Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 18 kwi 2024, o 03:08




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 131 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostNapisane: 8 sie 2006, o 19:48 
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 8 sie 2006, o 20:01 

Dołączył(a): 14 mar 2006, o 17:50
Posty: 441
Lokalizacja: Katowice
Podziękował : 4
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 9 sie 2006, o 09:27 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 cze 2005, o 09:14
Posty: 772
Lokalizacja: Częstochowa
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało

_________________
"Take your passion and make it happen"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 10 sie 2006, o 18:13 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 25 kwi 2006, o 13:57
Posty: 3996
Podziękował : 657
Otrzymał podziękowań: 613
Uprawnienia żeglarskie: szkutnik drewkarz,motorówkarz
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do

_________________
Zbyszek


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 10 sie 2006, o 18:37 

Dołączył(a): 14 mar 2006, o 17:50
Posty: 441
Lokalizacja: Katowice
Podziękował : 4
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 14 sie 2006, o 06:54 

Dołączył(a): 16 lip 2006, o 18:57
Posty: 11
Lokalizacja: Piła
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 14 sie 2006, o 09:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 mar 2006, o 09:42
Posty: 100
Lokalizacja: Chorzów
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 14 sie 2006, o 09:10 

Dołączył(a): 14 mar 2006, o 17:50
Posty: 441
Lokalizacja: Katowice
Podziękował : 4
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 14 sie 2006, o 15:31 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 maja 2006, o 22:17
Posty: 101
Lokalizacja: Czechowice-Dziedzice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że

_________________
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj. Śnij. Odkrywaj. Mark Twain


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 16 sie 2006, o 06:56 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 mar 2006, o 09:42
Posty: 100
Lokalizacja: Chorzów
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Autor Wiadomość
daga Wysłany: Pon 14 Sie, 2006 17:40 Temat postu:

--------------------------------------------------------------------------------

Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 16 sie 2006, o 21:05 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 3 cze 2006, o 07:13
Posty: 253
Lokalizacja: Kostrzyn nad Odrą
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.

_________________
okecaj


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 18 sie 2006, o 20:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 19 sie 2006, o 20:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 19 sie 2006, o 20:24 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 20 sie 2006, o 18:04 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 20 sie 2006, o 20:06 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 cze 2005, o 09:14
Posty: 772
Lokalizacja: Częstochowa
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która

_________________
"Take your passion and make it happen"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 20:51 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:01 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:09 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:16 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:20 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:25 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 23 sie 2006, o 21:28 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 24 sie 2006, o 10:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 cze 2005, o 09:14
Posty: 772
Lokalizacja: Częstochowa
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić

_________________
"Take your passion and make it happen"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 24 sie 2006, o 14:23 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 24 sie 2006, o 16:40 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 cze 2005, o 09:14
Posty: 772
Lokalizacja: Częstochowa
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem

_________________
"Take your passion and make it happen"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 24 sie 2006, o 16:45 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 sie 2006, o 13:59
Posty: 14
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 29 sie 2006, o 17:01 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 lut 2006, o 12:29
Posty: 154
Lokalizacja: Gdynia/ Katowice
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i

_________________
"Ci którzy znają sztorm, umierają gdy wokół panuje spokój"
"Są trzy rodzaje ludzi: żywi, martwi i Ci co pływają na morzu"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 27 wrz 2006, o 09:49 
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
 Tytuł:
PostNapisane: 28 wrz 2006, o 20:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 cze 2005, o 09:14
Posty: 772
Lokalizacja: Częstochowa
Podziękował : 0
Otrzymał podziękowań: 0
Uprawnienia żeglarskie: nie podano
Był sobie mały Jasiu i nieco większa Małgosia i lubili się razem bawić w policjanta i zlodzieja, przy czym Jasio zawsze chciał być policjantem, który bardzo lubi ścigać niegrzeczne dziewczynki. Pewnego razu Małgosia przechadzała się po łące, która była niebezpiecznie podmokła ponieważ zapomniano ją zmeliorować. Jasiu, przyzwyczajony do roli policjanta, dostrzegłszy ją ruszył na ratunek co okazało się zupełnie zbędne, gdyż Małgosia, będąc przewidującą dziewczynką zabrała ze sobą kapok, lecz niestety bidulka nie potrafiła go zawiązać na sobie co spowodowało że jednak Jasio postanowił rzucić jej koło. Niestety, było stare i szybko zniknęło w bagnie, które w mig pochłaniało nie tylko koła ratunkowe. Jasio wymyślił, że przydałaby sie jakaś lina, udał się więc do najbliższego sklepu, lecz niestety Jasio był niskiego wzrostu i pan sprzedawca nawet nie zauważył, że ktoś wszedł. Jasiu zawołał:
- "Plosiem pana chciałbym line kupić bo Małgosia się tam w bajorze topi..."
Ale sprzedawca nie lubił Małgosi, a głos który usłyszał uznał za jeszcze jeden z przejawów działalności na tym świecie jego ukochanej zmarłej niedawno teściowej która została przez niego przejechana podczas nielegalnych wyścigów furmanek. Od czasu tego zdarzenia, co noc nawiedzała go i straszyła swoim wieeeelkim wałkiem do ciasta, którym za życia nie raz owa teściowa sprawdzała twardość jego głowy. Jasio wyskoczył więc mig ze sklepu i pognał na przystań gdzie zamierzał pożyczyć koło z linką. Na przystani, jak w każdy letni dzień, leniwie spacerowali turyści a bosman spał sobie pod drzewkiem, kiedy to rozpędzony Jasio wpadł do hangaru i zawołał: "Line, szybko pożyczcie mi line!". Echo rozniosło sie po hangarze. Na środku stała pani Bosmanowa. Gdy ujrzała umorusanego chłopca wnet wzięła nogi za pas i pobiegła po męża. Lecz po kilku krokach pas jej się rozpioł i spódnica zsuneła na kostki uniemożliwiając bieganie. Jasio zobaczywszy to zarumienił się. Po czym podbiegł do pani Bosmanowej i zamiast ratować Małgosię zaczął reanimować panią Bosmanową, która po kilku minutach od zajścia, po masażu serca i sztucznym oddychaniu była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i rzekła:
- "Chyba jeszcze raz muszę zgubić kieckę.
Mały Jasio dowcipu nie zrozumiał, ale był dumny że jeszcze pamiętał coś z kursu ratowników, na którym notabene instruktor był z zawodu rzeźnikiem, i miał większe doświadczenie w zabijaniu niż ratowaniu, aczkolwiek wskutek przekwalifikowania był mistrzem w robieniu sekcji lisa .
Tymczasem Małgosia wyjęła z kieszeniu przenosną UKFkę i zaczęła przez nią krzyczeć:
- "SOS, SOS".
W bosmanacie radio zaczęło trzeszczeć, bo było z czasów kiedy to łatwiej było nadać informację znakami dymnymi. Wkrótce też, z radiostacji zaczął się wydobywać dym. Jasio nie zastanawiając się, złapał za wiaderko i chlusnął wodą na wydobywającą się informację tak, że stała się ona zupełnie niezrozumiała, a poprzez zwarcie doznał poważnego poparzenia na plecach. Mimo wszystko, Jasio nie zraził się do próby odbioru wiadomości i z impetem godnym lamparta ruszył w stronę radia by choć trochę wody z niego wylac, a potem sprobowac wskrzesić. Po kilkunastominutowym wskrzeszaniu z radia zaczął wynurzac się duch starego szamana, który dawno, dawno temu, w tym własnie miejscu prowadził kurs szybkiego wysyłania znaków dymnych dla pierwszych Piastów, żeglujących na polinezyjskich proa.
Jak już się wyłonił całkowicie zza odbiornika był w stanie ocenić, iż sytuacja, którą zastał jest co by nie mówić - dziwna. Postanowił wszystko to przeanalizować i oddalił się w bliżej nie określonym kierunku. Idąc w kierunku mokradeł zauważył młodą przedstawicielkę płci pięknej dzierżącą w ręku najnowszej klasy GPS i wtedy zawołał do niej:
-"HI ami usaky mocihemdas ifnecskop".
Co znaczy po ichniemu, mniej wiecej:
- Hej, jestem łysym przedstawicielem duchow germanskich.
Po chwili jednak zrozumiał że owa przedstawicielka płci pięknej nie jest zainteresowana spotkaniem ducha germańskiego co zaaowocowało wielkim zdziwieniem wypisanym na jego twarzy, jednocześnie zmobilizowało go to do wypowiedzenia kilku słów w języku bardziej ludzkim.
- Idziemy na lody?
Uśmiechneła się i zapytała:
-A pieniadze to ma?!?!
Jaś w tej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że większą korzyść niż z ratowani Małgosi będzie miał z obrabowania szamana. Ruszył na niego i gdy juz tylko go dopadł przekonał sie że szaman liczył na naiwność dziewczyny i kłamał, twierdząc że ma pieniądze. Wtedy rozczarowany i zdenerwowany do granic możliwości Jasio kopnął go boleśnie w kolano. Na to szaman ze ździwieniem popatrzył i zadumał się niesłychanie.
Co to małe g**** ode mnie chce? - pomyślał.Wtey przyszedł mu na myśl stary rytuał, który miał na celu sporządzanie pysznej zupy grzybowej z niegrzecznych chłopców. Więc zaczął od przygotowania wywaru, ale neistety w tym czasie zabrakło wody w kranie. Dlatego czym prędzej popędził na bagna by tam zdobyć wodę metodą destylacji ale zapomniał zabrać ze sobą świecę i dlatego gdy dotarł do ochydnego bagna zaczął grząznąć w nim razem z Małgosią która ciągle narzekała na niedojrzałość Jasia. Zdenerwowany chłopiec postanowił udowodnić jej swą męskość, w tym celu zdecydował się "pójść na całość" i samemu zdobyć szklane oko czarownika dla swej Małgosi i w tym celu uczepił się gałęzi, która jednak pod jego ciezarem w mig się złamała i Jasio wylądował na Małgosi na co ona zaczerwieniona zaproponowała mu by poszli gdzieś gdzie jest bardziej sucho...Więc poszli do pięknej willi Jasia, ponieważ był on obrzydliwie bogady i tam zjedli smaczny obiad po czym zaporosił ją do swojego jaccuzi gdzie czekał już na nich schłodzony szampan. Małgosia poczuła się jak w bajce i wtem przez okno wskoczył wściekły szaman, który mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zaklęcia próbował obezwładnić tą nieznośną dwójke dzieciaków ale wtedy z szafy spadł na neigo wielki worek ziemniaków. On na to tylko spojrzał niepewnym okiem i legł pod ciężarem ziemniaków, gdy nagle z komina wyskoczył Święty Mikołaj który jednym ruchem z worka zamiast ziemniaków wysypał mnóstwo prezentów. Wtedy Małgosia od razu ujżąła upragniony worek żeglarski i jak na kobiete przystało, poczęła zbierać do niego pakunki jeden po drugim. Jasio nieco zaskoczony obecną sytuacją postanowił dopakować Małgosi do worka sekstant i

_________________
"Take your passion and make it happen"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 131 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5  Następna strona


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 42 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL