Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=3&t=5953 |
Strona 1 z 2 |
Autor: | Milo [ 11 wrz 2010, o 01:55 ] |
Tytuł: | Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Witam, Ostatni watek + artykul zainspirowal mnie do swobodnego podzielenia sie moimi przemysleniami... Nie zamierzam rozwazac nad artykulem, bo nie o to chodzi, a o Wojtku slyszalem z wiarygodnych zrodel jedynie dobre opinie. Totalnie abstrahujac wiec od ostatnich wydarzen i skupiajac sie na plywaniu nie na zaglowcach ale na polskich jachtach... Z pewnym smutkiem sklaniam sie ku opini, ze, niestety, w Polskim zeglarstwie ciagle istnieje wiele nieporozumien, kapitanskie cwaniactwo i brak czelnosci niektorych organizatorow. Kiedy zaczynalem zeglowac na morzu (nie-tak-dawno-temu), z racji tego, ze nie mialem jakichkolwiek znajomych, ktorzy przyjemnosci tych by zazywali, bylem ograniczony do rejsow prowadzonych przez popularne centra/kluby/firmy zeglarskie. Moj pierwszy rejs byl na najwiekszym syfie, na jakim w zyciu przyszlo mi plywac. Kapitan umozliwil mi poznanie dobrych obyczajow i tradycji zeglarskich wysylajac mnie, jako osobe najmlodsza, do regularnego czyszczenia silnika - ktorego stan, biorac pod uwage ilosc oleju, ropy i smieci plywajacych wkolo, uznalbym dzisiaj za niebezpieczny do zeglugi. Kolejne rejsy byly podobne - albo jacht mial ostatni przeglad (*prawdziwy*, a nie na papierze) przed moimi urodzinami, albo Pan_i_Wladca byl gentlemanem o kulturze osobistej zardzewialej szekli, ktorego rozmowy prowadzone z zaloga ograniczaly sie do lapidarnego stwiedzenia: "dzisiaj na obiad zrobcie mielone". Ostatnio dobry mi znajomy pojechal w swoj (bodajze) drugi rejs. Myslalem, ze czasy zardzewialych dziadkow (bo zeglarzami ich nazwac nie przystoi), ktorzy musza dac ujscie swoim kompleksom, juz minely, a najstarsze polskie jachty przeszly w miare sensowne remonty. Niestety - znajomego przezycia nie byly najciekawsze. Ale przynajmniej organizator byl fair - jak dowiedzial sie o incydencie od zalogantow, to szybko zrezygnowal z uslug kapitana. Swietnie jest, kiedy plywamy ze znajomymi. Niestety, wiekszosc osob, ktore zaczynaja przygody z zeglarstwem, nie ma pojecia o tym jak wyglada "standard", albo czego oczekiwac od takiego rejsu. Rozumiem - polskie zeglowanie po Baltyku to nie Karaiby. Ale czy to znaczy, ze pierwsza rzecza przy zaokretowaniu musi byc mycie naczyn i gruntowne sprzatanie mesy? Czy naprawde, w oczach organizatorow, nie ma roznicy pomiedzy wyprawa na Spitsbergen i wakacyjnym rejsie po zatoce czy tez na Bornholm? TAK, jesli decyduje sie na rejs etapowy, to wiem, ze jacht byl w zegludze juz od dluzszego czasu i moge natrafic na rozne problemy. Ale, perdóname maestro, jezeli ktos reklamuje rejsy Gdynia-Gdynia, a po moim przyjezdzie organizator oczekuje, ze zaczne od rozbierania i czyszczenia kabestanu, ktory nie chce pracowac, to cos jest nie tak... W oczach niektorych osob chyba ciagle istnieje przekonanie, ze zeglarstwo to taka alternatywa harcerstwa, obozu przetrwania, gdzie ludzie decyduja sie na polowe warunki, czy tez bycie pomiatanym przez PierwszegoPoBogu. Nie wiem, czy z tego wyroslem, ale mnie to po prostu nie bawi. Jezeli na jachcie nie ma dzialajacej tratwy ratunkowej odpowiedniej dla ilosci osob zaokretowanych to, ku zdziwieniu organizatorow ("eeee... to zawsze tak bylo"), nie zamierzam wyjsc w morze. Jezeli wyplywam z portu macierzystego jachtu, to oczekuje ze jest na nim wszystko sprawne - a nie planuje spedzania wieczoru na wybieraniu ropy z zezy. Nie widze roznicy pomiedzy czarterowaniem jachtu osobiscie, a czarterowaniem wspolnie z innymi uczestnikami, ktorych nie znam. Jacht ma byc sprawny. Si, w rejsach organizowanych komercyjnie czasem zdarzaja sie osoby, ktore niekoniecznie rozumieja stwierdzenie "uczestnik jest czlonkiem zalogi". Ale w takiej sytuacji kapitan zawsze moze w przyjazny sposob wyjasnic sytuacje badz tez zaproponowac wyokretowanie. Ewentualnie - dla dobra ferajny i ogolnego samopoczucia zalogi - jeden osobnik moze plynac jako pasazer. To takie moje wolne gdybanie... znam wielu swietnych kapitanow, z ktorymi z przyjemnoscia poplynalbym wszedzie; organizatorow, ktorzy dbaja o swoje jachty i komfort nowych zalog. Niestety, nie sa to wszyscy... *Ciesze sie*, ze ktos napisal Wspomnienia Motorowodnego. Nie chodzi o to, czy oskarzenia w konkretnym przypadku sa sluszne - to moze zweryfikowac srodowisko, a czytelnik sam wyciagnie wnioski. Chodzi o odwage. O czas poswiecony. O zasade. Uczestnikom innych rejsow moge zyczyc jedynie - Courage! Bo wiem, ze plywaja kapitanowie, ktorzy faktycznie swoim zachowaniem przynosza hanbe srodowiskowi zeglarzy, ktoremu tak wiele zawdzieczam, wartosciom, w ktore wierze. Tam, gdzie do niedawna mieszkalem, za zachowanie niezgodne z zeglarskimi obyczajami, czy tez brak kultury osobistej wobec zalogi, zabieraja kwalifikacje skipperowi. Moze i u nas czas na zmiany? M. |
Autor: | Jaromir [ 11 wrz 2010, o 04:26 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Czytam powyższe którys już raz i nie mogę sie powstrzymać od zadania pytania: "a ossso chozzi?" Ale że noc bezsenna mnie napadła - refleksją się podzielę... Zachodzę nieraz w głowę, czemu niektórym dyskutantom pewien co raz mniej znaczący, odchodzący sobie po cichu w przeszłość sposób uprawiania morskiego żeglarstwa w Polsce, wydaje się być najbardziej reprezentatywnym czy choćby tylko najbardziej wartym w omawiania? I czemu jakieś konkretne wspomnienia nagannych przypadków, dotyczących tego akurat dziwacznego sposobu uprawiania żeglarstwa, wydają się wciąż niektórym najbardziej warte uwagi, a nawet godne miana istotnej przesłanki dla wyciągania wniosków ogólniejszych jakichkolwiek...? Rzeczywiście zdarza się, że to co znane jest jako żeglarstwo "klubowe", a także to co oferują niektóre z firm wykorzystujących cudze, klubowe jachty - jest w istocie krypto-czarterowym partactwem. Gwoli ścisłości warto jednak wspomnieć, że bywa również zupełnie inaczej ![]() Dla mnie najbardziej jednak istotne dzisiaj jest to, że zdecydowana większość jachtów w Polsce należy do indywidualnych żeglarzy, że żeglowania w Polsce zaczyna pod tym względem "normalnieć"...aż całkiem nam znormalnieje ![]() I to jeszcze, że cokolwiek w żeglowaniu nam najbliższym dzieje się ciekawego, to następuje z inicjatywy myślących, zaangażowanych żeglarzy. I podejmowane jest indywidualnie, na własnych jachtach, poprzez kluby w jakich działają, lub przez firmy, jakie żeglarze prowadzą... Ale to wszystko rybka, na koniec swych zawiłych i niezrozumiałych wywodów autor powyższego pyta, czy nie należałoby "za zachowanie niezgodne z zeglarskimi obyczajami, czy tez brak kultury osobistej wobec zalogi, zabierajć kwalifikacje skipperowi"... ![]() Po pierwsze - trudno pomijać litościwym milczeniem oczywiste niezrozumienie znaczenia słowa "kwalifikacje".. Otóż albo się kwalifikacje ma albo nie... I "zabrać kwalifikacje" zaiste nie sposób. Zabierać można co najwyżej związane z kwalifikacjami "uprawnienia" i obawiam się, że o to właśnie autorowi chodziło... Po drugie - wyczuwam tu po raz kolejny chęć wtrącania się w to kto, z kim oraz jak żegluje, przy kompletnym niezrozumieniu, że aby coś "zabrać" należy najpierw uprawnić do zabierania jakiś urzędasów - jakby ich szarogęszenia się mało w polskim żeglowaniu było.... Po trzecie - pomysł pomija takie istotne szczegóły, jak określenie kto miałby "zabierać", i kto określać co to żeglarskie obyczaje a także do kiedy zachowanie jest z nimi zgodne a kiedy już nie... Cóż, najwyraźniej wychodzi na to, że tam gdzie autor powyższych dywagacji "do niedawna mieszkał" nader łatwo gubi się rozsądek, trzeźwość osądu i miarę... |
Autor: | WhiteWhale [ 11 wrz 2010, o 06:47 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Jaromirze - Faktycznie, ilość prywatnych jachtów rośnie ale wcale to nie oznacza, że większość ludzi tak właśnie żegluje. Problem w tym, że firmy (kluby?) organizujące w Polsce rejsy dla tych pozostałych często zaczynają od kupienia zrujnowanego jachtu po czym za pieniądze zarobione na tych rejsach usiłują te jachty odbudować (to w lepszym przypadku) lub po prostu żyć z nich. Rezultatem jest to co opisano powyżej. Pozostaje już tylko dyplomacja kapitana, żeby go klienci nie zabili. ![]() |
Autor: | kusza [ 11 wrz 2010, o 08:20 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Jaromir napisał(a): Czytam powyższe którys już raz i nie mogę sie powstrzymać od zadania pytania: "a ossso chozzi?" Myślę, że chodzi o artykuł u Don Jorga ![]() |
Autor: | Katrine [ 11 wrz 2010, o 08:42 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Jakoś nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Ja swoje rejsy zaczynałam też na jachtach z osobami zupełnie obcymi i nigdy nie przydarzyła mi się taka sytuacja. Nawet powiem więcej nigdy nie miałam przyjemności pływać na jachcie na którym by się coś konkretnie zepsuło. Może to jest kwestia wyboru firmy przez którą wszytko załatwiasz. Kwestia wybrania dobrego, sprawdzonego wcześniej jachtu. Ja tam zawsze trzymałam się jednej w mojej opinii sprawdzonej firmy i wszytko było ok i nadal planuję tak robić. ![]() |
Autor: | Cape [ 11 wrz 2010, o 08:46 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Katrine napisał(a): Nawet powiem więcej nigdy nie miałam przyjemności pływać na jachcie na którym by się coś konkretnie zepsuło Ja mam inne doświadczenia. Co prawda na jachtach klubowych pływałem niewiele i z 10 lat temu, ale ich stan i wyposażenie (np brak VHF) był fatalny. Natomiast tzw kadrze nic nie mogę zarzucić. |
Autor: | Katrine [ 11 wrz 2010, o 09:09 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
cape napisał(a): Ja mam inne doświadczenia. Co prawda na jachtach klubowych pływałem niewiele i z 10 lat temu, ale ich stan i wyposażenie (np brak VHF) był fatalny. Natomiast tzw kadrze nic nie mogę zarzucić. Ogólnie nie pływałam na jachtach klubowych tylko na prywatnych no ale z obcymi ludźmi. Chodziło mi raczej o tych ludzi. I było ok. Teraz do Norwegii płynęłam na jachcie klubowym i też był zajebisty. No za wyjątkiem tego że nie wiedzieliśmy wcześniej że map nie będzie:) |
Autor: | Colonel [ 11 wrz 2010, o 09:11 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
kusza napisał(a): Jaromir napisał(a): Czytam powyższe którys już raz i nie mogę sie powstrzymać od zadania pytania: "a ossso chozzi?" Myślę, że chodzi o artykuł u Don Jorga ![]() Zaraz pod nim Stara Zientara wyraźnie sugeruje, że było odwrotnie! |
Autor: | kusza [ 11 wrz 2010, o 09:29 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Colonel napisał(a): kusza napisał(a): Jaromir napisał(a): Czytam powyższe którys już raz i nie mogę sie powstrzymać od zadania pytania: "a ossso chozzi?" Myślę, że chodzi o artykuł u Don Jorga ![]() Zaraz pod nim Stara Zientara wyraźnie sugeruje, że było odwrotnie! Jeszcze przed przeczytaniem Wojtkowej "riposty" nie mogłem uwierzyć... może dlatego, że tak jak Katrine nigdy nie miałem takich "przygód" o jakich pisze ten "admirał" i po prostu nie wierzę. Nie czarujmy się czasy są takie, że często osoba wykupująca rejs czuje się "klientem" wokół którego należy skakać, śniadanko do koi mu podawać, nie wymagać od niego nic, bo on płaci... a skoro kapitan jest tym, któremu płacą to on ma zapewnić wszelkie wygody i sprawić by rejs był "fajny". jak klient jeszcze zacznie rzygać to chyba się do Strasburga zaczną niedługo odwoływać, że kapitan prowadził rejs w warunkach szkodliwych dla zdrowia i niebezpiecznych dla życia... przegięcie w każdą ze stron jest złe, a tu mam subiektywne wrażenie, że autor (piszący u Don Jorga) przesadził i jest dla mnie osobiście mało wiarygodny. Co prawda tylko kilka razy pływałem w rejsach organizowanych, gdzie zaloga była z łapanki, ale jak już mówiłem nigdy nie czułem się pokrzywdzony, choć nieraz było ciężko... Myślę, że coraz częściej zapomina się o tym, że jacht to nie prom, czy statek na który się wsiada i tylko "wymaga"... |
Autor: | Katrine [ 11 wrz 2010, o 10:07 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Dokładnie. W całej rozciągłości popieram kusze. Po co ten koleś tam jechał? Ja np. też bardzo bym chciała kiedyś popłynąć na taki rejs na żaglowcu ale nie pcham się tam na siłę bo wiem jaka tam musi być cholernie ciężka praca i zapewne nie dałabym rady fizycznie... Toż te liny by mnie przygniotły o ile bym je podniosła:P Tak swoja drogą nie rozumiem czemu często ludzie "zupełnie zieloni" zaczynają rejsy swoje od takich wielkich statków zamiast najpierw spróbować na czymś kameralnym, mniejszym? Moja mama dokładnie tak samo. Zanim jej to wybiłam z głowy musiałam się naprodukować że hej:) |
Autor: | starypraktyk [ 11 wrz 2010, o 10:43 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Katrine napisał(a): Dokładnie. W całej rozciągłości popieram kusze. Po co ten koleś tam jechał? Ja np. też bardzo bym chciała kiedyś popłynąć na taki rejs na żaglowcu ale nie pcham się tam na siłę bo wiem jaka tam musi być cholernie ciężka praca i zapewne nie dałabym rady fizycznie... Toż te liny by mnie przygniotły o ile bym je podniosła:P Tak swoja drogą nie rozumiem czemu często ludzie "zupełnie zieloni" zaczynają rejsy swoje od takich wielkich statków zamiast najpierw spróbować na czymś kameralnym, mniejszym? Moja mama dokładnie tak samo. Zanim jej to wybiłam z głowy musiałam się naprodukować że hej:) Pytasz się; - po co ten koleś tam jechał? No może po to by pożeglować?! ![]() A dla czego zaczynał od takich dużych żaglowców? - możliwe, że mu to imponuje. A tego mu już zabronić nie można. I jak by co, to ja się z nim zgadzam w stu procentach. Jednostka wychodząca w morze ma być do żeglugi PRZYGOTOWANA. A nie dopiero podczas rejsu uzupełniać braki w wyposażeniu czy usuwać usterki tegoż. Bo można sobie / i komuś przy okazji /oko zaprószyć. I tu uważam, że nie ma racji Jaromir potępiając podejście założyciela wątku do problemu. Jeszcze do Katriny; Nic złego nie widzę w zaczynaniu od dużych jednostek. Też tak zaczynałem. Może w trochę innych warunkach i dlatego rozbawiło mnie narzekanie na czyszczenie zęzy - ja musiałem cegiełkować pokład, jeśli ktoś wie, o co chodzi. Niemniej uważam, że jeśli ktoś płaci za czarter to mu się należy jak psu buda łódka w stanie do żeglugi się nadająca. ![]() Pozdrawiam, Jędrek P. |
Autor: | Jaromir [ 11 wrz 2010, o 10:44 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
WhiteWhale napisał(a): Jaromirze - Faktycznie, ilość prywatnych jachtów rośnie ale wcale to nie oznacza, że większość ludzi tak właśnie żegluje. Co do problemów "większości" to mam dokładnie odwrotne wrażenie, ale z braku rzetelnych statystyk nie zweryfikujemy różnicy wrażeń. Dla mnie najbardziej godne uwagi są rodzinne lub przyjacielskie wyprawy po żeglarską przygodę. Bałtyckie, spędowo-czarterowe tramwaje, gdzie ludzie do dnia przyjazdu na jacht w ogóle się nie znają a prowadzącemu zdaje się czasem, że jest "panem i władcą" - to wstydliwy i co raz mniej ważny moim zdaniem fragment żeglowania, spokojnie i powolutku znikający sobie w swej archaiczności... WhiteWhale napisał(a): Problem w tym, że firmy (kluby?) organizujące w Polsce rejsy dla tych pozostałych często zaczynają od kupienia zrujnowanego jachtu po czym za pieniądze zarobione na tych rejsach usiłują te jachty odbudować (to w lepszym przypadku) lub po prostu żyć z nich. Doskonale wiesz, że są firmy i "firmy", są kluby i "kluby"... Podobnie różne jak różni bywają korzystający z ich usług żeglarze lub naburmuszeni roszczeniowcy, oczekujący "drynków z palemkom". Zrujnowane jachty, które wożą jednych i drugich (BTW - skala problemu to kilkanaście, no ze dwadzieścia jednostek może?) nie zostały przy tym "zakupione" przed chwil. To jachty, których techniczna degrengolada zaczęła się dziesiątki lat temu i najczęściej mają wciąż od tych kilkudziesięciu lat tych samych właścicieli.. BTW biznesplanu, który z kasy czarterowej pozwoliłby "odbudować" zakupiony stary jacht nie potrafię sobie wyobrazić... WhiteWhale napisał(a): Rezultatem jest to co opisano powyżej. Pozostaje już tylko dyplomacja kapitana, żeby go klienci nie zabili. ![]() "Powyżej" jest jakiś zbiór luźnych dygresji, do których kluczem jest inny artykuł, którego miejsca publikacji i treści autor wątku postanowił nie zdradzać... Zwracam raz kolejny uprzejmie uwagę, że autor sugeruje "zabieranie kwalifikacji" skipperom, którzy nie będą przestrzegali jakiś niedookreślonych "zwyczajów żeglarskich"... Jak dla mnie, jest to bardzo, bardzo chora propozycja, choć nie wątpię, że chętnych do roli "zabieraczy" znalazłoby się aż nadto wielu... |
Autor: | M@rek [ 11 wrz 2010, o 11:49 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
WhiteWhale napisał(a): Jaromirze - Faktycznie, ilość prywatnych jachtów rośnie ale wcale to nie oznacza, że większość ludzi tak właśnie żegluje. Problem w tym, że firmy (kluby?) organizujące w Polsce rejsy dla tych pozostałych często zaczynają od kupienia zrujnowanego jachtu po czym za pieniądze zarobione na tych rejsach usiłują te jachty odbudować (to w lepszym przypadku) lub po prostu żyć z nich. Rezultatem jest to co opisano powyżej. Pozostaje już tylko dyplomacja kapitana, żeby go klienci nie zabili. ![]() Drogi Kolego, kapitan powinien wiedziec na czym ma plynac ![]() plynac na czyms co do rego sie nie nadaje to bierze za to odpowiedzialnosc ![]() Nawet jesli usiluje zyc z zeglarstwa albo wlasnie dlatego ![]() |
Autor: | starypraktyk [ 11 wrz 2010, o 12:14 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
I trudno się z tym nie zgodzić.......howgh! Jędrek P. |
Autor: | Maar [ 11 wrz 2010, o 13:43 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
starypraktyk napisał(a): Pytasz się; - po co ten koleś tam jechał? "Gdybym dostał opinię w Den Helder, to nie musiałbym z wami płynąć" - takie stwierdzenie chyba jasno sugeruje co było celem rejsu - opinia.Jaromir napisał(a): prowadzącemu zdaje się czasem, że jest "panem i władcą" No właśnie, jakoś się dyskusja toczy bardziej w okolicach fatalnego stanu jachtów niż "stanu prowadzących".Oczywiście nie przeczę, że stary, zardzewiały, śmierdzący wrak może być powodem frustracji załogi, ale dopiero synergia stanu jachtu i psychopatycznej osobowości skippera potrafi sprawić, że rejs staje się horrorem. Nigdy nie płynąłem z "panem i władcą", albo może inaczej - nigdy wobec mnie kapitan nie okazywał takich władczych skłonności, ale widziałem załogantów doprowadzonych zachowaniem prowadzącego prawie do łez. Zawsze starałem się na takie przypadki reagować, pogadać z kolegą, któremu władza odbija i to zawsze skutkowało, ale wiem o przypadkach, w których nie było nikogo kto mógłby poprosić prowadzącego na bok i wytłumaczyć mu, że przegina i że zachowuje się jak pojebus. Z drugiej zaś strony, nie można IMHO w czambuł potępiać "tramwajarzy", bo wiele złych relacji o takich najemnych skipperach napisanych (czy opowiedzianych) zostało, przez roszczeniowców, którzy już na trapie pokazują, że oni są na wczasach, wszystko mają głęboko w nosie a dzień bez obrażenia kogoś jest dla nich dniem straconym. |
Autor: | Stara Zientara [ 11 wrz 2010, o 13:48 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Katrine napisał(a): Po co ten koleś tam jechał? Jak się okazało ostatniego dnia - wyłącznie po opinię. Katrine napisał(a): Ja np. też bardzo bym chciała kiedyś popłynąć na taki rejs na żaglowcu ale nie pcham się tam na siłę bo wiem jaka tam musi być cholernie ciężka praca i zapewne nie dałabym rady fizycznie... Toż te liny by mnie przygniotły o ile bym je podniosła:P Głupstwa gadasz ![]() Ten osobnik wyraźnie nie zrozumiał, że to nie Stena Line i trzeba trochę pracować. Taki przykład. Wachta kambuzowa w ramach swoich obowiązków sprząta wnętrze jachtu (jest za mały, by dzielić na rejony, jak na Zawiszy). Poproszony o sprzątnięcie łazienki na rufie, powiedział, że nie będzie sprzątał po kadrze, bo nie jest służącym. Koleżanka stwierdziła, że sprzątnie, a on w zamian sprzątnie łazienkę dziobową. Odpowiedział, że nie, bo nie za to płacił. Jeszcze a propos awarii - nie było żadnej awarii, ewentualnie jakieś drobne usterki (jak zawsze w trakcie pływania). Przeciek: Jacht jest drewniany, więc cieknie na fali (trochę za dużo). Woda zęzowa zalała w przechyłach kilka przyburtowych szafek, bo wachta zapomniała odpompować wodę z forpiku (jest tam ręczna pompa) i przelało się do zęzy głównej. |
Autor: | Katrine [ 11 wrz 2010, o 14:05 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Stara Zientara napisał(a): Jak się okazało ostatniego dnia - wyłącznie po opinię. że się tak spytam a po co mu ta opinia? |
Autor: | Milo [ 11 wrz 2010, o 14:14 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
No tak, ja tu pisze "abstrahujac od artykulu", a Wy dalej Wojtka pod murek podstawiacie ;p. Jaromirze - jezeli faktycznie masz racje, ze to tylko nieliczne przypadki, to moge sie jedynie cieszyc. Szkoda jednak, ze w moich doswiadczeniach to raczej wiekszosc. Co do "kwalifikacji" - wybacz uzycie nieodpowiedniego slowa - bylo to moje niefortunne wykorzystanie znaczenia wyrazu "qualification", ktore rowniez znaczy "an official record of achievement awarded on the successful completion of a course of training or passing of an exam". W Anglii jednym z elementow egzaminowanych na certyfikat YM jest zarzadzanie zaloga i sposob komunikacji z nia (lacznie z tak prozaicznymi rzeczami jak np: czy skipper niepotrzebnie podnosi glos). Za nagminne wykazywanie sie brakiem kompetencji RYA ma prawo uniewaznic certyfikat. TAK, slyszalem o sytuacji, kiedy odpowiednia ilosc skarg wysylanych do RYA przyniosla efekt. Serdecznie, M. |
Autor: | skipbulba [ 11 wrz 2010, o 14:17 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
do morsa motorowodnego? |
Autor: | gf [ 11 wrz 2010, o 14:21 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
skipbulba napisał(a): do morsa motorowodnego? To jest tak samo jak przy stopniach żeglarskich: nie ma sformułowania na czym można odbywać staż, jest: "na statku". Ponieważ motorowodni mają kłopot z morskimi stażami - brak dużych jachtów motorowych, a wypraw motorowodnych na wody pływowe to już chyba w ogóle nie ma - PZMWiNW przyjmował (zgodnie z prawem zresztą musiał) bez problemu opinie z jachtów żaglowych. Inaczej uzyskanie wyższych stopni motorowodnych byłoby bardzo trudne ![]() |
Autor: | Moniia [ 11 wrz 2010, o 15:03 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Oj, niedopatrzenie... Może kupić? Tutaj takich mnóstwo w kolorze Twojego nicku ![]() Swoją drogą chyba trochę z tym kolorkiem tutaj przeginają... różowe samochody, różowe taksówki (serio - londyńskie!) Różowego jachtu jeszcze nie widziałam, ale to pewnie niedopatrzenie producentów farb jachtowych... ![]() |
Autor: | gf [ 11 wrz 2010, o 15:07 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Może nie w UK, ale Jessica Watson płynęła na Ella's Pink Lady: http://www.challengeandadventure.com/wp ... lewins.jpg http://www.challengeandadventure.com/wp ... 000044.jpg |
Autor: | Moniia [ 11 wrz 2010, o 21:28 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
![]() ![]() |
Autor: | Cypis [ 12 paź 2010, o 00:39 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
gf napisał(a): To jest tak samo jak przy stopniach żeglarskich: nie ma sformułowania na czym można odbywać staż, jest: "na statku". Jak mają być leżaki, to może prom jakiś? Facet jest racjonalny i ma rację, a Wy się złośliwie czepiacie. Przecież godzina na leżaku ma te same 60 minut... Co prawda nienawidziłem przedszkola z racji leżakowania właśnie i do dziś, jak kto wspomina o jakichkolwiek leżakach, budzi moje obrzydzenie po prostu.Po namyśle: prom wyszedł by koszmarnie drogo -- jest za szybki. W zarzucie o zbyt wolną jazdę widać brak konsekwencji. Ile to razy się stawało w dryf, by komuś "dobić" tą brakującą godzinę albo i dwie? Zaś serio -- lektura powyższej dyskusji (i materiałów źródłowych) skłoniła mnie do refleksji tylko jednej: musiałem mieć jak dotąd niesamowite szczęście -- i do kapitanów i do oficerów i do załóg. I niech tak zostanie ![]() |
Autor: | myszek [ 13 paź 2010, o 08:22 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Cypis napisał(a): Zaś serio -- lektura powyższej dyskusji (i materiałów źródłowych) skłoniła mnie do refleksji tylko jednej: musiałem mieć jak dotąd niesamowite szczęście -- i do kapitanów i do oficerów i do załóg. I niech tak zostanie ![]() Mnie ta cała historia po prostu śmieszy, ma wszak parę zabawnych smaczków... Mamy otóż Jedynie Słuszną Ideologię, w myśl której w żeglarstwie powinna panować Normalność, a w tej z kolei mieści się wyłącznie Yachting Armatorski oraz Full-Wypas-Wczasy. Wszystko inne racji bytu nie ma, jako przeżytek minionej epoki skażony miazmatami PeZetŻydokomuny, i dla dobra Prawdziwej Wolności powinno znaleźć się (choćby i administracyjnie) na śmietniku historii. Już sam termin rejs szkoleniowo-stażowy jest u naszych ideologów obelgą, a bywają w użyciu i inne epitety, jak badziewie, dziadowszczyzna, zejmaństwo pszenno-buraczane... i to nie tylko armator [.....], ale - o dziwo - i[......], i [......], i jeszcze paru innych z upodobaniem pluje na to, czym sami zajmują się na codzień. Osobliwe rozdwojenie jaźni... i to ono właśnie odegra tu najważniejszą rolę. Don Jorge dostał bowiem wspaniały prezent - tekst idealnie ideologicznie słuszny, traktujący o patologiach znienawidzonego, pszenno-buraczanego żeglarstwa... pewnie zapiał z zachwytu, zatarł rączki i natychmiast rzecz opublikował, ze stosownym odredakcyjnym komentarzem. A tu zonk. Nasi tam byli... znaczy, cały ten "okropny" rejs odbył się z udziałem kumpli z tego samego towarzystwa... Zapewne zażyli w tym celu preparat doktora Jekylla (choćby po to żeby w ogóle wsiąść na jacht, należący do organizacji bandytów), ale tak czy inaczej "nasi" nie mogą być źli. Nie mogą i już. W konfrontacji ideolo ze zobowiązaniami towarzyskimi zawsze wygrywają te ostatnie - kto ma wątpliwości, niech obejrzy filmy Barei. Słuszny propagandowy tekst został więc niezwłocznie potępiony jako paszkwil i wszyscy bardzo starali się o nim zapomnieć... ...i w tym momencie, jak to zwykle bywa, pojawił się jeszcze jakiś nieuświadomiony naiwniak, niejaki d'Artagnan, który za cholerę nie rozumiał, co jest grane, i wyrąbał bez ogródek co o tym myśli. W ten sposób uderzył zarówno w ideolo jak i w układy towarzyskie, i już nie ma wątpliwości, kto jest czarnym charakterem w tej aferze. Nie wierzycie, to przeczytajcie początek artykułu Edwarda Zająca u Kulińskiego... Znaczy, wsio normalno - stare gagi, oklepane niczym nawalanka tortami, ale nadal śmieszy. A swoją drogą, d'Artagnanie, gdzieżeś się uchował w tak błogiej nieświadomości? Gdzie jest ta żeglarska rajska kraina, w której nic nie wiedzą o Jedynie Słusznej Ideologii, o wyższości Posiadania Jachtu nad Zejmaństwem Pszenno-Buraczanym, o Świętej Wojnie i Przenajświętszym Kolesiostwie... Może w Jakucji?... Towarzysze, radźcie sobie dalej sami. Ja wyjeżdżam do Jakucji ![]() pozdrowienia krzys ps. mysze istniejo. O. W efekcie zgłoszenia postu do moderacji, usunąłem zeń niektóre nicki i nazwiska. Mariusz Główka |
Autor: | Carlo [ 13 paź 2010, o 09:57 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
myszek napisał(a): zejmaństwo pszenno-buraczane hehe to nawet jest zabawne. Krzysiu na koniec warto jak byś dopisał "IMHO" bo chyba bierzesz pod uwagę, że Twoja interpretacja rzeczywistości nie jesst tą "jedyną słuszną". Czy może pod płaszczykiem krytyki "ideologów" sam grasz fałszywe nuty?? ![]() pozdrowienia |
Autor: | skipbulba [ 13 paź 2010, o 12:02 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
myszek napisał(a): Towarzysze, radźcie sobie dalej sami. Ja wyjeżdżam do Jakucj Jak obiecasz, że nie wrócisz stamtąd to możesz nawet mówić do mnie per "towarzysze". |
Autor: | Colonel [ 13 paź 2010, o 17:01 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Myszku, wykonałeś niesprawiedliwy i moim zdaniem nieelegancki atak. Zgłaszam Twój post do moderacji. |
Autor: | Catz [ 13 paź 2010, o 17:22 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
Colonel napisał(a): Myszku, wykonałeś niesprawiedliwy i moim zdaniem nieelegancki atak. Zgłaszam Twój post do moderacji. Z kopia do zakapiorstwa? Catz Stricteniniasty |
Autor: | Cypis [ 14 paź 2010, o 00:38 ] |
Tytuł: | Re: Courage! - czyli nad srodowiskiem zeglarskim rozwazania |
myszek napisał(a): Mamy otóż Jedynie Słuszną Ideologię, w myśl której w żeglarstwie powinna panować Normalność, a w tej z kolei mieści się wyłącznie Yachting Armatorski oraz Full-Wypas-Wczasy./.../Już sam termin rejs szkoleniowo-stażowy jest u naszych ideologów obelgą Krzyś, z całym... całymi resztkami szacunku , gdzie się tego doczytałeś w moim poście? Konkretnie odpowiedz: 1. Co wiesz o moim pływaniu pod różnymi kapitanami i oficerami, w tym -- podczas klasycznych rejsów szkoleniowo-stażowych, klubowych, prywatnych, państwowych etc, gdzie to JA byłem kotem? 2. Co wiesz o moim pływaniu j.w.; kiedy to JA byłem falą? 3. I na podstawie w/w wyjaśnij, o co właściwie Ci chodzi? A że miałem szczęście i do załóg i do kapitanów, to jest pewne, tej prostej przyczyny, że sobie z nią (ze mną) poradziłem (poradził). To może dość trudne zdanie, przeczytaj je kilka razy w razie potrzeby. myszek napisał(a): ps. mysze istniejo. O. Koty też. Więc je głaskaj, posłuchaj jak mruczą, poczuj ciepło, pomyśl. Bo póki co -- zwyczajnie pie...przysz. |
Strona 1 z 2 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |