Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 28 mar 2024, o 11:20




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 20 lip 2009, o 19:46 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 2 lip 2009, o 19:02
Posty: 111
Lokalizacja: Kraków
Podziękował : 6
Otrzymał podziękowań: 1
Uprawnienia żeglarskie: Morsik;))
Część IX, ostatnia czyli absolutnie subiektywne wrażenia z Colon i Panamy i moje pożegnanie z mantrą...
8 luty, Colon
Jesteśmy na kotwicy! Aruba za nami!!! Morze Karaibskie za nami!!! Udało się!!! Jezoo jak cudownie!!!!!!!! Jakie szczęście!! Nie pamiętam już, ile godzin spałam jak po rzuceniu kotwicy wdarłam się do swojej koi, razem ze sztormiakami, całym bałaganem, o rany takiego to żeśmy jeszcze nie miały! Na dodatek, przecież większą cześć radosnego i ciężkiego etapu z Aruby do tutaj, jak już spałyśmy (były takie krótkie chwile) to i tak najczęściej w koi środkowej, czyli tej, z której najłatwiej wypaść, (co nam się nawet niejednokrotnie zdarzyło), ale fartuch założyć? eeeeeee po co... i się trochę poobijałam o stół i wszystko inne jak wypadłam ale co tam, a bo to pierwszy raz? się podniosłam i zaształowałam jakoś wyginając we wszystkie strony i spałam dalej). Ale teraz to padłam, po prostu padłam. Posprząta się później, wodę wybrać po tej cholernej fali... później, teraz tylko spać dobrze, zamykam oczy i niech się dzieje co chce. Tylko nie każcie więcej sterować, przynajmniej przez jakiś czas, potem tak, ale teraz ...
Przypływając kiedyś dingy na ląd, wypatrzyłyśmy bardzo szybko nazwę jachtu Gdańsk, na białej burcie hmm czyżby nasi? tam też podpływamy, no jasne! Poznajemy Basię i Jurka,! Serdecznościom i powitaniom, opowiadaniom nie ma końca! W sympatycznej atmosferze, bardzo szybko dowiadujemy się, co jest potrzebne na przepłynięcie kanału panamskiego: przede wszystkim, każdym jachcie musi być 5 osób (4 do cum+ sternik)+ pilot z urzędu, ponadto 4 grube cumy, o długości min. 38m, jakiś gong i tyle, no i koniecznie zaznaczyć że łódka na silniku tak z 8-9 węzłów robi. Bo jak się wpisze mniej to mogą kazać dopłacać spoooro. Oj mantra robi średnio 5- 6 na silniku a jak z prądem płynie to nawet z 8 potrafi ;) (no chyba, że trafi na przeciwny prąd to do 2kn na silniku też potrafi zwolnić. Ale optymistycznie zakładamy, że takich prądów nie ma w tamtej okolicy).
Tutaj, w Colon mnóstwo jachtów stoi, niektóre po kilka lat nawet, imprezują, raz w porcie raz na kotwicy, remontują się, czasami płyną dalej, tak jak nasze jachty na Pacyfik, czasami stoją długo. Żyją i mieszkają tutaj. Bardzo dużo jest pływających małżeństw, par, średnia wieku 50-70lat, więc my to w sumie małolaty, wśród tego towarzystwa;) Mnóstwo osób pływa przez kilka miesięcy w roku, a potem na następne wraca na stały ląd, (spotkać się z rodzinami, zobaczyć jak się miewa ich dom, itp. a potem znów pływają i poznają nowych ludzi, i cieszą się życiem!)
Zauważyłam taką drobną różnicę, a mianowicie w Polsce na jachcie 15m pływa ok. 10 osób przeważnie, natomiast w okolicach Panamy czy Karaibów taki jacht jest akuratny dla dwóch osób. Pełno ogłoszeń o rejsach o poszukiwaniu załóg na Pacyfik, Atlantyk. Mnóstwo ogłoszeń o poszukiwaniu ludzi do pomocy przy przejściu kanału. Może zostanę? Eeeee czas wracać do domu.
Kiedyś płynęłam sobie naszym super mokrym i radosnym dingi i czekałam na dziewczyny, żeby tym razem zachować suchość ubrania popłynęłam i przechadzam się po porcie w stroju, nic nowego, mnóstwo ludzi tak chodzi. Ale zaczepił mnie gostek, który zbiera (zdziera?) za ponton i pyta hmm czy ja tylko tutaj czy może wybieram się do miasta.. bo jak do miasta to koniecznie mam coś ubrać na siebie. Uspokoiłam go, że na pewno ubiorę, tylko trochę wyschnę.. A tak przy okazji bardzo dbają tutaj o to, żeby w miejscach publicznych nie pokazywać się bez nadmiernych dekoltów, przy wejściach do knajp czy biur porozwieszane kartki, że wpuszczają, w butach i koszulkach.
Żeby zgłosić jacht do tego, że chce przełazić przez kanał, potrzeba szereg formalności. Najpierw pojechaliśmy do biura, tam wypełniliśmy papiery o kolorze i metrażu łódki i mamy czekać na mierniczego. Kiedyś przyjdzie;)
W końcu, nadszedł ów dzień, Mierniczy przypływa swoim dużym pilotowym statkiem. I ten pilot krąży wokół mantry i krąży.. próbuje i zastanawia się jak to zrobić, bo wysokość z pilotówki do nas.. jest spora. Kilka razy próbuje w końcu podchodzi burtą i skacze na pokład mantry asi. Udało mu się. Chwile tam jest, sprawdza... po czym schodzi i krąży koło nas.. my mamy radochę i zastanawiamy się czy do nas zejdzie, po czym pyta hmm a tak właściwie to te łódki są identyczne? Yhy. To ja może wam zadam kilka pytań.... (nie zszedł jednak.) i tak żeśmy sobie pokonwersowali o tym co jest, co ma być, np. kibelek ma być, bez niego- pilot nie wejdzie....pokazałyśmy linę w jednym kawałku *ok.600stóp a kupione jako 400 promocja chyba jakaś) kazał pociąć, po czym umówiliśmy się na spisywanie papierów w knajpie w porcie. Oj papierów mnóstwo. Mnóstwo! I to jeszcze w iluś kopiach, brr ale grunt że załatwione. Jeszcze tylko musimy wykombinować ludzi, żeby oba jachty przełaziły razem, ale coś wymyślimy.
Dziewczyny Ania i Ania mają przełazić przez kanał, żeby jeszcze przed naszym przejściem zobaczyć jak to wygląda (podpłynął do nas sympatyczny facet pontonem i się pyta czy nie ma u nas chętnych.. bo on tylko z żoną... tak właśnie się szuka załóg;) Ania i Babe maja jechać, Basia z nimi. Odwozimy dziewczyny, wstawiamy jakieś pranie, prysznic itd. Jednak po powrocie jakoś hm dziwnie- jacht którym miały płynąc dalej stoi na kotwicy... podpływamy? Co się okazało- poinformowano ich, że dziś nie przechodzą bo pilotów brak.. Jutro. tiaa straszny bałagan maja tutaj- mówią, że na pewno dziś a to jutro dopiero, a tu człowiek czeka i czeka na tego pilota. Ciekawe jak to się u nas skończy... dziewczyny następnego dnia płyną, żeby zobaczyć co to takiego, jak wygląda. Wracają następnego dnia.. opowiadają, że super było!! Banał! Tylko czasami trochę potrzeba powera do tych dłuugich cumek ale poza tym? Miło sympatycznie spędzony czas. Luuzik!
Witamy Julka! Znowu nas nawiedził.. i przy okazji jest w szoku bo nie wiedział, o tym że babe &me lekko zmieniłyśmy nasze fryzurki... hihi
Któregoś dnia, Basia i Jurek poprosili nas o pomoc przy przejściu kanału- no problem a nawet bardzo chętnie!! to teraz gosik i ja bo jeszcze nie byłyśmy. Niestety, ich przejście się nieco przeciąga a potem zbiega się z przylotem Andrzeja do nas, trochę głupio...ale przecież taka okazja może się nie powtórzyć! Zresztą zobaczymy się o prostu dzień później.. jedziemy! Trochę zbyt mocno dmucha a my jedziemy mantra wet dingy i szukamy s/y gdansk.. Fale spore, chlapie jak cholera, nie jesteśmy lekko mokre tylko cale mokre kompletnie!! Nasza mantra dingi w wodzie po kostki, czerpak w łapy, choć woda i tak się bez przerwy wlewa. Fajnie co? Pływamy w tych cudownych warunkach, ale nie możemy go znaleźć?! Kurcze bez sensu tak się krecić, wracamy i wywołujemy ich na ukf gdzie sąś.. noo przed wami! (patrzymy faktycznie) teraz trafimy- super.. tylko że maja na drugiej burcie Vancuver, nie Gdansk i to nas zmyliło.. podpływamy totalnie mokre... rzeczy się susza, kładziemy się spać, przecież ok. 0500 pilot ma być.. trochę się spóźnia a jest zimno! Ale w końcu jest, pyta o wszystko, czy jest (cumy itp.) Ma przy sobie mnóstwo komórek (ze trzy?)i w sumie przez całe przejście jak nie śpi, to gada przez telefony, wzbudzając naszą ogólną radość...Płyniemy sobie na silniku ale na foku też hmm ścigamy się! Fajna jazda! Koło nas przepływają ogromne statki, płyniemy wśród krzaków, wysp jakiś, szlak wytyczony czerwono zielonymi bojami. Płyniemy od razu, na wszystkie śluzy, bez zatrzymywania się na jeziorze, ostatnia śluza (Mirafiori)za nami! Mijamy most wantowy, obfotografujemy go ze wszystkich możliwych stron i Pacyfik! Jesteśmy na Pacyfiku!!!! Hmm jeszcze tylko zacumować do opony (opony maja dwie cumy przyczepione do siebie i trzeba je wciągnąć i zaczepić o knagę.. ) jakiś problem? Żegnamy się powoli, ale pewnie się jeszcze zobaczymy, na pewno!
Wracamy do Colon, radośnie mówimy przez ukf na jednym z jachtów żeśmy wróciły. I jakby przypadkiem mogli przyjechać, to byłoby miło. I się dowiadujemy, że wszyscy są na zakupach i powinni być niedługo. Więc głodne zamawiamy kurczaka po jakiemuś, browarka i czekamy na ekipe;) ooo Andrzej mi mignął.. pierwsze co robi to serdecznie witając się, sprawdza moja fryzurkę.. (dziewczyny uduszę_was!!) i hehe ale w małym szoku chiba jest;) łysy agatek , tego się chyba nie spodziewał, że jednak to zrobię ,bo przecież taki zamiar był od początku rejsu. Jako że czeka nas mnóstwo zakupów, na kilka długich miesięcy (siedem chyba) wobec tego, perspektywa robienia kilkudziesięciu kursów naszą mantra dingi (nazywanym pieszczotliwie „water dingi”;) przeraża wszystkich. Wszystkie rzeczy mokre (my to pikuś- przyzwyczajone) do radosnych podróży. Po jednej z takich podróży, jedna bardzo sympatyczna pani patrzy na mnie oo z mantry dinghy wróciłam? A ja taa? A skąd wie?. Kobita w śmiech, ja też. To potem łaziłam i się suszyłam w wiaterku i słoneczku, bo za leniwa jestem żeby brać jakieś rzeczy na przebranie;)W każdym razie wygodniej jest stać w porcie, nie marnując ani czasu ani nerwów na pływanie w te i nazad.(no i nie ma obaw ze się paliwo skończy w najmniej spodziewanym momencie.. )
Na szczęście miejsce w porcie się znajduje, akurat dla naszych dwóch jachtów, więc płyniemy mantra wet dingi, i żeby nie robić kursów kolejnych radosnych, Babe z Andrzejem zostają w porcie, przecież pływamy ciągle we dwie osoby to czemu teraz być inaczej? Mamy sobie nie dać rady? Eee tam. Chwila zastanowienia, jakie składy – Gosia z Julkiem, ja z Anią. Tiaaa już sobie idę na dziób, tym razem łańcucha jest więcej, bo jeszcze dodatkowe 30m liny...(kotwica nam kilka dni wcześniej puściła..) usadawiam się wygodnie, ech trza do roboty, powoli wyciągam linę zanim jeszcze Ania silnik odpala, wieje cały czas, ale zaczyna mocniej, szlag by trafił. Pełno jachtów wokół! A jak mi się nie uda.?. Ania zza steru krzyczy czy wszystko oki, tak! Wyciągam, kieruje Anią.. pokazując gdzie leży kotwica.. rozwiewa się coraz mocniej!(mantra asia już ruszyła do portu) Lina wyciągnięta, teraz zaknagować łańcuch i odczepić linę.. tak, żeby nie puścić łańcucha, coś ciężko idzie nie mam siły!! Jeszcze kawałek! Zostało z 10 m i cholera chwyciła! Właśnie teraz!? Pogięło? Nie mam siły! Tyle metrów i teraz dupa! Spycha nas na jakiś statek ANIA!!!!! Nie wyciągnę, ostatnie metry qrwa! Ania przybiega na dziob i wyjmuje te ostatnie metry łańcucha kotwicy, i biegiem do steru. ufff wszystko gotowe, nie ma jak team. Ale się rozdmuchało! jedziemy do portu, najwyższy czas. Wypatruje, gdzie to ma być.. mnóstwo jachtów, port ful! a my mamy wejść do środka, trochę to trwa, podejście jest trudne, (ciasno jak diabli w tym porcie) kilku krotne ale w końcu skuteczne! Nie mieścimy się z pontonem, mimo, że jest na dziobie ale i tak lipa! Odpływamy kawałek szybko wciągamy mantra dingi na dziób, podejście kolejne... jeszcze jedno. Ufff stoimy. Mantra asia obok, cumy rzucone, słupek w porcie złapany (tym razem trafiłam od razu; praktyka:)) Ludzie obserwujący te manewry biją brawo . A my się śmiejemy, no co w końcu dzień jak co dzień, niech wiedzą jak się manewruje w porcie! Ania jest w te klocki git!!! Brawa dla niej! Chociaż załoga też sobie dała rade.
Nareszcie w porcie! Po tylu dniach na kotwicowisku! Hura!! I prysznic blisko! I pralnia! I knajpa.. I pięknie jest!!!
Następnego dnia, dziewczyny wraz z Andrzejem jadą po zakupy dłuugo ich nie ma, ale w końcu są, maja pełne siatki, dzielimy wszystko, Babe to lubi robić ja delikatnie mówiąc nie przepadam. Przy okazji przychodzą dzieciaki z jachtu obok, gadające i bardzo chętne do pomocy, pomagają nam, zawsze się jakaś sympatyczna pomoc przyda, przecież?
Pocztę sprawdzamy rzadko, głównie dlatego iż trudno tu na kotwicowisku/porcie w Colon trudno się połączyć. A po za tym, skoro Andrzej jest z nami, to nie musimy swoich pozycji wysyłać;) skoro i tak stoimy w jednym miejscu.
Pewnego słonecznego dnia, kiedy dziewczyny pakują enty raz zakupy żywieniowe na Pacyfik (jakby nie było na kilka miesięcy)- a my z Julkiem poszliśmy na pifko. Końcu to Ania płynie, więc ona musi wiedzieć gdzie co jest, a jest tego sporo, pomagam tyle co mogę
( w wyjmowaniu zakupów i segregowaniu ich), ale w bakistach (i innych miejscach też układa je już Ania. To ja się ulatniam, żeby nie przeszkadzać. W połowie pifka podchodzi do nas Andrzej z młodym chłopakiem i pyta czy nie chciałabym się na kanał jeszcze raz przepłynąć? Pewnie! Czemu nie? Ile mam czasu? Hmm jakieś 2 minuty.. to biegiem na mantrę, pakuję sztormiaczek (kurtke) spodnie szczoteczkę do zębów i mogę jechać. Na jachcie jest Kinga ( z Krakowa!) która też im pomaga, zresztą płynęłyśmy już razem na s/y Gdańsk przecież. Się śmiejemy, że mają zawodową załogą hihihihih. No i znów lądujemy razem przy cumie rufowej, na jachcie jest ogromne koło sterowe, mam ogromną ochotę spróbować, w końcu kiedy będzie następna okazja? Nie wiadomo.... Kinga jak się dowiedziała, że na S/Y Gdansk chciałam ale się bałam.. chciała mnie udusić i inne mordercze myśli miała też, więc to teraz mi obiecała, że się nie wywinę.
Dzień upływa miło i sympatycznie, pierwsze śluzy za nami, luuzik! Piloci się śmieją(ciągle ci sami, wiec już się znamy) aa to znów one eee to luuzik;) A Hose (pilot u nas) to zaczął mnie hiszpańskiego uczyć, co prawda już nic nie pamiętam, ale się starał facet, trzeba przyznać. (przynajmniej nie gadał non stop przez kilka komórek, jak pilot na s/y Gdansk, który albo spał albo dzwonił, innej opcji nie miał włączonej). Wesoło było! W nocy stanęliśmy na jeziorze Gatum (przy ogroomnej boi, takiej, na która się wskakuje, a jakby kto chciał to i położyć się można, przy tym uważać trzeba bo tam, w tej słodkiej wodzie krokodyle ponoć grasują...ale są tacy wariaci co się tam kąpią, mnie to nikt do tego nie zmusi).
Rano, miał przyjechać pilot, przyjechał ale na tamten jacht do nas nie! Porażka! U nas prawie cały jacht musi być w Balboa! Niektórzy mają samolot, a jutro nasze mantry przechodzą przecież! A ja tu utknę na środku jeziora, nie wiadomo na jak długo, (jeden jacht już stoi tutaj dwie doby czekając na pilota..)bez możliwości popłynięcia gdziekolwiek. Porażka!!! W końcu udaje się uprosić pilota, żeby płynął z nami a tamtym się wcale nie spieszy, pilotów mają mało! Ufffffffffff!! Minusem jednak jest to, że Kim (Australijka, niesamowita dziewczyna! też ciągle przechodzi przez kanał i bardzo bardzo dużo pływa na różnych jachtach) miała nam pomagać, ale w tej sytuacji chyba nie zdąży, więc musimy kogoś znaleźć na jej miejsce i to w trybie natychmiastowym. Kinga ta pasqda! kazała kapitanowi postawić mnie za tym dużym sterem! On go puścił i mi oddał.. tak dziwnie się steruje..., inaczej zupełnie niż rumplem! Ale po chwili całkiem nieźle mi idzie! i ja się głupia bałam! Kanał panamski za nami! (po raz drugi). Dopływamy do Balboa, dostajemy jeszcze pyszne tortillas i łapiemy „water taxi” ponieważ pływanie własnym pontonem jest zabronione. (zarobiłam 10 dolców za cumy hmm może ja tu zostanę i będę tak ciągle przez kanał przełazić?)
Przy okazji pobytu, próbowałam się kontaktować z Basią i Jurkiem przez Ukf, ale nie odpowiadali, niestety. Water taxi zawodzi wszystkich na ląd, a ja pływam dalej po kotwicowisku, poszukując „Gdańska” może uda mi się ich spotkać i pogadać? Bardzo sympatyczny Meksykańczyk wozi mnie po tym kotwicowisku oj ciacho okrutne! I ma takie pikne piwne oczy!! Trochę pogadaliśmy, kalecząc okrutnie angielski z łączonym hiszpańsko -włoskim, ale miał 22 lata oj jaki młody!!(no dobra sam 23 mi dawał latka, to co ja będę się kłócić czy protestować;) Zawiózł mnie na s/y Gdansk, ale tam pustki zamknięte wszystko, lipa! Zostawiłam więc kartkę z danymi kontaktowymi naszymi i informacją, kiedy będziemy przechodzić kanał, z prośbą o kontakt. Potem z pomocą w dogadywaniu się pospieszył jakiś boss, który tam kilka sporych jachtów miał, a potem posłał mnie ze swoim bratem żebym na dworzec bez problemu trafiła, i do Colon dotarła. Bardzo mili ludzie!
Hmm dworzec autobusowy w Panama City, jest ogromny, mnóstwo różnych sklepów, „kawiarenek” w stylu kfc czy inne tutejsze szybkie żarcie. Mnóstwo ludzi. A sam dworzec autobusowy to kolorowe, z wymalowanym graffiti autobusy. Żeby wejść na niego, trzeba wysupłać z kieszeni 50centów, innych monet bramka nie przyjmuje;) Z każdej strony słychać nawoływanie ludzi (takich młodych chłopaków co pomagają kierowcom znaleźć jak najwięcej pasażerów) do różnych miejscowości. A jak wyłapią taki cały autobus, dopiero wówczas ruszają w drogę, dobrze że u nas tak nie ma ....
W związku z tym rozkład jazdy jest lekko zdezaktualizowany, w porywach do godziny (BOSKO!!!), a i tak nie jestem pewna czy taki rozkład to w ogóle istnieje? Ale od brata bossa po raz kolejny, dowiaduje się, żebym absolutnie sama nie łaziła po Colon. Bo to niebezpieczne jest.
Ufff dotarłam! Wbrew przestrogom robię mały spacerek, kupuje świeże duże ananasy, mnóstwo ludzi na ulicy, trochę ciemno.. ale po kilku krokach i chęci spacerku usłyszałam jakieś strzały zbyt_blisko_od_siebie.!.. . hmm szybko bardzo zmieniłam zamiar i złapałam taryfę prosto do portu. ( przy okazji dowiedziałam się, że w następny weekend w Panama City trwa wielki karnawał! I że warto tam być. hmmm zobaczymy;)
Yahoooooooooooo! Mamy zamontowaną windę kotwiczna!! No to stoimy z Julkiem na dziobie mówi mi żebym jeszcze trochę kotwicę wybrała.. no to siadam biorę łańcuch do ręki.. a Julek w śmiech... Agatka masz tu tak mały, czarny guziczek... Tak! Zapomniałam, że mamy windę i chciałam standardowo ręcznie... ale się nabijali.....potwory!!;)
19 luty
Zbliża się wielkimi krokami przejście kanału panamskiego (dla niektórych po raz trzeci, więc luuzik) a my nadal nie mamy pełnej załogi, ale wieczorem wpadliśmy na genialny pomysł napisania ogłoszenia, (po bezowocnym łażeniu po porcie – wszyscy się bawią na karnawale w Panama City, więc na jachtach albo pustki, albo siedzą z dzieciakami- wiadomo, że nie zostawią ich na dwa dni.) Więc piszemy ogłoszenie.. i chwile potem Ania z uśmiechem przyprowadza dwóch, sympatycznych, uśmiechniętych od ucha do ucha Francuzów, na szczęście gadali po angielsku ufff.i bardzo chętnie nam pomogą. (dogadaliśmy, się że jutro się widzimy), a w tym samym czasie przyszedł Piotrek, kapitan żaglowca Concordia, (pływa z kanadyjską szkołą pod żaglami), który też bardzo chętnie nam pomoże. Oj wszyscy nam chcą pomagać, bardzo miłe uczucie! Szczególnie tysiące mil od rodzinnego kraju!!
W każdym razie stanęło na tym, że na mantrze ani jedzie Ania, ja i Julek i Francuzi, na mantrze asi- Gosik, Babe, Andrzej, Kinga i nauczyciel z Concordii, no i na każdym będzie pilot, meksykanin. Czyli międzynarodowe załogi jak nic! Przy naszym odchodzeniu z kotwicy, pilotowy statek zahaczył swoją śrubą o łańcuch kotwiczny innego jachtu i pociągnął go ogromna siłą do przodu! Nie wiem, w jaki sposób łańcuch w końcu został odczepiony ale pilotówka przycumowała się do boi i czekała na rozwiązanie.(na nurka?)
A my popłynęliśmy późnym popołudniem na kanał. Nasz pilot wchodzi do nas z ogromnym, białym workiem, hmm co to takiego? a ten” słyszałem że nie macie lodówki- no to macie” to był worek spory pełen lodu.... fajny ten pilot! W ciągu całej podróży, aż nam się lód nie stopił czyli mniej więcej do późnego wieczora raczyliśmy się lodowatą cola, woda itp., cos pieknego w tych upałach. ). Pierwsze śluzy, przechodzimy z katamaranem, nasze mantry po obu burtach. Teraz my robimy za „big fender” (pieszczotliwa nazwa jachtu będącego w kanale ze strony przy ścianie;)
Nasz pilot jest bardzo rozmowny, więc czas dość szybko mija i już pierwsze śluzy za nami (te gorsze, kiedy trzeba wybierać równo przez oba jachty wszystkie liny, bo inaczej się krąży do ściany. A to nie jest fajne....), bo idziemy o ile pamiętam o 10m wyżej, i tak 3 razy). Na jachcie wesoło, choć jak patrzymy do tyłu, to za nami zostają te wszystkie morza, które przepłynęłyśmy wspólnie, w dwie kobiety...a ja siedząc czasami na dziobie, patrząc na mijane bramy.. tak myślę o tych milach wspólnych, a tych wielkich oceanicznych falach o tym przeklętym sterowaniu, o łażeniu boso w kiecce na jachcie, takie tam.
Tak mi te jakoś te 5 miesięcy śmiga przed oczami.. ..oo śluza- czas na rufę wracać- rzutkowy rzuca swoja rzutkę i nawet nie trafia w nikogo;) ogromny ratowniczy zawiązany i jeszcze trochę przy tej linie trze się pomęczyć;) Nasi Francuzi tak patrzą i w pewnym momencie mówią, że hmm to ciężka praca! Nie to jest praca to jest żeglarstwo i one(w sensie my, załoga s/y mantra ania znaczy to po prostu lubią;))) się nie mógł facet nadziwić... Wieczorem stajemy na boi, cała trójka jachtów na jednej, ale ze względów obaw katamaranu- my przestawiamy się na boje dalej.. Następuje desant na boje.. jest ogromna!!: Humory nam dopisują cały czas, czemu nie? Co prawda jak siadałam na rufie- „a pamiętaj o krokodylach co tu pływają, rufa blisko do wody ma przecież.”. (tych nie widziałyśmy, ale małp sporo słychać i nawet jakieś widać w tych krzaczorach- wyły cała noc;)
Najzabawniej się zrobiło, jak stwierdziłam, że ja śpię na zewnątrz.. no to oboje Francuzi że „no way” i koniec końców jeden spał na deku a drugi w kokpicie. Nie ukrywam, że czasami fajnie być kobietą;)) A w ogóle oni to takie obieżyświaty- tutaj trochę tam trochę. Sypiają najczęściej pod gołym niebem. Bardzo sympatyczni, choć nie ukrywam czasem słodko złośliwi;) ale słodka złośliwość rulesss przecież:>>> (a na mantrach w szczególności:)
WCZESNYM rankiem pobudka - jedziemy dalej (rankiem? To blady świt był!) mantra ania jedzie od razu, natomiast mantra asia jeszcze chwilę czeka na pilota. Ciągle duże statki takie z towarem, jakieś fale pasqdne robią... Agatka kiedyś sterowała i upss miska z sałatką wybrała wolność.(wypadła z kambuza...ponoć lot koszący miała niezły a ja tego nie widziałam ale słyszałam).. a było zjeść?:> A tak przy okazji „arkorok” wcale nie jest nietłukący- w mak poleciał....zarówno sałatka jak i szkło jest wszędzie- zakaz łażenia boso.
Jeszcze ostatnia śluza, przed nami Mirafiori, no i witaj Pacyfiku! Jesteśmy na ogromnym Oceanie Spokojnym!, mnóstwo jachtów!! i my tam też jesteśmy!!! Jeszcze tylko boja i luuzik. Żegnamy naszych Francuskich znajomych, pilota i czekamy na mantrę asie.
Kilka dni później przestawiamy się na inne kotwicowisko. Tam stoimy jakiś czas, oddając się przygotowaniom do Pacyfiku, czy uciechom zwiedzania miasta, naprawom jakimś itp. miło spędzamy czas. Mijają dni, a tu jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia, jeszcze to jeszcze tamto... a ciągle brak czasu.
Pewnego dnia Agacik postanowił się wykąpać w Pacyfiku no bo jakże to, być i nie wykąpać się? Woda jest co prawda trochę za zimna.. ale co tam, twardym trza być! Najpierw nóżka, potem rączka.. chlup- popłynę dalej.... 2 –góra trzy ruchy...i wracam bo zimno!! Natychmiastowy powrót na jacht trzęsąc się z zimna a Julek się śmieje ze hmm aż 17 sekund zajęła mi ta pacyficzna kąpiel;) Ale jednak zaliczyłam kąpiel w Pacyfiku, żeby nie było że nie;) woda zimna okrutnie! Choć tutaj to jakiś lodowaty prąd ponoć jest, brrr a ja się przyzwyczaiłam do tych 28 stopni wody i zimno to było jak miałam ich tylko 27;)
W Balboa spotykamy się po raz kolejny z „Concordią”, w końcu ich nauczyciel jest u nas no i przy okazji zwiedzamy dokładnie żaglowiec. Włazimy na górę- no dobra przyznaje się tym razem nie weszłam wyżej niż pierwsze salingi, ale za to już wiem jak trzeba włazić, jak stawiać nogi i ręce, (nie patrzeć w dół...) następnym razem będzie i reja), dziewczyny powłaziły wyżej na sama górę, na reje (mają praktykę...wszystkie!) Na mnie przyjdzie jeszcze czas, po za tym nic na siłę. I tak się zastanawiam jak to jest, że w ogóle tam włażę, ale jakoś tak ciągnie..
Karnawał!
No nie odpuszczamy sobie okazji, jedynej pewnie w życiu, żeby zobaczyć panamski karnawał! Podczas karnawału pełno ludzi na ulicach! Mnóstwo sprzedawców, którzy usadowieni na ziemi, sprzedają swoje towary, koszulki, ozdoby na szyje, torby no trochę tego. I drogie jak diabli;) Mnóstwo straganów z kurczakiem pieczonym i pifkiem czy innym, typowo imprezowo-plenerowym żarciem. Dużo ludzi poubieranych odświętnie (szczególnie dzieciaki- dziewczynki paradują w ślicznych sukieneczkach, i patrzą wokół czarującymi, oczętami. Dzieciaki leją woda, rzucają confetti, sprzedawane za rogiem gdzieś. No i ta parada! Najważniejsza rzecz przecież! Kiedy wzdłuż ulicy jadą wozy z dziewczynami powiedzmy tańczącymi, (ruszają biodrami na podium samochodowym), w świecących strojach wymalowane ostro (to taki makijaż jak do tańca- nie wyjdziesz w nim na ulicę)
i widocznie, ruszają tymi bioderkami przez kilka godzin, uśmiechając się szeroko do wszystkich. Takich duużych wozów jest mnóstwo! Na niektórych z nich stoją ukoronowane z szarfami miss, dziecięce miss itp. Pomiędzy wozami przechodzą parady kilkudziesięciu osób w takich samych kolorowych „mundurkach” od malutkich dzieciaków po sędziwe osoby. Wszyscy tańczą równo i coś tam krzyczą w konkretnym rytmie. Trzeba przyznać, że robi taka parada niesamowite wrażenie. Choć niektóre tańczące dziewczyny i starsze i małe- (oj skąpo bardzo ubrane) upatrują sobie w tłumie (który stoi wzdłuż całej ulicy rozciągnięty) jakiegoś faceta, który nie może od tańca i ich wdzięków oderwać wzroku – jak chcesz patrzeć to płac.. i nie da mu spokoju dopóki jakaś kasa nie znajdzie się za jej bielizna. A jak się facet broni- to ona ma tłum innych swoich facetów do obrony. Są sytuacje, że dziewczyna sama podbiega do jakiegoś faceta i go prowokuje (delikatnie mówiąc) i nie odejdzie aż nie dostanie paru groszy. Bo ten karnawał nie toczy się przecież tylko środkiem głównej ulicy, gdzie wszystko ładnie i w miarę grzecznie... ale i tak mnie najbardziej podobały się nie panie na wozach które stoją i się uśmiechają ale właśnie te parady ludzi z bębnami, lusterkami, czasami przebrane w stroje panamskie kolorowe, wymyślne niesamowite! idące w rytm śpiewające swoje hasła teksty, nie da się powtórzyć. I tak kilka dni się bawią, czekając na ta imprezę calutki rok!
1 marca 2006 Balboa, Panama

Spakowana (już wczoraj) ale wstałam wcześniej. Ania i Ewka jeszcze śpią (w końcu jest 7 rano! Środek nocy!) A ja siedzę sobie na pokładzie, w końcu to ostatnie moje chwile na tej mantrze. Smutno- tyle miesięcy tutaj przeżyłam!! Tyle porażek, tyle sukcesów, tyle chwil przerażenia i strachu, tyle radości śmiechu i szczęścia!! Siedzę na dziobie- ile razy tu byłam! ile wyklinałam! Wiało jak cholera, kołysało, dziób cały mokry, od fal, ja cała mokra, ale uparcie walczę z fokiem, z kotwicą, kontraszotem, spinakerbomem (jak już się w końcu naumiałam go wpinać i wypinać...), czy z fokiem sztormowym... (ale wtedy jazda była na 3 refie grota, sztormowy i 1/3 foka... nieźle było!!)
Mnóstwo wzruszeń, ogromnych, cudownych i pasqdnych fal i Neptun, który nas absolutnie nie rozpieszczał. Poznałyśmy skalę Beauforta od 0 do 9+... (tak tak, zero na Atlantyku też było..), i no ta okropna 9-tka (może więcej nie wiem) pod brzegami Afryki. Gdzie nam dowiało ponad 40-47węzłów, wtedy pod Maroko. Oj te cholerne trzy dni, których nie zapomnę do końca życia! (Ania stwierdziła wówczas, że jeszcze raz tak długo będę odmawiać zjedzenia czegokolwiek to mi osobiście wepchnie do gardła!!) Tiaaa i ten coast gard, i śpiewanie do Łysego, odstraszanie chmur i wielorybów i innych stworzeń, tyle radosnej weny twórczej, uprzyjemnianie sobie życia, słodkościami i innymi puszkami (się śmieją że jak będę robić obiad w domu to będę puszek szukać... ii )Tylu wspaniałych poznanych tam ludzi!
Czas pożegnań – brrr ciężko, łza w oku się kręci, przecież tyle miesięcy razem – dobrych i złych chwil, tyle zmartwień, strachu, problemów, uśmiechu...a teraz koniec. Wiem, każdy rejs się gdzieś zaczyna i gdzieś kończy....
Ale! Zobaczyłam kawał świata! Poznałam wspaniałych ludzi! Mnóstwo się nauczyłam!! No i ten Wielki Ocean Atlantycki! ( w 17 dni 3 godziny 34 minuty! Zrobiłyśmy we dwie kobiety na 8.5 metrowej mantrze!!) pełnia szczęścia!! (I dzięki Ania za... ;)
Dosyć. Koniec. Już na lądzie, w taryfie, jedziemy z Andrzejem na lotnisko do Panama City. Hmm czy ja może przypadkiem wspominałam, że jeszcze NIGDY w życiu nie leciałam samolotem?? Wysiadamy na lotnisku w Panamie, wypełniamy jakieś papiery, ważą bagaże itp. Wsiadamy.. boje się! Mam lek wysokości do diabla!!!(na maszt wlazłaś po topenantę!? Na drugie salingi na Chopinie wlazłaś?! to nie marudź cholera, że jakiegoś lotu się boisz!!!) START!!..... ja chce na ziemie, na mantrę!!!!.. lądujemy w Caracas- aby lecieć tym duużym Boeningiem 747 (ogromny ! widziałam przez szybę lotniska!) Andrzej! ja nie wsiadam.. a ten się śmieje i żeby mnie jeszcze dobić opowiada jak on szybko leci, jak wysoko no i jaki jest wielki.. potwór! Sadysta! Znęca się nade mną za co?!?! Patrzę na ten samolot i nie mogę uwierzyć, że ja mam tym czymś lecieć...Chyba z zamkniętymi oczami. I Atlantyk zrobić w 8 godzin.... a my z Neptunem 17 dni z hakiem, hmm trzeba to przemyśleć następnym razem. A niech to, zdecydowanie wolę pływać aniżeli latać! A na Atlantyk wrócę! Na pewno! Lądujemy w Paryżu – stąd jeszcze czeka nas samolot do Berlina i to już koniec lotów. (całkiem długi ten lot, jak na pierwszy raz..)
Wracamy do Szczecina, a następnego dnia do domu, do kochanego Krakowa. Fajnie być w domu, wśród stęsknionej rodziny, zobaczyć się z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, iść na browarka!! Teraz się będę z powrotem przyzwyczajać do życia na lądzie, do nie kiwania, nie sprawdzania „jesteś”!.. i myślę o tym, kiedy znów popłynę na morze, kiwać się między falami...
A tak przy okazji.. to
Andrzeju!Dziękuję Ci za możliwość spełnienia marzenia o Wielkim i Ogromnym Atlantyku!(ja wiem, że ja tam jeszcze wrócę!)
Asiu!! Za to, że Ty chciałaś ze mną płynąc, i dzięki tobie tam byłam! (trzymam kciuki za Pacyfik, i całą resztę;)
Gosiu! Twój optymizm, za „plusza”, „Metalice" "nie puszczaj steru cokolwiek by się działo" i za cieple słowa w chwilach trudnych!
Madzik! Za twoja radość i upartość...!!.
Aniu! Dziękuje ci za: za wspólne, niełatwe 5 miesięcy!, za twoja upartość, za steruj nie marudź, za to, że strach ma wielkie oczy ale trzeba go pokonać! Za „kołysanie”... Za „nie patrz...na.. zawsze wygląda tak samo!” Za to ze twardym trza być....za uśmiech, za kapitańskie kafki, za radosną twórczość za wspólne wycia i protesty!(i trzymam mocno kciuki za twoje „kółko”!)


Agata”agatonek”Mryczko

_________________
..kiwać się między falami..

pozdrawiam cieplutko
Agata"Agatonek"Mryczko


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 8 sie 2009, o 15:03 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 11 maja 2009, o 18:25
Posty: 127
Lokalizacja: Irlandia
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 3
Tegom chciał . Bardzo dziękuje za wszystkie słowa które napisałaś .


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 2 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 58 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL