Wojtek Bartoszyński napisał(a):
Choć - jak się zdaje zjawisko "płotozy" czy "szlabanozy" powszechne na polskich osiedlach MBSZ wynika z frustracji powodowanej tym, że przez wiele lat wszystko było "wspólne", "społeczne", "państwowe" co równało się "niczyje", a prywatny właściciel ("prywaciarz") był nacechowany pejoratywnie.
Nie wszędzie. Od roku znowu jestem w Wawie, ale wcześniej przeżyłem 8 lat w Krośnie na Podkarpaciu. Generalnie i tam jest płotoza, ale zaskoczyło mnie tam to, że są tam miejsca w których w ogóle nie ma ogrodzeń, i to mimo tego że zabudowania są dość gęsto upakowane. Wyglądało to dosłownie jak na amerykańskich filmach. W samym Krośnie jest co prawda to samo co wszędzie, ale na przykład na szybko w Korczynie pod Krosnem, na jednej z bocznych uliczek zaskoczył mnie widok takich bezogrodzeniowych działek, i to z domami jednorodzinnymi a nie jakieś gospodarstwa rolne, pięknie przystrzyżone trawniki itp. Może owszem być czasem na tej uliczce żywopłot, a trafi się też ktoś kto postawi płot chyba z przyzwyczajenia mentalnego, ale generalnie czasem trafia się kilka albo kilkanaście kolejnych podwórek bez ogrodzenia. Takich uliczek widać więcej jak się połazi po okolicy. Powtórzę: to nie jest powszechne, bo generalnie panuje to co w całej Polsce, ale było tego tyle, że było to dla mnie (człowieka z zewnątrz) zauważalne.
Zatem są miejsca gdzie ludzie sobie ufają. Trzeba jednak przy tym dodać dla pełnego obrazu, że na Podkarpaciu jest mało osiedlających się przyjezdnych, a migracja jest raczej wyjazdowa niż przyjazdowa. Lokalna społeczność składa się z rodzin, które tam żyły od dziada pradziada i wszyscy się świetnie znają i może z tego to wynika.
Także jest światełko w tunelu, może lokalne, ale jednak.