Forum żeglarskie https://forum.zegluj.net/ |
|
PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... https://forum.zegluj.net/viewtopic.php?f=39&t=24782 |
Strona 1 z 2 |
Autor: | Były user [ 12 lip 2016, o 16:01 ] |
Tytuł: | PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Oryginał liryczny mową wiązaną tu: http://forum.zegluj.net/viewtopic.php?p=241540#p241540 Gdy rzuciłem swój wór na znajomy deck był upalny, letni dzień, a Wielebny był w kiblu zasie Kościelny włosy trefiła. Środa była. Rano. Diabeł się niechybnie na młynie obwiesił, bo pizgało złem w główki /ku uciesze bałwanów co biły w brzeg i nówki sztuki gwiazdobloki na chwałę regazyfikacji zwalone w długą kupę/. Utki nie poznałem niemalże - kierowałem się na parasolkę gieni w barwach rewolucyjnych. Nazywa się teraz po zagranicznemu i zagranicznie wygląda, odpicowana, z rolerami, szpryc budami, prądem - silnik pali na dotyk tyle że z kluczyka, a nie z korby, podusie i firanki, kingstony i diody, nowoczesność w domu i zagrodzie! Nawet wunderbaumy wiszo! Normalnie Bomba! Kapitan zresztą. Leitmotiv wyrypy. ![]() Jowialnym powitaniom koniec był szybki bo zaczęło lać, a pizgać złem nie przestało. Rozlaliśmy kilka kolejek herbaty, Kapitan wskazał cel wyrypy krystalizujący się w jego armatorskiej głowie od lat dwóch, a zawierający się w krótkiej myśli: Dąbie srąbie, a Kanał ciągle Piastowki - nam w morze ruszać czas i wyspy odległe zdobywać! Tylko najlepiej takie blisko odległe, żeby w poniedziałek na dworcu wedle promów być zurück. Jako, że NRD jest nie tyle odległe, co słusznie minione Passage Plan przewidywał podbój Bornholmu, szlakiem Wikingów, tyle że w złą stronę. Po analizie sytuacji barycznej,fotek satelitarnych i innych gribów powzięliśmy dojrzałą decyzję nie spierania się z bałwanami i wyjścia jutro. W czwartek znaczy i zaczęliśmy sztauować kuńserwy. W ramach sprawdzenia łączności z czytelnikami wykonaliśmy telefon do Przyjaciela. Takiego przez duże P. ZbigAndrew zajechał z fantazją lokalesa na przełaj na keję, tam stanął chwaląc się zażyłością z bosmanicą, zapalił kotwiczne i wbił się na burtę. Nagotowaliśmy herbaty, i snuliśmy morskie opowieści zdjęciami pingwinów w locie kraszone com je długo obiecywał Przyjacielowi tudzież pustynne opowieści z dawnej Afryki co obiecywał Przyjaciel. Po wypiciu dzbanka herbaty ruszyliśmy na przełaj w miasto, na promenady i aleje. Oraz na zacną rybę. Zbig - rewanż musi być nasz! ![]() W czwartek rano energicznie zabraliśmy się do wyjścia - zdesyfilizowaliśmy się, wypiliśmy kawę, zjedliśmy jajkownicę bo w końcu idziemy w morze i zrobiliśmy szybkie zakupy. Chleb do konserw. Deska do chleba. I kijek do selfie. Fajoski i za 11 zeta, taki mały jak paczka fajek i taaaaki długi. Jak Micuś kupi nowy telefon co będzie kompatybilny to będzie zadowolony. U mnie działa, ale mnie się aparat w telefonie posuł i tyle z selfie. Zjedliśmy też gorące pączki. Chociaż te koszerne z różą turysty zżarły były. Bałwany biły dalej, za to pizgało nieco mniej i naród, a właściwie różne narody /i Piotr6/ wychodząc na potęgę utwierdzały nas w słuszności założeń. Skądinąd Piotr6 cały dzień Villemo nie znalazł taka jest piękna i nie do poznania odmieniona! Ale jak wychodził to pomachał. Forum jest wszędzie! Nie ociągając się tym pięknem popołudniem wyszliśmy w morze Inżyniera Stanisława Łęgowskiego biorąc z prawej strony. Nie ulegając stereotypom o gentlemanach, w szczególności, że byliśmy na burcie w przytomności Damy udaliśmy się bajdwindem przechodzącym w półwiatr na drugim refie na spotkanie bałwanom. Wiało solidnie 5-6B /mierzone akustycznym "wiatromierzem" kalibrowanym prawdziwym - błąd circa jebałt 5%/ w paru porywach może ciut więcej /tu wywiązała się długa, a treściwa dyskusja od ilu zaczynają wyć wanty przy akompaniamencie tychże/. Fala była martwiejąca po wczorajszym obwieszeniu diabła więc miotało nami w górę w dół okazując pełnię walorów nautycznych Albina. To nadspodziewanie jak na ten wymiar dzielna łódka, bardzo miło pracująca na fali przy minimalnych siłach na sterze. W dodatku wbrew klasycznej tezie że "niech przynajmniej będzie dzielna" wcale nie była wolna, a mnie się /wspominałem już?/ bardzo podoba. Fala nie zmyła żagli, załoga się nie nudziła wcale, było miło i tak zmieniając się razy parę dojechaliśmy wesoło pod Bornholm. Pod koniec zdechło do jakich 2-3B, a potem i bardziej. Fala dalej bujała więc rozrefowani, a na ostatnich milach na dieselgrocie i grocie osiągnęliśmy Rønne gdzie jak twierdzi Don Jorge w swej locji mają /mieli? ![]() Rano bałwany co bardziej namolne szły górą przez falochron mariny, za przyczyną czego mieliśmy pod górkę... ale o tym potem. Ruszyliśmy w takim układzie na podbój wnętrza wyspy. Szybki /darmowy dla gości mariny i z dowolną ilością gorącej wody pod zacnym ciśnieniem - obracam w palcach dziurawy żeton Świnkowskiej mariny/ prysznic, herbata w barze, najęliśmy rowery /o dzięki Ci droga opatrzności - siedmiobiegowe/ i lasami nadbrzeżnymi udaliśmy się pod górę do Hasle na śniadanie. Śledzie po bornholmsku, klopsiki rybne, herbatka w pięknych acz wietrznych okolicznościach przyrody pokrzepiły nas przeto udaliśmy się pod górę do Jons Kapel oglądać klify i wodorosty tudzież pochodzić po dłuuuugich schodach. Po drodze biły w oczy domki letniskowe bez krat za to z wielkimi oknami, nie poprzypinane rowery wszędzie tudzież mnogość wynalazków pedałowanych elektrycznych i nie 2, 3, 4 kołowych z przyczepami, side carami na dzieci/psy/koty/namioty i z czym tam jeszcze. Syci widoku klifów i aromatu wodorostów z których Muminki grządki pod latarnią układały udaliśmy się, a jakże, pod górę, do Hasle gdzie fale biły w brzeg przy mini muzeum wędzarniczym na kolację. Ryby wszelakie mit kartofelsalad i herbata. Potem już tylko pod górkę przez las 8 kilometrów do mariny. Uprasza się nie komentować opisu wycieczki z pozycji drwiąco-geometryczno-deniwelacyjnych. Euklides sreuklides. Wiemy z Micusiem cośmy przeżyli, a jak Kościelny nic nie waży to mu się dobrze śmiać. Na falochronie sytuacja przedstawiała się bez zmian przeto prócz analizowania gribów, prognoz i obrazów satelitarnych nad dzbankiem herbaty wykonaliśmy telefony do przyjaciół, którzy proponowali zgodnie wyjście godzinę temu, w niedzielę rano, w niedzielę wieczór albo w poniedziałek wieczór. Wypiliśmy herbatę i postanowiliśmy że rano się zobaczy. W niedzielę rano wiało podobnie. Za to w mordę, ale miało słabnąć aż do zera prawie. Za to w mordę. Umyśliliśmy więc poczekać aż bałwany sobie pójdą i wyjść po południu. Oddaliśmy rowery i piechotą zwiedziliśmy wąskie uliczki miasta oddając się po drodze urokom kuchni amerykańskiej i kupując wyrób chlebopodobny krojony grubo. Wymoczyliśmy się w należnej gorącej wodzie /wbrew różnym głosom forumowym i brakowi pana "5 koron" płaciliśmy sumiennie w automacie za postój/ pogadaliśmy z zaszokowanym Bałtyckim morzem przesympatycznym Anglikiem "najpierw w nocy sztorm, potem cały dzień lało, a wieczorem żona mi się poparzyła słonecznie, Ja się tak nie bawię, u nas pogoda jest co prawda ch...a ale za to stabilnie i zawsze" ![]() Wychodziliśmy zgodnie z przewidywaniami w warunkach Chorwacko-plażowych. T-shirty, krótkie gacie, krem do opalania. Tylko spora martwa fala w burtę przypominała o poranku. W miarę upływu godzin przebraliśmy się w sztormiaki lepiej sprawdzające się na deszczu i na 2 refie tudzież połówce gieni zbliżaliśmy się do Sassnitz. Jakieś 20 mil przed celem wiatr stężał, a potem zdechł nagle - tymczasem z zachodu walił na nas wał czarnych chmur podświetlany coraz bliższymi zygzakami błyskawic. W akompaniamencie tężejącego wycia wiatru na wantach ustaliliśmy taktykę /Micuś - full profeska i opanowanie/, pozamykaliśmy zawory, luki i wywietrzniki, posztauowaliśmy luźne drobiazgi, odpaliliśmy Volvo, zwinęliśmy gienię, zrefowaliśmy grota do jakich 4-5 m2 i cieszyliśmy oczy widowiskiem serwowanym nam przez Bałtyckie Morze co nas wychowało. Wiatr stężał, fala błyskawicznie przestała być martwa i w burtę, a zmieniła się na żywą i z bajdewindu. Obserwowane po światłach pławy, platformy wiertnicze, latarnie morskie i jakieś 5 statków zniknęły nagle jak sen złoty. Villemo dzielnie szło za ręką Micusia na wiatr gładko wcinając się w szybko rosnące fale, w świetle piorunów rozświetlających co chwila okolicę ze wszystkich stron wyglądaliśmy statków - nie mając AIS'a ani trójsektorówki na topie, zdani na zalewane falą światła burtowe i rufowe i pasywny reflektor podświetliliśmy nasz spłachetek grota mocnymi podsalingówkami licząc, że jeśli nie my to może nas. Ściana słodkiej wody z nieba doskonale płukała zasolone od fali pokład i sztormiaki. I tak wesolutko płynęliśmy sobie oddając się rozważaniom natury filozoficznej i kontemplacji piękna błyskawic tudzież żrąc kanapki z serem wędlinką. Po godzinie zabawy wiatr, a za nim fala odkręciły na baksztag wywołując w nas niechęć do dalszego zbliżania się i nocnego wchodzenia do Sassnitz przeto odłożyliśmy się na Świnoujście. Kolejną godzinę podziwialiśmy ten sam repertuar tylko z nowego kierunku. Villemo sprawowało się dokładnie tak jak można by oczekiwać od konstrukcji, która opływała świat wokół przylądków i obie Ameryki w kółko - stabilnie, przewidywalnie i ze stoickim spokojem, a Volvo paliło litr na godzinę. Nie mierzyliśmy ile wiało, ale przechyły na ogryzku żagla i białe pasma piany, okresowo odlatujące sobie z grzywek fal dawały do myślenia. Fartuchy sztormowe okazały się tyleż przydatne co prorocze... Cała zabawa była wywołana zjawiskiem o charakterze lokalnym i po jakiś 2,5 godzinie widzialność wróciła /po drodze całkiem przegapiliśmy przedświt/ i wszystko wróciło do przewidywań z prognoz - wiatr zaczął zdychać /za to w mordę na Świnoujście/ co niespecjalnie nas zmartwiło, jako, że przebiegle atakowaliśmy od Sassnitz. Zmieniając się za sterem i na ławce kokpitowej z podusią pode łbem tudzież na podłodze kabiny parliśmy po odstawieniu silnika na Gazoport i okolice. W miarę siadania wiatru trzeba było przeprosić się z Volvo które w kiedy siadła martwa fala i wygładziło się morze dawało nawet pod 6 knotów. Wróciła plaża, krem, robiono zdjęcia i opalano się na pokładzie słonecznym wróć! Dziobowym - niemniej nasz znajomy Anglik okazał się być równie proroczy co Micusiowe fartuchy - kiedy mijaliśmy redę Świnkowa rozwiało się i rozfalowało prosto w mordę na ostatnią godzinę. Za to zaczął padać deszcz. Dla odmiany. Ale to nie robiło juz na nas wrażenia minęliśmy Inżyniera Stanisława Łęgowskiego z lewej strony i... ostatni szkwał w mordę trafił nas w główkach mariny ![]() |
Autor: | Janna [ 12 lip 2016, o 18:11 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Yigael napisał(a): Wiemy z Micusiem cośmy przeżyli, a jak Kościelny nic nie waży to mu się dobrze śmiać. Czy to znaczy, że od czasu SIZ-u zdążyłeś odbudować niedostatki wymiarów w okolicach swojego równika? ![]() |
Autor: | Były user [ 12 lip 2016, o 18:17 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Tylko 2 kilo ![]() ![]() |
Autor: | Janna [ 12 lip 2016, o 18:20 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
A, to prawda. Ma dziewczyna parę. ![]() |
Autor: | Zbieraj [ 12 lip 2016, o 18:23 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Janna napisał(a): Ma dziewczyna parę Ma nie parę, ino dwa, że zacytuję:Mo dziewcyna dwa warkoce, podzielita się. |
Autor: | Janna [ 12 lip 2016, o 19:04 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Zbieraj napisał(a): Janna napisał(a): Ma dziewczyna parę Ma nie parę, ino dwa, że zacytuję:Mo dziewcyna dwa warkoce, podzielita się. Zgadza się, jak w Radiu Erewań. Nie Kościelny, tylko Yigael, nie warkocze, tylko kilogramy i nie ma, tylko przybyło. |
Autor: | Były user [ 12 lip 2016, o 19:10 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kościelny jest dzielny! ![]() |
Autor: | Zielony Tygrys [ 12 lip 2016, o 20:26 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
![]() |
Autor: | Zielony Tygrys [ 13 lip 2016, o 07:03 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
miałam relację na żywo od Przyjaciela. Permamentna inwigilacja. A ty Yigael potrafisz nieźle dać głos. |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 09:13 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Któren Ciebie donosił Majtek? ![]() |
Autor: | Zielony Tygrys [ 13 lip 2016, o 11:42 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
![]() |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 12:00 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Aaaaaaaa ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 15:24 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Cykory... wszystko już wiem... 12 B, fale jak kamienice... wiatr taki, że się śmigiełko w wiatromierzu ukręciło ![]() |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 16:07 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kurczak napisał(a): Cykory... wszystko już wiem... 12 B, fale jak kamienice... wiatr taki, że się śmigiełko w wiatromierzu ukręciło Dlatego nie pływałeś? Tak myślałem, że z tą wiertarką to nie może być prawda... ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 16:39 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Nic z tych rzeczy ![]() Dziurę pod przejście burtowe do pompy zęzowej będę wiercił od zewnątrz ![]() |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 16:42 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Sam? Wiertarką? ![]() ![]() ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 17:01 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Sam. Wkrętarką akumulatorową. Powyżej linii wodnej ![]() |
Autor: | Ognisty Szkwał [ 13 lip 2016, o 17:11 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kurczak napisał(a): Sam. Wkrętarką akumulatorową Czy aby na pewno? Bo ja myślałem że kury to tylko chodzą i grzebią w ziemi pazurami ![]() ![]() |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 17:21 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kurczak! Ja cię proszę! Ty się zastanów, Ty policz trzy razy, Ty poproś o pomoc przyjaciela! Tej wkrętarki nawet nie ładuj bez pomocy!!! ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 17:33 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Naładowana i w gotowości. Czyli uzbrojona i niebezpieczna ![]() Poważnie, może zrobię dziurę do kokpitu. Muszę pokombinować, którędy węża poprowadzić... |
Autor: | Seba [ 13 lip 2016, o 17:34 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kurczak napisał(a): Sam. Wkrętarką akumulatorową. Powyżej linii wodnej ![]() jak zęza czysta to może odpływ do kokpitu ? ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 17:52 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Tyle, że pompa jest automatyczna i nigdy nie wiadomo kiedy się włączy. Średnia przyjemność dostać z partyzanta zęzówką po po stopach ![]() |
Autor: | Ryś [ 13 lip 2016, o 18:00 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
A wyjść w falochron kokpitu i na półpokład wylewać? Gdzieś po grodzi, w bakiście, przeprowadzi zwykle poręcznie. Rurociąg przez burtę ma sens jeno przy pompie ręcznej (gdzie też wysokość podnoszenia daje się boleśnie odczuć ![]() ![]() Toż samo poniekąd tyczy kokpitu samoodpływowego - w razie W samo odpłynie... ![]() |
Autor: | Seba [ 13 lip 2016, o 18:02 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Kurczak napisał(a): Tyle, że pompa jest automatyczna i nigdy nie wiadomo kiedy się włączy. Średnia przyjemność dostać z partyzanta zęzówką po po stopach ![]() to bliżej odpływu z kokpitu ? albo gdzieś na rufie - wysoko ? |
Autor: | Hania [ 13 lip 2016, o 19:40 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Też sugerowałam kokpit. Poza tym kopyta można mieć obute albo trzymać na siedzisku naprzeciwnym, co się często robi. Kurczak obiecałeś wiercić do kokpitu ![]() Ja mam kluczyk i wstęp wolny do Dulci, Kurczak czas dłuższy nie będzie jej wizytował .... propozycje ??? |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 19:42 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Hania napisał(a): Ja mam kluczyk i wstęp wolny do Dulci, Kurczak czas dłuższy nie będzie jej wizytował .... propozycje ??? Przebóg! Zaklinam - zabierz mu wiertarkę!!! Korek nowy kupić nie problem wiele dziura za duża, a cały łódek? ![]() |
Autor: | Kurczak [ 13 lip 2016, o 20:03 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Już jedną dziurę fi 22 wywierciłem. Ale nie powiem gdzieeee ![]() |
Autor: | Zbieraj [ 13 lip 2016, o 20:25 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Yigael napisał(a): Zaklinam - zabierz mu wiertarkę!!! Jak to było u Słowackiego Julka? Lecz zaklinam, niech wiertacze nie tracą nadziei... ![]() |
Autor: | Były user [ 13 lip 2016, o 20:50 ] |
Tytuł: | Re: PS chaotyczny do pewnej ballady, czyli wyspa pod górę... |
Zbieraj napisał(a): niech wiertacze nie tracą nadziei... Et tu Brute? Jak rzekł był inny Julek w przypływie żelaza? ![]() |
Strona 1 z 2 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |