Selvagens Islands
Na te wyspy wybierałem się już kilka razy, ale zawsze coś stanęło na drodze do realizacji tego zamierzenia. Tym razem postanowiłem nie ulegać przeciwnościom losu. Będąc w ubiegłym tygodniu w Funchal na Maderze, w ogrodzie botanicznym uzyskałem pozwolenie na odwiedzenie wysp, które są rezerwatem przyrody. Zostałem pouczony o procedurach i zasadach, które tam obowiązują. Oprócz tych oczywistych warto odnotować, że w kryształowo czystej wodzie wolno nurkować tylko z rurką a po wyspie poruszać się można tylko w towarzystwie strażnika przyrody.
Odcinek, który wyznaczył mi wiatr, z Funchal do zatoki na południu Selvagem Grande wyniósł 175 Nm. Przelot przy lekkich wiatrach, ale za to z falą, był czystą przyjemnością i trwał nieco ponad dobę.
Przy podejściu należy uwzględnić opisane w locji płycizny i niewidoczne rafy, które przy niskiej wodzie i wyższym zafalowaniu mogą okazać się groźne. Przy podejściu nie należy sugerować się mapami elektronicznymi. Na moim najnowszym C-Mapie występuje przesunięcie na wschód o około 160 m. W tym przypadku pomocne są papier, ołówek, namiar na latarnię i pilne obserwowanie głębokościomierza. Locja apeluje o cyt.: "eyeball navigation".
Kotwiczyć można tylko w zatoce SW, S od latarni. Tam jest też slip dla pontonów i baza strażników przyrody. Gdy szperaczem zaświeciłem pionowo w wodę i ujrzałem dno usłane głazami, wówczas zrozumiałem dlaczego w locji napisano cyt: "a tripping line is essential". Pomyślałem też sobie, że tutaj kotwica może trzymać tylko przez zakleszczenie w kamienistym dnie. Innej opcji nie ma.
Przybycie jachtu jest tu wydarzeniem. Zaraz po rzuceniu kotwicy (tuż po 22:00) zostałem wywołany przez radio i bardzo uprzejmie rutynowo odpytany. Umówiliśmy się na lądzie następnego dnia po śniadaniu. Tymczasem naszej kolacji w zatoce akompaniował głośny, trudny do opisania jazgot ptactwa. Podobny koncert (ale ograniczony wyraźnie do jednego gatunku ptaków) mieliśmy w Velas na Sao Jorge na Azorach. Tutejsza symfonia wydawała się pełniejsza. Rano obudziłem się w absolutnej ciszy - koncert się skończył. Gdy zbliżaliśmy się do slipu dla pontonów, na brzegu pojawili się strażnicy przyrody, którzy ofiarnie weszli po pas do wody, żeby asekurować nasze przybycie. Krótkie formalności odbyły się bez żadnych ceregieli i po chwili udaliśmy się na wyprawę ubarwioną opowieściami naszego przewodnika (biologa) o ptactwie, przyrodzie, krótkiej historii wysp i życiu codziennym ekspedycji.
Na wyspie nie ma drapieżników, więc endemiczne ptactwo nie obawia się niczego i patrzy w obiektyw ze spokojem i ufnością, a czasem z zaciekawieniem lub lekką irytacją.
Naukowcy od kilkunastu lat usiłują przywrócić równowagę na wyspie, która została zachwiana przez człowieka przy kolejnych próbach skolonializowania wysp. Największą szkodę wyrządziły przywiezione przez kolonialistów króliki i myszy, które 11 lat temu zostały wytrute. Obecnie odradza się pierwotna roślinność z kilku (dosłownie) ocalonych krzaków poszczególnych gatunków. Liczne gatunki ptactwa, jaszczurki, gekony (Selvagens Gecko, które żyją tylko na tej wyspie) i ślimaki pustynne - żyją tutaj w idyllicznej symbiozie. Brak słodkiej wody sprawia, że wyspy zasadniczo nie są nawiedzane przez ptactwo wędrowne. Dlatego z ogromnym zaciekawieniem obserwowany jest bociek, który jakoś przetrwał na wyspie już cztery miesiące i nie zanosi się na to, by chciał odlecieć.
Czas, który spędziliśmy, spacerując po wyspie (ponad 6 km) ze strażnikami przyrody, był niezapomnianą przygodą i skłaniał do wielu refleksji.
Na pożegnanie, żeby pozostać w klimacie obcowania z rezerwatami przyrody, strażnicy otrzymali od nas buteleczki z trawką z puszczy białowieskiej. Oczywiście wręczeniu napitku towarzyszyła legenda dotycząca samego trunku, jak i rzeczonej trawki (tu puściłem trochę wodze fantazji).
Tak czy inaczej, gdy zdecydujecie się na odwiedzenie Selvagensów, warto pomyśleć o jakiejś formie odwdzięczenia się strażnikom gdyż zarówno pozwolenie, pobyt jak i asysta strażników, są bezpłatne.
Następnego ranka winda kotwiczna miarowo wydawała znajomy dźwięk do czasu aż tuż nad wodą pokazał się marker 10m. Nagle, raptowne stop i pozostał tylko jęk. Stało się to, z czym się liczyłem. Tuż obok o burtę opierała się bojka z linką przymocowaną do pięty kotwicy. Bosak, lina, sprzęgło, winda góra i po minucie byliśmy wolni.
Załączniki: |
Komentarz: Widok na zatokę

DSC02332.JPG [ 302.8 KiB | Przeglądane 2491 razy ]
|
Komentarz: Gekon z Selvagem Grande

DSC02303.JPG [ 188.43 KiB | Przeglądane 2493 razy ]
|

DSC02363.JPG [ 359.03 KiB | Przeglądane 2494 razy ]
|

DSC02238.JPG [ 335.48 KiB | Przeglądane 2499 razy ]
|
Komentarz: Pozwolenie

DSC02228.JPG [ 325.35 KiB | Przeglądane 2503 razy ]
|
_________________ Marek (dawniej Jeanneau - wszystko się kiedyś kończy) Czas ruszać. www.newkate.com
Za ten post autor -O- otrzymał podziękowania - 11: bartosce, damit, gwidon, Jaromir, kudlaty74, Moniia, nauaag, noone, puffin, tuptipl, Zbieraj |
|
|