[Maar] Wydzieliłem, bo temat wydaje się ciekawy.Stara Zientara napisał(a):
5. gdy w/wym ...... zorganizuje rejs samodzielny, wyznaczy I, II III, IV, V oficera i może jeszcze paru, to nadal wszystko będzie robić samodzielnie dopóki nie nauczy sie QP = Qrwa, Proszę.
6. regulamin nie ma nic do rzeczy i jest wyłącznie pretekstem do dyskusji

Ze wszystkim, co Wojtek w 6-ciu punktach napisał zgadzam się.
Do punktu 5-tego też zgoda. Ale dodam mały komentarz.
Zawsze uważam, że ideałem byłoby gdyby w trakcie rejsu nie trzeba było wzmacniać próśb/poleceń/komend. I traktuje to jako swój błąd. Widocznie czegoś wcześniej dokładnie nie wytłumaczyłem, pozwoliłem na rozprężenie załogi czy coś tam jeszcze.
Natomiast czasem dosłownie raz lub dwa w trakcie rejsu trzeba 'wzmocnić' prośbę. Zwłaszcza, gdy nie ma czasu na dyskusje. Szczególnie dotyczy to sytuacji, gdy mamy na pokładzie osoby zielone/mało nam znane. Takie wzmocnienie działa jak 'Abracadabra' czy 'Hokus Pokus'.
Wracając do apelu Maćka i będąc 'flexi' jak radzi Marek:
Wydaje się, że jest akceptowalne urządzenie koncertu szantowego z nawet głośnymi śpiewami załogi i wypiciem czterech piwek wieczorem w Sztynorcie czy innych Mikołajkach.
Podobna impreza sylwestrowa w Chorwacji, gdy 'cały port jest nasz' czyli jest tylko 8 jachtów i wszystkie z polskimi załogami, jest też akceptowalna, dopóki nie demolujemy mariny.
Ale już w sezonie musiałoby to być już w miarę cicho z śpiewaniem trochę 'pod nosem' i nie należy tłuc szkła lecz kulturalnie pić przysłowiowe 'drinki z palemkami'.
A gdyby to było w Szwecji, Anglii czy innej Holandii to zalecałbym zabawę przenieść do mesy. Od czasu do czasu wyszedłbym 20 metrów od jachtu, aby sprawdzić czy nas słychać?
Co do wacht nawigacyjnych czy raczej portowych to w EU nie stosuje ich. Jest po prostu bezpiecznie. Nie wiem jak to jest w 'dzikich krajach'.
Jeśli zaś chodzi o wachty kambuzowe w porcie. Apeluje tu podobnie jak w wielu innych wątkach: pomyślcie szerzej. Ty może pływasz tylko samotnie albo tylko z narzeczoną albo tylko z żoną albo z rodziną albo z tymi samymi kumplami od lat albo tylko wypływasz na godzinkę na jezioro aby wypić piwo albo na parę godzin z tego samego portu. Ale popatrz szerzej! Jest tyle innych opcji. Są rejsy klubowe. Są rejsy organizowane przez 'Punt'a', 'Kubryk' czy inny 'Globtourist'. Są rejsy oceniczne, na Horn i dziesiątki pośrednich wersji.
Czy np. uwzględniliście, że w załodze mogą być 'biedni studenci', którzy liczyli po cichu, że z kasy jachtowej będą wszystkie posiłki? A tu połowa osób naciska na tawerny i kolacje po 20-30 euro. Ich nie stać, ale głupio przeciwstawić się pozostałym. Natomiast niesnaski narastają. W końcu kieszonkowe kończy się i bunt wisi na włosku.
Dlatego ja raczej preferuje ciągnięcie wacht kambuzowych także w porcie. Chyba, że jednogłośnie załoga postanowi inaczej. Oczywiście w tropikach lub gdy temperatura zdecydowanie przekracza 30C trudno jest zmusić kogokolwiek do gotowania czegokolwiek. Wtedy jemy arbuzy.

Kolejna sprawa. Sprawiedliwość. Dopóki wszystko jest dobrze to jest dobrze. Ale niech tylko coś będzie nie tak. Za duże przechyły. Choroba morska. Trudy 48h. przebiegu. Niewyspanie. Cokolwiek. Wtedy pojawi się pytanie: 'dlaczego ja ciągle mam kambuz a Zosia nie' (bo akurat fuksem przepadły jej dwie wachty, bo byliśmy w portach. Moim zdaniem szczególnie młodzież jest przewrażliwiona na tym punkcie.
Adam Sulewski w swoim zbiorze dobrych rad zaproponował, że wachta kambuzowa MOŻE zabrać załogę do tawerny NA WŁASNY KOSZT.
Jak widzicie jest tu trochę spraw do przemyślenia. A większość kwituje to trochę lekceważąco: jakoś to będzie, jakoś się dogadamy, może ktoś zrobi obiad? a jak nie - to też dobrze.

pzdr,
Andrzej Kurowski
http://strony.aster.pl/spelnij_marzenia/