O tym, że 23 sierpnia żaglowiec "Kapitan Głowacki" wszedł na mieliznę pisaliśmy na forum (zdaje się, że w ShoutBoxie). Wszedł, zszedł - historia jakich wiele, ale... chyba atmosfera na burcie to "standardowa" nie była
Oto relacja jednego z uczestników wysłana na prz:
"
Witam 
Jako uczestnik (amator) mogę w telegraficznym skrócie opisać jak to
się stało:
- Płynęliśmy torem bocznym, nie głównym
- Mielizna nie była oznaczona
- Mapy były nieaktualne (pozakywały 7 metrów w tym miejscu)
- Pogoda była idealna, błękitne niebo, pojedyncze sporadyczne chmury.
Morze było spokojne prawie jak staw miejski - praktycznie zero fali. Płynęliśmy na silniku - bez żagli .Mieliznę było widać przynajmniej z odległości 200 metrów i to bardzo wyraźnie. W miejscu mielizny woda się piętrzyła i fala się załamywała jak na plaży. Ja, mimo zerowego pojęcia o żeglarstwie widziałem, że coś jest nie tak. Na dziobie żaglowca zaczęliśmy spekulować co to i jednoznacznie stwierdziliśmy, że to musi być bardzo płytka mielizna. Nie mniej rzut oka w kierunku rufy i widać, że czwarty oficer (przyznaję - mało rozgarnięty) trzyma ster, obok niego jest kapitan (Dąbrowski) i obaj patrzą przed siebie i widzą to co my - kapitan co jakiś czas używał lornetki. Nie mogli tego nie
widzieć, warunki były po prostu idealne.
Gdy zbliżyliśmy się do piętrzącej się fali na około 20-30 metrów, łajba zaczepiła o dno. Kapitan "wrzucił na wsteczny" i tyłem powoli zaczęliśmy się oddalać od spiętrzenia. W pewnym momencie chyba rufa zaczepiła o dno, obróciło nas o 180' i jacht położył się na burcie.
Dalsze próby kręcenia silnikiem i sterem nie przyniosły efektu. Przypłynęła policja i zarządziła ewakuację załogi.
Moim zdaniem nawaliła zbytnia pewność siebie kapitana i traktowanie załogi jak zło konieczne na jachcie. Ja rozumiem, że wożenie "amatorów" może być frustrujące, ale ekipa była zgrana, zdyscyplinowana i chętna do nauki. Jednak aroganckie komentarze
kapitana i kpienie z załogi ("rejsy uczą, ale wy się niczego nie nauczycie") spowodowało, że nikt nie spytał kapitana o piętrzącą się przed nami wodę, w szczególności czwarty oficer, który był przez kapitana mocno piętnowany. Poprzednie pytania kierowane do kapitana związane np. z nawigacją spotykały się często z brakiem odpowiedzi, czasami ze złośliwymi uwagami.
Pozdrawiam
GM
PS. Dwa dni później w rozmowie z prezesem COŻu usłyszeliśmy, że mapy
były aktualne. Sprawa map została więc bardzo szybko zmieciona pod
dywan."
Smutna opowieść... hmmm

Rzadko się modle, ale jeżeli już, to tylko o to, żeby na swojej morskiej drodze nie spotkać asocjalnego bufona z przerośniętym ego.