Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 19 kwi 2024, o 19:36




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 19 lip 2009, o 10:13 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Część IV czyli subiektywnie absolutnie wrażenia z Oceanu Atlantyckiego (czII)
(trasa: GranTarajal-Capo-verde)

Gran Tarajal, 23listopad
W końcu płyniemy! Załogi dla przypomnienia: mantra ania: ania &madzik, mantra asia: gosik&agacik. Zbiorniki z wodą zatankowane na ful, żarełko w bakistach i innych ogólnie dostępnych miejscach, (teraz się będę orientować co i gdzie jest na obu mantrach;) trochę nam nie wieje... ale w końcu regaty? Żagle trza postawić...chce nam się jak cholera ale co nie damy rady? Nawet jak nie wieje
17.05 wybiła, regaty rozpoczęte! (co prawda trochę później aniżeli było zaplanowane, więc Andrzej pewnie ma mordercze myśli wobec nas, ale trudno). Grunt że w końcu, po tylu dniach stania w bezprysznicowym porcie płyniemy!! Jeszcze się trochę pobujamy na żaglach, (jak to było 5 minut przed startem i 5 minut po starcie, jakoś tak, ma być na żaglach- no to jest!) a potem silnik odpalamy ech...
yahoooo zaczęło wiać!! stawiamy grota foka i fruniemy do przodu!! Jest super!! Prędkości takie 4-5 kts, nad nami pięknie rozgwieżdżone niebo, jeszcze kawałek lądu widzimy, ale powoli tylko Atlantyk będzie przed nami i obieramy kurs na Wyspy Zielonego Przylądka.. A potem na Karaiby. Hmm (jak to było? Żegluj, żegluj, tam gdzie Karaiby...) radosna wena twórcza nas nie opuszcza, gitara na pokładzie i śpiewamy od czasu do czasu patrząc czy mamy jakieś towarzystwo. No mamy statek- ale książkowy (duży ponad 50 m)lewa burta wzdłuż naszej lewej w dużej,bezpiecznej odległości, luuzik, to gramy dalej
24 listopad
Równiutko dwa miesiące mija od momentu opuszczenia Monfalcone, nieźle! Jakaś taka refleksja mnie z tej okazji naszła, gdzie do tej pory byłyśmy? Nooo lista jest spora, wiec po kolei i od początku.: Monfalcone(to tu się zaczęła cała przygoda w końcu:), Portoroż, Ancona, Porto di Vasto (totalna pustka!! A do centrum 6 km.. aua!!!) Bari, Marina di Leuca, Crotone, Rocella Ionica, Palermo, St.Vito, Calasetta, Cala Nova, Santa Eulalia, Almerimar, Gibraltar (i tu pożegnałyśmy się z Morzem ) Potem były Kanary: Puerto Galero, a przywitały Atlantyk na wyspie Lanzarotte, stamtąd do Mariny Rubicon i Playa Papagayo, przelot na druga wyspę Fuertaventura: Puerto Castillo i Gran Tarajal skąd właśnie wczoraj wypłynęłyśmy. A nasz cel- to Mindelo- na Wyspach Zielonego Przylądka.
A tak naprawdę, niezależnie do tego w jakich rejonach pływamy, to najważniejsze jest to, że nie pozabijałyśmy się jeszcze.. 2 kobiety, na jednym 8,5 metrowym jachcie to jakby od razu mieszanka wybuchowa , a jednak..
25 listopad
Niestety nie działa nam sailmail (cholera wie czemu) więc jesteśmy odcięte od zewnętrznego świata, ale hmm jakoś mi tego nie brakuje. Dziwne prawda? komunikujemy się z dziewczynami by UKF. (blisko siebie jesteśmy, to luzik)Zasięgu komórkowego też niet, znowu tylko my, mantry i ocean bosko! Wieje całkiem całkiem jakieś 15-20 węzłów więc suniemy do przodu na żagielkach a co!
Gosia tłumaczy mi wykreślanie kursu na mapie (noo tego jeszcze nie potrafię) a po chwili daje mi jakieś zadanie hmnmm to wcale nie jest takie trudne! Jak mi się kiedyś... wydawało;)))
Hmm spinakera stawiamy! A co tak będzie w worku samotnie leżał... wyglądamy pieknie! Suniemy po tych granatowych, ślicznych falach! lecimy!!! Śpiewamy! Testuje szybkość gotowania tortelini, gotowe! mniam, szybkie ciepłe i zjadliwe;)
26listopad
Wspominałam już że mamy nowe Autopiloty? Na mantrze Asi ten nowy, dla odmiany od swojego poprzednika, Ziutka zwie się Zenek, w chwilach irytacji- Zenobiusz;) Tak sobie na niego patrzę właśnie hmm oczka ma (kolorowe, jedno zielone drugie czerwone), buźka otwarta zupełnie jakby chciał coś powiedzieć ale na szczęście tylko jakby bo jeden gadający facet pośród dwóch kobiet (nie milczących absolutnie) nie miałby szans, więc może to i lepiej że się nie odzywa? No i wykonuje te swoje namiętne, posusuwisto-zwrotno-erotyczne ruchy. Fajny jest. Koloru czarnego. Andrzej chyba nas chce przyzwyczaić, do tego, że teraz białych rzadko będziemy widzieć...a tak mamy swojego, czarnego od czarnej roboty. Ale żeby nie było- to fajny jest
Gosia patrzy gdzie jesteśmy na mapie, poza tym, że na wodzie... ciemno dokoła, zero statków, zero gwiazd. Po prostu ciemność widzę! Widzę ciemność! I nagle za rufa światło! Jasne, olbrzymie, kurde patrzę cały czas, oczy dookoła głowy i nie było nic! PUSTKA! A teraz jest i to za naszą rufą.. GOSIK!!! Gosia weszła na pokład yy bo tam jest coś blisko.. a Gosik spokojnie „aa to księżyc wstaje, też mnie kiedyś wystraszył”... ufff a już myślałam że jakiś stator. Brr no to żeśmy sobie popatrzyły jak wstaje nasz Łysy. Ooogromna świecąca kula. Niesamowite! Jakby z oceanu wyłaził, Hmm tylko czemu mnie tak wystraszył?
28 listopad
Gdzieś w okolicach 03 udało mi się obudzić Gosie(noo nie było lekko a ja nie miałam sumienia budzić, w końcu jest cicho i ślicznie żadnych statków nic, wiaterek też oki, tylko mi się oczy taak kleją, ..że zasypiam na stojąco, ale jeszcze 15 minut i następne..) ufff w końcu położyłam spać. Kurcze, miała mnie obudzić za 2-3 godziny... a ona gdzieś w okolicach 10! z pięknym uśmiechem, powerem i hasłem :śniadanko! Super! Aż brakuje mi słów! Pewnie znowu wzięła podwójna dawkę pluszaa;) Dziś znów ćwiczenia z wykreślania kursów, nanoszenie pozycji, wypełniania dziennika no co, coś trzeba robić..
Dziś mała sjesta między_mantrowa nastąpiła, po kilku dniach pływania kawał od siebie (znaczy na odległość słyszalności na ukf-ce), mogłyśmy się spotkać pogadać na żywo! Się przywiązałyśmy mocno do siebie, żeby żadna nie uciekła..(noo nasze mantry.. bo co my bez nich zrobimy na środku Atlantyku?). Powygłupiałyśmy się i takie tam ).A coś z naszym sailmailem dziewczyny chciały zrobić ale lipa dalej nie działa. Ale fajnie i tak było,
BA! Nawet popływałyśmy sobie Oceanie! Szczęśliwie ani rekinów ani innych większych stworzeń nie było, tylko jakieś kolorowe rybki przepływające koło nas, a pod kadłubem się fajnie nurkuje;) dalej nie mam jakoś odwagi....przy okazji spotkania zrobiłam jakieś tam rizotto (ponoć dobre, skoro nawet na zimno było wyjadane, prosto z patelni, po co potem zmywać;)
No tak tyle zdążyłam napisać późnym wieczorem (czyt nocą) i już muszę kończyć bo obowiązki wzywają na pokład.... czas gitarkę w ręce wziąć i umilać sobie żeglowanie. Noc spokojna, zawrotna prędkość nasza to jakieś 2-3knt – to dajemy czadu na gitarze! Uwielbiam siedzieć w kokpicie i grać, tam najwygodniej bo jest się o zaprzeć, ani ster ani nic nie przeszkadza(tylko się nie opierać o manetke silnikową a będzie git). Pograłyśmy chwile pod gwiazdami (znów piękna noc!)
29 listopad
Gosia położyła się spać a ja czasem coś pisze, dziennik wypełnię a co, patrzę czy cos przypadkiem nie płynie (dziewczyny obok- ciągle widzę ich światła!) oo jeszcze 303 Mm do mety! Toż to rzut beretem w porównaniu do tych 2000 które nas czekają potem... strach się bać!
Cieplutka noc dzisiaj, mnóstwo gwiazd- chociaż parę chmurek się zbiera pasqdnych, ale może przejdą bokiem... Wieje wprost zabójczo- 5- w porywach do 7 knt, a nasza prędkość to 3- 4,5kts. Ale silnika nie odpalamy! Już i tak mamy za dużo godzin a w ostatecznym podsumowaniu czasów- te godziny na silniku liczą się najbardziej, niezależnie od tego, kto kiedy przekracza linie mety... To się trochę pobujamy może potem będzie trochę więcej wiatru i nadrobimy straty? Się zobaczy. Patrzę na te dwa samotne jachciki na tym Wielkim Atlantyku! I żadnych innych świateł nie ma...cicho pusto...cudownie
Wczesnym rankiem, (toż to 7 rano jest!)rodzi się plan! (wredny a co)jeszcze zanim dziewczyny o tym pomyślały- wykorzystujemy wiatr i stawiamy naszego pięknego czerwonego spinakera, żeby je podgonić trochę! Suniemy do przodu po cudnych granatowych falach, na których czasami jakieś białe grzebienie hmm dmucha 4-5B i płynie się cuudownie!!! Sterujemy ręcznie- ze spinakerem to jeszcze trudniejsze ale daje rade! Gosia pasqda zostawia mnie sama ze sterem i spinakerem.. aua boje się! A jak przestanie pracować? A jak wpadnie do wody i mantra stanie w niekontrolowanym przechyle? To co i... ? mnóstwo pytań.. strach, ale z drugiej strony tak cudownie jest trzymać ster w rękach i patrzeć na spinakera że pomimo wszystko daje sobie jakoś rade! Początkowo- koszmarnie! Ale teraz już całkiem całkiem;) strach początkowy zamienia się w ogromną radochę!!! bo tu jest tak pięknie! Po prostu pięknie! Pora zrzucać czerwony żagielek- jedna przy fałach, brasach a druga zrzuca i do wora. AAA steruje nasz facet;)
30 listopad
Wooow!!! zostało nam niecałe 100Mm do mety! Mam nadzieje ze na wyspy Zielonego przylądka uda nam się dotrzeć w dzień..
Wieje 5-6B i wozi nami okropnie po tych falach! A niektóre to nawet burtami wpadają .. ale szczęśliwie jeszcze suche jesteśmy, ciekawe jak długo? W oddali gdzieś pomiędzy falami żagielki mantry Ani, fajnie znów je widzieć niedaleko. Rękaw spinakera nam się trochę podarł na szwie, Gosia dzielnie ceruje, humory nam dopisują a czemu by nie? Wieje fajnie to suniemy do przodu!! Jak na skrzydłach!! Próbuje spać, ale co się położę to trzeba coś żaglami robić.. ale twardo po manewrach wracam do koi (na rufowej nie śpi się fajnie bo raz słychać prace zenka a dwa jakoś niewygodnie, się do dziobu chyba przyzwyczaiłam... AGATA!!! No tak to sobie pospałam.. Gosik się śmieje może weź pluusza, nie zaśniesz nawet na chwile.. (nie twarda będę- 5 minut...!)wieje coraz mocniej. Po kilku próbach.. aaa idę po plusa.... w śmiech obie. W ramach tego że jesteśmy happy puszczamy sobie Nothing Else Matters- i wyjemy (miałam napisać że śpiewamy? I tak nikt nie uwierzy;). Pięknie jest! No dobra sterujemy ręcznie, Gosik to uwielbia! Ja mniej., ale co tam, czasami dostaje ster w swoje ręce, jak jest na pokładzie- oki ale jak mi robi numer i złazi pod pokład. To ją chce ja zabić o ona z pod pokładu kładąc się do snu... nie puszczaj steru agacik, cokolwiek by się działo.. tiaa pasqda nie? (ale fajna)No to steruje mam inne do diabłą wyjście?
1 grudzień
yahooooooooo!!!!!!!!!!!!W końcu udało nam się na mantrze asi (która podczas tego krótkiego przelotu uzyskała kilka innych barwnych, pieszczotliwych nazw;) przekroczyć o 0353 linie mety!!! Byłyśmy pierwsze!!!!!!!!
Co prawda lekko nie było bo pomiędzy skalami z dwóch stron trzeba było jechać, na jednej światła latarni zaś na drugiej światła brzegowe, brrrr, nie fajna perspektywa, ale dałyśmy rade!! Dowiewało nam w tym przesmyku jakoś 25-28 knt!! aua!!!ster ciężko utrzymać, mantra ostrzy jak cholera, jak zwykle, ale prujemy do przodu! nie wolno skręcić bo brzeg jeden i drugi blisko... ciężko jest! Ale damy rade! Mamy dość!!! Ale jeszcze chwila i będzie meta! Sterujemy na zmianę, Gosik biega do laptopa patrząc gdzie mamy jechać i czy się w coś nie wrąbiemy ech to było przejście!! Nie zapomnę nigdy!! Ciężko i trudno było, (cały czas wieje solidnie, zero snu! a my chcemy już stanąć już odpocząć już być na miejscu, niezależnie od tego ile nas jeszcze czeka to dopłyniemy! Jeszcze tylko trochę...padamy z sił, zasypiamy!!) ale dałyśmy RADE!!! Jesteśmy super i tyle.;) Zaczęłyśmy poszukiwać jakiegoś miejsca do zakotwiczenia, co jak się w końcu udało to kotwica nie trzyma. Ja za sterem, (moje pierwsze chyba manewry może nie portowe ale kotwicowiskowe i zawsze manewry;)Gosia na dziobie wspomaga mnie swoim kapitańskim pewnym głosem. Kotwica w dół uff nareszcie, chwila spokoju. Ale nie na długo Trza wybrać ja jeszcze raz, nie trzyma, znosi nas na inne jachty i jeszcze raz spróbować. I tu się pojawia problem bo winda też nie chce współpracować, w związku z tym Gosia używa sil ręczno- mięśniowych żeby ten łańcuch wytargać na pokład. Rzucamy ponownie, kurde i znowu lipa bo nie trzyma. Może coś źle robimy? Dziewczyny już zdążyły zakotwiczyć i im kotwica trzyma. Chciałyśmy być w miarę blisko siebie ale wygląda na to, ze raczej nic z tego. Powoli dochodzi 6 rano, wszystkie jesteśmy zmęczone jazdą, oczy zamykają się same. Myśli krążą właściwie wokół tego, żeby na chwile przyłożyć głowę do poduszki. Ufff udało, wreszcie trzyma. Stoimy blisko siebie, wiec w razie czego będziemy się budzić wzajemnie.
(dodatek: pomimo faktu iż pierwsze byłyśmy na mecie.. regaty wygrała mantra_ania, ponieważ my miałyśmy więcej godzin silnikowych, na nic protesty.)
Wyspy Zielonego przylądka, Mindelo, ciągle 1 grudnia...
(godziny tak wczesne że aż głupio wstawać;) no nie minęły 2 – 3 godzinki a słyszymy krzyk Madzi przez UKF i z drugiego jachtu.- kotwica nam znowu puściła i zbliżałyśmy się do ogromnego, żelaznego statku. Natychmiastowa pobudka, tym razem Gosia przejęła ster, a ja na dziob do walki z kotwica. Jako ze winda znów odmówiła nam współpracy- kotwica wybrana napędem siłowym moich rąk. Szlag by trafił. Kotwica dół- i dupa znowu nie trzyma! Co jest do diabla? Po raz kolejny wybieram a ręcznie w czym zaczynam nabierać wprawy. W końcu się udało, tym razem trzyma i wygląda że jest ok. Niestety odległość miedzy naszymi jachtami się trochę zwiększyła, ale nie jest źle.
Wreszcie możemy zobaczyć gdzie jesteśmy, jakiś koniec świata (Andrzej gdzieś Ty nas wysłał?;) bo to Wyspy zielonego przylądka, Mindelo. Dookoła stoi pełno innych jachtów, jakieś stateczki, czasami jakiś prom da znać o swoim istnieniu. Na brzegu góry, choć raczej wyglądają jak łyse skały. Piękny zakątek świata słychać śpiewy z brzegu, choć jakaś demonstracja ponoć też była. My również czasami siadamy na jednej z naszych mantr z gitarami i śpiewamy, jak tylko znajdziemy trochę czasu. A po za tym to ciągle cos naprawiamy, reperujemy, klarujemy czyli dzień jak godzien.
Aaaa Andrzej napisał, że jest możliwość powrotu z Grenady. (Karaiby)Hmm i chyba z niej skorzystam, czemu nie? A w maju na Bałtyk!!(jak mnie ktoś weźmie na łódkę..)
A tak w ogóle to budzimy ogólną radość wśród innych jachtów jak pływamy naszą „mantra dinghy” to ciągle coś śpiewamy... (albo lądujemy za blisko tego statora co za nami na kotwicy ciągle stoi- i chyba nikogo na nim nie ma, zero życia! bo nie odkręcimy zaworu paliwa czy jak to tam się zwie.. mamy pomoc z jednego jachtu, Gosia wyciągnęła kotwicę i tez nam na pomoc sunie, Ania wpław.. chyba nas lubią.. )Ech, przemili ludzie tutaj! Poznałyśmy np. stojący niedaleko katamaran z Niemcami (sami faceci!) na pokładzie! Irakijczycy też zaprosili nas na swój katamaran, a co najważniejsze- tam kapitanem była kobieta!!! Pierwsza pani kapitan duuużego katamarana.. napotkana przez nas. I wcale się nie dziwiła, że same kobity:) a potem pomagałyśmy im przy ich grocie który z naprawy wrócił- olbrzymi! Nie wiem ile miał metrów, ale jego dolna listwę musiało trzymać kilka osób(z 10:)
Bardzo, bardzo dużo gramy na gitarach, wykorzystujemy te chwile kiedy możemy być we cztery.. ponadto, chyba jako jedyne kapiemy się na kotwicowisku pływając do siebie jak nam się nie chce pontonu używać, no jest okrutnie gorąco!!.
Zmiana załóg - przewozimy wszystko pontonem, i sztaujemy się na nowo, ja na dziobie na mantrze ani, natomiast Madzik na rufie na mantrze asi. Jestem pełna energii, szczęścia i powera! Po prostu musi być dobrze!!!
Ostatniego wieczoru popłynęłyśmy na lad, wylądowałyśmy w knajpce gdzie same byśmy nie wpadły.. a tam fotki żagli różnych, w tym Fryderyk Chopin! Oni tez tu byli! Każdy klient dostaje kartę i długopis, żeby co o sobie napisał.,a opisane kartki wiszą na ścianach, głównie w języku angielskim i francuskim więc my dla odmiany, dla wyróżnienia napisałyśmy po polsku. Wybieramy potrawy wybierając na chybił trafił. Cóż pani była miła ale kompletnie nie rozumiała ani po angielsku (noo kiwała głowa tak tak...) ani o francusku ani po włosku niestety hiszpańskim nie operujemy. Mamy dość ryżu!!! Chcemy frytki!! Co dostajemy?! Ryż! Cztery razy!! Auaa!!! Na dodatek dostałam coś czego nie zamawiałam, ale patrząc na kompletnie nie rozumiejąca nas panią daje sobie spokój to też w końcu ryba.. a jak trafiłoby mi się jeszcze gorzej? Obok nas siedzi małżeństwo Włochów (no to sobie pogadałam!) bardzo sympatyczni ludzie! A na koniec wyściskali nas wszystkie i życzyli wszystkiego dobrego! Jakich my miłych, życzliwych, wspaniałych ludzi spotykamy, a może to my tak na ludzi działamy? Nie wiem.
Wracamy na ląd, uśmiechnięte śpiewamy... hmm w połowie drogi silnik odmawia współpracy, mimo usilnych naszych próśb.. daleko do naszych mantr! paliwo nam się skończyło..., to Madzik wiosłuje a my wrednie śpiewamy: i raz! I dwa! i z krzyża i mocniej.. a Madzik chce nas zabić...hmmm ciekawe czemu? Przecież my fajne i kochane jesteśmy ;)
Dopływamy do siebie, potem na mantre anie wiosłuje ja- i nawet udaje mi się trafić w łódkę. A jutro ruszamy....

cdn;)

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 121 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL