Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 12 lis 2024, o 08:36




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 198 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7
Autor Wiadomość
PostNapisane: 30 cze 2024, o 07:45 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 paź 2010, o 14:59
Posty: 5500
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 3070
Otrzymał podziękowań: 2942
Uprawnienia żeglarskie: ciut ciut
Świetne!

_________________
Pozdrawiam,
Smoczyca


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 13 lip 2024, o 07:53 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
W poprzednim poście wspomniałem o imprezie na Raroia i alkoholu.
Zbierając informacje o odwiedzanych miejscach natrafiłem na materiał traktujący o przemocy wśród ludności etnicznej na atolach. Żyją w małych społecznościach z poczuciem bezkarności. Często są uzbrojeni. Biały człowiek przywiózł tutaj mąkę, cukier i alkohol zmieniając ich dietę. Miejscowi nie tolerują takiego pożywienia, są więc otyli i bardzo żle reagują na alkohol. Zostałem poproszony o propagowanie bezwzględnego zakazu częstowania miejscowych alkoholem, szczególnie mocnym. Impreza na Raroia, była niestety mocno zakropiona rumem. Miejscowi pod wpływem alkoholu uciekają się do przemocy załatwiając spory i często gwałcą nawet własne dzieci. Nie muszą się obawiać żadnych prawnych konsekwencji.
To jest smutna rzeczywistość, której nie widać. Miejscowi są niezwykle mili i bardzo chętnie nawiązują sympatyczne kontakty.

----------------------------------

Kotwiczenie między koralami - floating chain.

Atole mają zazwyczaj dno mocno porośnięte koralami (coral heads) w żargonie nazywane bommies. Na Google Earth na płyciznach wyraźnie widać w atolach (i nie tylko) porośnięte koralowcami dno. Dodatkowym utrudnieniem jest zazwyczaj szybko opadające dno, więc kotwiczenie na głębokościach mniejszych niż 12-15m rzadko się zdarza, do tego w niektórych atolach bywa tłoczno.
Przy kotwiczeniu należy więc przestrzegać kilku zasad, żeby uniknąć wplątania się w korale, co może skończyć się utratą kotwicy.
1. Nie rzucamy kotwicy w ciemno. W słoneczny dzień w środku dnia widać dno. Wybrać należy możliwie duże miejsce z piaskiem (wolne od korala) i zakopać kotwicę w środku. Bardzo pomocne jest rzucanie kotwicy poprzez zwolnienie sprzęgła. Kotwica spada szybko i łatwiej jest trafić w pożądane miejsce. Kotwicę wkopać należy przy minimalnej koniecznej ilości łańcucha (1.5 – 2 scope).
2. Stosujemy technikę floating chain. Po upewnieniu się, że stoimy pewnie (kotwica wkopana) należy przypiąć do łańcucha odbijacz na krótkiej lince zakończonej snap szeklą. Wydajemy kolejne max 1 - 1,5 scope i podpinamy kolejny odbijacz. Następnie wydajemy kolejne 1 - 1,5 csope, podpinamy trzeci odbijacz i wydajemy 1 scope. W zależności od głębokości i okoliczności wokół, stajemy na 4 do 6 scope. Długość łańcucha pomiędzy odbijaczami zależy od głębokości, wysokości korali w około oraz (co należy przećwiczyć przed pierwszym kotwiczeniem) zdolności unoszenia łańcucha przez odbijacze. Należy dobrać długość łańcucha pomiędzy odbijaczami żeby nie zatonęły zbyt głęboko.
3. Jeżeli jest pochmurno i nie widać dna, należy rzucić kotwicę zakopać ją i zanurkować z maską. Widoczność pod wodą jest doskonała. Należy zaakceptować obecne miejsce albo wybrać inne.
Takie postępowanie gwarantuje pełne bezpieczeństwo. W praktyce może okazać się, że wystarczy jeden odbijacz, bo trafimy na wystarczająco dużą łachę piachu.
Poniżej widać, jak pracują odbijacze częściowo zatopione. Taka sytuacja jest dopuszczalna przy niskich koralach. W innym przypadku należałoby zwiększyć ilość odbijaczy i zmniejszyć długość łańcucha pomiędzy nimi.
Załącznik:
floating chain.jpg
floating chain.jpg [ 60.87 KiB | Przeglądane 5436 razy ]

W czasie flauty odbijacze powinny być widoczne lub zanurzone tuż pod wodą. W miarę tężenia wiatru łańcuch będzie się prostował i odbijacze będą się zagłębiać.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 4: Jaca_33, kolorama, puffin, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 12 wrz 2024, o 11:19 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Załącznik:
iaorana.jpg
iaorana.jpg [ 177.86 KiB | Przeglądane 4402 razy ]
‘Ia Ora Na (yo-rah-nah) – znaczy, dzień dobry w języku polinezyjskim.

Nasz pobyt w Polinezji Francuskiej dobiega końca. Jest to ogromny archipelag rozciągający się na ponad tysiącu mil morskich od Nuku Hiva na Markizach, poprzez atole na Tuamotu po Maupiti na Wyspach Towarzystwa. Za kilka dni zamierzamy ruszyć z Papeete w kierunku Tonga, stając jeszcze po drodze na Huahine, Taha, Bora-Bora i Maupiti. Pobyt na Polinezji jest bez wątpienia wielką przygodą nie tylko żeglarską, ale również podróżniczą.
Formalności na Polinezji Francuskiej są dla obywateli EU proste w porównaniu z resztą świata. Mamy też większe przywileje. Możemy tu przebywać 2 lata (reszta świata 3 miesiące), nie potrzebujemy wizy, reszta świata musi ją uzyskać, wraz z biletem powrotnym (przybywając jachtem również). Oczywiście są sposoby, żeby to obejść.
Wyspy są przeważnie kameralne, z małymi osadami lub wioskami (wyjątek stanowią Tahiti i Bora-Bora). Jest drogo. Na Bora-Bora za kilgram pomidorów trzeba zapłacić 26$, najtaniej jest na Tahiti (ceny mniej więcej średnio 75% wyższe, niż w USA). Tanie jest paliwo, a mariny i boje drogie, natomiast kotwiczenie za darmo. Czym mniejsza osada, tym bardziej skąpe zaopatrzenie lokalnego sklepiku.
Kotwiczenie jest wyzwaniem z powodu dużych głębokości (ponad 20 metrów) i wszechobecnych raf koralowych. Wejścia do niektórych atoli bywa sporym wyzwaniem, a poruszanie się wewnątrz może być niebezpieczne przy słabszej widoczności.
Planowanie wejścia do atolu musi uwzględniać: wielkość laguny, szerokość wejścia, szczelność rafy, siłę i kierunek wiatru. Do trudnych atoli należy wchodzić w slacku wysokiej wody - wtedy prąd w wejściu będzie najmniejszy. Jeżeli warunki pozwalają (w szerszych wejściach) należy stać jak najdalej od środka, gdyż tam prąd jest najsilniejszy. Prąd będzie również silniejszy, gdy wieje w nos przy wejściu. Przez szczeliny w rafie woda jest nawiewana i spiętrza się w atolu, wówczas nawet w slacku wysokiej wody wartkim strumieniem woda wypływa z atolu tworząc silny prąd. W miarę opadania prąd będzie się nasilał.
Wszystko to jest wynagradzane niesamowitością pobytu tutaj, na wodzie, pod wodą i na lądzie. Obcowanie z tubylcami jest przyjemnością - są mili, gościnni i weseli. Biały człowiek przywiózł tutaj mąkę, cukier i alkohol, co wywołało niestety sporą (mówiąc delikatnie) otyłość tubylców. Miejscowa ludność bardzo przywiązana jest do swoich tradycji. Rozmawiają w języku polinezyjskim w kilku odmianach (francuskiego uczą się w szkole). Polinezyjski różni się nawet pomiędzy osadami na tej samej wyspie, ale są to różnice podkreślające raczej odmienność, nieutrudniające komunikacji.
Relacje pomiędzy miejscową ludnością i kolonialistami układają się bez widocznych napięć. Nie było tutaj niewolnictwa, jak na Karaibach, a wyspy i atole głównie (70-90%) zamieszkiwane są przez rdzenną ludność. Na Markizach słyszałem o rodzącym się ruchu zmierzającym do wyzwolenia tych wysp. Są to bardziej informacje szeptane, choć w Nowej Kaledonii temperatura zdarzeń jest wysoka. Niektórzy żeglarze rezygnują z postoju tam.
Moja nowa winda kotwiczna (Maxwell) dotarła na Tahiti szybko i sprawnie. Montaż również nie przysporzył mi problemów. Wykonałem też permanentną naprawę urwanego ramienia siłownika autopilota. Wygląda to teraz tak (w porównaniu z tymczasową naprawą z fotki z 11 maja)
Załącznik:
autopilot.jpg
autopilot.jpg [ 269.53 KiB | Przeglądane 4402 razy ]

Czekam jeszcze na dostawę mixing elbow na wydechu silnika. Wypaliła się mała dziurka. Naprawa tymczasowa, polegała na rozwierceniu i nagwintowaniu otworu, w który od środka wkręciłem śrubę. Dołożyłem jeszcze nakrętkę z podkładką.
Załącznik:
perkins.jpg
perkins.jpg [ 290.89 KiB | Przeglądane 4402 razy ]


Moje wspomnienie z Morei

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 10: bartosce, Janna, Kurczak, Maar, Michal, noone, robertrze, Stara Zientara, Wojciech, Wrona
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 wrz 2024, o 01:02 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 43
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 25
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Przeczytałem wątek. Ładna opowieść.
Następnym razem przeczytam pomału treść Twojej www.

Kusi mnie morze.

Od zawsze dużo czasu spędzałem nad brzegiem morza - doceń, skoro jestem góralem -, ale tylko na brzegu.

Może odważę się i zrobię ten krok, i uwierzę, że można chodzić po falach?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 wrz 2024, o 19:17 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
Kusi mnie morze.

Nie dziwię się.
Obcowanie z wodą jest ekscytujące a pływanie pozwala dotrzeć w ciekawe i trudno dostępne miejsca. Nie ważne gdzie pływasz: po rzece, jeziorze, morzach czy oceanach. Świat od strony wody wygląda piękniej, a woda widziana z lądu zawsze budzi wyobraźnie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 3: figozmakiem, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 paź 2024, o 23:39 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 43
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 25
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
-O- napisał(a):
figozmakiem napisał(a):
Kusi mnie morze.

Nie dziwię się.
Obcowanie z wodą jest ekscytujące a pływanie pozwala dotrzeć w ciekawe i trudno dostępne miejsca. Nie ważne gdzie pływasz: po rzece (...)


Mieszkam (od dekady) w pobliżu rzeki Raby.
Lubię jeździć na rowerze wzdłuż jej brzegu. Miejscami jest mocno zakrzaczony i nieprzejezdny.
Po którymś tam razie postanowiłem nauczyć się pływać kajakiem, właśnie po to, by ominąć te brzegowe naturalne "przeszkody" i móc poznać ją w całym dostępnym dla mnie zasięgu.
Udało się.

Jednak ważniejszym odkryciem było to, że ogląd rzeki z perspektywy samej rzeki jest inny niż z perspektywy brzegu. Taki naturalny i pełny.

Pozdrawiam



Za ten post autor figozmakiem otrzymał podziękowanie od: -O-
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 paź 2024, o 04:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Opuściliśmy Maupiti, która była ostatnią odwiedzoną przez nas wyspą Polinezji Francuskiej. Maupiti jest naszym numerem 1 na Polinezji Francuskiej. Jest tutaj wszystko: piękno wysokiego masywu górskiego, tropikalna zieleń, Jedna z piękniejszych lagun, malownicze dzikie plaże i bardzo przyjaźni mieszkańcy okazujący ogromną serdeczność.
Jest tak z pewnością dlatego, że niewiele jachtów tutaj zawija. Powody tego stanu rzeczy są dwa:
Maupiti jest wysunięta daleko na zachód, więc powrót jachtów czarterowych nie jest łatwy przy przeważających tu wschodnich wiatrach. Zatrzymują się tu więc przeważnie jachty płynące dalej na zachód.
Jest też drugi powód, wejście do atola jest wąskie i długie, co sprawia, że występujące tu prądy stanowią spore wyzwanie manewrowe, a łamiące się w wejściu na rafie fale sugerują ponowne przemyślenie decyzji wejścia. Przed wejściem do kanału czułem dreszczyk emocji. W środku jest już pięknie i bezpiecznie.

Wyspę zamieszkuje ponad 1000 osób. Jest tutaj małe lotnisko, mały port, stacja paliwowa, kilka sklepów, poczta, ATM, wypożyczalnia rowerów, szkoła, ośrodek zdrowia, straż pożarna i główny plac do imprezowania z kilkoma restauracjami wokół. Osada ciągnie się wzdłuż wybrzeża na długości kilku mil. Uwagę przykuwają zadbane domostwa z mnóstwem kwiatów. Wokół rosną pomelo, chlebowce, mango, marakuje, bananowce, kokosy, noni, limonki i papaje. To mieszkańcy wyspy z własnej inicjatywy zamontowali dinghy dock, ujęcie wody i ustawili pojemnik na śmieci, właśnie dla żeglarzy.

Poznaliśmy żeglarza, który kotwiczy tu od siedmiu miesięcy. To miejscowi ludzie sprawili, że żal mu stąd odpływać. Dodał, że kiedyś wszędzie tak było. Nawet w Papeete, Rangiroa czy Fakarawie, ale masowa turystyka niszczy wszystko. Takie miejsce jak Maupiti to prawdziwy klejnot Pacyfiku. Oby zachował się jak najdłużej.
Mieliśmy przystanąć tu na jeden dzień, gdyż prognoza podpowiadała, żeby szybko płynąć dalej. Zostaliśmy prawie tydzień i z żalem opuszczaliśmy to piękne miejsce.

Płyniemy na Tonga. Odprawimy się w Niafu. Staniemy w Lifuka po drodze do Nuku’alifa.
Nie wykluczam przystanku na Niue, jak będę blisko i pogoda pozwoli. Słyszałem o tym miejscu dużo dobrego i złego. Zobaczymy.
Tonga będzie ciągiem dalszym polinezyjskiej przygody.

Filmik poniżej w jakimś znikomym stopniu oddaje klimat Maupiti


_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: figozmakiem, Janna, Maar, Michal, puffin, robertrze, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 4 paź 2024, o 04:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Wejście do Maupiti.
Kanał jest wąski 30-40 m i długi na 6 kabli. Występujący prąd w kierunku oceanu jest najsłabszy w górnym slacku. Tory oznaczone są nabieżnikami. Podejście bardzo dokładnie jest zmapowane w C-Map i Navionics.
Krótki filmik pokazuje zbliżenie do rafy przy wyjściu z atola przy idealnych warunkach. Wchodzić i wychodzić należy na wysokich obrotach silnika (ze względu na prąd). Jest to jedno z trudniejszych wejść na Polinezji Francuskiej.



_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 paź 2024, o 23:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Będzie o Cupper Coat.

Na poprzednim jachcie stosowałem różne farby antyporostowe, co wiązało się z koniecznością okresowego slipowania jachtu, czyszczenia, matowienia i malowania. Tymczasem raz nałożona prawidłowo nałożona powłoka Copper Coat ma wystarczyć na 10 – 15 lat. Tak reklamuje swój produkt producent.
Faktycznie tak jest, ale żadna reklama tego produktu nie opisuje w pełni zasady działania farby i nie wyjaśnia, że z biegiem czasu powłoka działa coraz słabiej, w miarę utleniania się miedzi. Kolor powłoki z brązowego zmienia się na zielony. W zależności od akwenu, kadłub należy przeszlifować raz na kilkanaście miesięcy (max 2 lata) i usunąć utlenioną warstwę przywracając powłoce pierwotny brązowy kolor, z wyeksponowanymi drobinkami miedzi. Farbę nakłada się mokro na mokro, 7 do 10 razy, więc starcza na około 5-7 szlifowań.
Przez pierwsze 12 miesięcy porost praktycznie nie występuje. Potem zaczynają się pojawiać rachityczne barnacle, ledwo trzymające się kadłuba, bardzo łatwe do usunięcia, niepozostawiające wapiennych śladów po swoim bytowaniu. Zjawisko w miarę upływu kolejnych miesięcy nasila się, a czynność czyszczenia kadłuba staje się koniecznością, ale nie jest to szczególnie pracochłonne. Przeczyszczenie mojego kadłuba szpachelką o szerokości 15 cm zajmuje mi około 1,5 godziny z Nomadem albo z butlą.
Slipowanie można znacznie opóźnić czyszcząc okresowo kadłub pod woda packą ścierną, usuwając część utlenionej powłoki.
Po sześciu latach slipowałem się trzeci raz w Meksyku. Karcher z łatwością usunął z kadłuba znikomą ilość porostu. Zaplanowałem nałożenie kolejnych czterech warstwy farby. Powody były dwa: w niektórych miejscach warstwa Cupper Coat była już bardzo cienka oraz w jednym miejscu farba uległa przebarwieniu (była ciemniejsza) Cupper Coat tam nie działał. Miejsce było porośnięte mocno trzymającymi się barnaclami. Były one trudne do usunięcia.
Załącznik:
IMG_1651@0.5x.jpg
IMG_1651@0.5x.jpg [ 282.33 KiB | Przeglądane 2361 razy ]

Załącznik:
IMG_1654@0.5x.jpg
IMG_1654@0.5x.jpg [ 266.99 KiB | Przeglądane 2361 razy ]


Pierwszy raz niewielką plamę zauważyłem 3 lata temu, ale teraz była ona już znacznie większa. Zatelefonowałem do przedstawiciela Cupper Coat w USA, który zdecydowanie sugerował (powołując się na 30. letnie doświadczenie) przebicie z instalacji (straight current). Innej możliwości nie widział. Dopiero „przyciśnięty do ściany” przyznał, że może to być również spowodowane kontaktem z anodą, czyli korozją galwaniczną. Po czym otrzymałem dobrą radę, że należy anody separować od kadłuba. Instrukcja, którą otrzymałem wraz z farbą nie zawierała takiego wymogu. Pod nową anodę podłożyłem arkusz z tworzywa o grubości 5 mm.

Mam też zainstalowany SoniHull zakupiony w PYI. Firma reklamowała ten ultrasoniczny antifouling na targach w Annapolis. Sprzedawca twierdził, że metoda jest sprawdzona i oparta na doświadczeniu z łodzi podwodnych, które nie obrastają właśnie z powodu stosowanych tam urządzeń ultrasonicznych do nawigacji.
Moim zdaniem urządzenie nie działa. Kupiłem je głównie dlatego, że chciałem chronić wał i śrubę. Pozytywnych efektów nie odnotowałem. W Honolulu poznałem emerytowanego nawigatora łodzi podwodnych i gdy zapytałem go, czy to prawda, że łodzie podwodne nie porastają - roześmiał się. Oczywiście porastają, tak jak wszystko zanurzone w oceanie. Dzisiaj sprawdziłem, firma PYI nie sprzedaje już Sonihull. Miła pani powiedziała, że klienci firmy nie byli zainteresowani tym produktem.


Zbliżam się do linii zmiany daty. Tonga leży już po drugiej stronie. Przesunę zegarek o godzinę do przodu i jeszcze o jeden dzień.
Załącznik:
Screenshot 2024-10-08 at 14.18.56@0.5x.jpg
Screenshot 2024-10-08 at 14.18.56@0.5x.jpg [ 206.5 KiB | Przeglądane 2361 razy ]


Jeszcze coś miłego - wczorajszy zachód słońca.

Załącznik:
IMG_0243@0.5x.jpg
IMG_0243@0.5x.jpg [ 269.12 KiB | Przeglądane 2361 razy ]

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: cinas, figozmakiem, Janna, Maar, robertrze, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 19 paź 2024, o 09:25 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Od kilku dni stoimy w Neiafu na Tonga. Utknęliśmy tu trochę ze względów pogodowych. Nie popłyniemy na Lifuka i Nuku’alofa z powodu zbliżającego się frontu. Na Fidżi dmuchało wczoraj 90 w a na Tongatapu zrywają się jachty z kotwic.
Tutaj, w osłoniętej zatoce, jest wygodnie i komfortowo. Zostaniemy do czasu ustabilizowania się pogody. Najbliższe okno pogodowe na przejście do Nowej Zelandii otwiera się już za kilka dni, jeżeli prognozy się nie zmienią, to ruszymy stąd prosto do Whangarei. W odwodzie mamy wejście do Minerwy, gdyby pojawiła się jakaś niespodzianka. Wody na południe od Tonga są nieprzewidywalne i bardzo niespokojne. Ciekawy jestem, czy uda się nam przepłynąć bez zawieruchy.

Tymczasem rozkoszujemy się obcowaniem z Tongijczykami. Po bardzo egzotycznej Polinezji Francuskiej przyglądamy się potomkom tongijskich wojowników. Są bardzo solidnie zbudowani z groźnym wyrazem twarzy. Na szczęście często się uśmiechają i na każdym kroku okazują uprzejmość i otwartość. Patrząc na nich mogę sobie łatwo wyobrazić jakim byli postrachem, gdy przybywali swoimi wielkimi katamaranami, które zabierały na pokład nawet do 100 osób, i podbijali okoliczne wyspy. Togijczycy mają bardzo długą historię (3000 lat) a przez 400 lat (od VIII do XII w) niepodzielnie panowali na Pacyfiku. Królestwo Tonga było w tamtym czasie prawdziwym imperium.


Rozbudowana flota umożliwiała im podbój i handel na bardzo rozległym terytorium, zapewniając bogactwo oraz panowanie nie tylko na wyspach dzisiejszego archipelagu, gdyż zapuszczali się aż po Markizy na wschodzie, Wyspy Salomona na zachodzie i Hawaje na północy. Na bardziej odległych wyspach nie ustanawiali jednak własnej administracji - brakowało im ludzi. Gdy Europejczycy w poszukiwaniu Terra Australis trafili na Tonga w XVII w było to Królestwo panujące na obecnie zajmowanym terytorium. Archipelag jako piersi, odwiedzali Holendrzy: Jacob Le Maire, Willem Schouten i Abel Tasman. Jednak największe znaczenie miało przybycie Jamesa Cooka sto lat później w XVIII w. w czasie drugiej i trzeciej jego wyprawy. W krótce potem przybyli niestety pierwsi misjonarze brytyjscy. W tamtym czasie Tonga było nawiedzane jeszcze przez Francuzów i Hiszpanów.

Stoję teraz blisko miejsca, gdzie James Cook otarł się o śmierć w czasie swojej trzeciej wyprawy, gdy został zaproszony przez wodza Finau na ucztę. W trakcie imprezy załoga wyczuwała pewien niepokój a wśród tongijskich wodzów doszło do ostrych przepychanek. Dwa statki Cooka (Resolution i Discovery) podniosły pośpiesznie kotwice i odpłynęły.
Cook nigdy nie dowiedział się, że na jego ulubionych wyspach, które nazwał „Przyjacielskie” jego wyprawa miała się zakończyć.
Skąd wiadomo, że wódz Finau planował zamach?
Otóż 27 lat po śmierci Jamesa Cooka w 1806 roku Port au Prince dowodzony przez kapitana Browna płynąc z Hawajów nie trafił w Tahiti i wylądował na Lifuka. Wódz Finau zaprosił przybyszów na ucztę a kapitana zaprosił na zwiedzanie wyspy. Gdy kapitan zszedł na ląd wojownicy roztrzaskani mu czaszkę pałkami, następnie w podobny sposób wymordowali załogę. Ocalały tylko cztery osoby, a wśród nich William Mariner, który przypominał wodzowi jego zmarłego syna. Finau opowiedział historię swojego przywództwa, a w tym znalazła się opowieść o wizycie Cooka. Mariner zajmował się badaniem języka tongijskiego oraz historią. Po czterech latach został uwolniony i wrócił do Anglii. Wkrótce potem wydał książkę p.t. An Account of the Natives of the Tonga Islands in the South Pacific Ocean.
Historia Tonga w XIX jest pełna przemian. Miała miejsce wojna domowa zakończona zjednoczeniem Królestwa Polinezyjskiego, powstanie monarchii konstytucyjnej, reformy społeczne, uwolnienie poddanych, ograniczenie władzy wodzów i ustanowienie wolności prasy.

W XX w zbuntowani wodzowie i europejscy osadnicy dążyli do obalenia króla. Odpowiedzią na te zapędy było zawarcie umowy o współpracy i wzajemnej pomocy i przyjaźni z Wielką Brytanią, która reprezentowała Królestwo Tonga na arenie międzynarodowej i decydowała w sprawach finansowych. Tonga zachowało w tym czasie pełną suwerenność wewnętrzną, utrzymując kontrolę nad administracją państwa i sprawami wewnętrznymi. Po 70 latach umowę wypowiedziano.
Dzisiaj w Tonga język angielski jest drugim językiem urzędowym. Obowiązuje ruch lewostronny.

Opisuję historię Tonga w wielkim skrócie po to, żeby była ona tylko tłem do dwóch polskich wątków, które zrobiły na mnie wrażenie.
Pierwszy dotyczy Forsterów: ojca Jana Rajnolda (ur. 1729 r w Tczewie) i jego syna Jana Jerzego (ur. 1764 r w Mokrym Dworze). Obaj uczestniczyli jako badacze w drugiej wyprawie Jamesa Cooka na statku Resolution. W trzyletni rejs wyruszyli 1772 roku. Mieli barwne i ekscytujące życiorysy i z pewnością byli pierwszymi Polakami na Tonga.

Drugi dotyczy II Wojny Światowej, kiedy to Królestwo Tonga na wieść o napaści na Westerplatte wypowiedziało III Rzeszy wojnę już 3 września. Nie skończyło sią na deklaracji. Panująca wówczas Królowa oddała też tereny na Tongatapu we władanie Wielkiej Brytanii z przeznaczeniem pod budowę lotniska wojskowego. Rok później za zebrane przez Tongijczyków w zbiórce publicznej pieniądze zakupiono 3 myśliwce Spitfire do walki z III Rzeszą. Po ataku na Perl Harbor Tonga wypowiedziało wojnę Japonii, ale zakupione samoloty przekazano zgodnie z wcześniejszą deklaracją aliantom, do prowadzenia działań w Europie, pomimo że Tongijczycy obawiali się ataku Japończyków.
W podręczniku szkolnym jest czytanka o polskim chłopcu wywiezionym do obozu koncentracyjnego.

Śladów tych historii będę szukał następnym razem, w drodze powrotnej z Nowej Zelandii - teraz zabrakło czasu, a nie mogę przeoczyć najbliższego okna porodowego.

Wyjazd z Tonga musi być poprzedzony przygotowaniami do bardzo wnikliwej biokontroli. Kadłub musi być bardzo dokładnie wyczyszczony, nie można wwieźć żadnej muszelki. Obowiązuje praktycznie zakaz wwozu żywności, lodówki mają być puste. Apteczka jest również brana pod lupę, na leki należy mieć receptę z dawkowaniem i wiele innych ograniczeń. Ogromna papierologia. Konieczne jest zgłoszenie wyjazdu z Tonga, meldunki po drodze i włączony AIS.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: Maar, mariaciuncia, Michal, puffin, robertrze, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 21 paź 2024, o 13:36 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 43
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 25
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Byłbyś dobrym nauczycielem geografii...

Sam, niestety, w szkole trafiłem na kiepskiego, bo jedyne miejsce, w którym był i po którym podróżował mentalnie, to PZPR. Nie dosyć, że zadawał nam nudną pamięciówkę z przesadną ilością danych, to jeszcze indoktrynował politycznie (już w latach 90-tych).

A Cook, jak to Cook, brytyjska forpoczta. Nie ma co idealizować. Nie bez powodu zrazu witano go w tamtych stronach jako boga, a następnie zaciukano.

Moją ulubioną powieścią z XVIII wieku są "Podróże Guliwera", w końcu też żeglarza, "and then a Captain of Several Ships"...

Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 22 paź 2024, o 11:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
Nie bez powodu zrazu witano go w tamtych stronach jako boga, a następnie zaciukano.


Masz rację.
Pozwolę sobie w skrócie opisać te okoliczności.

Był on niewątpliwie wielkim podróżnikiem XVIII wieku. Opłynął Horn dwa razy (w obu kierunkach), wielokrotnie spływał Pacyfik Południowy ze wschodu na zachód, żeby w swojej trzeciej wyprawie sięgnąć aż po Alaskę.
Po drodze odkrył Hawaje i tam zginął.
Cook epatował przewagą techniczną i cywilizacyjną nad plemionami zamieszkującymi Polinezję, z łatwością udawało mu się zyskiwać przychylność miejscowych wodzów często dzięki ofiarowanym darom, a o jego sile zawsze świadczyły jego potężne statki Discovery i Resolution oraz uzbrojenie.
Niemniej zazwyczaj po dłuższym postoju tubylcy zniechęcali się do przybyszów. Tak też było, gdy Cook opuszczał zatokę Kealakekua. Tubylcy z ulgą żegnali statki Cooka i nie byli zadowoleni, gdy po kilku dniach Cook wrócił do zatoki, żeby naprawić uszkodzony w sztormie maszt.
Napięcie rosło a miarka przebrała się, gdy miejscowi zostali oskarżeni o kradzież szalupy. Cook rankiem wtargnął do rezydencji wodza i praktycznie zaaresztował go doprowadzając na plażę z zamiarem doprowadzenia na pokład Resolution. To spowodowało ogromne wyburzenie wśród mieszkańców miasta i innych wodzów, którzy tłumnie przybyli na plażę domagając się uwolnienia zakładnika. W obliczu ogromnego tłumu Cook i jego ludzie podnieśli broń jednocześnie wycofując się. Jeden z wodzów podszedł do Cooka i ten uderzył go płaską stroną miecza. Wódz odpowiedział ciosem. Cook upadł i wtedy dostał kolejny cios sztyletem w klatkę piersiową. Wywiązała się walka pomiędzy marynarzami i miejscowymi. Ofiary były po obu stronach. Resolution stała jeszcze w zatoce kilka dni do czasu dokończenia naprawy. Na ląd już nikt nie zszedł.
Z prowadzonych przez lunetę obserwacji wiemy, że ciało Cooka było ciągnięte pod górę do miasta przez Hawajczyków, gdzie rozszarpywali je na strzępy. Pomimo wrogości Hawajczycy przygotowali ciało bez kości i serca z zachowaniem rytuałów pogrzebowych właściwych dla wodzów. Hawajczycy cenili kości i usuwali je z ciała. W ramach rytuału honorowego serce Cooka zostało zjedzone przez czterech najpotężniejszych hawajskich wodzów. Na prośbę Brytyjczyków część jego szczątków zwrócono załodze w celu pochówku na morzu.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: figozmakiem, mariaciuncia, Michal, puffin, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 23 paź 2024, o 01:18 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 43
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 25
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Dziękuję.

Cook, sam w sobie, był geniuszem "naturszczykiem" (bez formalnego wykształcenia), odważnym i bystrym facetem.

Na szczyty żeglarstwa doszedł właśnie dzięki wrodzonej inteligencji, pracy oraz pomocy ludzi, którzy jego nadprzyrodzone ambicje wsparli finansowo i duchowo. Aż po powierzenie mu wyprawy na Endeavour, co w społeczności mocno rozwarstwionej, było czymś wyjątkowym (ale można też docenić tu wrodzony pragmatyzm Anglików).

Z drugiej strony, jego siła była siłą systemu. Chodziło o to, aby odkryć, posiąść i poszerzać Imperium.

Ten geniusz, który zrealizował się dzięki awansowi społecznemu, miał konkretne zadania do wykonania, w odróżnieniu od na przykład przyrodnika Banksa, z "dobrego domu", który z kolei mógł pozwolić sobie na "kaprys" sfinansowania wyprawy na Endeavour, uczestnictwa w przygodzie życiowej i naukowej.

Wspomniałem wyżej o "Podróżach Guliwera", bo chodzi właśnie o gorzką satyrę na społeczeństwo angielskie XVIII wieku. Widać to szczególnie w opowieści o krainie szczęśliwych, łagodnych koników, gdzie Guliwer musi się mierzyć z nieprzekraczalnymi trudnościami komunikacyjnymi, bo język tubylców nie zna takich słów jak choćby "kłamstwo", importowanych przez przedstawiciela "rasy panów"

Sam Cook miał coś z Guliwera i jego autora Swifta, potrafił na przykład ocenić i docenić wyższość niektórych obyczajów tubylców nad angielskimi. Ale podobno, z czasem, sam się zmienił, "nie do poznania".

No, wracając do teraźniejszeości i własnego poletka, akurat moje skromne jeziorowe pływanie, jest całkiem pacyfistyczno-estetyczno-ludyczne.
I niech takie sobie będzie.

Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 25 paź 2024, o 23:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
I niech takie sobie będzie.

Każdy pływa tak jak lubi, jesteś tego przykładem.

-----------------------------
Minąłem właśnie Minerwę. Plan rejsu z Tonga do Nowej Zelandii zakładał wejście do tego atola na krótki postój, ale pod warunkiem, że prognoza na to pozwoli.
No, i nie pozwoliła.
Gdybym się zatrzymał to musiałbym czekać aż rozlewająca się flauta minie, kilka dni, a w tym rejonie pogoda w miarę sprawdza się co najwyżej 2-3 dni, potem to są już wróżby. Zmiany następują tu bardzo raptownie i niespodziewanie. Korzystam zatem z dobrej pogody i płynę dalej. Tuż przed wejściem do Whangarei około 1 listopada szykuje mi się jakaś niespodzianka, ale to się jeszcze zmieni ze dwa-trzy razy.
Widzę na AIS kilka łódek stojących w Minerwie. Stoi też nasz zaprzyjaźniony jacht i się czyści. Praktyka jest taka, że krótki postój wykorzystuje się na dokładne oczyszczenie dna. Ostre przepisy bio-ochrony NZ nie pozwalają na wwiezienie nawet jednej przyczepionej muszelki. Czytam też, że służby czasem zaglądają tam i rewidują jachty stojąc na stanowisku, że jest to już chroniony biologicznie obszar NZ.
Mam przed sobą formularze, które trzeba wypełnić i zadeklarować wwożoną żywność, lekarstwa sprzęt, który ma kontakt z wodą (płetwy, wędki itp.) i ziemią (np., tenisówki). Szukają żyjątek i robaczków. Interesują ich korniki i inne robactwo, które może wleźć na jacht. Są bezwzględni i dysponują sprzętem do szukania. Jeżeli wypatrzą dziurkę w drewnie wprowadzają detektor i słuchają czy coś tam gryzie.
Praktycznie wszystko co jest przechowywane w lodówce jest zakazane. Nie wolno wwozić żadnych roślin, warzyw, owoców, pestek, ziaren, orzechów, miodu, przypraw, majonezu, jajek, serów i żadnego mięsa w każdej postaci. Znajomym zakwestionowano nawet fasolkę w puszkach.
Zapas żywności najlepiej jest wywalić za burtę, gdyż konfiskata podlega ocenie i jeżeli będzie musiała być utylizowana to wiążą się z tym koszty.
Za ukrywanie nakładają wysokie mandaty.
Żelazne zapasy, które zawsze wozimy oddaliśmy Togijczykom.
Za kilka dni przejdę przez taką kontrolę. Ciekawy jestem jakie będą moje wrażenia.

Jachty płynące z Fidźi i z Tonga do Nowej Zelandii na lato.

Załącznik:
Screenshot 2024-10-26 at 06.44.48.png
Screenshot 2024-10-26 at 06.44.48.png [ 178.24 KiB | Przeglądane 1307 razy ]


Teraz jest tam jeszcze póżna wiosna. Codziennie temperatura spada nam o jeden stopień. Dostałem maila z mariny i zapewniają, że jak dopłyniemy będzie już ciepło. Kasia pyta: Co znaczy ciepło? Ile to stopni? Po wygrzaniu w tropikach możemy mieć nieco różne rozumienie ciepła.
Ale w grudniu rozpoczyna się sezon na truskawki i czereśnie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 2: Maar, Michal
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 11:34 

Dołączył(a): 5 gru 2009, o 21:40
Posty: 1303
Podziękował : 158
Otrzymał podziękowań: 379
Uprawnienia żeglarskie: jachtowy sternik morski, m.s.morski.
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?

_________________
Kto ma statki ten ma wydatki.
Pozdrawiam Michał aka Szkodnik
Usługi szkutnicze


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 16:35 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17461
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2263
Otrzymał podziękowań: 3646
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Michal napisał(a):
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?
Michał, odpowiem Ci za Marka, bo przezywałem kiedyś podobne szykany (w innych południowych rejonach).
Wiesz co jest takiego w Nowej Zelandii? Nowa Zelandia!

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa



Za ten post autor Maar otrzymał podziękowanie od: -O-
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 22:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Michal napisał(a):
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?

Tak wyszło.
Stanowczo zabrakło mi czasu na znaczną część Polinezji. Włóczenie się tutaj w okresie huraganów staje się coraz bardziej ryzykowne. Pogoda się radykalizuje. O ile na Markizach można ryzykować przeczekanie sezonu, to czym dalej na zachód tym ryzyko większe. Pomysł z NZ pozwala bezpiecznie przeczekać huragany, spędzić tam ich lato i wrócić powyżej zwrotnika, żeby odwiedzić Wyspy Cooka, Samoa Fidżi Vanuatu. Nowa Zelandia ma świetne zaplecze techniczne a mam kilka robótek na jachcie do zrobienia. Ten powód jest najczęściej wymieniany - ponaprawiać się. Spędzę tam pół roku. Zamierzam kupić samochód i pojeździć, pooglądać, poznać ludzi. Kupno samochodu na dłuższych postojach sprawdza się znakomicie. W USA auto sprzedałem bez straty, podobnie w Honolulu. Zobaczymy, jak będzie w NZ. Na wypożyczalnie wydałbym sporo kasy. No i jest to jednak powrót do cywilizacji. Dobrze jest pożyć inaczej, zanim wrócimy do obcowania w bardziej odosobnionych miejscach.
Słyszę też, że NZ jest cudowna. Warto więc sprawdzić.

Biurokracja powala. Myślałem, że nic gorszego od tego co wyprawiają w Meksyku mnie nie spotka. Otóż myliłem się i to bardzo. Zaliczam takie absurdy jako wartość dodaną poznawania świata i ludzi.
Tylko wytrwali będą w stanie dokładnie zapoznać się z wymogami a bardzo wytrwali wypełnić te wszystkie formularze. Oto wytyczne.
https://www.customs.govt.nz/yachts
A to jest tylko customs!!!
Jest jeszcze biosecurity, immigration i port police.

Jestem prawie w połowie drogi.
Wiatry zmienne. Przede mną front i zagadka co wykręci. W pierwszą dobę zrobiłem prawie 200 Mm, teraz cisza, jutro będzie kręcić, potem zobaczymy. Nie ma w takim pływaniu nic bardziej ekscytującego od wejścia w nowe nieznane miejsce po dłuższym przelocie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: M@rek, Maar, Michal, puffin, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 3 lis 2024, o 09:38 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2047
Lokalizacja: Polinezja Francuska
Podziękował : 778
Otrzymał podziękowań: 1641
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Od kilku dni jesteśmy w Nowej Zelandii.
Pierwsze Wrażenia są bardzo pozytywne. Odprawa, która pod względem wymogów i ilości formularzy jest bardzo zbiurokratyzowana i obejmuje również tymczasowy (na czas pobytu) import jachtu do NZ, to przebiega sprawnie i w bardzo miłej atmosferze z dużym poczuciem humoru. Wszystko zostało załatwione w 20 minut, gdyż wszystkie dokumenty złożyłem elektronicznie. Otrzymałem też uprawnienie do nabywania w NZ towarów i usług bez podatku.
Przelot z Tonga oceniam jako przyjemny i zgodny z założonym planem. W pierwszych dwóch dniach 20-25 w baksztag z bardzo niską falą. Przez kolejne 3 dni wiatr sukcesywnie słabł do 10w i stopniowo przechodził do półwiatru, żeby raptem zmienić kierunek do bejdewindu o sile 30w przy 3-4m falach, to było wyzwanie. Trwało to dobę. Tuz przede mną w poprzek przeszedł front i to były resztki tego co niósł ze sobą. Ostatnie cztery dni były miłą żeglugą z coraz niższą falą.
Tuż po wejściu do mariny przypłynął i zacumował obok mnie pozbawiony masztu s/y Ruffian of Amble. Wysoka fala przy 30w wiatru i ostrym kursie spowodowały pęknięcie masztu w połowie. Załodze udało się odciąć takielunek, jacht nie został znacznie uszkodzony i był w stanie kontynuować żeglugę na silniku. Na pokładzie był Starlink i składana przenośna antena VHF (powinna być wyposażeniem obowiązkowym). Do Nowej Zelandii było jeszcze 700 mil, czyli stało się to równo w połowie drogi. Pojawił się problem paliwa. Zapas w zbiorniku pozwalał na przepłynięcie 300 mil. W Tonga mieliśmy utworzoną grupę na WhatsApp i większość jachtów korzysta ze strony Noforeignland, dzięki temu łatwe było zorganizowanie dostawy paliwa. Pierwszy transfer paliwa pokazuje załączony filmik, był jeszcze drugi następnego dnia.
Innym sposobem, byłoby wypuszczenie liny z małą bojką za rufę do podebrania od tyłu.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 4: Maar, robertrze, Stara Zientara, Wrona
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 198 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 46 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL