Wy tu sobie ortografię wykpiwacie, a tam Kaszubi uczą dziennikarzy pisania rzetelnych artykułów
Cytuj:
Oficjalna odpowiedz Stowarzyszenia na krzywdzący artykuł opublikowany na łamach tygodnika "Polityka"
Kuźnica, 2.06.2014
Ruch Obrony Półwyspu i Obszaru Zatoki Puckiej
Kuźnica ul. Helska 66
84-130 Jastarnia
POLITYKA Spółka z o.o. SKA
Redaktor Naczelny Jerzy Baczyński
ul. Słupecka 6
02-309 Warszawa
Szanowny Panie Redaktorze,
W artykule Pani Ryszardy Socha - Polityka nr 22 (2960), piszecie o Ruchu Obrony Półwyspu i Obszaru Zatoki Puckiej bez choćby jednej rozmowy czy spotkania z nami. Pisząc o mieszkańcach Półwyspu Helskiego oraz naszych problemach wypadałoby wcześniej z nami porozmawiać. Tymczasem autorka w/w artykułu kilkakrotnie wprowadza czytelnika w błąd, prezentując przede wszystkim opinie Dr Kruk-Dowgiałło z Instytutu Morskiego w Gdańsku, zbieżną ze stanowiskiem Prof. Krzysztofa Skóry. Nie jest to cała, obiektywna prawda o konflikcie na Zatoce Puckiej. Jesteśmy jedynymi autochtonami na polskim Wybrzeżu, korzeniami sięgającymi setek lat wstecz. Nasi przodkowie zawsze żyli w zgodzie z naturą, od której byli zależni, dlatego poszanowanie dla przyrody mamy w tradycji. Warto więc wziąć pod uwagę nasze zdanie, a nie tylko naukowców, którzy, jak sądzimy są zainteresowani nie tyle ochroną przyrody, ile pozyskiwaniem pieniędzy na swoje, nie zawsze potrzebne przyrodzie projekty i badania. Przykładem jest hodowla i szeroko reklamowane coroczne wpuszczanie kilku małych fok przez Stację Morską Uniwersytetu Gdańskiego podczas gdy ich populacja osiągnęła już 28 tys. sztuk i staje się problemem nie tylko dla rybołówstwa, ale też dla utrzymania zarybianych stad ryb łososiowatych oraz dla bezpieczeństwa żywności pochodzenia morskiego (przez rosnące zapasożycenie). Innym przykładem są ubiegłoroczne opryski i wycinka drzew na Helu. Na nic zdały się protesty mieszkańców, których nawet nie poinformowano prawidłowo o niebezpieczeństwie dla zdrowia. Opryski dzikiej róży wykonano i wycięto „nierodzime” gatunki drzew w ramach programu „rewitalizacji szaty roślinnej” realizowanej przez Fundację Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego przy wsparciu funduszy unijnych. Ile przy tym zniszczono flory i fauny? Czy ktoś zadał sobie pytanie jak to odbierze lokalna społeczność?
To co najważniejsze: ochrona siedlisk i gatunków w ramach sieci NATURA 2000 powinny być prowadzone przy akceptacji lokalnej społeczności. Jest to podstawowa zasada wpisana w Dyrektywy Unijne. Tylko taka ochrona, oparta na współpracy ma szansę być skuteczną, szczególnie że mówimy o wielkim obszarze morskim, który ma swoje uwarunkowania społeczne, gospodarcze i kulturowe. Zdanie lokalnej społeczności musi być brane pod uwagę, jednak najczęściej słyszymy, że nie mamy żadnych racji i chcemy sobie tylko „nabijać kabzę kosztem przyrody”. Niezadowolenie mieszkańców Półwyspu Helskiego osiągnęło swój zenit, czego wyrazem był apel mieszkańców do Prezydenta RP, Premiera i Ministra Środowiska. Brak woli współpracy ze strony naukowców podczas konsultacji społecznych dotyczących projektów planów ochrony w ramach NATURA 2000 (…decydujące zdanie i tak należeć będzie do nas…) a także dająca się odczuć nierównowaga w dyskusji (np. konsekwentne przerywanie wypowiedzi) tylko dolały oliwy do ognia i stały się bezpośrednią przyczyną zawiązania Stowarzyszenia Ruch Obrony Półwyspu Helskiego i Obszaru Zatoki Puckiej.
