Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Konflikty podczas rejsu
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=3&t=9773
Strona 1 z 2

Autor:  Maar [ 29 wrz 2011, o 20:08 ]
Tytuł:  Konflikty podczas rejsu

W wątku "Rzeczpospolita bosmańska" emocje osiągnęły taki poziom, że cichutkie prośby i pytania "co robić, aby nie powstawały konflikty?" artykułowane przez kilku uczestników dyskusji potraktowane zostały z należnym, czyli zerowym zainteresowaniem? :-)

A temat konfliktów, które powstają w załogach wydaje mi się ciekawy. Często słucham ględzenia psychologa :-), który (a w zasadzie która) mendzi mi po rejsie, że coś zrobiłem nie tak, że czegoś nie zrobiłem albo nie ustaliłem na odpowiednio wczesnym etapie, itd, itp.

Oczywiście owa niesterująca Pani Psycholog mendzi nie o nawigacji czy o moim kunszcie :-), tylko o relacjach międzyludzkich.

Jak mantrę powtarza - i tak po prawdziwości to ja się z nią zgadzam - że wszystko co dotyczy ludzi i relacji między nimi powinno być ustalone przed oddaniem cum i ustalenia powinny być przestrzegane.

W szczególności takie ustalenia powinny być podjęte i przestrzegane w rejsach, w których występuje oprócz "wachtowych" jakiś podludź (kuk, bosman, pasażer, święta krowa zwana armatorem, etc).

Na pewno niejednokrotnie spotkaliście się we własnych rejsach "ze zgrzytami". IMHO częstą przyczyną spięć - które z czasem przeradzają się w niechęć do danej osoby, a później w otwartą wrogość - jest kwestia robienia żarcia.
W zeszłym roku płynąłem na Islandię z kuczycą, która miała bardzo ambiwalentne podejście do gotowania a w portach to już całkiem :-) Doprowadziło to w pewnym momencie do sytuacji, że powstały dwie grupy i każda z nich piła z oddzielnej flaszki, koszmar normalny, no :-)

Po tamtym "dietetycznym wydarzeniu" staram się bezwzględnie wymagać - z różnym skutkiem ;-) - aby posiłek bez względu na warunki był zawsze o określonej godzinie a w porcie, przed wyjściem w miasto, żeby było ustalona kwestia jedzenia - czy wszyscy chcą jeść w knajpie a jeśli nie, to kto ugotuje tym co nie lubią knajpianego menu lub nie mogą wyjść, bo coś robią.

Trzy czwarte konfliktów mniej!

Poza żarciem jeszcze jest kilka płaszczyzn nieporozumienia, ale o tym później... :-)

Autor:  Carlo [ 29 wrz 2011, o 20:32 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Konflikty międzyludzkie z reguły powstają na tle instynktów pierwotnych jedzenie, picie, ciupcianie, władza..... oczywista sprawa.

Dlatego najlepiej na samym początku ustalić:
- kto jest największym "małpiszonem w stadzie" i ma prawo "mniejsze małpiszony bić pałą w łeb", czyli kto rządzi,

- sposób dystrybucji pożywienia - czyli ustalić kto, kiedy poluje na żywność i kto tą żywność podaje - pamiętając że najpierw powinien się najeść "największy małpiszon",

- ustalić jak wygląda dystrybucja żywności, gdy część stada postanawia iść sobie upolować coś ekstra bo dieta stada im się znudziła - czyli np. grupa "małpiszonów" które mają akurat w ten dzień żywność przygotować powinny ją przygotować, przed udaniem się na polowanie,

- ustalić czy i kiedy "małpiszony" mogą spożywać "ognistą wodę",

- ustalić, że do "największego małpiszona" należą kobiety - ( zwane - ius primae noctis) :lol:

I wtedy nie powinno być problemu.... :D

Autor:  Olek [ 29 wrz 2011, o 20:38 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Maar napisał(a):
W wątku "Rzeczpospolita bosmańska" emocje osiągnęły taki poziom, że cichutkie prośby i pytania "co robić, aby nie powstawały konflikty?" artykułowane przez kilku uczestników dyskusji potraktowane zostały z należnym, czyli zerowym zainteresowaniem? :-)


Zacząłeś o jedzeniu, ja jednak wrócę do tematu utrzymania jachtu w sprawności. Poruszone były dwa ciekawe tematy. Jak zapewnić utrzymanie jachtu w długim rejsie etapowym? Jeżeli ma to być bosman (siłą rzeczy przedstawiciel armatora) to jak zorganizować jego funkcję na jachcie?
Mam wrażenie że szukanie osoby która podoła funkcji bosmana przez 1,5 roku bez konfliktów jest z góry skazane na niepowodzenie. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować tego przed rejsem, bo nie znajdziemy osoby która coś takiego już robiła (a przynajmniej szansa są minimalne). Może z góry trzeba założyć że bosman powinien się zmieniać co 5 miesięcy, a może powinno być to dwóch ludzi pracujących po 3 mies z 3 miesięczną przerwą? Bo prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie takiego rejsu bez bosmana, lub inaczej wyobrażam sobie, ale jacht wróci w opłakanym stanie, posklejany na taśmę.

Autor:  Maar [ 29 wrz 2011, o 20:49 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Olek napisał(a):
Zacząłeś o jedzeniu, ja jednak wrócę do tematu utrzymania jachtu w sprawności
To może inny wątek zacznij, bo się zaraz zacznie :-)

*****

Maar napisał(a):
To może inny wątek zacznij, bo się zaraz zacznie :-)
O tu kol. PP już to zrobił: viewtopic.php?f=3&t=9774

Autor:  maciek.k [ 29 wrz 2011, o 21:09 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Konflikty na poziomie podziału żywności, są specyficzne dla rejsów ludzi wzajemnie sobie obcych i to co napisał @Maar, w zasadzie wyczerpuje temat. Ja miewam z moją nawigatorką na rejsie konflikty na poziomie organizacji kuchni, ale to jest jedynie przeniesienie na rejs naszego życia codziennego, więc się nawet nie obrażamy :)
Gorzej jest z podejmowaniem decyzji...
Ustalenie "kto rządzi", to jest jedynie połowa sukcesu. Są bowiem osobniki które mają swoje zdanie choćby nie wiem co. Podczas ustalania zasad przytakują, po czym zawsze robią swoje. W takich sytuacjach pozostaje jedynie trzymać nerwy na wodzy i unikać ich w przyszłości - co stanowi pozostałą połowę sukcesu. Taka smutna prawda. Czasem nawet nasi długoletni znajomi, poznani w nowym środowisku, także pokazują swoje drugie "ja". Przeżyłem kilka takich sytuacji i spośród różnych metod, które w większości zawiodły, raz zadziałało postraszenie izolacją :)
Ostatnio, w okrojonym składzie, pomimo iż stanowiło to 50% załogi, wyłączyłem tzw. zarzewie konfliktów z manewrów wszelakich :) (głównie portowych, resztę i tak lubię robić sam, jedna para rąk do pomocy to już luksus). Wizja izolacji zadziałała jak penicylina na bakterie. Nagle pojawiła się chęć współpracy ...
Jeżeli skipper nie może sobie na to z jakiegokolwiek powodu pozwolić i musi liczyć się ze zdaniem X'a - jest w totalnej d..ie.

Pozdrawiam,
Maciek

Autor:  AndRand [ 29 wrz 2011, o 21:12 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Ja z kukowaniem nie mam problemu bo kukuję sobie sam :D
Prawdę mówiąc pewnie mógłbym całkiem nieźle kukować dla kilkuosobowej załogi... ale nie będę uruchamiał wątku pt. Kukowanie za "michę" :lol:

Autor:  -O- [ 29 wrz 2011, o 23:15 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Prawda jest taka, że ludzie muszą zwyczajnie się lubić. Dobrze jest gdy to lubienie jest już sprawdzone w poprzednich rejsach. Dobrana zgrana paka, to podstawa udanego rejsu. Próg tolerancji jest wówczas ustawiony na maksa. W takich warunkach konflikt to abstrakcja.
Jeżeli jednak przytrafi się załogant z niską samooceną, próbujący w czasie rejsu leczyć własne kompleksy, nie sprzątający po sobie łazienki i oznajmiający, że kambuz to nie dla niego, ale poza tym może robić wszytko, a już po chwili i tak okaże się, że do niczego innego też się nie nadaje (zwykły leń) - to żeby rodzący się konflikt jednak się nie narodził, załoga powinna odbyć szczerą i poważną naradę. Sytuacja jest prawie zawsze możliwa do opanowania.

Autor:  bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 08:46 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Olek napisał(a):
Mam wrażenie że szukanie osoby która podoła funkcji bosmana przez 1,5 roku bez konfliktów jest z góry skazane na niepowodzenie.


W przedstawionej przez Ciebie sytuacji konflikt wcześnie czy później MUSI powstać bo osoba będąca na funkcji bosmana w takim rejsie wcześnie czy później zacznie się identyfikować z jachtem i siłą rzeczy z podejmowaniem wszelkich decyzji dotyczących coraz głębszych szczególów rejsu tzn trasą, zwrotami postojami, portami itd.

Taki uklad na jachcie MUSI rodzić konflikt z przyjeżdzajacymi okresowo załogami i ich kapitanami podejmującymi inne niż bosmana decyzje - konflikt, który wcześniej czy później wybuchnie.

Jedyny sposób przeciwdzialaniu temu to wyznaczenie takiego człowieka jako kapitana całego rejsu.

Wtedy nie ma konfliktu odpowiedzialności.
Wiadomo kto przed kim i za co odpowiada w 100 %.
Inny przypadek nie ma prawa działać i próba taka jest, moim zdaniem, wcześniej czy później skazana na niepowodzenie.

Daję maksimum pół roku na wybuch takiego konfliktu z którąś tam kolejną etapową załogą.
Wybuch będzie o "pietruszkę" ale będzie na pewno.
Pzdr
Kocur

Autor:  Doktor [ 30 wrz 2011, o 09:06 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Panowie, watek rejsu Polonusem został zamknięty, ale chyba tylko formalnie, bo w dwóch nowo powstałych, dalej to wałkujecie, a wyrok już zapadł, teraz jedynie go uzasadniacie, tytuł zamkniętego "rzeczpospolita bosmańska" już o nastawieniu mówi, Kocur o 6 m-cach po których każdy musi rozwalić imprezę itp. a ja z relacji znam sytuacje, gdy kpt. z kolega odgrywali gwiazdy na pokładzie, ich paczka była szczęśliwa, a obcy nie wiedzieli jak się w tym znaleźć.

Autor:  zosta [ 30 wrz 2011, o 09:07 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Maar napisał(a):
dwie grupy i każda z nich piła z oddzielnej flaszki, koszmar normalny, no

To bardzo po norwesku. Zwykle na imprezy każdy przynosi swoją flaszkę i sam ją opróżnia. Konfliktów z tym związanych zwykle nie ma :)
A na pokładzie, zwłaszcza w gonie ludzi pierwszy raz się widzących nie sposób uniknąć zgrzytów, żeby zaś nie przeradzały się w otwartą wojnę, potrzebny moderator ;) znacy ktoś z dystansem do siebie i autorytetem u innych.

Autor:  bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 09:27 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

zosta napisał(a):
zwłaszcza w gonie ludzi pierwszy raz się widzących nie sposób uniknąć zgrzytów


Tu sie nie zgodzę - znam przypadki rejsów (sam w takim uczestniczyłem) kiedy to członkowie zalogi przd rejsem sie nie znali a wszystkich znał jedynie kapitan organizujacy rejsy.
I kapitan ten - swoją osobą i uznanym przez wszystkich chętnych do takich rejsu autorytetem - gwarantował bezkonfliktowaość rejsu.
I on taki bezkonflktowy ten rejs był.
Pzdr
Kocur

Autor:  Eryk [ 30 wrz 2011, o 09:36 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Zgadzam się z białym kocurem. Ale to chyba kwestia tego że od każdej reguły są wyjątki.

byłem na rejsie gdzie połowa załogi znała się prędzej a 2 połowa była zupełnie obca, jednakże już w 1 dniu czuliśmy się jak rodzina dosyć zwariowana ale rodzina.

Niestety zdarzyło mi się także płynąć z wcześniej wspomnianą "świętą krową" czyli armatorem i nie wspominam tego najlepiej. Bardzo dobrze za to pamiętam stanowczą postawę kapitana wobec niego. Jeśli on rządzi to niech rządzi - nie każdy się nadaje do bycia stanowczym a to według mnie bardzo potrzebna cecha kapitańska.

Autor:  JacekBol [ 30 wrz 2011, o 10:36 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Tym bardziej widać, ze nie tyko umiejętności stricte żeglarskie determinują skippera-profesjonalistę. Nie bez kozery, bycie kapitanem jednostki kiedyś stanowiło nie lada dumę i prestiż. Humanizm, łatwiejszy dostęp do morza, krótsza ścieżka od zera do kapitana, brak samokrytycyzmu, brak uczciwości powoduje, że dzisiejsi kapitanowie-skipperzy (nie chcę nikogo personalnie urazić) mają delikatnie mówiąc mniejszy autorytet niż kiedyś. Tak sobie myślę.
Co do tytułu topic'a. Temat jak najbardziej do dyskusji.
Pytanie tylko czy nie jest to jakaś droga na skróty. Jesli napiszę tu jak rozwiązałem jakiś problem, to wcale nie oznacza, że jak Maar też go zastosuje, osiągnie taki sam efekt. Dojdziemy zatem do problemu przywództwa, autorytetu i dowodzenia. Osobiście uważam, że dowodzenia nie można się nauczyć i nie każdy dowódcą może zostać. Moim zdaniem każdą sytuację zapalną, trzeba rozwiązywać indywidualnie i nie ma złotego środka. W takiej samej sytuacji z jedną załogą wystarczy być "starszym bratem" a z drugą "bezlitosnym skur...ynem". Bo takie jest morze. Warto zatem nie isc na skróty (opływanie) i obserwować mistrzów podczas działania-dowodzenia. Wyciągać wnioski i uczyć się własnego stylu dowodzenia.

PS. Po 20 minutowym namyśle stwierdzam, że jak najbardziej do dyskusji, pod warunkiem, że osoby szukające pomocy w trudnej sytuacji nie będą wypowiedzi traktowały jako gotowych rozwiązań do zastosowania.

Autor:  AndRand [ 30 wrz 2011, o 11:32 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

bury_kocur napisał(a):
Jedyny sposób przeciwdzialaniu temu to wyznaczenie takiego człowieka jako kapitana całego rejsu.

Wtedy nie ma konfliktu odpowiedzialności.
Wiadomo kto przed kim i za co odpowiada w 100 %.
Inny przypadek nie ma prawa działać i próba taka jest, moim zdaniem, wcześniej czy później skazana na niepowodzenie.

Ja jeszcze proponuję Bosmanowi w przypadkach poza utrzymaniem bieżącej sprawności łódki status obserwatora (9:15) :)

[youtube]https://www.youtube.com/watch?v=vEDZwzlcJo4&feature=player_detailpage#t=555s[/youtube]

znaczy, żeby się nie wp...ał Kapitanowi do jego roboty :lol:

Autor:  Maar [ 30 wrz 2011, o 13:28 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

JacekBol napisał(a):
Co do tytułu topic'a. Temat jak najbardziej do dyskusji.
Cieszę się, że w końcu w jakimś temacie zaczęliśmy się zgadzać :-)

Podobnie jest z kwestą gotowych rozwiązań ( w sensie, że tez się zgadzam) - oczywiście na morzu ich nie zastosujemy, ale mniemam, że inteligencja czytelników pozwoli ze studium przypadku wyciągnąć jakieś podpowiedzi.

Gdzieś wyżej Carlo pisał o podstawowych potrzebach człowieka (żarło, władza, etc) będących źródłami konfliktu. Pewnie trochę racji ma, ale życie byłoby zbyt piękne, gdyby tylko te elementy wywoływały zgrzyty i awantury.

Ile ja się nasłuchałem o ludziach sikających na stojąco.
Niby sikanie podpada pod carlitową listę ale syfienie w kingstonie już nie. W efekcie, po kilku dniach/tygodniach usłyszałem z ust kolegi, zdanie pod adresem innego (naszego wspólnego) kolegi: "jak jeszcze raz to zrobi to najpierw wytrę podłogę jego mordą a później wyperd..ę za burtę żeby nie śmierdział nam tu". Do takiego poziomu wzrosła agresja po dwóch tygodniach wspólnego pływania z powodu kilku kropel moczu.

Wystarczyłaby odrobina złej woli i poszłoby na noże. Piszę o tym dlatego, że nie tylko oczywiste oczywistości są źródłem awantur. Mała powierzchnia z kilkoma osobami potrafi zrobić niezły mętlik w głowach.

Autor:  AndRand [ 30 wrz 2011, o 14:10 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Maar napisał(a):
Wystarczyłaby odrobina złej woli i poszłoby na noże. Piszę o tym dlatego, że nie tylko oczywiste oczywistości są źródłem awantur. Mała powierzchnia z kilkoma osobami potrafi zrobić niezły mętlik w głowach.

Wiesz, jest nawet kupa ludzi dla których minimalny brak absolutnego altruizmu i samopoświęcenia traktują jako przejaw złej woli. I się potem dziwią przejawom instynktu swojego terytorium.

Ja się nie dziwę, że się któryś z Kapitanów w końcu wkurzył jak ktoś mu się zaczął wpie...ać w jego zakres odpowiedzialności.

Autor:  Maar [ 30 wrz 2011, o 14:21 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

AndRand napisał(a):
Ja się nie dziwę, że się któryś z Kapitanów w końcu wkurzył jak ktoś mu się zaczął wpie...ać w jego zakres odpowiedzialności.
Pisząc "zakres odpowiedzialności" masz na myśli sposób trzymania fiuta"?
I BTW to nie kapitan tak sikał!

Autor:  AndRand [ 30 wrz 2011, o 14:27 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

A to pewnie już zależy od przedrejsowych ustaleń - czy konsekwencje sposobu trzymania fiuta usuwa jego właściciel czy aktualna wachta :)

Autor:  Ognisty Szkwał [ 30 wrz 2011, o 15:32 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

A to ja się z godzę z jednym z moich przedmówców - JacekBol. Kapitanem/skipperem może być każdy, oczywiście każdy, kto posiądzie uprawnienia wystarczające do pełnienia danej funkcji na jachcie. Ale innym tematem, jak rzeka zresztą jest, czy dany delikwent mimo posiadanych uprawnień, nadaje się do pełnienia danej funkcji. Mało tego, w zależności od tego co wyniósł z domu, i jak się z nim obeszło życie na starcie zawodowym, taki będzie dany osobnik i nie inny.

Autor:  AndRand [ 30 wrz 2011, o 15:35 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Nawet więcej - to całożyciowa edukacja.
Szczególnie, ze w kwestii trzymania fiuta, jak wiemy szkoły są dwie:
- Oxford - myje się ręce po
- Cambridge - nie leje się po rękach :lol:

Autor:  Zbieraj [ 30 wrz 2011, o 17:15 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

AndRand napisał(a):
całożyciowa edukacja.
Szczególnie, ze w kwestii trzymania fiuta, jak wiemy szkoły są dwie:
- Oxford - myje się ręce po
- Cambridge - nie leje się po rękach :lol:
Praga - my, dżentelmeni prascy, myjemy ręce przed siusianiem :lol: :lol: :lol:

Autor:  Doktor [ 30 wrz 2011, o 17:17 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Janusz bój się Boga, przeszedłeś do działu maszynowego? :lol:

Autor:  piotr6 [ 30 wrz 2011, o 20:18 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

AndRand napisał(a):
Nawet więcej - to całożyciowa edukacja.
Szczególnie, ze w kwestii trzymania fiuta, jak wiemy szkoły są dwie:
- Oxford - myje się ręce po
- Cambridge - nie leje się po rękach :lol:


Kanadyjska - mężczyźni , z szacunku dla swoich kobiet sikają na siedząco

Autor:  Wojciech [ 30 wrz 2011, o 20:29 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Polecam dla tych co nie oglądali....


Autor:  boSmann [ 30 wrz 2011, o 20:44 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Maar napisał(a):
Do takiego poziomu wzrosła agresja po dwóch tygodniach wspólnego pływania z powodu kilku kropel moczu

Jak konfliktogenny potrafi być kibelek, przekonano się na brytyjskim okręcie atomowym (zacumowanym w porcie)
Kiedy marynarzowi odmówiono skorzystania z wc, ten użył karabinka; zabił oficera i ranił innego marynarza.

Autor:  Colonel [ 1 paź 2011, o 07:59 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Wojciechu, pooglądam sobie chętnie, lecz mam wrażenie że otwierasz nowy wątek wsród przyczyn konfliktów..

Autor:  Wojciech [ 1 paź 2011, o 20:40 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Colonel napisał(a):
Wojciechu, pooglądam sobie chętnie, lecz mam wrażenie że otwierasz nowy wątek wsród przyczyn konfliktów..

Za słowami ...
"Chciałem, żeby mój pierwszy film fabularny był chłodny, mózgowy, wyspekulowany, skonstruowany precyzyjnie, niemal formalistycznie. Miał przypominać klasyczny thriller: małżeństwo zabiera na pokład jachtu pasażera, który następnie znika w tajemniczych okolicznościach. Od samego początku chodziło o pokazanie konfliktowej interakcji między postaciami zamkniętymi w ograniczonej przestrzeni." (Roman Polański, "Roman". Warszawa 1989
źródełko http://www.culture.pl/baza-film-pelna-t ... z-w-wodzie

I li tylko dlatego obraz ten ( jakże ciekawy ) przywołałem...

Autor:  -O- [ 1 paź 2011, o 22:46 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

piotr6 napisał(a):
Kanadyjska - mężczyźni , z szacunku dla swoich kobiet sikają na siedząco

Japońskia - mężczyźni nigdy nie sikają na siedząco, a jak już się zdarzy, to siedzą dotąd aż ... .

Autor:  bury_kocur [ 1 paź 2011, o 23:30 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

Jeanneau napisał(a):
jak już się zdarzy, to siedzą dotąd aż się zesrają.


Nie przesadziłeś ?
Pzdr
Kocur

Autor:  -O- [ 1 paź 2011, o 23:36 ]
Tytuł:  Re: Konflikty podczas rejsu

bury_kocur napisał(a):
Nie przesadziłeś ?

Wszytko zależy od aktualnej fazy poczucia humoru. Masz rację - przesadziłem.

Strona 1 z 2 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/