Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 19 kwi 2024, o 10:31




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 2 kwi 2009, o 21:47 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17300
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2168
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Kiedyś w miesięczniku "Żagle" ukazał się mój artykuł pod bliźniaczo podobnym tytułem jak temat tego posta:-)
Chodziło o to, żeby pokazać, że "rejsu życia" to się nie planuje, rejs taki się po prostu trafia!



Jesienią 2007 roku Stowarzyszenie Żeglarskie „Samoster” poszukiwało nowego lokalu w którym moglibyśmy organizować „samosterowne poniedziałki” - pogadanki i prelekcje o żeglarstwie.

Członkowie stowarzyszenia wizytowali pod kątem wynajmu sali warszawskie tawerny. Ja wraz z moją żoną Agatą - żeglującą nieżeglarką - pojechaliśmy do tawerny „Tuż za horyzontem”. Gdy weszliśmy do lokalu, okazało się, że właśnie zaczyna się „spicz” prowadzony przez nieznanego nam wówczas Henryka Wolskiego. Henryk opowiadał o planach wielkiego żeglarskiego przedsięwzięcia, okołoziemskiej wyprawy „Od Kopca do Góry Kościuszki” na przebudowanym i otaklowanym jako slup Riglu, jachcie Nashachata. Tak nas ujęła ta opowieść, że po kilku minutach słuchania - skądinąd - zupełnie nieznajomego faceta, spojrzeliśmy z Agatą na siebie i jednocześnie stwierdziliśmy - PŁYNIEMY Z NIM.

Po spotkaniu, gdy podeszliśmy do Henryka chcąc zapisać się na któryś z etapów wyprawy, okazało się, że możemy zapomnieć o europejskich etapach rejsu. Henryk będzie prowadził Nashąchatę dopiero z Buenos Aires. Zanim zdążyłem pomyśleć ile może kosztować przelot do Ameryki Południowej i... zrezygnować, Agata już podała nasze adresy mailowe i widząc w moich oczach dezaprobatę, z uśmiechem na ustach stwierdziła „Przecież od zawsze chcieliśmy zrobić Horn”.

Z Rudą - tak Agatę nazywam ja i przyjaciele - pływamy od ponad 20 lat, ale w tym czasie Ruda rumpel czy koło sterowe trzymała w dłoniach trzy, może cztery razy. Uwielbia żeglowanie w roli najbardziej niewykwalifikowanego członka załogi - obserwatora i deckhanda. Martwiłem się czy da sobie radę w ryczących czterdziestkach i zawodzących pięćdziesiątkach - życie pokazało, że martwiłem się zupełnie niepotrzebnie.

Po ponad roku od tego przypadkowego spotkania z Henrykiem, 9 października 2008, zjawiliśmy się na zacumowanym w Yachtclub Argentino, w samym centrum Buenos Aires jachcie.
Po trwającej prawie trzy dni przedrejsowej krzątaninie, 11 października wyszliśmy na szerokie, brunatne, mętne i niezwykle zanieczyszczone pływającymi drobnymi śmieciami wody La Platy. Tu mała dygresja - w Argentynie obowiązują bardzo biurokratyczne procedury związane z wyjściem jachtu w morze. Formalności załatwia się w straży ochrony wybrzeża, nazywającej się Prefectura Naval Argentina. Na mnie jako na I-szym oficerze ciążył ten przykry biurokratyczny obowiązek. W Buenos Aires spędziłem kilka godzin na bezskutecznym krążeniu po różnych pokojach w różnych jednostkach Prefectury starając się załatwić „odprawę”.
Teraz posiadając nabytą w czasie rejsu wiedzę, wiem, że w ostatnim odwiedzonym pokoju zostałem po prostu zbyty przez delektującego się yerba mate oficera. Powiedział mi, że skoro następnym portem jest port argentyński, to nie musimy niczego zgłaszać. O mały włos w następnym porcie, za brak zgłoszenia zapłacilibyśmy karę - musieliśmy się nieźle tłumaczyć.

Sztormowy wiaterek wiejący pod leniwy prąd La Platy powodował powstawanie stromej „bałtyckiej” fali i znacznie przyspieszył aklimatyzację. Już w drugiej dobie rejsu do stołu siadali wszyscy a w międzyczasie sztormowy wiaterek zamienił się w całkiem niezły sztormowy wicher, który wiejąc z szybkością 45 węzłów, wyrwał nam ponad metr rogu szotowego solidnie szytej genui.

Rejs był zaplanowany tak, że popłyniemy śladami Magellana odwiedzając miejsca opisane w relacjach z jego podróży. Porwany żagiel zmusił nas do zawinięcia, do nieplanowanego Mar del Plata. W porcie okazało się, że na miejscu nie ma żaglomistrza a najbliższy jest w Buenos Aires czyli 5 dób jachtem lub 450 km samochodem. Szczęściem w nieszczęściu mieszkający w Argentynie Polak, Janusz Ptak, pomagający wielu polskim załogom pasjonat żeglarstwa pomógł i nam. Żagiel wysłaliśmy autobusem do Buenos, Janusz go odebrał, zawiózł do żaglomistrza a następnie także przesyłką konduktorską, odesłał do leżącego u nasady półwyspu Valdes, miasta Puerto Madrin, naszego następnego planowanego portu.
Od momentu wyjścia na ocean, towarzyszyły nam delfiny. Po zbliżeniu się do półwyspu miejsce delfinów zajęły olbrzymie walenie. Obydwie zatoki półwyspu Valdes, północna Golfo San Jose i południowa Golfo Nuevo są akwenami, na których te wielkie ssaki odbywają gody. Gdy staliśmy już zacumowani w Puerto Madrin wciąż w zasięgu wzroku było minimum pięć par wielorybów.

Opóźnienia spowodowane silnymi bajdewindowymi wiatrami i problemem z żaglem spowodowały, że postanowiliśmy odprawić się granicznie i płynąć bezpośrednio do leżącego w Cieśninie Magellana, chilijskiego Punta Arenas. W czasie kolejnej biurokratycznej gehenny jaką była odprawa graniczna połączona z odprawą jachtu przed wyjściem w morze kapitan otrzymał do podpisania oświadczenie, że został poinformowany o bezwzględnej konieczności prowadzenia nasłuchu na kanale 16 VHF oraz o obowiązku meldowania do Prefectury naszej pozycji co sześć godzin.
Te „urzędnicze czary” przypomniały nam dawne odprawy jachtów dokonywane przez bosmanów w polskich portach. Żartowaliśmy, że za chwilę dzielni argentyńscy biurokraci poproszą nas o pokazanie klauzuli na pływania morskie.

Wypoczęci, w doskonałych humorach wyszliśmy wieczorem w morze. Wiatr zmienił kierunek na bardziej korzystny. Popychani rześką „ósemką” szybko kroiliśmy mile oczekując momentu przekroczenia pięćdziesiątego równoleżnika. Szykowaliśmy się na toast i w ogóle miało być miło i przyjemnie. Gdy wartość latitude na GPS’ie osiągnęła 49º58’S przyszedł szkwał o sile 65 węzłów i... został z nami na ponad dwie doby.
Ryczące czterdziestki nie chciały nas wypuścić ze swoich objęć. Początkowe, zachodnie 10ºB wygnało nas daleko od brzegu i zmieniło się w SW-11 (później S-10) i zmusiło do położenia się na bardzo nam nieodpowiadający kurs w kierunku ujścia La Platy.

Gdy się wywiało byliśmy na szerokości 43S. Na szczęście po wichurze nie nastała flauta i „już” w ósmej dobie po opuszczeniu Puerto Madrin, wieczorem 27 października, 488 lat i 5 dni po sławetnym Kapitanie, zaoczyliśmy ląd nazwany przez Magellana Przylądkiem 11 tysięcy Dziewic (obecnie Cabo Virgenes).
Cieśnina Magellana nie zaskoczyła nas - wiało tak jak jest napisane w locji - silnie i z zachodu, natomiast fala była zdecydowanie mniejsza niż na oceanie, więc mogliśmy pomagać sobie silnikiem.
Spod dna Cieśniny wydobywany jest gaz i ropa naftowa. Stojące tam platformy wiertnicze znacząco odbiegają wyglądem od tych znanych z Morza Północnego. Są mniejsze, bardziej filigranowe i... często nieoświetlone.
Wypatrując platform, promów pływających pomiędzy brzegami i innych statków weszliśmy w pierwsze przewężenie cieśniny - Pimera Angostura. Sprzyjający prąd spowodował, że ten odcinek pokonaliśmy z szybkością 12 węzłów. Kolejne zwężenie - Segunda Angostura, pokonywaliśmy w czasie gdy prąd znacznie osłabł. Płynąc wciąż na tych samych obrotach silnika uzyskiwaliśmy szybkość 3 węzły.
Wczesnym rankiem minęliśmy zamieszkałą przez tysiące pingwinów Wyspę Magdaleny a w południe zacumowaliśmy w Punta Arenas. Na kei czekało na nas dwóch niemieckich członków załogi, którym sprawy służbowe pokrzyżowały plany i nie pozwoliły płynąć z Buenos Aires.

W Chile sprawy „żeglarskiej papierkologii” załatwia się dużo sprawniej niż w Argentynie. Po pierwsze dlatego, że więcej ludzi mówi po angielsku a po wtóre dlatego, że nie załatwia się ich w „jednostce wojskowej” w której nikt nic nie wie.
Pierwszy napotkany w porcie rybak skierował mnie do Policia de Investigaciones, czyli policji dochodzeniowej, która w Chile zajmuje się sprawami immigration.
Sympatyczny i co najważniejsze mówiący po angielsku policjant zajął się paszportami załogi a jego asystentka zadzwoniła do wszystkich urzędów, które muszą uczestniczyć w odprawie wejściowej jachtu. W Chile, oprócz funkcjonariusza Policia de Investigaciones na jacht muszą przybyć urzędnicy: urzędu morskiego, ministerstwa rolnictwa, ministerstwa zdrowia oraz oczywiście służb celnych.
Zaraz po moim powrocie na jacht, na Nashejchacie zrobiło się tłoczno od urzędników. Każdy z nich coś chciał - jeden ubezpieczenie, inny certyfikat radiooperatora a jeszcze inny domagał się pokazania wszystkich warzyw i owoców jakie posiadamy. Nasi goście zostawili nam stos zaświadczeń, ale w tym urzędniczym harmiderze zaginął lub nie został wypisany jeden bardzo ważny dokument - zaświadczenie o odbyciu kontroli celnej. Brak tego „kwitka” zaowocował później problemami i zatrzymaniem jachtu w Puerto Williams.

Następnego dnia oddaliśmy cumy i dla naszej, powiększonej, polsko-australijsko-niemieckiej załogi zaczął się nowy etap rejsu - zwiedzanie kanałów Patagonii i próba opłynięcia Przylądka Nieprzejednanego.
Kierując się na południe a następnie na zachód, wieczorem tego samego dnia, minęliśmy przylądek Froward - południowy skraj kontynentu amerykańskiego. Oczywiście uczciliśmy to wydarzenie toastem i płynąc dalej na zachód pod tężejące 7ºB z trudem osiągnęliśmy wejście do Canal Pedro. Krótko przed północą rzuciliśmy kotwicę w wąziutkiej zatoce i cieszyliśmy się na spokojną noc. Już wypiliśmy herbatę, gdy zameldowano, że kotwica w dzikich podmuchach Wiliwaw nie trzyma. Było bardzo mało miejsca na manewry. Po kilku próbach Henryk zdecydował, że wychodzimy na zewnątrz. Wprawdzie w podmuchach siła wiatru dochodziła do 9, ale nie groził nam ląd. Przez całą noc chodziliśmy na silniku w tą i powrotem. Strach było iść po ciemku poprzez zwężający się kanał, w którym głębokość malała do 4 metrów, a locja ostrzegała przed prądem dochodzącym do 8 węzłów. Gdy zrobiło się wystarczająco jasno, przeszliśmy zwężkę zwaną Paso O’Ryan. Warunki panujące w tym wąskim przejściu przypominają nieco Szkocką Pantland Firth w skali 1:100. Silne wiry, bystrza i kotłująca się pod kilem woda nie nastrajają relaksacyjnie a skaliste brzegi i wystające spod powierzchni wody ostre granitowe głazy potrafią wzbudzić trwogę nawet u bardzo doświadczonego nawigatora.

Po przejściu Paso O’Ryan wyszliśmy na szerokie wody Kanału Cockburn, który w pewnym miejscu wychodzi na otwarty Pacyfik. Próbowaliśmy przebić się na ocean pod wiatr na silniku. Nie było to nam jednak dane, fale i wiatr były mocniejsze, musieliśmy się poddać i zawrócić. Schronienie znaleźliśmy w zacisznej zatoczce o nazwie Puerto King. Stojąc tam na cumach wywiezionych na brzeg zupełnie nie odczuwaliśmy furii żywiołu szalejącego na zewnątrz. Na jachcie zapanowała sielska atmosfera - piękny widok na góry i spływający do wody lodowiec, wiosenna zieleń drzew porastających strome zbocza, doskonałe chilijskie wino i kraby podarowane nam przez napotkanych rybaków spowodowały, że prawie zapomnieliśmy, że jesteśmy na niegościnnym końcu świata. Postanowiliśmy zostać w Puerto King dłużej i być może faktycznie byśmy tam zostali na dwa, trzy dni gdyby nie prognoza przysłana z Polski. Zaczynała się od słów „Straszne! Niż za niżem” a następnie następowała wyliczanka siły i kierunku wiatru. Wynikało z niej, że na Wszystkich Świętych pojawi się okienko pogodowe i wiatr zdechnie do „ósemki”.

Na następny dzień opuściliśmy przytulną zatoczkę i poprzez Paso Pratt przebiliśmy się na Pacyfik. Prognoza sprawdziła się częściowo - kierunki się zgadzały, ale obiecana „ósemka” okazała się dobrze wypasioną „dziesiątką”.
Niesieni północno-zachodnim wiatrem, na samym sztormowym foku zrobiliśmy w ciągu doby 175 mil. Były to najcięższe godziny tego rejsu. Choć wiatr był słabszy niż podczas sztormu na Atlantyku, to jednak utrzymanie kursu w fordewindzie wymagało od sternika wielkiego wysiłku. Ogromne fale załamujące się za rufą i spadające co kilka chwil na nasze plecy i głowy potęgowały zmęczenie.
Wyczerpani ale szczęśliwi 1 listopada o 2050 (UTC-3) mając Przylądek Horn na lewym trawersie, minęliśmy południk 067º15,5W, stanowiący umowną granicę pomiędzy Oceanem Spokojnym a Atlantyckim. Niestety nie było najmniejszej możliwości, żeby w warunkach, jakie wówczas panowały na styku dwóch oceanów rzucić kotwicę lub zacumować do boi u brzegu Isla Hornos.

Horn zostawiliśmy za rufą i popłynęliśmy do Puerto Williams. Doba w tej maleńkiej osadzie to aż za dużo. W południe następnego dnia poprosiliśmy o odprawę graniczną - wracamy do Argentyny, następny port Ushuaia.
W czasie odprawy, urzędniczka zajmująca się sprawami celnymi zainteresowała się brakiem jakiegoś - do dziś nie jestem pewien jakiego - dokumentu. Na nic zdały się nasze angielsko-hiszpańskie tłumaczenia, że w poprzednim porcie, w Punta Arenas wszystko załatwiliśmy i najprawdopodobniej dokument ten został przez pomyłkę zabrany przez jej kolegów. Urzędniczka stwierdziła, że jesteśmy nielegalnie i... nie możemy opuścić Chile. Kazała czekać i nazajutrz wyjaśnić sprawę w urzędzie gubernatora. Wizyta w bardzo-ważnym-urzędzie nie przyniosła skutku. Chilijskie władze w dalszym ciągu nie wiedziały co z nami zrobić. Minął dzień bezsensownego czekania a my nie byliśmy ani o krok bliżej rozwiązania problemu. Kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła - wizyta w urzędzie gubernatora, u celników, w kapitanacie. Wszędzie słyszeliśmy quizás mañana być może jutro. Zdawaliśmy sobie sprawę, że stanowimy problem dla lokalnych władz mających ręce związane koniecznością stosowania biurokratycznych procedur. W końcu, trzeciego dnia przymusowego postoju, późnym wieczorem na 16 kanale usłyszeliśmy całkiem znośną angielszczyzną: „Nasiaczata, Nasiaczata, Nasiaczata. Jeśli chcecie to możecie płynąć do Argentyny” co też natychmiast uczyniliśmy.

Walcząc z wiejącym prosto w dziób silnym wiatrem, całą noc, na silniku pokonywaliśmy 30 milowy odcinek dzielący nas od Ushuaia. Rano podaliśmy cumy i... zakończyliśmy naszą południowoamerykańską żeglarską przygodę.




W przeciwieństwie do "papierowego" wydania, tu na forum mogę jakieś niejasności wynikające z mojej "ciężkiej ręki" wyjaśnić tudzież na pytania odpowiedzieć
:-)

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Ostatnio edytowano 3 kwi 2009, o 07:01 przez Maar, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 2 kwi 2009, o 22:40 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 mar 2008, o 13:58
Posty: 283
Podziękował : 2
Otrzymał podziękowań: 2
Uprawnienia żeglarskie: JSM
Nic tylko pozazdrościć :) Tych problemów z urzędnikami też, przynajmniej jest co opowiadać, a opowieść robi wrażenie, a co najciekawsze czytając ją sam moment przejścia przez Horn wydaje sie błahostką ;)
Co do fotek, Genie wam porwało zawodowo :P a na 3ciej fotce, platformy to te punkciki na horyzoncie?

_________________
"Na świecie nie ma nic bardziej giętkiego ani delikatnego niż woda;
a jednak nie ma też niczego, co przewyższa ją twardością i siłą"
Lao-tse, chiński mistrz tao


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 3 kwi 2009, o 06:57 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17300
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2168
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Mirko napisał(a):
a na 3ciej fotce, platformy to te punkciki na horyzoncie?

Tak. Jak gdzieś powrzucam fotki, to zobaczysz, że one (te platformy :-) ) nawet z bliska są "punkcikami".
W przeciwieństwie do platform z Północnego, nikt na nich nie mieszka i nie pracuje - są w pełni samoobsługowe i poprzez swoją "kratownicową filigranowość" sprawiają zrażenie, że zaraz się rozlecą :-)
Problemem jest, że ich naprawdę nie widać.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 3 kwi 2009, o 07:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 8 paź 2008, o 20:15
Posty: 7584
Lokalizacja: Poznań
Podziękował : 452
Otrzymał podziękowań: 942
Uprawnienia żeglarskie: wystarczające
Maar napisał(a):
Z Rudą - tak Agatę nazywam ja i przyjaciele - pływamy od ponad 20 lat, ale w tym czasie Ruda rumpel czy koło sterowe trzymała w dłoniach trzy, może cztery razy. Uwielbia żeglowanie w roli najbardziej niewykwalifikowanego członka załogi - obserwatora i deckhanda

Coś w tym jest. Moja żona, z którą odbyłem prawie wszystkie rejsy, podchodzi do tematu identycznie.

_________________
Żeglarstwo polega na tym, że pływając całe życie i będąc starym i schorowanym człowiekiem, nigdzie nie dopłynąć.
Krzysztof Chałupczak


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 3 kwi 2009, o 11:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 mar 2009, o 14:11
Posty: 1340
Lokalizacja: Płock
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 22
Uprawnienia żeglarskie: jsm
ależ to musiała być mordęga !!??

Czy taka pogoda sztormowa przez tyle dni - nie powoduje u załogi ogólnego zniechęcenia, chęci wysiadki na ląd, deprechy, mania dość ;) ?

_________________
Pozdrawiam
Tomek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 3 kwi 2009, o 17:58 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17300
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2168
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
banan70 napisał(a):
Czy taka pogoda sztormowa przez tyle dni - nie powoduje u załogi ogólnego zniechęcenia

Ja to zauważyłem wręcz odwrotną prawidłowość. Ciężkie warunki powodują, że ludzie potrafią się cieszyć z bardzo, bardzo małych rzeczy, niewielkich zmian ku lepszemu czy wręcz z tego, że potrafili przewalczyć zniechęcenie.

banan70 napisał(a):
chęci wysiadki na ląd

A z socjalizmu to mogłeś zrezygnować i wysiąść? :-)

banan70 napisał(a):
mania dość

Każdy schodzący po wachcie mówi "mam dość", a za kilka godzin i tak wyłazi na górę.

A tak całkiem na poważnie - trudne warunki mają wiele zalet. Człowiek odkrywa wówczas w sobie i w otoczeniu rzeczy o których nigdy mu się nie śniło.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 3 kwi 2009, o 20:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 9 mar 2009, o 14:11
Posty: 1340
Lokalizacja: Płock
Podziękował : 66
Otrzymał podziękowań: 22
Uprawnienia żeglarskie: jsm
Maar napisał(a):
Człowiek odkrywa wówczas w sobie i w otoczeniu rzeczy o których nigdy mu się nie śniło.

... na przykład ?

Bardzo ciekawią mnie stosunki, zachowania ludzi na takim małym metrażu, gdzie nie można się na kogoś obrazić i wysiąść, lub oddalić się od namiotu po pobliskiego dęba i pomilczeć. Ciasno, mokro, zimno, buja, każdy każdego trąca, stuka , popycha ... itp itd.
Z mojego małego doświadczenia wiem, że na łódce troszkę się poznaje ludzi. Póki jest to dzień, dwa, kilka dni to każdy trzyma fason, dłużej - wszytko wyłazi jak to ktoś tu napisał juz na forum.

Jak to jest, co wtedy robi prowadzący rejs, jak występuje jakiś konflikt między dwiema , trzema osobami, bo coś ktoś do kogoś coś ma ... trudna sytuacja a płynąć i trzymać wachtę trzeba. Przecież do kąta za to się nie pójdzie.
----------------------------------------------------------------
Jeśli chciałbyś dalej pociągnąć ten temat to proszę tutaj : http://www.zegluj.net/forum_zeglarskie/ ... 8926#18926

_________________
Pozdrawiam
Tomek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 9 kwi 2009, o 06:41 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 20 cze 2005, o 07:24
Posty: 2631
Lokalizacja: Lublin
Podziękował : 275
Otrzymał podziękowań: 261
Uprawnienia żeglarskie: kpt.j.
Qrcze - a ja narzekałem na ukraińskich celników. :roll:

_________________
Stopy wody pod tym, no, kilem!

Biały Wieloryb czyli...
(Marek Popiel)

http://whale.kompas.net.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 8 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 103 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL