Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 23 kwi 2024, o 07:44




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 18 lip 2009, o 18:46 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Z uwagi na prowokację dokonaną przez niejakiego Maara;) długie, okropnie długie wspomnienia, I cześć wspomnień ze spędzonych 5 miesięcy na morzach różnych, na łupince 8,5m, Mantra Ania zwanej. Tym razem nieocenzurowane,(w sensie cenzura autora tylko) przez nieznane mi osoby bez mojej wiedzy. Miłej lektury;)

Absolutnie subiektywne wspomnienia z rejsu na s/y mantra ania

Część I
pierwszy miesiąc na s/y mantra ania

(trasa: Monfalcone- Portoroż- Ancona- Porto di Vasto- Bari-Marina di Leuca-Crotone-Rocella Ionica- Palermo-St.Vito- Calasetta-Cala Nova- Santa Eulalia-Armerimar- Gibraltar)

24 września
Wszystko gotowe, więc dziś wypłynęliśmy z Monfalcone, (tutaj łódki przyjechały ze Szczecina i zostały zwodowane), płyniemy jeszcze z Andrzejem i Jarkiem na pokładach, prosto do Portoroż, skąd już jutro rozpocznie się rejs dokoła świata!!!!
25 września 2005!
Pożegnane, wyściskane, otoczone mnóstwem rad na koniec, ciepłych słów, oddajemy cumy w Portoroż i rozpoczynamy rejs dokoła świata!!! Rejs na dwóch łódkach, typu mantra 28(aa 28 stóp, czyli w przeliczeniu na nasze 8 i pół metra długości każda) o wdzięcznych, kobiecych nazwach: „mantra ania” oraz „mantra asia”, z dwiema załogami, na każdej dwie dziewczyny, zapowiada się całkiem sympatycznie. Swoją droga, nie byłabym sobą gdybym od początku nie zastanawiała się, jak długo ten rejs, ta wielka przygoda i marzenie życia potrwa, jak długo wytrzymamy ze sobą i w ogóle setka pytań się rodzi w tym momencie. W sumie sporo się muszę nauczyć. Ale uparta jak diabli jestem to musi się udać.
26 września
Jak na razie, płyniemy sobie dokoła Włoch, dla mnie to ogromna radość, bo mogę wykorzystać tak dawno nie używany język włoski. Co prawda czasami moje dogadywanie się jest w stylu to” Kali być móc Kali latać”;)ale jakoś się dogaduje. W końcu nie mam wyjścia, oni po angielsku bardzo niechętnie... No nie ukrywam że czasami jest mi trudno, bo nie znam zwrotów i wyrażeń czysto technicznych, ale na szczęście spakowałam słownik, który czasem służy pomocą. Co prawda czas dogadanie się z jakimś tubylcem, trochę się wydłuża, ale zazwyczaj się kończy sukcesem.
29 września
Cała noc spędzona na wodzie, patrząc raz na gwiazdy a raz na pojawiające się od czasu do czasu statki. Jacht prowadzi autopilot (nazwany od razu „albercikiem” i tak już zostało) i jedyny facet na jachcie. Oj przydatny jest, szczególnie, że nic nie mówi tylko dzielnie kurs trzyma. Czyli robi swoje, co więcej nawet nie marudzi przy tym. Tak patrzę na te światła statków i mam wrażenie, że wszystkie płyną dokładnie w nasza stronę!! Powoluutku zaczynam je rozróżniać, które są które, choć przyznam się, że kiedy Ania kładzie się do koi chciałabym żeby nic nie pływało. Zastanawiam się, ile czasu upłynie, zanim zacznę je rozróżniać?
Hmm pływamy już kilka dni, raz dmucha mniej raz bardziej a mnie jeszcze choroba nie dopadła, ciekawe kiedy ta sielanka się skończy.
30 września
Czy ja wspominałam, że jeszcze nie choruje? No to sielanka się skończyła bo mnie dopadła. Całą noc wiało jakoś pomiędzy 4 -6B, czasami idziemy na żaglach, czasem na silniku, i póki co prędkość max to 8.6 knt, hmm niezłego kopa ma ta nasza mantra!. Po tych kilku dniach, które mijają strasznie szybko, trochę już się orientuje w linach, zrzucaniu i stawianiu żagli, choć jeszcze mam za mało siły do ich stawiania i trochę mnie to martwi. Musze się wyrobić bo inaczej ten rejs skończy się dla mnie bardzo szybko, po co komu taki ktoś kto nie ma siły?
Codziennie uczę się czegoś nowego, choć czasem przeraża mnie fakt że jeszcze tyle przede mną…cała gtr-ka na pamięć, zawsze, bezbłędnie i w dzień w nocy, po ciemku bez pomyłki.. czas pokaże , czy mi się to uda.
Brrrr wybujało nas okropnie, i na dodatek siadła nam cala elektronika, łącznie z gps i albercikiem. On po prostu zrobił zwrot o 90 stopni, wydawszy z siebie uprzednio nieartykułowane dźwięki i przestał funkcjonować a my płyniemy gdzieś w szuwary. Na szczęście mantra asia przyszła z pomocą i płyniemy za nią (Ania steruje, ech tak leciutko delikatnie ja tak qwa nie potrafię!!!!!) Mantra asia naszym GPS!! Aua dmucha! Mocno! 7-8B aua! Fale duże brrrr jak my wejdziemy do portu? ech ale w końcu jakoś dotarłyśmy do portu w Bari, gdzie wieje jak cholera a przy cumowaniu pomagali nam całkiem sympatyczni ludzie, a jak się potem okazało, jeden z nich, to bosman tegoż portu, całkiem niezłe ciacho nawet. (no co, rejs bez facetów to po jakimś czasie tylko kudłate myśli w głowie siedzą)
Wreszcie noc spędzona w porcie. Niekoniecznie spokojna bo buja tak, że cały pomost chodzi razem z przycumowanymi do niego łódkami. Zjadłyśmy kolacje, pograłyśmy na gitarkach, pośpiewały. Odreagowanie pierwszych, ciężkich warunków.. zastanawiam się, ile razy będzie jeszcze gorzej? Ile razy w ciągu rejsu zadam sobie pytanie „co ja tutaj robię?”.. mnóstwo pytań, a ciepłe smsy od przyjaciół stawiają na nogi, dodają sił w niepewności, upewniają, że jednak warto. Poza tym, to w sumie pierwszy raz usiadłyśmy wszystkie cztery i pośpiewałyśmy! I nie chwaląc się, całkiem nieźle nam to wyłazi
Bari, 1 październik
Z uwagi na dość silny wiatr (8-9B) podjęta zostaje decyzja o pozostaniu jeszcze jeden dzień w porcie. Przechadzając się po Bari i szukając jakiegoś czynnego sklepu, (niedziela, więc może być ciężko), patrzę z przerażeniem na te fale, które rozbijają się o skały i wpadają czasem na drogę z ogromną siłą.. i my mam tam płynąć? Boję się, jak cholera, niech, niech ten wiatr osłabnie nooooo.
2 październik
Osłabło!! płyniemy!!! Wyruszamy więc z Bari prosto do Marina do Leuca.
Teraz w nocy ja zakładam refy na grocie, a Ania stwierdziła, że mimo, iż dopiero kilka dni pływam to już się tyle nauczyłam, a ja mam tylko cichą nadzieję, że dziś nie dowieje nam tak jak ostatnio………
3 październik
Dzisiaj to całą noc wiało 5-6B wiec gnałyśmy do przodu jakieś 6-7 kts i to na dwóch refach na grociku! Fale spore i przechył na burtę. Chociaż noc i tak spokojna była, bo jazda zaczęła się nad ranem, kiedy wiatr wzrósł do 7B i do tego w mordę. Auaaa!!! Niby nie chorowałam, ale po dłuższym bujaniu niekoniecznie dobrze się czułam i sporo czasu (za dużo!) spędziłam w koi. Głupio mi bo wydaje mi się ze nie daje sobie tutaj rady, że mam za mało siły i ta choroba, okropność!! Co ja mam zrobić, żeby o niej nie myśleć? Ciężko strasznie dzień i ostatnia noc. Bez sensu. Już wole na relingach wisieć i morze z bliskiej odległości oglądać aniżeli tak się męczyć, jak dziś.
Czasami się boje....no żeglarstwo jest git, ale są momenty, (wieje 7B. jacht wpływa na fale, zatrzymując się na niej a potem z niej spada, zupełnie jak narciarz) kiedy boję się bardziej niż zwykle.
4 październik
7 rano - pobudka, chwila krzątania się, kafka i nie długo wyłazimy. W nocy- kompletna ciemność, absolutnie nic nie widać, ani przed dziobem ani za rufą. No może poza naszymi światłami. Czasami pojawiają się jakieś inne światła, z którymi mam jeszcze problem z rozróżnianiem. Już trochę tak, ale to ciągle nie to, ciągła niepewność., ech kwestia wprawy…Zaczęło padać i zrobiło się pasqdnie, wszystko mokre. Do zatłoczonego portu gdzieś w okolicach 0200 w nocy udało nam się wejść.
5 październik
Płyniemy sobie lajtowo i spokojnie, dziewczyny obok na czerwonym spinakerze, szkoda ze nie mam aparatu z jakimś zoomem porządnym bo miały by fajna fotkę. Spokój się skończył dość gwałtownie, bo nad nami pojawiły chmurzyska nie_fajne i nagle nam od rufy przywiało solidnie, ale zdążyłyśmy jednak założyć dwa refy (naraz rzadko tak robimy) i tak gnałyśmy 6-7 knt. Oj niezła jazda była!! W nocy dopłynęłyśmy do portu, gdzie po chwilowym postoju ruszyłyśmy dalej w drogę. Początkowo na silniku, jednak później na żagielkach. Cała noc wypatrywania świateł, które się gdzieś daleko pojawiały ale baardzo rzadko.
6 październik
Jakoś koło 8 rano poszłam w końcu spać, oczy się same zamykały i senność mnie ogarnęła, choć ciężko się było rozstać z widokiem górskiego wybrzeża, które mamy po prawej burcie. Ale zasnęłam w końcu dość szybko i to na parę godzin.
Płyniemy przez Cieśninę mesyńską na dizel grocie. Troszeczkę kołysze, ale nie jest jakoś źle. Kołysanie jest na tyle nie groźne, że nawet obiad zrobiłam 78687 wersja mielonki, tym razem w piwie, co prawda trochę cebuli brakło ale ogólnie w miarę zjadliwe było. Aczkolwiek na jutro trza coś bardziej smacznego wykombinować.
Pada!!, oczywiście tak, że już po chwili absolutnie nic nie widzę przez mokre okulary (zdejmę to widzę jeszcze mniej) do tego jeszcze mgła i przemykające cichaczem ogromne statki .. udało się i Cieśnina Mesyńska za nami. A wieczorem leżąc na burtach, słuchałyśmy sobie szantów i patrzyły w gwiaździste niebo. Coś pięknego!
7 październik
Sobie płyniemy w kierunku sycylijskiego Palermo cały czas, jest 0730 rano (jakie rano? toż to środek nocy!) jeszcze chwilę poczekam i spisze pozycje z gpsa i zlokalizuje na mapie,, a potem? Znajdę sobie jakieś inne zajęcie.
Hmm słoneczko, na morzu szklanka.. więc dziś kąpałam się w Morzu Tyreńskim! Oczywiście strój został na jachcie (to pływanie w tylko kobiecym towarzystwie zauważam ma spore zalety, których odkrywam coraz więcej), Przy okazji tej sympatycznej kąpieli dostałam szczotkę i bojowe zadanie wyczyszczenia kadłuba, bo co tak będę pływać bezzajęciowo. Poezja!! Ogólnie to żeglarstwo jest fajne, tylko potem trzeba sól z siebie spłukać…
Po tej kąpieli, od razu się głodna zrobiłam, wiec od razu do kambuza wskoczyłam. Gotowanie jak kiwa jest nieco (czasami nawet bardzo utrudnione i wręcz awykonalne), jednak czasami udaje mi stworzyć coś bardziej lub mniej zjadliwego. Jeszcze jakiś czas i już nawet to, nie będzie mi sprawiało zbytnich trudności. Niedawno dowiedziałam się, że do gotowania można używać wody za burtowej, i wtedy sól jest zbędna. No to pełna radości, ochoty i uśmiechu zabrałam się za gotowanie, i wlałam do garnka 3 szklanki tejże wody, na makaron. Do tego sos pieczarkowo- cebulowy, chyba nawet bez mielonki, którego przypadkiem zapomniałam posolić. A może to intuicja jakąś mnie powstrzymała? Się przyznam od razu, że okazało się całkowicie niesmaczne i niezjadliwe. Brr tak słonego czegoś jeszcze nie udało mi się zrobić, ale zawsze jest ten pierwszy raz przecież. W każdym razie już wiem, że się daje 1/3 takiej wody a nie całość. No co - się na błędach człowiek nauczy.
Kurs na Palermo, przy ślicznej pogodzie i słoneczku. Niestety, nasza radość nie trwała zbyt długo, bowiem przed samym Palermo, pogoda nam się nieco zmieniła na tyle że, trzeba było sztormiaki założyć i nie dość ze deszcz nas dorwał to jeszcze mało co widać. W pewnej chwili otrzymujemy info od Aśki, że im się silnik przegrzał, żeby na hol je wziąć. Co miałyśmy zrobić? Natychmiastowy w tył zwrot i do Palermo podchodziłyśmy powoli, a hol oddałyśmy dziewczynom już za główkami portu ale silnik im już szczęśliwie odpalił. Znów na lądzie! Załapałam działanie muringów! Nareszcie! Ania się śmieje.. a potem cały wieczór wznosimy toast „za muringi” no co, wygląda na to, że nie ma rzeczy ) Hihihi. Podłączamy się do prądu, znajdujemy jakiś prysznic a potem zmykamy na jakąś pizzę. Jako że sympatyczne wyglądająca knajpa jest wypełniona po brzegi, a my jesteśmy bardzo głodne! To postanawiamy wziąć pizze na wynos. Zamawiamy, kucharz mówi że ok., 5 minut.., to wychodzimy na chwile, po 10 minutach to samo..., aha za 5 minut... no dobra czekałyśmy z pół godziny umilając sobie czas plotkami a potem dostałyśmy dwie ogromniaste pizze! Z którymi poszłyśmy na jachty. Jak przyjechał Andrzej z Ewką, też zdążyli się załapać na jeszcze ciepłe. A tak w ogóle to przypłynęłyśmy tutaj, do Palermo dzień wcześniej, a Andrzej się śmieje, mówiąc że miał nadzieję, że sobie od nas ten jeden dzień odpocznie, a tu lipa!;)
9 październik
Po uiszczeniu wszystkich opłat (ale z nas zdarli! masakra!) papierków mnóstwo do wypełnienia! Pytania: skąd, jak, dokąd, dlaczego po co, wszelakie dokumenty jachtu paszporty, i dodatkowo wszystko w kilku kopiach....uff oddajemy wszystkie cumy i wypływamy z Palermo do prosto St. Vito....
ps. Widok świateł brzegowych zapamiętam do końca życia!!!!
10 październik
Trochę za mocno wieje, więc siedzimy w sobie na Sycylii, w San Vito. Ania z Gosią kombinują uparcie w jaki sposób podłączyć gps i laptopa, aby zechciały w końcu działać razem, natomiast my z Aśką udałyśmy się na zakupy, z szeroką listą życzeń, jak zawsze. Chęci miałyśmy dobre, jednak problem w tym że w tym cholernym (mimo że przepięknym) kraju podczas ich tzw sjesty wszystko jest pozamykane i żywej duszy na ulicach nie ma. I jak tu do diabla spełniać zachcianki kulinarne? Napotkani przypadkiem żywi tubylcy odpowiadali nam z rozbrajającym na ustach uśmiechem, że sklepy to oni otworzą może o 16 może o 17 a może wcale. Fajna perspektywa. Choć muszę przyznać, że spacer w upale (zaraz październik ponoć mamy..) przez to ciche, puste sycylijskie miasteczko był wyjątkowo urokliwy. W końcu dojrzałyśmy jakiś ichniejszy markecie, który po bliższym spojrzeniu okazał się być jednak ku naszej rozpaczy zamknięty na cztery spusty. Ale smutek nasz nie trwał długo bo gospodarz (skądinąd baardzo sympatyczny facet, nie to żeby jakieś ciacho od razu, ale coś w sobie miał) otworzył nam drzwi, i mogłyśmy spokojnie pobuszować. Jako że nie znalazłyśmy wszystkiego, to udałyśmy się na dalszy spacer po ulicach miasteczka, w którym miałam takie jakieś wrażenie, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Te małe, wąskie, a przez to urokliwe uliczki, cisza, czasami jacyś napotkani uśmiechnięci ludzie.. Wielka szkoda, że jesteśmy tutaj tak krotko
11 październik
I co? znowu pobudka o 5 rano, (żeby nie zdarli z nas za kolejny dzień pobytu;)jeszcze trochę a się przyzwyczaję do wstawania o tej zbójeckiej godzinie;) poranny łyk kawy, żeby oczka otworzyć, wiatru nie ma w ogóle, oddajemy cumy, Ania silnik startuje i wypływamy przed siebie z tego sycylijskiego portu, obranym kursem na Sardynie. Po wczorajszym wietrze pozostała martwa fala, której mój organizm tak bardzo nie lubi, i chociaż na razie jest Oki, to zapewne za chwile się zbuntuje. Buuu wykrakałam, bo się zbuntował i znowu Neptunowi trza było „Dzień dobry” powiedzieć. Ale sen w koi (Ania ma przechlapane ze mną, ciekawe jakim cudem jeszcze wytrzymuje?), przytulenie głowy do poduszki baardzo pomaga na chorobę morską. Minusem tego jest to, iż w tej pozycji żeglowanie jest powiedziałabym nieco utrudnione, ale jakież przyjemne;))
Ale zanim zaczęłam chorować to jeszcze zdarzyłam przyrządzić na śniadanko jajecznicę z boczkiem, natomiast Ania na obiad serwowała leczo z ryżem.... cóż, wierzę jej na słowo, że było super! Mój organizm odmówił przyjęcia...W każdym razie dogadzamy sobie jak możemy. Co prawda od wypłynięcia z San Vito zanikł nam zasięg komórkowy, ale jakoś nie narzekamy specjalnie. No i bardzo bardzo bardzo! się cieszymy z tego, że mamy sailmaila! i możemy pisać na środku morza maile!! To taka radość, że szok!
12 październik
Dziś, po 52h na morzu wpłynęłyśmy do Casaletty. Jako, ze musiałyśmy się przestawiać z powodu braku prądu- znów miałam okazje poćwiczyć cumowanie na muringach ( te liny w prawie każdym porcie tutaj są, zazwyczaj paskudnie oblizgłe, brudne, oblepione jakimiś glonami czy inna zieleniną, nic dziwnego, w końcu cały czas w wodzie. A jeszcze ją trzeba złapać bosakiem na rufie, szybko dotrzeć z nią na dziob, i potem to już wszystko co mam na sobie nadaje się do prania).
Przejrzałam kalendarz jakoś tak sobie wyliczyłam, ze za 72 dni mamy wigilie Bożego Narodzenia. Ciekawe, czy do tego czasu wrócę do domu, czy spędzę ją na morzu, czy w jakimś porcie czy na kotwicowisku? Nie mam zielonego pojęcia, czas pokaże co się wydarzy..
13 październik
Mija 21 dzień rejsu, hmm 13 piątek. Wypłynęłyśmy z Casaletty a o dacie przypomniałyśmy sobie dopiero będąc ładnych paręnaście mil od brzegu ale jako ze to nie jest początek rejsu, tylko kolejny jego etap to płyniemy dalej. W ramach absolutnego braku prysznica w marinie (skandal!!) razem z Gosią, ku radości jakiegoś tubylca, zażyłyśmy morskiej kąpieli jako te nimfy wodne, i nawet nie było jakoś straszliwie zimno, pewnie teraz coraz częściej, będziemy się kąpać właśnie w ten sposób. Zdechł nam wiatr i na katarynie jedziemy a żadna z nas tego nie lubi. Yoo!! znowu wieje!! Więc nocka na żaglach chociaż fale nas woziły po wodzie okropnie, mimo ze na jednym żaglu tylko. Na grocie a jak. Ogólnie to jest fajnie, czas leci niesamowicie szybko tutaj, to przecież to już 19 dni! Wolę nie liczyć ile jeszcze pozostało do końca całego rejsu.. hmm czy ja się boje? czasami jak cholera ale za diabla się do tego nie przyznam...A w ogóle to dziś miałyśmy nockę z manewrami wojskowym, się okazało że nasz kanał roboczy na Ukf (77 zazwyczaj) to jest też ich. Upsss. No dziewczyny słyszały ich, natomiast myśmy tylko zwrot za zwrotem robiły, bo było ich dużo, i robiły jakieś dziwne manewry, a co więcej, czasami pokazywały nie te światła! Dla zmyłki chyba!! no widzę, że jedzie prosto na nas ewidentnie a ten pokazuje ze jedzie obok ..Ania coś sprawdza na mapie, szybko na pokład wychodzi hmm racja! grr!! No i kolejny zwrocik , spadamy jak najdalej patrząc gdzie się tamten znajdzie...a on po chwili wylądował dokładnie tam gdzie byłyśmy przed chwila....ech ale w końcu zostawiłyśmy je gdzieś daleko a my też w jakiś szuwarach.
16 październik
Wczoraj dorwała nas pasqdna burza, nie dość, że ze wszystkich stron błyski i grzmoty to jeszcze nam wieje solidnie 6-7B(nooo Neptun dzień dobry, dawnośmy się nie widzieli cholera! Stęskniony!?!) a dziś w końcu zjadłam coś ciepłego. Wczoraj to mi nic kompletnie przez gardło nie przełaziło a jak już to tylko po to, żeby wylądowało za burtą. Koszmar!!!! Jak fajnie maja ci co nie chorują wcale!!
17 październik
Stoimy sobie na Majorce, w Cala Nova, gdzie niestety moja znajomość włoskiego przestaje być przydatna, bowiem, tutaj tylko hiszpański panuje, którego ani ja, ani żadna z nas ani w ząb. Tia, zostaje nieśmiertelny angielski .Już się cieszę jak cholera na samą myśl! HA! dziś moja walka z muringami okazała się całkiem szybka (no co, w końcu pojęłam!), a Ania się śmiała, że tym razem zrobiłam trochę za szybko.. no cóż trening.
Hmm mantrze asi przy cumowaniu taki właśnie obślizgły muring się wplątał w śrubę.. porażka! Ale dzielna Gosik wdziewa maskę, nóż do ręki i już po chwili skutecznie wyplatała go stamtąd.
18 październik
Dla wielki dzień sprzątania, ściągania i sprawdzania żagli (się nam grocik przetarł trochę). A po za tym zaprzyjaźniłyśmy się z jednym sympatycznym Niemcem Egim. Niesamowity facet! (miły, uprzejmy, sympatyczny. Ale to uroki babskiego rejsu hihihihihhi) Ale jutro trzeba wstać o zbójeckiej porze 6 rano! Zbrodnia w biały dzień Auaaa ale wymieniamy śrubę na nowa, więc będziemy teraz pływać na silniku tak jak dziewczyny a nie wlec się gdzieś z tyłu, parę mil za nimi..nie wiem po co wstawaliśmy tak wcześnie, skoro na swoją kolej czekaliśmy dłuugo.. Wreszcie mantra na dźwigu, Grześ zakłada błyskawicznie nową, większą śrubę i mantra ania ląduje znów na wodzie. Jeszcze próba noooo jest różnica
!20 październik
Jesteśmy na Ibizie! Jakoś szybko tu przypłynęłyśmy, standartowo podejście w nocy- cumy szpringi założone, kolacja na jachcie, do tego wieczorne winko i znów nastrój na to, by posiedzieć przy gitarce i pośpiewać. Ale czasami mam ogromna ochotę pozbyć się gitary z rejsu (w końcu swoją koją się dziele!), i przecież tak bardzo rzadko na niej grywam. Ale dziewczyny mają niestety inne zdanie i jestem w zdecydowanej mniejszości (3 :1?) Przechlapane i tyle.
22październik
Jest 5 rano!!! Jeszcze trochę a się przyzwyczaję do otwierania oczu o tej zbójeckiej godzinie, puszczamy sobie dla pobudki „Wehikuł czasu”, poranna kawa wypita, cumy oddane, no i główki portu za nami nareszcie! Jedziemy na silniku, Morze Śródziemne gładkie jak tafla lodowiska, więc cosik mi się zdaje, że silnik trochę popracuje....
24 październik
Płyniemy sobie do Almerimar, żeby mieć trochę bliżej do Benalmademy. Dziś zrobiłam rizotto na obiad, nawet smaczne było ponoć;) Jesteśmy już drugą noc w morzu, ale niestety kompletnie nam nie wieje, więc draujemy na silniku.
25 październik
Poznajemy Julka i Hanię! I zabierają nas na całodzienna, piękna wycieczkę do ogrodów Alhambry! Dzięki!!!, to był cudowny, niezapomniany dzień, a my przez chwilę zapomniałyśmy, że niedługo znowu w drogę...
Almerimar, 26 październik
W sumie to miało nas już tu nie być, ale jako że całkiem sympatyczne miejsce, to ciągle nie możemy stad wypłynąć. (co prawda pomoc przy cumowaniu pracowników portu czasami bardziej przeszkadza aniżeli pomaga, ale co zrobić, jak taki facet zabiera cumę i ciągle krzyczy jakieś „pour favour?”)
Dziś wczesnym rankiem skoro świt czyli tak w okolicach 11 obudził mnie głos Gosi,
dziewczyny wstawać! (oj kiedyś ją uprzedzę!!)...Otworzyłam oczka i właściwie nie miałam absolutnie żadnej idei, co dalej. Myślałam tylko o jakiej_ mocnej herbatce, co mnie postawi na nogi i obudzi. Jeszcze nie zdążyłam się dobrze obudzić, kiedy Ania znad porannej kawy zapytała czy może by jakieś śniadanko? no coś, może być, w sumie kanapki się w miarę szybko zrobi, bo absolutnie o niczym innym nie myślałam.
Jednak Ania z promiennym uśmiechem zapytała że może zrobię grzanki...? Grzanki?! ni cholery nie miałam ochoty, ale patrząc na jej wygłodniałe, spragnione oczy.. hmm, czego się nie robi dla kapitana, a niech tam. Dla osób niewtajemniczonych, grzanki, o których mowa to tak zwane grzanki francuskie, chociaż ja je bardziej znam jako grzanki po studencku. A wykonanie ich jest banalnie proste, bowiem wystarczy jakiś chleb, świeżego nie polecam, bo nasiąka olejem. Potrzebujemy chleb, jajka, mleko, olej, przyprawy (sól, pieprz, oregano, czy majeranek czy kto co tam z ziółek preferuje), trochę sera żółtego i pomidorek w plasterki pokrojony. Bełtamy jajka z mlekiem i przyprawami w międzyczasie podgrzewając olej na patelni A u nas to trwa przynajmniej kilka minut), a następnie brutalnie wrzucamy chleb do naszej masy jajeczno-mleczno- przyprawowej i rzucamy na patelnie. Po jakimś czasie, jeszcze zanim się zdąży przypalić, zgrabnie obracamy na druga stronę i kładziemy serek
żółty i pomidorka, na koniec posypujemy jakąś dostępna zielenina, kilka minut i już można zobaczyć szczerzący się uśmiech z pytaniami a gdzie następne? i dla takich momentów, cieszę się, że z mojego gotowania czasami wyjdzie coś zjadliwego:)))
W sumie pomysły na obiad i są bardziej bądź mniej realizowane, czasami z parodniowym opóźnieniem, jednak na samą myśl, że trzeba znów zrobić 3548 obiad, którego podstawowa częścią ma być nieśmiertelna mielonka to od razu w myśli rodzi się pytanie, „kurde a może by tak po pizze zadzwonić..” Ale dziś, postanowiłyśmy (Asia & ja) bo dziewczyny pobiegły załatwiać opłaty postojowe w tej skodinąd sympatycznej marinie (Armerimar). Marina jest spooora, więc zanim wrócą z powrotem minie trochę czasu a i tak w międzyczasie zdarza 5 razy zabłądzić. Wpadłyśmy na genialny w swojej prostocie pomyśl dwudaniowego obiadu (w końcu musimy sobie jakoś dogadzać przecież). Danie pierwsze- zupa cebulowa z grzankami i serem żółtym, (made by Asia), natomiast drugie danie to cukinia smażona w cieście naleśnikowym a do tego ogromniasta micha sałatki z białej kapusty, pomidorów i cebuli, wymieszana z sosem czosnkowym. zapowiada się apetycznie, poczekamy na reakcje tych najgłodniejszych, co właśnie gdzieś błądzą po przestworzach mariny. Niestety, pomyśl cukini w cieście naleśnikowym przez ułamek sekundy legł w gruzach, jako ze uprzytomniłam sobie ze ostatnie jajka (wysępione zresztą z drugiej łódki), zostały zużyte do grzanek po studencku, wiec lipa trochę bo perspektywa spacerku do tzw .najbliższego sklepu powodowała chwile namysłu, ze może jednak dąć sobie spokój i…mielonkę. Eeeee. Od czego piękne oczy i czarujący uśmiech? Szybko udało mi się wyłapać jakiegoś faceta z jachtu naprzeciwko i wysępienie od niego w powiedzmy tubylczo – podobnym języku ostatnich jajek.(teraz on będzie biegać do sklepu a nie my).Ufffffffffffffff
Zupa gotowa jest po prostu pyszna bo oczywiście nie mogłyśmy się oprzeć żeby nie spróbować, a co. Cala reszta również jest gotowa i wygląda apetycznie, wiec niech tylko spróbuje im nie smakować!!
Tego samego dnia, wykorzystując piękne hiszpańskie słonce, wpadłam na idiotyczny pomyśl prania. I jakoś tak słabo buuuuuuuuu (to już mam mniej, przypięłam polarek, że go utopiłam spodenki, ręcznik i polar....) I jak tak dalej pójdzie to wrócę z połową rzeczy do domu. W sumie po cholerę mi rzeczy do ubierania się skoro i tak najczęściej łażę bez niczego? ;-)
27 październik
Tak sobie stoimy absolutnie nieplanowane kolejny dzień w tym samym porcie (Armerimar) i coraz mniej po nim błądzimy. W ramach postoju Ania i Gosią postanowiły w końcu wytestować nasze pontony, bo co tak będą ciągle w bakistach leżeć? Nawet odbyły się pierwsze poportowe regaty na pontonach. Jakiś czas temu wspominałam, że to duży port, wszędzie szmat drogi, wiec w ramach lenistwa wskakujemy z Asią w ponton i płyniemy po zakupy. Właściwie to usiłujemy płynąc, bo tylko się kręcimy w kolko, raz po raz uderzając w pomost Asia nie mogąc patrzeć co ja wyprawiam, przytulając się co chwila do jakiegoś betonu, więc zabrała mi wiosła i po mistrzowsku pokazała jak to się robi. Powoli udało nam się wypłynąć na wody portowe, i absolutnie nie rozumiem dlaczego ludzie siedzący na jachtach patrzyli się na te nasze manewry. Nie widzieli nigdy człowieka w pontonie bez silnika czy co? dotarłyśmy jakoś, pobuszowałyśmy po miejscowym sklepie, po czym obładowane siatkami z powrotem do pontonu. Przygotowałyśmy pachnący obiad (kotlety schabowe duszone w sosie pieczarkowym, z alkoholem jakimś, ale pamiętam co tam z Asia wlałyśmy,;) ziemniaczki i sałatka pomidorowo cebulowa – znowu miałyśmy kulinarna wenę twórcza). Co prawda byłyśmy okropnie wredne przy tym, bo nie pozwoliłyśmy skosztować wcześniej ino czekałyśmy na przyjazd Andrzeja i Wojtka. Się ucieszyłyśmy ich widokiem, nie to żebyśmy się stęskniły, ale byłyśmy potwornie głodne!! Hmm zdolne bestie z nas są, pyszne było.
29 październik
Od rana samego jakieś remonty, naprawy, poprawki (np.mamy dłuuższą listwę, do zapierania się podczas sterowania), zamontowany został pilersik do trzymania się podczas spacerków w przechyłach, no nie mogłyśmy się oprzeć, żeby nie wykonać jakiś tańców na naszej rurze;) mamy silnik w pontonie! I płyniemy na nim wszystkie cztery.. hmm jakoś wytrzymuje, my lekkie jak piórka przecież dziewczęta;) Ale żeby nie było że tylko praca to jeszcze trzeba coś jadać czasami, no i rozpieszczać podniebienia „naszych facetów”. Dziś serwuje piersi kurczaka w sosie piwnym. Dogadzamy im jak możemy, sobie też hmm trzeba przyznać, że fajne jesteśmy!!!
31 październik

Strasznie piździ! W porcie jest ponad 30-40knt!!a nawet więcej!! Jachty stoją powiązane w pajęczynie cumowo- szpringowej...Ale mogłoby już osłabnąć, chcemy w końcu płynąc dalej. Stęskniłam się za płynięciem, za falami za widokiem gwiazd.. (nie powitań z Neptunem mi nie brakuje;) hihi jeszcze trochę i w ogóle nie będę tęsknić lądem;).
1 listopada.
08 rano- nawiązałyśmy łączność z dziewczynami, spisały pozycje i się okazało, że jesteśmy jakieś 5Mm od siebie. I ponoć mają mnóstwo delfinów koło siebie, a nasz kadłub omijają.. smutno nam! Wykorzystuje czas wolny i postanawiam zabrać się ambitnie za naukę hiszpańskiego, przejrzałam pierwsze strony.. no tak. Długo się nie pouczyłam bo się mnóstwo statków pojawiło...
Nie zapomniałyśmy, że dziś pierwszy listopada, Święto Zmarłych. Zapaliłyśmy więc świeczki na pokładzie i oddały ciszy i zadumie. Jeszcze nie byłam tego dnia na żadnym morzu. Pomyślałam o tych, których już nie ma wśród nas, o tych Aniołach, które nad nami czuwają i oby czuwały nadal!!! Płyniemy w kierunku Gibraltaru, skąd już jutro zaczynamy regaty. Mamy jeszcze jakieś 25Mm do celu. Czyli znów będziemy włazić w nocy, standard
Delfiny na kursie! Środek nocy trochę oświetlonej gwiazdami, a całe, ogromne ich stado pływa wokół naszego kadłuba. Jeszcze nie widziałam tylu delfinów na raz- pływają, skaczą, chlapią wokół ale da się przeżyć. Płyną z nami bardzo bardzo długo czyżby robiły nam pożegnanie z Europa czy jak? Siedzę na dziobie (oj najwyżej będę mokra.. aua delfinki nie chlapać (wyskakują z wody, chlapią jest ich mnóstwo! Z oby stron dziobu.. pięknie !!! A niedaleko nas, światła mantry asi, płyniemy burta w burtę. Nareszcie! Po zmianie naszej śruby na większa płyniemy wreszcie obok, a nie wleczemy się gdzieś z tylu. Póki co, wpłynęłyśmy w rejon kotwicowiska dużych statków i w rejon ich pływania też. Statek z jednej z drugiej ten stoi oo jakiś płynie.. masakra!! Ciągle wypatrywanie, ich jest cała masa!!! I są wielkie, brrr a my malutkie, zresztą zdajemy sobie sprawę, że oni nas i tak pewnie nie widzą....w ramach nie spania i różnych myśli, patrzenia na statki przerabiamy „Jasnowłosą” .
Żegnaj Europo, czas w drogę nam już!
W porcie gotowe stoją mantry już!
Na wielki ocean przyjdzie nam zaraz wyjść!
i pożegnać się z Europą na długi czas! (ostatni wers się trochę nie rymuje, ale trudno;)

Heh, delfiny znowu z nami, dopłynęły pod sam port. One są po prostu cudowne! Niesamowita noc! Przy wejściu, wg podanych wskazówek Andrzeja i wytycznych w locji wołamy na ukf, że wpływamy (nie jest to takie trudne...ale jak sobie przypomnę swoja pierwsza rozmowę przez ukf, jeszcze jak płynęliśmy z Monfalcone. ee dawno to było, miesiąc temu ponad;)..- gostek kieruje nas na odprawę, stajemy grzecznie longside, dziewczyny idą z dokumentami, wszystko gra, a gostek nas posyła na znalezienie sobie jakiegoś miejsca w marinie. Odpływamy – i szukamy ale tu nie ma muringów, tam nie ma...lipa! W końcu po kilkukrotnym krążeniu po porcie jakiś gostek oświeciwszy nas latarką skierował w miejsce gdzie muringi były i stanęłyśmy burta w burte. Ufff A potem przybiegli goście z pretensjami żeśmy się przez ukf nie meldowały... ale bałagan! .I teraz się tłumacz człowieku... Zadawali mnóstwo różnych pytań (standard: skąd gdzie i po co)ale w końcu dali nam spokój.

c.d.n

[Maar] Poprawiłem formatowania

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Ostatnio edytowano 19 lip 2009, o 09:10 przez Agatonek, łącznie edytowano 4 razy

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:04 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17302
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2170
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Agatonek napisał(a):
Z uwagi na prowokację dokonaną przez niejakiego Maara

Agato, jesteś wielka! Thx.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:19 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Maar napisał(a):
Agatonek napisał(a):
Z uwagi na prowokację dokonaną przez niejakiego Maara

Agato, jesteś wielka! Thx.


hue hue hue, dzieki, ale ciekawe czy przebrniesz przez... jakieś 50 stron tekstu, bo to dopiero pierwsza część:)

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 cze 2009, o 16:22
Posty: 8653
Lokalizacja: sv Nimrod, Newhaven, UK
Podziękował : 3578
Otrzymał podziękowań: 2362
Uprawnienia żeglarskie: Sternik morski (no wymieniłam w końcu..)
Dziękuję. Miło poczytać.

_________________
Pozdrawiam, Monika Matis
http://www.facebook.com/theseanation

My recent thought:
"...pessimist moans about breakdowns, optimist expects it won't break; realist makes it easy to fix..." :D


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:39 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17302
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2170
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Agatonek napisał(a):
ale ciekawe czy przebrniesz przez... jakieś 50 stron tekstu, bo to dopiero pierwsza część

Czy przebrnę?! Z utęsknieniem oczekuję!

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:43 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Maar napisał(a):
Agatonek napisał(a):
ale ciekawe czy przebrniesz przez... jakieś 50 stron tekstu, bo to dopiero pierwsza część

Czy przebrnę?! Z utęsknieniem oczekuję!


Cierpliwości:) pewnie szczególnie na to, co zostało kompletnie pominięte, zapewne przypadkiem w wersji oficjalnej;)

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 21:53 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17302
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2170
Otrzymał podziękowań: 3591
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Agatonek napisał(a):
pewnie szczególnie na to, co zostało kompletnie pominięte, zapewne przypadkiem w wersji oficjalnej

Nie będę oszukiwał i pisał, że nie :-) Aczkolwiek nie tylko. Lubię Cię czytać.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 lip 2009, o 22:50 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 4 lip 2009, o 16:15
Posty: 892
Podziękował : 36
Otrzymał podziękowań: 59
Uprawnienia żeglarskie: jak dla mnie wystarczające
Ja też oczekuję. Miło poczytać :)
Agatonku, popraw tylko we wpisie 22 października Adriatyk na coś bardziej właściwego, bo czytelnicy będą wpadać w konsternację ;)

_________________
pozdrawiam
skiera


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 19 lip 2009, o 08:45 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Macieq napisał(a):
Ja też oczekuję. Miło poczytać :)
Agatonku, popraw tylko we wpisie 22 października Adriatyk na coś bardziej właściwego, bo czytelnicy będą wpadać w konsternację ;)


ja już nie mogę poprawić:( a powinno być "Morze Śródziemne"?

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 19 lip 2009, o 09:03 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 4 lip 2009, o 16:15
Posty: 892
Podziękował : 36
Otrzymał podziękowań: 59
Uprawnienia żeglarskie: jak dla mnie wystarczające
Agatonek napisał(a):
"Morze Śródziemne"

Mhmmm... ale to dziwne, że nie masz już klawisza "edytuj".
Może któryś z modów to poprawi i wykasuje tę naszą korespondencję. Będzie przejrzyściej w temacie.

_________________
pozdrawiam
skiera


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 10 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 83 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL