Witam wszystkich.
Poniżej postaram się opisać trzytygodniowy, rodzinny rejs, jaki mieliśmy okazję odbyć po Bałtyku w dniach 18.06 – 10.07, ja z żoną i dwójką naszych dzieci. Mam nadzieję, że wszystkich nie zanudzę, jako że trochę czasu to trwało, postaram sie pisać w odcinkach. Jednoczesnie z góry przepraszam za wszelkie nieścisłosci, dziennik zostawiłem na Aureusie i pisze z pamięci.
WstępWakacje roku 2011 miały być spędzone na łódce. W 2010 roku było to niemożliwe ze względu na zaawansowaną ciąże i narodziny w sierpniu młodszego syna Kubusia. Dlatego też, stęsknieni morza, jeszcze w 2010 roku zaczęliśmy planować. Wszystkie bardziej ambitne plany pod tytułem „Szkocja”, bądź „Ponownie Grecja” rozbiły się o budżet, a raczej jego brak. Stanęło więc na tytule „Ponownie Aureus na Bałtyku”. Jak sie później okazało wcześniejsze planowanie jest o tyle logiczne, że jak przychodzi do terminu wyjazdu, człowiek najczęściej ma młyn i tysiące nie pozałatwianych spraw, natomiast na szczęście nie da się już wtedy nic przesunąć

Ale wracając do Aureusa, znaliśmy i lubiliśmy już tę łódkę. Na wstępie wyjaśnię, że żeglowanie naszej rodziny jest dość specyficzne. W 2008 roku urodził sie Adaś, który jest niepełnosprawny, sam nie siedzi, nie ma kontroli nad własnym ciałem, więc potrzebuje zabezpieczeń, narzucających rozwiązania na łódce, znacznie ograniczając potencjalny katalog jednostek, na których możemy żeglować. Podstawową kwestią jest sprawa przymocowania Adasia. Adaś pływa w foteliku samochodowym mocowanym w kokpicie, więc łódka musi mieć koło sterowe, do kolumny którego mocuje sie fotelik i rajsbelkę nad zejściówką. Na Bałtyku takie wymagania spełnia Aureus, na Śródziemnym nieco więcej łódek, chociaż i tak większość nowych dyskwalifikuje stały stolik w kokpicie, nie pozostawiający miejsca dla fotelika.
Aureus, poza wymienionymi, posiada wiele innych zalet. To łódka zaprojektowana do „poważnej” pogody. Przy słabych wiatrach jest relatywnie wolna. Tak naprawdę zaczyna płynąć od 4B, przy 5 idzie 5-6 knotów, przy 6 zaczyna iść 7knotów, ale już z listwą odbojową w wodzie. Refowanie można zacząć od 5, przy 6 jest bardzo wskazane. Maks co na niej mieliśmy to szkwały grubo powyżej 30 knotów, 31 knotów stałego wiatru i na łódce pod kawałkiem foka i silnikiem nie robiło to specjalnego wrażenia. Bardziej na sterniku, bo jednocześnie padał grad

ale o tym później.
18 czerwca (sobota)W drodze do Szczecina
Z uwagi na dzieci, mające dość po długiej podróży, przejęcie łódki odbywało sie w tempie iście ekspresowym. Ponaglany piorunującym wzrokiem żony, chodzącej tam i z powrotem z Kubą na rekach, załatwiłem wszystko szybko (wg zony dłużej niż 15 minut:)). Rysiek wiedząc, że będziemy żeglować z dwójką małych dzieci wyposażył na wszelki wypadek łódkę w zapasowym akumulator i dodatkową, nabita butlę z gazem. Było to bardzo sympatyczne i jak się okazało, przynajmniej w wypadku butli, bardzo się przydało.
Po zakończeniu formalności, zainstalowałem rodzinę w środku i rozpocząłem kursowanie między samochodem a jachtem, powodując coraz szersze otwieranie się oczu bosmana, widzącego ile gratów wchodzi na taki mały jacht. Przy trzecim kursie bosman nie wytrzymał i zaproponował użycie taczki-dwukółki, co znacznie usprawniło proces sztauowania. Bardzo późnym wieczorem, po umyciu dzieci można było zakończyć dzień.
19 czerwca (niedziela)W drodze ze Szczecina do Świnoujścia
Pływanie z małymi dziećmi wymusza pewną, konsekwentną w swej niezmienności logistykę wyjścia z portu, przejawiającą się przede wszystkim w godzinach. Zasadniczo, albo sie wyjdzie z samego rana, najlepiej około 0600, albo budzą się dzieci, następuje przebieranie, gotowanie śniadania, karmienie, zmywanie po śniadaniu, przebieranie po kupce po śniadaniu... Po czym następuje 1100 i wtedy się wychodzi, z wrzeszczącą, młodszą latoroślą wpiętą w drugi (w pierwszym siedzi spokojna, starsza latorośl) fotelik.
Tak też było tym razem. Mieliśmy wiatr z ogólnie pojętych kierunków południowych, więc na Odrze płynęliśmy na foku i silniku. Prognoza nie napawała optymizmem, jako że poza 5-6 były przewidziane szkwały 7 do 8. Poza chwilowymi opadami wszystko warunki były „lajtowe”, do momentu tuż przed wejściem na Roztokę. Patrząc w niebo nie byliśmy specjalnie zaskoczeni tym co się pojawiło, choć trzeba przyznać ,że gwałtowność szkwałów połączonych z deszczem była spora. Skiper łódki, z którym rozmawialiśmy później na Christianso, przyznał, ze pierwszy raz, stojąc na kotwicy nieopodal betonowca, miał wrażenie jakby łódka stała na mieliźnie, była jak przymurowana.
Po chwili odpuściło, wróciło już na Zalewie, jeszcze gwałtowniej z gradem. Aureus nie ma wiatromierza na topie masztu i jedyne pomiary łapałem ręcznym wiatromierzem na wysokości nieco wyższej niż poziom pokładu. Podczas szkwału nie miałem czasu, ani głowy żeby to robić, dopiero jak wiatr trochę odpuścił, a my zmniejszyliśmy powierzchnię foka, wiatr ustalił się na stałe na 31 węzłów. Odetchnęliśmy w Kanale Piastowskim. Wieczorem dotarliśmy do mariny w Świnoujściu, gdzie w najlepsze trwał remont, co spowodowało spore zamieszanie następnego dnia.
20 czerwca (poniedziałek)Postój w Świnoujściu
Rano młyn. Pojawia się bosman na dzienną zmianę. „Pan starszy” pyta kto nam pozwolił tu stanąć. My robimy oczy. On pyta, czy nikt nam nie mówił, że stoimy na terenie budowy, przy tych pomostach nie można stawać i trzeba się przestawić bardziej w głąb mariny. Biorąc pod uwagę, że to samo robi kilka łódek z dwóch „budowlanych” pomostów, żona udaje się na zwiad celem znalezienia miejsca. Miejsce jest przy samym budynku mariny, gdzie po chwili stajemy. Nie ma tego złego, stoimy przy samych sanitariatach, poza tym stoimy obok Ralfa. Ralf Pritzkow jest niesamowitym człowiekiem. Jest to niepełnosprawny, niemiecki żeglarz, który nie chodzi, ale za to samotnie żegluje po całym Bałtyku, startując regularnie m.in. w regatach Unity Line. Jest znany i bardzo lubiany wśród żeglarzy z „Zachodniego Wybrzeża”. Ralf mówi, że żeglowanie daje mu wolność jakiej nie ma lądzie.
Pogoda nie nastraja do przeskoku na Bornholm. Decydujemy o przeczekaniu do jutra, kiedy ma się pojawić kilkunastogodzinne „okno pogodowe”.
Wieczorem pojawia się znajoma łódka. Jestem wielkim fanem Tanga, sporo przepływałem na Tango 30 Fourwinds, który będąc bardzo dzielnym, balastowym jachtem (w 2009 roku ukończył Fastnet Race, jako pierwszy od trzydziestu lat jacht pod polską banderą), wygląda jak większa siostra Tanga 730. Tym razem to Tango 780, które kojarzę z zaprzyjaźnionego forum

Libis, bo to o niego chodzi, jest w rejsie „szkoleniowo – stażowym” pod kierownictwem Bogdana Sobiło. Po krótkiej wymianie zdań pada zaproszenie na piwo, niestety mam tego dnia „wieczór zawodowy”, czyli daninę czasu przy laptopie składaną swojemu biznesowi. Gdy kończę, poza jednym załogantem, bohatersko pełniącym wachtę portową, wszyscy na Libisie już śpią.
21 czerwca/22 czerwca (wtorek/środa) W drodze ze Świnoujścia do Ronne
Rano pojawia się Bogdan i nadrabiamy czas z poprzedniego wieczora. Bogdan, przy wszystkich swoich zaletach, okazuje się również pierwszym facetem, do którego mój młodszy syn idzie na ręce z własnej, nieprzymuszonej woli. Bogdan jest świetnym wujkiem i przez następne dwie godziny biega po marinie z Kubusiem na plecach, co spotyka się z entuzjastycznym przyjęciem Kuby. W międzyczasie spotykamy się również ze Sławkiem z Dryfa. Chłopaki sprawiają wrażenie lekko zaniepokojonych naszym pomysłem płynięcia na Bornholm w takim składzie załogi. Jako, ze chcemy wychodzić na noc i płynąć na zachodnie wybrzeże Bornholmu, pada propozycja, że Dryf popłynie z nami. Później, jednakże pojawia się prognoza mówiąca o 6B w czwartek, a jako, że w sobotę mają wymienić część załogi w Szczecinie, Dryf decyduje płynąć wspólnie z Libisem do Peenemunde.
My, wieczorem, z pomocą Bogdana, oddajemy cumy i kierujemy się na Zatokę Pomorską. Nie przypuszczałem, że z Dryfem (po wymianie małoletniej części załogi na pełnoletnią) spotkamy się później na Christianso i spędzimy przesympatyczne chwile, a Bogdan będzie, z własnej inicjatywy, dobrym wujkiem „pływającego przedszkola” i będzie nam przysyłał prognozy przez resztę trzytygodniowego rejsu.
Zatoka powitała nas kompletną flautą. W prognozie było 4-5 SW. Wiać zaczęło dopiero grubo po zachodzie słońca, początkowo rzeczywiście z kierunku SW, a później stopniowo zaczęło odkręcać na W, wreszcie na NW. W nocy tuz przed nadejściem mocnego szkwału, zrzuciliśmy grot. Ranek zastał nas pod fokiem i silnikiem w mocnej 6. Rano, po 14 godzinach za sterem doszedłem do wniosku, że trzeba było płynąć przez Rugię, krótszy przeskok, dzieci miałyby szanse spać przez cały czas. Na godzinę, zanim obudził się Kuba, zastąpiła mnie żona. Nie chciałem jej wcześniej budzić, bo wiedziałem, że to ona będzie musiała zajmować się dziećmi jak wstaną, co samo w sobie jest bardzo męczące. Ta godzina pozwoliła mi dojść do siebie i optymistyczniej spojrzeć w przyszłość.
Około 1100 weszliśmy do Norrekas, mariny jachtowej w Ronne. Oczywiście dzieci domagały się uwagi, więc o spaniu, aż do wieczora można było zapomnieć. Oddalismy się „turystyce rodzinnej” i zrobiliśmy najpotrzebniejsze zakupy.
W Norrekas okazuje się, że mamy drobną awarię. W nocy, podczas deszczu wszedłem w mokrym sztormiaku do mesy. Skłoniło to moją żonę, śpiącą wraz z Adasiem w hundkoi, do zerwania się i natychmiastowego, szybkiego zamknięcia suwklapy. Rano okazało się, że suwklapa wyjechała z prowadnicy i się zablokowała. Ja, oczywiście rozpoczynam analizę, co trzeba rozkręcić, żeby udrożnić układ, żona naprawia suwklapę zanim zdążam wrócić ze sklepu

Szczerze powiem, że kobieta która ma tyle siły, zebu najpierw jednym ruchem "wyjąć" suwklapę, a później bez narzędzi "włożyć" ją na swoje miejsce wzbudza mój najgłębszy szacunek i wolę ją mieć po swojej stronie

Apropos sklepów, ceny na Bornholmie do niskich nie należą. Za zakup chleba za 24 DKK, mam poważny problem na pokładzie

Co do piwa, popełniłem błąd logistyczny, biorąc za małe zapasy z ojczyzny. Rozumiem, czemu nie tylko rodacy, ale również Niemcy wożą swoje zapasy. Piwo w Danii to generalnie Carlsberg i Tuborg w stu odmianach (jedna gorsza od drugiej), a piwa lokalne (np. ze Svaneke) kosztuja fortunę. Generalnie, najlepsze i najtańsze dostępne w bornholmskich sklepach piwo pochodzi z Czech
*****
Zdjęcia
*****