pierdupierdu napisał(a):
Pytanie było o "lifelinki" a nie o szelki.
Jaromirze Drogi, po pierwsze wybacz, że piszę prawdę, ale sformułowanie "Drogi Pierdupierdu" nie przechodzi mi przez klawiaturę
Ale do rzeczy:
pierdupierdu napisał(a):
Pytanie było o "lifelinki" a nie o szelki.
Sorry, ale dla mnie to jeden... no, ten, wiesz

. Rozumiem, że Sławkowi chodziło o jakieś zabezpieczenie człowieka na rejach, a czy ono jest w postaci owiązanej wokół pasa liny, istniejącej od zawsze, czy wymyślonych później szelek - wszystko jedno.
pierdupierdu napisał(a):
każdym razie Odys jakąś liną się do swej tratwy wiązał.
Owszem, ale jemu chodziło, żeby go kumple przywiązali do masztu nie po to, żeby nie wypadł za burtę, tylko po to, żeby nie poleciał, ja jaki gupi za Syrenami, które to ogoniaste baby, trafione nagłym przypływem talentu, jak - nie przymierzając - dzisiejsi szantymeni, a jednocześnie spragnione chłopa, (to nie dotyczy szantymenów, no, przynajmniej nie wszystkich

) wyły przywołując marynarzy, co zwykle dla onych kończyło się zejściem śmiertelnym. Tak więc przypadek Odysa rozpatrywałbym bardziej w kategorii przydatności liny jako środka antykoncepcyjnego, niż ratunkowego.
pierdupierdu napisał(a):
Mustrowałem na "Darze" w roli ostatniej kanaki tuż przed jego ostatnim rejsem do Nakskov
Bo widzisz, to było tak: na kazaniu księdza o początkach chrześcijaństwa przypadkowo znalazł się Żyd. Po kazaniu podszedł do księdza i powiada: Uś, szanowny panie ksiądz, w to, że ten wasz Chrystus zamienił swoje ciało w chleb - to ja w to wierzę, że on ten chleb nakarmił sto tysięcy Żydów - to ja też w to wierzę, ale że te Żydy były najedzone - to ja w to nigdy nie uwierzę.
No więc uś, Szanowny Panie Jaromir, w to, żeś Pan zamustrował na "Dar" - to ja wierzę, żeś Pan był ostatnią kanaką - to ja też w to wierzę, że to był rejs do Nakskov - i w to ja wierzę, ale że to był ostatni rejs "Daru" - to ja w to nie wierzę.
Ostatni rejs "Daru" odbył się w drugiej połowie września 1981 i portem docelowym była Kotka w Finlandii. Pamiętam, bo "Pogoria" miała pójść jako jacht towarzyszący "Darowi" i miał to być rejs-nagroda dla instruktorów Bractwa Żelaznej Szekli. Ja planowałem opuszczenie "Pogorii" przed tym rejsem z powodu prozaicznego: żona mi się "rozsypywała". Okazało się jednak, że w miarę upływu czasu w załodze ubywało instruktorów a przybywało dziennikarzy. Kiedy na tydzień przed rejsem okazało sie, że na "Pogorii" ma płynąć 1 (słownie jeden) instruktor BŻSz i czterdziestu żurnalistów, zadzwonił ciężko przerażony Sekretarz Nadzwyczaj Generalny PZŻ, mówiąc, że muszę popłynąć, "bo każdego innego kapitana to oni zjedzą, a ty ich wszystkich znasz, więc potrafisz ich wziąć za mordę".
I tak się stało. Po tym rejsie "Dar" stał się obiektem muzealnym. Formalne wycofanie z eksploatacji nastąpiło w następnym roku.
Ale to tylko dygresja historyczna. Nie mam powodu, by Ci nie wierzyć, że szelki na "Darze" były, wraz z obowiązkiem ich noszenia. Przypuszczam jednak, że wprowadzono je niewiele wcześniej.
Dlaczego tak sądzę? Ano, 2 lub 3 lata temu, na dorocznym zebraniu Rady STAP-u, wstał jeden z kapitanów i wygłosił dłuższą tyradę, że szelki na "Pogorii" są do kitu, bo - przynajmniej teoretycznie - delikwent może się z nich wysunąć. Trzeba by więc nawiązać braterską więź z alpinistami, żeby wymienić doświadczenia (za dawnych czasów to się nazywało "obmien opytom

), bo oni mają pasy nie tylko naplecowe, ale i podjajeczne, czy jakoś tak.
Już już zaczynała się pasjonująca dyskusja o wyższości pasów podjajecznych nad wokółcyckowymi, kiedy nie wytrzymał śp. Leszek Wiktorowicz (wyjaśnienie dla małolatów: długoletni komendant "Daru Młodzieży") i powiedział, żeby PT Koledzy przestali pieprzyć, bo na "Darze Pomorza", kiedy on latał po rejach, nigdy żadnych pasów nie było, a marynarz po to (między innymi) ma ręce, żeby się trzymał.
Na "Pogorii" najpierw szelek nie było, potem wprowadzono "szelki przechodnie", to znaczy szelki były dla tych, którzy mieli wachtę, a potem już poszło. Wszyscy muszą mieć szelki i to przydziałowe, indywidualne z numerem na pasie z tyłu, który jest jednocześnie numerem przydzielonej koi. No i wreszcie jest porządek. Z dumą należy podkreślić, że wreszcie zlikwidowaliśmy tej bajzel, w którym załogant potrafił bezczelnie położyć się na pokładzie i wpadać w jakiś idiotyczny i bezużyteczny społecznie zachwyt nad kształtem chmur, szumem fal i i przelatującymi mewami.

pierdupierdu napisał(a):
Tu odnaleziona w sieci fotka Kazia Kwasiborskiego - na rei "Daru" i w szelkach - z 1980 roku:
Nie kwestionuję prawdziwości zdjęcia, ale zwróć uwagę, że akcja filmu toczy się kilkanaście lat wcześniej, więc praca załogi bez lajf-linek, lajf-szelek, lajf-slingów i innych "lajfów" zupełnie mnie nie dziwi.
pierdupierdu napisał(a):
a tu studenty w latach 70-tych, w szelkach - łamikarkach właśnie na maszt "Daru" wchodzą:
Bo socjalizm znacznie wcześniej uporał się z jakże bezsensowną samodzielnością społeczeństwa, które - wszak z natury głupie i nieporadne - bez światłych zarządzeń władzy mogło sobie jak nic zrobić krzywdę.
Zasada poprawności politycznej, wymyślona w ostatnich latach w kapitalizmie, jest tylko piątą wodą po kisielu...eee... znaczy po zasadach jedynie słusznych, wynalezionych przez socjalizm. Z tą dodatkowo różnicą, że poprawność polityczna
powinna być stosowana, natomiast zasady jedynie słuszne
musiały być stosowane.
pierdupierdu napisał(a):
Ile to jest "znaczna cześć" z bardzo niewielkiej liczby?
Jarku, "znaczna część" to "znaczna część". To znaczy tyle, co odsetek.
pierdupierdu napisał(a):
Trzymając się tylko morza - wg. Głowackiego pod koniec przywołanych przez Ciebie lat 60-tych "Z polskich jachtów zdolnych do żeglugi po otwartym morzu każdy wykonał w sezonie 1968 średnio po trzy rejsy pełnomorskie. Na 301 rejsów 200 odbyło się do portów polskich..../cut/
W rejsach tych 99 jachtów z załogą złożoną z 2510 żeglarzy przepłynęło łącznie 195779 mil..../cut/" - to cytat.
Zapewne Głowacki wziął te dane z kart rejsów przesyłanych do PZŻ, ale nie wierzę w prawdziwość tych liczb. Nie wszystkie karty docierały do PZŻ, a nikt tego nie sprawdzał: wszystkie czy nie. Sprawdzanie dotyczyło tylko rejsów zagranicznych.
Policzmy z grubsza: z tych 99 jachtów pełnomorskich sprawnych było - z grubsza - 90. Poza wyjatkami - rejsy były tygodniowe. Wtedy nie było rejsów świątecznych, sylwestrowych i innych takich, bo władza nie pozwalała pływać poza sezonem. Sezon - to od początku maja do końca października. 6 miesięcy x 4 tygodnie x 90 jachtów = 2160 rejsów. Dobrze, część rejsów to rejsy 2-tygodniowe. Były nawet - o zgrozo - rejsy miesięczne. Podzielmy tę liczbę na pół, i tak wyjdzie ponad tysiąc rejsów, czyli ponad trzy razy więcej, niż podaje Głowacki.
I na żadnym z tych jachtów nie było szelek! Jak było źle - kapitan mówił: chłopaki, przywiązać się. I dzielna załoga na pokładzie owiązywała się w pasie liną. Z reguły była to wolna końcówka szota
pierdupierdu napisał(a):
Nadal chcesz to porównywać tamtą rzeczywistość ze współczesną?
Nie, bo takie porównania nie mają sensu. Inne czasy, inna technika, inna świadomość ludzi, inna dostępność sprzętu i zupełnie inna możliwość formalna poruszania się po świecie. To tak, jakby zastanawiać się, dlaczego Władek Jagiełło, z zawodu król, napieprzał się po Grunwaldem przez cały dzień jakimś żelastwem, zamiast wziąć parę kałachów, ze trzy bazooki i rozpieprzyć krzyżacką hołotę w ciągu godziny.
pierdupierdu napisał(a):
Da się porównać liczbę - jachtów, rejsów, mil czy żeglarzy? Nadal chcesz porównywać ilość wypadków wtedy i dziś?
Tak, chcę! Procentowo - wydaje mi się - wyjdzie bardzo podobnie. Dlaczego tak twierdzę? Bo przyczyną większości wypadków są błędy ludzkie, a w każdym społeczeństwie (i w mini-społeczności) odsetek idiotów jest taki sam.
Powiem więcej, narażając się wielu żeglarskim, opatentowanym pięknoduchom:
Średnio biorąc - odsetek głupich kapitanów jest taki sam, jak odsetek głupich załogantów.(Źródło: Zbiór zasad kapitana Zbierajewskiego, zasada nr 18)
A teraz śmiertelnie serio: jestem za linami bezpieczeństwa, szelkami bezpieczeństwa, kamizelkami ratunkowymi (zwłaszcza pneumatycznymi, w których można pracowań na pokładzie) i za wszystkim innym, co zwiększa bezpieczeństwo w żeglarstwie. Ale najbardziej jestem za zdrowym rozsądkiem połączonym z instynktem samozachowawczych. W skuteczność najmądrzejszych nawet zarządzeń nie wierzę!
W latach dziewięćdziesiątych leciał amerykański serial policyjny o pracy policjantów nowojorskich. Nosił on tytuł "NYPD Blue", co nasza TiWi przetłumaczyła jako "Posterunek 15" (nie mylić z naszym późniejszym komediowym "13 Posterunkiem"). Tam każdą poranną odprawę przed wypuszczeniem funkcjonariuszy na miasto szef kończył słowami: "And remember, be careful!").
I to zastępowało wielostronicowe Rozporządzenie Naczelnego Komendanta Policji Nowojorskiej w sprawie Zachowania Bezpieczeństwa przez Funkcjonariuszy... ble ble ble itd.