Wróciłem, cała gęba spalona od pięknego słoneczka

Poszliśmy do Władysławowa i w niedzielę powrót, od 17tej już na silniku bo zdechło totalnie....
jejku, jaka ta mierzeja helska to dłuuugaaaa, że by w końcu przejść za cypel to końca nie ma

... Z NCŻ W Górkach Zacodnich braliśmy jacht s/u Unia .... fajna marina, byłem tam pierwszy raz ( dopiero zaczynam pływanie po Bałtyku ), dużo ludzi, dzieciaków jakaś szkółka - jest ruch aż miło.
Bosman pełniący dyżur - załamka - wkurzony ze ma robotę przy wydawaniu jachtu, dyskusja o wydanie dokumentów jachtu, brak kuchenki gazowej i butli, bo klucz gdzieś tam.... w końcu znalazł taką walizkową z nie pełnym nabojem , ledwie starczyło gazu. Opieszałość, niegramotność. Jacht regatowy, wyposażenie minimalne, bez wc ( choć chemicznego), check lista przy odbieraniu jachtu - nie dało jej się uzupełnić ptaszkami na 100%. Brak kompasu, pławki świetlnej, no ale kamizelki były, koła dwa

No ale się Z Górek wygramoliliśmy, jakoś po 11.
Pływało się przyjemnie, słoneczko, wiaterek SE 2-3 B, bo ale za wolno. Idziemy do Władka. Władek - wejście już po ciemku ale wiatr się lekko wzmógł. Wcześniej za widoku, poczytałem locyj-ki Pana Kulińskiego

no przyszło mi pierwszy raz w życiu wejść po portu w nocy jako sternikowi. Wejście zgłosiliśmy radiem do bosmanatu i wszedłem

ufff, aż mi się nogi trzęsły z wrażenia hehe. Wszytko pod bacznym wzrokiem naszego kapitana. Ale poszło mi dobrze, nie było uwag tylko porady

Z żeglarzy sami w porcie, pełno kutrów. Poszliśmy na kolacyje do fajnej knajpy open 24h

, w łódce rozpiliśmy trunki i spać. A w nocy ...kutry, kutry, kutry na morze, miliony wędkarzy dorszowych z całej polski.
Rano, piękne słońce i szukanie ciecia do WC, bo tylko u niego klucz magiczny.
Ignorancja totalna, przyszło nam iść do lasku i na "małysza". Opłata portowa u dojrzałej blondyny i wychodzimy. Znów sam - za sterem, wychodziłem. Kierunek Górki - no ale halsami wzdłuż półwyspu. Po drodze kilka jachtów, m.in. idący pięknym pełnym baksztagiem Joseph Conrad. Ładny jacht - kapitanem był tam Pan z beretem z antenką na głowie

Potem gdzieś za Juratą, już na silniku, nie wieje i robi się późno. Zatoka już nocą. Znów wypatruje światełek różnych aż w końcu widać kolorki na główkach. Tam przy wejściu po prawej stronie jest tyka i niespłycenie, w ogóle to nie oświetlone !.
Po 22 zacumowaliśmy, pożegnanie i do domu. W domu o 0200 - rano do pracy

skąd pisze

Rejs udany, kapitan w porządku, dużo wiedzy przekazał, akwen zna bardzo dobrze ( kiedyś kapitan torpedowca MW, a teraz patrzy na statki z wieży wysokiej

) no i wesoły, sympatyczny człowiek.
Było miło-wszyscy zadowoleni- warto było
