Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wyprawie https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=3&t=9774 |
Strona 1 z 2 |
Autor: | Jaromir [ 29 wrz 2011, o 20:34 ] |
Tytuł: | O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wyprawie |
AndRand napisał(a): Mój wniosek jest taki, że łamanie drabinki odpowiedzialności i kwestionowanie zakresu kompetencji prawie zawsze kończy się konfliktem. Więc skoro bosman na stałe jest / tu pozwoliłem sobie wyciąć nazwę pewnego jachtu, by nie prowokować personalnych wycieczek.........../ wymagany to albo powinien być załogantem albo kapitanem. Udało Ci się chyba wskazać sedno istotnego problemu. Problemu szerszego moim zdaniem, niż omawiana w innym wątku konkretna sytuacja, zaistniała na konkretnym jachcie. Rozwijając - jestem zdania, że jeżeli rodzaj wyprawy czy region pływania narzucają konieczność szczególnej opieki nad jachtem - to (zakładając, że nie żegluje nim stale jego właściciel) osobą odpowiedzialną za techniczne utrzymanie jednostki powinien być jego kapitan, żeglujący nim stale lub zmieniający się co kilka etapów/rejsów. BTW - funkcjonuje w polskich realiach tak obsługiwany jacht. I istnieje jego armator, który z założenia połączył funkcję opieki nad jachtem i dwu zmieniających się stale tych samych kapitanów. AFAIK działa to w miarę bezproblemowo i nie stanowi zarzewia konfliktów. Na dodatek ten układ działa sprawnie, mimo tego, że jacht opuścił Polskę niemal 5 lat temu i mimo tego, że jacht żegluje niemal wyłącznie w rejonach zdecydowanie ciężkich żeglarsko oraz ... cywilizacyjnie... Mowa oczywiscie o http://www.selmaexpeditions.com Sądzę, że ten przykład stanowić może pewną wskazówkę, jak rozwiązać problem odpowiedzialnej opieki nad jachtem w dalekiej wyprawie - na sposób...hmmm, możliwie mało prowokujący konflikty... |
Autor: | AndRand [ 29 wrz 2011, o 21:07 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
pierdupierdu napisał(a): Rozwijając - jestem zdania, że jeżeli rodzaj wyprawy czy region pływania narzucają konieczność szczególnej opieki nad jachtem - to (zakładając, że nie żegluje nim stale jego właściciel) osobą odpowiedzialną za techniczne utrzymanie jednostki powinien być jego kapitan, żeglujący nim stale lub zmieniający się co kilka etapów/rejsów. Z tego co zrozumiałem, to tam akurat /nazwa wykropkowana/ jest sytuacja taka, że ani armator nie przebywa na łodzi ani zmieniający się kapitanowie za bardzo nie są w stanie dogłębnie poznać szczegółów stanu technicznego łódki i stąd potrzebny stały mechanik w osobie Bosmana. Natomiast dziwi mnie, że odpowiada on za bezpieczeństwo łódki bezpośrednio przed Armatorem, bo wchodzi w kompetencje Kapitana... |
Autor: | pough [ 29 wrz 2011, o 21:24 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
A ja mam inny pomysł na rejs etapowy. Z góry zaznaczam, że nie wiem czy to dobry pomysł, bo sam nie mam w organizacji takich rejsów doświadczenia. Ale kiedyś dawno uczestniczyłem w podobnie organizowanej obsłudze jachtów. Kapitanowie powinni płynąć dwa etapy. I etap jako Pierwszy, a kolejny etap jako Kapitan gdzie Pierwszym będzie Kapitan następnego etapu. Wiem, że to trudne logistycznie, bo urlopy itd., ale wydaje mi się rozsądne. Być może funkcja bosmana jako zwykłego członka załogi dalej będzie potrzebna, ale również powinna być okresowa. |
Autor: | Stara Zientara [ 29 wrz 2011, o 21:26 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
AndRand napisał(a): wchodzi w kompetencje Kapitana... a kapitan ma zawsze rację... w razie wątpliwości patrz punkt pierwszy ![]() |
Autor: | Carlo [ 29 wrz 2011, o 21:28 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Stara Zientara napisał(a): a kapitan ma zawsze rację... w razie wątpliwości patrz punkt pierwszy I o tym każdy powinien pamiętać zanim wygłosi swoje mądrości podważając autorytet kapitana w obecności załogi. Co innego w 4oczy. ![]() ![]() |
Autor: | Maar [ 29 wrz 2011, o 21:56 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
pierdupierdu napisał(a): Sądzę, że ten przykład stanowić może pewną wskazówkę, jak rozwiązać problem odpowiedzialnej opieki nad jachtem w dalekiej wyprawie - na sposób...hmmm, możliwie mało prowokujący konflikty... Myślę, że nie stanowisko lecz osobowość jest głównym powodem powstawania konfliktu. Z bosmanami (na małych jachtach) pływałem trzy razy a konflikt miałem raz, w sytuacji nieco podobnej jak opisana przez Ciebie, przy czym konflikt był z kapitanem. Kapitan był opiekunem jachtu/przedstawicielem armatora a bosman był po to, żeby naprawiać to co kapitan mu każe. Schodząc ze statku powiedziałem kapitanowi, że więcej z nim nie popłynę. Może @gabryś - z którym wówczas płynąłem, ale nigdy nie rozmawiałem o konflikcie - jakoś to inaczej skomentuje, ja uważam, że wina leżała w osobowości kapitana. BTW bosman po pewnym czasie skonfliktował się z kapitanem i następną załogą i został zastąpiony przez kogoś innego (wyleciał z hukiem pięści na nosie). Plan rejsu/wyprawy nie został zrealizowany, kapitan żegluje, jest wielkim żeglarzem i jest bardzo duża grupa ludzi, którzy wypowiadają się o kapitanie w samych superlatywach. Przy organizacji wyprawy Polonusem armator rozpatrywał takie rozwiązanie jak na Selmie (w sensie, że będzie jeden kapitan na całej wyprawie), ale ze względu na to, że ani organizator (w sensie, że ja:-) ) ani armator nie zajmują się zawodowo organizacją rejsów - pracujemy i nie mieliśmy możliwości poświęcić całego swojego czasu na szukanie załóg - trzeba było zmodyfikować pomysł i scedować na prowadzących poszczególne etapy konieczność znalezienia ludzi. Łatwiej jest znaleźć 15 kapitanów niż 150 załogantów. Wkrótce zakończy się wyprawa Solanusa, na którym był jeden kapitan i... tysiące mil przepłynęli w trzyosobowym składzie. Takie jest życie, że ludzie chcą pływać pod warunkiem, że kapitanem będzie ich kolega/znajomy/przyjaciel. IMHO antykonflikowe rozwiązanie z Selmy jest nie do zrealizowania w rejsach niekomercyjnych. |
Autor: | AndRand [ 29 wrz 2011, o 22:23 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Niektóre sytuacje wymagają aniołów, zeby się nie skonfliktowali i umieszczanie w nich ludzi dobrze nie wróży. |
Autor: | Maar [ 29 wrz 2011, o 22:25 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
AndRand napisał(a): Niektóre sytuacje wymagają aniołów, zeby się nie skonfliktowali. Raczej dobrej woli wszystkich stron.
|
Autor: | Doktor [ 30 wrz 2011, o 06:18 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Pływałem kiedyś z kpt, który na wstępie powiedział, że jest on długo długo nic i potem my tzn. załoga, nawet oficerów nie wyznaczył, bo nie byliśmy dość rozgarnięci (w jego mniemaniu ) do tej funkcji, był to mój rejs stażowy na pływach, w Den Helder kupiłem sobie almanach, a po kursie na sj, nie pamiętałem jak się tabelami pływów posłużyć, wiec poszedłem do niego aby mi to wyjaśnił i to był błąd, kpt. sam nie wiedział i do końca rejsu na mnie jeździł, bo niechcący jego braki obnażyłem. |
Autor: | Wąski [ 30 wrz 2011, o 06:33 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
doktor napisał(a): nie pamiętałem jak się tabelami pływów posłużyć, wiec poszedłem do niego aby mi to wyjaśnił i to był błąd, kpt. sam nie wiedział No to miałeś pecha... ![]() |
Autor: | Colonel [ 30 wrz 2011, o 07:17 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Sytuacja "zawodowy bosman, przedstawiciel armatora" i "zmienni kapitanowie z doskoku" w zalozeniu rodzi ryzyko. To się może udać raz, drugi, dziesiąty ale w któryms momencie okaże się, że: - kapitan nie jest aniołem, - bosman, który przez kwartał był aniołem nagle wpadł w jakieś tarapaty emocjonalne albo jest po prostu przmęczony, - w załodze pojawila sie konflitowa osoba lub osoby, o na tyle dużym wpływie na iotoczenie by wywołać problemy awanturujac sie albo intrygując. A nawet jeśli to wszystko nie zaistnieje, to jest sprzeczność interesów - długofalowego patrzenia bosmana i krótkookresowego kapitana i załogi. Zdecydowanie przedstawicielem armatora powinien być kapitan, załogi mogą być wymienne. Ale jak to pogodzić z ograniczeniami rejsu "komercyjnego", o których wpsomnial Maar? |
Autor: | plitkin [ 30 wrz 2011, o 07:58 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Pytanie do znających temat: ile czasu zawodowy marynarz zwyczajowo spędza w morzu? Ile czasu może trwać nieprzerwanie służba na okręcie? Po jakim czasie człowiek "ma prawo" zwariować? |
Autor: | Colonel [ 30 wrz 2011, o 08:01 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Znamy przypadki 180-dniowych rejsów. Mówię o współczesności, a nie czasach flot żaglowych. |
Autor: | bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 08:29 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
plitkin napisał(a): Po jakim czasie człowiek "ma prawo" zwariować? Nieśmialo zasugerowalbym odpowiedż - od 3. do. 6 miesięcy rejsu non stop. Potem powinna być jakaś okresowa przerwa dla zmiany środowiska, zajęcia, dla pobytu z żoną, dziećmi itp. Patrzę po sobie - nie pływam juz zawodowo - byłem w rejsie w tym roku 2 pełne miesiące non stop i pod koniec tego okresu czułem, że dla lepszego swego samopoczucia muszę coś zmienić. Nadmieniam, że rejs był na moim jachcie, z załogą przyjaciól, z własną dawno nie widzianą córką i z logistyką rejsu w całości przeze mnie wymyśloną i ode mnie tylko zależną. Myślę, że nie podjąłbym sie płynięcia w etapowy rejs jako przedstawiciel armatora nie będąc kapitanem tego rejsu. To musiałby wcześniej czy później rodzić konflikty. Pzdr Kocur |
Autor: | grubypawel [ 30 wrz 2011, o 08:39 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
bury_kocur napisał(a): To musiałby wcześniej czy później rodzić konflikty. Pzdr Kocur Dlaczego musialoby rodzic konflikty? |
Autor: | bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 08:58 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
[quote="grubypawel"]Dlaczego musialoby rodzic konflikty? /quote] Wytlumaczylem to w wątku o konflikatach na jachcie ale napiszę raz jeszcze. Konflikty MUSZĄ w takim przypadku powstać gdyż osoba bosmana/przedstawiciela armatora z biegiem czasu, chcąć czy nie chcąc, będzie coraz bardziej identyfikować sie z odpowiedzialnością za jednostkę - przejmujac w swojej psychice coraz wyższą funkcję na jachcie. Jedynie ustanowienie takiej osoby w roli kpt całości rejsu daje praktycznie zerowe (lub prawie zerowe) szanse konfliktów. Wiadomo, kto za co i przed kim odpowiada i nie ma konfliktu odpowiedzialności - rzeczywistej lub wyimaginowanej. A wybuch konfliktu z kolejną przyjażdzającą załogą i jej kapitanem podejmujacym inne decyzje niż oczekiwane przez pływającego "tylko" w funkcji bosmana osoby jest tylko kwestia czasu. Dla mnie taki rejs z takim podziałem odpowiedzialności jest z góry skazany na niepowodzenie. Pzdr Kocur |
Autor: | Doktor [ 30 wrz 2011, o 09:14 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Tu to też pasuje, co napisałem w bliźniaczym temacie: Panowie, watek rejsu Polonusem został zamknięty, ale chyba tylko formalnie, bo w dwóch nowo powstałych, dalej to wałkujecie, a wyrok już zapadł, teraz jedynie go uzasadniacie, tytuł zamkniętego "rzeczpospolita bosmańska" już o nastawieniu mówi, Kocur o 6 m-cach po których każdy musi rozwalić imprezę itp. a ja z relacji znam sytuacje, gdy kpt. z kolega odgrywali gwiazdy na pokładzie, ich paczka była szczęśliwa, a obcy nie wiedzieli jak się w tym znaleźć. |
Autor: | grubypawel [ 30 wrz 2011, o 09:20 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
bury_kocur napisał(a): Konflikty MUSZĄ w takim przypadku powstać gdyż osoba bosmana/przedstawiciela armatora z biegiem czasu, chcąć czy nie chcąc, będzie coraz bardziej identyfikować sie z odpowiedzialnością za jednostkę - przejmujac w swojej psychice coraz wyższą funkcję na jachcie. Jak widac na przykladzie watku o przygodach na Polonusie, twoja diagnoza jest calkowIcie bledna. Konflikt nie eskalowal wraz z uplywem czasu. |
Autor: | bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 09:22 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
doktor napisał(a): dalej to wałkujecie Dobra - więcej sie nie wypowiadam - nie pisalem o Polonusie tylko w temacie wątku tzn o zależności odpowiedzialności za jacht w funkcji stanowiska na jachcie w długim rejsie ale jak widać wszystko sie kojarzy z "chusteczką". Pzrd Kocur |
Autor: | Doktor [ 30 wrz 2011, o 09:26 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Nie wszystko się kojarzy z chusteczka, tylko Ty ciągle posługujesz się analogiami które jak ulał do Polonusa pasują i w każdej wypowiedzi otwarcie obstajesz za Mariuszem a pognębiasz bosmana. |
Autor: | bury_kocur [ 30 wrz 2011, o 09:34 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
grubypawel napisał(a): przykladzie watku o przygodach na Polonusie, twoja diagnoza jest calkowIcie bledna. Miało nie być o Polonusie - wątek ma inny tytuł i na taki odpowiadam ale ponieważ ciągle w pamięci mamy tamten przypadek pasujący do tematu wątku jak ulał i niejako stworzony jako jego pokłosie więc kończę wypowiedzi na ten temat. Nawiasem mówiąc jest to forum i każdemu wolno mieć swoje zdanie Ja mam TAKIE. Pzdr Kocur |
Autor: | Jurmak [ 30 wrz 2011, o 09:38 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
plitkin napisał(a): Pytanie do znających temat: ile czasu zawodowy marynarz zwyczajowo spędza w morzu? W czasach gdy istniało jeszcze PLO pamiętam, że mój ojciec robił półroczne rejsy do Japonii. |
Autor: | Colonel [ 30 wrz 2011, o 11:01 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
grubypawel napisał(a): Dlaczego musialoby rodzic konflikty? Napisalem powyżej |
Autor: | Jaromir [ 30 wrz 2011, o 11:48 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
doktor napisał(a): Tu to też pasuje, co napisałem w bliźniaczym temacie: /cut/ Moim zdaniem mylisz się i to bardzo - całkiem nie pasuje.... Mylisz się moim zdaniem zasadniczo - w kwestii "o czym jest ten wątek?"... Prosiłbym Cię uprzejmie, byś nieco pohamował swoje proste, ad hoc powzięte skojarzenia. Dla odmiany fajnie byłoby, gdybyś zechciał podzielić się swoimi przemyśleniami na temat możliwych rozwiązań i wariantów kwestii opieki i odpowiedzialności za jacht w długim, wieloetapowym rejsie. W rejsie, w którym nie bierze udziału jego armator. W rejsie "wyprawowym", dalekim, prowadzącym przez wymagające rejony. Byłoby fajnie, gdyby ten temat pozostał "o tym" tylko... hmmm, nawet jeżeli oznacza to, że nie wszyscy się w nim wypowiedzą... ***** Ad Rem. Teraz ja mam pytanie (takie nowe, nie skopiowane z innej dyskusji...), które IMHO ciut lepiej do wątku pasuje. Czy ktoś z szanownych dyskutantów posiada wiedzę, jak kwestia opieki i odpowiedzialności za stan jachtu bywała organizowana i jak funkcjonowała w odbytych ostatnimi laty większych rejsach, wyprawach - zwłaszcza w "dzikie" rejony? Słowem (trzymając się polskiego podwórka) - jak to było, kiedy płynęły bardzo ambitne wyprawy: "Stary", "Nekton", "Panorama", "Zjawa IV", "Dar Świecia", "Barlovento", "Alefant", "Politechnika", "Solanus", etc, etc... ? Zapewne nie wymieniłem wielu jeszcze jachtów, które mogłyby być tu wymienione - ale nazwy jednego z nich nie wymieniłem celowo. Mam nadzieję, że może tym razem wszyscy się domyślą o który jacht chodzi... |
Autor: | Stara Zientara [ 30 wrz 2011, o 11:53 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Colonel napisał(a): Zdecydowanie przedstawicielem armatora powinien być kapitan, Wg Kodeksu Morskiego na polskim jachcie kapitan JEST przedstawicielem armatora i obecność etatowego bosmana nic tu nie zmienia. |
Autor: | Jaromir [ 30 wrz 2011, o 11:56 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
doktor napisał(a): Pływałem kiedyś z kpt, który na wstępie powiedział, że jest on długo długo nic i potem my tzn. załoga, nawet oficerów nie wyznaczył, bo nie byliśmy dość rozgarnięci (w jego mniemaniu ) do tej funkcji, był to mój rejs stażowy na pływach, w Den Helder kupiłem sobie almanach, a po kursie na sj, nie pamiętałem jak się tabelami pływów posłużyć, wiec poszedłem do niego aby mi to wyjaśnił i to był błąd, kpt. sam nie wiedział i do końca rejsu na mnie jeździł, bo niechcący jego braki obnażyłem. Ten kapitan o ktorym piszesz to był na jachcie w "dalekiej wyprawie"? Sprawował nad jachtem opiekę techniczną w trakcie tej wyprawy? Bo jeżeli - a tak wynika z Twojego wpisu - była to zwykła stażówka z Den Helder - to czemu o niej piszesz w tym wątku? |
Autor: | Doktor [ 30 wrz 2011, o 12:11 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Jaromirze, masz racje moja wypowiedź, nie jest zgodna z tematem, ale tak jak pozostałe dotyczy Polonusa, bo w kolejną odsłonę tego tematu się przerodziła i właśnie na to w swojej wypowiedzi chciałem zwrócić uwagę, w dyskusji o Polonusie nie brałem udziału, bo znane wszystkim są tylko relacje jednej strony i nie można zając stanowiska patrząc na zdarzenie z jednego punktu widzenia, chyba, że bez względu na wszystko, ta jednostronna opinia akurat piszącemu wystarcza, bo i tak co druga ma do powiedzenia go nie obchodzi. A w kwestii, której temat dotyczy, bardzo trudno zorganizować taką wyprawę, ktoś już tutaj (w jednym z trzech wątków, nie pamiętam w którym) bo trzeba pogodzić oczekiwania załóg i armatora, a często załogi chcą płynąć z konkretnym kapitanem, bo jednak chyba najłatwiejszy dla wszystkich jest układ, gdy kapitanem i przedstawicielem armatora jest kapitan, bo nawet jak trafi się taki, co chce być ważny i w tej roli czuje się dobrze, a każda inna mu nie odpowiada, to ważny jest i załodze łatwiej to zaakceptować niż gdyby był bosmanem i swoja ważność chciał mimo wszystko udowodnić, ale bosman kosztuje mniej od kapitana, no i wtedy załogi mogą ze swoimi kapitanami pływać, a ci kapitanowie swoje ambicje spełniać, czasami to działa, czasami nie, marny skutek znamy z Polonusa, a pozytywny to ubiegłoroczny rejs Gedani, z tym, że ten ostatni przykład jest mieszany, bo chwilami na pokładzie Gedani znajdowali się kapitanowie, którzy byli jednocześnie kapitanami i zaufanymi ludźmi STAP'u. Pierwsza odpowiedź dotyczyła pierwszego pytania, w międzyczasie napisałeś drugi post, na zadane w kolejnym poście, mogę napisać, ze już jest na temat, bo podawała przykład od jak różnych sytuacji zależą niekiedy pokładowe relacje. |
Autor: | AndRand [ 30 wrz 2011, o 12:32 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Nooo, długi rejs to wyprawa, na której nie wszyscy inie przez cały czas są aniołami... I wtedy się okazuje, że: "Socjalizm to piękna idea, ale ludzie mają niewystarczającą świadomość socjalistyczną" albo "Polacy to naród wspaniały, ale ludzie kurvvy" Piłsudski Ja tam jestem za tym, żeby nie przysparzać organizacyjnych powodów do konfliktów ![]() |
Autor: | Jaromir [ 30 wrz 2011, o 12:56 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
plitkin napisał(a): Pytanie do znających temat: ile czasu zawodowy marynarz zwyczajowo spędza w morzu? Ile czasu może trwać nieprzerwanie służba na okręcie? Po jakim czasie człowiek "ma prawo" zwariować? Trochę chyba znam temat... Pytanie jest jak sądzę ciupek zbyt enigmatyczne (por. - ile czasu zwyczajowo spędza za sztalugami zawodowy artysta-malarz?), sprawa nie rządzi się zwyczajem, tylko uzależniona jest wielowarstwowo... Rzecz zależy m.in. od specyfiki konkretnego rodzaju statków, od godzin pracy, polityki armatora, trasy, rodzajów przewozów, funkcji "marynarza" w załodze, czasem regulacji bandery, etc, etc... Ogromne wątpliwości budzi też zawarte w pytaniu określenie "w morzu". Nie są bowiem wyjątkiem ani marynarskie wyjazdy kilkumiesięczne, w czasie których statek nie odrywa się nawet się od kei, ani miesiące pracy na statku bez możliwości zejścia na ląd... Słowem - inaczej na statku badawczym, inaczej na coasterze, na pasażerze, na supplierze, na tankowcu, na kontenerowcu i jeszcze inaczej na platformie wiertniczej, na promie czy na ro-ro. Itd, itp... I jeszcze inaczej w stoczni niż w eksploatacji, inaczej dla oficera niż dla dla wipera, inaczej jeśli na rufie bandera papuzia a inaczej jeżeli cywilizowanego kraju, inaczej jeżeli jesteś matrosem z Europy i inaczej jeżeli z Chin.... Itd, itp... Rozumiem zatem, że powinienem pominąć uogólnienie o "zwyczajach" i "marynarzach" i odpowiedzieć raczej na pytanie: "po jakim czasie człowiek "ma prawo" zwariować?" pracując "na morzu". Niestety i tu odpowiedź nie jest prosta... 1. Najwięcej zależy tu chyba od indywidualnych cech człowieka. Powtórzę - cechy indywidualne, mające wpływ na ludzką odporność na długą pracę w morzu, są chyba największą zmienną. Jadąc po skrajnościach - w zawodowym pływaniu miałem przypadki gości, którym palma kompletnie odbijała po 4 tygodniach ( w tym połowa w portach...) ale też widziałem takich, co kontrakt półroczny uważali za zdecydowanie za krótki ("nawet walizek nie ma czasu rozpakować... ![]() 2. Drugi, bardzo istotny czynnik - to "lądowe" czy może "domowe" uwarunkowania zarabiającego na morzu. Człowiek, który zostawił w domu nierozwiązane konflikty albo ma ciężko chorego członka rodziny, zupełnie inaczej odczuwa rozłąkę i upływ czasu... Olbrzymią rolę grają też przyniesione z lądu" przyzwyczajenia, zwłaszcza sposób spędzania wolnego czasu i (last but not least) skłonność do alkoholu... 3. Następnie - czynnik środowiska w jakim spędzany jest czas po pracy... IMHO najbardziej istotne jest by każdy kto pracuje na morzu dłużej niż kilka tygodni, miał możliwość psychicznego "wyizolowania się" na kilka godzin dziennie. "Długodystansowcom" potrzebny jest własny "azyl" - nie zasłaniana firanką koja, tylko choćby najciaśniejsza ale własna kabina... 4. Wreszcie - sam rodzaj pracy. Jestem zdania, że praca na jachcie - bez nudy, monotonii, bez zawsze tych samych godzin, bez niezmiennych miesiącami wacht, bez ciągle tych samych portów, ładunków, bez powtarzających się zdarzeń, ze stosunkowo często zmieniającymi się załogami - jest zdecydowanie mniej "toksyczna" od typowej pracy na wielu typowych statkach... Sądzę, że właśnie urozmaicenie, jakie niesie za sobą praca na jachcie, ułatwiałoby utrzymanie dobrej kondycji psychicznej odpowiedniej osobie wykonującej taką pracę. Tyle - że aby w pełni angażować się w tego typu zajęcie i utrzymywać jednocześnie dobrą kondycję psychiczną, trzeba przede wszystkim odpowiednich cech osobistych - i tu wracamy do punktu pierwszego... PS. Się mi ciutek rozpisało, przepraszam tych, co do końca dobrnęli... PPS. Na okrętach się nie znam, ale tam trzeba co chwilę salutować, więc dzięki temu nie mają czasu wariować.. Podobno. No i chyba rządzą tam regulaminy a nie dobre obyczaje. ![]() |
Autor: | Szpiszpak [ 30 wrz 2011, o 13:35 ] |
Tytuł: | Re: O odpowiedzialności i opiece nad jachtem w dalekiej wypr |
Na okrętach Jaromirze się nie salutuje(mam na myśli oddawanie honoru starszemu stopniem), ostatni salut to świst trapowy dla oficera, lub do dekla dla tych pomniejszych.Podczas wyjścia w morze traci również moc "fala".Niestety okręty polskie (poza "kartograficznymi")nie pływają jednorazowo za długo max za moich czasów to 45 dni w dozorach reszta to manewry od 2-7 dni .Jednak obsada jest z sobą minimum ponad rok na okręcie nonstop (tam śpią ,jedzą ,żyją) więc wszyscy wszystko o sobie wiedzą a gdy zaczynają się jakieś problemy to wystarczy że Kapitan pociągnie 48 godzinny ciąg alarmów bojowy ,chemiczny ,OPA (sam siedząc w kajucie lub mesie) w morzu i już wszyscy myślą tylko o chwili odpoczynku ,ale tak jak napisałeś wojsko ma regulaminy (RSO) i nie ma tam słowa "indywidualność" tak więc brak jakichkolwiek problemów. Wiadomo że ludzie łączą się w grupy dział mechaniczny (ci z cyframi w środku numeru 6,7,8) żyją swoimi obowiązkami (6- motorzyści,7-drenażyści,8-elektrycy) i zabardzo nie mają czasu ani możliwości szukać jakiś problemów naprzykład z radiotelegrafistami (4) lub nawigatorami (1) a już napewno nie z kukiem (9) każdy ma określony zakres obowiązków i te zajmują mu wystarczająco dużo czasu i może to jest jedna z recept na długie rejsy dokładny zakres obowiązków przed wejściem na jacht |
Strona 1 z 2 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |