Zapewne zbyt tania na przetarg dla warszawki ohne bakszyszy.

A przestałem raczej dawać.

Komisja Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku (HELCOM) wezwała Polskę w trybie pilnym do przedstawienia informacji w sprawie zrzutu scieków do Wisły w związku z awarią systemu przesyłowego oczyszczalni Czajka. Od jutra sprawa ta będzie omawiana przez komisję na posiedzeniu w Tallinie.

Zainteresowanie Komisji Helsińskiej wzbudziły przyczyny i skala awarii systemu przesyłającego ścieki do oczyszczalni Czajka. HELCOM pyta Polskę o ilość zrzuconych ścieków, jakość wody w Wiśle i szacowane straty w środowisku. Komisja chce też wiedzieć, jakie działania zaradcze zostały podjęte by zminimalizować szkody środowiskowe.

Znów się przelewa (za duży deszcz na te pompy)

Instalacja ściekowa nie jest w Warszawie rozdzielna z deszczową i to generuje masę problemów.

(...) „MPWiK w Warszawie ma nie tylko awarię rurociągów przesyłowych, ale także awarię spalarni osadów z Oczyszczalni Czajka. Dwie firmy wywożą osady z Warszawy zrzucając je do wyrobisk po kruszywie” – napisała na Twitterze Borowska.

Rzeczniczka GIOŚ zwraca uwagę, że inwestycja MPWiK pochłonęła 3,8 mld zł z czego 1,7 mld pochodziło z Funduszu Spójności. Faza III i IV projektu, na którą przeznaczono około 700 mln euro, to modernizacja i rozbudowa Czajki, spalarnia i rurociąg pod Wisłą, co oznacza, że dwie trzecie inwestycji nie funkcjonuje, jak powinno.

– Jak doszło do awarii kolektorów w Czajce, zajęliśmy się Czajką. W ramach kontroli okazało się, że spalarnia będąca częścią tej inwestycji została warunkowo otwarta w 2013 roku. Warunkowo, bo było około stu usterek. Usterki usuwano przez trzy lata – wskazuje Borowska w rozmowie z portalem tvp.info.

– Efekt był taki, że wykonawcy odebrali pieniądze za realizację tej wielkiej inwestycji, a po kontroli dokumentów przez inspektorów okazało się, że przez te wszystkie lata spalarnia funkcjonowała tylko przez połowę czasu. Natomiast przez resztę czasu była w permanentnej awarii. Obecnie spalarnia nie działa od grudnia ubiegłego roku. Nasi inspektorzy zgłosili sprawę CBA – wyjaśnia rzeczniczka GIOŚ.

Drugie dno

Sprawa ma drugie dno. Ratusz już wcześniej w tajemnicy wynajął firmy do wywożenia osadów, które powinny zostać spalone. – Nasuwa się pytanie, skoro spalarnię wybudowane za tak duże pieniądze, publiczne pieniądze, to dlaczego od razu wynajęto firmy, które mają usuwać te osady? One też przecież dostają za to miliony. Z dokumentów MPWiK wynika, że firmy wynajęto w tym samym okresie, w którym otwarto spalarnię. Sprawa była skrzętnie ukrywana, radni ani my o niej nie wiedzieliśmy – tłumaczy Borowska.

Niepokoi również fakt, że odpady ściekowe trafiają do wyrobisk po kruszywie, wiadomo, że jedno z nich znajduje się w województwie warmińsko-mazurskim. – To absurd! Osady z oczyszczalni powinny być spalone w wysokiej temperaturze, gdyż zawierają wiele niebezpiecznych substancji, m.in. rakotwórcze kadm, rtęć czy ołów. To jedyny sposób, żeby je zutylizować – podkreśla rzeczniczka.

Inspektorzy Ochrony Środowiska wskazują, że uruchomienie spalarni może być możliwe dopiero w pierwszym kwartale przyszłego roku. (...)

MPWiK przyznał się do kolejnej awarii w oczyszczalni Czajka
Michał Wojtczuk
20 września 2019 | 07:13

Z użytku wyłączona została zbudowana zaledwie siedem lat temu za prawie 450 mln zł spalarnia osadów w oczyszczalni. Nie działa już od grudnia, o czym wodociągowcy dotąd nie informowali opinii publicznej. MPWiK przekazał do utylizacji już ponad 100 tys. ton osadów.
Spalarnia osadów (tzw. STUOŚ) to, w uproszczeniu, mała elektrownia opalana stałymi resztkami pozostałymi po oczyszczeniu ścieków. Spalarnia pozwala zredukować ilość odpadów wytwarzanych przez oczyszczalnie i przy okazji wyprodukować energię.

- Jest nieczynna od grudnia. Jak utylizowane są te odpady? - pytali we wtorek na konferencji prasowej warszawscy radni PiS Filip Frąckowiak i Cezary Jurkiewicz. Pytali, czy odpady nie są przypadkiem stosowane jako nawóz na polach uprawnych.

O odpowiedź poprosiliśmy służby prasowe Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji we wtorek w południe. Zapanowała cisza. W czwartek po południu także Agnieszka Borowska, rzecznik Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska podała informację o awarii spalarni. „MPWiK w Warszawie ma nie tylko awarię rurociągów przesyłowych, ale także awarię spalarni osadów z Oczyszczalni Czajka. Dwie firmy wywożą osady z Warszawy zrzucając je do wyrobisk po kruszywie” - napisała na Twitterze. I dodała, że GIOŚ zawiadomił Centralne Biuro Antykorupcyjne.

Kilka godzin później awarię oficjalnie potwierdziło w końcu także MPWiK. To kolejna awaria instalacji obsługującej oczyszczalnię „Czajka” - pod koniec sierpnia rozszczelnił się kolektor tłoczący do tego zakładu ścieki pod dnem Wisły.

Aż od grudnia „Czajka” działa bez spalarni

Spółka przyznała, że na przełomie listopada i grudnia 2018 r. doszło do usterki wymienników ciepła urządzenia. MPWiK wezwał wykonawcę, firmę Veolia Water Technologies do przeprowadzenia napraw w trybie gwarancji. Spółka odmówiła. Wodociągowcy zlecili analizy prawne, które miały rozstrzygnąć wątpliwości co do zakresu obowiązków wykonawców.

W czasie, gdy prawnicy badają umowy, wodociągowcy skorzystali z podpisanej wcześniej umowy na awaryjny odbiór niezutylizowanych odpadów. W Czajce powstaje ich średnio 380 ton na dobę. Od wyłączenia spalarni z zakładu na Białołęce wywieziono już ponad 100 tys. ton odpadów.

MPWiK w komunikacie przesłanym do „Gazety Stołecznej” zapewnia, że uszkodzenie spalarni „nie stanowi zagrożenia dla ludzi i środowiska”, podkreśla też, że nie ma to wpływu na pracę samej oczyszczalni, która wciąż działa i przerabia ścieki tłoczone do niej z dzielnic prawobrzeżnej Warszawy, a także lewobrzeżnej od kiedy udało się skierować je tymczasowym rurociągiem na moście pontonowym.

Budowa spalarni osadów kosztowała prawie 450 mln zł. Instalacja została oddana do użytku zaledwie siedem lat temu, razem z oczyszczalnią i kolektorem pod dnem Wisły, którym tłoczone były ścieki z siedmiu dzielnic lewobrzeżnej Warszawy. Kolektor uległ awarii pod koniec sierpnia. Najpierw rozszczelnił się jeden rurociąg, a ledwie dobę później - drugi, który projektowany był jako instalacja zapasowa, na wypadek awarii głównego rurociągu. Z tego powodu ścieki trzeba było wylewać do Wisły, od chwili awarii trafiło tam ponad dwa miliony metrów sześciennych ścieków. Zrzut ścieków udało się ograniczyć - ale nie do zera - dzięki tymczasowemu rurociągowi ułożonemu na moście pontonowym zbudowanym przez wojsko.

MPWiK: „Nie ukrywaliśmy awarii”

MPWiK zakomunikował: „Oświadczamy, że Spółka nie ukrywała faktu wystąpienia awarii. Informacje na ten temat przekazaliśmy m.in. do Mazowieckiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, Biura Infrastruktury Urzędu m.st. Warszawy, Biura Nadzoru Właścicielskiego Urzędu m.st. Warszawy oraz Burmistrza Dzielnicy Białołęka” - zapewnili wodociągowcy. Dodali: „zapewniamy, że przywrócenie sprawności instalacji spalania w STUOŚ jest dla Spółki bardzo istotną kwestią, a naprawa urządzeń musi zostać wykonana z zachowaniem najwyższej staranności”. Jednak od awarii minęło już dziewięć miesięcy, a spalarnia wciąż nie działa.

MPWiK: wywożone osady nie są niebezpieczne

Wodociągowcy zaznaczają, że osady ściekowe nie są zaliczane do kategorii odpadów niebezpiecznych. W komunikacie zapewnili, że osady z „Czajki”, nie są stosowane w rolnictwie ani do uprawy roślin, a ich odbiorem zajmują się wyspecjalizowane firmy: PZHT DAR-TRANS Dariusz Sobota, PHU Adam Mulik, Konsorcjum firm EKOL Patrycja Skowronek oraz RAFIT Sp. z o.o., BIO-MED Sp. z o.o., oraz NEWKOM Eko Sp. z o.o. MPWiK płaci za to 1,7 mln zł miesięcznie. To koszta dwa razy wyższe od kosztów funkcjonowania spalarki (800 tys. zł miesięcznie). „Firmy świadczące wyżej opisane usługi przekazują MPWiK pełną i aktualną listę samochodów i kierowców upoważnionych do przejęcia odpadów i podpisania KPO (Karty Przekazania Odpadów). W ten sposób mamy gwarancję, że osady nie trafią w niepowołane miejsca” - zapewnił MPWiK.

Czy zalanie rur betonem było prowizorką?

Podczas wtorkowej konferencji radni Frąckowiak i Jurkiewicz publicznie zadawali pytania także o awarię kolektora. Twierdzili, że od osób, które były zaangażowane w budowę tej instalacji usłyszeli, iż zalanie betonem rurociągów wewnątrz kolektora nie było rozwiązaniem od początku wpisanym w projekcie. Według nich decyzja o usztywnieniu betonem rur zapadła w trakcie montażu rurociągów, gdy miało się okazać, że rury są łączone materiałem, który się nie sprawdza i w efekcie łuszczą się i kruszą. Zalanie rur betonem okazało się rozwiązaniem fatalnym - skuwanie betonu jest czynnością żmudną i czasochłonną.

Od awarii pod koniec sierpnia do 13 września robotnikom udało się odsłonić zaledwie 70-metrowy odcinek rur. Tunel kolektora ma 1,3 km. Jeśli trzeba będzie usunąć beton na całej długości tunelu, może to zająć miesiące.

- Twierdzenie, że pierwotny projekt kolektora nie przewidywał zalania rur betonem, jest całkowicie nieprawdziwe. Zgodnie z pierwotnym projektem budowlanym, na podstawie którego zostały wydane prawomocne pozwolenia na budowę, przestrzeń pomiędzy rurami w tunelu miała zostać wypełniona betonem - stanowczo zaprzeczyła w rozmowie ze „Stołeczną” Marzena Wojewódzka, rzeczniczka MPWiK.

Hanko, przyjdzie czas na małe spowiadanko.

P.S. Stałeś się symetrystą?

Wręcz przeciwnie.

Ciekawe co zrobią, gdy za jakiś czas znów im się kompozyt na łączeniu rozwarstwi?