewyschnięcia oleju lnianego
Nadmiar lakieru
Rezultat nałożenia zbyt grubej warstwy lakieru Epifanes
Zbyt gruba warstwa lakieru
Zbyt gruba warstwa lakieru Epifanes nałożona przed wyschnięciem oleju lnianego
Mimo że lakier wygląda świetnie trzeba lakierować każdego roku (!). Nie wtedy gdy się zetrze albo odpada. Im więcej warstw tym lepsza ochrona. Nie szkodzi pokrycie kadłuba dziesiątkami warstw które każdego roku należy tylko zmatowić (!) i dokładać kolejną warstwę lub więcej. Nie szlifować! Nie zdrapywać!
Zdrapywać lakier do gołego drewna należy jak najrzadziej, a najlepiej nigdy jeżeli nie odpada płatami. Dobrze utrzymany lakier nie powinien się odwarstwiać. Jeżeli tak się dzieje to znaczy, że coś zostało źle zrobione. Może nie trzeba zmieniać lakieru, a konsekwentnie używać tego samego lecz każdej wiosny, a nie co drugi rok. Dobra zasada jest używanie zawsze tych samych chemikaliów.
Nawet gdy w 50 lat od pierwszego wodowania utworzy się należycie mocna i gruba powłoka, pod żadnym pozorem nie należy jej usuwać. Praktyka podpowiada że odpowiednią "głębię" połysku uzyskuje się nie wcześniej niż po kilkunastu warstwach. Nie należy usuwać nawet najstarszych starych warstw gdy są związane z podłożem, tylko każdego roku zmatowić i nałożyć kolejną warstwę.
W zasadzie trudno wskazać lakier którym można osiągać "mistrzostwo świata" lakierowania łódek. Każdy lakier ma jakieś zalety ale nierzadko również wady. Sporą popularnością na mojej przystani cieszy się lakier o nazwie Schooner firmy International. Inni wolą lakiery firmy Brava albo jeszcze inne bazowane na oleju tłoczonym z owoców azjatyckiego drzewa tungowego.
Przez kilka lat używanie Epifanes stawało się uciążliwe i efekt był coraz gorszy. Coś się psuło w jakości mojej pracy. Kiedyś nie robiłem zacieków, a teraz robię. Kiedyś powierzchnie pokryte Epifanes lśniły przez wiele sezonów i wymagały tylko nieznacznych poprawek, gdy teraz lakier się łuszczy i odpada. Powstają bąble których kiedyś nie było. Przy tym cena Epifanes wzrasta każdego roku o ~10%, co nie ma związku z niczym oprócz drążenia mojej kieszeni.
Zamiast podejrzewać przyczyn takiego stany rzeczy w obniżeniu jakości lakieru Epifanes, powinienem szukać "winnego" w swojej niechęci do szlifowania albo niedbałości w pracy. Łatwiej jednak zwalić winę na zewnętrzne przyczyny niż szukać skazy we własnej doskonałości. Uznałem przeto że należy zastąpić Epifanes innym lakierem.
Od doświadczonych szkutników dowiedziałem się że oni również przestali używać Epifanes. Przyczyną jest obniżenie jakości. Faktycznie z Epifanes została tylko nazwa. To co sprzedają pod ta nazwą nie ma nic wspólnego z lakierem którego właściwości wcześniej poznałem. Możliwe że przyczyną zmiany receptury jest zmiana właściciele firmy lecz nie interesowałem się szczegółami, bo co mnie to może obchodzić.
Owatrol
Podczas ponad dwóch dekad praktykowania z drewnianymi łódkami sprawdziłem większość lakierów bezbarwnych lecz nie polubiłem szlifowania koniecznego dla przyczepienia kolejnej warstwy lakieru. Nie pojmuję jak można polubić szlifowanie, niekończące się czyszczenie, odkurzanie które nie usuwa pyłu, zbieranie pyłków najwymyślniejszymi szmatami. Szkoda czasu, pracy i pieniędzy!
Od lat probowałem "odkryć" tajemnice niezwykle pięknych powierzchni lakieru niektórych łódek. Słyszałem różne opowieści w których czasem pojawiała się nazwa Owatrol. Widywałem ów specyfik w sklepach żeglarskich lecz płoszyła mnie instrukcja obsługi na opakowaniach według której należało powierzchnię drewna zagruntować aż 30. warstwami Owatrolu D-1, a później nałożyć kilkanaście warstw D-2.
Oprócz początkowych kosztów przerażało przede wszystkim natrętne i błędne przekonanie że po nałożeniu każdej warstwy trzeba szlifować...
William Flood, malarz szyldów z Cleveland (Ohio, USA) w 1848 roku sporządził mieszaninę olejów która nie wysychała i umożliwiała poprawki gdyby coś wyszło nie tak jak należy. Nazwał specyfik Owatrol. Później dodano użytkową nazwę D-1. Od początku był to sukces handlowy i powoli olej docierał do innych krajów. Już 5 pokoleń Floodów miesza Owatrol D-1 który po dziegciu i oleju lnianym jest niewątpliwie najdłużej wytwarzanym specyfikiem do zabezpieczania drewna.
Aktualnie produkowany asortyment równie interesujących produktów znacznie rozszerzono w latach 30. Oprócz właścicieli pięknych "kredensów" którzy już mają dość szlifowania mogą one zainteresować posiadaczy pokładów z tiku. Składniki Owatrolu są przedmiotem spekulacji lecz receptura jest pilnie strzeżona.
Owatrol produkuje się między innymi w Norwegii (na licencji) stąd powstały plotki że jednym ze składników jest olej wielorybi. Nie może być to prawda bowiem stosowana jest oryginalna receptura (bez "ekologicznych ulepszeń"), a w 1848 roku na głębokim śródlądziu USA nie było wielorybów.
Lsniacy kadlub
Lsniacy kadlub
Drewno kadłuba starej łódki było solidnie przesycone olejem lnianym lecz po oszlifowaniu wessało aż 3 kolejne warstwy D-1. Jedną po drugiej, nakładane bez przerwy. Drewno uprzednio nasycone pokostem zapewne zareaguje tak samo i będzie wciągać D-1 wypierając powietrze gdyż D-1 ma właściwość rozpuszczania innych olejów. Później nakładałem po 2 warstwy każdego dnia z półgodzinną przerwą, aż do nasycenia po 14. warstwach. Nasycone drewno osiąga jednolity jedwabisty połysk i jest to znak że można użyć Owatrolu D-2 który nada drewnu jednolitego głębokiego lśniącego blasku.
Nowe drewno zgodnie z sugestia producenta niewątpliwie wciągnie 30 warstw lecz nie będzie to uciążliwa czynność biorąc pod uwagę że można nakładać wiele warstw po sobie. Ba, nawet "pieszczenie" drewna miękkim pędzlem z cieczą o rzadkiej konsystencji może sprawiać przyjemność. Przy czym, z pod każdego pociągnięcia pędzla wyłania się coraz bardziej złocista powierzchnia drewna nadająca sens oraz satysfakcję żmudnej pracy. Należy brać pod uwagę że metr kwadratowy drewna może wessać 1-1,5 litra D-1.
Norweskie łodzie rybackie przebywają w wodzie cały rok i są wyjmowane jedynie dla oczyszczenia kadłuba. Niektóre z nich są pokryte jedwabiście lśniącym pięknym lakierem i okazuje się że stosowano tylko Owatrol D-1. Po nasyceniu drewna dla konserwacji kładzie się następną warstwę każdego roku. Jedyną czynnością jakiej należy dokonać jest dokładne wymycie z brudu starej powierzchni. Znajomy który ma pięknie lśniącą łódkę pokrytą Owatrolem, wiosną każdego roku myje lakier i nakłada kolejną warstwę D-2, bez szlifowania. Czynność ta zajmuje kilka godzin i lakier nabiera blasku jak po wielokrotnym natryskiwaniu. Bez szlifowania i bez czyszczenia pyłu.
D-1
D-2
Owatrol D-1 oraz D-2 tworzą ze sobą system umożliwiający takie nasycenie drewna olejami przez które nie przeniknie woda. Każdy zwyczajny lakier po jakimś czasie pęka i przepuszcza wodę która wnika między włókna wypełnione powietrzem. Pokost nasyca drewno bardzo płytko. Zamyka pory i nie usuwa powietrza. Roztwór oleju lnianego wraz z terpentyną nasyci drewno i wypchnie nieco więcej powietrza lecz też dość szybko wysycha przez co uniemożliwia wyparcie powietrza. Owatrol D-1 nie wysycha i dzięki temu wciąga następne warstwy aż do całkowitego wyparcia powietrza.
Galeria - fotografie wykonane podczas wymiany Epifanes na Owatrol
Polski dystrybutor Owatrolu
Owatrol International
Owatrol D-1 nakładałem miękkim płaskim pędzlem o szerokości 70 mm, najlepszej jakości z tych jakie mogłem kupić. Codziennie nasycałem drewno kolejnymi warstwami. Można nakładać jedną warstwę na drugą, na mokro, bez czekania na wyschnięcie.
Coelan
Obserwując ciężki łańcuch ciągnięty po pokładzie lodołamacza zastanowiłem się dlaczego na lakierowanej powierzchni nie zostały ślady uszkodzeń. Okazało się iż pokład pokryto niezwykle odpornym lakierem o nazwie Coelan. Poszukałem przeto producenta oraz obejrzałem kilka jachtów i porozmawiałem z ich właścicielami którzy zapewnili mnie o wyjątkowych właściwościach tego specyfiku.
Lakier poliuretanowy Coelan umożliwia uzyskanie niezwykle trwałej, elastycznej i szczelnej powierzchni drewnianego pokładu oraz kabiny. Aplikuje się 5-6 grubych warstw i nie wymaga szlifowania dla ich związania. Produkowany jest w różnych kolorach i także bezbarwny. Można nim pokrywać surowe drewno lub nakładać na wyszlifowany lakier. Co 7-8 lat wystarczy nałożyć jedną konserwującą warstwę Coelanu.
Coelan jest produkowany oraz sprzedawany w Niemczech i nie jest popularny, być może ze względu na wysoką cenę oraz brak reklamy. Po pokryciu Coelanem pokładu jachtu mojego znajomego oraz obserwacjach przez dwa sezony uważam, że nie ma skuteczniejszej metody utrzymania trwałej, lustrzano-lśniącej powierzchni drewna, a zarazem najbardziej efektywnego sposobu uszczelnienia pokładu z drewna wymagającego lakierowania.
Specyfik zawiera domieszkę przyciemniającej bejcy. W tym przypadku użyta jest mieszanka stosowana do drewien iglastych.
Przedstawiciel producenta zalecił większą ilość pigmentu dla przyciemnienia mahoniu, lecz go nie posłuchałem uważając, iż primer jest zbyt ciemny.
Do pokrycia pokładu oraz boków kabiny zostało zużyte około 1100 ml primera. Wnętrze kokpitu oraz część kabiny na razie nie będą pokryte Coelanem.
Gruntowanie
Gruntowanie primerem wyszlifowanego i odkurzonego drewna pokładu oraz nadbudówki
Gruntowanie
Wyschnieta primer
Wyschnięte fragmenty pokładu i nadbudówki
Bejca zawarta w primerze wniknęła nierównomiernie lecz po kilku drobnych poprawkach można było przystąpić do rolowania grubej warstwy Coelanu, pod którą zniknęły owe nierówności.
Już pierwsza warstwa Coelanu wzbudziła zaufanie swoimi kryjącymi właściwościami. Aby wypełnić wszystkie pęknięcia i stworzyć nieprzepuszczalny pokład zostało do rolowania jeszcze 5 warstw.
Pierwsza warstwa
Druga warstwa
Druga warstwa
Druga warstwa Coelanu
Specyfik wzbudza doskonałe wrażenie. Wiąże się łatwo z poprzednią warstwą i skutecznie wnika w coraz więcej porów oraz pęknięć drewna. Widać jak wypełniają się nawet miejsca ubytków sikaflexu szerokie na 3-4 mm.
Coelan przypomina w dotyku "gumę silikonową". Jest miękki i łatwo się wiąże z poprzednią warstwą. Trudno go naciąć albo porysować.
Druga warstwa
Nakładanie rolką pierwszej warstwy jest niewątpliwie uzasadnione lecz kolejne warstwy można ostrożnie nakładać bardzo miękkim pędzlem, który daje się czyścić rozpuszczalnikiem kupionym od producenta. Zaleca się nakładanie specyfiku rolką z gąbki lecz przede wszystkim była używana rolka z krótkim futerkiem, a pędzle do wygładzania.
Warunki podczas malowania są podobne, temperatura w dzień nie przekracza 18°C, a w nocy nie spada poniżej 4°C. Okres między nakładaniem poszczególnych warstw wynosi nie mniej niż 16 godzin lecz po tak krótkim czasie nie można chodzić po pokładzie bez zostawienia śladów. Malowanie odbywa się przeto z drabin przesuwanych wzdłuż kadłuba, a część kabiny malowana jest z wejściówki, do której można ostrożnie wejść, bowiem kokpit będzie malowany normalnym lakierem.
Z pokładu nie zostały usunięte wszystkie urządzenia co nieco utrudnia malowanie.
Trzecia warstwa
Trzecia warstwa
Trzecia warstwa Coelanu
Powierzchnia pokładu nabrzmiewa coraz grubszą powłoką przeźroczystej substancji przypominającej folię. Zaokrąglają się ostre krawędzie, wgłębienia oraz szpary i wszystko nabiera płynnych kształtów.
Nakładanie pędzlem gęstego Coelanu jest dość uciążliwe lecz znacznie łatwiej w tych miejscach gdzie utworzyła się już gruba i gładka warstw. Szczególnie w zakamarkach i obok zamontowanego osprzętu.
Trzecia warstwa
Zacieków i sopli powstających podczas nakładania grubej warstwy specyfiku nie można inaczej usunąć jak ścinając je bardzo ostrym nożem o zaokrąglonym ostrzu. Podobnie struga się zaschnięte insekty wystające ponad powierzchnię. Sposób wydaje się skuteczny lecz wymaga noża bardzo dobrej jakości oraz częstego ostrzenia.
Czwarta warstwa
Czwarta warstwa
Czwarta i piąta warstwa Coelanu
Kolejne warstwy pogrubiły mocną i szklistą powierzchnię oraz wyrównały drobniejsze krzywizny pokładu. Aby uzyskać niemal idealnie równą powierzchnię można dwie ostatnie warstwy rozcieńczyć (do 30%) i wygładzić pędzlem.
Wiele muszek i komarów przylgnęło do Coelanu. Niektóre utopiły się jak muchy w bursztynie. Pewnie nie będą tak samo trwałe, lecz tego się nie dowiemy. Być może wystające z Coelanu zaschnięte muszki mogą stanowić dobre oparcie dla ślizgających się stóp ...
Czwarta warstwa
Pokrycie Coelanem metra kwadratowego pokładu kosztowało około 70 euro (wszystkie materiały i narzędzia). Należy się spodziewać iż pokład nie będzie wymagał żadnej konserwacji przez okres co najmniej 5 lat, a później wystarczy nałożenie jednej warstwy. Okres między dokładnym renowacjami pokładu prawdopodobnie zwiększy się do 10 lat.
Niewątpliwie zastosowanie Coelanu jest bardzo rozsądną inwestycją gdy porównać z wydatkami związanymi ze stosowaniem tradycyjnych metod. Przy obliczeniach nie należy się sugerować znacznie mniejszą ilością oraz niskim kosztem lakieru, lecz trzeba brać po uwagę spore wydatki na uszczelnianie (sikaflex, taśmy maskujące, itp.) oraz coroczne koszty używania narzędzi. Nie zaszkodzi się też zastanowić czy własny wysiłek nie jest warty nagrody, gdy mimo ogromnej pracy włożonej w uszczelnianie okazuje się że pod pokładem nadal kapie i usuwanie kolejnych przecieków nigdy się nie kończy.
Coelan można również stosować do pokrycia drewnianego kadłuba i należy rozważyć taką decyzję, bo nie ma wątpliwości że warto pokryć maszt, salingi i bomy.
Kadłub zbudowany z desek nitowanych na zakładkę, pracując na falach, zawsze przepuszcza nieco wody, która spływa do zęzy i musi być wypompowana. Żaden sposób uszczelniania nie jest skuteczny. Coelan zastosowany powyżej linii wodnej powinien skutecznie uszczelnić połączenia desek, a także uodpornić kadłub na obtarcia.
Szczelność oraz odporność pokładu na uszkodzenia będą wkrótce sprawdzane w morskiej praktyce. Poniżej są pierwsze spostrzeżenia związane z eksploatacją lecz z dokładną oceną walorów Coelanu poczekam do jesieni.
Wodowanie
Pierwsze obserwacje pokładu pokrytego Coelanem wzbudziły entuzjazm i nadzieję zachowania szczelności z odpornością na ścieranie. Obawiam się jednak "oddychania" drewna i powstawania bąbli pod warstwą specyfiku. Coelan ma właściwość przepuszczania powierza, lecz nie mam pewności czy jest ona wystarczająca, aby gazy z substancji zawartych w drewnie (powstające podczas silnego nasłonecznienia) znalazły ujście i nie wytworzyły sił odrywających substancję od podłoża.
Zastanawiam się też czy nie będzie możliwe przypadkowe zaczepienie i oderwanie się lub pęknięcie warstwy Coelanu pokrywającego pokład jakby grubą warstwą folii. Wiele zależy od połączenia z primerem i już sprawdziłem, że możliwe jest oderwanie warstwy Coelanu w miejscach połączenia metalowego wyposażenia umocowanego do pokładu, czyli tam gdzie primer nie penetrował drewna.
Kilka dni po wodowaniu w kabinie nie pojawiła się charakterystyczna wilgoć z przeciekającego pokładu. Jest wyraźnie sucho mimo dużej wilgotności otaczającego powietrza oraz temperatury wymuszającej używanie ciepłej odzieży nie tylko podczas żeglowania. W zęzie jest nieco wody pochodzącej z normalnych przecieków kadłuba (usuwana automatycznymi pompami zęzowymi) lecz naturalna wentylacja wystarcza dla usunięcia części wilgotności pochodzącej z jej parowania.
Już po wodowaniu, w kilku miejscach pokładu zauważyłem kilkanaście drobnych szpar, w które zapewne została wessana niewystarczająca ilość Coelanu i w te miejsca dodałem odrobinę specyfiku. Po ulewnym deszczu i uważnym obejrzeniu wnętrza nie znalazłem żadnego przecieku, ani nawet miejsca osadzania się wilgotności kondensacyjnej.