Chcemy uświadomić Panią redaktor, że nawet obecne „mocno kompromisowe” projekty planów ochrony zawierają nieprzedyskutowane i kontrowersyjne dla nas zapisy, np.: „…niewykonywanie umocnień brzegowych oraz sztucznego zasilania piaskiem…”; „..nieoczyszczanie plaż z materiału organicznego naniesionego przez morze..”; „..opracowanie szczegółowego projektu i harmonogramu całkowitego usunięcia gatunków krzewiastych i drzewiastych w perspektywie 10 lat…” czy „...opracowanie i realizacja programu renaturalizacji powierzchni silnie zdegradowanych: usunięcie sosny czarnej, robinii i/lub kosodrzewiny...” Mając świadomość istnienia takich zapisów w projekcie planów ochrony obszarów Natura 2000 nie można być spokojnym, ani mówić, że każdy coś ugrał. Każdy z nich może służyć przyrodzie ale wcale nie musi, a my, lokalna społeczność mamy przekonanie, że nie przeanalizowano wszystkich mocnych i słabych stron realizacji tych zapisów, nie przedstawiono nam spodziewanych korzyści przyrodniczych i szacowanych kosztów, zarówno bezpośrednich jak i pośrednich. Wszystko jest oparte na domniemaniach bez konkretnych prognoz i bez uwzględnienia wszystkich elementów „układanki” jakim jest ekosystem z funkcjonującym w nim człowiekiem. Dodatkowo, dominuje, również w tym artykule opinia o „złych” przedsiębiorcach z branży turystycznej, co stygmatyzuje wszystkich, również tych, którzy nigdy nie działali na szkodę przyrody.
Ewidentnym przykładem jest tu sprawa usypywania piasku na polach namiotowych. Otóż nie wszyscy dzierżawcy pól namiotowych dosypywali piasek celem powiększenia terenu i nie można ich w związku z tym wrzucić do jednego worka. Są kempingi, gdzie w chwili obecnej brakuje znacznych połaci terenu w stosunku do powierzchni zinwentaryzowanej przed oddaniem w dzierżawę. Na jednym z nich brakuje blisko 4000 metrów kwadratowych. Początkowo uzupełnianie piasku wykorzystywano jako metodę na odtworzenie linii brzegowej po jesiennych podtopieniach i niszczycielskim działaniu tafli lodowej w okresie zimowym, przy pełnej aprobacie Urzędu Morskiego, który zajmuje się min. zabezpieczaniem linii brzegowej. To, że niektórzy wykorzystali sytuację i przy okazji odkryli metodę na powiększanie terenu, to nie znaczy, że wszyscy tak działają. Równie dobrze możemy mówić, że dziennikarze kłamią bo kilku dziennikarzy pisze nierzetelne artykuły. Chcielibyśmy, żeby upowszechniona również została informacja o zrównoważonych, przyjaznych przyrodzie kempingach. Obecny „czarny PR” skutkuje tylko rozgoryczeniem ich właścicieli, którzy pomimo swoich starań będą mieli i tak negatywną opinię wśród czytelników „Polityki”.
Kolejny przykład na jednostronne potraktowanie tematu to Rybitwia Mielizna i „wzmożona antropopresja” przejawiającej się między innymi popularnym Marszem Śledzia. Brak choćby wzmianki o tym, że na tej mieliźnie (zwanej przez mieszkańców „Sucha Rewa”) do końca lat 80 –tych czynny był poligon lotnictwa morskiego. Ryk silników wojskowych odrzutowców oraz wybuchy bomb zrzucanych na odholowane tu do celów ćwiczebnych wraki, z pewnością bardziej dawały się przyrodzie we znaki niż coroczny Marsz Śledzia czy wizyty kitesurferów. Od miejscowych rybaków wiemy, że pozostałe formy aktywności na „Suchej Rewie” mają charakter incydentalny. Przed II wojną światową suszono w tym miejscu sieci rybackie, czego zaprzestano wraz z utworzeniem poligonu lotnictwa morskiego. Hasło „oddajmy ptakom Rybitwią Mieliznę” jest nieporozumieniem, gdyż to miejsce jest wręcz oblegane przez ptaki. Problemem jest raczej skład gatunkowy, ponieważ są to głównie kormorany i mewy. Faktycznie nie widać innych - choćby rybitwy od której Mielizna zyskała miano. Nawet naukowcy nazywają teraz to miejsce Ryfem Mew. Skąd jednak wniosek, że jest to „winą” kitesurferów i Marszu Śledzia? Dla nas, mieszkańców to ewidentny przykład ekspansji i wygranej przez kormorana rywalizacji międzygatunkowej. Można mówić, że nie występuje tam taki czy inny rzadki gatunek (który zdaniem ornitologów powinien się tam znajdować), ale uczciwość wymaga, żeby wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, a nie pomijać milczeniem to, co niewygodne lub niezbadane. Jak mamy mieć szacunek do naukowców, którzy nie traktują poważnie naszych pytań o istotność wpływu masowego występowania kormorana w porównaniu z wpływem jednorazowego w roku Marszu Śledzia?
Kolejnym wątkiem są gniazda Rybitwy Czubatej na terenie portu północnego w Gdańsku. W artykule brak jest istotnej dla czytelników informacji, że w pobliżu znajduje się usypana sztuczna wyspa (tzw. łacha w Wisłoujściu). Teoretycznie odpowiednie miejsce dla rybitwy (w naszej opinii porównywalne z Ryfem Mew) i niekonfliktowe z punktu widzenia działalności człowieka. Dlaczego nie jest przez te rzadkie gatunki wykorzystywana? Może przeszkadzają jej przebywające w tym miejscu liczne foki (w ubiegłym roku nawet do 100 sztuk), a może nie lubią towarzystwa kormoranów czyhających min. na narybek łososiowatych (tzw. smolty). Może rybitwy rzeczne wolą zabudowę portową niż piaszczyste łachy, gdzie trzeba konkurować o terytorium z innymi gatunkami. Jeżeli ptakom nie odpowiada łacha to może warto wybudować im kolejny pirs specjalnie dla nich? Może zamiast wymyślać nowe teorie i blokować ważne inwestycje, czas zająć się efektywnym regulowaniem liczebności kormoranów jeżeli chcemy, żeby swoją dominacją nie odebrały miejsca bytowania pozostałym gatunkom? Populacja tych ptaków wzrosła w Polsce 20 krotnie przez ostatnie 40 lat – obecne szacunki to nawet 30.000 z czego większość żeruje na Zalewie Wiślanym. Niestety jedyną odpowiedzią ze strony naukowców jest stwierdzenie, że kormorany są wręcz pożyteczne dla człowieka i nie mają wpływu na inne gatunki. Podobnie z fokami. Ale jednocześnie podkreślają, że sukces kormorana jest efektem działalności człowieka (m.in przełowienia drapieżników ryb). To dlaczego nie rozpatrują i nie przeciwdziałają temu efektowi antropopresji, który przez swoją skalę musi mieć wpływ na funkcjonowanie ekosystemu?
Sprostowaniu musi ulec stwierdzenie, że jako Ruch Obrony Półwyspu i Zatoki Puckiej popieramy hałaśliwe motorówki i skutery. Zarządzeniem Dyrektora Urzędu Morskiego ustalono strefy po których nie można się szybko poruszać. Głównie ze względów bezpieczeństwa. Podstawą do działania w tym kierunku były martwe zapisy o Parku Krajobrazowym oraz śmiałe pomysły ekologów (o których było już głośno) dotyczące całkowitego zamknięcia Zatoki Puckiej dla żeglarstwa, turystyki oraz rybołówstwa przybrzeżnego uprawianego tu z powodzeniem od blisko tysiąca lat.
Wspomniany w tekście artykułu proceder klonowania łodzi rybackich nie dotyczy tylko Zatoki Puckiej. Zjawisko ma charakter ogólnopolski. Jeden z armatorów z zachodniego wybrzeża posiada aż kilkanaście łodzi do „łowienia” unijnej kasy. Na sprawę zareagowało Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przyznając tak zwane „postojowe” (rekompensaty za powstrzymanie się od połowów celem ochrony zasobów ryb) tylko jednostkom posiadającym limity połowowe na dorsza (którego tzw. „klony” nie posiadają).
Gdyby naukowcy głoszący szumne hasła o ochronie przyrody naprawdę i skutecznie chcieli ją chronić, stosując się do podstawowych zasad Dyrektyw Unijnych, usiedliby z nami do rozmów jak z partnerami a nie „szkodnikami” moglibyśmy dojść do porozumienia na rzecz zrównoważonej ochrony przyrody. Niestety tak nie jest i podejrzewamy że dzieje się tak z uwagi na biznes i pieniądze. Przykładem są tu działania Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Wydano ulotki zniechęcające do odwiedzania turystów latem, a mające zachęcać do odwiedzania zimą. Poniekąd w trosce o środowisko. Jest mowa o spalinach zamiast jodu, o kolejkach w każdym miejscu, nieświeżych rybach w smażalniach i o butwiejących algach. Nie ma natomiast wzmianki, że najbardziej obleganym miejscem na Półwyspie Helskim w sezonie jest podest widokowy przy basenie fokarium, a kolejki do wejścia właśnie tam są największe. Zniechęcenie poprzez podniesienie opłaty za wejście z 2zł do 5zł nie załatwiło sprawy. W zeszłym roku odnotowano prawie 500.000 wejść. Jakby podnieść te kwotę kilkakrotnie, a poza sezonem pobierać za wstęp tylko symboliczną złotówkę to może udałoby się osiągnąć pożądany efekt? Może wtedy zgodnie z intencją autorów ludzie zaczęliby przyjeżdżać jesienią, zimą i wiosną, a nie tylko latem Może warto rozważyć jakieś bardziej radykalne rozwiązania., np. przeniesienie fokarium do innej lokalizacji np. do Pucka, Rzucewa czy Osłonina? Presja jednodniowych turystów na Półwysep Helski przez wzmożony ruch kołowy na trasie Władysławowo - Hel (większość turystów jadących do Helu odwiedza fokarium) zmniejszyłaby się znacząco, ku uciesze turystów szukających spokojnego wypoczynku, mieszkańców, a także ekologów.
Prosimy o publikację powyższego tekstu, celem sprostowania i przedstawienia poglądów mieszkańców Półwyspu Helskiego.
Z poważaniem
Stowarzyszenie Ruch Obrony Półwyspu i Obszaru Zatoki Puckiej
Do wiadomości:
Sekretarz Stanu w Ministerstwie Rolnictwa Pan Kazimierz Plocke ul. Wspólna 30, 00-930 Warszawa
Marszałek Województwa Pomorskiego Pan Mieczysław Struk ul. Okopowa 21/27, 80-810 Gdańsk
Wojewoda Pomorski Pan Ryszard Stachurski ul. Okopowa 21/27, 80-810 Gdańsk
Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska Pani Hanna Dzikowska ul. Chmielna 54/57 80-748 Gdańsk
Dyrektor Instytutu Oceanologii PAN Pan Janusz Pempkowiak ul. Powstańców Warszawy 55, 81-712 Sopot
Dyrektor Urzędu Morskiego Pan Andrzej Królikowski ul. Chrzanowskiego 10, 81-338 Gdynia
Dyrektor Morskiego Instytutu Rybackiego Pan Tomasz Linkowski ul. Kołłtaja 1, 81-332 Gdynia
Starosta Pucki Pan Wojciech Dettlaff ul. Orzeszkowej 5, 84-100 Puck