Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 23 maja 2025, o 16:17




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 209 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7
Autor Wiadomość
PostNapisane: 30 cze 2024, o 07:45 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 paź 2010, o 14:59
Posty: 5557
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 3163
Otrzymał podziękowań: 2992
Uprawnienia żeglarskie: ciut ciut
Świetne!

_________________
Pozdrawiam,
Smoczyca


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 13 lip 2024, o 07:53 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
W poprzednim poście wspomniałem o imprezie na Raroia i alkoholu.
Zbierając informacje o odwiedzanych miejscach natrafiłem na materiał traktujący o przemocy wśród ludności etnicznej na atolach. Żyją w małych społecznościach z poczuciem bezkarności. Często są uzbrojeni. Biały człowiek przywiózł tutaj mąkę, cukier i alkohol zmieniając ich dietę. Miejscowi nie tolerują takiego pożywienia, są więc otyli i bardzo żle reagują na alkohol. Zostałem poproszony o propagowanie bezwzględnego zakazu częstowania miejscowych alkoholem, szczególnie mocnym. Impreza na Raroia, była niestety mocno zakropiona rumem. Miejscowi pod wpływem alkoholu uciekają się do przemocy załatwiając spory i często gwałcą nawet własne dzieci. Nie muszą się obawiać żadnych prawnych konsekwencji.
To jest smutna rzeczywistość, której nie widać. Miejscowi są niezwykle mili i bardzo chętnie nawiązują sympatyczne kontakty.

----------------------------------

Kotwiczenie między koralami - floating chain.

Atole mają zazwyczaj dno mocno porośnięte koralami (coral heads) w żargonie nazywane bommies. Na Google Earth na płyciznach wyraźnie widać w atolach (i nie tylko) porośnięte koralowcami dno. Dodatkowym utrudnieniem jest zazwyczaj szybko opadające dno, więc kotwiczenie na głębokościach mniejszych niż 12-15m rzadko się zdarza, do tego w niektórych atolach bywa tłoczno.
Przy kotwiczeniu należy więc przestrzegać kilku zasad, żeby uniknąć wplątania się w korale, co może skończyć się utratą kotwicy.
1. Nie rzucamy kotwicy w ciemno. W słoneczny dzień w środku dnia widać dno. Wybrać należy możliwie duże miejsce z piaskiem (wolne od korala) i zakopać kotwicę w środku. Bardzo pomocne jest rzucanie kotwicy poprzez zwolnienie sprzęgła. Kotwica spada szybko i łatwiej jest trafić w pożądane miejsce. Kotwicę wkopać należy przy minimalnej koniecznej ilości łańcucha (1.5 – 2 scope).
2. Stosujemy technikę floating chain. Po upewnieniu się, że stoimy pewnie (kotwica wkopana) należy przypiąć do łańcucha odbijacz na krótkiej lince zakończonej snap szeklą. Wydajemy kolejne max 1 - 1,5 scope i podpinamy kolejny odbijacz. Następnie wydajemy kolejne 1 - 1,5 csope, podpinamy trzeci odbijacz i wydajemy 1 scope. W zależności od głębokości i okoliczności wokół, stajemy na 4 do 6 scope. Długość łańcucha pomiędzy odbijaczami zależy od głębokości, wysokości korali w około oraz (co należy przećwiczyć przed pierwszym kotwiczeniem) zdolności unoszenia łańcucha przez odbijacze. Należy dobrać długość łańcucha pomiędzy odbijaczami żeby nie zatonęły zbyt głęboko.
3. Jeżeli jest pochmurno i nie widać dna, należy rzucić kotwicę zakopać ją i zanurkować z maską. Widoczność pod wodą jest doskonała. Należy zaakceptować obecne miejsce albo wybrać inne.
Takie postępowanie gwarantuje pełne bezpieczeństwo. W praktyce może okazać się, że wystarczy jeden odbijacz, bo trafimy na wystarczająco dużą łachę piachu.
Poniżej widać, jak pracują odbijacze częściowo zatopione. Taka sytuacja jest dopuszczalna przy niskich koralach. W innym przypadku należałoby zwiększyć ilość odbijaczy i zmniejszyć długość łańcucha pomiędzy nimi.
Załącznik:
floating chain.jpg
floating chain.jpg [ 60.87 KiB | Przeglądane 9038 razy ]

W czasie flauty odbijacze powinny być widoczne lub zanurzone tuż pod wodą. W miarę tężenia wiatru łańcuch będzie się prostował i odbijacze będą się zagłębiać.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 4: Jaca_33, kolorama, puffin, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 12 wrz 2024, o 11:19 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Załącznik:
iaorana.jpg
iaorana.jpg [ 177.86 KiB | Przeglądane 8004 razy ]
‘Ia Ora Na (yo-rah-nah) – znaczy, dzień dobry w języku polinezyjskim.

Nasz pobyt w Polinezji Francuskiej dobiega końca. Jest to ogromny archipelag rozciągający się na ponad tysiącu mil morskich od Nuku Hiva na Markizach, poprzez atole na Tuamotu po Maupiti na Wyspach Towarzystwa. Za kilka dni zamierzamy ruszyć z Papeete w kierunku Tonga, stając jeszcze po drodze na Huahine, Taha, Bora-Bora i Maupiti. Pobyt na Polinezji jest bez wątpienia wielką przygodą nie tylko żeglarską, ale również podróżniczą.
Formalności na Polinezji Francuskiej są dla obywateli EU proste w porównaniu z resztą świata. Mamy też większe przywileje. Możemy tu przebywać 2 lata (reszta świata 3 miesiące), nie potrzebujemy wizy, reszta świata musi ją uzyskać, wraz z biletem powrotnym (przybywając jachtem również). Oczywiście są sposoby, żeby to obejść.
Wyspy są przeważnie kameralne, z małymi osadami lub wioskami (wyjątek stanowią Tahiti i Bora-Bora). Jest drogo. Na Bora-Bora za kilgram pomidorów trzeba zapłacić 26$, najtaniej jest na Tahiti (ceny mniej więcej średnio 75% wyższe, niż w USA). Tanie jest paliwo, a mariny i boje drogie, natomiast kotwiczenie za darmo. Czym mniejsza osada, tym bardziej skąpe zaopatrzenie lokalnego sklepiku.
Kotwiczenie jest wyzwaniem z powodu dużych głębokości (ponad 20 metrów) i wszechobecnych raf koralowych. Wejścia do niektórych atoli bywa sporym wyzwaniem, a poruszanie się wewnątrz może być niebezpieczne przy słabszej widoczności.
Planowanie wejścia do atolu musi uwzględniać: wielkość laguny, szerokość wejścia, szczelność rafy, siłę i kierunek wiatru. Do trudnych atoli należy wchodzić w slacku wysokiej wody - wtedy prąd w wejściu będzie najmniejszy. Jeżeli warunki pozwalają (w szerszych wejściach) należy stać jak najdalej od środka, gdyż tam prąd jest najsilniejszy. Prąd będzie również silniejszy, gdy wieje w nos przy wejściu. Przez szczeliny w rafie woda jest nawiewana i spiętrza się w atolu, wówczas nawet w slacku wysokiej wody wartkim strumieniem woda wypływa z atolu tworząc silny prąd. W miarę opadania prąd będzie się nasilał.
Wszystko to jest wynagradzane niesamowitością pobytu tutaj, na wodzie, pod wodą i na lądzie. Obcowanie z tubylcami jest przyjemnością - są mili, gościnni i weseli. Biały człowiek przywiózł tutaj mąkę, cukier i alkohol, co wywołało niestety sporą (mówiąc delikatnie) otyłość tubylców. Miejscowa ludność bardzo przywiązana jest do swoich tradycji. Rozmawiają w języku polinezyjskim w kilku odmianach (francuskiego uczą się w szkole). Polinezyjski różni się nawet pomiędzy osadami na tej samej wyspie, ale są to różnice podkreślające raczej odmienność, nieutrudniające komunikacji.
Relacje pomiędzy miejscową ludnością i kolonialistami układają się bez widocznych napięć. Nie było tutaj niewolnictwa, jak na Karaibach, a wyspy i atole głównie (70-90%) zamieszkiwane są przez rdzenną ludność. Na Markizach słyszałem o rodzącym się ruchu zmierzającym do wyzwolenia tych wysp. Są to bardziej informacje szeptane, choć w Nowej Kaledonii temperatura zdarzeń jest wysoka. Niektórzy żeglarze rezygnują z postoju tam.
Moja nowa winda kotwiczna (Maxwell) dotarła na Tahiti szybko i sprawnie. Montaż również nie przysporzył mi problemów. Wykonałem też permanentną naprawę urwanego ramienia siłownika autopilota. Wygląda to teraz tak (w porównaniu z tymczasową naprawą z fotki z 11 maja)
Załącznik:
autopilot.jpg
autopilot.jpg [ 269.53 KiB | Przeglądane 8004 razy ]

Czekam jeszcze na dostawę mixing elbow na wydechu silnika. Wypaliła się mała dziurka. Naprawa tymczasowa, polegała na rozwierceniu i nagwintowaniu otworu, w który od środka wkręciłem śrubę. Dołożyłem jeszcze nakrętkę z podkładką.
Załącznik:
perkins.jpg
perkins.jpg [ 290.89 KiB | Przeglądane 8004 razy ]


Moje wspomnienie z Morei

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 10: bartosce, Janna, Kurczak, Maar, Michal, noone, robertrze, Stara Zientara, Wojciech, Wrona
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 wrz 2024, o 01:02 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 101
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 116
Otrzymał podziękowań: 52
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Przeczytałem wątek. Ładna opowieść.
Następnym razem przeczytam pomału treść Twojej www.

