Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 24 kwi 2024, o 20:44




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 24 maja 2009, o 22:15 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17304
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2170
Otrzymał podziękowań: 3592
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Miałem dziś chęć napisać na forum kilka słów o Pentland Firth, szukałem jakichś materiałów w internecie i wpadł mi w oko, napisany i wysłany w 2006 na pl.rec.zeglarstwo
artykuł mojego kolegi, Maćka Sobolewskiego.
Ponieważ Maciek na pytanie "Czy mogę wrzucić na zegluj.net?" odpowiedział "Zrób to na chwałę destylarni" - to go tu wklejam, bo mi się bardzo podoba.
O Pentlandzie napiszę kiedyś indziej :-)



*** Maciek Sobolewski, 2006 ***

Jakoś tak wyszło, że ten rok upływa pod znakiem Szkocji. Jachtów z Polski się nazjeżdżało co niemiara: Andrzej Pochodaj ujeżdża Śmiałego, Bogdan Łojowski Roztoczem kółko zrobił, o Copernicusie właśnie Bartek napisał, Warszawska Nike parę dni temu Pentland Firth przeszła. Pogoria z Gedanią też gdzieś o Szkocję przychaczą. Niby tłoczno. Ale na szczęście miejsca dość. I jest się gdzie zaszyć, by człowieka nie znaleźli :).

Mnie już tam ze 2 lata nie było, a miejsc do zobaczenia nadal dużo pozostało. A i przyjaciele na odwiedziny czekali.

Tak więc na okręt wybrałem s/y Hoorn. Niestety, w majowo - czerwcowym podejściu nie wyszło. Remont przedłużył się ponad miarę, a po próbnym kółku na Bornholm trza było statek z powrotem na stocznię postawić.

Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Prawie 2 miesiące później Hoorn w sobotni (22.07.06) bardzo mglisty wieczór przybił do pomostu w porcie Granton w Edynburgu. Planowo tym razem.

Gościny udzielił nam Royal Forth Yacht Club. Jest to jedna z 2 marin w Edynburgu. Pojedynczy ponton przy środkowym pirsie umożliwa cumowanie jednostek o zanurzeniu do 2m. Miejsca jest dla kilkunastu jachtów. Wprawdzie Hoorn przekraczał swoim zanurzeniem minimalnie parametry prawie dwustuletniego portu, jednak wejście jest możliwe przy wysokiej wodzie, a delikatne zagrzebanie kilu w mule podczas odpływu nikomu nie przeszkadzało. Tubylcy traktują to jako normalną praktykę. Zresztą pozostała część portu jest obecnie osuchowa. Jachty klubowiczów układają się więc w czasie odpływu malowniczo na burcie.

Do niedzielnego poranka zjechała cała załoga: Jurek (Pan Pierwszy), Wacek (Chief engineer officer :-))) i Marcin, kadet. Załoga nieliczna, ale jak się później okazało, zupełnie wystarczająca.

Po niedzielnym przygotowaniu jachtu do 3 tygodni włóczęgi wokół Szkocji ruszyliśmy do Wick. Chcieliśmy spotkać się z załogą Roztocza, które akurat przymierzało się do przepłynięcia Pentlandu. Ze względu na słabe wiatry, ze spotkania nic nie wyszło, niestety. Tak czy siak, 25.07.06 staliśmy w Wick, niedaleko Old Pulteney Distillery. Ponieważ na następny dzień wypadało nam przejście Pentland Firth, na zwiedzanie i testy produktów czasu nie starczyło. Po małym spacerze, wykonaliśmy ponowne obliczenia dla przejścia Pentladu. Wypadło nam akurat w syzygii. Prognozy były w miarę korzystne. Nie zapowiadano wiatru z W. Inne kombinacje były możliwe:). Tak więc była szansa, by nie dołączyć do listy statków, którym nie wyszło...

Wyruszyliśmy po 0200, by przy Duncansby Head być niecałe 2 godziny przed końcem prądu zachodniego. Strategia, by Duncansby Race minąć szerokim łukiem, nie na wiele się zdała. Nagle morze się zagotowało, fale zaczęły bulgotać ze wszystkich stron. Wiry były wystarczające, by 12 ton Hoorna obracać w dowolną stronę. Ponieważ wiatru nie było prawie wcale, przelecieliśmy przez to zjawisko na silniku popychani zresztą gasnącym już, sześciowęzłowym prądem. Do Inner Sound wpdliśmy więc troszkę za wcześnie. Tam, gdzie prąd powinnien słabnąć, nadal twardo było 6w. Gdzieś w połowie Stromy trzeba było jednak poczekać, by nie władować się w przybój Merry men of Mey. Przy Men of Mey rocks byliśmy już bez niespodzianek. Akurat przybuj się wypłaszczył i w tym razem już naprawdę gasnącym prądzie dopłynęliśmy do Dunnet Head. By było bardziej malowniczo, przyroda zafundowała nam deszczyk i burzę z piorunami :). Na wyściu z cieśniny, przy Dunnet Head właśnie, prąd dosyć szybko zmienił się na wschodni. By nie dać się wepchnąć z powrotem, powolutku przepłynęliśmy pod samym klifem. Teraz pozosało poczekać 6 godzin na kolejną zmianę kierunku prądu. Wszyscy zabrali się za błogie lenistwo. Wieczorem byliśmy już w Stromness, sprawdzając, czy duch Scapa nie zaginął w Scapa.

W ciągu najbliższych dwóch dni udało się nam zorganizować z pomocą tubylców małą wycieczkę po wyspie. Z mnóstwa atrakcji i ciekawych miejsc trzeba było wybierać, by zmieścić się w ciągu paru godzin. Tym razem pojechaliśmy zobaczyć Bariery Churchilla, wybudowane po ataku U47 na bazę w Scapa Flow. Swoją drogą, od strony nawigacyjnej przeprowadzenie okrętu podwodnego przez Kirk Sound (teoretycznie 2 kable szerokości między wyspami, w praktyce 13m, bo przejście zagradzały zatopione wraki) do prostych czynności raczej nie należało.

Tuż obok Kirk Sound w czasie wojny znajdował się obóz włoskich żołnierzy, którym udało się wydostać z faszystowskich Włoch. Włosi postanowili wybudować kaplicę. Stosując proste, dostępne wówczas materiały, wybudowali prawdziwą perełkę wśród wrzosowisk.

Wracając, przejeżdżaliśmy obok znacznie starszego obiektu, użytkowanego do tej pory. Destylarnia Higland Park produkuje znamienite malty, klasyfikowane razem ze Scapa jako whisky z Wysp. Jadąc dalej, cofaliśmy się coraz bardziej w przeszłość. Najpierw katedra w Kirkwall, a później znaaacznie starsze kamienne kręgi: Standing Stones o'Stenness i Ring of Brodgar.

W sobotni poranek trzeba było ruszać dalej. Do następnego punktu było prawie 200 mil otwartego Atlantyku. Wyspa (a właściwie malutki archipelag) St. Kilda leży około 40Mm na zachód od Hebrydów Zewnętrznych. Prognozy meteo zachęcały do pojedynczego, szybkiego przeskoku. I był szybki, niestety tylko do połowy trasy. Po minięciu Cape Wrat radio zaczęło nadawać kolejne ostrzeżenia sztormowe. Niż, który się dawno powinien wypełnić, oparł się o zachodnią Irlandię i ani myślał zdychać. Wiaterek dosyć szybko rozwinął się do SSE5-6 i zaczął tężeć. By nie dać się zwiać gdzieś na Północny Atlantyk, należało dość szybko się schować. A portów w tym rejonie raczej niewiele. Owszem, niewielkich zatoczek dla łodzi rybackich z małymi pirsami troszkę jest. Jednak Hoorn przy nich to wielki oceaniczny krążownik. Do wyboru więc było tylko Storneway na Lewis, albo kotwicowiska, których też niewiele. Do Storneway było nam jakby nie po drodze, do tego pod silny wiatr. Padło więc na zatokę Broad Bay (lub w tubylczym narzeczu Loch a Tuath) na północ od portu. Locja podawała, że przy wiatrach S jest to doskonałe kotwicowisko. Zresztą potwierdziła to obecność okrętu Coastgard, który również się w tym miejscu schronił przed sztormem. Na kotwicy staliśmy 1.5 doby. Dopiero następnego dnia wiatr zaczął zmieniać kierunek, słabnąc na kilka chwil. Akurat, by zwiać z zatoki i nie dać się przycisnąć do brzegu. Po opłynięciu północnego cypla Lewis wiaterek znowu zaczął się rozkręcać. Tym razem jednak ze znacznie korzystniejszego kierunku. 5-6 z NW w tym wypadku nam nie przeszkadzało. A zapewniło szybką żeglugę, mimo dosyć znacznego rozkołysu oceanu.

Po kolejnej dobie dotarliśmy do Celu Wyprawy: St Kilda wyłoniła się z mgły. Wyspa zamieszkała jest co najmniej od 4 tysięcy lat. Z bardzo niewielkimi przerwami. Obecnie ma 2 zarządców: Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii oraz National Trust for Scotland. Ze względu na obecność wojskowej (a właściwie już tylko personelu cywilnego - jak wynika z oficjalnej wersji) bazy radarowej, unikalne zabytki archeologiczne oraz największe na Pn. Atlantyku siedlisko ptaków morskich, na lądowanie na wyspie (pontonem, bo portu brak) należy mieć stosowną zgodę. Przed samym lądowaniem sprawę należy potwierdzić u strażnika wyspy (tak należy wołać przez radio: Kilda Warder).

Kotwicowisko znajduje się w Village Bay. Doskonale osłonięte przed zafalowaniem z zachodu i północy. Jednak przy wiatrach z tych kierunków narażone na niezwykle silne wiatry spadowe. Wydawało by się, że kilkusetmetrowe szczyty osłaniające zatokę będą wystarczającą ochroną przed wiatrem. Jednak ukształtowanie terenu powoduje powstawanie kilkunastosekundowych szkwałów o wielkiej sile. Pierwsze próby kotwiczenia nie na wiele się zdały. Zmienne prądy połączone z wiatrami spadowymi miotały Hoorna we wszystkie strony. Dopiero 40kg kotwicy patentowej i 30m łańcucha (przy głębokości 6-8m) zapewniło bezpieczny postój.

Rano czekał już na nas strażnik (a właściwie strażniczka). Szybki instruktaż, jak chodzić po wyspie, by wojsku nie wleźć w szkodę, jak nie uszkodzić starożytnych śladów bytności człowieka, jak nie narazić na szwank miejscowego ptactwa i owiec (bardziej do kóz podobnych :). Eksploracja zaczęła się od kościółka i klasy szkolnej z początku XIXw. Poźniej wyruszyliśmy na klify i szczyt Glean Mor (430m npm). Wulkaniczna wyspa urzekła nas swą surowością. Na klifach kłębiły się nieprzeliczone ilości fulmarów. Nad pokrytym wrzosem szczytem Glean Mor krążyło natomiast kilka wydrzyków wielkich (the great skua). Jedno z ptaszysk chciało nam dać wyraźnie do zrozumienia, że ono tu mieszka. I nas wcale nie zapraszało. Przyjęło taktykę nalotów na tyły przeciwnika. 1.5kg wrzeszczącego tuż nad głową pierza, dzioba i pazurów nie wyglądało zbyt zachęcająco. Na szczęście niewielka korekta trasy naszej wędrówki uspokoiła rozeźloną pticę. 5 godzin wędrówki pozwoliło nam obejrzeć najciekawsze miejsca wyspy. 3 aparaty aż się grzały w trakcie wędrówki, a kolejne rolki filmu znikały w plecaku.

W końcu trzeba było wracać na okręt. Droga powrotna do Edynburga zapowiadała się równie ciekawie. A do przepłynięcia było jeszcze ponad 500Mm.

Do Port Ellen na Islay dopłynęliśmy po 2 dniach przelotu na silniku. Maleńkie miasteczko dorobiło się ostatnio mariny, nie trzeba więc było ponownie przygotowywać pontonu. Popołudnie i wieczór upłynęły na degustacji miejscowych produktów. 9 destylarni produkuje najlepsze whisky w tej części Świata. W samym miasteczku destylarnia Port Ellen tworzy przede wszystkim blendy dla innych dostawców. Natomiast pozostałe (Ardbeg, Bowmore, Bruichladdich, Bunnahabhainn, Coal Ila, Kilchoman, Lagavulin, Laphroaig) produkują najbardziej charakterystyczny napitek, pachnący ostro torfem, a jednocześni zawierający nutkę owoców wszelakich.

Następnego ranka gnaliśmy już prze Sund of Islay niesieni kilkuwęzłowym prądem. Kolejne destylarnie wyłaniały się z zatoczek. Tym razem nie było już czasu na zwiedzanie. Następny przystanek był wyznaczony w Fort William.

W słabnącym wietrze dopłynęliśmy w okolice Gulf od Corryvreckan oraz Great Race, miejsca znanego z niezwykle silnych zjawisk związanych z pływami. Miejscowi wierzą wręcz, że jest to siedlisko czarownic i smoków. Ominęliśmy wprawdzie wszelkie przyboje i wirówki, bezpiecznie wchodząc na Firth of Lorn, jednak chyba czarownice z Corryvreckan zdołały na nas nasłać jakiś zły urok. Kiedy wiatr już zupełnie osłabł, a my posuwaliśmy się niesieni przez słaby prąd, okazało się, że nie mamy napędu. Silnik hydrauliczny odmówił współpracy. Na podstawie objawów stwierdziliśmy, że brak w układzie oleju hydraulicznego. Coś się rozszczelniło. Po szybkich konsultacjach z producentem silnika, dolaliśmy do układu oleju silnikowego przygotowanego na wymianę i powolutku zaczęliśmy płynąć do Obanu, najbliższego portu dla nas dostępnego. O tym, że przeciek faktycznie istnieje, przekonaliśmy się na 2Mm przed portem, gdy napędu ponownie zabrakło. Na szczęści do kotwicowiska było już niedaleko.

Poranna wyprawa pontonem do mariny okazała się pełnym sukcesem. W marinie na wyspie Kerrera (naprzeciwko samego Obanu), mimo niedzieli, udało się kupić w bardzo dobrej cenie zarówno beczkę oleju hudraulicznego (bo do napełnienia układu potrzeba było aż 60l) jak i oleju smarnego do silnika. Po znalezieniu rozszczelnionego przewodu i jego naprawie można było ponownie wlać olej. Napęd mechaniczny był znowu sprawny. A właśnie zaczynał być bardzo potrzebny. Zbliżał się wszak ostatni ważny punkt wycieczki: Kanał Kaledoński.

30Mm Loch Linnhe udało się przejść jednak na żaglach. Sceneria coraz wyższych gór dawała przedsmak tego, co zobaczymy w Kanale Kaledońskim. Uskok tektoniczny Great Glenn przecina Szkocję na pół. Płynie się po między ponad 1000m szczytami. Późnym wieczorem przybiliśmy do pomostu śluzy morskiej w Fort William: Corpach. Następne 2.5 dnia upłynęło pod szyldem pływania "w góry" i "z gór" :-).

Emocjonujące okazało się jeszcze wyjście ze śluzy morskiej w Inverness. Dosyć żwawy wiaterek (taka wypasiona trójeczka :) wiał dokładnie w kierunku śluzy. Tak więc po otworzeniu wrót od strony morskiej do środka zaczęła wpływać dosyć duża fala. Natomiast w samych główkach zrobiła się mała kipiel. Na szczęście napęd mechaniczny Hoorna był wystarczająco sprawny, by się wydostać na otwartą wodę.

Pozostało nam 220Mm do Granton. Początkowo wzdłuż regionu Speyside, gdzie funkcjonuje ponad 50 destylarni. Czas rejsu kończył się nieubłaganie, pozostawało 2.5 doby na dotarcie do Edynburga. Tym czasem meteo wspominało coś o NW podmuchach o sile 8. Później już komunikaty regularnie przez 1.5doby mówiły o sztormie 8 z NW. Na szczęści dla Hoorna nie był to szczególnie ciężkie warunki. Baksztagowy wiatr, mocno zredukowana genua i można było mknąć do domu. Zafalowanie wprawdzie na podejściu do Moray Firth nie było zbyt przyjemne; pojedyncze fale sięgały gdzieś do salingów, ale żegluga była szybka. Po zwrocie na południe płynęliśmy parę mil od brzegu, więc silny wiatr popychał jacht, a zafalowanie nie przekraczało 2m. Kiedy wchodziliśmy do Firth of Forth, po sztormie nie było śladu. Nocna halsówka do Granton była ostatnim etapem rejsu. Jeszcze tylko 2 godzinki oczekiwania na wysoką wodę i zacumowaliśmy do pomostu, od którego odcumowaliśmy 3 tygodnie wcześniej.

Przepłynęliśmy ponad 1000Mm, odwiedzili 10 portów i kotwicowisk. Załoga i jacht spisali się na medal.
Pozostało teraz oglądać zdjęcia i planować następne rejsy.

******

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 106 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL