Kiedyś tam gdzie mieszkałem wybuchł solidny pożar - na parterze, nad piwnicą, w której przechowywany był przez zimę sprzęt z Nefryta mego Ojca... Dzielni strażacy w porę ugasili, niestety nie chcecie wiedzieć w ilu miejscach ciekł solidny wydawało by się, betonowy strop... Dziesiątki litrów brudnej, zmieszanej z sadzą wody polało się po materacach obszytych tapicerskim sztruksem...
Zdjąłem (częściowo prując szwy) pokrycie i delikatnie wyprałem je partiami "jak najluźniej" w pralce automatycznej na najniższej temperaturze, z najslabszym mozliwym wirowaniem.
Piankowe materace wielokrotnie płukałem i wyduszałem w wannie, za pierwszym razem z dodatkiem rozsądnej ilości delikatnego płynu do mycia naczyń.
Pokrycie wyschło samo na balkonowym sznurku - akurat się prawie lato w kwietniu zrobiło. Materace wyduszone po kolei na podkładzie z kilku ręczników frotte, doschły w ciągu kilku słonecznych i ciepłych dni na balkonie. Na noc chowałem do pokoju...
Hint1 - susząc uważać na wiatr - dziwnie wygląda materac z hundki nurkujący majestatycznie w studnię podwórka - z czwartego piętra do piaskownicy pełnej dziecisków...
Hint2 - przed ponownym obleczeniem pianki i zeszyciem pokrycia leciutko to ostatnie zmoczyłem, tak by materiał był lekko wilgotny - co pozwoliło pozbyć się zmarszczek.
Efekt generalnie był bardzo dobry, aczkolwiek kosztem kupy niewdzięcznej, ręcznej roboty.
|