Kusi mnie morze.

Od zawsze dużo czasu spędzałem nad brzegiem morza - doceń, skoro jestem góralem -, ale tylko na brzegu.

Może odważę się i zrobię ten krok, i uwierzę, że można chodzić po falach?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 wrz 2024, o 19:17 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
Kusi mnie morze.

Nie dziwię się.
Obcowanie z wodą jest ekscytujące a pływanie pozwala dotrzeć w ciekawe i trudno dostępne miejsca. Nie ważne gdzie pływasz: po rzece, jeziorze, morzach czy oceanach. Świat od strony wody wygląda piękniej, a woda widziana z lądu zawsze budzi wyobraźnie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 3: figozmakiem, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 paź 2024, o 23:39 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 101
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 116
Otrzymał podziękowań: 52
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
-O- napisał(a):
figozmakiem napisał(a):
Kusi mnie morze.

Nie dziwię się.
Obcowanie z wodą jest ekscytujące a pływanie pozwala dotrzeć w ciekawe i trudno dostępne miejsca. Nie ważne gdzie pływasz: po rzece (...)


Mieszkam (od dekady) w pobliżu rzeki Raby.
Lubię jeździć na rowerze wzdłuż jej brzegu. Miejscami jest mocno zakrzaczony i nieprzejezdny.
Po którymś tam razie postanowiłem nauczyć się pływać kajakiem, właśnie po to, by ominąć te brzegowe naturalne "przeszkody" i móc poznać ją w całym dostępnym dla mnie zasięgu.
Udało się.

Jednak ważniejszym odkryciem było to, że ogląd rzeki z perspektywy samej rzeki jest inny niż z perspektywy brzegu. Taki naturalny i pełny.

Pozdrawiam



Za ten post autor figozmakiem otrzymał podziękowanie od: -O-
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 2 paź 2024, o 04:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Opuściliśmy Maupiti, która była ostatnią odwiedzoną przez nas wyspą Polinezji Francuskiej. Maupiti jest naszym numerem 1 na Polinezji Francuskiej. Jest tutaj wszystko: piękno wysokiego masywu górskiego, tropikalna zieleń, Jedna z piękniejszych lagun, malownicze dzikie plaże i bardzo przyjaźni mieszkańcy okazujący ogromną serdeczność.
Jest tak z pewnością dlatego, że niewiele jachtów tutaj zawija. Powody tego stanu rzeczy są dwa:
Maupiti jest wysunięta daleko na zachód, więc powrót jachtów czarterowych nie jest łatwy przy przeważających tu wschodnich wiatrach. Zatrzymują się tu więc przeważnie jachty płynące dalej na zachód.
Jest też drugi powód, wejście do atola jest wąskie i długie, co sprawia, że występujące tu prądy stanowią spore wyzwanie manewrowe, a łamiące się w wejściu na rafie fale sugerują ponowne przemyślenie decyzji wejścia. Przed wejściem do kanału czułem dreszczyk emocji. W środku jest już pięknie i bezpiecznie.

Wyspę zamieszkuje ponad 1000 osób. Jest tutaj małe lotnisko, mały port, stacja paliwowa, kilka sklepów, poczta, ATM, wypożyczalnia rowerów, szkoła, ośrodek zdrowia, straż pożarna i główny plac do imprezowania z kilkoma restauracjami wokół. Osada ciągnie się wzdłuż wybrzeża na długości kilku mil. Uwagę przykuwają zadbane domostwa z mnóstwem kwiatów. Wokół rosną pomelo, chlebowce, mango, marakuje, bananowce, kokosy, noni, limonki i papaje. To mieszkańcy wyspy z własnej inicjatywy zamontowali dinghy dock, ujęcie wody i ustawili pojemnik na śmieci, właśnie dla żeglarzy.

Poznaliśmy żeglarza, który kotwiczy tu od siedmiu miesięcy. To miejscowi ludzie sprawili, że żal mu stąd odpływać. Dodał, że kiedyś wszędzie tak było. Nawet w Papeete, Rangiroa czy Fakarawie, ale masowa turystyka niszczy wszystko. Takie miejsce jak Maupiti to prawdziwy klejnot Pacyfiku. Oby zachował się jak najdłużej.
Mieliśmy przystanąć tu na jeden dzień, gdyż prognoza podpowiadała, żeby szybko płynąć dalej. Zostaliśmy prawie tydzień i z żalem opuszczaliśmy to piękne miejsce.

Płyniemy na Tonga. Odprawimy się w Niafu. Staniemy w Lifuka po drodze do Nuku’alifa.
Nie wykluczam przystanku na Niue, jak będę blisko i pogoda pozwoli. Słyszałem o tym miejscu dużo dobrego i złego. Zobaczymy.
Tonga będzie ciągiem dalszym polinezyjskiej przygody.

Filmik poniżej w jakimś znikomym stopniu oddaje klimat Maupiti


_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: figozmakiem, Janna, Maar, Michal, puffin, robertrze, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 4 paź 2024, o 04:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Wejście do Maupiti.
Kanał jest wąski 30-40 m i długi na 6 kabli. Występujący prąd w kierunku oceanu jest najsłabszy w górnym slacku. Tory oznaczone są nabieżnikami. Podejście bardzo dokładnie jest zmapowane w C-Map i Navionics.
Krótki filmik pokazuje zbliżenie do rafy przy wyjściu z atola przy idealnych warunkach. Wchodzić i wychodzić należy na wysokich obrotach silnika (ze względu na prąd). Jest to jedno z trudniejszych wejść na Polinezji Francuskiej.



_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 paź 2024, o 23:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Będzie o Cupper Coat.

Na poprzednim jachcie stosowałem różne farby antyporostowe, co wiązało się z koniecznością okresowego slipowania jachtu, czyszczenia, matowienia i malowania. Tymczasem raz nałożona prawidłowo nałożona powłoka Copper Coat ma wystarczyć na 10 – 15 lat. Tak reklamuje swój produkt producent.
Faktycznie tak jest, ale żadna reklama tego produktu nie opisuje w pełni zasady działania farby i nie wyjaśnia, że z biegiem czasu powłoka działa coraz słabiej, w miarę utleniania się miedzi. Kolor powłoki z brązowego zmienia się na zielony. W zależności od akwenu, kadłub należy przeszlifować raz na kilkanaście miesięcy (max 2 lata) i usunąć utlenioną warstwę przywracając powłoce pierwotny brązowy kolor, z wyeksponowanymi drobinkami miedzi. Farbę nakłada się mokro na mokro, 7 do 10 razy, więc starcza na około 5-7 szlifowań.
Przez pierwsze 12 miesięcy porost praktycznie nie występuje. Potem zaczynają się pojawiać rachityczne barnacle, ledwo trzymające się kadłuba, bardzo łatwe do usunięcia, niepozostawiające wapiennych śladów po swoim bytowaniu. Zjawisko w miarę upływu kolejnych miesięcy nasila się, a czynność czyszczenia kadłuba staje się koniecznością, ale nie jest to szczególnie pracochłonne. Przeczyszczenie mojego kadłuba szpachelką o szerokości 15 cm zajmuje mi około 1,5 godziny z Nomadem albo z butlą.
Slipowanie można znacznie opóźnić czyszcząc okresowo kadłub pod woda packą ścierną, usuwając część utlenionej powłoki.
Po sześciu latach slipowałem się trzeci raz w Meksyku. Karcher z łatwością usunął z kadłuba znikomą ilość porostu. Zaplanowałem nałożenie kolejnych czterech warstwy farby. Powody były dwa: w niektórych miejscach warstwa Cupper Coat była już bardzo cienka oraz w jednym miejscu farba uległa przebarwieniu (była ciemniejsza) Cupper Coat tam nie działał. Miejsce było porośnięte mocno trzymającymi się barnaclami. Były one trudne do usunięcia.
Załącznik:
IMG_1651@0.5x.jpg
IMG_1651@0.5x.jpg [ 282.33 KiB | Przeglądane 5963 razy ]

Załącznik:
IMG_1654@0.5x.jpg
IMG_1654@0.5x.jpg [ 266.99 KiB | Przeglądane 5963 razy ]


Pierwszy raz niewielką plamę zauważyłem 3 lata temu, ale teraz była ona już znacznie większa. Zatelefonowałem do przedstawiciela Cupper Coat w USA, który zdecydowanie sugerował (powołując się na 30. letnie doświadczenie) przebicie z instalacji (straight current). Innej możliwości nie widział. Dopiero „przyciśnięty do ściany” przyznał, że może to być również spowodowane kontaktem z anodą, czyli korozją galwaniczną. Po czym otrzymałem dobrą radę, że należy anody separować od kadłuba. Instrukcja, którą otrzymałem wraz z farbą nie zawierała takiego wymogu. Pod nową anodę podłożyłem arkusz z tworzywa o grubości 5 mm.

Mam też zainstalowany SoniHull zakupiony w PYI. Firma reklamowała ten ultrasoniczny antifouling na targach w Annapolis. Sprzedawca twierdził, że metoda jest sprawdzona i oparta na doświadczeniu z łodzi podwodnych, które nie obrastają właśnie z powodu stosowanych tam urządzeń ultrasonicznych do nawigacji.
Moim zdaniem urządzenie nie działa. Kupiłem je głównie dlatego, że chciałem chronić wał i śrubę. Pozytywnych efektów nie odnotowałem. W Honolulu poznałem emerytowanego nawigatora łodzi podwodnych i gdy zapytałem go, czy to prawda, że łodzie podwodne nie porastają - roześmiał się. Oczywiście porastają, tak jak wszystko zanurzone w oceanie. Dzisiaj sprawdziłem, firma PYI nie sprzedaje już Sonihull. Miła pani powiedziała, że klienci firmy nie byli zainteresowani tym produktem.


Zbliżam się do linii zmiany daty. Tonga leży już po drugiej stronie. Przesunę zegarek o godzinę do przodu i jeszcze o jeden dzień.
Załącznik:
Screenshot 2024-10-08 at 14.18.56@0.5x.jpg
Screenshot 2024-10-08 at 14.18.56@0.5x.jpg [ 206.5 KiB | Przeglądane 5963 razy ]


Jeszcze coś miłego - wczorajszy zachód słońca.

Załącznik:
IMG_0243@0.5x.jpg
IMG_0243@0.5x.jpg [ 269.12 KiB | Przeglądane 5963 razy ]

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: cinas, figozmakiem, Janna, Maar, robertrze, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 19 paź 2024, o 09:25 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Od kilku dni stoimy w Neiafu na Tonga. Utknęliśmy tu trochę ze względów pogodowych. Nie popłyniemy na Lifuka i Nuku’alofa z powodu zbliżającego się frontu. Na Fidżi dmuchało wczoraj 90 w a na Tongatapu zrywają się jachty z kotwic.
Tutaj, w osłoniętej zatoce, jest wygodnie i komfortowo. Zostaniemy do czasu ustabilizowania się pogody. Najbliższe okno pogodowe na przejście do Nowej Zelandii otwiera się już za kilka dni, jeżeli prognozy się nie zmienią, to ruszymy stąd prosto do Whangarei. W odwodzie mamy wejście do Minerwy, gdyby pojawiła się jakaś niespodzianka. Wody na południe od Tonga są nieprzewidywalne i bardzo niespokojne. Ciekawy jestem, czy uda się nam przepłynąć bez zawieruchy.

Tymczasem rozkoszujemy się obcowaniem z Tongijczykami. Po bardzo egzotycznej Polinezji Francuskiej przyglądamy się potomkom tongijskich wojowników. Są bardzo solidnie zbudowani z groźnym wyrazem twarzy. Na szczęście często się uśmiechają i na każdym kroku okazują uprzejmość i otwartość. Patrząc na nich mogę sobie łatwo wyobrazić jakim byli postrachem, gdy przybywali swoimi wielkimi katamaranami, które zabierały na pokład nawet do 100 osób, i podbijali okoliczne wyspy. Togijczycy mają bardzo długą historię (3000 lat) a przez 400 lat (od VIII do XII w) niepodzielnie panowali na Pacyfiku. Królestwo Tonga było w tamtym czasie prawdziwym imperium.


Rozbudowana flota umożliwiała im podbój i handel na bardzo rozległym terytorium, zapewniając bogactwo oraz panowanie nie tylko na wyspach dzisiejszego archipelagu, gdyż zapuszczali się aż po Markizy na wschodzie, Wyspy Salomona na zachodzie i Hawaje na północy. Na bardziej odległych wyspach nie ustanawiali jednak własnej administracji - brakowało im ludzi. Gdy Europejczycy w poszukiwaniu Terra Australis trafili na Tonga w XVII w było to Królestwo panujące na obecnie zajmowanym terytorium. Archipelag jako piersi, odwiedzali Holendrzy: Jacob Le Maire, Willem Schouten i Abel Tasman. Jednak największe znaczenie miało przybycie Jamesa Cooka sto lat później w XVIII w. w czasie drugiej i trzeciej jego wyprawy. W krótce potem przybyli niestety pierwsi misjonarze brytyjscy. W tamtym czasie Tonga było nawiedzane jeszcze przez Francuzów i Hiszpanów.

Stoję teraz blisko miejsca, gdzie James Cook otarł się o śmierć w czasie swojej trzeciej wyprawy, gdy został zaproszony przez wodza Finau na ucztę. W trakcie imprezy załoga wyczuwała pewien niepokój a wśród tongijskich wodzów doszło do ostrych przepychanek. Dwa statki Cooka (Resolution i Discovery) podniosły pośpiesznie kotwice i odpłynęły.
Cook nigdy nie dowiedział się, że na jego ulubionych wyspach, które nazwał „Przyjacielskie” jego wyprawa miała się zakończyć.
Skąd wiadomo, że wódz Finau planował zamach?
Otóż 27 lat po śmierci Jamesa Cooka w 1806 roku Port au Prince dowodzony przez kapitana Browna płynąc z Hawajów nie trafił w Tahiti i wylądował na Lifuka. Wódz Finau zaprosił przybyszów na ucztę a kapitana zaprosił na zwiedzanie wyspy. Gdy kapitan zszedł na ląd wojownicy roztrzaskani mu czaszkę pałkami, następnie w podobny sposób wymordowali załogę. Ocalały tylko cztery osoby, a wśród nich William Mariner, który przypominał wodzowi jego zmarłego syna. Finau opowiedział historię swojego przywództwa, a w tym znalazła się opowieść o wizycie Cooka. Mariner zajmował się badaniem języka tongijskiego oraz historią. Po czterech latach został uwolniony i wrócił do Anglii. Wkrótce potem wydał książkę p.t. An Account of the Natives of the Tonga Islands in the South Pacific Ocean.
Historia Tonga w XIX jest pełna przemian. Miała miejsce wojna domowa zakończona zjednoczeniem Królestwa Polinezyjskiego, powstanie monarchii konstytucyjnej, reformy społeczne, uwolnienie poddanych, ograniczenie władzy wodzów i ustanowienie wolności prasy.

W XX w zbuntowani wodzowie i europejscy osadnicy dążyli do obalenia króla. Odpowiedzią na te zapędy było zawarcie umowy o współpracy i wzajemnej pomocy i przyjaźni z Wielką Brytanią, która reprezentowała Królestwo Tonga na arenie międzynarodowej i decydowała w sprawach finansowych. Tonga zachowało w tym czasie pełną suwerenność wewnętrzną, utrzymując kontrolę nad administracją państwa i sprawami wewnętrznymi. Po 70 latach umowę wypowiedziano.
Dzisiaj w Tonga język angielski jest drugim językiem urzędowym. Obowiązuje ruch lewostronny.

Opisuję historię Tonga w wielkim skrócie po to, żeby była ona tylko tłem do dwóch polskich wątków, które zrobiły na mnie wrażenie.
Pierwszy dotyczy Forsterów: ojca Jana Rajnolda (ur. 1729 r w Tczewie) i jego syna Jana Jerzego (ur. 1764 r w Mokrym Dworze). Obaj uczestniczyli jako badacze w drugiej wyprawie Jamesa Cooka na statku Resolution. W trzyletni rejs wyruszyli 1772 roku. Mieli barwne i ekscytujące życiorysy i z pewnością byli pierwszymi Polakami na Tonga.

Drugi dotyczy II Wojny Światowej, kiedy to Królestwo Tonga na wieść o napaści na Westerplatte wypowiedziało III Rzeszy wojnę już 3 września. Nie skończyło sią na deklaracji. Panująca wówczas Królowa oddała też tereny na Tongatapu we władanie Wielkiej Brytanii z przeznaczeniem pod budowę lotniska wojskowego. Rok później za zebrane przez Tongijczyków w zbiórce publicznej pieniądze zakupiono 3 myśliwce Spitfire do walki z III Rzeszą. Po ataku na Perl Harbor Tonga wypowiedziało wojnę Japonii, ale zakupione samoloty przekazano zgodnie z wcześniejszą deklaracją aliantom, do prowadzenia działań w Europie, pomimo że Tongijczycy obawiali się ataku Japończyków.
W podręczniku szkolnym jest czytanka o polskim chłopcu wywiezionym do obozu koncentracyjnego.

Śladów tych historii będę szukał następnym razem, w drodze powrotnej z Nowej Zelandii - teraz zabrakło czasu, a nie mogę przeoczyć najbliższego okna porodowego.

Wyjazd z Tonga musi być poprzedzony przygotowaniami do bardzo wnikliwej biokontroli. Kadłub musi być bardzo dokładnie wyczyszczony, nie można wwieźć żadnej muszelki. Obowiązuje praktycznie zakaz wwozu żywności, lodówki mają być puste. Apteczka jest również brana pod lupę, na leki należy mieć receptę z dawkowaniem i wiele innych ograniczeń. Ogromna papierologia. Konieczne jest zgłoszenie wyjazdu z Tonga, meldunki po drodze i włączony AIS.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: Maar, mariaciuncia, Michal, puffin, robertrze, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 21 paź 2024, o 13:36 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 101
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 116
Otrzymał podziękowań: 52
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Byłbyś dobrym nauczycielem geografii...

Sam, niestety, w szkole trafiłem na kiepskiego, bo jedyne miejsce, w którym był i po którym podróżował mentalnie, to PZPR. Nie dosyć, że zadawał nam nudną pamięciówkę z przesadną ilością danych, to jeszcze indoktrynował politycznie (już w latach 90-tych).

A Cook, jak to Cook, brytyjska forpoczta. Nie ma co idealizować. Nie bez powodu zrazu witano go w tamtych stronach jako boga, a następnie zaciukano.

Moją ulubioną powieścią z XVIII wieku są "Podróże Guliwera", w końcu też żeglarza, "and then a Captain of Several Ships"...

Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 22 paź 2024, o 11:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
Nie bez powodu zrazu witano go w tamtych stronach jako boga, a następnie zaciukano.


Masz rację.
Pozwolę sobie w skrócie opisać te okoliczności.

Był on niewątpliwie wielkim podróżnikiem XVIII wieku. Opłynął Horn dwa razy (w obu kierunkach), wielokrotnie spływał Pacyfik Południowy ze wschodu na zachód, żeby w swojej trzeciej wyprawie sięgnąć aż po Alaskę.
Po drodze odkrył Hawaje i tam zginął.
Cook epatował przewagą techniczną i cywilizacyjną nad plemionami zamieszkującymi Polinezję, z łatwością udawało mu się zyskiwać przychylność miejscowych wodzów często dzięki ofiarowanym darom, a o jego sile zawsze świadczyły jego potężne statki Discovery i Resolution oraz uzbrojenie.
Niemniej zazwyczaj po dłuższym postoju tubylcy zniechęcali się do przybyszów. Tak też było, gdy Cook opuszczał zatokę Kealakekua. Tubylcy z ulgą żegnali statki Cooka i nie byli zadowoleni, gdy po kilku dniach Cook wrócił do zatoki, żeby naprawić uszkodzony w sztormie maszt.
Napięcie rosło a miarka przebrała się, gdy miejscowi zostali oskarżeni o kradzież szalupy. Cook rankiem wtargnął do rezydencji wodza i praktycznie zaaresztował go doprowadzając na plażę z zamiarem doprowadzenia na pokład Resolution. To spowodowało ogromne wyburzenie wśród mieszkańców miasta i innych wodzów, którzy tłumnie przybyli na plażę domagając się uwolnienia zakładnika. W obliczu ogromnego tłumu Cook i jego ludzie podnieśli broń jednocześnie wycofując się. Jeden z wodzów podszedł do Cooka i ten uderzył go płaską stroną miecza. Wódz odpowiedział ciosem. Cook upadł i wtedy dostał kolejny cios sztyletem w klatkę piersiową. Wywiązała się walka pomiędzy marynarzami i miejscowymi. Ofiary były po obu stronach. Resolution stała jeszcze w zatoce kilka dni do czasu dokończenia naprawy. Na ląd już nikt nie zszedł.
Z prowadzonych przez lunetę obserwacji wiemy, że ciało Cooka było ciągnięte pod górę do miasta przez Hawajczyków, gdzie rozszarpywali je na strzępy. Pomimo wrogości Hawajczycy przygotowali ciało bez kości i serca z zachowaniem rytuałów pogrzebowych właściwych dla wodzów. Hawajczycy cenili kości i usuwali je z ciała. W ramach rytuału honorowego serce Cooka zostało zjedzone przez czterech najpotężniejszych hawajskich wodzów. Na prośbę Brytyjczyków część jego szczątków zwrócono załodze w celu pochówku na morzu.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: figozmakiem, mariaciuncia, Michal, puffin, Stara Zientara
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 23 paź 2024, o 01:18 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 wrz 2024, o 22:34
Posty: 101
Lokalizacja: Wieliczka
Podziękował : 116
Otrzymał podziękowań: 52
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz jachtowy
Dziękuję.

Cook, sam w sobie, był geniuszem "naturszczykiem" (bez formalnego wykształcenia), odważnym i bystrym facetem.

Na szczyty żeglarstwa doszedł właśnie dzięki wrodzonej inteligencji, pracy oraz pomocy ludzi, którzy jego nadprzyrodzone ambicje wsparli finansowo i duchowo. Aż po powierzenie mu wyprawy na Endeavour, co w społeczności mocno rozwarstwionej, było czymś wyjątkowym (ale można też docenić tu wrodzony pragmatyzm Anglików).

Z drugiej strony, jego siła była siłą systemu. Chodziło o to, aby odkryć, posiąść i poszerzać Imperium.

Ten geniusz, który zrealizował się dzięki awansowi społecznemu, miał konkretne zadania do wykonania, w odróżnieniu od na przykład przyrodnika Banksa, z "dobrego domu", który z kolei mógł pozwolić sobie na "kaprys" sfinansowania wyprawy na Endeavour, uczestnictwa w przygodzie życiowej i naukowej.

Wspomniałem wyżej o "Podróżach Guliwera", bo chodzi właśnie o gorzką satyrę na społeczeństwo angielskie XVIII wieku. Widać to szczególnie w opowieści o krainie szczęśliwych, łagodnych koników, gdzie Guliwer musi się mierzyć z nieprzekraczalnymi trudnościami komunikacyjnymi, bo język tubylców nie zna takich słów jak choćby "kłamstwo", importowanych przez przedstawiciela "rasy panów"

Sam Cook miał coś z Guliwera i jego autora Swifta, potrafił na przykład ocenić i docenić wyższość niektórych obyczajów tubylców nad angielskimi. Ale podobno, z czasem, sam się zmienił, "nie do poznania".

No, wracając do teraźniejszeości i własnego poletka, akurat moje skromne jeziorowe pływanie, jest całkiem pacyfistyczno-estetyczno-ludyczne.
I niech takie sobie będzie.

Pozdrawiam


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 25 paź 2024, o 23:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
figozmakiem napisał(a):
I niech takie sobie będzie.

Każdy pływa tak jak lubi, jesteś tego przykładem.

-----------------------------
Minąłem właśnie Minerwę. Plan rejsu z Tonga do Nowej Zelandii zakładał wejście do tego atola na krótki postój, ale pod warunkiem, że prognoza na to pozwoli.
No, i nie pozwoliła.
Gdybym się zatrzymał to musiałbym czekać aż rozlewająca się flauta minie, kilka dni, a w tym rejonie pogoda w miarę sprawdza się co najwyżej 2-3 dni, potem to są już wróżby. Zmiany następują tu bardzo raptownie i niespodziewanie. Korzystam zatem z dobrej pogody i płynę dalej. Tuż przed wejściem do Whangarei około 1 listopada szykuje mi się jakaś niespodzianka, ale to się jeszcze zmieni ze dwa-trzy razy.
Widzę na AIS kilka łódek stojących w Minerwie. Stoi też nasz zaprzyjaźniony jacht i się czyści. Praktyka jest taka, że krótki postój wykorzystuje się na dokładne oczyszczenie dna. Ostre przepisy bio-ochrony NZ nie pozwalają na wwiezienie nawet jednej przyczepionej muszelki. Czytam też, że służby czasem zaglądają tam i rewidują jachty stojąc na stanowisku, że jest to już chroniony biologicznie obszar NZ.
Mam przed sobą formularze, które trzeba wypełnić i zadeklarować wwożoną żywność, lekarstwa sprzęt, który ma kontakt z wodą (płetwy, wędki itp.) i ziemią (np., tenisówki). Szukają żyjątek i robaczków. Interesują ich korniki i inne robactwo, które może wleźć na jacht. Są bezwzględni i dysponują sprzętem do szukania. Jeżeli wypatrzą dziurkę w drewnie wprowadzają detektor i słuchają czy coś tam gryzie.
Praktycznie wszystko co jest przechowywane w lodówce jest zakazane. Nie wolno wwozić żadnych roślin, warzyw, owoców, pestek, ziaren, orzechów, miodu, przypraw, majonezu, jajek, serów i żadnego mięsa w każdej postaci. Znajomym zakwestionowano nawet fasolkę w puszkach.
Zapas żywności najlepiej jest wywalić za burtę, gdyż konfiskata podlega ocenie i jeżeli będzie musiała być utylizowana to wiążą się z tym koszty.
Za ukrywanie nakładają wysokie mandaty.
Żelazne zapasy, które zawsze wozimy oddaliśmy Togijczykom.
Za kilka dni przejdę przez taką kontrolę. Ciekawy jestem jakie będą moje wrażenia.

Jachty płynące z Fidźi i z Tonga do Nowej Zelandii na lato.

Załącznik:
Screenshot 2024-10-26 at 06.44.48.png
Screenshot 2024-10-26 at 06.44.48.png [ 178.24 KiB | Przeglądane 4913 razy ]


Teraz jest tam jeszcze póżna wiosna. Codziennie temperatura spada nam o jeden stopień. Dostałem maila z mariny i zapewniają, że jak dopłyniemy będzie już ciepło. Kasia pyta: Co znaczy ciepło? Ile to stopni? Po wygrzaniu w tropikach możemy mieć nieco różne rozumienie ciepła.
Ale w grudniu rozpoczyna się sezon na truskawki i czereśnie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 2: Maar, Michal
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 11:34 

Dołączył(a): 5 gru 2009, o 21:40
Posty: 1372
Podziękował : 172
Otrzymał podziękowań: 456
Uprawnienia żeglarskie: jachtowy sternik morski, m.s.morski.
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?

_________________
Kto ma statki ten ma wydatki.
Pozdrawiam Michał aka Szkodnik
Usługi szkutnicze


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 16:35 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17558
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2346
Otrzymał podziękowań: 3690
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Michal napisał(a):
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?
Michał, odpowiem Ci za Marka, bo przezywałem kiedyś podobne szykany (w innych południowych rejonach).
Wiesz co jest takiego w Nowej Zelandii? Nowa Zelandia!

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa



Za ten post autor Maar otrzymał podziękowanie od: -O-
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 paź 2024, o 22:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Michal napisał(a):
Co jest w tej Nowej Zelandii takiego, że pomimo takich komplikacji Chcecie tam płynąć?

Tak wyszło.
Stanowczo zabrakło mi czasu na znaczną część Polinezji. Włóczenie się tutaj w okresie huraganów staje się coraz bardziej ryzykowne. Pogoda się radykalizuje. O ile na Markizach można ryzykować przeczekanie sezonu, to czym dalej na zachód tym ryzyko większe. Pomysł z NZ pozwala bezpiecznie przeczekać huragany, spędzić tam ich lato i wrócić powyżej zwrotnika, żeby odwiedzić Wyspy Cooka, Samoa Fidżi Vanuatu. Nowa Zelandia ma świetne zaplecze techniczne a mam kilka robótek na jachcie do zrobienia. Ten powód jest najczęściej wymieniany - ponaprawiać się. Spędzę tam pół roku. Zamierzam kupić samochód i pojeździć, pooglądać, poznać ludzi. Kupno samochodu na dłuższych postojach sprawdza się znakomicie. W USA auto sprzedałem bez straty, podobnie w Honolulu. Zobaczymy, jak będzie w NZ. Na wypożyczalnie wydałbym sporo kasy. No i jest to jednak powrót do cywilizacji. Dobrze jest pożyć inaczej, zanim wrócimy do obcowania w bardziej odosobnionych miejscach.
Słyszę też, że NZ jest cudowna. Warto więc sprawdzić.

Biurokracja powala. Myślałem, że nic gorszego od tego co wyprawiają w Meksyku mnie nie spotka. Otóż myliłem się i to bardzo. Zaliczam takie absurdy jako wartość dodaną poznawania świata i ludzi.
Tylko wytrwali będą w stanie dokładnie zapoznać się z wymogami a bardzo wytrwali wypełnić te wszystkie formularze. Oto wytyczne.
https://www.customs.govt.nz/yachts
A to jest tylko customs!!!
Jest jeszcze biosecurity, immigration i port police.

Jestem prawie w połowie drogi.
Wiatry zmienne. Przede mną front i zagadka co wykręci. W pierwszą dobę zrobiłem prawie 200 Mm, teraz cisza, jutro będzie kręcić, potem zobaczymy. Nie ma w takim pływaniu nic bardziej ekscytującego od wejścia w nowe nieznane miejsce po dłuższym przelocie.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: M@rek, Maar, Michal, puffin, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 3 lis 2024, o 09:38 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Od kilku dni jesteśmy w Nowej Zelandii.
Pierwsze Wrażenia są bardzo pozytywne. Odprawa, która pod względem wymogów i ilości formularzy jest bardzo zbiurokratyzowana i obejmuje również tymczasowy (na czas pobytu) import jachtu do NZ, to przebiega sprawnie i w bardzo miłej atmosferze z dużym poczuciem humoru. Wszystko zostało załatwione w 20 minut, gdyż wszystkie dokumenty złożyłem elektronicznie. Otrzymałem też uprawnienie do nabywania w NZ towarów i usług bez podatku.
Przelot z Tonga oceniam jako przyjemny i zgodny z założonym planem. W pierwszych dwóch dniach 20-25 w baksztag z bardzo niską falą. Przez kolejne 3 dni wiatr sukcesywnie słabł do 10w i stopniowo przechodził do półwiatru, żeby raptem zmienić kierunek do bejdewindu o sile 30w przy 3-4m falach, to było wyzwanie. Trwało to dobę. Tuz przede mną w poprzek przeszedł front i to były resztki tego co niósł ze sobą. Ostatnie cztery dni były miłą żeglugą z coraz niższą falą.
Tuż po wejściu do mariny przypłynął i zacumował obok mnie pozbawiony masztu s/y Ruffian of Amble. Wysoka fala przy 30w wiatru i ostrym kursie spowodowały pęknięcie masztu w połowie. Załodze udało się odciąć takielunek, jacht nie został znacznie uszkodzony i był w stanie kontynuować żeglugę na silniku. Na pokładzie był Starlink i składana przenośna antena VHF (powinna być wyposażeniem obowiązkowym). Do Nowej Zelandii było jeszcze 700 mil, czyli stało się to równo w połowie drogi. Pojawił się problem paliwa. Zapas w zbiorniku pozwalał na przepłynięcie 300 mil. W Tonga mieliśmy utworzoną grupę na WhatsApp i większość jachtów korzysta ze strony Noforeignland, dzięki temu łatwe było zorganizowanie dostawy paliwa. Pierwszy transfer paliwa pokazuje załączony filmik, był jeszcze drugi następnego dnia.
Innym sposobem, byłoby wypuszczenie liny z małą bojką za rufę do podebrania od tyłu.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: Maar, Michal, robertrze, Stara Zientara, Wrona
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2025, o 00:18 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
To jest niesamowite, jak szybko czas mi płynie w Nowej Zelandii. Sporo podróżujemy. Mieliśmy gości z Polski. Polecieliśmy na kilka dni do Australii i realizuję parę napraw jednocześnie. Sporo się tu dzieje i dni uciekają w sposób niekontrolowany. Nie mogę uwierzyć, że za kilka tygodni opuszczę Whangarei.
W maju popłyniemy na Tonga, Samoa, Tuvalu, Fidżi, Vanuatu, Nową Kaledonię do Australii, żeby spędzić tam następne lato (od grudnia do maja).

Każdy dzień tutaj jest powodem do radości. Bardzo podoba mi się luz, uśmiech, uprzejmość i wszechobecna życzliwość. Barwność ludzi dosłownie i w przenośni, fascynuje. Z wnikliwością obserwuję Maorysów, ich sposób ekspresji, świadomość odrębności i integrację z resztą społeczeństwa z jednoczesnym kultywowaniem własnych tradycji. Tuż przy marinie mamy Centrum Kultury Maoryskiej. Te Whare Ao o Tikipunga to nie tylko centrum kulturowe, ale także przestrzeń, w której historia i tradycje Maorysów są żywe i pielęgnowane. Odwiedzający mają okazję poznania i docenienia bogatego dziedzictwa Maorysów w autentycznym i edukacyjnym środowisku, gdzie odbywa się wiele imprez. Na ostatnim spektaklu teatralno-muzycznym siedząca obok nas Maoryska płakała ze wzruszenia. Było dużo historii. Obowiązywał zakaz filmowania, czułem, że ten spektakl jest wydarzeniem i wielkim przeżyciem.

W grudniu byłem świadkiem zapowiadanej wielkiej manifestacji Maorysów w Wellington. Ulicami centrum przeszło 50 tysięcy ludzi nastawionych bardzo pokojowo i bez najmniejszej nawet agresji. Walczą o swoją prawdę historyczną i pozycję w społeczeństwie domagając się wypełnienia Traktatu Waitangi z XIX. Spór toczy się o błędne tłumaczenie traktatu. Angielska wersja różni się od tej napisanej w języku Maorysów. Historycy tłumaczą, że w tamtym czasie nie istniał słownik Angielsko-Maoryski i tłumaczenie zostało napisane w oparciu o istniejące w tamtym czasie możliwość dogadania się. Wkradło się więc sporo nieścisłości w tekst Maoryski.

Maorysi noszą się dumnie i na pierwszy rzut oka wydają się być mało przyjaźni lub obojętni, ale wystarczy zainicjować rozmowę, żeby się ożywili i na twarzy wojownika zaczyna malować się uśmiech. Dzisiaj w supermarkecie wnikliwie analizowałem tatuaż korpulentnego Maorysa, który stał w kolejce do kasy tuż przede mną. Wytatuowaną miał każdą widoczną część ciała, łącznie z prawie całą twarzą. Wpatrywałem się wnikliwie w misterne symbole i ornamentykę podziwiając kunszt, z jakim zostały wykonane. W pewnym momencie zwróciłem się do mężczyzny i wyraziłem podziw dla jego tatuaży, dodając, że muszą one skrywać niesamowite historie i przeżycia. W odpowiedzi usłyszałem, że to co widać to tylko część jego historii życia, przeżyć i marzeń, po czym podniósł koszulę pod brodę i pokazał brzuch i klatkę piersiową. No, było na co patrzeć. Młodziutka kasjerka przerwała pracę, popatrzyła, uśmiechnęła się i wróciła do przesuwania artykułów przez skaner. Mój rozmówca wyznał, że pracuje nad kolejnym tatuażem, który będzie oddawał jego ciężkie przeżycie związane z odgryzieniem mu penisa. Zrobił to pies, dodał zawieszając głos. Wrzasnąłem na całe gardło: no shit!, tak jakbym to ja doznał tego bólu. Widząc moje współczucie, Maorys sięgnął do kieszeni po telefon i na wielkim ekranie pokazał mi swojego penisa i mosznę z ogromną ilością szwów. Jego penis wyglądał jak potwór Frankensteina. Wyraziłem współczucie i zrozumienie pytając jednocześnie z nadzieją w głosie, czy zechce pokazań to Kasi, która stała oddzielona od nas koszykiem. Zanim zdążył otworzyć usta, Kasia błyskawicznie odpowiedziała: No, no thank you. Maorys roześmiał się i wzruszył ramionami wyraźnie zadowolony, że nie musiał odmawiać. Śmiała się też kasjerka.

Bardzo podoba mi się tutaj podejście do środowiska. Wszyscy są bardzo wyczuleni i przejawia się to na wiele sposobów. Recycling stoi na bardzo wysokim poziomie, wyeliminowane są worki foliowe, wszystko pakuje się w torby papierowe. Bardzo modne jest kupowanie szamponów, detergentów i wiele innych artykułów prosto do przyniesionego opróżnionego wcześniej pojemnika. Jest taniej i wyzwala zadowolenie. Jest bardzo bezpiecznie. Kilka dni temu zbliżając się do parkingu spostrzegłem, że poprzedniego dnia zostawiłem otwarty bagażnik. Nic nie zginęło.
Średnio lubię otrzymywać co kilka dni mandat za przekroczenie prędkości. Nigdy dotąd nie jeździłem tak uważnie starając się nie przekraczać prędkości i nigdy dotąd nie otrzymałem takiej ilości mandatów na przestrzeni wielu lat co tutaj w ciągi kilku tygodni. Są to drobne przekroczenia o 4, 6 czy 8 km i mandaty są też niskie, ale dają do zrozumienia, że nic na sucho tutaj nie ujdzie. Wszystko przez te kamery.
Średnio mi się też podoba lokalne prawo (dla bandery NZ) dotyczące konieczności uzyskania pozwolenia na wyjście w morze. Za każdym razem trzeba złożyć aplikację i poddać jacht do przeglądu technicznego. Kosztuje to 460$. Jeżeli przegląd jest negatywny, każdy kolejny kosztuje 406$. Aż do skutku. Sprawdzane jest wszystko skrupulatnie. Bardzo mi to nie pasuje do ogólnie panującego wyluzowania, np. ubezpieczenie OC samochodu jest dobrowolne. Co kraj to obyczaj, dlatego świat nie jest nudny.

Zainstalowany w Meksyku nowy hydrauliczny autopilot od początku dziwnie pracował. Pompa wpadała w dziwne drgania. Niezliczona ilość konsultacji i regulacji nie wyeliminowały drgań. Postanowiłem więc przenieść pompę do achterpiku, żeby zapewnić sobie ciszę a kajucie. Przy demontażu okazało się, że olej jest czarny, było to oczywisty sygnał, że pompa jest wadliwa. Zgłosiłem reklamację. Polecono mi oddać olej do badania laboratoryjnego. Okazało się, że lista zanieczyszczeń jest długa łącznie z opiłkami brązu i aluminium. Czekam teraz na nowy kompletny autopilot, który leci do mnie z Anglii.
Wymieniłem łańcuch kotwiczny. Zardzewiał w stopniu, którego nie mogłem już zaakceptować. W śród żeglarzy panuje przekonanie, że korozja na Pacyfiku postępuje znacznie szybciej. Łańcuch jeszcze w Panamie nie miał śladów korozji.
Szykuję się do demontażu podwięzi wantowej. Mam kropelkowy przeciek do szafki.
Czeka mnie jeszcze kilka innych napraw, montaż nowego regulatora (tym razem będzie to Wakespeed) i obróbka fotek i kipów. Na południową wyspę nie pojedziemy już. Czasu za mało i robi się tam już naprawdę zimno. Myślę, że polecimy tam w przyszłym roku z Australii.

Cuppercoat.
Wszystkie jachty przed wypłynięciem z Tonga, czy Fidżi czyszczą kadłub bardzo dokładnie. Część bioodprawy przy wejściu do Nowej Zelandii dotyczy między innymi kontroli czystości kadłuba. Teraz po upływie czterech miesięcy wyraźnie widać w jakim stopniu poszczególne jachty są zarośnięte. Mam powód do zadowolenia. Pojawiły się jedynie glony a skorupiaki zasiedliły jedynie śrubę.

Do następnbego.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 10: Janna, Kurczak, M@rek, Maar, mancunian, Michal, puffin, robertrze, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2025, o 00:38 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 cze 2010, o 19:37
Posty: 13842
Lokalizacja: Port Rybnik
Podziękował : 1621
Otrzymał podziękowań: 2371
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
-O- napisał(a):
do Australii, żeby spędzić tam następne lato (od grudnia do maja).

Na regaty Sydney-Hobart 2025 https://rolexsydneyhobart.com

_________________
Wojciech1968 Port Rybnik
W życiu piękne są tylko chwile...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 lut 2025, o 03:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Wojciech napisał(a):
Na regaty Sydney-Hobart 2025

Jestem też umówiony na Australian Open.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowanie od: Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 lut 2025, o 12:36 

Dołączył(a): 19 wrz 2013, o 08:58
Posty: 876
Podziękował : 36
Otrzymał podziękowań: 127
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Możesz zrobić liste 10ciu najlepszych miejsc które odwiedziliście? Z tego co czytam to Kolumbia i Nowa Zelandia szczególnie Ci się spodobały.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 1 mar 2025, o 08:33 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
kuban99 napisał(a):
Możesz zrobić liste 10ciu najlepszych miejsc które odwiedziliście?

Często słyszę takie pytanie i jest to zazwyczaj wstęp do dłuższej dyskusji. Na takiej liście miejsca będą się pojawiały, znikały lub zmieniały pozycję w zależności od kryteriów, według których taka lista będzie tworzona. Można wymieniać miejsca uwzględniając:
1. Atrakcyjność przyrodniczo - krajobrazową i warunki pogodowo - meteorologiczne, czyli ma być pięknie i ciepło.
2. Warunki postoju: kotwica, porty, mariny i uwarunkowania biurokratyczne.
3. Obcowanie z ludźmi, których poznajemy na miejscu i tworzymy interakcje.

Kilka lat temu zadałem takie pytanie Mirkowi Lewińskiemu, zaraz po jego powrocie z rejsu dookoła świata. Zauważyłem, że odpowiedź nie była łatwa. Wspomniał o zatoce w Papule Nowej Gwinei, gdzie rzucił kotwicę z zamiarem kilkodniowego postoju. Wypłynął stamtąd po kilku miesiącach, a jak się żegnał to płakał i wioska też płakała. Bartek z Tapasji opowiadał o Wyspach Marshalla, jako raju na ziemi. Moi znajomi w połowie ubiegłego roku dopłynęli do Markizów i do tej pory stoją tam na kotwicy. Zżyli się z lokalną ludnością i nigdzie im się nie spieszy. Wszystko zależy od tego, co komu w duszy gra.
Poznałem Holendrów, którzy od 20 lat mieszkają na San Blas. Mają kartę rezydenta Panamy. Zżyli się z miejscowymi Guna Yala, do Panamy jest blisko, na sezon Burz i piorunów mogą też popłynąć do Kartageny. Wyglądali na szczęśliwych. Tam (a jest to prawdziwy raj) zakończyli podróż dookoła świata.
San Blas jest na mojej liście bardzo wysoko w każdej kategorii, chciałbym tez wrócić na Hawaje, mam tam wielu przyjaciół i wiele wspomnień. Z pewnością wrócę do Kolumbii. Polinezja Francuska, gdzie szczególne miejsce zajmuje Maupiti. Jest to wyspa w atolu, gdzie mógłbym pomieszkać dłużej. Polinezja Francuska ma też ten atut, że nasz paszport upoważnia do stałego tam pobytu, odpada więc imigracyjna biurokracja.

Tęsknię do wielu miejsc, gdzie chciałbym wrócić z różnych powodów, czasem jest to urokliwość, czasem ogólna atmosfera, czasem potrzeba pobycia sobie w fajnym miejscu, ale często też z powodu przyjaciół i ludzi, których poznaliśmy. Do takich miejsc zaliczam tez Kalifornię i wschodnie wybrzeże Ameryki, szczególnie Annapolis.

Nowa Zelandia jest niewątpliwie miejscem, które spełnia wszystkie trzy (powyższe) kryteria. Nasz sześciomiesięczny pobyt dobiega końca i odpływać będziemy z wielkim żalem. Brytyjczycy z Rufina, jachtu, który stracił maszt (widać go na filmiku z transferem paliwa kilka postów wyżej) zostają tu na co najmniej rok. Bez problemu znaleźli zatrudnienie i traktują to jako urozmaicenie swojej podróży dookoła świata. Ubezpieczalnia nie pokryje kosztów naprawy ze względu na to, że przekraczają one wartość jachtu. Czekają więc na odszkodowanie. Uszkodzony jacht jest wystawiony na sprzedaż i szukają nowego, który będzie trzeba doposażyć i przygotować do dalszej wyprawy.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 5: Janna, kuban99, Maar, mancunian, Michal
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 3 mar 2025, o 20:55 

Dołączył(a): 19 wrz 2013, o 08:58
Posty: 876
Podziękował : 36
Otrzymał podziękowań: 127
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Bardzo dziękuję. Zawsze z przyjemnością czytam Twoje relacje. A jakie miejsce było najbardziej odległe od cywilizacji takie że ludzie żyli jak 2 dawnych czasach. Było takie na Waszej trasie czy wszędzie jest już nowoczesność?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 4 mar 2025, o 11:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
kuban99 napisał(a):
Zawsze z przyjemnością czytam Twoje relacje.

A ja z przyjemnością odpowiadam na Twoje pytania. Trafiasz w sedno.
kuban99 napisał(a):
A jakie miejsce było najbardziej odległe od cywilizacji

W trakcie mojej dotychczasowej wyprawy niewątpliwie będą to San Balas. Plemiona Guna Yala żyją tam w zgodzie ze swoimi zasadami i tradycjami. Mają bardzo dużą świadomość swojej odrębności i pilnują swojej niezależności od Panamy. Wyspy nie są zadeptane przez turystów, gdyż odwiedzane są przez stosunkowo nieliczne jachty. Akwen jest trudny nautycznie, ponieważ jest słabo zmapowany. Indianie mają komórki, słuchają radia, pojawiają się panele słoneczne, ale tylko w Nargal (największej osadzie) domy mają kran z wodą i prąd. Coś więcej napisałem w poście z 24 października 22 r.
Do bardzo prostego życia bez kontaktu z dobrami cywilizacyji są zmuszeni mieszkańcy mniejszych wysp na Markizach i atoli Tuamotus. Kluczem do przetrwania jest samowystarczalność. Mamy tu do czynienia z częściową izolacją wynikającą z ograniczonych dostaw a w niektórych przypadkach całkowitym ich brakiem. Czasem są to całe atole, ale mogą być też wioski lub pojedyncze siedliska na rafie bez kontaktu ze światem. Po wyjściu z Maupiti miałem ogromną ochotę odwiedzić Maupihę, żeby poznać styl życia mieszkającej tam rodziny. Warunki jednak nie pozwoliły mi na wejście w kanał. A szkoda, bo każdy kontakt z ludźmi żyjącymi w takiej izolacji niesie ze sobą ogromne wartości poznawcze z dużym ładunkiem emocji. Na Polinezji Francuskiej dostęp do zaopatrzenia jest proporcjonalny do wielkości populacji. W małych skupiskach ludzkich obowiązuje proste życie z ogródkiem przydomowym, hodowlą drobiu, polowaniem i łowieniem ryb.
Innym rodzajem przygody jest odkrywanie dawnych cywilizacji kultur, które nie zostały skolonializowane żyją po swojemu z bardziej lub mniej limitowanym dostępem do cywilizacji. Do takich krajów zaliczam Tonga, Fidźi, Vanuatu, Kiribati czy Tuwalu, które odwiedzę w tym roku.
Ale zupełnie innym doświadczeniem jest kontakt z hermetycznymi kulturami zupełnie odciętymi od cywilizacji. W tym roku zamierzam odwiedzić Tikopię a w przyszłym Louisiady. Są to miejsca, gdzie administracja państwowa nie istnieje. Tam niepodzielnie rządzą wodzowie. Nie ma prądu ani silników spalinowych. Mariusz Koper (Katatharsis II) opisywał jak wódz poprosił go o naprawę latarki (prezent od jakiegoś żeglarza), która przestałą świecić (bateria się wyczerpała). Zamierzam zabrać ze sobą kilka zestawów akumulatorów z panelami i lamkami LED. Płynąc tam trzeba też zabrać zeszyty, kredki, kolorowe (czym bardziej tym lepiej) koszulki. Nici igły haczyki i żyłkę itp. Ten rejon Pacyfiku jest niewątpliwie miejscem, gdzie czas zatrzymał się dawno temu. Nie mogę doczekać się tego etapu mojego rejsu w drodze na Wyspy Marshalla i Mikronezję.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 7: Catz, Janna, mancunian, miru71, puffin, Stara Zientara, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 8 maja 2025, o 12:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
W poniedziałek późnym popołudniem opuściliśmy Nową Zelandię, która była dla nas domem przez ostatnie sześć miesięcy. Zabieramy ze sobą mnóstwo wspomnień i wspaniałych przeżyć. Poznaliśmy bardzo ciekawych ludzi. Z pewnością będziemy chcieli tu wrócić.
Przed nami około 1000 Mm i wzburzone 4. metrowe fale, do tego płyniemy bejdewindem i nie zanosi się na szybką zmianę tego stanu rzeczy. Miło nie jest. W szkwałach wieje ponad 30w.
Wszyscy wypłynęli tydzień temu. Mnie przytrzymały problemy techniczne i praktycznie wypłynąłem w ostatnim dniu mojej wizy, więc czekanie na pogodę przepadło.
Odprawa jest prosta, nieskomplikowana i miła, ale po odprawie jacht musi opuścić Nową Zelandię. Naruszenie tej zasady może być bardzo bolesne i dokuczliwe.
Na Pacyfiku skończył się sezon huraganów, więc ruszyliśmy na północ. Plan był niezobowiązujący. Kierujemy się na Samoa. Po drodze, jak warunki pozwolą, staniemy na Minerwie. Jest to niezamieszkały atol. W planie mieliśmy Wallis and Futuna, Fidżi, Vanuatu i Nową Kaledonię. Następne (tutejsze) lato planujemy spędzić w Australii.
Życie zweryfikowało jednak wstępny plan w połowie drogi. Dzisiaj rano z ogromnym zdziwieniem zobaczyłem, że miejsce na uchwycie silnika zaburtowego jest puste. Był i go nie ma. Straciłem więc Tohatsu które kupiłem po tym jak w Meksyku skradziono mi Yamachę, Która była niezawodna, a z Tohatsu ciągle miałem problemy. Mam więc słodko-gorzkie uczucie po stracie. Zamówiłem już Yamahę na Nowej Kaledonii, gdzie będę za cztery dni. Próby wyjaśnienia tego co się wydarzyło jeszcze trwają. W ubiegłym roku straciłem kotwicę Fortressa którą woziłem w przyspawanym do kosza rufowego pochwycie. Potężna fala, która przeleciała przez pokład wyrwała kotwicę razem z pochwytem. Takich fal ostatniej nocy miałem z pewnością kilkadziesiąt.

Zmiana kursu na Nową Kaledonię polepszyła znaczne komfort, płynę teraz baksztagiem. Od jutra fala ma zacząć maleć.
W Nowej Zelandii zatrzymały mnie nieprzewidziane problemy techniczne. Pierwszy pojawił się po zamontowaniu nowego regulatora alternatora Wakespeed. Po podłączeniu i ustawieniu – brak ładowania. Zdalna konsultacja nie pomogła. Czekałem więc na przyjazd eksperta sprzedawcy. Zajęło to prawie cały dzień, żeby okazało się, że jeden parametr należy ustawić nie tak jak zawsze.
Mieliśmy też cyklon. Ostatni o takiej sile miał miejsce dwadzieścia lat temu. Cyklon wyssał mi jeden panel. Nie licząc kilku innych drobiazgów, roboty przed wyjazdem miałem dużo. Na koniec padł mi Starlink. Dzisiaj wsparcie techniczne to już nie ten poziom co dwa lata temu. Ostatecznie wymieniłem komponenty z kolegą, który zostaje na zimę w NZ i nie będzie go używał. Zamieniliśmy się kontami i teraz mogę dalej prowadzić sprawę reklamacji bez pośpiechu z morza.
Od tej pory wszystko ma już iść gładko.


Załączniki:
IMG_0178 2.jpg
IMG_0178 2.jpg [ 275.88 KiB | Przeglądane 1125 razy ]

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com

Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 4: Maar, robertrze, waliant, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 maja 2025, o 10:05 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Słońca nie było i nie ma więc po trzech dniach przyszła pora na odpalenie generatora. Stan akumulatorów zbliżał się do 40%. Po około godzinie usłyszałem nieznany mi sygnał dźwiękowy a na tablicy jasno świeciła czerwona lamka sygnalizując obecność wody w odstojniku filtra paliwa. Pod lamką znajduje się napis „DRAIN WATER”.
Skoro filtr zassał wodę natychmiast wyłączyłem generator. Po chwili na przemyślenie stało się jasne, że mam wodę w paliwie. Problem, którego wcześniej nie miałem. Spuściłem zawartość odstojnika uważając, żeby nie zapowietrzyć układu. Z łatwością stwierdziłem obecność wody w paliwie. Lamka zgasła.
Jest to system wczesnego ostrzegania, więc ponownie uruchomiłem generator. Po 20 minutach sygnał i czerwona lampka zmusiły mnie do ponownego zatrzymania generatora.

Teraz należy usunąć wodę ze zbiornika, który jest zatankowany „po korek”. Płynę baksztagiem, fala wyraźnie siadła. Opracowałem więc plan i przestąpiłem do działania.
Do rurki od składanej wędki wprowadziłem wężyk z ręczną pompką, tak aby koniec wężyka wystawał z rurki około 3 mm. Zabezpieczyłem wężyk przed przesuwaniem wewnątrz rurki. Ma to zapewnić ssanie na styku z dnem zbiornika.
Na odpowiedniej wysokości na rurce zaimprowizowałem przesuwany korek (wykonany z taśmy przylepnej), którym miałem zatkać otwarty wlew w zbiorniku, jacht się jednak buja. Na szczęście stocznia oprócz dwóch rewizji zainstalowała również wlew. Wypompowałem ponad litr wody. Następnie ponownie odpaliłem na pół minuty generator, aby zassać do odstojnika zawartość rurki od zbiornika. Opróżniłem odstojnik. Odpaliłem generator ponownie, żeby się upewnić, że w odstojniku jest już tylko czyste paliwo.
Ulżyło mi bardzo, gdy było już po wszystkim. Ważne, że nie dopuściłem do zassania wody do układu zasilania.
Woda do zbiornika dostała się przez odpowietrzenie zbiornika. Długotrwały napór fal swoje zrobił. Może warto pomyśleć o zatkaniu wylotu na burcie przed wyjściem w wysoki stan morza bejdewindem?
Opisałem to dokładnie, bo może się kiedyś komuś przydać.

Powoli zbliżamy się do Nowej Kaledonii. Nawiązaliśmy już kontakty z miejscowymi żeglarzami na grupach FB i NFL. Pobyt zapowiada się ciekawie, choć wtorek będzie ciekawym przeżyciem. Nie uprzedzając faktów, wrócę do tematu w środę.


Załączniki:
IMG_4931.jpg
IMG_4931.jpg [ 334.92 KiB | Przeglądane 999 razy ]
IMG_4930.jpg
IMG_4930.jpg [ 292.32 KiB | Przeglądane 999 razy ]

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com

Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 8: M@rek, Maar, Michal, michal55, Stara Zientara, waliant, Wojciech, Wojtek Bartoszyński
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 14 maja 2025, o 12:23 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
-O- napisał(a):
Nie uprzedzając faktów, wrócę do tematu w środę.

Z reporterskiego obowiązku wyjaśnię. Będąc jeszcze w morzu otrzymywałem sygnały, żeby uważać przy wejściu do laguny. We wtorek przypadła rocznica ubiegłorocznych rozruchów wznieconych przez Kanaków (rdzenna ludność). Ubiegłoroczne rozruchy bardziej realistycznie były relacjonowane w rejonie Pacyfiku. Do Europy docierały lakoniczne już tylko informacje. A tak naprawdę spłonęło tutaj ponad dwieście domów, kilkaset firm i dokonano znacznych zniszczeń w mieniu publicznym. Osiedla mieszkaniowe zdane były tylko na samoobronę, budowano zapory na drogach i tworzono straż obywatelską. W użyciu była broń palna. Francja ze względu na olimpiadę wyciszała sprawę i nie mogła jednocześnie wysłać pomocy militarnej. Lokalna Policja i żandarmeria nie dysponowały wystarczającymi siłami mogącymi opanować rozruchy. Na szczęście wczoraj (w rocznicę) doszło tutaj do kilku tylko wandalizmów. Destrukcja wyrządzona relacjom społecznym jest głęboka i społeczeństwo jest obecnie mocno podzielone i zantagonizowane.
O przyczynach tego co się wydarzyło i zaangażowaniu Azerbejdżanu nie będę pisał, bo to jest długi i smutny temat i nie na ten wątek. Fakt jest taki, że miło i sympatycznie w Nowej Kaledonii szybko nie będzie. Bardzo smutna sytuacja.

Tymczasem zebrałem kilkanaście klipów i powstały ponad 3 minuty naszych wspomnień w Whangarei, gdzie spędziliśmy wspaniałe pół roku. Wszystkie te miejsca sąsiadują z mariną.
Nowa Zelandia skradła nasze serca.

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com



Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 2: Janna, Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 14 maja 2025, o 13:35 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 maja 2008, o 17:28
Posty: 2056
Lokalizacja: Nowa Zelandia
Podziękował : 779
Otrzymał podziękowań: 1679
Uprawnienia żeglarskie: nie posiadam
Stoimy w Port Moselle w Nomea Nowa Caledonia.


Załączniki:
IMG_1032.jpg
IMG_1032.jpg [ 335.31 KiB | Przeglądane 610 razy ]

_________________
Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy)
Czas ruszać. www.newkate.com
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 209 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Michal i 82 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL