Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 21 lip 2025, o 15:55




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 17 lut 2011, o 17:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 12 sie 2009, o 15:51
Posty: 908
Lokalizacja: Warszawa, Gdańsk
Podziękował : 91
Otrzymał podziękowań: 637
Uprawnienia żeglarskie: s.j.
Witam wszystkich,
Przeglądając jakiś czas temu egzemplarze magazynów Yachting Monthly czytałem z wielkim zaciekawieniem rubrykę o tytule "Konfesjonał". Czytelnicy przysyłali do magazynu opisy swoich żeglarskich zdarzeń, w trakcie których zrobili coś czego się zwyczajnie wstydzili. Nieistotne z czego to wynikało: z głupoty, brawury, chęci popisania sie, braku doświadczenia czy nadmiaru doświadczenia. W każdym razie z własnej winy.

I tak sobie pomyślałem, że jest to bardzo fajny temat na forum do porozmawiania. Każdy z nas miał w swoim żeglarskim stażu jakieś zdarzenie o którym do dziś wspomina z niesmakiem, zgrzytem zębów, śmiechem bądź wstydem. Bo zdarzyło się coś, co w jego mniemaniu nie powinno się zdarzyć, bo chciał zrobić inaczej a wyszło inaczej. Forum jest miejscem gdzie się dzielimy doświadczeniami. Myślę że forum jest fajnym miejscem by się również TAKIMI doświadczeniami podzielić. Już macie to przed oczami ? Też chcecie o tym napisać ?
Fajnie by było żeby takimi wspomnieniami dzieliły się osoby "co to dopiero pierwszy raz" jak i ci bardzo doświadczeni.
U pierwszych będzie to podbudowaniem że "najlepszym się też zdarza" a u tych drugich czapka z głów nie spadnie , a myślę że respekt dla ich dokonań i świadomości własnych czasem popełnianych błędów wręcz wzrośnie.

Żeby nie być gołosłownym, jako autor wątku będę pierwszy.

Było to na Mazurach, jakieś 8 lat temu, tych strasznych, z przybojami i morderczymi falami, ale tym razem rzecz się działa w porcie w Mikołajkach. Pogoda majówkowa, czyli 20C, słońce, godz ok 11.00, po porannych ablucjach czas pomału wyjść z portu. Jacht to była Antila 26 ( wtedy jeszcze pod nazwą Trim 26, bo był to chyba pierwszy rok łódki tego typu na Mazurach). Ja jako prowadzący, w załodze moi koledzy , trochę opływani, ale tylko trochę. Staliśmy przy pomostach, dość głęboko czyli blisko już betonowego nabrzeża. Jacht był zwrócony dziobem w stronę Bełdan, a wiatr wiał prosto w dziób, czyli wzdłuż jeziora a całkiem prostopadle do wyjścia spomiędzy pomostów na wodę. Postanowiłem wtedy , że skoro jest wiaterek, który po obróceniu się jachtem na cumach w kierunku wyjścia będziemy mieli w pół burty - to wyjdziemy na żaglach, a nie na silniku. Tak po żeglarsku, jak to się dawniej pływało. Aha, ważne jest to że łódek było dość sporo po obu stronach basenu portowego, i stały klasycznie czyli dziobami do kei, a z ruf wisiały silniki ;-). No i zrobiliśmy tak, że żagle góra, dziób wolny, obrót na cumie rufowej żeby łódkę ustawiło do wyjścia z basenu, wybierz żagle !, i szybko do przodu na wodę, ale tak żeby ominąć bezpiecznie rufy jachtów po zawietrznej , czyli po prawej burcie. Wybrałem mocno żagle żeby nabrać prędkości i prawie wyszliśmy ;). Prawie , bo niestety wiatr był "świeży" , trochę szkwalił, i pchał nas tez mocno w bok, bo prędkości nie było gdzie nabrać za bardzo. Koniec był taki że końcem naszej rufy zawadziłem podniesiony silnik ostatniej łódki jaka stała przy pomoście po prawej stronie. Zabrakło pół metra by na żaglach wyjść spomiędzy pomostów. Niestety silnik był mocno podniesiony i na skutek tego "zetknięcia" pękło mu plastikowe "coś" co utrzymywało silnik w określonej pozycji dół lub góra. Silnik opadł , z kabiny wyszedł właściciel, a my wyszliśmy na jezioro. ....No ale wiadomo, że nie uciekłem, 2 kółka w pobliżu, oczy ludzi z innych łódek co dalej, a ja czerwony ze wstydu...Przybiliśmy z powrotem na swoje miejsce (już bez żagli), i poszedłem do poszkodowanego. Okazało się, że szkoda niewielka, ale bardzo uciążliwa. Łódeczka niewielka, coś klasy Micro, silnik elektryczny a bez tego uchwytu który pękł nie da się płynąć, bo silnik cały czas się będzie swobodnie podnosił na pantografie. Nawet nie był na mnie jakoś specjalnie zły, ale kłopot był. Oni mieli właśnie iść na Tałty i na kanały...Poszliśmy zatem do serwisu hondy zaraz za mostami tam na szczęście udało się załatwić od jakiegoś egzemplarza wystawowego taki element. No i w sumie po kłopocie. Armator tego micro wracał w sumie już bez żadnego wrednego uczucia do mnie ( bo problem załatwiony) ja lżejszy o 150 zł i wściekły na siebie cały czas że ten manewr tak mi nie poszedł. Wstyd mi było przede wszystkim przed znajomymi , którzy do tej pory w ramach "morskich opowieści" przy piwku wspominają tamto zdarzenie.

Co bym zrobił inaczej? Jak sobie to wielokrotnie analizowałem w myślach manewr by się udał, tylko gdybym może nie przebrał tak żagli, żeby nabrać prędkości. Wiatr szkwalił, i dlatego tak mocno pchał nas w bok na dość silnie wybranych żaglach ....Poza tym miałbym pracujący na luzie silnik...właśnie na takie okoliczności jak się wydarzyły ;).

To tyle z mojej strony na dobry początek...
A wy ? Napiszcie, kiedy coś tak naprawdę po ludzku spierdoliliście ;-)

pozdrawiam,
Andrzej

_________________
http://www.dobrewiatry.pl/



Za ten post autor Netart otrzymał podziękowanie od: Zgrzyb
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 17:37 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 lut 2006, o 20:35
Posty: 844
Lokalizacja: Ruda Śląska
Podziękował : 29
Otrzymał podziękowań: 47
Netart napisał(a):
A wy ? Napiszcie, kiedy coś tak naprawdę po ludzku spierdoliliście ;-)



No cóż...i mnie się nie raz zdarzało wstydzić...
Kilka lat temu prowadziłem jotkę (pierwszy raz), we wrześniu po Bałtyku. Weszliśmy nocą do Władziowa. Wiało dość solidnie, a ja chciałem wejść między Y-bomy. Okazało się, że jeden z nich, jest wolny. Sąsiednie były zajęte. Dodatkowo, dokładnie na wprost Y-bomów coś cumowało. Ale co tam, Cartera zwykle bez problemu wprowadzałem na postój, to i z jotką sobie poradzę. Nie chciałem zbytnio zbliżać się do tego cumującego (nie pamiętam czy to kuter był, czy jacht) próbowałem "na ciasnej cyrkulacji". No i stało się. Wiatr dopychający docisnął mi lewą burtę do bliższego Y-bomu, parę centymetrów przed dziobem miałem burtę łódki stojącej w kolejnym ygreku, przy mojej rufie- rufa sąsiedniej jednostki. Wiatr dopycha mnie do ygreka... pat!
Cała załoga z odbijaczami, bosakiem i czym tam jeszcze, by w końcu, po jakimś czasie, bez strat własnych i cudzych udało się uwolnić jednostkę z tego klinczu...


Ostatnio edytowano 17 lut 2011, o 17:39 przez kusza, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 17:37 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 lis 2010, o 21:36
Posty: 2815
Lokalizacja: Napływowy Góral Świętokrzyski
Podziękował : 90
Otrzymał podziękowań: 735
Uprawnienia żeglarskie: byle jaki jachtowy sternik morski
No to z mojego pierwszego dnia, pierwszego mazurskiego rejsu....

Płyniemy sobie w bajdewindzie lewym halsem a obok trochę z przodu po lewej stronie tym samym halsem płynie sobie spokojnie drugi jachcik. A ponieważ kierujemy się w szuwary to ja się pytam kto ma pierwszeństwo bo raczej będziemy na kolizyjnym. :(
- Oni - powiedział doświadczony kolega
- No to przesiądź się za ster, bo ja tu pierwszy raz - to ja
- Nie martw się, siedź i czekaj, i zrób zwrot w tym samym momencie co oni. :shock:
No i w tym momencie tamci zaczęli się zwracać. Ja też, ale tylko do linii wiatru i łódka się zatrzymała w łopocie - to był mój pierwszy zwrot przez sztag w życiu. :oops: Na szczęście sternik drugiej łodzi chyba zrobił ich w życiu trochę więcej i ominął nas przyjaźnie nas pozdrawiając... :lol:

_________________
Pozdrawiam
Sławek
-----------------
http://www.waligorski.art/liryka.php?litera=b&nazwa=22
"Najważniejsze, że ocean jest duży, a Ameryka dokładnie w poprzek - nie da się nie trafić."


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 18:20 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 13 lut 2009, o 08:43
Posty: 9782
Lokalizacja: ....zewsząd
Podziękował : 5574
Otrzymał podziękowań: 2184
Uprawnienia żeglarskie: prawo człowieka wolnego
Opowiem o drobiazgu ale bardzo śmiesznym.
W swoim czasie nieźle manewrowałem na żaglach, za to nigdy nie byłem zaprzyjaźniony z silnikami. Wracałem jednym z "Opali" w ostatnich dniach października do Gdyni, w basenie im. Zaruskiego trwał kurs albo i egzamin kapitański. Słońce świeci, zimno, wieje fajna trójeczka, wejście fordewindem, wjechalismy na pełnych żaglach, w główkach ster "do dechy" w lewo i jacht grzecznie stanął wzdłuż pomościku bosmanatu. Wtedy założono cumy, zrzucono i sklarowano żagle -sam manewr trwał może 15 sekund i zwrócił uwagę towarzystwa "kursowego" po przeciwnej stronie, pod budynkiem Najwyższej Szkoły Morskiej. Odprawa poszła szybo, na szczęście wopista był na miejscu i parę minut późnej już na silniku przechodzimy pod rzeczoną szkołę. Gdy byliśmy parę metrów od kei, przewodniczacy komisji egzaminacyjnej kpt. Mieczysław Przewłocki rozpoznał mnie pod słońce. Słyszę jak mówi: "Tak manewrować to moze tylko Remiszewski..." w tym momecje mój Opal przywalił całymi 14 tonami w keję, aż drzazgi poszły (na szczeście nie z kadłuba), a Złotousty Mieciu dokończył zdanie bez chwili przerwy: ..."ale kurrrrrwa nie na silniku".
PS. Proszę modów o niecenzurowanie, Złotousty był złotousty!!!

_________________
Jestem tylko szarym człowiekiem
www.armator-i-skipper.pl



Za ten post autor Colonel otrzymał podziękowania - 2: Węzełek, Zgrzyb
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 18:22 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 cze 2009, o 16:22
Posty: 8654
Lokalizacja: Edinburgh, Scotland
Podziękował : 3582
Otrzymał podziękowań: 2362
Uprawnienia żeglarskie: Sternik morski (no wymieniłam w końcu..)
Hihi, pamiętam tą rubrykę. Bardzo dobry pomysł mieli i Ty też, że to tutaj przywołałeś.

Jakoś liny w wodzie mnie nie lubią. Znaczy, czasem o nich zapominam (albo może zapominałam, bo po kilku przypadkach z nimi w roli głównej już mam zakodowane we łbie..).

Miałam by na Sizie w 2009 roku na Anitrze. Stała sobie biedna w Conradzie i nikt na niej nie pływał... Więc po sprawdzeniu prognozy i telefonie do przyjaciela ('a bierz, nikt jej nie chce na ten weekend') podreptałam do Conrada. Niestety, cumy okazały się dostatecznie krótkie aby nie udało się wybrac najpierw kotwicy (spory kawałek od pomostu z rufy), a przy wietrze dociskającym do pomostu wydawało mi się, że nie dam rady "wyciągnąc" się na linie kotwicznej, poza tym balam się że mnie wyrzuci na płytkie (tuż obok po prawej) zanim zdążę się obrócic po wybraniu kotwicy. Więc silnik poszedł na "małą wstecz" tak abym nadążała z wybieraniem liny kotwicznej. Niestety, jak coś może pójśc źle to pójdzie (lekcja nr 1) więc już przy wybieraniu samej kotwicy udało mi się nogą potrącic manetkę. Wzrost obrotów wystarczająco duży, aby reszta liny z kotwicą poszła pod rufę. Mimo natychmiastowego wrzucenia luzu, było za późno i już wiedziałam, że silnika nie mam. Szczęśliwie, wiatr mnie obrócił w dobrą stronę więc nie tracąc czasu postawiłam żagle i poszłam do wyjścia z Górek. Zaraz też wyciągnęlam kotwicę na pokład, z liną sprawnie omotaną wokół śruby. I doszłabym pewnie spokojnie do Pucka, gdzie mimo zimnej wody jakoś śrubę by się oswobodziło (nie nowośc dla mnie, jak powiedziałam), gdyby nie kierunek wiatru. Niestety, nie wiał idealnie w wejście, bo wtedy dałoby się wyhalsowac. Wiał odrobinę z lewej burty, co niestety czyniło to niemożliwym, bo właśnie pod lewy falochron nie bałam się podchodzic "na styk" - ale przy tym kierunku wiatru podchodziło się tam pod kątem prostym (czasami nawet się cofając :( ). Pod drugi zaś bałam się zbyt daleko podciągnąc, tam mnóstwo spłyceń i kamieni a właśnie na tym halsie mialam jedyne szanse "zarobic" nieco w stronę morza. Po prawie godzinie halsowania "w poprzek" musialam uznac się za pokonaną, bo przy tych efektach wyjście osiągnęłabym w nocy. Zwrot i spokojny powrót do pomostu skończyły moją wycieczkę na Siz. Telefon do przyjaciela ("wiesz Jurek, jednak mnie na Sizie nie będzie...") i spacer do domu :(

Od tej pory silnik u mnie nie ma prawa chodzic, jesli mam jakieś liny za rufą. Mam fobię. Sprawdzam za każdym razem. Lekcja zarobiona niewielkim kosztem (to Michał odplątywał linę ze śruby, nie ja, a On lubi zimne morskie kąpiele) - mniej czasu straciłabym i dotarła na SIZ gdybym jednak najpierw poszperała w bakistach i założyła odpowiednio dłuższe cumy. (lekcja nr 2 - lenistwo rzadko popłaca, zwłaszcza jak się pływa samotnie - to TY będziesz musiał(a) wykonac całą dodatkową robotę!)

_________________
Pozdrawiam, Monika Matis
http://www.facebook.com/theseanation

My recent thought:
"...pessimist moans about breakdowns, optimist expects it won't break; realist makes it easy to fix..." :D



Za ten post autor Moniia otrzymał podziękowania - 2: Węzełek, Zgrzyb
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 19:04 

Dołączył(a): 5 gru 2009, o 21:40
Posty: 1382
Podziękował : 173
Otrzymał podziękowań: 472
Uprawnienia żeglarskie: jachtowy sternik morski, m.s.morski.
Popłynąłem kiedyś motorówką w górę Nawi za Łomżę i wracając z Wizny zobaczyliśmy prom górnolinowy bez obsługi ale z liną zostawioną napiętą \ruchu tam nie było żadnego wtedu na wodzie\. Z daleka wyglądało, że może przejdziemy pod ale z bliska było gorzej, silnik na luzie ale prąd nas pchał. Kumpe mieli podnieść linę ale było to bez szans i tylko namiot ze stelarzem się nie zmieścił i złożył ładnie do tylu i cały dzień szycia i prostowania, dobrze, że strat w ludziach nie było. Na brzegu dzieciaki miały niezły ubaw.

_________________
Kto ma statki ten ma wydatki.
Pozdrawiam Michał aka Szkodnik
Usługi szkutnicze


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 17 lut 2011, o 23:31 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 sie 2010, o 11:32
Posty: 14371
Lokalizacja: Miasto 178 Mm na południe od Bornholmu
Podziękował : 1959
Otrzymał podziękowań: 2054
Uprawnienia żeglarskie: Kurde, no, brzydzę się sobą ale mam.
Wiele lat temu pływałem sobie oooooogromną żaglówą typu "Maczek" - będąc sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem.
Pływałem sobie leniwie halsując wzdłuż brzegu, żeby moi rodzice mieli mnie w polu widzenia.
Ponieważ byłem dość słusznego mimo młodego wieku wzrostu wkomponowałem się w kokpit opierając plecami o zrębnicę na burcie, a stopami o przeciwpołożną. I było mi fajnie :lol: i błogo :lol:
Wszystko było OK dopóki nie przywiał lekki szkwalik. Skutek był taki , że zanim zdążyłem ruszyć 4 litery żeby zrównoważyć przechył , "Maczek" leżał już na burcie z tendencją do wykonania grzyba, a ja razem z nim plecami do dołu. Zanim się wygramoliłem - zdążyłem się opić wody i przyprawić rodziców o palpitacje sercowe :D
Od tego czasu miałem nauczkę, że lenistwo jest dobre tylko na plażowym leżaku :lol:

_________________
Konsul 37 "Don Kichot"
POL 0001WR
MMSI 261037650
https://jachtdonkichot.pl/


A po nocy nadchodzi dzień... I niech już tak zostanie.



Za ten post autor Kurczak otrzymał podziękowanie od: Węzełek
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 00:06 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 cze 2010, o 19:37
Posty: 13873
Lokalizacja: Port Rybnik
Podziękował : 1632
Otrzymał podziękowań: 2382
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
W roku 86 czerwiec Giżycko Almatur, w mieście proszę księdza zarwaliśmy dwie dziewuchy miejscowe, w mięsnym pracowały...wieczorem dyskoteka w "Szklance" tanie dobre wino i powrót do portu.
A, że kumple starsze byli no to te dziewuchy nam przejęli.
Dnia następnego już nie były naszymi koleżankami...kumple pozostali kumplami.
Tym, że oto sposobem spiertegoliśmy sobie wakacje...
Więcej grzechów nie pamiętam. :wink:

_________________
Wojciech1968 Port Rybnik
W życiu piękne są tylko chwile...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 00:51 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 8 lut 2010, o 10:24
Posty: 10925
Lokalizacja: Paryz
Podziękował : 1335
Otrzymał podziękowań: 2622
Uprawnienia żeglarskie: wszelakie : )
Mialem lepiej...
Wplynalem kiedys do portu w Pieczarkach ( nie wiem jak teraz, ale wtedy byl to pusty porcik ) na OK Dinghy...Lodka ta miala to do siebie, ze stojac przed masztem plynela prosto.
W porcie byl akurat nowy naplyw panienek przepieknych, wiec zalezalo mi bardzo na manewrze udanym. Cos mi sie jednak pomylilo w obliczeniach i lodka zatrzymala sie pol metra za wczesnie. Wykonalem, publika zobowiazuje, zgrabny, choc ryzykowny, skok, po ktorym lodka, zgodnie z prawem akcji-reakcji zaczela sie cofac....
Czerwony jak burak poszedlem, bo co mialem robic?, po materac-siennik ( tak kiedys wyciagalo sie jachty...) kombinujac jak tu wyjsc z twarza po ganianiu lodki po porcie?
Otoz po przytarganiu materaca i niechetnym odwroceniu sie w strone wody - spodziewalem sie najgorszego - okazalo sie, ze lodka, po wykonaniu kilku zwrotow, podjechala dokladnie na miejsce i to co do sekundy!
Publicznosc uznala to za normalke.....
Catz

_________________
Naziole, w pysk wam mówię litość moje ( prawie Wyspianski)


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 10:59 

Dołączył(a): 7 lis 2009, o 18:03
Posty: 558
Podziękował : 68
Otrzymał podziękowań: 38
Uprawnienia żeglarskie: sternik motorowodny
Bardzo dawno temu, doszliśmy z żoną do wniosku, że Wietierok to jednak nie to o co nam chodzi i małżonka, -
wtedy jeszcze mnie kochała, - za jakąś nagrodę z Huty
kupiła mi/nam/ - Moskwę25.
Co to była za jazda........po Wietieroku.
Jakoś tak w trzecią niedzielę /trzeci raz / - po Stanisławie
to było - umówiłem się z paczką, by do końca wytrzeźwieć na Poraju.
To nazwa miejscowości nad zalewem w okolicach Częstochowy a od miejscowości - nazwa zalewu.
Dosyć mocno wiało i fala też była spora. Po grillu na śniadanie, - postanowiłem pokazać znajomym oraz przygodnym kibicom jak się przy takiej fali akrobację
"kręci".
Po wyjściu z zatoczki dostałem z boku wysoką falę
a ponieważ szedłem na pełnej prędkości..............musiałem
puścić rumpel by złapać się burty, by nie wylecieć z łódki.
Silnik ucichł, łódka klapła na wodę - wszystko wróciło do normy. Odwracam się, by ponownie ująć rumpel w dłonie i dalej reprezentować gawiedzi co potrafię a tu.......nie ma
rumpla. Silnika też. Okazało się, że zapomniałem zapiąć linkę asekuracyjną na silniku.
Pagaja, - okazało się też zapomniałem.
Po tygodniu pojechałem z płetwonurkiem szukać zguby.
Nie znalazła się.
Za to po szesnastu latach, przy jakiejś wódce okazało się, że w tym samym dniu pod wieczór, silnik był wyłowiony.
Od tej pory na wodzie nie spożywam. Za żadne skarby!
Jędrek P.

ps.
Do dziś mi to moja lepsza połowa wypomina.......!


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 12:34 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 kwi 2006, o 15:07
Posty: 4811
Lokalizacja: Gdańsk
Podziękował : 675
Otrzymał podziękowań: 1715
Uprawnienia żeglarskie: j.st.m
1. wychodzę 7m Astrem na Gotlandię, czasy przedszengenowskie, więc odprawiam się. WOPik mówi mi, że jest ostrzeżenie przed sztormem. Ale "co tam"-myślę-"zdążę" Oczywiście nie zdążyłem :) to był najcięższy sztorm jaki przeżyłem w życiu. I to na 7-metrowej łódce mieczowo-balastowej :) wg. wiatromierza dawało 32 m/s.
2. wracamy z rejsu gdzieś po Kalmarsundzie. Ostatni dzień. Stoimy już w Jastarni. Rano zapada decyzja : płyniemy pod Rewę i tam na kotwicy zeżremy obiad, potem do domu. Gdy jesteśmy na Rewie ide przygotować kotwicę. Wyciągam z bakisty 20kg Danfortha i wiąże do niego kabel. Ale w tym momencie przychodzi mi do głowy, żeby skompletowac porządny zestaw z łańcuchem. Tak więc odwiązuje kabel i w tym momencie chłopaki krzyczą, że pora rzucać, no to ja bez namysłu ciabach kotwicę do wody.... leży tam do dziś :D oczywiście poszła tam nie przywiązana do niczego. A to była moja najlepsza kotwica. Moja mina i wiązanka... bezcenne!. A z kokpitu tylko dobiegł mnie szept: " o ja pi......, dobrze, że on se sam te kotwicę wyrzucił, bo nas to by pozabijał za taki numer" :D
3. Kattegat. Weszliśmy do porciku Glommen. Noc, że choć oko wykol. Kilka pomostów z y-bomi. Więkoszość wolna (tak 90%) wybieram jeden i ładuje się. Wchodzę do połowy dlugości i stop. Kurcze co jest? Patrzę na plan portu , no powinno być conajmniej dwa metry, a ja mam tylko 1,4m ? A łodka stoi jak zamurowana! Silnik full ahead a łódka stoi. Zaraz, dżuma z cholerą, co jest grane. Dopiero po kilku minutach dojrzałem, że stoję wbity w y-bomy. Te się ślicznie ułożyły w kształt zwycięskiego V :D tyle, że to nie było moje zwycięstwo :D jak mi było wtedy głupio to tylko ja wiem :D y-bomy za wąskie, a ja grzeję silnikiem na maksa, żeby się w nie zmieścić :D

oj zebrało by się sporo jeszcze, ale na razie starczy :D

_________________
Maciek"S"Kotas

---
O!...



Za ten post autor skipbulba otrzymał podziękowanie od: Monika
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 12:49 
Podobny numer jak skipbulba z y-bomami udało mi się wyciąć w Ystad między dalbami. W marinie było niewiele miejsc, ja przekonany, że zmieszczę się na styk, ale się zmieszczę no to jedziemy. Niestety nie starczyło miejsca, ale na moje szczęście dalby w Ystad są gumowe :) Niedługo potem identyczną sytuację miało jakieś niemieckie małżeństwo na Bavarii, dzięki czemu nie było mi aż tak bardzo głupio.


Góra
  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 13:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 cze 2010, o 19:37
Posty: 13873
Lokalizacja: Port Rybnik
Podziękował : 1632
Otrzymał podziękowań: 2382
Uprawnienia żeglarskie: sternik jachtowy
Wrzesień 1999 trzy dni do wymiany załogi w Zadarze marina Borik.
Port Komiža na Vis...awaria paska klinowego/brak rezerwy na jachcie.
U miejscowego taryfiarza załatwiliśmy przed północą jedyny dostępny pasek klinowy na wyspie, jakieś 20 DM kosztował.
Na drugi dzień musowo nam wracać bo nowa załoga już wyjechała z kraju.
Jacht Nefryt Barlovento , łupinka taka klubowa.
Jak zobaczyłem czarne chmury znad gór Komižy wiedziałem, że nie będzie łatwo.
Stojący obok nas w porcie na większych jachtach odradzali wyjście z portu.
Wyszliśmy na silniku...co potem się działo ło matko, na wodzie nikogo tylko nasz łódek.
Prosto w pysk fale przelatywały przez pokład, silnik rzęził ostatkiem sił.
Wieczorem dotarliśmy do Primoštenu ukoić stres.
Wszystko przez pasek klinowy, a jakże inaczej. :wink:

_________________
Wojciech1968 Port Rybnik
W życiu piękne są tylko chwile...


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 14:50 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 5 lis 2010, o 21:36
Posty: 2815
Lokalizacja: Napływowy Góral Świętokrzyski
Podziękował : 90
Otrzymał podziękowań: 735
Uprawnienia żeglarskie: byle jaki jachtowy sternik morski
Wojciech1968 napisał(a):
Wyszliśmy na silniku...co potem się działo ło matko, na wodzie nikogo tylko nasz łódek.
Prosto w pysk fale przelatywały przez pokład, silnik rzęził ostatkiem sił.
Wieczorem dotarliśmy do Primoštenu ukoić stres.
Wszystko przez pasek klinowy, a jakże inaczej. :wink:


Z Rynu wyszliśmy zaraz po burzy ale jeszcze dobrze szkwaliło. Patrzę a tam dwie łódki przed nami.
- Nie jest źle - mówię do kolegi - nie wyszliśmy sami!
- Ta, oni pewnie mówią sobie to samo - odpowiedział kolega.
A zaraz później oni gdzieś zniknęli, a my musieliśmy się zrefować. I tylko w WOPRZE coś tak błyskało....

_________________
Pozdrawiam
Sławek
-----------------
http://www.waligorski.art/liryka.php?litera=b&nazwa=22
"Najważniejsze, że ocean jest duży, a Ameryka dokładnie w poprzek - nie da się nie trafić."


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 15:25 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17563
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2354
Otrzymał podziękowań: 3696
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
No to i ja do konfesjonału wejdę, przy czym opiszę rzecz, której się autentycznie wstydzę i do dziś mi głupio.

W czasie remontu basenu jachtowego w Gdyni stawało się u Prezydenta, dziobem do kei. Wracałem skądś - flauta, miejsca dużo, łódkę znałem. Podchodziłem trochę szybciej niż obyczaj nakazuje, ale znając jacht wiedziałem w którym momencie dać full astern żeby dojść na jajeczko.

W odpowiednim momencie wysprzęgliłem, podchodziłem lekko skosem żeby mnie równo ustawiło i gdy chciałem przesunąć manetkę do tyłu, ta nawet nie drgnęła. Jadę z pięć knotów a manetkę jakby ktoś przyspawał. Próbowałem w te i wewte, uffff, odblokowała się, ale na całkowite zatrzymanie było już za późno.

Przypierdzeliłem dziobem w jokohame aż miło :-( Niestety nad jokohamą z betonu wystawał pręt, który trafił w lampę zespoloną i ją zmasakrował. Łódce nic, natomiast lampa wyglądała okropnie (coś jakby była łódka po czołowym :-( ) i oczywiście była do wyrzucenia.

Wieczór późny był, sklepy pozamykane. Zadzwoniłem do Kijewskiego - u siebie nie miał, jakiś inny znajomy też nie, ale dowiedziałem się o cenę i... do dziś się wstydzę, zamiast armatorowi powiedzieć, że lampę rozwaliłem, to wymyśliłem, że powiem mu że mi w Helu ukradli i za lampę zwrócę pieniądze.

Przyszedł po jakimś czasie armator. Opowiedziałem bajkę o kradzieży, wyciągam kasę a on: "no skoro ukradli to nie twoja wina" i forsy nie przyjął.

Boże co ja się nakombinowałem, żeby mu ten dług jakoś zrekompensować? :-)

ps. Nigdy więcej na tej łódce nie wystąpił podobny przypadek z manetką. Nie wiem co ją zablokowało.

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 16:47 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 mar 2006, o 17:51
Posty: 1188
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 187
Otrzymał podziękowań: 261
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz polodowcowy
MZK czyli Mazurski Rzut Kotwicą
Widać, po wcześniejszych wpisach, że kotwice lubią sprawiać kłopoty. Mnie też sprawiały czasem, jednak raz kotwica była wyjątkowo złośliwa.
Jakieś 10 lat temu sprawiłem sobie nową zabawkę pod tytułem Sasanka 660 Supernowa. Trzeba było wyposażyć należycie łódeczkę w różne potrzebne i nie potrzebne gadżety. Miałem do niej już jedną kotwicę, którą używałem na rufie, ale nabyłem tak zwany kaczy dziób z trzymaczem kotwicy. Konieczna była druga kotwica, aby dumnie podwieszona pod ów kaczy, była solą w oku innych żeglarzy. Kotwicę nabyłem w sklepie żeglarskim w Mikołajkach, niestety nie było akurat porządnej, pływającej kotwicznej, w jedynym słusznym ideologicznie kolorze, jaki sobie wymarzyłem, czyli niebiesko-białym.
Kotwica wylądował więc w forpiku, a nie pod kaczym dziobem. Jakiś czas później przywiozłem ze sobą zakupioną wreszcie linę w wymarzonym kolorze. Miałem połączyć kotwicę z kablem, nawet zacząłem to robić, ale przerwałem, by jak zwykle wypłynąć szybko z portu. Lina i kotwica wylądowały w forpiku. Przez dłuższy czas zarówno kotwica jak i lina pozostawały w otchłaniach forpiku i nie zostały połączone ze sobą. Właśnie o tym zdążyłem zapomnieć.
Nadeszła wreszcie ta chwila wiekopomna, w której przypomniałem sobie o drugiej kotwicy. Wyciągnąłem ją z otchłani forpiku razem z położoną na niej kotwiczną i szybko rzuciłem w wodę, bo sytuacja na łódce dojrzała do tego, by wspomóc się drugą kotwicą. Spore było moje i nie tylko moje zdziwienie, gdy kotwica zrobiła plum a kotwiczna została na pokładzie.

_________________
Pozdrawiam !
Zbyszek "Zgrzyb" Przybyszewski
http://www.samoster.org.pl/index.php?dzial=7



Za ten post autor Zgrzyb otrzymał podziękowanie od: Węzełek
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 19:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 8 paź 2008, o 20:15
Posty: 7584
Lokalizacja: Poznań
Podziękował : 452
Otrzymał podziękowań: 942
Uprawnienia żeglarskie: wystarczające
Po odebraniu Bawarii 47 w Atenach od razu wieczorem wychodzimy w morze. Plan dwutygodniowego rejsu, to Cyklady i Dodekanez, więc nie ma co marudzić. Wieje sympatycznie z bagsztagu, płyniemy szybko. W niedzielę chcemy być na Ios, potem przez Thirę na Rodos. W środku nocy pojawia się statek, tak na wszelki wypadek odpalam silnik. W zasadzie niepotrzebnie, ale chciałem też sprawdzić, czy odpala. Manetka była na wstecznym, aby kręcąca się niepotrzebnie śruba nie wycierała uszczelki. Silnik zapalił, wszedł momentalnie na wysokie obroty, coś zazgrzytało. Błyskawicznie przestawiłem manetkę na zero. Sprawdziłem biegi, wszystko ok. Uff.
Próbuję silnik wyłączyć i...nic. Po przekręceniu kluczyka silnik gaśnie, gdy puszczam kluczyk, znowu chodzi. Dotychczas na innych jachtach silnik gasiłem taką "wajchą", tu jest inaczej, gasi się go kluczykiem, czyli sterowane jest to elektrycznie. Zbiera się konsylium, wstaje Andrzej, emerytowany mechanik PLO, całe życie w maszynie. Dochodzi do wniosku, że uszkodzony został jakiś stycznik elektryczny. Proponuje odciąć paliwo. Zgasić to jedno, ale jak nie zapali ?
Płyniemy na żaglach silnik chodzi na wolnych obrotach. Trwa to z dziesięć godzin. Zmieniamy plany, zamiast na Ios, płyniemy na Paros, bo tam jest serwis Kiriacoulisa.
Po południu cumujemy na Paros. Pytam havenmajstra o serwis, mówię mu o problemie z silnikiem. Grek wchodzi do kokpitu, przekręca kluczyk, trzyma go z 10 sekund dłużej i silnik gaśnie. Patrzy na mnie lekko podejrzliwie, a ja mówię, jak następnym razem bedę miał problemy z silnikiem, to przypłynę na Paros.
Całej załodze musiałem postawić piwo, a było wsród nich paru górników ze Śląska. :D

_________________
Żeglarstwo polega na tym, że pływając całe życie i będąc starym i schorowanym człowiekiem, nigdzie nie dopłynąć.
Krzysztof Chałupczak


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 20:08 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 lut 2007, o 13:28
Posty: 376
Lokalizacja: Kielce
Podziękował : 95
Otrzymał podziękowań: 93
Uprawnienia żeglarskie: kpt.j
Cape napisał(a):
Po odebraniu Bawarii 47 w Atenach od razu wieczorem wychodzimy w morze. Plan dwutygodniowego rejsu, to Cyklady i Dodekanez, więc nie ma co marudzić. Wieje sympatycznie z bagsztagu, płyniemy szybko. W niedzielę chcemy być na Ios, potem przez Thirę na Rodos. W środku nocy pojawia się statek, tak na wszelki wypadek odpalam silnik. W zasadzie niepotrzebnie, ale chciałem też sprawdzić, czy odpala. Manetka była na wstecznym, aby kręcąca się niepotrzebnie śruba nie wycierała uszczelki. Silnik zapalił, wszedł momentalnie na wysokie obroty, coś zazgrzytało. Błyskawicznie przestawiłem manetkę na zero. Sprawdziłem biegi, wszystko ok. Uff.
Próbuję silnik wyłączyć i...nic. Po przekręceniu kluczyka silnik gaśnie, gdy puszczam kluczyk, znowu chodzi. Dotychczas na innych jachtach silnik gasiłem taką "wajchą", tu jest inaczej, gasi się go kluczykiem, czyli sterowane jest to elektrycznie. Zbiera się konsylium, wstaje Andrzej, emerytowany mechanik PLO, całe życie w maszynie. Dochodzi do wniosku, że uszkodzony został jakiś stycznik elektryczny. Proponuje odciąć paliwo. Zgasić to jedno, ale jak nie zapali ?
Płyniemy na żaglach silnik chodzi na wolnych obrotach. Trwa to z dziesięć godzin. Zmieniamy plany, zamiast na Ios, płyniemy na Paros, bo tam jest serwis Kiriacoulisa.
Po południu cumujemy na Paros. Pytam havenmajstra o serwis, mówię mu o problemie z silnikiem. Grek wchodzi do kokpitu, przekręca kluczyk, trzyma go z 10 sekund dłużej i silnik gaśnie. Patrzy na mnie lekko podejrzliwie, a ja mówię, jak następnym razem bedę miał problemy z silnikiem, to przypłynę na Paros.
Całej załodze musiałem postawić piwo, a było wsród nich paru górników ze Śląska. :D



Hi hi dobre ja miałem taki przypadek na Korculi przyszli do mnie Polacy z yacht klubu Londyn że nie mogą zgasić silnika....

_________________
Jacek Szczepaniak
www.bryg.pl
www.skipperklub.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 20:09 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 lut 2007, o 13:28
Posty: 376
Lokalizacja: Kielce
Podziękował : 95
Otrzymał podziękowań: 93
Uprawnienia żeglarskie: kpt.j
Poczekam na innych żeby opowiedzieć swoją, jeszcze nie nabrałem odwagi...

_________________
Jacek Szczepaniak
www.bryg.pl
www.skipperklub.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 20:13 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 8 paź 2008, o 20:15
Posty: 7584
Lokalizacja: Poznań
Podziękował : 452
Otrzymał podziękowań: 942
Uprawnienia żeglarskie: wystarczające
bryg napisał(a):
Hi hi dobre ja miałem taki przypadek na Korculi przyszli do mnie Polacy z yacht klubu Londyn że nie mogą zgasić silnika....

Teraz to ja jestem profesor, a tym na Korculi powinieś powiedzieć, że silniki gaszą skutecznie na Paros. :lol:

_________________
Żeglarstwo polega na tym, że pływając całe życie i będąc starym i schorowanym człowiekiem, nigdzie nie dopłynąć.
Krzysztof Chałupczak


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 18 lut 2011, o 20:55 

Dołączył(a): 27 maja 2010, o 11:04
Posty: 139
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 5
Otrzymał podziękowań: 13
Uprawnienia żeglarskie: sternik lodowy
To było jeszcze w początkach przygody z żeglarstwem. Jako świeżo opatentowany żeglarz jachtowy zabrałem na klasowym biwaku kilku kolegów na przejażdżkę omegą po Mamrach. Wiatr świeży, coraz świeższy, jeszcze bardziej świeży itd. Przechyla, chlapie itd. No to co robimy? Zrzucamy foka oczywiście. Ale łódka jakaś taka nawietrzna, za to płyniemy szybko, aż ster wychodzi z wody (bez kontrafału, bo i po co?). Rumpel w swoją stronę, ja w swoją. Pokaże temu drewniakowi (choćby i klejonemu) kto tu rządzi. Krzepy nigdy mi nie brakowało, w końcu rumpel ustąpił... tuż przy jarzmie. Wykręciliśmy zgrabny piruecik na wiatr. Załoga będąca pierwszy raz na jachcie bez komendy odknagowała i zrzuciła grota. Na samym takielunku spłynęliśmy bardzo sprawnie do brzegu. Na szczęście rumpel wystarczyło włożyć jeszcze raz w jarzmo, po usunięciu ułamanego kawałka. A do czego służy kontrafał od tamtej pory pamiętam bardzo dobrze.

_________________
http://blogsternika.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 19 lut 2011, o 03:06 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 16 sie 2009, o 01:45
Posty: 9992
Podziękował : 2979
Otrzymał podziękowań: 3355
Uprawnienia żeglarskie: różne....
Mam taką opowieść, nudna, ale może trochę tu pasuje...

Dawno, naprawdę dawno temu.
Ja mam 19 lat (heh...) i wybieram się w kolejny zatokowo-weekendowy rejsik - Szlakiem Praojców. Zjawiam się pół godziny przed umówionym wypłynięciem aby posprzątać nieco, sprawdzić szpej i nagrzać dieselka.
PKM-owski Fytek "Wareg" był wyposażony w diesla MD1 - niestety silnik znajdował się w stanie "okołokońcosezonowym", czyli odpalany był wyłącznie ręcznie, na korbę - bo mu rozrusznik padł jeszcze w czerwcu...
Silnik był jednak zawsze bezproblemowy, trochę tylko ciężko na zimno palił. Tym razem jednak odmówił wszelkiej współpracy i w ogóle nie zapalił.... Kręciłem i kręciłem, korbiłem i korbiłem na klęczkach jak szalony - raz, drugi, dziesiąty - i nic...
Tymczasem przybyła moja załoga na to żeglowanie - w osobie pewnej namówionej sporym nakładem perswazji, bardzo sympatycznej, młodziutkiej osoby o imieniu Magda...
Pełen zonk - pomyślałem - dziewczę jak nic spłoszy mi się, przecież tkwić przez cały weekend w pełnej znajomych klubowiczów przystani raczej nie będziemy...

A ten cholerny silnik wciaż milczy jak zaklęty - mimo, że jest mi cholera niezbędny do wyjścia - bowiem z Twierdzy Wisłoujście wyłącznie na żaglach przez pół gdańskiego portu nie było wtedy (i dziś też...) bez silnika można. :cry:
Próbuję i sprawdzam dalej, przecie ten silnik znam... To prosta maszyna, za cały "osprzęt" ma raptem korbę i dwa cięgła - jedno do zwiększonej dawki paliwa, zwane umownie "ssaniem" i drugie - do odcięcia tegoż. Cięgła sprawne i podłączone, sprawdzam kolejny raz paliwo, filtr, niby wsio OK - a nie działa.... W desperacji ładuję nawet tej silnikowej gadzinie eterowy samostart jakiś we wlot powietrza - i nic, kichnął raz i drugi ale dalej ani zipnie...
Znowu próbuję kręcić, kilkanaście razy ze "ssaniem", potem raz czy dwa bez "ssania"... Sił już do kręcenia brakuje, ja cały potem zlany... Wreszcie klnę jak szewc, Magda spuszcza oczy i zagryza wargi, jakaś taka mocno zniecierpliwiona wydaje mi się...
Z opresji wybawiają mnie przypadkiem wypływający właśnie z fosy znajomi rybacy. Nie po drodze im, ale za krzywy uśmiech - godzą się zaholować nas pod Kapitanat. Ufff...

Pod Kapitanatem - Magda odpowiednio pouczona została odpychać łódkę nogami od kei odpraw. Pamiętała przy tym, by zawsze siedzieć tyłem do okien Kapitanatu... Burzę blond włosów schowała dokładnie pod czapkę, kołnierz kurtki postawiła... Dzięki temu Pan Oficer Portu mógł przez lornetkę stwierdzić, że tożsamość mego załoganta zgadza się z Książeczką , Kartą Pływacką i Patentem - oraz z tym tym co wpisałem w Listę Załogi. Jakoś uszło jego uwadze, że dziwnym trafem według wszystkich tych kwitów nastoletnia Magda ma lat... 30 i na imię "Bohdan"... :roll:

Ryzykujemy ostatnich kilkaset metrów spod Kapitanatu na Zatokę na samych żaglach, machamy (z duszą na ramieniu by nas nie zawołał bliżej) rękami WOPikowi - i wreszcie jedziemy spokojnie do tej Jastarni. Magda już odprężona i steruje dziewucha świetnie. Tylko wyczuwam, że jest trochę zawiedziona, bo po drodze zajmuję się demontowaniem i montowaniem odstojnika, sprawdzaniem podłączeń cięgieł, czyszczeniem całkiem przecież czystego filtra... No i kręcę, kręcę co raz tą cholerną, zardzewiałą korbą i klnę pod nosem - cały czas bez efektu...
W połowie drogi do Jastarni wiatr nagle wzmaga się, porzucam ten beznadziejny silnik, szybko w dryf, refujemy, zmieniamy genię na małą i dalej jazda! Jest pięknie, bryzgi, słońce i wiatr poświstuje w wantach - wreszcie zajmuje nas sprawne żeglowanie a nie ta śmierdząca ropą kupa złomu pod kokpitem... Magda śmieje się teraz od ucha do ucha, no i ma wreszcie w oczach te zielone ogniki, na które tak czekałem.. Zadowoleni, nurzając półpokłady w pianie, wpasowujemy się na koniec pod tężejące 5/6 do portu.

W Jastarni ciepło, ale już pusto i jesiennie - spacer, kolacja, wino, świece... Zaliczamy nawet ostatni tego sezonu seans w jastarnieńskim kinie, gdzie wystarczyło kupić cztery bilety, by film poszedł - no i by mieć całą salę tylko dla siebie... :oops:
Do rana wiatr duje już równe 7 i oczywiście odkręca prosto na południe, czyli w nos... A my bez maszyny na wąskie, zapiaszczone wyjście. Magda przygląda się bez entuzjazmu z kokpitu, jak drapię się po głowie, znowu pochylony nad silnikiem... :cry:
Nagle ku memu zdziwieniu słyszę, jak dziewczyna zagaduje kogoś przechodzącego po nabrzeżu, mówiąc o kłopocie, jaki mamy z naszym dieslem. :evil:
Zagadnięty to trochę "wczorajszy", barczysty rybak - twierdzi, że zna się na silnikach i że gościł u innej załogi na "Waregu", parę tygodni wcześniej. Może z powodu tej wcześniejszej wizyty, a może po prostu zauroczony uśmiechem Magdy - gość zszedł zaraz na dół, odsunął mnie władczym gestem od silnika i sam zaczął go oglądać. Mówię mu, że wszystko już sto razy sprawdzałem, on kiwa tylko głową. Zaraz bez słowa bierze się za odpalanie, więc pytam jeszcze tylko, czy wyciągnąć mu "ssanie"... Ale gość mnie ignoruje, kręci lekko parę obrotów korby, wrzuca odpowietrznik... i silnik startuje jakby nigdy nic! :shock: Dziękujemy naszemu zbawcy, Magda jakby nawet moim zdaniem zbyt entuzjastycznie, ja wciąż zdumiony... :wink:
Po chwili dziękuję gościowi ponownie, kiedy spotykam go w bosmanacie, podczas odprawy. Jeszcze tylko rzuca mi na odchodnym obleśne "oko", słysząc jak Pan Bosman sylabizuje z kwitów imię mojego jedynego załoganta: "Boh-dan"...

Rozwiązanie silnikowej zagadki stało się oczywiste dopiero przy gaszeniu silnika po wyjściu z Jastarni. Po wyciągnięciu cięgła "stop" silnik... przyspieszał...
Okazało się, że ktoś tuż przed moim rejsikiem zamienił miejscami uchwyty od cięgieł "ssania" i "stop-odcięcie paliwa"! Dzięki temu, uparcie i bezmyślnie, starałem się przez dobę odpalić diesla na odciętym paliwie! Po prostu wyciągałem zawsze ZŁE cięgło - mając raptem dwa do wyboru... Silnikowi po kilkunastu próbach na odciętym paliwie nie udawało się również zastartować, kiedy czasem dokonywałem próby bez "ssania" - to nie dziwne, bo zawsze tuż przed tym wielokrotne kręciłem na odciętym paliwie...

Kiedy w parę tygodni później namawiałem Magdę na ostatni rejs po zimnej już, październikowej Zatoce, błysnęła tą swoją zielenią w oczach i zapytała czy pamiętam może, jak ma na imię ten rybak z Jastarni. Na wszelki wypadek popłynęliśmy wtedy tylko na Hel... :D

_________________
Jaromir Rowiński aka pierdupierdu
Jeżeli masz ochotę komentować takie poglądy, których co prawda nigdy nie wyraziłem, ale które kompletnie bez sensu i z sobie tylko znanej przyczyny usiłujesz mi przypisać - droga wolna. Śmiesznych nigdy dość...



Za ten post autor Jaromir otrzymał podziękowanie od: Wojciech
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 00:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 23 lut 2011, o 00:42
Posty: 14118
Lokalizacja: Przedmieścia Gdańska
Podziękował : 354
Otrzymał podziękowań: 2454
Uprawnienia żeglarskie: Do pływania tym czym pływam wystarczają
A wy ? Napiszcie, kiedy coś tak naprawdę po ludzku spierdoliliście ;-)


Lata osiemdziesiąte - gdzieś w drugiej części.
Pływam po WJM stateczkiem MS "SOKÓŁ"
Lc 15 m masa coś kolo 25 ton.
Przed wypłynięciem z Wilkas sprawdzam w maszynie jak co dzień olej i inne pierdoły.
Przy okazji robię porządek w gratach - kanister z olejem stawiam po prawej, inny po lewej itd.
Wychodzimy z Niemcami na rejs do Sztynortu.
Rejs jak codzień - 3,5 - 4h nuda jak cholera - ile razy w końcu można oglądać ten Łabędzi Szlak i Kormorany na Dobskim...
Wchodzimy na Sztynorckie.
Chciałem zaszpanować przed gośćmi co to nie potrafię więc lekko tylko zdejmując obroty idę na pomost.
Przed pomostem mając do niego 20 m przekładam manetkę na luz i wkladam wstecza.
A tu dupa ...
Zgrzyt i tyle.
Ponowna próba i to samo a pomost tuż tuż.
I w tym momencie klapka sie w mózgu otwiera - przecież w ramach porządków przed wypłynięciem podstawilem bańkę z olejem pod dżwignię wstecznego koło przekładni.
Zanim wskoczylem do maszyny, zanim kopnięciem nie wybiłem owej bańki spod lewarka biegu wstecznego to juz dziobnicą ścinaliśmy deski pomostu.
Ścięliśmy tych desek tak ze cztery metry bieżące zanim się zatrzymaliśmy.
Ale nic - robię dobrą minę do złej gry.
Niemcom mówię, że miałem awarię ale jest już OK - pokiwali głowami i poszli zwiedzać pałac.
Po chwili przychodzi do mnie złośliwy rudy bosman Intersteru i patrząc mi oczy pyta wqrwaiająco: - " i co - przypierdolileś?"
A ja mu patrząc równie łagodnie w oczy odpowiadam: " ni ch...ja - tak miało być"...
Ale desek ściąłem dziobnicą sporo, oj sporo...
Pzdr
Kocur

_________________
Pozdrawiam
Włodzimierz "Bury Kocur" Ring
S/y "Bury Kocur IV"
POL 8888
MMSI 261 03 14 50

"Jeżeli chodzi o podatki to nikt nie jest patriotą"
G.Orwell


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 01:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 mar 2006, o 17:51
Posty: 1188
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 187
Otrzymał podziękowań: 261
Uprawnienia żeglarskie: żeglarz polodowcowy
Kocur przypomniał mi moje kłopoty z wstecznym.
Było to po sezonie, koniec września, a może nawet już październik. Wpływam do Helu klubowym Karlikiem, chcę stanąć long side, podchodzę ładnie pod kątem, tak aby gdy wrzucę wsteczny śruba dopchnęła mi łódkę do nabrzeża, żeby ładnie to wyglądało. Czekam prawie do końca, już dziób jest tuż, tuż od nabrzeża, czyli czas na wsteczny... ja za manetkę i co ... manetkę mam w ręku, a to na czym była do niedawna manetka wpadło do bakisty. Szczęście, że jest po sezonie i miejsca było dużo, nikomu nie przywalę, jedyne straty to w mojej łódce będą. Dobrze,że obijacze Ewka wyłożyła na burtę. Przyłożyliśmy burtą w opony, odbiliśmy się, wykorzystałem to i odeszliśmy od nabrzeża. Ewka czujnie wsadziła obiboka, tak aby rufy nie uszkodzić. Wyszedłem z portu, Ewka do steru, a ja szukam manetki w bakiście. Znalazłem, połączyłem to w całość, aby zrobić drugie wejście do portu i podejście do nabrzeża. Dobrze, że było to po sezonie przy pustym prawie porcie i dobrze ,że nie chciałem stanąć przy Y-bomach. Tam to dopiero by była massakra. :)

_________________
Pozdrawiam !
Zbyszek "Zgrzyb" Przybyszewski
http://www.samoster.org.pl/index.php?dzial=7


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 02:07 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 cze 2009, o 07:49
Posty: 4953
Lokalizacja: 50°1'N 22°3'E
Podziękował : 191
Otrzymał podziękowań: 114
Uprawnienia żeglarskie: kiper patentowany
Kiedyś "szkoliłem" jednego kursanta przed egzaminem.
Płynęliśmy sobie kilka godzin z wiatrem i czas było wracać. Wcześniej zrobiliśmy mały postój i dawaj, żeby zdążyć wrócić zanim nas podwieczorna flauta dopadnie - jak to na Solinie. A powrót ostrymi kursami. Na szczęście zaczęło dość fajnie dmuchać. Zostawiłem kursanta samego, niech se radzi, a ja poszedłem zrobić kawę. W końcu całkiem nieźle mu szło. Po jakimś czasie halsowania, wyzieram jak tam sprawy się mają i widzę, że miejsce gdzie staliśmy pól godziny temu jest na trawersie... ki czort?
Zabrałem rumpla i próbuję halsować. Wiadomo, trza pokazać jak się to robi. Po kilku zwrotach czuję jakąś pustkę w głowie... bezradność... co się dzieje? Wodę z zapory spuszczają?! :wink: Ale to nie w tę stronę! :lol:
A... Boryna...!
Tego nikt nie potrafi - płynąć pod wiatr z podniesionym mieczem... Miecz podniosłem osobiście żeby dojść do brzegu. :oops:

_________________
Słаwek vel Wąski
"Mаrynаrz powinien być chlujny i mrаwy..."


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 15:17 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 lis 2009, o 23:40
Posty: 337
Lokalizacja: warszawa
Podziękował : 15
Otrzymał podziękowań: 28
Uprawnienia żeglarskie: plastikowy kapitan lipcowy :))
To ja jeszcze o MZK...
Lata 90-te, pływamy z narzeczoną na naszym ówczesnym mikro - łódka lekka, szybka, ale wyposazenie z braku kasy od sasa do lasa - w tym kotwica 6 kg (trochę duża jak na wagę jachtu).
A miałem wtedy ciekawy zwyczaj zamiast knagować koniec liny kotwicznej brałem ją w zęby.
Udawało się zawsze znakomicie, do tego jednego razu tego dnia, kiedy lina nie była dośc dobrze sklarowana i w czasie rzutu się splątała.... Wrzasnąłem, i z zakrawawioną gębą odwróciłem się do dziewczyny, która z wrażenia na mój widok :-P zemdlała w kokpicie. Cóż, najpierw musiałem ratować ją, potem siebie, a na koniec po rejsie szukać protetyka :-o Szczęścia w nieszczęściu są 2: to tylko 1 ząb i nauczyłem sie od tej pory jednak obkładac koniec liny na knadze.

_________________
Pozdrawiam, Krzysztof Kusiel-Moroz
_____________________________________________________
navigare... i wystarczy


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 15:23 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 14 cze 2009, o 07:49
Posty: 4953
Lokalizacja: 50°1'N 22°3'E
Podziękował : 191
Otrzymał podziękowań: 114
Uprawnienia żeglarskie: kiper patentowany
Kriss, a co z kotwicą?

_________________
Słаwek vel Wąski
"Mаrynаrz powinien być chlujny i mrаwy..."



Za ten post autor Wąski otrzymał podziękowanie od: Maar
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 24 lut 2011, o 16:04 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 lis 2009, o 23:40
Posty: 337
Lokalizacja: warszawa
Podziękował : 15
Otrzymał podziękowań: 28
Uprawnienia żeglarskie: plastikowy kapitan lipcowy :))
Fakt, tam nie było zbyt głeboko (ok 2m), więc reszta liny pływała i mozna było ją później wyciągnąć (zdaję się, że pomógł nam któś z sąsiedniej łódki). Jeszcze dodam, że to miejsce (a było to na campingu Rydzewo) było dla nas jakies pechowe, bo następnego roku jak tam staliśmy tzw. biały szkwał zwiał nam sztorcklapę, której mimo nurkowania nie udało sie odnależć. I w sumie 2 pechy to jeszcze nic, gdyby nie fakt, że parę lat później zemdlała nam pod czas mszy w tamtejszym kosciele nasza córka, a parę lat wcześniej jak prowadziłem obóz wędrowny z młodzieżą musiałem w Rydzewie odesłać karnie do domu chłopaka.

Potem parę lat tam nie zapływaliśmy, aby nie kusić losu.

_________________
Pozdrawiam, Krzysztof Kusiel-Moroz
_____________________________________________________
navigare... i wystarczy


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 26 lut 2011, o 16:26 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 21 kwi 2006, o 11:31
Posty: 17563
Lokalizacja: Warszawa
Podziękował : 2354
Otrzymał podziękowań: 3696
Uprawnienia żeglarskie: ***** ***
Rydzewskie reminiscencje wydzieliłem do wątku "Wspominki mało-żeglarskie" w HydeParku:
http://zegluj.net/forum_zeglarskie/viewtopic.php?f=14&t=7322

_________________
Pozdrawiam,
Marek Grzywa


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 37 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL