Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 20 kwi 2024, o 03:15




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 19 lip 2009, o 11:20 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Część VI czyli wrażenia (subiektywne absolutnie) z Karaibów.

(Trasa: St.Lucia (Rodney Bay, Marigo Bay), Martyniq (Anse Mitan), Dominica (Portsmouth, Prince Rupert Bay), Cariacou (Hillsborough), Grenada (St. Georges, Woburn Bay), Ronde Island, Union Island (Clifton), Tobago cays Mustiaque (Galiaux Bay), Conouan (Charleston) i na koniec znów Grenada)
St.Lucia, Rodney Bay 23 grudnia
W nocy ( a może nad ranem?) cholera nie przestawiłam jeszcze zegarka komórkowego na ichniejszy, zresztą, przecież szczęśliwi czasu nie liczą, to co ja się martwię?
W każdym razie dowiało porządnie uff jak dobrze ze my już bezpieczne stoimy w porcie;)) na razie odpoczywamy, w końcu przez 17 dni 3godziny i 34 minut godziny płynęłyśmy non stop! Ale fajnie było!! Fajny przelot! Niesamowity! (Wielkie Dzięki Ania!!!)
Klarujemy powoli jachty, hmm tak trochę dziwnie pić kawę w kokpicie kiedy nic nie kiwa, nic nie spada, nie trzeba trzymać, uważać, nie trzeba dodatkowego „stołu w kokpicie rozkładać. Dookoła pełno ludzi i innych jachtów. Dziwne dość uczucie...
Jutro Wigilia-, pierwszy raz nie w zimowym a upalnym klimacie. Inaczej jakoś. Śniegu mi brakuje... Ciekawe co uda nam się przygotować na tą kolacje (choć jak my będziemy siadać do kolacji, to rodziny będą wracać z Pasterki) też pójdziemy tutaj! Spotkałyśmy Marcina z s/y Harmony – już wcześniej spotkaliśmy się w Gibraltarze i teraz znów, co za spotkanie! mały jest ten świat! A tak poza tym to mnóstwo ludzi podchodzi i patrzy na te nasze łódki mówią Atlantyk? Przepłynęłyście? Jesteście wielkie.. nooo qrwa przepłynęłyśmy!! tak patrzymy na siebie na łódkę.. na port, naprawdę zrobiłyśmy to! Spełniłam marzenie życia!! !!! (trzeba następne wymyślić)
W Rodney Bay poznałyśmy bardzo bardzo sympatycznych Finów na s/y Rataoneito, którzy zaprosili nas na winko a potem zabrali na kolacje. Z rozmów okazało się, że każdy z nich to lekarz. Taksówkarz zawiózł nas w jakąś dziwną dzielnicę, gdzie ludzie się bawili i śpiewali i tańczyli, w przeddzień świąt- taniec na boso na ulicy ogólna radość, która aż bije od tańczących. Naprawdę wyjątkowe te święta tutaj, mimo że się jeszcze nie zaczęły to są, mimo że tak dziwnie bo upal wszędzie śniegu nie ma ponad 30 stopni temp jednak jakoś ten klimat się czuje. Może dlatego, że każda z nas jest daleko od domu od bliskich? Nie wiem.
Wigilia, 24grudzień
Właśnie dzisiaj minęły trzy miesiące naszego rejsu od chwili kiedy oddałyśmy cumy w Monfalcone! Mnóstwo mil za nami, poznana skala Beauforta od 0-9B, setki delfinów, przespanych i nie przespanych nocy a ile przed nami jeszcze trochę. Teraz to upal jak diabli ze 40 stopni C w cieniu, (tak wiem nie musimy siedzieć w tym akurat cieniu;) a my przystrajamy )) nasze jachty niebiesko czerwonymi łańcuchami (dzięki Julku!!) i znalezione liście palmowe świetnie imitują choinki. Nasi kapitanowie (ania&gosia) zajmują się przyozdabianiem naszych jachtów, natomiast my- dzielna na załoga (madzia i ja) przejęłyśmy kambuz. (sałatka z owoców morza- ośmiorniczki krewetki kalmarki i inne dziwne stwory gotują się hmm trochę dlugooo—no tak Agatko wszystko się szybciej gotuje jak się gaz zapali..;) rybka w przyprawach, zaraz się usmaży, sałatki są w trakcie robienia. Co prawda upal jakby nam nie przypomina o tym ze są święta Bożego Narodzenia, ale co tam. UFF wszystko gotowe, w końcu siadamy do naszego stołu wigilijnego, nie zapomniałyśmy o dodatkowym nakryciu dla niespodziewanego gościa. Choinka jest potrawy na stole hmm co my tu mamy: chleb – zamiast opłatka, rybka smażona, barszcz czerwony (jeden kubek na nas 4 bo tyle znalazłyśmy w bakistach ale dobre i to), gotowana marchewka, sałatki, śliwki suszone, migdały noo łącznie wyszło nam z 13 powiedzmy potraw:). Na naszym stole wigilijnym pojawił się obrus, zapalone świeczki. Ogólnie nastrój, klimatyczny nam się zrobił na mantrze ani;) Z braku opłatków podzieliłyśmy się chlebem, wyściskały, złożyły wyjątkowe życzenia....jedzonko okazało się być całkiem całkiem- pora na kolędy, (wielkie dzięki za słowa i chwyty do nich Weroniko i Apaczu!)zaśpiewałyśmy z gitarą ale już na pokładzie, w środku bowiem mimo wszystko za gorąco. Większość jachtów też jest świątecznie przystrojona, a my siedzimy u siebie i śpiewamy kolędy, szanty i nasze ulubione kawałki. Postanowiłyśmy jechać na pasterkę (jedyna taka okazja w końcu) do kościoła, który jest jakieś 10 minut drogi z portu. Finowie to Luteranie- ale bardzo chcieli zobaczyć jak wygląda katolicka msza, więc pojechali z nami, no my też nie widziałyśmy jeszcze nie u siebie, jedziemy! Miało być blisko.. jak się okazało wywieźli nas aż do Katedry w Castries. Msza była niesamowita, wspaniała!! choć trwała ponad 3 godziny... wszyscy (nie tylko my żeby nie było) zasypiali, niektórzy z dzieciakami na rękach. Wszyscy śpiewali, wyczuwało się, że to naprawdę radość, że śpiewają od serca. A jak wyszliśmy i czekając na taryfę dolało nam okropnie (z uwagi na cienkie wszystko na sobie, dostałam od Tapio marynarkę nieważne że duża ale hmm fajny ten facet;)
25 grudnia
Jest tak gorąco, że odpalamy mantra dinghy i jedziemy na plaże, gdzie spędzamy większą część dnia. Siedzimy, smażymy się, wrzucamy się do wody, nawet niektórzy trochę nurkują, ta woda jest przeźroczysta! po prostu pięknie jest! Finowie też tutaj, co prawda mieli zamiar wracać, ale jak nas spotkali na wodzie to zmienili zdanie i zamiast powrotu do portu wrócili z nami na plażę. Nawet jakieś tańce świąteczne na plaży były;)
A wieczorem, ci zaprzyjaźnieni Finowie(Finladczycy?)zrobili dla nas saunę! Myślałyśmy że żartują a oni przychodzą z hasłem że sauna czeka.. sauna w tropikach! zapomniałam dodać, że oni maja saunę na jachcie..
26 grudnia
Następnego dnia porządek z żagielkami robimy. Nawet czerwony spinaker dziewczyn też już jest w jednym kawałku (był w hm w dwóch;) grociki na trawie leżą, szukamy przetarć, trochę ich jest. Ale od czego mamy dakron? Te nasze grociki całkiem kolorowe się robią, (chciałabym je zobaczyć, jak będą po dwóch latach rejsu wyglądać...)
W każdym razie robią coraz bardziej korowe, bo niebieskie, czarne zielone.. noo i nawet, w ramach solidarności z mantrą asią jest jedna duża czerwona kropka;) ale tylko jak będziemy prawym halsem płynąc to się będziemy solidaryzować, czy jakoś tak.
Jak zwykle pojechałyśmy na plażę, tam taplając się wyjąc (jesteśmy okropne wiem) poznałyśmy kobiety, jak się no to jak tu mieszkają tookazało urodzone tutaj, i na dodatek siostry pewnie znają jakaś niedrogą sympatyczną knajpkę gdzie można smacznie się posilić. A one na to, że w takim razie zapraszaj nas do siebie, że cos dla nas przygotują, niesamowite!! Ania i Gosia pojechały zawieść dingy i przywieść nam buty (po co nam buty na plaży?) wzięły jedna z sióstr na podróż i żeby nasze łódki zobaczyła.. A Madzia i ja idziemy z drugą z nich. Rozmawiamy (angielski ciągle i non stop brrrr) i patrzymy pod nogi bo trochę tu kamieni i innych rzeczy, drobne kamyczki aa! Daleko to jeszcze? Na miejscu okazało się, że sióstr jest 5, każda mieszka w innym kraju ale to ich rodzinny dom wiec często tu przyjeżdżają i zabierają ze sobą mamę, która ma 92 lata! A nie wygląda zupełnie. Dostałyśmy na obiad jedzonko jakiego pewnie byśmy w knajpie niedostały żadnej! takie miejscowe sałatki, ryba latająca próbowałyśmy trzciny cukrowej. Bardzo, bardzo miły i sympatyczny wieczór, dostałyśmy zaproszenie również na następny dzień na obiad. Fajnie mamy prawda?
Całkiem miło się stoi w tym porcie, ale czas zmykać gdzie indziej, więc oddajemy cumy zgrabnie i płyniemy do Marigo Bay, kawałek dalej. Odpływamy i...nareszcie można się pozbyć strojów!!! Znowu same jesteśmy, trochę jachtów co prawda pływa ale co tam, zna tutaj nas ktoś? Trochę nam już odbija ale tylko trochę, humory nad dopisują, w miarę szybko płyniemy te 15 czy 20 Mm. Wpływamy w dzień wyjątkowo jak na nas. Przy okazji widzimy piękną tęcze hmm śliczna ta zatoka! I my tu Sylwka spędzimy?! na Karaibach hmmmmm super!! Stoimy na boi jednej burta w burte, fali nie ma cicho i spokojnie. I pięknie! Po prostu pięknie!!
Sylwester...(31 grudnia)
Najpierw dziewczyny robiły się na bóstwa a jako, że tego nie lubię to zabrałam się za sałatki (tym razem w wersji bezczosnkowej bo w końcu do ludzi idziemy no nie?) Przywitałyśmy Najpierw Nowy rok wg polskiego czasu, co prawda z lekkim opóźnieniem ale co tam, nieistotne potańczyłyśmy, pośpiewałyśmy obżerały się sałatkami, (ponoć smaczne były choć składu nie pamiętam wiec powtórzyć się nie da było zapisać wcześniej) Gdzieś w okolicach 22 tutejszego czasu pojechałyśmy zobaczyć gdzie i jak się ludzie bawią. Cudowne, piękne fantastyczne wsiadamy do „mantra dinghy”. Jesteśmy na Karaibach, za dwie godziny Nowy rok!2006. Ale jakoś tak podejrzanie cicho wszędzie hmmm kilka sympatycznych knajpek dookoła wiec pewnie będą tańczyć bawić się szaleć! Podpływamy do jednej cisza.... do następnej to samo. Zostaje wysłana na zwiady, bo może po prostu przy pomoście pontonowym nic nie słychać? I co? Nikt nie tańczy nie bawi się wszyscy za zastawionymi jakimś bliżej nieokreślonym żarciem stołami, jedyni co się bawią z uśmiechami i jakimś ubraniem głów swoich to chyba kelnerzy. Spadamy stąd, trochę przerażone faktem iż oni się nie bawią!(a może to my nie potrafimy? Eeee lipa. My umiemy) Jak tak dalej pójdzie może wrócimy do siebie, na mantre? jedziemy do ostatniej, skąd spadamy też. Siedzimy na jachcie bawiąc się w swoim gronie, ale potem jedziemy jeszcze raz do tej ostatniej bo jakoś najbliżej nas była lenistwo ruless;) Zamówiłyśmy sobie po egzotycznym drinku i czekamy gadając a jakby inaczej, co się będzie działo dalej. Wszyscy siedzą przy swoich stołach i pałaszują cos tam. Żywa orkiestra zaczyna wystawiać swój sprzęt: gitarki, perkusja zaczynają grac- dalej wszyscy na miejscach Karaiby.....a co za impreza!, my chcemy szaleć, jedyny i niepowtarzalny sylwek w końcu!!. No to Agatka wyszła na parkiet zaczęła śmigać, a co zna mnie tu ktoś?, Madzia dołączyła i po chwili cała nasza czwórka szalała, na parkiecie równo. A potem to już ludzie się ruszyli ze swoich miejsc i Hihihi nie ma jak rozkręcić impreze, i zaczęła całkiem fajna imprezka na Karaibach! Tuż przed wybiciem północy rozdali wszystkim gościom ustrojenia główek i jakieś trąbki, więc śmiechu było mnóstwo przy tym, odśpiewaliśmy (noo dobra, my ten kawałek znamy mniej, ale starałyśmy się trochę) pieśń o przyjaciołach, taki amerykański standard aczkolwiek tytułu nie pamiętam. A potem wszyscy się ściskali i składali sobie Nasza czwórka też. i życzenia, znajomym nieznajomym. I HAPPY NEW YEAR!! a jakie- hmmm to pozostanie słodką dla nas tajemnicą. Jeszcze chwila patrzenia na pokaz sztucznych ogni, myśli o marzeniach, może się spełnią? (hm nie to żebym się czepiała ale w Krakowie na Wiankach jest o wiele ładniej. Hmmm czyżby zapaliła się świeczka tęsknoty? Może troszeczkę..)A zaraz potem(nie uwierzycie!) zamykali knajpę.. bo to już koniec. Porażka! A tu się dopiero człowiek zaczął bawić. To Wsiadamy znów w mantra dingy i do innej knajpy (gdzie co prawda imprezy nie słychać ale za to widać mnóstwo ludzi na pomoście.. pomogli przy cumowaniu, w sumie nie to żebyśmy sobie nie dawały rady same ale jak się jakiś miły gentelmen pojawia z pomocą to czemu nie skorzystać? i hmm w środku mieli taki spory basen;)i tak tam nie to żeby przypadkiem, ale wszystkie cztery wylądałysmy w basenie ze słodką a woda!! i tak tam wyskakałyśmy się, że hej!!! )) No co, fajnie było! wyszalałyśmy się i wyskakały, przy muzyce częściowo granej na żywo (orkiestra nad basenem stała) a częściowo z płyt. A potem do domu, znaczy na mantry. Wpisane postanowienia noworoczne, z czego jedno (się moge przyznać może się spełni)to oczywiście jeszcze więcej żeglować! I jeszcze więcej się uśmiechać do świata
1 stycznia 2006 roku.
Zwlokłyśmy się z koi hmm nie powiem żeby wczesnym rankiem skoro świt, w nocy pasqdnie wiało, więc co chwila któraś z nas wstawała żeby sprawdzić, czy kotwica nam trzyma i czy przypadkiem nie jesteśmy jakoś zbyt blisko brzegu. Jeszcze poranna kafka, śniadanko i płyniemy. Do Rodney Bay, żeby mieć te parę mil bliżej do Martyniki. Nasz Kochany Albercik znowu nie chce z nami współpracować, pasqdny facet! Odpoczywać ciągle chce, może jeszcze mu dać gazetę do poczytania?! Nie lubi nas czy co? Brrrr cały czas wieje w mordę, sama przyjemność. Oczywiście tik tak też się zbuntował, wiec tak na oko wieje miedzy 20 a 25 węzłów, może trochę więcej? Płyniemy do przodu, początkowo trochę na silniku, potem stawiamy żagle, od razu grota na trzeciego refa i jedziemy. Ta łódka pod wiatr nie pływa uac.. dla przyjemności tu jesteśmy.. bo lubimy tia....dziob mocno uderza o fale i co chwila jakaś ląduje na sterującym i prosto w oczy! auc! A ja tak sobie myślę.. że Neptun to nas chyba tak troooszeczkę lubi, skoro Atlantyk był z wiatrem a nie pod...;)
W końcu dopływamy na kotwicowisko na Rodney Bay. W nocy a jak. Wieje dalej ale tutaj jest jakby trochę spokojniej tutaj, w zatoczce, mantra asia już stoi ale w nocy już nie będziemy dmuchać dingi nie chce nam się, zobaczymy się jutro. Szlag by trafił!! Wszędzie pełno kompletnie nieoświetlonych jachtów stoi na kotwicy! To jakaś cholerna moda czy co? Ich nie widać!na crasch test liczą? Trzeba ich bardzo bardzo wypatrywać żeby nie wjechać w stojący obok jacht. MASAKRA! Tak się zastanawiam, dlaczego tak jest, oszczędność? moda/lenistwo? Uff zakotwiczyłyśmy, możemy spać, jeszcze tylko chwila na orientacje gdzie jesteśmy hmm po lewej nieoświetlony katamaran, po prawej jakiś kadłub z tylu też (dla odmiany) nieoświetlony aha. To idziemy spać. Jeśli nasze położenie zmianie, to się będziemy martwić W nocy dmucha wiec też się nie wysypiamy. Nie wiemy jeszcze czy popłyniemy na wymarzoną Dominikę, choć chciałybyśmy bardzo!! Wyspa ponoć piękna, ale drałować pod wiatr tyle godzin? Hmm jeszcze zobaczymy. Dziś nasza boska sonda zrobiła nam suprajsa i znowu zadziała (agatka trochę pobyła pod kadłubem ze szczotką na Marigo Bay- warto było!) Chociaż jest jeszcze wcześnie, to czy nam się kleją potwornie, niby tylko 12 Mm, ale z prędkością zawrotna 1,5-4 knt..
Jako że skończył się rok 2005, to tym samym mi się skończył kalendarz. Szkoda, do końca mojego pobytu na mantrze pozostało aż dwa miesiące( o ile nie skończy się wcześniej niespodziewanie) a tu nie ma jak pisać, swoich wrażeń, strachów i takich innych.. Lipa! W sumie zawsze można nie pisać wcale;)
2 stycznia.
Płyniemy na Martynike! Oczywiscie pod wiatr, a co. Sterujemy recznie co chwila fale na nas się śmiejemy ze to miss mokrego podkoszulka, ja opiwszy się soli trochę choruje a Ania ta pasqda życzy sobie 3 daniowy obiad... zamorduje!! Długa przemowa do Neptuna dlaczego Ty mnie taak nie lubisz? Humory, pomimo tego że jesteśmy kompletnie, absolutnie całe mokre, ciągle w szelkach to nawet nam dopisują. (a jedna pasqdna wredna fala to jak się ukryłam w kambuzie to mnie zaatakowała! pasqda!! Brrrr) W końcu ubieram sztormiaczek, mam dość bycia non stop mokra a poza tym trochę mi zimno, mokra koszulka sio- Ania stwierdza- „tylko pamiętaj jak przyjedziemy że nie masz nic od spodem”;) noo ale cieplej.. „no to jak masz sztormiak to teraz steruj a ja sobie idę” Heh no co mam zrobić? Nie ma lekko, ale czasami trochę się boje że nie tak podjadę pod fale ale hmm jakoś nie jest aż tak źle, jakoś mi idzie! Ania, co jakiś czas wyłazi z ciepłego i suchego kącika,, no co? Dobrze Ci idzie przecież, nie marudź steruj dalej...;) i się chowa. Grrrrrrr!!!! ale co jakiś czas się zmieniamy, wiec nie jest źle. (szczególnie w momentach, jak na niektórych nie działa sterowanie i stęsknili się za zawiśnięciem na relingach;)
No co, tylko ja mam zażywać radosnych morskich kąpieli? Uff nareszcie na Martynika! W Anse Mitan (pojechałyśmy specjalnie po Pawła- znajomego Ani). Mantra asia już na kotwicy stoi, (były wcześniej, bo nie wybierały „by hand” 40 metrów łańcucha kotwicznego; ania wybiera agatka steruje) teraz mantra dingy gotowa i jedziemy do dziewczyn i po naszego gościa.(a tak przy okazji już wiem, że wstecz- to niekoniecznie cała wstecz... no człowiek się na błędach )uczy...
To właśnie tutaj, następnego dnia dziewczyny brutalnie dość wsadziły mnie do mantra dinghy i zmusiły do sterowania silnikiem.. aa..! Masz się nauczyć! I koniec. Uparły się to co miałam zrobić? Ale nie jest to takie trudne choć nie lubię. Owszem umiem ale nie lubię. Zawsze się boje że mi do wody wpadnie. A te pasqdy jeszcze kręcą filmika....zamorduje_was!!
Po dyskusjach różnych stwierdziłyśmy że płyniemy jednak na Dominikę, w końcu czy mu tu kiedyś będziemy miały okazje wrócić? Marne szanse choć na pewno nie niemożliwe. Przy podchodzeniu już ją widzimy jaka jest piękna cala zielona!! Jesteśmy w Portsmouth gdzie tankujemy najlepszą wodę na całych Karaibach! Woda jest krystalicznie czysta, na tyle że kiedy widzimy dno, nie możemy uwierzyć, z sonda pokazuje 15metrow.. widać kolorowe rybki normalnie jak w akwarium! Pięknie! Wykorzystując że tu chwile jesteśmy.. nurkujemy i fajnie fajnie ale ta płynąca w moja stronę płaszczka brrrr chyba się coraz bardziej przekonuje do tego, że jednak wolę być na jachcie niż pod woda.
Płyniemy do Prince Rupert BAY, tam kotwiczymy. Ślicznie tutaj jest! Dokoła zielona wyspa, mnóstwo jachtów, tylko siąść na dziobie (moje ulubione miejsce zresztą pewnie nie tylko moje). Robimy sobie wycieczkę po Indiana river (pięknie! Rzeka w środku dżungli, która też z trochę zwiedzamy) niesamowita cisza na rzece tylko słychać stukot wioseł naszego przewodnika Alexa, ta cisza robi niesamowite wrażenie! Tutaj poznajemy Stiva i Ralfa – przyjaciele od lat i specjalnie dla nas łowią ryby- Paweł je patroszy a Madzia smaży – rybki rewelacja a ja nie mam jakoś humoru specjalnie. Zawsze muszę mieć? Jakoś tak nie mam i już. Jedziemy wieczorem zwiedzić Fort (nic nie widać kompletnie, ciemno, ale co tam) A później korzystamy z zaproszenia Ralfa i spędzamy bardzo sympatyczny wieczór z nimi i ich przyjaciółmi, Ralf i Stiv robią nam przynęty na rybki znają się na tym my zaś niekoniecznie.
Jedziemy na Cariacou, jasne chciałybyśmy bardzo płynąc jeszcze wyżej tam są piękne wyspy, ale czas nas goni, nie da się zobaczyć wszystkiego. Płyniemy sobie i śpiewamy ogólnie wesoło jest!
Tutaj spotykamy się z żaglowcem Fryderykiem Szopenem (Ania i Gosia tu pływały, mi się marzył...a po stanięciu na pokładzie to już wiem, że bym chciała.) NIEsamowici ludzie! Cudownie spędzony cały dzień, skakaliśmy z burty, z huśtawki zamontowanej na rei (się przyznam bałam się jak diabli bo ta burta wysoka, do wody daleko, i w ogóle Eeeee może innym razem. Strach w oczach okropny, nie nie skoczę! za wysoko! się boje jak...że hej ale... zamknęłam oczy i skoczyłam!! )) Coś pięknego!! Wracam na górę i skacze jeszcze teraz nie potrzebowałam zachęty załogi że jest fajnie i się nie bój i skacz!:)
A poprzedniego wieczoru tak jakoś nam się zatęskniło za schabowym... zaproszeni jesteśmy na obiad na Szopenie i co? Schabowe! Kapusta! Ziemniaczki patrzymy i się możemy uwierzyć! Dzieciaki ze szkoły,(Szkoła pod żaglami) dla których taki obiad to nic dziwnego, pytają a co wy jecie? Jak co? Urozmaicone weną puszki;) bardzo bardzo sympatycznie na tym Cariacou było! A na żaglowiec.... wrócę, przecież jak się czegoś bardzo chce to się spełnia?( no jak ten rejs przez Atlantyk tak dawno mi się marzył no to mam go za sobą- jeszcze trzeba inna trasa popłynąć zahaczyć o inne miejsca.. wszystko przede mną!
Płyniemy na Grenadę! Do St Geoges, dwie doby płynięcia przed nami (z wiatrem dla odmiany wiec dość szybko nam idzie.) Tak sobie płyniemy, przed siebie, pewnego wieczorka Ania śpi, a Paweł udaje, że nie śpi w kokpicie, coś mi przeleciało po plecach aaaaa oczywiście krzyk: Paweł! Paweł! cos tam jest! Paweł się zrywa pokazuje mu ręka gdzie to jakieś pasqdztwo, stwór jakiś paskudztwo jest... (tam, tam) pod pontonem był.. papierek od cukierka irys!! Tia.. nie powiem jak długo się że mnie nabijali ale długo;) (normalnie jak pływamy same to cos jest trza sprawdzić samemu a tak.. wykorzystać niewinnego człowieka a faceta to już w ogóle;) Uff dopływamy w końcu na Grenade, zdążyliśmy zanim Andrzej zdążył wylądować ufff
Wypływamy z Grenady,(fajnie i zielono tylko ciągle pada!) Kierujemy się na Ronde Island.
A Mantra asia w chwile po wypłynięciu z Grenady złowiła rybę! wielka radość panuje wszędzie, będzie dobry obiad jak z Tuńczyka! (yy nasza wędka yy się zgubiła bo coś ją pociągneło, pewnie jakaś ryba...Tak naprawdę nikt nie wie, co to było więc niech tak zostanie- w każdym razie u nas wędki niet już a szkoda) W końcu docieramy na kotwicowisko dzikie i piękne cudownie ! Ronde Island! Nikogo, żywej duszy tylko my dwie mantry! Bosko:) Gosia z Madzia przypływają ze zdobycznym tuńczykiem. Paweł go filetuje ( a potem agatka smaży) choć na surowo też był całkiem całkiem) wszyscy, (w tym dwoje wygłodniałych facetów) Andrzej i Paweł czekają na kolejne porcje tuńczyka... aleśmy się wtedy objedli hmmm A po obiado kolacjii (mniam rybka mniam!!!) wyciągamy gitarkę i trochę śpiewamy, a rano dalej w drogę, znowu na północ na Tobago chcemy dotrzeć. Najpierw docieramy na Union ( tutaj odprawa ) w ogóle na każdej wyspie trzeba się odprawiać i odprawiać, w końcu każda z wysp to inne oddzielne państwo. W drodze na Union (podchodzimy w nocy, jak zwykle) Ania z Pawłem nawigują aa Agatka się zaszyła w kambuzie (Ania!! Pasqdo! Zostaw! nie wyżeraj!!) po łapach!grrrrr nawiguj bo na rafie wylądujemy!) i robi spaghetti. Czasami coś mi się udaje szczególnie, jak nikt nie zwraca uwagi co akurat manewruje w kambuzie tak, zdecydowanie wtedy wychodzą najlepsze dania;)
Union jest śliczne! Po prostu wyspa na która chce się wracać! Kiedy tak łazimy poznajemy jednego taksówkarza,- water taxi?potrzebujemy ichniejszej kasy a bank nie czynny, taxowkarz zaprowadza nas do jednego Francuza, a stamtąd do syna- oboje maja sklepy po przeciwnych stronach ulicy.. mafia rodzinna. Przez chwile powstaje myśl a może by tu zostać?...niesamowity klimat, przesympatyczni ludzie, ba nawet w biurze, przy odprawie było miło
Na Tobago cays śmy sobie ponurkowali (co prawda pływanie nad sama rafą powoduje u mnie lekki odruch w tył zwrot ale cudownie było! Te kolorowe rybki - przepływające koło nosa, mnóstwo korali, jakieś coś na dnie – nie wiem co to leżało i patrzyło na mnie swoimi dużymi oczyma... strach się bać. Jakieś ławica czarno kolorowo białych i żółtych fioletowych rybek tak obok. Dobrze że nie żarłoczne jakieś ;). Nurkowanie fajne jest ale hmm jakoś ja tam się lepiej czuje jak mam pod nogami pokład a nie rafę.
Zakotwiczyliśmy na Moyerau i odwiedziliśmy restauracje Denisa (boss wysp, Gosik poznała go jak na s/y F.Szopenie pływała, )– a rekin w warzywami całkiem niezły był jak inaczej?

Następnego dnia- dalej na Tobago cays tym razem znaleźliśmy się pomiędzy wyspami Petit Rameau i Petit Bateau), Piękna wyspa! Co prawda pływanie pod prąd jest hmm chwilami ryzykowne ale co tam. Dopływamy do brzegu jakaś dzika kolejna wyspa (choć sprzedawcy z koszulkami itp. są ale innych sklepów, cywilizacji, bankomatów, telefonów niet;) I tutaj spędzamy cały dzień i noc też- ten sam Denis, specjalnie dla nas zrobił sobie wolne i wraz ze złowionymi lobsterami rybkami zrobił imprezę do której dołączyli znajomi, Norwedzy, którzy pływają z dziećmi czas jakiś których poznałyśmy jeszcze w Mindelo. Piękny wieczór!( te lobstery to ruszają się jak się tnie na pól jak się piecze.. ale są przepyszne! Norwedzy opowiadali jak to się pływa z dzieciakami, które chcą robić wszystko, poza nauka (chyba norma;) ale nie ma lekko, jak przypływają do jakiegoś kraju to dzieciaki maja się same dowiedzieć o tym kraju od mieszkańców a potem o tym napisać jakiś esej. Posiedzieliśmy, na wyspie (wcześniej zapatrując się na piękny zachód słońca wśród palm.. poezja ( szkoda tylko ze większość aparatów była pozbawiona działających baterii i większą zdjęć trochę nam nie wyszła, ale wspomnienia zostały w głowie, nie da się zapomnieć! Pogadaliśmy, potańczyli na plaży troszeczkę pośpiewaliśmy kawałki polskie (nasze ulubione), norweskie, angielskie, nawet Denis dal się namówić na granie! Super wieczór! Hmm chyba długo go będę wspominać.
Jedziemy na Mustiauqe (prywatna wyspa całkiem) a wieczorem płyniemy na kolejna wyspę Canuan. Tutaj pyszne spaghetti made by Paweł, trochę śpiewania a co tak gitary będą tylko za świetny ształ służyć ( no w moje dziobowej ta gitarka ma wygodne dla mnie miejsce;) Tutaj hmm zakotwiczyliśmy przypadkiem za blisko jakiejś boi... i w nocy jakiś statek niemały rybacki na niej stanął.. aa tak blisko przed nami, ze widzieliśmy się nawzajem. Brr za blisko było, ale przestawić się znowu w nocy? Nauczka na następny raz – jak jest jakaś boja to nie koniecznie należy koło niej blisko stawać- można mieć potem nie koniecznie przespaną noc.
21 stycznia
Lądujemy znowu na Grenadzie gdzie jest owszem zielono ale ciągle pada i pada., stoimy na kotwicy powoli żegnamy Pawła Madzie i Andrzeja w końcu za chwile znów płyniemy dalej, na Arube! I będziemy się żegnać z pięknymi, zielonymi Karaibami, pełnymi przyjaznych i niesamowitych ludzi ale może tu kiedyś wrócimy?

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 170 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL