Forum Żeglarskie

Zarejestruj | Zaloguj

Teraz jest 10 lis 2024, o 20:50




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 26 cze 2018, o 13:14 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
Trzy nieodebrane polaczenia od Steva i to w przeciagu jednej godziny. Tuz przed dziesiata wieczorem. Cos musialo sie stac szczegolnego, zwlaszcza, ze ze Stevem nie bylem w kontakcie juz od wielu tygodni - ot, proza dnia codziennego nie pozwalajaca nawet zadzwonic do kumpla i pogadac... Wyslalem sms, wszak to juz po 2200, ze oddzownie nastepnego dnia. Sroda byla, no i w miare normalni ludzie w czwartki rano do pracy wstaja :-( Jakiez bylo moje zdziwienie kiedy grubo po 2300 rozdzwonil sie telefon (Stevowi wybacza sie takie faux pas :-)). 'Kupilem jacht!!!' wykrzyknal kiedy zaspanym glosem zapytalem: 'Czego chesz?'.

Sen od razu zniknal z oczu. Po ponad godzinnej rozmowie wszystko juz bylo jasne. 30 letni Oyster 395 LW stojacy w Dartmouth, ze swiezutkim raportem od inspektora nadzoru, ze sie nadaje. Malym tylko problemem, nie, nie problemem, zagadnieniem raczej, bylo to, ze Steve mieszka w Liverpoolu... 'To kiedy przeprowadzamy lodke?' zapytalem. 'W przeciagu 4 tygodni bo pozniej wyjezdzam z pracy na miesiac do Indonezji' - odparl jakby to, ze razem ja przeprowadzimy bylo wiecej niz pewne i nie musial sie pytac czy z nim poplyne, raczej pytanie, ktoro zadalismy jednoczenie bylo: 'kiedy' no a nastepne pytanie brzmialo w ilu i z kim.

Szybki telefon do Sebastiana nastepnego dnia z wyjasnieniem sytuacji - Sebek nie zastanawial sie dluzej niz jedna chwile, odpowiedzial tylko: 'daj mi tylko znac na 2-3 dni wczesniej zanim wyplyniemy'. Tak wiec bylo nas trzech. Doslownie na dwa dni przed wyplynieciem dolaczyl do nas jeszcze Drew i ustalila sie zaloga czterech nieustraszonych i nieugietych matrosow gotowych stawic czola straszliwym i zdradliwym wodom Englisz Czanel oraz dzikiego i nieokielznanego morza irlandzkiego.

Cztery tygodnie szybko zlecialy i w czwartek 21 czerwca, zaraz po przyjechaniu z pracy do domu pojawil sie u mnie Sebek a chwile potem przyjechal tata Stevea, ktory w naszym logistycznym rozplanowaniu deliverki pelnil funkcje kierowcy taktycznego. Zapakowalismy wory do samochodu, po drodze wstapilismy po Drew i po kilku godzinach jazdy bylismy u bram mariny gdzie na pokladzie 'Prelude II' oczekiwal nas Steve.

Szybkie przywitanie i zaraz pedem do supermarketu na zakupy - mielismy tylko ok. 40 minut aby tam dotrzec i zrobic zakupy - sklep zamykano o 2300! Udalo nam sie wszystko kupic na chwile przed zamknieciem. Mielismy wyladowane 4 pelne kosze - oprocz jedzenia trzeba bylo jeszcze kupic m.in. sztucce, talerze, miski, garnki, noze, deski do krojenia, scierki, itp itp itp - lodka wszak byla dla nas wszystkich nowa, wlaczajac w to jej wlasciciela. Mily personel skasowal nas ponad £200 i zyczyl silnych wiatrow. Potem pedem do mariny, sztalowanie jedzenia i naszych tobolow. W miedzyczasie tata Stevea jeszcze pojechal do zaglomistrza odebrac spinakery oraz zatankowac paliwo do zapasowych zbiornikow. Ogolne sprzatanie i ogarnianie lodki trwalo do 0200 az w koncu o 0230 zrzucilismy sznurki trzymajace nas ze stalym ladem i udalismy sie w czarne czelusci rzeki Dart w kierunku morza i przygody.

CDN + zdjecia :-)

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"



Za ten post autor cinas otrzymał podziękowanie od: burzum
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 cze 2018, o 08:13 

Dołączył(a): 7 sie 2015, o 08:47
Posty: 860
Podziękował : 271
Otrzymał podziękowań: 225
Uprawnienia żeglarskie: morski
cinas napisał(a):
CDN + zdjecia

Dawaj Marcin , dawaj bo żeś smaka narobił.
Krzychu.



Za ten post autor krzychuAPIA otrzymał podziękowanie od: cinas
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 cze 2018, o 09:55 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
Produkuje, produkuje ale jeszcze chwile mi zejdzie - w pracy jestem a I kupa roboty w domu...

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 cze 2018, o 12:34 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
kilka fotek zanim splodze tekst:


Załączniki:
20180625_085900.jpg
20180625_085900.jpg [ 415.95 KiB | Przeglądane 7071 razy ]
20180625_082456.jpg
20180625_082456.jpg [ 447.42 KiB | Przeglądane 7071 razy ]
20180625_041146.jpg
20180625_041146.jpg [ 308.12 KiB | Przeglądane 7071 razy ]
20180624_162508.jpg
20180624_162508.jpg [ 347.57 KiB | Przeglądane 7071 razy ]
20180624_151306.jpg
20180624_151306.jpg [ 395.17 KiB | Przeglądane 7071 razy ]
20180623_195803.jpg
20180623_195803.jpg [ 162.87 KiB | Przeglądane 7072 razy ]
20180623_175421.jpg
20180623_175421.jpg [ 326.22 KiB | Przeglądane 7072 razy ]
20180623_175215.jpg
20180623_175215.jpg [ 253.78 KiB | Przeglądane 7072 razy ]
20180623_165652.jpg
20180623_165652.jpg [ 318 KiB | Przeglądane 7072 razy ]
20180622_210349.jpg
20180622_210349.jpg [ 431.81 KiB | Przeglądane 7072 razy ]

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"

Za ten post autor cinas otrzymał podziękowanie od: MarekSCO
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 27 cze 2018, o 19:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
W morze wyszlismy o 0230 i jak to zwykle bywa podczas pierwszych godzin plyniecia wszyscy siedzielismy w ciszy na deku wczuwajac sie w delikatne ruchy kadluba spowodowane falujacym morzem. Wydawalo sie, ze juz po chwili wzeszlo slonce a my kierowalismy sie wciaz na zachod, wpierw po swiatlach latarni morskich umieszczonych wzdluz poludniwego brzegu Kornwalii a potem juz od jednego polwyspu do drugiego, ktore byly caly czas w zasiegu wzroku. Po sniadaniu mielismy probe postawienia spinakera aby troche przyspieszyc nasza jazde ale za bardzo szlismy do wiatru i nic z tego nie wyszlo. Wczesnym popoludniem trawersowalismy Lizard Point w odleglosci nie wiekszej niz kilka kabli od najbardziej poludniowej skaly - coz za widok! Dotychczas widzialem te skaly kilkukrotnie ale tylko z perspektywy ladu. Chwile po trawersie naszego mini Hornu zaczelo sie...

Wiatr tezal z minuty na minute a fale rosly w oczach. Sila wiatru z 10-15 wezlow rosla do 20, 25, 30 (potem juz nie patrzylem na wskazniki - nie bylo na to chwili). Lodka polozyla sie na burcie chowajac zawietrzny polpoklad pod woda. Przy pierwszym szkwale powyzej 2O knotow spojrzelismy ze Stevem na siebie - bez slowa wylaczylem autopilota, przejalem ster i po wlaczeniu silnika poszedlem lodka do wiatru a Steve z Sebkiem do refowania grota. Dwa refy na grocie i zrolowany do polowy fok pomogly dzwignac sie lodce z przechylu. 'Cholera' pomyslalem 'jak tak dalej pojdzie to w Penzance skonczymy nasza wycieczke...' Predkosc naszego korabia osiagala w slizgu 12 knotow! Coz to byla za jazda. Niepokoilo nas tylko to, ze wialo centralnie z polnocy i co bedzie jak wyjdziemy zza, ciagle oslaniajacego nas od fal morza irlandzkiego, Land's End... Mielismy sie wkrotce o tym przekonac…

Ja przy sterze, reszta w kokpicie, siedzielismy przypieci szelkami tak aby, przy jakims wrednym przechyle nie zrobic pozostalym niespodzianki wypadajac za burte. Autopilot juz od dluzszego czasu nie dawal rady tak wiec musielismy przejsc na nastepne 12-15 godzin na reczne sterowanie. Kilka godzin trwalo zanim, w pelnym napieciu, zblizylismy sie do Land's End. Juz z oddali widac bylo, ze fale idace zza nieoslonietego ladem morza sa... cholera, no duze. Na szczescie wiatr ustalil sie na 25 wezlach (6B) i nie szkwalilo juz. Przy bajdewindzie wspinalismy sie na 3-metrowe fale i, zanim przyzwyczailem sie do manewrowosci okretu, z hukiem albo wbijalismy sie dziobem w nastepna fale zalewajac calkowicie poklad wraz ze sternikiem i zaloga albo odpadalismy prawie do polwiatru. Nie zajelo mi jednak dlugo okielznanie naszego dzielnego rumaka i po kilku zimnych prysznicach ruszylismy z kopyta a to slizgajac sie w dol po stromych falach a to znowu wznoszac sie na kolejne. Slicza jazda to byla a przed nami kilkanascie godzin plyniecia jednych halsem az do brzegow Irlandii. Na pokladzie zostalismy tylko z Sebkiem i zmienialismy sie co godzine przy kole. Co godzine tez sprawdzalem pozycje i wypelnialem dziennik. I tak we dwoch dotrwalismy do 4 rano kiedy to przemoczeni i masakrystycznie zziebnieci, z opadajacymi powiekami po drugiej juz nieprzespanej nocy poszedlem zbudzic Steva na zmiane wachty. Wiatr nad ranem zmalal do ok. 20 wezlow i mielismy wysmienita jazde, choc morze jeszcze bylo sporo rozbujane po nocnych ekscesach.

Obudzilem sie ok 0800 i zdziwilem sie otaczajaca cisza. Lodka przewalala sie tylko z burty na burte na martwej fali skrzypiac takielunkiem i stukajac wszystkim tym, czego nie zasztauowalismy porzadnie jeszcze w Dartmouth. Wyszedlem na deck - cisza, zero wiatru... I tak mialo juz pozostac az do samego Liverpoolu. Zaczely sie Karaiby, Seszele i Malediwy razem wziete. Z domieszka Srodziemnego oczywiscie. W przeciagu chwil kilku morze sie wyprasowalo a my zaczelismy sie oddalac od bardzo juz widocznych gorzystych brzegow Irlandii w kierunku polnocno-zachodniego kranca Walii.

A o Led Zeppelin, delfinach, wielorybach I rekinie w nastepnej czesci

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"



Za ten post autor cinas otrzymał podziękowania - 5: kooniu, krzychuAPIA, MarekSCO, nauaag, tuptipl
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 28 cze 2018, o 08:37 

Dołączył(a): 7 sie 2015, o 08:47
Posty: 860
Podziękował : 271
Otrzymał podziękowań: 225
Uprawnienia żeglarskie: morski
Ech , tak mi się przypomniała moja deliverka z przed trzech tygodni jak przeprowadzaliśmy we troje nowo zakupiony jacht mojego kumpla z Nieuwpoort do Górek Zachodnich. Było intensywnie :D
Krzychu.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 lip 2018, o 23:46 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
CZESC 3

Zapanowala cisza brutalnie macona nieustanna praca naszego diesla. Na horozoncie pozostawialismy gorzyste brzegi Irlandii z gdzieniegdzie jeszcze tylko niesmialo bylyskajacymi latarniami morskimi i kierowalismy sie w strone polnocno-zachodniego kranca Walii. Im bardziej slonce wschodzilo nad naszymi glowami tym piekielniejszy zar lal sie na nas z gory; upal tez spowodowal, ze morze wygladalo jak wyprasowane, nic nie wzruszalo jego lustrzanej powierzchni, nawet nasz kilwater zanikal tuz za rufa. Z kilku warstw nocnego odzienia: bielizny termicznej, dwoch polarow, Gore-Tex-owej kurtki, dwoch par spodni, zimowej czapki i puchowych rekawic narciarskich pozostaly tylko szorty i t-shirt; sea-boots (w niektorych kregach zwane kaloszami) i 2 pary skarpet termicznych zostaly zastapine bosymi stopami. Cala zaloga doslownie wypelzla do kokpitu, pod pokladem zycie umarlo z goraca. I tutaj az sie chce zacytowac:

Juz wstazke pawilonu[1] wiatr zaledwie musnie,
Cichemi gra piersiami rozjasniona woda;
Jak marzaca o szczesciu narzeczona mloda,
Zbudzi sie, aby westchnac, i wnet znowu usnie.

Zagle, na ksztalt choragwi gdy wojne skonczono,
Drzémia na masztach nagich; okret lekkim ruchem
Kolysa sie, jak gdyby przykuty lancuchem;
Majtek wytchnal, podrózne rozsmialo sie grono.

1. [flaga]

A teraz konkurs na autora i tytul :-)

Tak z godzine przed wyjazdem z domu Steve przyslal mi wiadomosc: 'wez troche CD'. Nie majac za duzo czasu na bycie wybrednym i zastanawianiu sie co do gustow muzycznych pozostalych czlonkow zalogi wzialem zestaw oczywisty: Zeppelini, Sabbaci, Purple wraz z lekka (acz ciezka w odsluchu) domieszka Milesa Davisa. Zestaw ten stal sie zbawienny jesli chodzi o zagluszanie pracy nieznosnego diesla: 'volume up' i na caly regulator poszla: 'Wholle lotta love' a potem juz reszta kawalkow z 'dwojki', potem LZ3, LZ4 i dalej. Az do nocy.

Przez poltorej doby bylismy jedynym okretem na morzu, bez nawet szczatkowych sladow bytnosci homo-sapiens az po horyzont tak wiec sasiedzi na pewno nie mogli narzekac na halasy. I tak mknela nasza hippisowska lodka po morza odmecie a na wiele mil dookola nas niosl sie wysmienity hard-rock lat 70-tych. Do tej pory zastanawiamy sie czy to muzyka spowodowala, czy fakt, ze az po widnokrag nie bylo innego plywajacego obiektu, ze zaczely do nas sciagac, z poczatku niesmialo, po 2-3, a potem juz calymi grupami dochodzacymi do 10 sztuk, delfiny. Z kazdego kierunku, w podskokach, az zrownywaly sie z lodka i surfujac w oplywajacej lodke wodzie towarzyszyly nam przez wiele, wiele godzin przy stalej marszowej predkosci 7 wezlow. Setki, setki delfinow! Coz za zabawe mialy, walczac miedzy soba o najlepsze miejsce tuz przy kadlubie, gdzie opory wody zapewne byly najmniejsze.

Caly dzien uplyna nam na zabawie z delfinami a kiedy tuz po zmierzchu, z prawej strony, od Walii zaczela nadciagac coraz bardziej gestniejaca mgla przestalo byc juz tak zabawnie. Z poczatku smialismy sie, ze wkrotce wyloni sie z mgly Black Pearl ale gestniejaca z minuty na minute mgla przysparzala nam coraj wiecej obaw. Niby bylismy ponad 40 mil od najblizszego ladu i z daleka od 'shipping-lanes' ale mimo wszystko obawa byla. Radaru nie mielismy... Trzeba bylo odejsc w lewo, w strone Irlandii aby utrzymac sie tam, gdzie mgla juz nie siegala. Widzac poswiate latarni morskich oddalonych od nas na kilkadziesiat mil po lewej stronie i mgle ograniczajaca widocznosc do kilkudziesieciu metrow po prawej stronie sunelismy KK000 (kursem kompasowym centralnie na polnoc). Wszyscy pozostali na decku a ja, powalony zmeczeniem z ostatnich dwoch nieprzespanych nocy walnalem sie do koi mowiac chlopakom by mnie zbudzili na zmiana wachty. Sam obudzilem sie o... 8 rano. Osiem godzin niezakluconego niczym snu - to nie zdarza sie na deliwerkach! Chlopaki powiedzieli, ze chcieli mi dac sie wyspac. Dzieki!

Po wysmienicie przespanej nocy bylem gotowy aby sprawdzic pozycje i kurs, zobaczyc czy autopilot go dobrze trzyma, wypelnic dziennik i upewniwszy sie ze, robiac 7 wezlow, bedziemy jeszcze plyneli prosto przez nastepne 6 godzin wzialem ksiazke w garsc i poszedlem na wachte!

A o Snowdonii, Holyhead, silnych i zdradliwych pradach, farmach wiatrowych i szczesliwym zakonczeniu deliwerki w ostatniej juz czesci.

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"



Za ten post autor cinas otrzymał podziękowania - 3: krzychuAPIA, MarekSCO, tuptipl
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 14 lip 2018, o 20:03 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
CZESC 4

Czytelnia na dziobie okazala sie najlepszym miejscem na lodce, nie dosc, ze najdalej od halasu silnika to jeszcze najblizej, doslownie na wyciagniecie reki, do delfinow. Nikomu nie udalo sie jednak ich dotknac pomimo usilnych staran. Pomyslalem, ze nastepnym razem jak bede plynac w asyscie tych sympatycznych ssakow to wskocze do wody aby z nimi sie pobawic - wszak tak robia na filmach, nie?! A moze nie robia... Wyznac tez musze, ze z tym czytaniem na dziobie to roznie bylo, jak juz zaleglem na decku, to bardziej drzemalem, szczegolnie, ze slonce prazylo niemilosiernie. Na moja obrone wszak nadmienie, ze przynajmniej raz na 15-20 minut sprawdzalem, czy nadal, az po horyzont, nie ma nic co mogloby zagrazac naszemu dzielnemu okretowi tak wiec wachta przebiegala zgodnie z regulaminem.

Po kolejnym przebudzeniu tuz przed poludniem, na wschodzie, nad linia horyzontu zaczal majaczyc zarys ladu. 'Land ahoy!' zakrzyknalem w lenglydzu aby zostac zrozumianym przez polowe zalogi. Po prawej, coraz bardziej widoczne stawaly sie szczyty Snowdonii. Szybko rozpoznalem szczyt Snowdona, na ktorym to wiele razy bylismy z Magda i chlopakami, zarys Crib Goch'a i Y Lliwedd (snowdonski odpowiednik Orlej Perci, ktory to wraz z Filipem, kiedy mial 8 lat, przebieglismy w rekordowym czasie 9 godzin) tez byl widoczny oraz wszyskie szczyty polnocnej Walii, ktorych nazw nawet bym nie osmielil sie napisac, nie mowiac juz o ich wypowiedzeniu! Wkrotce znowu tam pojedziemy, wszak to tylko 5 godzin samochodem od domu (lub 3 doby plyniecia lodka :-)).

Musielismy zatankowac. Do Liverpoolu byl jeszcze kawal drogi a paliwa starczyloby na okolo 100 Mm. Po drodze byl Holyhead; male miasteczko na samym krancu polnocno-zachodniej Walii. Lekko zmienilismy kurs i majac w perspektywie staly lad pod nogami poziom ekscytacji wsrod zalogi lekko wzrosl na ile pozwolil na to piekielny zar wciaz lejacy sie na nasze glowy. Kiedy brzeg wydaje sie w zasiegu reki, a do portu kilka, kilkanascie mil to te ostatnie godziny wloka sie niemilosiernie. Tak bylo i tym razem...

Kilka kabli od glowek portu zawolalismy UKF-ka marine i jakiez bylo nasze zdziwienie, kiedy powiedziano nam, ze marina... jest zamknieta. Po wyjasnieniu sytuacji, ze to 'emergency', ze nie mamy paliwa, ze szkorbut w zalodze panuje itp. dostalismy pozwolenie na wejscie ale na wlasna odpowiedzialnosc i tylko na max. 1 godzine... Niespotykane praktyki. Wkrotce mielismy sie dowiedziec co za tym stoi.

W marcu tego roku polnocna Walie nawiedzil huragan Emma. Kiedy juz postawilismy jacht przy kikucie pomostu, ktory jako jedyny nie dal sie sie zywiolowi, a z ktorego sterczaly jedynie prety zbrojeniowe gotowe rozpruc poszycie kazdej cumujacej lodki, Steve zapakowal sie w taksowke z pustymi karnistrami i udal sie w kierunku pol naftowych aby zaczerpnac troche ropy. Korzystajac z okazji udalismy sie z Sebkiem w poszukiwaniu zycia w spalonym sloncem porcie. Takich historii o marcowym kataklizmie, jakie uslyszelismy od pracownika mariny nie slyszy sie czesto. Szczytowa sila huraganu uderzyla w Holyhead podczas wysokiej wody w trakcie 'spring tide' (wyzszego plywu, w czasie calego roku juz nie ma) przy polnocnym kierunku wiatru. Czyli wszystko co najgorsze przydarzylo sie w tym samym czasie. Zywiol byl tak potezny, ze mieszkancy nie mieli jak ratowac dobytku, ludzie stali tylko na brzegu i patrzyli jak niejednokrotnie dobytek ich calego zycia przepada pod falami rozszalalego morza. Wszystko to brzmialo nierealnie w upalny, bezwietrzny dzien ale swiadectwem tych wydarzen byly wciaz nieusuniete z wody zatopione pomosty oraz wraki kutrow rybackich wciaz zalegajace na brzegu...

Obejrzyjcie jeden z wielu dostepnych na YT filmow pokazujacych dzielo zniszczenia:

https://www.youtube.com/watch?v=BDhupmRmYko

Steve przyjechal z ropa, czas bylo w morze. Rejon polnocno zachodniej Walii, ze wzgledu na uksztaltowanie linii brzegowej, slynie z bardzo silnych pradow morskich i wysokich skokow plywow. Wiedzielismy o tym ale zobaczyc tzw. 'race' wokol polwyspu, a wlasciwie znalesc sie posrodku tego pradu podczas jego kulminacji to zupelnie inne doswiadczenie. Skale sily pradu uwypuklalo jeszcze to, ze wszedzie do okola morze bylo jak lustro tylko tam, gdzie 'race' oplywal swoje podwodne przeszkody, czyli tam gdzie bylismy, woda kotlowala sie jak na najbystrzejszej gorskiej rzece! Lodka stracila swoja manewrowosc kompletnie, dobrze, za prad niosl nas w pozadanym kierunku a i wysepki, ktorymi polnocne brzegi Walii sa wrecz usiane, byly kawalek od nas. Nie chcialbym znalesc sie w tym rejonie podczas mgly lub kiedy wieje 6 bofortow przeciwko pradowi...

Nadeszly najbardziej dluzace sie mile. Wyszlismy na ostatnia prosta ale do portu mielismy jeszcze ok. 15 godzin plyniecia. Powoli nawijalismy mile i, przynajmnie na mapie tak to wygladalo, bylismy coraz blizej u celu. Brzeg, widoczny po prawej stronie niezmiennie wygladal tak samo - gory. Jedyna zmiana bylo to, ze gdzieniegdzie pojawial sie a to kuter rybacki a to cargo-ship - znak, ze cywilizacja jest gdzies niedaleko, tuz za horyzontem. Starym zwyczajem jest, ze ostatniego wieczora w morzu urzadza sie 'kolacje kapitanska'. Cale zarcie, ktoro pozostalo trzeba zjesc no bo co z tym pozniej zrobic? Tak wiec Sebek z Drew pozostali na decku a ja ze Stevem zajelismy sie przyzadzaniem uczty, ktora trwala az do grubo po polnocy. Resztki nocy mielismy rozswietlone poswiatami z platrform wiertniczych i wielu tankowcow, ktrore krecily siw wokol nich. Ruch statkow rowniez sie bardzo wzmozyl tak wiec zostalem na decku az do samego rana. Okolo 4 rano minelismy upragniona boja oznaczajaca wejscie na legendarna rzeke Mersey i szlismy w gore rzeki w kierunku widocznego juz Liverpoolu:

Witaj nam dostojny stary porcie,
rzeko Mersey witaj nam!

Jeszcze tylko musielismy poczekac dwie godziny na wystrczajaco wysoka wode aby o punkt 8 moc wejsc do sluzy, ktora podniosla nas o kilka metrow i juz bylismy w marinie. Rzucilismy sznurki i przywiazalismy lodke, zimne piwo w barze w marinie, prysznic, zimne piwo w barze w marinie, sniadanie na miescie, zimne piwo w barze w marinie i... tata Steve byl juz gotowy aby zawiesc nas do domu. Jeszce przed wyjazdem szybkie zimne piwo w bare w marinie :-)

Po przywitaniu z tata Stevea i kilku zdawkowych zdaniach typu: 'jak bylo?', 'no, daliscie rade' itp padlo bardzo znamienne dla mnie pytanie: 'Are you still friends?'. Mysle, ze nic tak nie laczy ludzi, ale rowniez dzielic moze zarazem, jak zamkniecie ich na bardzo ograniczonej przestrzeni na wiele dni i poddanie ich, czasem skrajnie ekstemalnym i trudnym warunkom. Za moja odpowiedz na to pytanie niech swiadczy fakt, ze Steve zaproponowal mi udzial w przyszlym roku w regatach Fastnet Race. Double-handed... Zgodzilem sie, oh sh..t! To teraz sie zacznie :-) : regaty kwalifikacyjne, nabijanie mil kwalifikacyjnych, deliverka z Liverpool'u do Cowes (sic.!), tydzien wyzylowanego plyniecia w kierunku 'skaly z lampka' (Fastnet) i z powrotem no i trzeba bedzie jeszcze lodke do domu zawiesc po tym wszystkim. Miesiac z gorka na morzu. Zapowiada sie ciekawy nastepny sezon ale o tym innym razem gdyz jeszcze trwa obecny sezon i wiele sie dzieje: kilka weekendow szkolen w Klubie z dzieciakami, plywan w kalendarzu co niemiara m. in. po raz kolejny do okola Wyspy Wight czy tez do Poole, Portsmouth, Yarmouth, Cowes, Beaulieu... 'Jak wrocimy, opowiemy Wam'.

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"



Za ten post autor cinas otrzymał podziękowania - 5: burzum, kooniu, krzychuAPIA, kudlaty74, MarekSCO
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 15 lip 2018, o 10:01 

Dołączył(a): 7 sie 2015, o 08:47
Posty: 860
Podziękował : 271
Otrzymał podziękowań: 225
Uprawnienia żeglarskie: morski
cinas napisał(a):
Nadeszly najbardziej dluzace sie mile. Wyszlismy na ostatnia prosta ale do portu mielismy jeszcze ok. 15 godzin plyniecia

Jak mówi stare przysłowie pszczół "człowiek nie świnia , do wszystkiego się przyzwyczai" to w naszej deliverce Nieuwpoort-Górki ostatni etap Kołobrzeg-Górki przejechaliśmy non-stop na katarynie - 25 godzin. Po piętnastu godzinach już się go nie słyszy :mrgreen:
Krzychu.


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 15 lip 2018, o 18:08 

Dołączył(a): 25 mar 2012, o 00:41
Posty: 108
Podziękował : 107
Otrzymał podziękowań: 31
Uprawnienia żeglarskie: zeglarz
Czego to człowiek nie wymyśli (jakieś deliwerki,czy inne kupowanie jachtu) tylko po to aby wyrwać się z domu na piwo.To chyba już nałóg jakiś czy co? :D
cinas napisał(a):
Rzucilismy sznurki i przywiazalismy lodke, zimne piwo w barze w marinie, prysznic, zimne piwo w barze w marinie, sniadanie na miescie, zimne piwo w barze w marinie i... tata Steve byl juz gotowy aby zawiesc nas do domu. Jeszce przed wyjazdem szybkie zimne piwo w bare w marinie

I tylko cztery piwa? :rotfl:


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 16 lip 2018, o 09:12 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
kudlaty74 napisał(a):
I tylko cztery piwa? :rotfl:


Auto-cenzura na wiecej nie pozwolila :mrgreen:

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 wrz 2019, o 16:23 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
Dlugo by pisac o wyczynach Steve'a na swojej lodce po tym jak ja dowiezlismy do Liverpool'u w czerwcu ubieglego roku.

Wymienic moge chociazby jego samotne przeplyniecie z Liverpool'u na Azory na przelomie wrzesnia i pazdziernika. 2500 mil morskich w 22 dni. Samotnie. Bez autopilota. Z zepsutym silnikiem. W sztormie 10/11B surfowal w dol fal ze srednia predkoscia 21 wezlow. Zderzyl sie z wielorybem dwukrotnie wiekszym niz jego lodka. Dryfowal 6 dni bez wiatru. Stracil grota w kolejnym sztormie. Utknal w Horcie. Naprawial lodke kilka tygodni. Zadzwonil do mnie z Azorow, chcial mi zaplacic za bilet w jedna strone abysmy mogli we dwoch wrocic nia do UK. Magda mnie nie puscila ;-) ale moze to i dobrze gdyz polnocny Atlantyk pozna jesienia nie cieszy sie dobra slawa. Przyplyna nia sam do UK w listopadzie. 17 dni samotnej zeglugi. Wiekszosc drogi pod wiatr i w sztormie z falami siegajacymi 25ft (ponad 7 metrow wysokosci). Calkowicie przemoczony i przemarzniety plynal kilka dni w stanie tuz przed hipotermia. Na granicy fizycznego wyczerpania zakotwiczyl w Falmouth. Coz, nie mial po co wracac do Liverpool'u - praca na niego juz tam nie czekala.

Dlugo by pisac o wyczynach Steve'a na swojej lodce po tym jak ja dowiezlismy do Liverpool'u w czerwcu ubieglego roku... Ale to jest jego opowiesc i moze, kiedys, podzieli sie nia z innymi...

W polowie stycznia Steve zadzwonil pogadac. Znaczy sie znow chcial gdzies razem plynac. Plan byl taki: lodka w Falomuth, Steve wlasnie mial dostac nowa prace w Salisbury, wiec najlepsza lokalizacja na lodke bedzie w... Hamble. Zarezerwowane miejsce w marinie mialo na nas czekac juz od poczatku maja tak wiec wybor terminu deliwerki padl na ostatni weekend kwietnia. Zastanowilo mnie przez chwile czemu Steve wypytywal o Filipa, swojego bylego kursanta na obozach zeglarskich sprzed kilku lat. A czy jeszcze plywa, a czy lubi plywac, a czy chcialby z nami zrobic deliwerke! Przy zalozeniu, ze w kwietniu/maju statystycznie dmucha nie wiecej niz 4-5B i to najczesciej z NW deliwerka zapowiadala sie na fantastyczne plyniecie przez ok 36 godzin w wiatrach iscie dzentelmenskich bo baksztagowych. Jak powiedzialem o tym Filipowi to banan z twarzy nie schodzil przez kolejnych kilka dni. Perspektywa plyniecia 'takim' jachtem non-stop, 'taki' kawal drogi; i to jeszcze noca! Coz, Magda nie podzielala zbytnio jego entuzjazmu.

Remont lodki jednak sie przedluzal. Kadlub, po zderzeniu z wielorybem, zostal naprawiony, nowiuski maszt wraz z takielunkiem oraz szpanerska elektronika (wliczajac w to wypasiony radar) postawiony. Nowe zagle czekaly na odbior od zaglomistrza. Reszta niestety ciagle byla w powijakach. Caly srodek, po zalaniu woda morska podczas ekscesow na polnocnym Atlantyku, zostal wywalony; wszystkie meble: szafki, koje, siedzenia, kuchnia, toaleta zostaly wyjete i czekaly na renowacje. Wewnatrz byla to tylko pusta skorupa przedzielona kilkoma konstrukcyjnymi grodziami, wewnatrz ktorej chodzilo sie po usztywnieniach kadluba. O tym wszystkim jednak wiedzialem jeszcze przed wyruszeniem do Falmouth. Kolejne niespodzianki czekaly na nas juz w dniu przyjazdu do Falmouth.

CDN


Załączniki:
20190519_170738(0).jpg
20190519_170738(0).jpg [ 321.33 KiB | Przeglądane 5903 razy ]
20190519_113825(0).jpg
20190519_113825(0).jpg [ 307.74 KiB | Przeglądane 5903 razy ]
20190519_103106.jpg
20190519_103106.jpg [ 265.23 KiB | Przeglądane 5903 razy ]
20190518_181256(0).jpg
20190518_181256(0).jpg [ 429.24 KiB | Przeglądane 5903 razy ]

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"


Ostatnio edytowano 9 wrz 2019, o 16:32 przez cinas, łącznie edytowano 2 razy
Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 wrz 2019, o 16:30 

Dołączył(a): 5 paź 2012, o 15:48
Posty: 2420
Podziękował : 562
Otrzymał podziękowań: 533
Uprawnienia żeglarskie: sernik morski gotowany
Czekam na ten ciąg dalszy.

_________________
Miłego dnia :)
Pozdrawiam
Waldi


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 9 wrz 2019, o 19:27 

Dołączył(a): 16 lis 2010, o 16:46
Posty: 1818
Lokalizacja: Rumia
Podziękował : 357
Otrzymał podziękowań: 299
Uprawnienia żeglarskie: kpt. jacht.
cinas napisał(a):
chcial mi zaplacic za bilet w jedna strone abysmy mogli we dwoch wrocic nia do UK.

trzeba było zadzwonić do mnie :D

_________________
pozdro Zbyszek
PUMA 42 S/Y SINE METU
http://www.maxiskippers.pl


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
PostNapisane: 10 wrz 2019, o 15:10 
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 19 gru 2010, o 21:29
Posty: 789
Lokalizacja: Hythe (Southampton), UK
Podziękował : 247
Otrzymał podziękowań: 193
Uprawnienia żeglarskie: jsm
CZESC 2

Plan byl taki: tata Steve'a, nasz kierowca logistyczny, mial odebrac Filipa i mnie z domu w piatek ok 2000. Do jego wiejskiego domu w Kornwalii, niedaleko Falmouth, zajechalismy okolo polnocy po drodze jeszcze robiac zakupy jedzenia na podroz. Tam szybko spac, aby o 3 rano stawic sie na pokladzie i, zlapawszy korzystny prad o godzinie 4, udac sie w kierunku przygody. Okolo pierwszej pojawil sie w domu Steve oznajmiajac, ze... wszystkie okucia pokladowe (kabestany, organizery, knagi, luki, relingi itp, itp.), ktore w pocie czola przykrecal do pokladu przez caly piatek, demontawal przez ostatnie pol nocy gdyz w sklepie zeglarskim sprzedali mu zly Sikaflex, a on go nie sprawdzil. Plan B byl wiec taki: spimy do 0800, potem Filip i ja na lodke czyscic poklad ze zlego Sika, Steve do chandler'a po dobry Sikaflex, tata Steve po nowe zagle do zaglomistrza. O 1015 zjawia sie Steve z pudlem Sika i do roboty. Filip i ja do montowania kabestanow, organizerow, knag, lukow itp; Steve do elektroniki i elektryki (ktora i tak w koncu nie dzialala i plynelismy bez autopilota nawigujac na... tablecie (i papierze) - dobrze, ze chociaz prowizoryzne swiatla nawigacyjne mielismy), potem wszyscy zakladamy zagle, sztaujemy graty, czyscimy srodek, itp, itp, itp. Roboty by sie znalazlo na jeszcze tydzien. O 1500 do knajpy na szame i browarka (Filip zadowolil sie butelka wody) i o 1600 wypad z mariny aby zalapac sie jeszcze na korzystny, wynoszacy prad... Wyjscie z mariny powitalo nas silnym, polnocnym wiatrem szkwalacym rowno do 5B. Jakby troche niesmialo, na rozwinietej tylko do polowy genule, bez grota, wystawilismy nos na wody Falmouth Harbour. Po drodze, jakby w porcie jeszcze minelismy Black Rock ale juz po minieciu St. Anthony Head do pelnej juz gieni dolaczyl grot i moglismy odetchnac - wyszlismy w morze.

Podczas pierwszych kwadransow plyniecia na jachcie czlowiek zawsze czuje sie lekko niepewnie, nie jest jeszcze zgrany z ruchem lodki po wodzie, zachowuje sie nieco niezgrabnie. Mija troche czasu zanim zacznie oddychac w rytm fal, poruszac sie w takt kolysania. Aby zapobiec kumulacji tego uczucia u Filipa postawilismy go od razu za kolem sterowym. Niedluga chwile zajelo mu przyzwyczajenie sie do prowadzenia wielotonowego jachtu - do tej pory przeciez kierowal lodkami ktorych waga nigdy nie przekraczala 80kg. Kurs wzielismy na Eddystone Rocks - maja mocna lampke tak wiec byl to dobry, pierwszy way point. Trawers Plymouth mielismy o 2200. Potem jeszcze Prawle Point, uwazac na Black Stone i Cherrick Rocks przy Start Point i grubo po polnocy wyszlismy w koncu na Lyme Bay. Mielismy kilka godzin plyniecia 'otwartym morzem' bez kontaktu wzrokowego z ladem. Filip juz dawno zasna a my ze Stevem co 3 godzimy zmienialismy sie przy kolku i spalismy w kokpicie (pod pokladem byla tylko jedna prowizoryczna koja zajeta przez Filipa). Ciezka i dluga to byla noc i cale szczescie, ze morze obchodzilo sie z nami lagodnie. Ciezka po robocie poprzedniego dnia i nie przespanej wczesniejszej nocy. Kolo sterowe tylko wie ile razy przywalilem w nie czolem kiedy podczas sterowania zasnalem na stojaco i opadajaca glowa robila coraz to glebsze w nim wglebienia. Portland trawersowalismy o 1030 mijajac je daleko w morzu aby uniknac wrednych overfalls oraz The Shambles.

Zaiste specyficzny mielismy kambuz podczas tej deliwerki. Z racji tego, ze srodek lodki byl wybebeszony z calego wyposazenia - nie mielismy kambuza, gazu, biezacej wody - wory z jedzeniem kupionym jeszcze w Hythe lezaly caly czas w kokpicie i mielismy znakomity 'self-service' - Filipowi bardzo sie taka opcja podobala, zwlaszcze wor ze snakami :-) . Dobe, moze dwie da sie pociagnac na takim jedzeniu ale dluzej, bez czegos cieplego chociazby do picia to ja juz sie nie nadaje...

Potem polecialo juz z gorki, choc po minieciu Portland mielismy jeszcze ze 60Mm w linii prostej do przeplyniecia. Widoki jednak byly nader znajome: Durlde Door, wejscie do Lulworth Cove, Dancing Ledge (najfajniejszy wspinaczkowy klif w naszej okolicy), Anvil Point o 1400 skad juz obralismy prosciutki kurs na The Needles. O 1700 weszlismy na Solent a to juz jest jak w domu! Jeszcze tylko trawers Cowes o 18.30 i rowno o 19.30 rzucilismy cumy w Hamble gdzie czekal na nas tata Steve'a aby odwiesc nas do domu. Mielismy za soba 27.5 godzin plyniecia.

Z mojego punktu widzenia byla to szczegolna deliwerka chociaz nie przebiegala w trudnych warunkach lub, ze byla bardzo wymagajaca. Znamiennego charakteru nadal jej fakt, ze plynalem razem z Filipem. Cos, czego nigdy nie udalo sie zrealizowac mojemu Tacie - poplynac ze swoim synem jachtem na morze - mnie udalo sie zrealizowac kiedy Filip mial 12 lat. Mam rowniez taka nadzieje, ze to dopiero poczatek i jeszcze razem przeplyniemy wiele mil a Kuba do nas rowniez wkrotce dolaczy.

_________________
Pozdrawiam,
Marcin

"If I had been God
I would have rearranged the veins in the face to make them more
Resistant to alcohol and less prone to ageing"


Góra
 Zobacz profil  
Odpowiedz z cytatem  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 15 ] 


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: rawonsails i 45 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
[ Index Sitemap ]
Łódź motorowa | Frezowanie modeli 3D | Stocznia jachtowa | Nexo yachts | Łodzie wędkarskie Barti | Szkolenia żeglarskie i rejsy NATANGO
Olej do drewna | SAJ | Wypadki jachtów | Marek Tereszewski dookoła świata | Projektowanie graficzne


Wszystkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment serwisu "forum.zegluj.net" ani jego archiwum
nie może być wykorzystany w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody właściciela forum.żegluj.net
Copyright © by forum.żegluj.net


Nasze forum wykorzystuje ciasteczka do przechowywania informacji o logowaniu. Ciasteczka umożliwiają automatyczne zalogowanie.
Jeżeli nie chcesz korzystać z cookies, wyłącz je w swojej przeglądarce.



POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL