Forum żeglarskie
https://forum.zegluj.net/

Super gra forumowa nr. 2 :) :)
https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=30&t=670
Strona 5 z 5

Autor:  Basia [ 28 wrz 2006, o 22:02 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio

Autor:  kudłaty [ 6 sty 2007, o 23:44 ]
Tytuł: 

Dołączyła: 28 Wrz 2006
Posty: 5
Skąd: Trójmiasto

Wysłany: Czw 28 Wrz, 2006 22:02
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od
_________________

Autor:  K.E.G [ 17 sty 2007, o 20:17 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.

Autor:  feanor [ 1 lut 2007, o 20:39 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.

Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym.

Autor:  Vieri [ 1 lut 2007, o 21:35 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego

Autor:  Futrzak [ 27 lut 2007, o 00:04 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka

Autor:  Arturrock [ 28 lut 2007, o 21:27 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka umarła śmiercią tragiczną poczym była podziurawiona jak ser Szwajcarski

Autor:  okecaj [ 1 kwi 2007, o 07:04 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka umarła śmiercią tragiczną poczym była podziurawiona jak ser Szwajcarski. Ale to tylko pozoru i musiało tak wyglądać bo przecięż była córką Nieśmiertelnego

Autor:  Vieri [ 1 kwi 2007, o 11:34 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka umarła śmiercią tragiczną poczym była podziurawiona jak ser Szwajcarski. Ale to tylko pozoru i musiało tak wyglądać bo przecięż była córką Nieśmiertelnego Wacka z rodu Maciejów którego jego własna matka w dzieciństwie

Autor:  bercia16 [ 2 wrz 2008, o 16:57 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka umarła śmiercią tragiczną poczym była podziurawiona jak ser Szwajcarski. Ale to tylko pozoru i musiało tak wyglądać bo przecięż była córką Nieśmiertelnego Wacka z rodu Maciejów którego jego własna matka w dzieciństwie, ma piegi i jest ruda.

Autor:  Kuniu [ 2 paź 2008, o 16:01 ]
Tytuł: 

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i cyntryfugę od cyngwajsu - niezbędnik każdej Małgosi. W czasie, gdy dziewczynka próbowała zawiązać wielki wór pełen prezentów, Jasio zaszedł ia od tyłu i ostro wanął młodą butelką od szampana, po czym ją zapakował w worek i wrzucił do Wisły.
Worek ten znalazły jakimś cudem pingwiny na kole podbiegunowym. Ponieważ worek był zawiązany bardzo mocno węzłem palowym podwójnym z dziesięcioma półsztykami to pingwiny z racji posiadania nie użytecznych paluszków nie mogły go rozsupłać i dlatego swoimi dziobkami wydziambolily dzure w worku. Niestety w trakcie owej procedury dziewczynka umarła śmiercią tragiczną poczym była podziurawiona jak ser Szwajcarski. Ale to tylko pozoru i musiało tak wyglądać bo przecięż była córką Nieśmiertelnego Wacka z rodu Maciejów którego jego własna matka w dzieciństwie, ma piegi i jest ruda. W związku z czym dziury niczym w serze szwajcarskim nie przeszkodziły jej w niczym; po uwolnieniu z worka wzięła głęboki wdech, wyściskała pigwiny i udała się w kierunku wielkiej góry lodowej.

Strona 5 z 5 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
https://www.phpbb.com/