myślę ze jeszcze duże znaczenie miało zmęczenie -ponad 10h podróży pociągiem robi swoje, poza tym w za krótkim czasie te piwa zostały wypite, gdybym je rozłożyła jakoś to może byłoby ok no i fakt za dużo, poza tym tez chyba miałam gorszy dzień-kobiety tak czasem maja.
następnego dnia kierowaliśmy się już do Klintholm, pogoda spokojna wiaterek przyjemny taki akurat, nocą przechodziliśmy jakieś szlaki- tory wodne czy coś w ten deseń dobrze by było gdyby te stateczki pływały tam gdzie powinny ale one wielokrotnie sobie skracały drogę no i ciągle mnie a ja kapitana straszyłam

kapitan się wściekał ze go ciągle budzę ale dobra to powinnam pominąć

no normalnie ruch był jak na Marszalkowskiej, albo prawie taki jak później przy wejściu do swinoujscia jak nagle wszystkim zachciało się wchodzić to musieliśmy kółeczka kręcić coby te ogromne okręty przepuszczać

dobra wiec do tego Klintholm wszystko ok było,no może wejście trochę niefajne bo jakieś kije z wody wystawały i prawie się na nie nadzialiśmy, były jakieś tam scysje ale chyba nic takiego bardzo poważnego, ci co chcieli zwiedzali ci co nie chcieli (czytaj ja poszli jeść- później oczywiście odrobilam i jadłam za kilka dni wczesniejszych), W klintholm jak reszta załogi zwiedzała coś tam czy na rowerach jeździła (nie wnikam) poszedł z kapitanem zakład ze nie wejdę do morza bo zimne. kapitan przegrał oczywiście a ja się pluskałam skalam przez te fale no niektóre mnie przewracały- no z 30 minut byłam w tej wodzie (jest dowód jest film!). Później zostałam przestraszona przez kapitana Meduza---eee dotknęłam tego świństwa bo nie wiedziałam ze to to ale dostałam w nagrodę śliczny kamień. Potem wróciliśmy z wyprawy ja cała przemarznięta zdjęłam ta mokra bieliznę (wreszcie), panowie zjedli i czekaliśmy na załogę.ja w miedzyczasie poszłam pod prysznic ale po drodze zginęłam

bo się wkręciłam na kuter rybacki (żeby nie było ze wszyscy zwiedzali a ja nie- ja tez zwiedzałam tylko cos innego ) co mnie gość zaczepił i jeszcze go obejrzałam. wróciłam później po jakiejś 1,5h załoga wróciła odpłynęliśmy oczywiście na noc. kapitan stwierdził ze wracamy.

no później kierowaliśmy się na świnoujscie ale wylądowaliśmy w Dziwnowie (polski porcik)
w sumie nie wiem czemu nie znam się na tym nie wnikam:), przy okazji miałam małe spięcie z kapitanem ale talerze nie latały;)- hmn miał do mnie (czy nie do mnie w sumie nie wiem do kogo -zresztą co za różnica i tak zawsze ja obrywałam nawet jak ktoś inny coś źle zrobił:P ale ogólnie pretensje o to ze kurs nam się zmienił

. ja tam sterowałam tak jak mi kazano. a ze kapitan był na mnie wielce obrażony i nie raczył mi sam powiedzieć kursu to coś tam zostało pomylone i źle popłynęliśmy

znaczy później powiedział ze dobrze płynęłam tylko on przysnął o godzinę za długo i w odpowiednim czasie nie zmieniliśmy kursu (coś tam chciał ominąć)no zaparkowali w dziwnowie
cześć załogi w tym momencie podziękowała i pojechała do domu (nie wnikam nie oceniam)
poznałam fajnego pana Niemca co stał obok nas i łapał ode mnie dziobowa cumę (oczywiście dla tradycji wchodziliśmy nocą). bardzo spoko człowiek:) stary jak but a podobno ma kobietę 25 lat ( tam mówił myślę ze ściemiał ale dobra niech mu będzie)
Powiem wam ze uwielbiam polskie porty

Łazienka miodzio- spędziłam w niej chyba godzinę port zajebisty wszyscy tacy mili byli. trochę za dużo się wypiło ale mieliśmy prawo zostaliśmy sami 2 osoby załogi z jachtem w kropce.

Malo z tej nocy pamiętam. jakaś wąska uliczkę chodnik mostek ? nie wiem braki będą

w finale jakoś nad ranem dotarłam do koi zasnęłam nie wnikajmy w szczegóły :p
wyokrętowaliśmy się z dziwnowa 2 osoby plus kapitan. prognozy nie były najlepsze wiedzieliśmy co nas czeka.. nie mieliśmy zbytnio wyboru bo co stać czy płynąc? stać nam się nie chciało wiec popłynęliśmy cel :kolobrzeg. Chcieliśmy pana Niemca wycignac ale on powiedzial ze czeka na dobre wiatry bo chcial na bornholm poleciec wiec ok on został

I bardzo dobrze zrobił

no zapomialam wspomiec ze w czasie rejsu zgubilam okulary. myslalam ze je fala zabrala ale okazalo sie ze je znalazlam wlasnie jakos pod koniec rejsu

no to poplyneli do kolobrzegu nie bylo zbytnio czasu na rozmyslania czy glupoty. fajnie nam sie plywało, kazdy wiedział co ma robic. w sumie caly czas w przechyle. Zmeczenie naprawde dało się we znaki. Ale nie negatywnie. jakoś tak milo sie zrobilo nagle. Wzajemnie sobie pomogliśmy jak mogliśmy tylko. jak jedna osoba padała 2 siadała za ster wtedy ta pierwsza spala i tak się wymienialiśmy. płynęliśmy tylko za dnia już wiec nie było problemów z nocnymi przelotami. trochę sobie poszaleliśmy na fali ale to Ciii. jachcik naprawdę z niezła prędkością potrafi pocinać:) czerpaliśmy czysta przyjemność z żeglarstwa w sumie mało się rozmawiało zresztą i tak ledwo cokolwiek słychać było. ja jak byłam za sterem byłam skupiona na każdej fali bez kitu na każdej. kilka razy się bałam .Miałam ochotę wołać kapitana mówić ze już nie mogę. ale zawsze sobie tłumaczyłam to nie fer on tez jest zmęczony.pewnie jeszcze bardziej niż ja. dziwne jest płynąc jak sie widzi fale większa od siebie. te uderzenia fali... hmn powinnam narzekać ze zimno i mokro? to na pewno ale przede wszystkim to bolało. byłam już cała w siniakach. kilka razy jak fala przeleciała przez burtę to myślałam ze polecę razem z fala.. dziwne tylko szelki mnie ratowały

byłam na nich opór uwiązana ze jak się przerwocilam ( musiałam czasem wstać by zobaczyć co na horyzacie bo przez ta budę nic nie widziałam) to wisiałam w powietrzu

miałam spory problem z np. zapieraniem się bo za bardzo nie sięgałam tam ale jakoś dawałam rade:) Nie było już takich momentów lajtowych coby piwko wypić, ktoś musiał być przy szotach ktoś za sterem ktoś w nawigacji- akurat 3 osoby. trochę baliśmy się ze nas nie wpuszcza do Kołobrzegu ale przy odrobinie farta udało się zaznajomiłam się z UKF

:) następnego dnia w chyba troszkę gorszej wiało- znaczy się jeszcze mocniej. a fok się porwał- trza było zmieniać trochę było nerwowo!no i o żegludze już pisałam na wiatr halsowali się:) strasznie długo to trwało zanim dopłynęliśmy do NAPRAWDĘ upragnionego swnoujscia. jeszcze po drodze 2 raz zawitaliśmy w Dziwnowie na jeden dzień. i nasz niemiec nadal tam był >NADAL czekał na dobry wiatr:) a nas uważał za samobójców :p jakoś dziwnie się patrzył :p Oczywiście znowu był godzinny prysznic uwielbiam ich łazienki

Nie zdążyłam na pociąg oczywiście rejs przedłużył się o jeden dzień.
dobra KONIEC mam już dość

powinnam dostać nagrodę za ta opowieść :p