W zimę zbudowałem jacht Antila 24,4 balastowo/mieczowy. To typowy jacht na Mazury, ale przygotowałem go do warunków morskich. Z Zalewu Wiślanego popłynęliśmy na Alandy. Popłynąłem razem z dwoma kumplami, żeglującymi tak jak i ja całe życie. Ekipa była silna to byle wiatry nas nie blokowały w portach. Przez śluzę Nowy Świat płynęliśmy prosto do Władysławowa. Po wyspaniu ruszyliśmy na północ, zacumowaliśmy na Gotlandii w Burgsvik. Port ma wszystko do wypoczynku i nic do zwiedzania. Pomimo silnego wiatru po noclegu ruszyliśmy dalej. Podpłynęliśmy do wysepki Stora Karlsö, niestety 5-6B to nie jest idealny wiatr do cumowania w małych przystaniach. Widzieliśmy pusty pomost, ale gdyby wiatr zmienił kierunek to wyjść stamtąd byśmy nie dali rady na silniczku przyczepnym 6KM. Tu wrócę kiedyś. Płynięcie pełnym wiatrem jest dość przyjemne i o zmroku już cumowaliśmy w Visby. Tu spać trudno, bo wiatr 7B hulał po porcie. Dzień i tak planowaliśmy tu stać, bo koledzy byli po raz pierwszy. Pełno przebierańców, bo trafiliśmy na tydzień średniowiecza. Zawsze z chęcią chodzę po alejkach tego miasta, kwiaty i małe domki tworzą uroczy klimat. Przepłynęliśmy na wyspę Faro do Lauterhorn. Rano, gdy się obudziliśmy byliśmy już sami, wszyscy odpłynęli. To też ładne miejsce, tylko już mogę wycieczki oprowadzać, bo byłem kilka razy. Wiatr osłabł to podpłynęliśmy do wyspy Gotska Sandön. Stanęliśmy na kotwicy na kotwicowisku Las Palmas i nadmuchałem ponton. Poszliśmy do miejsca zwanego Saludden. To specjalnie przygotowane zamaskowane miejsce do obserwacji fok i ptaków. Trzeba dojść ścieżką w lesie do osłoniętego płotem z desek obserwatorium. Są dziury w deskach i lornetki nawet, stoliki z ławami. Faktycznie stada fok siedzą przy samym brzegu i można posłuchać ich zawodzenia. Mały stateczek dowozi turystów nieopodal, chyba nocują w namiotach, bo sporo ekwipunku targają. Do wyspy można podpłynąć z różnych kierunków, zależnie od wiatru. Pomostów nie widziałem żadnych. Przenocowaliśmy na kotwicy, rano wiatr zmienił kierunek i trzeba odpływać, bo kołysze mocno. Przepłynęliśmy prosto do Mariehamn. Tu pozwiedzaliśmy i wypoczęci ruszyliśmy dalej. Wyspa Kobba Klintar mnie intrygowała dawno. Teraz się udało zacumować. To dawna baza pilotów. Widok olbrzymich promów przepływających ciut obok robi wrażenie. Kolejne miejsce do cumowania w skałach wypatrzyłem w rezerwacie Jungfruskar- Korso. Zjedliśmy tu obiad i popłynęliśmy do portu Rodhamn na kolejnej wyspie. Następnego dnia kolejne miejsce urocze odwiedziliśmy. Zacumowaliśmy w porcie Sandvik na wyspie Kökar. Plaży tu nie ma, lita skała wchodzi do wody. Następnego dnia dobiliśmy do wyspy Kallskaer. Tu opisy nie wystarczą, trzeba zobaczyć- cudo. Pogoda sprzyjała to popłynęliśmy do Utö. Kolejny dzień to czysta przyjemność, sześćdziesiąt mil na genakerze i wieczorem cumowaliśmy w Hanko. Zazwyczaj dotychczas pływaliśmy na refach. Nadchodził sztorm, więc postanowiliśmy przeskoczyć do Tallina. Tam milej przeczekać silne wiatry. Niby 60 mil to niedaleko dla normalnego jachtu, ale na mieczówce się inaczej odczuwa. Wiatr silny całą drogę jeszcze wzrósł pod koniec i kończyliśmy żeglugę na samym kawałku foka. Dnia zabrakło, wiatr tężał, za rufą waliły pioruny, nie było na co czekać, uciekliśmy do Kakume. W porcie wiało 7B. do Tallina pojechaliśmy autobusem. Następnego dnia wiatr ciut osłabł to przestawiliśmy się do portu Seaplane w Tallinie. Po kolejnym dniu zwiedzania wiatry osłabły i ruszyliśmy w stronę Polski. Zakotwiczyliśmy przy wyspie Dużej Pakri. Popłynąłem pontonem pozwiedzać a koledzy próbowali łapać ryby. Niestety kotwica słabo trzymała i odpłynęliśmy po obiedzie. Na nocleg stanęliśmy w Dirhami. Kolejnego dnia przepłynęliśmy na wyspę Muhu do portu Kuivastu. To nowy port promowy z mariną i sklepem, stacja paliw. Rano wiatr północny 4-5B i słońce zachęciły do płynięcia. Trzeba skorzystać i obieramy kurs na Mõntu. To ponad 60 mil, ale prędkości przekraczały często 6 węzłów i po 22 już cumowaliśmy, niestety tutaj to już noc. Poszliśmy na spacer do przylądka Sorve i zmęczeni ruszyliśmy dalej. Port Windawa odwiedzałem wielokrotnie i wejścia nocnego się nie bałem. Jednak silny wiatr, deszcz, burza nad lądem z piorunami, a na dokładkę prom właśnie wychodził w ostatnim momencie, to już sporo na jeden raz. Prom to niby duża jednostka i mocno oświetlona, ale na tle świateł z brzegu dostrzegłem go dopiero w główkach. Trochę brak Ais. Chcieliśmy przepłynąć na Gotlandię, ale Neptun miał inne plany. Staliśmy pięć dni czekając na osłabnięcie wiatru i zmianę kierunku. Przepłynęliśmy jeszcze do Lipawy by skrócić odległość do domu. Z Lipawy już bezpośrednio do Helu. 160 mil to najdłuższy nasz odcinek, ale bałem się zbliżać bardziej do Rosjan. Szło dobrze, aż do granicy strefy ekonomicznej. W nocy jakiś dziwny statek zaczął nam utrudniać płynięcie, jakby chciał nas rozjechać/przegonić. Po kilku zmianach kursu po 20 stopni, zmieniłem zdecydowanie o 90 i odszedł. Trochę mnie nastraszył, ale więcej problemów nie było. Rano wiatr wzrósł do 5B i zmienił kierunek na południowy. Na drugim refie grota i foku szło nawet nieźle i prędkości 5w. Wiatr wzrósł do 6B i zrzuciliśmy całego grota, na samym foku już było fatalnie, bo kierunek gdzieś do Łeby. Wieczorem zacumowaliśmy w Helu i jeszcze zdążyliśmy na rybkę. Ten etap trwał 36h to zasnęliśmy szybko. Dzień lenistwa i kolejnego dnia przepłynęliśmy do Górek i jacht na wózek. Dokładniej opisałem rejs u Kulińskiego
https://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=4250&page=0Odwiedziliśmy trzynaście wysp, pięć banderek pod salingiem, wspomnień bez liku. Ponad tysiąc mil.
Alandy były jednym z moich marzeń to teraz muszę do wiosny wymyśleć następne.
_________________
Kto ma statki ten ma wydatki.
Pozdrawiam Michał aka Szkodnik
Usługi szkutnicze