Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 16 cze 2024, o 01:50




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 25 gru 2016, o 18:28 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 lip 2013, o 16:44
Posty: 1743
Lokalizacja: Szczecin
Podziękował : 264
Otrzymał podziękowań: 976
Uprawnienia żeglarskie: KJ
Żeglarze jak marynarze ? Spotykam marynarzy, którzy urlopy spędzają dalej na wodzie ale pod żaglami. Z nami odwrotnie. Podczas jednej z wizyt u znajomych, preferujących urlopy na wycieczkowcach czy też suwakach jak mówią złośliwcy, całkiem spontanicznie zapisaliśmy się i my na taką imprezę. Raz kozie śmierć – damy się poobsługiwać. Trasa Hamburg – Southamton – Hawr – Zee Brugge – Rotterdam – Hamburg. Czas: 10 – 17.12.2016. Statek: Aidaprima. Powód: zaległa podróż poślubna połączona z 30 rocznicą ślubu co to była w sierpniu 2016. Towarzysze wypadu: rodzina Moll czyli nasi serdeczni przyjaciele z BRD. Heike denerwuje się już za nas tak na tydzień przed wyjazdem i ustala, że noc przed wyjazdem mamy zameldować się w Boock. I tak nic z tego nie wychodzi, bo spraw lądowo – przedurlopowych jest cała masa. Kończy się tym, że zmuszam Andrzeja do 4 godzin snu. Mnie zabrakło czasu. Trudno, Andrzej siada za kierownicę. Zgodnie ze wszelkimi przysięgami danymi Heike meldujemy się w Boock w sobotę 10 grudnia o 0745 czyli z 15 min spóźnieniem. Tolerowalnym. Dalej ruszamy w dwa samochody do Hamburga. Droga paskudna, bo deszcz , samochodów dużo i jazda jak we mgle. Przed samym Hamburgiem się przejaśnia więc trafienie na parking łatwiejsze. Przynajmniej coś widać. Samochody oddaliśmy pod opiekę parkingowych i zostały odprowadzone na parking strzeżony. Zorganizowane to było wzorowo. Zobaczymy jak będzie na powrocie z odbieraniem. Bagaże pojechały osobnym transportem i praktycznie do 1900 były postawione przy kabinach. Nas zapakowano do autokaru i zawieziono na terminal. Odprawa analogiczna jak na samolot ale ostrzejsza jeśli chodzi o identyfikację. Dodatkowe zdjęcia, każdy ma własną kartę pokładową i się z nią nie rozstaje. Pierwszego wieczora był oczywiście alarm opuszczenia - taki pic na wodę ale obowiązkowy. Jak by przyszło co do czego to wątpię by towarzystwo było takie wyluzowane.
Nasza kabina jest obiektem zazdrości Molów. Oni mają wewnętrzną , bez okna i gniotą się w 4 osoby. Piętrowo. Żaden komfort. Są zmuszeni do przesiadywania po knajpach. Mają jak w wagonie. Nasza kabina to przytulny pokoik z werandą/balkonem. Okno bardzo duże daje. Centralne życie na statku to knajpy i bary, jest ich kilkanaście. Imprezy wieczorne np. koncerty to tzw. teatrium . Są dyskoteki, spa, fitnes, baseny, bawialnia dla dzieci, kasyno, sklepy. Pływający hotel. Wiekowo - cały przekrój. Od niemowlaka po staruszków na wózkach. Dzieci sporo. Obsługa hotelowa, restauracyjna, techniczna to Azjaci i chyba Afryka PŁn. Wszyscy uniżenie grzeczni i bardzo sprawni w tym co robią. Reszta to europejska mieszanka. Węgrzy, Niemcy, itp. Na pokładzie swobodnie dogadać się można po niemiecku choć widać, że dla obsługi angielski bliższy. Do 1800 kończy się załadunek towaru i ludzi (albo odwrotnie jak kto woli). Muzyka na pełen regulator i rzucamy cumy. Płyniemy w stronę WB. Sztormowo. Dla Oceana nie byłoby najgorzej ale mniejsze jachty to by powalczyły. Wiatr 6 do 7B ale fala ca 3m. Co ciekawe delikatnie ją czuć na statku. Momentami . Nie tak ja na jachcie ale iść prosto dłuższą chwilę się nie dało. Z zewnątrz wyglądało to tak jak by ktoś zawiany szedł. Zwiedzamy zakamarki statku i z żalem stwierdzamy, że nie ma możliwości dotarcia na sam dziób  Można sobie widok z dziobu oglądać na żywo przez TV . Z burt też. Dorwaliśmy w jednej z knajp stolik przy oknie. Andrzej dyskutuje z Thomasem, ja robię za oko ( 14 piętro robi swoje widokowo) i odliczam kolejne boje torowe, statki ( ba i patrzę na nie z góry !), wieże wiertnicze, wiatraki, fale. Fale są ciekawe. Te przy burcie. Reszta całkiem zwykła. Poniedziałek 12 grudnia Southampton. Po Southampton chyba oczekiwałam za dużo. Trudno powiedzieć jak wygląda całe. Może za mało widzieliśmy. To co widzieliśmy bardzo rozczarowuje. Jakieś takie odpychające, chłodne, na balkonach jak w zabałaganionych piwnicach i pełne dziwaków. Bezguście totalne. Niby coś tam przystrojone świątecznie ale tak "na chłodno" i tylko w galerii handlowej. Dużo bezdomnych w bramach. Grudzień a sporo tubylców pomyka w sandałkach i na bose stopy. Górą ubrani zimowo. Protest jaki czy co ? Chyba najlepsze określenie na całość to niechlujne. Poza tym pogoda jak w angielskim przysłowiu - mglisto i deszcz kapuśniak. Bez żalu po kilkugodzinnym spacerze meldujemy się na statku i na popołudniowe zwiedzanie nie mamy ochoty. Wieczorem opuszczamy to ponure miasto, nocą przemykamy przez kanał i wtorkowy świt to już francuski Hawr. Słonecznie, jak na grudzień zaskakująco ciepło. Po przeczytaniu informacji o mieście i wyobrażeniu sobie betonowych bloków - miłe rozczarowanie. Miasto nie odbudowane po wojnie ale zbudowane na nowo. Niby wszędzie beton i modernizm ale jakieś takie przyjazne. Ze smakiem, czyste. Kompletnie inne jak Southampton. Tam bezguście w każdym detalu i brak atmosfery (poza atmosferą wszystko „mi wisi jestem jakie jestem”) tu dbałość o szczegóły. Tam pełno ludzi , w większości wyglądających żulowato , tu odwrotnie. Widać jak pracują, widać, że miasto obudzi się wieczorem. Wystawy zadbane, gustowne. Sporo zieleni. Jak zwykle starałam się podglądać mieszkańców. I znowu porównanie: tam bezład na balkonach - tu kwiaty w donicach. Jakoś tak widać, że w Southampton ludzie egzystują, jakby tymczasem i na chwilę w tym miejscu. W Hawr mają przyjemność mieszkać i czynią swoje otoczenie estetycznym. Bardzo trudno jest ubrać w słowa odczucia z obu miast. Jest to niezwykle ulotne. Jakaś taka atmosfera. Oczywiście nie mogę generalizować na podstawie zwiedzenia fragmentów miast o nich jako o całości, a tym bardziej o WB czy Francji jako takich. Pozostaje wrażenie. Oraz pewna duma, że ktoś kto przypłynie do Szczecina i przejdzie się po jego Centrum to zobaczy ładne i ciekawe miasto. Bez wyrwania się poza nasze granice nie potrafimy docenić tego co mamy.
O 1930 wypływamy. Pewnie pora dobrana do pływów. Skok wody to ze 4 m.
Gdzieś tam w drodze z Hawru do Rotterdamu , po 22 odczuwamy, że statek wyraźnie zwolnił do ledwie 3,6 węzła. To już niepokoi Andrzeja, bo poniżej 5 węzłów taka szafa traci manewrowość. Siedzimy akurat w klubie nocnym, popijamy drynka z wisienką – palemek nie dawali - i oglądamy durnowaty program z dwoma cyrkowymi siłaczami i panienką cyrkową do ozdoby. Niemcom się podoba - to pod ich gust. Prowadząca informuje, że jest kłopot w maszynowni ale jesteśmy w świetnych rękach i nie ma co się kłopotać. Ok. Na Tytaniku też orkiestra do końca grała ... Po północy czujemy jak statek przyspieszył. Oczywiście Andrzej niemal cały czas śledzi kurs na mapie. Wyznacza trasę, śledzi trak i burczy jak statek płynie inaczej albo się bardzo cieszy, że wyznaczył tak samo jak kapitan tej szipy.
Rotterdam. Miasto ogromne, port ogromny - w końcu największy w Europie. Stoimy w centrum o ile takim można nazwać miejsce gdzie max daleko mógł wejść statek. W każdym razie 10 min spaceru przez most i już łazimy po mieście. Mamy świadomość, że to jedna z dzielnic. Bardzo nowoczesna. Moje zdjęcia to głównie budynki. Jak zwykle Holandia pod tym względem mnie zachwyca. To co oglądamy jest czasem tak zachwycająco "odjechane", że to trzeba zobaczyć, bo opisać się nie da. Całkiem sporo obeszliśmy - taki marszo-spacer romantyczny czyli bez Tomasów. Dwa obiekty nas po prostu powalają. Jedno domami postawionymi bardzo nietypowo drugie uznaliśmy za wyjątkowo oryginalne, a wieczorem magiczne. Wewnątrz tego półwalca jest targ. Jakbym się cofnęła wspomnieniami do Istambułu. Ilość przypraw, bakalii, oliwek, serów wprost oszałamiająca. Jakość też. Sprzedawcy głównie arabscy albo coś w tym stylu. Jak na Holandię przystało stragany też pełne pomidorów. Samych koktajlowych 20 gatunków. O herbatach, owocach, wędlinach nie wspomnę. Nasze analogiczne produktu wychodzą w porównaniu niezwykle blado. Wyszliśmy w miasto jeszcze za dnia, wracamy już pod wieczór. Ja zachwycam się niemal każdym detalem architektury i magią świateł. Chyba kiedyś byłam ćmą. Zmęczeni ale zadowoleni wracamy „do domu”. Planowane pożegnanie miasta 8 rano dnia kolejnego. Wieczór to już same pożegnalne imprezy. Do wieczornych posiłków - tort. W Teatrium spotkanie z Kapitanem i I Oficerem. Oglądamy film pokazujący mostek kapitański i maszynownię. A dokładniej mostek maszynowy, gdzie jest 36000 różnych wskaźników ! O 3560 pasażerów dbało 900 członków załogi. Dbało naprawdę dobrze. Dlaczego ? A tu to chyba zadziałała forma "premiowania" załogi. Okazało się, że jeśli pasażer ma chęć dać napiwek komuś z obsługi to opuszczając statek ma taką okazję wrzucając coś do puszki. I to jest dzielone na załogę. Jeśli się pragnie dać imiennie napiwek, to do koperty z nazwiskiem napiwkobiorcy i do puszki. No to teraz wiemy czemu tak nadskakują. Poza tym wieczorem koncert fortepianowy i nieco songów. Podobno to program zastępczy, bo z uwagi na grypę artysty taka jest konieczność. Nam się podobało. I już tradycyjnie - jak nam się podoba to większości pasażerów nie bardzo. Bo jakże to tak słuchać jakiegoś Betowena czy innego Chopina ? Bez przyśpiewek piwno - bawarskich ?
Rano termin wypłynięcia jest kilkukrotnie przesuwany. Coś nie tak z silnikami. Ostatecznie ruszamy ok. 1300. Robię zdjęcia mijanych fragmentów miasta. Dopiero wtedy uświadamiam sobie jak ogromny jest to port i miasto. Jeszcze filmujemy jak pilotówka podchodzi do burty, przykleja się do statku i pilot spokojniutko przechodzi. By się odkleić to motorówka musi dać ostrego kopa. Prędkość 20 węzłów. Andrzej wytyczył trasę i denerwuje się, że inaczej płyniemy. Po dłuższej chwili namysłu zmienia trasę, chwilę jeszcze obserwuje po czym stwierdzeniem "no" oznaczającym pełne zadowolenie możemy iść sprawdzić czy mamy na coś ochotę w knajpie, zaliczyć ostatnie atrakcje, spakować się i ... to już koniec.
Organizacja powrotu statek - parking analogiczna . Można było zdecydować czy mają nasze walizki nam przetransportować ze statku na terminal ale to się nie opłacało, bo wtedy odebranie walizek z terminala od 11. A nam raczej się spieszy. Poza tym nie mamy dużego bagażu, jest na kółkach i w sumie to ledwie jakieś 100 m do przejścia. Podziwiam pomysłowość obsługi. Walizy w terminalu są ustawiane "pokładami" czyli tablica z numerem i rządek walizek. Łatwiej znaleźć swoją.
Generalnie organizacja doskonała. Przy mustrowaniu - odprawa jak na lotnisku z dodatkową atrakcją: każdemu zostaje zrobione zdjęcie oraz każdy dostaje plastik - kartę pokładową. Od tego momentu jest to podstawowy dokument pasażera. Obsługa sczytując go ma podobiznę użytkownika i jego dane. Tą kartą otwiera się drzwi kabiny, wtyka do urządzenia uruchamiającego elektrykę pokojową, płaci na pokładzie (na koniec rejsu należność jest regulowana tak jak to zostało zgłoszone przy podpisywaniu umowy). Każdorazowe zejście i wejście na statek - czytanie karty. I każdorazowe wejście na statek po zwiedzaniu miasta - kontrola lotniskowa.
Także każdego wieczora znajdowaliśmy przyczepioną do drzwi informację co i gdzie jest planowane kolejnego dnia. Kapitan rano i wieczorem informował poprzez interkom o pogodzie, trasie. Wszystkie komunikaty zawsze dwu języcznie. Niemiecki i angielski.
Na parkingu samochodowym kolejne małe miłe zaskoczenie - w samochodach czekają paczuszki z "prowiantem" na drogę: soczek, wafelek, coś tam jeszcze. To już inicjatywa firmy parkingowej. Samochód jest podstawiany, kluczyki przekazane, miłe życzenia szczęśliwej drogi. Cicho, szybko, sprawnie. Żegnamy mglisty Hamburg i nieco nam żal, że to już koniec. Czy nam się podobało ? Tak. Naprawdę odpoczęliśmy. Nareszcie ktoś nas obsługiwał, niczego nie musieliśmy, mieliśmy ochotę na prywatność - to mieliśmy przytulną kabinę, TV z programami różnymi oraz możliwością obserwowania na bieżąco burty prawej , burty lewej oraz widok z dziobu. Z tego ostatniego często korzystaliśmy, na zasadzie - zaraz TO będzie i wypad na balkon by TO zobaczyć. Jak dzieci . A pro po dzieci. Fakt, że dzieci mogły podróżować za darmo lub z bardzo dużymi zniżkami - było ich sporo. Były przestrzenie zorganizowane dla dzieci. Większość dzieciarni normalna i nikomu nie przeszkadzały. Było jednak kilka rodzin, które za burtę miałam ochotę wypier....ć. Bachory drące ryja non stop. Tak nauczone egzekwować swoje. Przemęczone na maxa, wybite z rytmu i podwójnie drące tego ryja. Młotom rodzicom do łba nie przyszło, że ciągnąc bachorki na koncert nie pozwalają im spać. Bachorek się drze, ludzie wkurwiają, rodzice udają głuchych wybiórczo. Potem bachorek niewyspany jest ciągnięty na śniadanie. Tam kaprysi i znowu ryja drze. Było to na tyle uciążliwe, że w końcu zaczęły się uwagi innych pasażerów.
Czy wybierzemy się ponownie ? Taki mamy plan. Może się uda. Ja przejrzę ofertę i zobaczymy. Generalnie to fajnie tak się oderwać od wszystkiego i być obsługiwanym. Wbrew pozorom całkiem niezły sposób na urlop dla takich jak my – zaganianych i w ostatnim roku praktycznie mijających się w biegu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Nie są to może jakieś super luksusy i nie ma tu gwiazd estrady ale bawić się można. W restauracjach ogromny wybór. Od pizzy, burgerów przez jakieś ostre potrawy po owoce morza. Kawa, herbata, wino białe i czerwone przy posiłkach popołudniowych, woda, pepsi itp - jest w cenie rejsu. Można iść do normalnej restauracji - ale to już odpłatnie. Dodatkowe napoje alkoholowe ( w tym piwo) podawane w barach - płatne.
Patrzenie na morze z perspektywy któregoś tam piętra daje nam wyobrażenie, że pływając nawet Oceanem - jesteśmy maleńcy. Nic dziwnego, że pasażerowie takich statków robią nam zdjęcia jak małpie w zoo. Dla nich musi to dopiero musi być czyste szaleństwo.
Załącznik:
bieżąca kontrola.jpg
bieżąca kontrola.jpg [ 77.59 KiB | Przeglądane 3775 razy ]

Załącznik:
deck 18 i pół.jpg
deck 18 i pół.jpg [ 65.08 KiB | Przeglądane 3775 razy ]

Załącznik:
Inna perspektywa.jpg
Inna perspektywa.jpg [ 66.25 KiB | Przeglądane 3775 razy ]

Załącznik:
Rotterdam.jpg
Rotterdam.jpg [ 113.65 KiB | Przeglądane 3775 razy ]

Załącznik:
Uroczy Hawr.jpg
Uroczy Hawr.jpg [ 99.69 KiB | Przeglądane 3775 razy ]

_________________
Jestem w tym wieku, że milczę gdy ktoś opowiada głupoty.
Szkoda mi czasu na walkę z idiotami.
Hania - Halina - Inka



Za ten post autor Hania otrzymał podziękowania - 5: Cape, Katzenjammer, Maar, Micubiszi, nauaag
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 96 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL